Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Powrót

W cieniu prawdy

Autor:Rinsey
Serie:Shingeki no Kyojin
Gatunki:Akcja, Dramat, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2015-03-18 08:00:52
Aktualizowany:2015-03-16 22:21:52


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autorki zabronione.


Rozdział 3

W cieniu prawdy

Jej świat był bardzo pięknym miejscem…

To tutaj żyli jej przyjaciele i rodzice, dzięki którym poznała, czym jest najpiękniejsze uczucie na świecie - posiadanie domu wypełnionego miłością i ciepłem, każdego dnia czekającego na jej powrót.

Jednak ten sam świat był też niezwykle okrutny.

To tutaj odebrano jej to, co kochała najbardziej. Do dzisiaj pamiętała przerażające krzyki swojego ojca i matki, gdy para napastników z nieznanych jej przyczyn jednym ciosem noża wstrzymała nadejście kolejnego oddechu u swoich ofiar.

I wtedy, gdy myślała, że jej los również lada chwila dobiegnie końca, znikąd pojawił się dziwny chłopiec z niesamowicie zielonymi oczami będących skupiskiem niezłomnej determinacji i woli życia. Jego słowa i gruby, czerwony szalik sprawiły, że z powrotem poczuła ciepło. Odzyskała poczucie, że wciąż ma gdzie wracać. Że tak długo, jak Eren był obok niej, wciąż posiadała coś, co mogła nazywać domem.

Zabiję je wszystkie… Co… do jednego…

Te słowa, wypowiedziane przez niego w sennym transie kilka dni wcześniej sprawiły, że coś w niej drgnęło. Nie potrafiła powiedzieć dlaczego, ale nagle pojawiła się w jej wnętrzu pewność, że to nie był pierwszy raz, kiedy usłyszała z jego ust taki potok nienawiści.

Kiedyś istniał ktoś, kto odebrał im niemalże wszystko, co mieli. Ktoś, kogo starali się zniszczyć za wszelką cenę. Kto z zadziwiającą zręcznością odbierał wszelkie skierowane w niego ciosy.

A ona, chociaż walczyła ze wszystkich sił, raz za razem traciła wszystko, co mogła nazywać domem.

Eren więcej niż raz otoczył ją ciepłym, czerwonym szalikiem bezpieczeństwa. I kiedyś, dawno, dawno temu, nie zdołała mu się odwdzięczyć, nie zdołała go ocalić…

Jednak jakimś cudem los dał jej drugą szansę, której nie zamierzała zmarnować.

Nie dopuści, aby ktokolwiek go skrzywdził.

Bez względu na wszystko.


***


Jak tylko ujrzała w oddali zarys starej kamienicy, gdzie mieściło się zajmowane przez Ilse mieszkanie, wiedziała, że stało się coś złego. W blasku migoczącego światła radiowozów mieniły się odblaskowe opaski na ramionach licznie zebranych oficerów świadczące o fakcie, że nie pochodzili oni ze zwyczajnej miejscowej jednostki policyjnej.

Podświadomie przyśpieszyła kroku. To tylko przypadek, że policja pojawiła się obok bloku Ilse. Przecież w tej kamienicy mieszkało przynajmniej z dziesięciu lokatorów. Na pewno nic się jej nie stało…

- Proszę pani.

Przecież wyszła tylko na chwilę, a Ilse nie odzyskała wspomnień sprzed 2000 lat. Tym razem nie musiała brać udziału w tym wszystkim, nie musiała ginąć dla Korpusu Zwiadowców. Wreszcie mogła wieść spokojne, szczęśliwe życie, dlatego nic nie mogło jej się teraz stać, prawda?

- Proszę pani! Czy pani tutaj mieszka?

Dopiero kiedy potężnie zbudowany policjant zagrodził jej drogę, zwróciła uwagę na żółtą taśmę blokującą swobodny dostęp do starej kamienicy.

- Nie, ale…

- To w takim razie jest mi niezmiernie przykro, ale nie może pani tu wejść - odparł spokojnie mężczyzna.

Hanji podniosła głowę i obdarzyła go mocno poirytowanym spojrzeniem. Funkcjonariusz wyglądał na dobrze umięśnionego człowieka zbliżającego się do czterdziestki. Jego zielone oczy osadzone pomiędzy wysokim czołem i niewielkim nosem, spod którego sterczały mocno zaniedbane wąsy, przyglądały jej się z zimnym profesjonalizmem.

- Niech mi da pan dokończyć - odparła ze złością Hanji. - Może tu nie mieszkam na stałe, ale zatrzymałam się tutaj u koleżanki.

