Opowiadanie
Pokemon Jhnelle
Rozdział 18: Odbicie w lustrze
Autor: | O. G. Readmore |
---|---|
Serie: | Pokemon |
Gatunki: | Komedia, Przygodowe |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2014-10-02 14:53:23 |
Aktualizowany: | 2014-10-02 14:53:23 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.
Strach opanowywał ją za każdym razem, gdy w pokoju ustawały krzyki. One nie istniały poza jej myślami. Były jedynie ułudą kłębiącą się w głowie niczym dym w kominie. Nie lubiła, kiedy krzyki znikały, bo to oznaczało powrót do rzeczywistości. Powrót do mroków i ścian odrapanych z tapet. Wtedy zostawała sama w pokoju. Nie myślała, nie mówiła, nic nie słyszała, a gdyby mogła to przestałaby oddychać. Tyle razy myślała o odebraniu sobie życia, ale brakowało jej odwagi. Drzwi do pokoju otworzyły się wpuszczając trochę światła. Kobieta przesunęła się w kąt. W progu stanął mężczyzna. To był on. Od czasu do czasu odwiedzał ją, kupował jedzenie i płacił za wynajem pokoju, w którym mieszkała. Nie miał takiego obowiązku, ale przychodził w każdy czwartek. Robił to z przyzwyczajenia, albo litości. Doceniała jego gest chociaż nigdy mu tego nie zdradziła. Z drugiej strony odwiedziny były dla nich obojga jak pokuta, którą muszą odbyć. Patrzenie na siebie sprawiało im ogromny ból.
- Natalie? - wyszeptał najdelikatniej jak tylko mógł. - To ja.
- Po... Po co przyszedłeś? - wyjąkała.
- Jak się czujesz?
Nie odpowiedziała. W nerwowy sposób zaczęła przeczesywać kasztanowe włosy palcami. Robiła tak zawsze, kiedy się denerwowała.
- Gorzej niż wczoraj?
- Tak. Możesz... już sobie pójść? - rzuciła od niechcenia.
- Dopiero przyszedłem - powiedział, głaszcząc ją po kolanie.
Ściągnęła jego rękę ze swojego kolana, po czym dodała:
- Od tego masz tę dziwkę.
- To nie jest... - przerwał. - Podoba ci się tu? - zmienił temat.
- Tak, jest ładnie.
Mężczyzna rzucił okiem na przestrzeń. Był to ciasny pokój z odrapanymi ścianami, starymi oknami w drewnianych ramach, brudnymi zasłonami i równie ohydną, niezmienianą zbyt często pościelą. Następnie przeszedł się do okna. Palcem wskazującym odsłonił firanę. Na zewnątrz panował chaos. Tysiące twarzy tworzyły tłumy walające się po chodnikach, samochody stały na zatłoczonych skrzyżowaniach. W Townview ludzie zawsze gdzieś się śpieszyli: z pracy i do pracy. I tak cały czas. Stolica Jhnelle przypominała mu perpetuum mobile. Wiecznie działający mechanizm. Wyjątkowo nie lubił tego miasta. Odtrącał go jego styl i pośpiech w jakim tutaj się żyło, ale nie miał do nikogo pretensji o taki stan rzeczy. Musiały istnieć metropolie skupiające wokół siebie ludzi i mniejsze miasta, tak samo jak prowincje. Z niewiadomych przyczyn przypomniał sobie o Corella Town. Szybko odgonił złe wspomnienie.
- Jeśli nie chcesz jechać ze mną do Irina City to może chociaż wynajmę ci lepszy pokój? - zaproponował.
- Lepszy? - podniosła wzrok z ziemi.
- W centrum.
- Nie - stanowczo sprzeciwiła się pomysłowi, po czym dodała: - Idź już sobie, proszę.
Spełnił jej życzenie. Wyszedł bez słowa. Zatrzymał się na moment w recepcji, gdzie wręczył właścicielowi motelu kilka banknotów z prośbą o doglądanie do Natalie.
