Opowiadanie
Pokemon Jhnelle
Rozdział 29: Zamieszki w porcie
Autor: | O. G. Readmore |
---|---|
Serie: | Pokemon |
Gatunki: | Komedia, Przygodowe |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2015-04-29 08:00:59 |
Aktualizowany: | 2015-04-27 23:52:59 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.
Jak rozpoznać ciszę? Nie taką zwyczajną, ale tę przepełnioną smutkiem? Gdy wybierzesz się do teatru Kawa przed południem możesz ją usłyszeć. Nie ma muzyki, ani prób wokalnych, nikt nie śmieje się i nie ćwiczy skeczy, nie ma testów oświetlenia i zamieszania towarzyszących temu miejscu. Tak wyglądała cisza przepełniona smutkiem. Pracownicy teatru oraz trenerzy zajmowali miejsca na widowni, scenie i w milczeniu oczekiwali na jakiekolwiek wiadomości o zaginionej Alissie.
- Ile to może trwać? - przerwała milczenie Rose.
- Aż ją znajdą - szepnął Charlie.
Jimmy szturchnął starszego brata.
- Nic jej nie będzie, prawda? - spytał z maślanym wzrokiem.
Kyle wzruszył ramionami. Nie wiedział co zaszło wczorajszego dnia w porcie. Po części czuł się źle, bo mógł wybrać walkę o odznakę, a nie nudny konkurs. Kto wie, jak wtedy potoczyłoby się spotkanie z regulatorami?
- Wczoraj mówiłeś coś o Underpierocie - podjął temat Josh. - Widziałeś go?
- Tak, widziałem - odparł Gary. - Nie wydaje mi się, aby stanowił zagrożenie.
Gdyby Underpierot chciał kogokolwiek skrzywdzić zrobiłby to wczoraj w porcie. On jednak poszukiwał Pierota i tylko względem jego miał złe zamiary. Ludzie nie obchodzili go na tyle, aby mogłoby mu zależeć na ich śmierci.
- Może on nie stanowi zagrożenia, ale jeśli regulatorzy zapanują nad nim i Pierotem... - zaczął główkować Allen.
- Co masz na myśli? - wybudził się z zamyślenia Chris.
- Ten cały boski nektar, który ponoć można uzyskać z krwi tych pokemonów da im ogromną siłę - opowiadał dalej Josh. - Sami pomyślcie, ile złego mogą uczynić z taką bronią? Może nawet zniszczą świat?
- Nie - pokręciła głową Rose. - Nic z tych rzeczy...
- Skąd wiesz? - rzucił pytanie J.J.
Kobieta spojrzała na niego ze zdenerwowaniem. Miała serdecznie dość wszystkiego. Nie potrafiła jednak przyznać się do współpracy z Robinem, dla którego pracowali regulatorzy. Złościł ją jedynie fakt utraty najpierw syna, a potem dziewczyny będącej dla niej przez wiele lat przyszywaną córką.
Zadzwonił telefon. Zoe wstała z miejsca i podbiegła do aparatu znajdującego się za sceną.
- Tak, słucham? Ale co mi tutaj siostra Joy opowiada za głupoty? Nie, niech dzisiaj nie przychodzi - pani Wanderer kłóciła się z pielęgniarką. - Co? Może pani powtórzyć? Alissa? Dziękuję, tak już jedziemy.
Imię siostry Chrisa podniosło uwagę zebranych. Gdy Zoe wróciła, Chris stał i w napięciu oczekiwał na informacje na temat swojej siostry. Wyglądał jak więzień czekający na wyrok.
- Znaleźli Alissę. Żyje! Jest ranna - powiedziała z ulgą kobieta.
W jednej chwili napięcie i strach zniknęły z Kawy wyparte przez nadzieję.
W Centrum Pokemon w Irina City nie było miejsca na przerwy, czy narzekania. Tutejsza siostra Joy mimo wielu braków edukacyjnych traktowała swoją pracę niezwykle poważnie. Do zadań podchodziła sumiennie, a pokemonami zajmowała się profesjonalnie niczym nigeryjski nauczyciel japońskiego uczący w ukraińskim przedszkolu, a jeśli czasami czy nawet często udało jej się coś zepsuć... Przecież chciała dobrze.
Na recepcję wbiegł Chris Christeensen, a zaraz za nim pozostali.
- Siostro! - zawołał.