Policjant przyjrzał jej się badawczo, po czym przejechał palcami po swojej brodzie i sięgnął po stary, zużyty zeszyt.

- Jak się nazywa pani koleżanka?

- Ilse Langer.

Na dźwięk tego imienia oczy policjanta natychmiast się zwęziły. Zanim z jego ust wydostały się słowa, Hanji przeszedł zimny, nieprzyjemny dreszcz.

- Pani wybaczy, ale w takim wypadku, tym bardziej nie powinna pani wchodzić do tego mieszkania. Jesteśmy tutaj właśnie z powodu pani koleżanki. Może będzie lepiej, jak pani usiądzie…

- Nie ma takiej potrzeby - przerwała mu, wbijając w niego nieugięty wzrok. - Co się stało Ilse?

Funkcjonariusz nie śpieszył się z odpowiedzią. Powoli chował swój wypłowiały zeszyt z okładką w fioletowe jesienne kwiaty do kieszeni kurtki, co zdawało się trwać całą wieczność. A może to po prostu jej napięte do granic możliwości nerwy sprawiały, że wydawało się jej, że czas zwolnił?

- Ilse Langer nie żyje.

Dawno, dawno temu to zdanie było dla niej codziennością. Każda kolejna misja wiązała się z utratą kolejnego towarzysza broni, przyjaciela, członka rodziny. Będąc w Oddziale Zwiadowców, musiała wytworzyć pewien rodzaj odporności na przyjmowanie takich wieści. Zwłaszcza jeżeli sama nieraz musiała wejść w ponurą rolę posłańca złej nowiny, którego zadaniem było powiadomienie o kolejnej śmierci.

Nie czuła smutku. Ani niczego innego. W jednej chwili lęk i obawa, które jeszcze chwilę wcześniej wypełniały jej istnienie, zniknęły, ustępując miejsca zimnej, nieprzyjemnej pustce.

Przez ostatnie dwadzieścia sześć lat wiodła ekscytujące oraz wbrew temu, co sądzili jej współpracownicy, bezpieczne życie. I chociaż bez problemu zaakceptowała swoje wspomnienia sprzed dwóch mileniów, wciąż nie była przygotowana na śmierć tak nagłą i nieoczekiwaną.

- Chcę ją zobaczyć - powiedziała cicho.

- Przykro mi, ale to niemożliwe - odpowiedział natychmiast policjant. - Również ze względu na pani znajomość z panią Langer będę musiał zadać pani kilka pytań. Czy czuje się pani na tyle dobrze, aby pojechać ze mną na posterunek?

- Muszę ją zobaczyć - powiedziała już głośniej Hanji, ponownie kierując na funkcjonariusza nieugięte spojrzenie brązowych oczu.

- Jesteś głuchy? - Nagle tuż obok naukowca rozległ się mocno poirytowany głos Levi’a. Najwidoczniej już musiał skończył składanie raportu Erwinowi, w którym to celu na moment się od niej odłączył. - Okularnica chyba wyraźnie powiedziała, że chce tam wejść. Jest znajomą ofiary, więc ma do tego pełne prawo.

- Nie w tym przypadku - odrzekł uparcie funkcjonariusz. - Pan, wybaczy - słowo „pan” zostało wyraźnie podkreślone - ale mamy dokładne rozkazy, których musimy przestrzegać.

- To w takim razie, ja wam wydaję nowe dokładne rozkazy i macie nas wpuścić do środka. - Natychmiast skontrował Levi, wyciągając z kieszeni niewielką plakietkę i obdarzając swojego rozmówcę ostrym spojrzeniem.

Policjant po raz pierwszy w czasie tej rozmowy się zawahał. Gdyby nie okoliczności, Hanji z rozbawieniem by zauważyła, jak komicznie wyglądał potężny funkcjonariusz truchlejący pod wpływem spojrzenia o około dwadzieścia centymetrów niższego od siebie mężczyzny. Oficer niechętnie sięgnął po niewielki przedmiot, po czym w jednej chwili pobladł.

- To faktycznie zmienia postać rzeczy - przyznał niechętnie. - Niech państwo tam wejdą.

- Jednak masz trochę oleju w tej swojej zakutej mózgownicy - skomentował Levi, popychając lekko Hanji, która po tym geście wyrwała się z odrętwienia i natychmiast ruszyła naprzód.