Centrum Pokemon w Townview nie przypominało tych z Darea lub Novan. Było pozbawione swojskości i prostolinijności znanej z innych lecznic w Jhnelle. Pokemonowy szpital w Townview doskonale wpasowywał się w wielkomiejski krajobraz stolicy. Przed jego budynkiem znajdował się ogromny parking. Do wnętrza centrum prowadziły zaś szklane drzwi, zaraz za którymi zaczynał się hol. Po jego lewej stronie były schody prowadzące do piwnicy, gdzie miała miejsce szatnia. Z prawej strony były identyczne przejście prowadzące do restauracji dla przebywających w centrum trenerów. Był to skromny bufet, w którym znajdowało się zaledwie dziesięć stolików. Naprzeciw "knajpki" zaczynały się pokoje gościnne dla trenerów i koordynatorów zostających w mieście na trochę dłużej. Według Kyle'a położenie kwater dla gości tuż obok kuchni było szalenie niepraktyczne. Ponieważ każdego dnia o szóstej rano do pokoi wdzierały się swąd spalenizny oraz odgłosy uderzających się o siebie garów. Pierwsze piętro centrum było lustrzanym odbiciem tego z Esari City. Posiadało recepcję, zaplecze, duże okna, kilka sof jak w poczekalni. Wyższe piętra przeznaczone były wyłącznie dla personelu. Zajmowały je sale operacyjne, wykładowe, magazyn i salon fryzjerski Joy, które musiały wyglądać ładnie, aby swoim urokiem nieść ulgę chorym.
Charlie i bracia Daniels siedzieli na czarnych kanapach ze skóry w recepcji w oczekiwaniu na zwrot pokemonów. Chociaż od wyjścia z Esari nie używali swoich podopiecznych, Stacey uparł się na badania kontrolne zaraz po przybyciu do Townview.
Ścienny zegar przesuwał wskazówki wydłużając pobyt chłopców w centrum. Nie tylko oni czekali na siostrę Joy. Kolejka w lecznicy rosła, a pielęgniarka pojawiała się tylko momentami mówiąc: "Proszę o cierpliwość, muszę umyć głowę".
- Dłuuuugo jeszcze? - dłużyło się Jimmy'emu. - Zapytajcie się jej - dodał.
W kierunku chłopców zbliżała się siostra Joy. Kyle położył nogę na stoliku z ulotkami zagradzając pielęgniarce przejście.
- Przepraszam - zaczął grzecznie. - Czekamy już jakieś dwie godziny.
- A za czym? - zapytała zdezorientowana.
Daniels nie miał siły na kolejną potyczkę słowną z kolejną siostrą Joy, z kolejnego miasta. Bez słowa ściągnął nogę ze stolika.
- Oddaliśmy nasze pokemony na badanie - powiedział Charlie.
- Aha - skinęła głową. - A co ja mam z tym wspólnego?
- Jak to? - Joy usłyszała za plecami oburzony głos jakiejś dziewczyny.
Po chwili obok Joy stanęła średniego wzrostu dziewczyna. Była okrągła jak piłka, jej tłuste włosy opadały na ramiona, zaś za okularami w grubych oprawkach ukrywała zielone oczy. Krok za dziewczyną podążał dwunożny stworek wielkości Koliego. Na główce miał hełm, zaś w prawej łapce ściskał zwierciadło.
Charlie zeskanował stworka pokedexem, który w przeciwieństwie do wielkiego mistrza D. nie miał w zwyczaju mylić się:
- Reflection - zaczął. - Lustrzany pokemon. Nierozłącznym atrybutem tego pokemona jest jego lustro, którego używa do walki. Kiedyś uważano, że rozbicie lustra powoduje śmierć tego pokemona. Występuje w Skalnym Potoku oraz pobliskich okolicach.
- Zajmuje się pani pacjentami! - oświeciła ją grubaska. - Ja i mój Reflection czekamy na dwuminutową konsultację z panią od rana!
- Nie tym tonem! - warknęła Joy. - Sobie nie życzę chamstwa, a z pretensjami to idźcie do mojej siostry. Pewnie znowu obiecała ludziom, że zajmie się pokemonami. Mówiłam jej... Dasz palec to rękę odgryziecie!
- Jesteście tutaj we dwie? - zdziwił się Kyle.