Z zaplecza wybiegła chuderlawa Joy. W pośpiechu potknęła się o próg i padła na ladę. Szybko się pozbierała i poprawiła okulary o grubych szkłach. Miała na sobie uniform, który wydawał się na niej wisieć. Wytarła ręce w kamizelkę i zasalutowała jak w wojsku.
- Siostra-zastępowa Joy - krzyknęła.
- Dzwoniła siostra do teatru - mówił pośpiesznie Chris. - Podobno jest tu moja siostra.
- Nie wiem, a nazwisko? - zapytała, wertując leżącą obok księgę pacjentów.
J.J przewrócił oczyma.
- A czy dużo przyjmuje pani ludzi w klinice pokemon? - zapytał z dostrzegalnym w głosie sarkazmem.
- Nie - odparła speszona. - Teraz mamy tylko jedną dziewczynę.
- Alissa Christeensen - podał Chris, ignorując wcześniejszą odpowiedź pielęgniarki. - Jak się czuje?
- Strzała przeszła na wylot. Rozcięła jej skórę, albo coś i tyle. Był lekarz i zszył. Nic takiego. Sama mogłabym założyć jej szwy, gdyby nie fakt, że brzydzę się krwi - zaśmiała się nerwowo pielęgniarka. - Możecie do niej iść. Pokój 202 - dodała, poprawiając okulary.
Alissa siedziała w szpitalnym łóżku i palcami próbowała rozczesać kręcące się włosy. W kącie pod stolikiem spał Friday. Była pewna, że gdyby nie jego pomoc utonęłaby. Do sali weszli Chris, Gary i Prequel. Na ich widok twarz dziewczyny pojaśniała.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest - westchnął na wstępie starszy brat.
- Cześć! - pomachała im.
- Pre kue! - zawołał pokemon, podchodząc do łóżka trenerki.
- Prequel - poklepała kaczora po głowie. - Świetnie się spisałeś. Co się właściwie wczoraj stało? - zwróciła się niemal od razu do Gary'ego.
- W zasadzie nic. Po rozbiciu figurki Underpierot przeniósł mnie i Prequela z powrotem na plażę, a ty?
- Angela mnie zraniła, zachwiałam się i wpadłam do wody - wzruszyła ramionami, jakby nic się nie stało. - Obudziłam się, gdy Friday wyciągał mnie na plażę. Wystraszyłam się, bo bluzka była poplamiona krwią. Odruchowo wstałam i ruszyłam przed siebie. Doszłam aż tutaj - mówiła lekko, jakby opowiadając jakiś dowcip.
- Frej - mruknął pokemon spod stołu.
Na salę weszła siostra Joy. Nieśmiało zasalutowawszy powiedziała:
- Myślę, że pacjentce dobrze by zrobił występ panów. Na przykład skecz o "jazzie na martwo" albo o przyrodzie. Nie ma na co czekać - mówiła, rumieniąc się. - Zdejmijcie ciuchy i pokażcie wszystko.
- Siostro Joy - westchnęła pacjentka.
- Siostra-zastępowa Joy - poprawiła ją ponownie salutując.
- Jak wolisz - mruknęła. - Czy siostra-zastępowa Joy może nas zostawić na chwilę samych? - poprosiła grzecznie.
- Nie mogę - odparła złośliwie. - Koniec wizyty, dziewczyna musi odpocząć - warczała obrażona.
- Pójdziemy do portu i pogadamy z regulatorami - ogłosił Kyle.
- O czym? - skrzywił się Jimmy.
- O tym, że ich nie lubimy - odparł z uśmiechem Charlie.
Chris i Gary opuścili salę numer dwieście dwa i dołączyli do debatującej na korytarzu grupki. Na pytający wzrok Rose, Christeensen powiedział z ulgą:
- Alissa czuje się dobrze.
- To najważniejsze - westchnęła Czarna Róża.
- Teraz najważniejsze jest załatwić regulatorów - stwierdził Kyle.
- Porywanie się z motyką na słońce - przerwał mu Allen. - On są silniejsi. Pójdziemy tam we dwóch, a oni nas skopią.
Daniels zacisnął zęby, aby nie krzyknąć na Josha. Wydawało mu się, że jego kolega z klasy zawsze stoi w opozycji do niego. Gdyby Daniels nie chciał iść do portu, on za pewne pierwszy ruszyłby na spotkanie z regulatorami.
