Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Powrót

Tak blisko, tak daleko.

Autor:Rinsey
Serie:Shingeki no Kyojin
Gatunki:Akcja, Dramat, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2015-11-29 12:03:42
Aktualizowany:2015-11-29 12:03:42


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autorki zabronione.


Rozdział 4

Tak blisko, tak daleko

- A więc ktoś manipuluje informacjami dotyczącymi Murów, w których najprawdopodobniej zostali uśpieni tytani, tak? - krótko podsumował Erwin, kładąc brodę na złożonych dłoniach i kierując przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu na dwójkę swoich najbliższych podwładnych, siedzących po przeciwnej stronie pięknego, dębowego biurka.

- Zgadza się! - przytaknęła entuzjastycznie Hanji. - Co do zawartości Murów, wciąż brakuje mi kilka testów do stuprocentowej pewności, ale jak tylko skończymy, wpadnę do laboratorium…

- Chyba do wanny, chciałaś powiedzieć. Kiedy się myłaś po raz ostatni, Zasrana Okularnico? - wpadł jej w zdanie Levi. Na jego twarzy malował się grymas.

Kobieta zaśmiała się tylko i machnęła lekceważąco ręką.

- Zaskoczę cię, ale wcale nie tak dawno.

- I trwało to zapewne tyle, ile pierdnięcie komara.

- Wręcz przeciwnie! Wypełniłoby to czas dobrego posiedzenia w czasie zatwardzenia.

- Chyba jakiegoś pieprzonego zatwardzenia u tytanów.

- Levi, tytani nie mają odbytu.

- No właśnie.

- Wydaje mi się, że mieliście mi do powiedzenia coś jeszcze o Ilse Langer - wtrącił Erwin, znacząco marszcząc swoje okazałe brwi i przerywając tę krótką przepychankę słowną, na co Hanji z powrotem spoważniała.

- Ilse zostawiła nam wiadomość. - Kobieta zdjęła okulary i wyciągnęła ze swojej torby stary, sfatygowany notatnik. - Niemalże identyczną jak dwa tysiące lat temu. - Przysunęła przedmiot w stronę dowódcy.

Mężczyzna ostrożnie ujął w dłonie cenny zeszyt i przeczytał na głos treść zaklętą w pożółkłych kartkach.

- Ymir. Ludzie Ymir.

Wszyscy wyżej postawieni członkowie Korpusu Zwiadowców znali to imię, a zwłaszcza Hanji, która przez wiele nocy raz po raz przerzucała swoje notatki ze starannie przepisaną relacją Ilse, próbując odnaleźć jakąkolwiek wskazówkę mogącą się przyczynić do rozwiązania tajemnicy tytanów.

- Czyżby Ilse tuż przed swoją śmiercią odzyskała wspomnienia? Czasami zdarza się, że byli Zwiadowcy nie odzyskują pełnej świadomości, ale w ich pamięci pojawiają się pewne przebłyski z czasów wojny z tytanami - zamyślił się Erwin.

- Czysto teoretycznie jest to możliwe - przyznała kobieta. - Ale rozmawiałam z Ilse tego ranka. Gdyby cokolwiek świadczyło o tym, że ona również odzyskuje wspomnienia, zauważyłabym to.

- Mogła po prostu mieć zasranego pecha i znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie - wtrącił Levi.

- I na przykład usłyszeć coś, czego nie powinna? - dokończył Erwin, ponownie unosząc brwi.

- Właśnie.

- Uważasz, że celem tych ludzi była Hanji?

- To nie byłby pierwszy przypadek, że znika w nieznanych okolicznościach ktoś, kto interesuje się Murami.

Levi kątem oka spojrzał na byłą towarzyszkę broni, której twarz w tym momencie przybrała nieco bledszy niż zazwyczaj odcień.

- Czyli w zasadzie naszym wrogiem nie są tytani, tylko ludzie… - powiedziała cicho Hanji. - Ktoś pragnie ich powrotu, a my pomimo ograniczonych wspomnień wciąż jesteśmy dla nich zagrożeniem. Czyli dysponujemy czymś, co mogłoby odblokować nasze wspomnienia, przez co bylibyśmy w stanie nie dopuścić do powrotu tytanów. A według naszych wspomnień tylko jedna osoba dysponowała nadnaturalnymi zdolnościami…

- Eren - dokończył za nią Erwin.

- O którym wciąż nie wiadomo czy się przebudzi - dodał gburliwie Levi.