- Tak, w końcu centrum jest duże - przyznała pielęgniarka. - Opiekuję się nim wspólnie z moją siostrą... bliźniaczką - dodała podekscytowana. - Jesteśmy podobne jak dwie krople wody. Pewnie mylicie mnie z nią. Gdy jedna z nas udaje, że coś robi druga ma czas na poprawę fryzury - wyjaśniła.
- Myślałem, że wszystkie jesteście takie same - stwierdził Charlie.
- Szczera bzdura - warknęła Joy. - Ja i Joy jesteśmy siostrami, a nie kuzynkami. Pomiędzy nami jest niesamowita telepatyczna więź.
- Co to znaczy? - zapytał zaintrygowany Kyle.
- Kiedyś uderzyłam się w palec, a moja siostra to poczuła. Tak się wtedy wkurzyła za przysporzenie jej bólu, że w zemście trzepnęła się w głowę kamieniem.
- I co? - przejęła się trenerka Reflectiona. - Poczułaś to?
- Nie - zaśmiała się pielęgniarka. - Ale moja siostra musiała mieć szytą skórę na głowie!
Przerażony opowieścią Kyle kręcił tylko głową. W końcu wyciągnął swój pokedex i włączył go.
- Powiedz coś o Joy - rzucił hasło Daniels.
- Piguła Joy. Istnieje po to, aby dogadzać pokemonom. Nikt nie zidentyfikował jak wiele jest piguł Joy. Krążą plotki, że jest ich więcej niż gwiazd na niebie. Miłośnicy teorii spiskowych twierdzą, że to zdalnie sterowane roboty, które w razie buntu opanowałyby cały świat - powiedział wielki mistrz D.
- Wielkie dzięki za nic - westchnął i schował urządzenie do tylnej kieszeni spodni.
Z zaplecza wyszła druga siostra Joy. W dłoniach niosła srebrną tacę, na której znajdowało się siedem pokeballi.
- I po co tak się pieklicie? - wzruszyła ramionami oddając podopiecznych Danielsom i Stacey'owi.
- A ja? - zaczepiła ją trenerka.
- Nie wiem - mruknęła. - Są cztery warianty - powiedziała na odczepne. - Doświadczenie nabyte w walce, szczęście, kamienie, albo inne przedmioty ewolucyjne lub picie dużej ilości białej herbaty.
Nie czekając na odpowiedź ze strony dziewczyny wycofała się. W ślad za Joy ruszyła jej siostra bliźniaczka.
- O czym ona gadała? - zapytał Charlie.
- O ewolucji - odparła trenerka.
Uklęknęła i pogłaskała swojego stworka po łebku.
- Chciałam, żeby Reflection ewoluował i przyszłam po jakąś radę do centrum. Jesteście trenerami i wiecie jak to jest. Mam Refleciona już dość długo, a na ewolucję jakoś się nie zanosi.
- Rea fitia - pomarkotniał pokemon.
- Ja tam chcę, aby mój Bordobear zawsze był takli jak jest - przyznał Charlie.
- Czyli jaki? - zapytała.
- Zaspany i sflaczały - dodał z przekąsem Kyle.
- Wcale taki nie jest! - właściciel zaczął bronić pokemona. - Po prostu... - próbował nazwać zmęczenie Bordobeara. - Po prostu jako maluch potrzebuje dużo snu!
- Podobno po ewolucji zmienia się charakter pokemona - stwierdził Jimmy.
- Niekoniecznie - wtrąciła dziewczyna. - Zmienia się wygląd, umiejętności i to co nazywamy statystykami, ale to nadal to samo serce i dusza. Ma wspomnienia, zna nas. Po ewolucji nie zmienia, aż tak wiele. Wierzcie mi... Gdzie mam głowę... - zmieniła temat. - Z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić. Jestem Martine.
- Kyle - odparł krótko Daniels. - A to są Charlie i gnom.
- Sam jesteś gnom! - wrzasnął Jim.
- Tak, tak - machnął ręką. - A może moglibyśmy pomóc ci w ewoluowaniu Reflectiona? Dla nas to będzie dodatkowy trening.
- Moglibyście? Super! - przyklasnęła.
- Ja! Ja pierwszy! - wyrwał się do przodu Jim.