- To, że ty przegrałeś z nimi kilka razy nie znaczy, że są silniejsi ode mnie - wycedził poirytowany chłopak.
- Raczej są - odparł krótko Josh. - Ty już nawet nie startujesz w lidze, a więc mogę traktować cię jako przypadkowego trenera, który nic nie znaczy.
- Słuchaj! - Kyle podniósł głos.
- Dobra, panowie! - przerwał im J.J. - Nie podniecajcie się tak jak rencista na widok emerytury.*
- Dokładnie - poparł go Gary. - Jestem liderem i powinienem zadbać o spokój i bezpieczeństwo Irina City. Odpłacę im za tę wczorajszą jazdę.
- Pójdziemy razem - zaproponował Kyle.
- Riti! - poparł go Rhythmox.
- Niech wam będzie - westchnął Josh, jakby robiąc łaskę pozostałym. - Myślę, że to zły pomysł, ale skoro chcecie...
Allen chciał stanąć do walki z regulatorami, ale dopiero w odpowiednim czasie. Trenował sumiennie, co jakiś czas łapał nowego pokemona, a przy tym starał się nie myśleć o presji, którą wywierało na niego sumienie. Musiał stać się silniejszy, aby wygrać turniej Jhnelle, chciał zwyciężyć, aby zdobyć główną nagrodę, która była ratunkiem dla jego siostry.
- Tak jest! - przyklasnął Carter. - Idę z wami!
- Czyli jest nas już czterech! - ucieszył się poparciem pomysłu Kyle.
- Pięciu! - zawołał Jimmy.
- Nie - skrzywił się starszy brat. - Gnomy, słabi trenerzy, dzieci i ci, którzy mają w składach chodzącą porażkę zostają tutaj.
- Do której kategorii mnie zaliczyłeś? - zaczął się złościć sześciolatek.
- W zasadzie pasujesz do wszystkich czterech - powiedział na odchodne.
Gdy czwórka trenerów opuściła centrum pokemon, Jimmy usiadł na krześle pomiędzy Czarną Różą, a Zoe i głośno westchnął. Tymczasem Charlie założył kurtkę i przygotował się do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytał Jim.
- Alissie nic się nie stało, a więc idę świętować z pozostałą trójką koordynatorów przejście do finału. Nie czekajcie na mnie. Wrócę późno - oznajmił.
Sześciolatek skrzyżował nogi i z ponurą miną zaczął obmyślać sposób na wymataczenie od Kyle'a jego odznak.
Regulatorzy spotkali się z profesorem w porcie. Ku zdziwieniu Thomasa, naukowiec nie miał im za złe zniszczonej przesyłki, wręcz przeciwnie wydawał się zadowolony z przebiegu zdarzeń. Po raporcie złożonym przez lidera regulatorów uśmiechnął się chytrze i spojrzał przed siebie, jakby szukając linii oddzielającej niebo od morza.
- O co chodziło z tą całą przesyłką? - burknął Freddy.
- Chyba nie rozumiem - bawił się z nim staruch.
- Zapytam inaczej... Czy chciał pan zniszczyć figurkę? - nie poddawał się.
- Statuetki posiadają moc Pierota, którą wyczuwa bóg rozpaczy. Są jak przynęta, za którą on podąża - wyjaśnił naukowiec: - Ale co począć, jeśli taką ma naturę? Jego instynkt działa na naszą korzyść.
- Już rozumiem - pokiwał głową Thomas. - Underpierot przybył do Irina City, bo wyczuwał tutaj moc swojego przeciwnika. Chciałeś go zmylić.
- Dokładnie. Potrzebna mi jest ich krew pochodząca z żyjącego boga. Nie możemy dopuścić do tego, aby spotkali się zbyt wcześnie. Ich walka przyniesie jedynie śmierć jednego, albo drugiego.
- Mogłeś nas przynajmniej uprzedzić - stwierdziła gniewnie Angela.
- Racja - przytaknął jej Freddy. - Gdybyśmy z Michaelem wiedzieli o przesyłce, moglibyśmy pomóc w schwytaniu Underpierota.
- Nie było potrzeby - odparł profesor.
- Nie było potrzeby? - rozdrażniła się Angela. - Przez tego cholernego pokemona zabiłam dziewczynę z Corella, czy skąd ona tam była.
- Z Corella Town? Chodzi ci o to miasteczko akademickie? - zainteresował się naukowiec.