- No to póki co nic nie jesteśmy w stanie poradzić - wtrącił z pełną powagą Erwin. - Rozumiem, że twój oddział, Levi, ma chłopaka na oku, tak? Na razie musimy się skupić na wyśledzeniu grupy interesującej się Murami. Hanji, od jutra chcę, abyś pracowała w laboratorium w budynku obok. Moblit zadba o wszelką aparaturę potrzebną ci do pracy.

W oczach naukowca pojawił się radosny błysk.

- Moblit również odzyskał wspomnienia?! Juuuuhuuu! - krzyknęła wesoło po uprzednim ponownym nałożeniu okularów.

- Tak jak cały twój oddział. Długo kazałaś na siebie czekać, Zasrana Okularnico - skomentował były kapral.

Hanji zignorowała go i oparłszy się o biurko Erwina, wbiła spojrzenie godne szczeniaka błagającego o kość w swojego dowódcę.

- Mogę już zobaczyć moje nowe laboratorium? Mogę? Mogę?

- Nie, Zasrana Okularnico, jest trzecia w nocy. Najpierw wejdziesz do pieprzonej wanny, a potem pójdziesz spać - oznajmił brzmiącym coraz bardziej niebezpiecznie tonem Levi.

- Laboratorium jeszcze nie jest gotowe - odparł Erwin z lekkim uśmiechem. - Jutro rano kończą się ostateczne testy aparatury, ale zapewniono mnie, że w południe wszystko ma już na ciebie czekać. Levi pomoże ci w przeniesieniu twoich materiałów na wypadek nieproszonych gości.

Zanim z ust naukowca padły kolejne słowa na znak protestu, były kapral podniósł się ze swojego fotela i chwytając Hanji za ramię, zmusił ją do tego samego.

- Dobranoc, Erwin - oznajmił Levi, ciągnąc za sobą lekko zaskoczoną kobietę, która ledwo zdążyła się odwrócić i lekko uśmiechnąć do przywódcy Oddziału Zwiadowców, nim zniknęła za ciężkimi, metalowymi drzwiami.


***


Woda delikatnie spływała po jej ciele, przywracając krążenie w zmarzniętych palcach u stóp i wywołując rozkoszne poczucie ciepła. Wbrew przekonaniom Levi’a lubiła kąpiele, jednak to nie była jej wina, że zawsze miała do zrobienia coś pilniejszego aniżeli oddawanie się przyjemności, jaką dawał kontakt gorącej cieczy ze skórą. Ludzie umierali, a nawet jedno odkrycie mogło przyczynić się do uratowania chociaż jednego istnienia. Nie żałowała ani jednej zarwanej nocy, pominiętego posiłku lub kąpieli, jeśli tylko mogło ją to przybliżyć do prawdy. Tymczasem po upływie dwóch tysięcy lat ta sama chęć odszukania odpowiedzi przyczyniła się do przedwczesnego zakończenia życia osoby, która tym razem nie powinna była zginąć. Okrutną drwiną losu był fakt, że gdyby nie udała się po kolejne próbki, być może Ilse Langer wciąż by żyła…

Wiedziała jednak obwinianie się za tą śmierć nikomu nie przyniesie żadnego pożytku. Musiała wziąć się w garść i zrobić wszystko, aby tym razem liczba ofiar była jak najmniejsza. Przecież właśnie po to dano im tę drugą szansę, czyż nie?

Zakręciła wodę i sięgnęła po wiszący na kabinie ręcznik w biało-czarne paski, jednocześnie przyglądając się idealnie wypolerowanym kremowym kafelkom. Łazienka, tak jak całe mieszkanie, już od pierwszej chwili kojarzyła się ze swoim właścicielem. Czarno-biała terakota w połączeniu z ciemnobrązowymi meblami tworzyły klasyczną i elegancką kombinację, a każdy kąt był uporządkowany wręcz z przesadną dbałością o szczegóły. Zresztą czego innego mogła się spodziewać po mieszkaniu Levi’a? Przecież wszędzie, gdzie pojawiał się były kapral, musiał zapanować ład i porządek, nawet jeżeli było to tylko mieszkanie służbowe, mieszczące się kompleksie przydzielonym specjalnej jednostce policyjnej pod dowództwem Erwina Smitha.

Jeszcze przed odzyskaniem wspomnień Erwin dostał się do tajnych służb, gdzie błyskawicznie awansował. Gdy kilka miesięcy wcześniej doszło do jego spotkania z Levi’m i w wyniku powolnego procesu w jego umyśle pojawiła się świadomość wydarzeń sprzed 2000 lat i stopniowo budzącego się zagrożenia, zajmował wystarczająco wysokie stanowisko, aby powołać oddzielną jednostkę bojową o specjalnych uprawnieniach, pod której szyldem zapoczątkował odbudowę Korpusu Zwiadowców.