Energicznym ruchem wyciągnął z kieszeni pokeball i rzucił nim o podłogę.
- Wormly, przygotuj się do walki! - nakazał robaczkowi.
- Ło? - zapytał Wormly.
Gąsieniczka była pewna, że to pora obiadku. Jakiś nakaz ze strony miłego chłopczyka-trenera wydał jej się co najmniej absurdalny. Ba! Wręcz niemiły! Dlatego też Wormly wrócił do pokeballa. Nie miał w planie walki przed obiadem.
- Nie rób mi tego! - jęknął Jimmy.
- W takim razie ja będę pierwszy - niespodziewanie Charlie ożywił się.
Czwórka trenerów wyszła przed centrum. Ogromny parking należący do szpitala był prawie nieużywany. Większość trenerów podróżujących po kraju poruszała się pieszo lub ewentualnie rowerem. Samochody były mało praktyczne, gdyż mogły przemieszczać się jedynie drogami i autostradami, co uniemożliwiało spotkanie ciekawszych pokemonów żyjących w lasach i na polach.
- Walczymy jeden na jeden! - zawołał Charlie.
- A na ile on chciał? - Jim szturchnął starszego brata.
Kyle tylko się uśmiechnął kącikiem ust. Charlie Stacey momentami wydawał się nierozgarnięty. Pytał o oczywiste rzeczy, bawiły go nieśmieszne dowcipy, a czasem zdarzało mu się powiedzieć o słowo za wiele.
Reflection stanął na środku parkingu. Przez moment spoglądał w lustro, a potem w zupełności skupił się na wrogim trenerze.
- Bordobear! Wybieram cię!
Z pokeballa wyłonił się Bordobear.
- Dobra, Reflection! - Martine przejęła inicjatywę. - Zacznij od ataku... - zacięła się.
Bordobear spał. Wychodzenie z kuli zmęczyło pluszowego misia na tyle, że postanowił odpocząć przed walką.
- Co on robi? - zapytała zdziwiona.
- Dobrze, Bordobear! - dopingował Charlie. - Odpocznij sobie trochę, a potem przywal mu.
- On go najzwyczajniej w świecie ignoruje - Kyle skomentował pojedynek. - Nie ma co przedłużać! - zawołał w stronę walczących. - Moja kolej - powiedział, wyciągając zza pasa pokeball.
- Może tym razem się uda - westchnęła Martine.
Z jej twarzy trudno było odgadnąć, czy chodzi jej o ewolucję, czy o zaczęcie walki.
- Prawdę mówiąc - przyznał Kyle. - Po trosze liczę, że mój Koli także niedługo ewoluuje.
Charlie spojrzał porozumiewawczo na Jima. Chłopiec słowem nie wspomniał bratu o wydarzeniach podczas konkursu i działaniu mistycznego kamienia.
- Skąd ta pewność, że on ewoluuje? - wtrącił Jim.
- Bunny Josha już ewoluował - oznajmił Daniels. - Sequel Alissy z resztą pewnie też...
- To wcale nie znaczy, że Koli ewoluuje! - warknął jego brat.
- Co masz na myśli? - obruszył się właściciel kota.
- Nie... Nic - dodał mniej pewnie. - Skąd wiesz, czy mama profesora nie włożyła pokeballa Koliego do kawy jak wielkiego mistrza D., albo nie dała mu jakiegoś kamienia zapobiegającego ewolucji?
- Coś kręcisz... O co chodzi? - zapytał podejrzliwie.
- O nic -próbował się wymigać siedmiolatek.
- Mów!
- Dałem mu everstone! - wyrzucił to wreszcie z siebie.
Poczuł jak ciężki głaz spada mu z serca. Uczucie ulgi trwało jednak tylko kilka sekund. Zapadła nieznośna cisza.
Kyle spoglądał na Jima pytającym wzrokiem. Nigdy nie lubił swojego brata, ale pierwszy raz czuł coś więcej. Czuł zawód. Do tej pory myślał, że mimo wszystko może ufać Jimowi. Chciał mu wygarnąć wszystko co myśli o rozkapryszonym bracie, ale coś go powstrzymało. Złość minęła w jednej chwili.