- Tak - przewrócił oczyma Michael. - Co jakiś czas trafiamy na trenerów z tego miasta. Jest ich czworo. Nie pamiętam jak się nazywają.
- Myślałem, że od zniszczenia dawnego laboratorium zaprzestano wydawania "pokemonów początkowych" - mruknął.
- Kogo to obchodzi? - mówiła zdenerwowana Angela. - Zabiłam człowieka.
- Bez histerii - uciszył ją naukowiec. - Śmierć jednej osoby nie czyni z ciebie mordercy, a twórcę. Zabijasz, bo dążysz do celu, a to znak, że na czymś bardzo ci zależy. Chociażby na sile tworzenia.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Wielokrotnie reagowała impulsywniej niż było to koniecznie, ale jeszcze nigdy nie odebrała komuś życia. Od wczoraj z uwagą słuchała wiadomości, ale nikt nie wspominał o wyłowieniu ciała z morza.
- Co mamy robić? - zapytał lider regulatorów.
- Na ten moment czekacie w Irina City. Wszystko jest pod kontrolą. Dopóki pan McIntyre jest cierpliwy to i ja taki pozostanę. Czas mnie nagli - dodał pośpiesznie. - Spotkamy się na "wyspie księżyca".
Zaraz po wyjściu profesora głos zabrał Michael:
- On mnie przeraża, a was?
- Przymknij się - warknął Tom. - To prawa ręka naszego zleceniodawcy.
Nie wracali więcej do tego tematu.
Kyle, Josh, Gary i Carter stali obok wielkich skrzyń, które przypłynęły właśnie z Boheme City. W oddali widzieli mężczyzn w błękitnych uniformach.
- To podwładni tych waszych regulatorów - powiedział Gary.
- Czyli szykuje się grubsza afera - pokiwał głową Carter.
- Nie, niekoniecznie. Oni nie będą stanowili dla nas żadnego problemu. Gdy wczoraj pojawił się Underpierot spieprzali, gdzie pieprz rośnie.
- A tam mamy regulatorów - wskazał ręką Josh.
- Nie wyglądają, jakby złapali Underpierota - stwierdził Carter.
- Zaraz się tego dowiemy. Zaczynamy zabawę - ucieszył się Daniels. - Rhythmox, może przywitasz ich jak należy?
- Rit! - zawołał pokemon zeskakując z pleców Danielsa.
Ryś zwinnie wskoczył na skrzynię i skupił w sobie energię. W jednej chwili jego ciało rozjaśniało białym blaskiem, który wystrzelił w powietrze w postaci pioruna. Atak uderzył tuż obok zdezorientowanego Freddy'ego. Spojrzenia regulatorów powędrowały w kierunku skrzyń, obok których stała czwórka trenerów.
- Mogliśmy się spodziewać, że wróci z posiłkami - mruknął Thomas. - Załatwimy ich jak tę dziewczynę.
- Nikogo nie załatwiliście - wtrącił Josh.
- Ona żyje? - spytała przejęta Angela.
- Na twoje szczęście tak - warknął lider.
- Nie miałam zamiaru jej krzywdzić. Przekażcie jej życzenia szybkiego powrotu do zdrowia - dodała z uśmiechem.
Jej pewność siebie niespodziewanie wróciła.
- Szukamy Underpierota - przejął inicjatywę Kyle.
- To tak jak my - wzruszył ramionami Michael.
- Po co on wam?
- Nam nie jest potrzebny, ale pan McIntyre ma względem niego swoje plany. Nas one zupełnie nie obchodzą - Freddy pokreślił wyraźną odrębność regulatorów.
- Jasne - zgodził się Michael. - Nasze motto: "płacisz i wymagasz, a reszta nas nie interesuje".
- Możemy dowiedzieć się od nich więcej - stwierdził Josh.
- Co masz na myśli? - zwrócił się do towarzysza Wanderer.
- Nie mówią nam wszystkiego - ciągnął Allen. - Jeśli zajmiemy ich walką być może uda nam się wyciągnąć z nich jakieś dodatkowe informacje. Wyzywam was na pojedynek! - powiedział głośniej Allen.
Michael wyszedł na przeciw wzruszając jedynie ramionami. Josh zmartwił się. Dwunastolatek nie był jego wymarzonym przeciwnikiem, wręcz przeciwnie przez Allena postrzegany był jako najsłabsze ogniwo regulatorów. Mimo to wyciągnął pokeball, wykazując tym samym gotowość do walki.