Pokonanie prowadzących do mieszkania Ilse dwóch kondygnacji schodów zajęło im mniej niż minutę. Kobieta z uwagą przyglądała się zmasakrowanemu zamkowi w drzwiach wejściowych w czasie, gdy były kapral ponownie wyciągnął z kieszeni niewielką plakietkę, co w zupełności wystarczyło, aby wyprosić wszystkich zgromadzonych w mieszkaniu policjantów.

- To mi wygląda na pocisk 50 BMG - odezwał się Levi, jak tylko zostali w pomieszczeniu sami. - Już chyba nie mogli wybrać bardziej pospolitego kalibru… Pieprzone skurwysyny, to najbardziej rozpowszechniony pocisk w kraju.

- Jeżeli użył pistoletu do dostania się do środka, Ilse musiała wiedzieć o jego zamiarach - dodała Hanji. Chociaż jej głos brzmiał spokojnie, był całkowicie pozbawiony jej zwyczajowego entuzjazmu. - To nie był przypadek, od początku sprawca chciał ją zabić. Tylko dlaczego? Ilse coś ty takiego zrobiła?

Szatynka sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła parę jednorazowych rękawiczek, które natychmiast włożyła na dłonie. Zrobiła kilka kroków naprzód, wchodząc do niewielkiego przedpokoju. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Para ogromnych puchatych kapci gościnnych leżała niechlujnie rozwalona tuż pod wieszakiem na kurtki czyli dokładnie tam, gdzie je zostawiła dzisiejszego ranka. Prostokątny zielony dywan wciąż prowadził do pokoju Ilse, gdzie z wyraźnym drżeniem skierowała się Hanji. W tym pomieszczeniu również wszystko leżało na swoim miejscu. Półki ze śmiesznymi tytułami książek, zdjęcia z rodzinnych wycieczek, umiarkowanie poukładana sterta ubrań na wielkim skórzanym fotelu… Dotychczas miała nadzieję, że może to wszystko jest jednak jakimś paskudnym żartem bądź pomyłką, jednak leżące nieopodal łóżka martwe ciało Ilse Langer było boleśnie prawdziwe. W pozbawionych życia oczach odbijało się światło z jasnożółtego żyrandola, trupia bladość pokryła od zawsze zarumienione policzki. Lekko uchylone usta sprawiały wrażenie, jakby Ilse chciała jeszcze coś powiedzieć, być może w proteście, że raz jeszcze jej byt został zakończony tak wcześnie.

Usłyszała za sobą ciche kroki. Levi powoli zbliżył się do martwej i ukucnął w niewielkiej odległości przed ciałem.

- Jeden strzał. Prosto w serce - powiedziała cicho Hanji.

- To niewątpliwie robota zawodowca. Na zewnątrz widać ślady, a więc musiała przed nim uciekać. A jeśli tak było, zrobiła wyjątkowo głupio, że wróciła do swojego mieszkania. W otwartym terenie byłoby jej dużo łatwiej jej go zgubić.

- Masz rację, ale Ilse wiedziałaby o tym. Z jakiegoś względu chciała trafić właśnie tutaj.

Nie wiedzieć czemu, w jej głowie pojawiło się stare powiedzenie jej ojca, który często śmiał się ze swojej córki, która to uwielbiała kilkukrotnie czytać tę samą książkę.

Hanji, raz napisana historia nie zmienia swojej treści. Nawet jeśli byłaby czytana nieskończoną ilość razy.

Czemu Ilse leżała obok łóżka? Przecież nie był to najbardziej oddalony punkt pokoju. Co więcej, w głębi pomieszczenia znajdywało się wyjście na balkon. Osoba wiedziona instynktem zwierzyny skierowałaby się właśnie w tamtym kierunku…

Nie namyślając się dłużej Hanji uklękła i zajrzała pod łóżko. Kiedy sięgnęła pod nie ręką, szybko napotkała przedmiot o gładkiej powierzchni. Jej oczy rozszerzyły się, gdy przyjrzała się wyciągniętemu przedmiotowi i zorientowała się, że właśnie trzyma w dłoniach stary, sfatygowany notatnik.

Notatnik Ilse.


***


Armin lekko zaniepokojony szedł wzdłuż niedługiego korytarza prowadzącego do pokoju Erena. Kiedy ostatnio rozmawiał z nim przez telefon, jego wiecznie pełen buty przyjaciel wydawał się nie być do końca sobą. Pani Yeager jak zawsze przywitała go z uśmiechem, jednak spytana o zdrowie swojego syna wyraźnie przygasła.