- Kontynuujmy nasz pojedynek - powiedział Daniels.
- Nic mi nie zrobisz? - wtrącił się Jim.
- Zamknij się - odparł Kyle. - Nie chcę cię słyszeć. Na całe szczęście za kilka dni wracasz do Corella i będę miał z tobą święty spokój. Mam cię dosyć. Jesteś tylko utrapieniem - mówił zwyczajnie.
Jimmy usiadł na schodku prowadzącym do lecznicy i ze skwaszoną miną przyglądał się pojedynkowi.
Kyle rzucił przed siebie pokeball. Z wnętrza kuli wyłoniła się zmęczona sylwetka baseta.
- I to jemu przeszkadza kiedy pokemon śpi podczas walki? - zażartował Charlie.
Jimmy'emy nie było do śmiechu. Opuścił głowę i nie odezwał się, ani słowem.
- Huff, atak ognistym podmuchem! - wydał komendę trener.
Pies wolnym ruchem zwrócił głowę w stronę Danielsa. Martwił się o swojego nowego pana, bo jaki trener rozkazuje wodnemu pokemonowi wykonać atak ognistym oddechem?
- Huf-huf - szczeknął, aby oznajmić, że nie ma pojęcia o czym mówi Kyle.
Martine nie czekała.
- Reflection, twój przeciwnik jest bardzo wolny! - oświadczyła trenerka. - Wykorzystaj swoją przewagę szybkości i zbliż się do niego, a następnie uderz z całej siły!
- Refaks! - zawołał, rzucając się na przeciwnika.
Bezbronny Huff czekał na sensowne polecenie ze strony Kyle'a.
- Jeśli chodzi o prędkość jesteśmy na straconej pozycji - pokręcił głową Kyle. - Ale nie jeśli chodzi o obronę! Huff - zawołał na pokemona. - Plastyka ciała!
Pies przybrał formę poduszki jak w momencie, kiedy idzie spać. W takiej pozycji zderzenie z biegnącym Reflectionem nie było w stanie wyrządzić mu krzywdy. Atakujący stworek odbił się od miękkiego ciała zupełnie jak piłka od ściany.
- Dobra, Huff - kontynuował Daniels. - Teraz użyj ataku ognistym... znaczy wodnej broni - poprawił się.
Z pyska baseta wyrwał się słup ognia.
- Nie poddamy się - Martine dodała otuchy stworkowi. - Użyj zwierciadła! Atak Justniem Bidoofem!
Reflection wystawił naprzód swoje lusterko. W jego odbiciu pojawiła się twarz nastoletniej gwiazdy muzyki country, Justina Bidoofa. Z niewiadomych przyczyn ogień wyminął Reflectiona.
- Teraz ich mamy! - ucieszyła się Martine. - Użyj...
- Piękni i młodzi! - przerwało jej.
Kyle i Martine spojrzeli przed siebie. Na środku parkingu tuż pomiędzy dwójką walczących pokemonów stali członkowie podłego Zespołu Witamina C.
- Do akcji gotowi - zawołał Brandon.
- Kto to? - zapytała zdziwiona i nie obeznana z potęgą złej organizacji przestępczej trenerka.
- Cii... - uciszył ją Charlie. - Zaczekaj do końca.
- Złodziejskiemu kodeksowi honorowi - powiedziała Brenda.
- Nic nam nie zaszkodzi - dodał jej towarzysz.
- Nie wiesz kto przybył.
W tym samym momencie Brendan uniósł ręce nad głowę.
- Nie wiesz z kim masz do czynienia.
Ten sam ruch wykonała Brenda.
- Za pomocą palca skinienia.
- Obrócimy ziemię w pył.
Oboje stanęli w rozkroku.
- Zespół Witamina C oraz ich nowy układ horograficzny do motta - zawołali razem.
Trenerzy parsknęli śmiechem.
- Z czego rżycie, pospólstwo jedno! - rozzłościła się Brenda.
- Jesteście zabawni - wyjaśnił Kyle.
- Nie będzie wam do śmiechu, kiedy ukradniemy wam pokemony! - zagroziła kobieta.