- Jesteśmy nad wodą, a więc Crabdart! Wybieram cię! - zawołał Josh, rzucając przed siebie kulę.
Na polu walki pojawił się niewielkich rozmiarów skorupiak o muszli piaskowego koloru, do której przyczepiona była rozgwiazda. Wielkie szczypce niepewnie kołysały się na długich, ale cienkich łapkach.
Kyle mechanicznie sięgnął po pokedex, aby dowiedzieć się czegoś o nowym pokemonie Josha.
- Crabdart - przemówił wielki mistrz D. - Jeden z najfajniejszych pokemonów wodnych w Jhnelle, ale ty i tak Daniels nie złapiesz go, bo on jest bardzo rzadki. Wiesz, jak to się mówi? Nie dla psa kiełbasa.
- Wiesz co jeszcze mówią? - mruknął Kyle.
- Cio? - spytał niewinnie mistrz.
- Że wylądujesz na dnie morza!
- Opanuj się, Kyle! - uspokoił go Carter.
Chłopak schował atlas pokemonów do kieszeni i skupił się na walce.
Przeciwnikiem Crabdarta była pszczoła Bee-bee.
- Zademonstruję ci jak wygląda porażka! - zaczął się odgrażać Michael.
Josh spojrzał na przeciwnika lekceważąco. Od pierwszego spotkania zastanawiał się, co dwunastolatek robi wśród regulatorów.
- Nie wątpię - wzruszył ramionami Allen. - Crabdart, użyj podwójnych szczypiec!
Skorupiak przeszedł do ataku. Zaskoczona pszczoła próbowała unikać ciosów. Jednak pokemon Josha był od niej szybszy. Kolejne uderzenia w tułów osłabiły Bee-bee, na tyle że upadła ona na ziemię.
- Wstań! - złościł się dwunastoletni nerwus.
W tym momencie Michael zaczął przypominać Danielsowi jego młodszego brata. Z zamyślenia wyrwał go szept Gary'ego:
- Wiesz, dlaczego tak łatwo mu idzie? Skorupa, jak i szczypce Crabdarta są czymś w rodzaju zbroi, w której ukrywa delikatne ciało. Ta zbroja - jak określał określał broń pokemona - składa się z fragmentów koralowca, minerałów i roślin morskich. Zetknięcie z nimi bardzo często oznacza dla przeciwnika koniec walki.
Miał rację Bee-bee nie mogła kontratakować. O losie walki zadecydowało następne uderzenie ze strony Crabdarta. Zwycięzcą pojedynku został Josh i jego krab. Michael ze złością wycofał z pola walki swojego pokemona.
- Teraz ci pokażę... - mruknął dwunastolatek, szukając za pasem następnego insekta.
- Nie - przerwała mu Angela. - Moja kolej...
- Ale...
- Nie poradzisz sobie - powiedziała z brutalną szczerością. - Mam doświadczenie w pojedynkach z takimi jak on.
Josh spojrzał znacząco na swoich kompanów. Wiedział, że pora ustąpić z pola walki. Miejsce Allena zastąpił lider z Irina City. Gdyby nie ewolucja Prequela oraz zachowanie Underpierota do ich pojedynku doszłoby prawdopodobnie już wczoraj.
Dziewczyna wyjęła z torebki pokeball i rzuciła przed siebie. W powietrze wybił się jasny promień światła, który jakby ulegając prawom grawitacji nagle opadł do morza. W wodzie pojawiła się okrągła ryba sporych rozmiarów. Miała długi pysk, z którego wystawały ostre zęby, tępe spojrzenie i długi falujący ogon.
- Sibol - mruknęła.
- Jak widzicie moja Seacudda ewoluowała kilka dni temu, w Seabola.
Gary uśmiechnął się i zamienił pokeball, który trzymał w ręku na inny.
- Wybieram Seashark! - zawołał, rzucając przed siebie kulę.
W wodzie pojawił się granatowy rekin o cwaniackim uśmiechu. Na grzbiecie miał trzy płetwy, a na ogonie znamię przypominające trupią czaszkę.
- Seabol i Seashark. Czeka nas najnudniejszy pojedynek wszech czasów - Freddy mruknął do Toma.
- Seabol, taran! - zaczęła Angela.
Przypominająca kulę ryba ruszyła z gracją i klasą, której mógłby jej pozazdrościć niejeden Zajebistafish.
- Zanurzenie - wydał polecenie Gary.