Już jutro miała spotkać Mike’a, Moblita i innych dawnych towarzyszów broni, wciąż żyjących i gotowych do walki, aby historia nie zatoczyła koła. Wiedziała, że to nie będzie łatwe zadanie, ale nie mogła powstrzymać radości, że zobaczy ich wszystkich raz jeszcze. Jednak to miało nastąpić dopiero jutro, a póki co musiała się chociaż zdrzemnąć, zanim pewien gburliwy maniak czystości zacznie jej marudzić nad głową. Po powierzchownym wytarciu się niedbale odwiesiła ręcznik i narzuciła na siebie luźną, czarną koszulę nocną, po czym wyszła z łazienki. Kiedy po pokonaniu niewielkiego korytarza znalazła się w skąpanej w mroku sypialni, przez moment miała wrażenie, że Levi już zasnął. Wystarczyło jednak, że zrobiła dodatkowy krok w głąb pokoju, a jego głowa odwróciła się w jej kierunku.

- Jeszcze nie śpisz? - spytała, uśmiechając się pod nosem.

- Prawie nic nie zjadałaś - oznajmił oskarżycielskim tonem.

- Bo dałeś mi porcję jak dla Mike’a. - Zaśmiała się w odpowiedzi.

- Normalną jak na nadpobudliwego popaprańca marzącego o sprawdzeniu zawartości tyłków tytanów.

Hanji zbliżyła się do łóżka i usiadła tuż obok Levi’a.

- Levi, dziękuję, że się o mnie martwisz, ale wszystko jest w porządku.

Odpowiedział jej niezrozumiały pomruk.

- Naprawdę. - Zaśmiała się raz jeszcze, po czym pochyliła się i delikatnie musnęła go w usta. - Teraz mi wierzysz?

Kolejny niezrozumiały pomruk.

Kobieta ponownie się zaśmiała, jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Levi złapał ją za tył głowy i przyciągnął ją do siebie, łapiąc wargami jej usta. Pocałunek był nieśpieszny, delikatny. Przekazywał całą mnogość emocji skrytych w stalowoniebieskich oczach, które nigdy nie miały zostać wypowiedziane na głos. Hanji z milczącą wdzięcznością i zrozumieniem przyjmowała te uczucia wraz z idącą za nimi bliskością. Na ten jeden moment pozwolili sobie na słodką chwilę zapomnienia. Nie było istotne, że do ich ponownego spotkania doszło w świecie, któremu powtórnie groziła zagłada. Że już jutro może się rozpocząć walka mogąca przynieść najgorszy z możliwych rezultatów. Przez tę jedną chwilę mogli być tylko dwójką ludzi na nowo uczącą się siebie nawzajem po długim czasie rozłąki.

***


Drżącą ręka otarła skapującą z policzka krew. Od urodzenia wykazywała się ponadprzeciętną szybkością reakcji i instynktem. W temacie walki wręcz niemalże nie miała sobie równych bez względu na to, czy miała do czynienia z rówieśnikiem czy z dorosłym. Jednak ciosów tego człowieka nie była w stanie odeprzeć. Z ledwością zdołała zrobić unik, gdy w ułamku sekundy poleciał w jej stronę sztylet, w rezultacie czego ostrze przecięło jej policzek. Korzystając z panującego w ogromnym magazynie półmroku, schowała się za jedną ze starych, zniszczonych szaf składających się na wyposażenie zapomnianego przybytku. Wzięła głęboki wdech i próbowała odzyskać klarowność umysłu. Przecież musiało istnieć z tej sytuacji jakieś wyjście. Eren jej potrzebował. Nie mogła pozwolić sobie na śmierć w takim momencie. Jak w ogóle mogła dopuścić do takiej sytuacji? Z drugiej strony skąd mogła wiedzieć, że ostatnia żyjąca osoba ze strony jej matki okaże się szaleńcem pragnącym ją zabić?

- Łoj, łoj, łoj! Całkiem nieźle sobie poczynasz, smarkulo! - Jego głos wzmocniony echem wypełnił całe pomieszczenie. Ciężkie kroki w powolnym rytmie rozpraszały głuchą ciszę, wywołując u Mikasy mimowolny dreszcz strachu. - Chociaż wciąż ci wiele brakuje do tego kurdupla.

W jednej chwili poczuła w głowie pulsujący ból. W okamgnieniu jej umysł zalała fala obrazów.