- Zanim to zrobimy - przerwał jej Brandon. - Co sądzicie o naszym układzie? Dobrze wykonany? Mamy coś poprawić?
- Nie, jest rewelacyjny - dodał Jim.
- Czy wam się nigdy nie znudzi to motto? - westchnął Kyle. - Zajmijcie się lepiej czymś pożytecznym.
- Zespół Witamina C jest jak rozwolnienie! - rzucił bez zastanowienia Brandon. - Pojawia się nie proszony i zawsze znienacka!
- Tak - mruknął Charlie. - I nawet kończy w ten sam sposób.
- Koniec tej gadki! Oddajcie nam wasze pokemony, pieniądze i odznaki! - wrzasnęła Brenda.
- Oni nadal żartują? - zapytała Martine.
- Teraz są poważni - wyjaśnił Kyle. - Trzeba zrobić z nimi porządek.
- Załatwimy to z Reflectionem.
Po tych słowach mały pokemon wyszedł przed Zespół Witamina C i skierował lustro w stronę szajki przestępczej. Wokoło złodziei zaczęło pojawiać się coraz więcej Reflectionów.
- Co się dzieje, Brendo? - zdenerwował się mężczyzna. - Skąd tego tyle.
- On się powielił - wyjaśnił Jim. - Ten atak służy dezorientacji przeciwnika, a także podwyższeniu własnej siły.
Lustra Reflectionów zaczęły błyszczeć. Wiązki świateł uwolnione ze zwierciadeł uderzyły w niegodziwców i wysłały ich wysoko w niebo. Po ataku powielone pokemony zmieniły się na powrót w jednego.
- Jeszcze tu wrócimy... - odbiło się dalekim echem.
Reflection zwyciężył. Nim zdążył odetchnąć jego ciało pokryła biała poświata, która zaczęła rozrastać się wokoło niego.
- On ewoluuje! - zawołała podekscytowana właścicielka. - O matko! Ludzie bez nerwów! Nie przeszkadzać i opanujcie się! - wołała, mieszając panikę z euforią.
Gdy biała poświata zniknęła przed grupą stało ogromne lustro w brązowej oprawie.
- Impresion - wydobyło się głuche zawołanie z wnętrza zwierciadła.
Kyle wyjął z kieszeni wielkiego mistrza D.
- Nic nie powiem! - oznajmił stanowczo. - Niech pokedex Charliego powie coś, skoro jest taki fajny.
- Słusznie - zgodził się Kyle
- To ja jednak... - zaczął pośpiesznie wielki mistrz D.
Daniels już nie słuchał. Bez słowa schował swój pokedex do kieszeni ustępując miejsce Charliemu.
- Impression - przemówił pokedex Stacy'ego. - Dorosła forma Reflection. W tej formie traci możliwość poruszania się, ale znacząco podwyższa swoją defensywę. Bardzo rzadko spotykany na wolności. Nieliczne z tego gatunku pokemony potrafią zaglądać w przyszłość.
- Udało się! - krzyknęła zadowolona Martine. - Zyskałam za jednym zamachem fajnego pokemona i lustro, w którym mogę się przeglądać. Nie wiem, jak mogę się wam odwdzięczyć - zwróciła się do chłopców.
- Podziękowania należą się przede wszystkim Zespołowi Witamina C - przypominał Charlie.
Jeszcze tego samego dnia pod motel na ulicy Księżycowej podjechała karetka. Dwóch sanitariuszy udało się na górę. Po kilku minutach na noszach wynieśli nieprzytomną kobietę. Grupka gapiów przyglądała się bacznie każdemu ruchowi medyków. Najwięcej uwagi przyciągała ich pacjentka. Jej twarz zasłaniały długie kasztanowe włosy. Miała zgrabną figurę, była wysoka, ale poza tym nie można było o niej nic powiedzieć. Nikt jej nie znał, nikt nie widział w pobliżu, nikt nie wiedział dlaczego połknęła środki nasenne. Jedynie recepcjonista ją znał. Widział jak kilkakrotnie odwiedzał ją elegancki mężczyzna, który wołał na nią Natalie. A teraz? Wszystko miało zniknąć w słodkim śnie w jaki zapadła. Robiło się ciemniej i ciszej.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.