Seashark posłusznie zniknął pod wodą.
- Nie daj się zwieść tym sztuczkom! Bądź przygotowany na atak spod wody! - Angela ostrzegła swojego pokemona.
Seabol interpretując jej słowa jako: "skop chama" zniknął pod błękitną taflą wody. Nastała cisza. Kyle i Carter zbliżyli się do krawędzi, aby dostrzec walczące pod wodą ryby. Co jakiś czas następowała silniejsza fala informująca o starciu dwójki pokemonów.
- To bez sensu - mruknął Carter.
- Czekajcie - uspokoił go Wanderer. - Nadal nie mogę zrozumieć, czego chcecie? - zwrócił się do regulatorów.
- My? - zaśmiał się Tom. - Szukamy dwójki bogów, a poza tym rutyna.
- Nie o to pytałem. Z resztą sami widzieliście jak potężny jest Underpierot. Igracie z ogniem.
- Wiemy o nim więcej niż jakiś przypadkowy lider oraz dzieciaki z Corella Town - mruknął niegrzecznie Michael.
- Kim jest ten cały McIntyre? - wtrącił się Kyle, który przypomniał sobie nazwisko, które wcześniej padło z ust jednego z regulatorów.
- On nam płaci i wymaga - zaśmiała się Angela od czasu do czasu spoglądając na niespokojną wodę.
- Chętnie go poznamy - mruknął Josh.
- Nic trudnego. Jest jednym z tegorocznych organizatorów turnieju Jhnelle - wyjawił im Michael. - Pojawisz się na turnieju to może go spotkasz. Wygrasz ligę to uściśnie ci rękę i poda czek na sto kawałków.
- Morda w kubeł, dzieciaku! - pogroził mu Freddy.
- Niech wiedzą - wzruszył ramionami Michael. - Poza moimi słowami nic nas nie wiąże z Robinem, a więc...
- Gary... Kończ walkę, albo zrób mi miejsce - niecierpliwił się Carter.
- Nerwus... - mruknął lider.
Wycofał Seasharka i ze skwaszoną miną ustąpił swojemu koledze z kabaretu. Chłopak podrapał się po głowie i spojrzał na pływającego Seabola.
- Bułka z masłem - stwierdził, rzucając do wody pokeball.
Obok Seabola pojawił się elektryczny króliczek. Ryba spojrzała na swojego przeciwnika z niesmakiem. Wyglądał na niegrzecznego chama, który oszukuje w walce.
- Si bol? - spytała ryba chcąc wyczuć zamiary przeciwnika, który jakoś niespecjalnie wyglądał na wodnego pokemona.
- Seabol, musisz się wycofać zanim on... - Angela nie zdążyła dokończyć.
- Bum, elektryczny bębenek!
Na jego polecenie zajączek uderzył w bębenek, z którego dobyły się elektryczne iskry.
- Woda przewodzi prąd - zaśmiał się Carter.
Nieprzytomny Seabol został pokonany.
- Gówno potrafcie! Oboje! - Freddy rozzłościł się na pokonanych regulatorów.
- Wystarczy - przerwał Tom. - Walka z nimi to strata czasu. Chłopak z Corella jest tak czy inaczej silniejszy od ciebie - zwrócił się do dwunastolatka. - Lider mógłby cię pokonać bez pomocy elektrycznego pokemona, ale dla nich ważniejsze było dowiedzieć się czegoś o naszych planach - zwrócił uwagę Angeli. - Jasne, Freddy. Możesz z nimi walczyć. Ty, albo ja z pewnością dalibyśmy im radę, ale nie widzę sensu pojedynku.
Regulatorzy nie kłócili się. Spokojnie wycofali się za swoim liderem zostawiając czwórkę przyjaciół w pustym porcie.
Dwa tygodnie później
Dokładnie czternaście dni po walce z regulatorami do portu w Irina City dobił statek wycieczkowy. Płynął z Black Moon Island do Boheme City robiąc sobie krótką przerwę w Irina. Alissa czuła się na tyle dobrze, aby zabrać się nim do miasta szóstego lidera. Dziewczyna stała i wysłuchiwała porad starszego brata.
- Oszczędzaj się! Nie forsuj - wymieniał. - I dzwoń!
- W porządku - przewróciła oczyma. - Josh i Jimmy płyną ze mną tym statkiem, a więc w razie czego pomogą mi - dodała, aby uspokoić brata.