Ogromna kobieta, personifikacja samej śmierci. Eren o niewidzącym spojrzeniu zielonych oczu, znikający w ciemnej otchłani. Gorąca wściekłość wypełniająca jej wnętrze. Atak mający przenieść to znienawidzone stworzenie do niebytu, a który okazał się błędem. Szybszy od wiatru cios niskiego, czarnowłosego mężczyzny ratujący jej życie.

- Kapral Levi… - wyszeptała, łapiąc się za głowę.

- Za szybko zaczęłaś się przebudzać, dziecinko - kontynuował ten znienawidzony, ochrypły głos. - Historia musi wrócić na właściwe tory, a gówniany Ackerman po niewłaściwej stronie barykady może znacząco utrudnić to zadanie i dlatego właśnie należy się go pozbyć. Walka pieprzonych Zwiadowców jest jak zawsze z góry skazana na przegraną. Tak jak i twoja, dziecinko. Już nigdy nie zobaczysz swojego kochasia. - Pomieszczenie wypełnił głośny śmiech. - Czy tego chcesz, czy nie, szczeniak zginie.

Eren… zginie?

Niewidzące zielone oczy. Krew. Szczęka. Otchłań. Krew. Nicość.

Mieszanina wspomnień i emocji w jednej chwili wypełniła jej wnętrze. Półświadomie zacisnęła dłonie na nożu, który trzymała przy sobie od tamtego feralnego dnia. Kiedy złowieszcze stąpanie zaczęło dobiegać z odległości mniejszej niż dwa metry, wyprowadziła błyskawiczny cios, który nie mógł nie trafić do celu. Ostrze skierowane w stronę serca przeciwnika nagle wypadło z jej rąk. Dopiero ułamek sekundy później poczuła pulsujący ból w okolicach klatki piersiowej, gdy z impetem uderzyła o ścianę.

- Łoj, łoj, łoj! To naprawdę było niezłe, smarkulo! - Głos Kenny’ego Ackermana dobiegał do niej jak z oddali. Powoli zaczynała tracić świadomość, co było snem a co rzeczywistością. Stary, opuszczony magazyn zlewał się z błotnistą zielenią lasu o ogromnych drzewach. Okrutny, męski śmiech przeplatał się z krzykiem istoty, która nie mogła być człowiekiem. Tylko jedna rzecz trzymała ją przy granicy zmysłów.

Eren.

Musiała go ocalić.

- Eren - wyszeptała tak cicho, że nikt nie mógł jej usłyszeć. - Nie odchodź.


***


Skrzyp, skrzyp, skrzyp. Stara, drewniana podłoga delikatnie uginała się pod jej ciężarem, wydając z siebie cichy pomruk. Nie przejmowała się tym, że ktoś mógłby ją usłyszeć. Wiele osób uprawiających jej profesję sądziło, że zbliżenie do celu ułatwiało zachowanie absolutnej ciszy. Ona jednak wyznawała zupełnie odmienne zasady. Chociaż zawsze przystępowała do ataku pod kojącą osłoną aksamitnej nocy, całą sobą pragnęła, aby jej ofiara budziła się w środku nocy, w napięciu nasłuchując dźwięków, które nie powinny się rozprzestrzeniać po pogrążonym we śnie domostwie. Chciała być personifikacją jej lęków, ożywionym koszmarem nocnym, dzierżącym w dłoni władzę nad życiem i śmiercią o metalicznym połysku.

Nie pamiętała, kim jest ani skąd pochodzi. W jej umyśle wciąż jednak tkwiło to jedno wspomnienie, które przy każdej chwili wahania przypominało jej, dlaczego nie mogła przestać. Nie chciała doświadczyć tego nieskończonego koszmaru nigdy więcej. A ten zielonooki chłopiec mógł sprawić, że tamta znienawidzona przeszłość mogła się stać jej teraźniejszością. Dlatego w jej sercu nie było żadnej wątpliwości, gdy otwierała drzwi prowadzące do najmłodszego członka rodziny Yeagerów.

Zrobiła kilka kroków w głąb pokoju. W leniwie wpadającym przez okno świetle księżyca była widoczna unosząca się i opadająca klatka piersiowa młodego chłopaka pogrążonego we śnie, osoby którą musiała zabić.

Niemalże z namaszczeniem sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyciągnęła chłodny, metalowy przedmiot.

- Żegnaj - szepnęła, delikatnie gładząc palcem gładką powierzchnię pistoletu.

Chwilę później srebrzystoszara kula przecięła wilgotne powietrze chłodnej, jesiennej nocy wypełniające pokój Erena Yeagera, w ułamku sekundy łącząc się ze swoim celem.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.