- Nie wiem Armin. Wydaje mi się, że fizycznie nic mu nie dolega. Trzymam go w domu, bo chcę, aby jeszcze Grisha go przebadał, jak wróci za dwa dni. Ale od dnia, kiedy go przyprowadziliście z Mikasą zaczęły go męczyć koszmary. Wiem o tym, bo przecież słyszę, jak krzyczy niemalże każdej nocy. - W jej zielonych oczach pojawił się błysk gniewu. - A ten uparciuch stale zaprzecza i mi wmawia, że coś sobie wymyślam.

- Może po prostu nie chce pani martwić - zauważył grzecznie Armin.

- Martwi mnie o wiele bardziej, nic mi o tym nie mówiąc - zaperzyła się kobieta. - Armin, porozmawiaj z nim proszę - dodała trochę delikatniej. - Może chociaż ty mu przemówisz do rozsądku.

Chłopak nie był o tym do końca przekonany, wiedział lepiej niż ktokolwiek, że Eren należy do wyjątkowo upartych ludzi, ale i tak przytaknął pani Yeager, po czym ruszył w stronę pokoju przyjaciela.

- Eren? - zawołał, jak tylko uchylił drzwi.

- Wejdź, Armin - odpowiedział mu nieco zmęczony znajomy głos.

- Jak się czujesz? - spytał blondyn, dokładnie lustrując swojego rówieśnika. Oczy Erena były lekko podkrążone, jakby faktycznie nie mógł przez noc zmrużyć oka, co nie przeszkadzało mu jednak przy siedzeniu przed komputerem stojącym na niedużym dębowym biurku.

- Dobrze, ale już powoli tutaj nie wyrabiam. Jeden dzień w domu całkowicie by mi wystarczył.

- Oj, widzę właśnie. Z nudów już zacząłeś sprzątać pokój? - spytał z lekkim uśmieszkiem Armin, siadając na łóżku, które chyba po raz pierwszy w życiu widział tak dokładnie pościelone.

Na twarzy Erena pojawiło się zażenowanie.

- Tak jakoś wyszło… - wymamrotał. - Ale powiedz mi lepiej, co w szkole? Byłem przekonany, że będzie z tobą Mikasa.

- Mikasa zamierzała przyjść, ale w ostatniej chwili zadzwoniła do mnie i powiedziała, że dzisiaj nie da rady. Podobno przyjeżdża jej wujek Kenny.

- Mikasa ma wujka? - zdziwił się Eren.

- Tak, to podobno ktoś ze strony jej matki. Jako że teraz mieszka u rodziny ze strony ojca, rozumiem, że chce poznać jedyną osobę z drugiej strony swojej rodziny.

- To my jesteśmy dla niej prawdziwą rodziną. Obaj wiemy, że mieszkając u siostry swojego ojca, nie czuje się dobrze. I co ten cały Kenny sobie myśli, nagle się pojawiając po ośmiu latach? - W jego tonie pojawił się gniew.

- Też wydaje mi się to dziwne - przyznał Armin, opierając głowę na złożonej dłoni i lekko mrużąc oczy. - Ostatnio w ogóle dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Wiesz, że Annie się o ciebie pytała?

- Annie? - spytał Eren z ewidentnym zaskoczeniem w głosie.

Na moment zapadła ciężka cisza, której blondyn zupełnie się nie spodziewał.

- Armin, powiedz mi… - Chłopak nerwowo przełknął ślinę. - Czy wierzysz, że niektóre sny mogą być… prorocze?


***


Liście niespokojnie kołysały się w rytmie wzniecanym przez silny północny wiatr. Chociaż przywykła do zimna, nie mogła powstrzymać drżenia wywołanego pierwszym jesiennym podmuchem. Niemalże nieświadomie sięgnęła do kieszeni i delikatnie musnęła palcem chłodny, metalowy przedmiot. Ten gest zawsze ją uspokajał. Dawał jej złudzenie, że bez względu na swoje położenie, wciąż to ona miała kontrolę nad własnym życiem. To ona decydowała, czy pociągnie za spust. To do niej należała ostateczna decyzja, czy jej ofiara przeżyje, czy też na zawsze pogrąży się w nieskończonym śnie.

Teraz jednak jej misja wyglądała nieco inaczej. Tym razem uświadomiono ją, że porażka absolutnie nie wchodzi w grę. Wciąż wybór należał do niej, lecz niepowodzenie zostałoby opłacone niezwykle wysoką ceną. O wiele wyższą niż dotychczas. Dlatego też nie mogła się wahać...

Eren Yeager musiał zginąć.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.