Josh uśmiechnął się tylko. W podobny sposób traktował swoją młodszą siostrę.
- Nie zostajesz z bratem? - zagadał do siedmiolatka zdziwiony J.J.
- Nie mogę - mruknął. - Obiecałem przyjechać do taty do Boheme City jak tylko odpadnę z konkursu.
- A gdzie Kyle? Nie pożegna się? - zmartwiła się dziewczyna.
- Właśnie biegną - Charlie zwrócił uwagę na biegnących w kierunku portu Kyle'a, Cartera i Rhythmoxa.
- Zdążyliśmy? - wydarł się zasapany Daniels. - Płynę z wami! - ogłosił tryumfalnie.
- Skąd ta zmiana? - zdziwił się Josh.
Mimo zapytania poczuł sporą ulgę. Nadal nie przepadał za Kylem, ale powoli zaczynał rozumieć, że łączy ich bardzo wiele. Obaj wyruszyli w podróż pokemon dla kogoś. Josh robił to dla swojej siostry, a Daniels dla taty.
- Jeśli ten cały McIntyre jest powiązany z ligą - zaczął tłumaczyć - to wypadałoby wziąć w niej udział.
- Czyli nie zostajesz z nami? - zmartwił się Gary.
- Wybaczcie... - powiedział zawiedziony.
- W porządku - wtrąciła się Czarna Róża. - Walcz w lidze, daj z siebie wszystko, a gdy ten zwariowany rok minie wróć tutaj. Będziemy czekać z otwartymi ramionami - po tych słowach odruchowo przytuliła chłopaka. - Uważaj na siebie - dodała z rodzicielską troską.
- Jeśli kogoś to obchodzi - zaczął Carter. - Płynę z nimi tym parostatkiem,* czy jak to się zwie - powiedział, wskazując na statek.
- A ty z jakiej paki? - obruszył się J.J.
- Siostra Joy poprosiła mnie o przewiezienie przesyłki na Black Moon Island - wyjaśnił, wyjmując z plecaka pomarańczowe jajo pokemona.
- Miała kogo wybrać - przewróciła oczyma Zoe.
- Co masz na myśli?
- Może to, że masz dwie lewe ręce - odparł złośliwie Chris.
- Hej! Ja też chcę coś ogłosić! - Charlie przerwał wiszącą w powietrzu kłótnie. - Rozmawiałem ostatnio z Eddiem, Alexis i Crystal - wymienił trójkę konkursowych rywali. - Postanowiliśmy zostać w Irina i wspólnie przygotować się do finału konkursu - ogłosił uroczyście.
- Czyli nie płyniesz z nami? - pomarkotniał Kyle.
- No nie...
- Szkoda. Pamiętasz jak mieliśmy wspólnie podróżować po Jhnelle?
- I podróżowaliśmy - uśmiechnął się Stacey. - Tyle że w innych kierunkach. Ty zostaniesz kabareciarzem, albo muzykiem, a ja...
- Producentem kostek do gier i świetnym koordynatorem - dokończył Daniels.
Przyjaciele podali sobie ręce na pożegnanie. Wkrótce potem statek odpłynął.
Ląd zniknął, gdzieś za horyzontem. Niebo przybrało barwę ciemnej pomarańczy. Josh, Alissa i Carter dawno zeszli do swoich kajut. Na pokładzie nie było żywego ducha poza Danielsami wpatrującymi się w błękitne fale Bursztynowego morza.
- Jim - Kyle zwrócił się do młodszego brata. - Pamiętasz Townview?
- Tak, a co?
- Miałeś wtedy ten sen z numerami, pamiętasz? - niespodziewanie wrócił do tematu sprzed tygodni. Jimmy pamiętał swój sen jak przez mgłę.
- Wtedy podałeś jakieś imię... Robin - rzucił Kyle.
- Chyba - wzruszył ramionami.
- Pamiętasz coś jeszcze?
- Nie... Nie bardzo - odparł markotnie.
Starszy brat nie kontynuował tematu. Po głowie chodziło mu jedynie imię pana McIntyre. Zakładał, że skoro sen narzucił pokemon regulatorów to być może był w jakiś sposób powiązany z motywami ich działania.
- Wiesz, co? - zaczął Jimmy. - Fajnie, że będziesz kontynuował podróż.
Kyle uśmiechnął się.
- Szkoda tylko, że nie złapałeś Rhythmoxa - przyznał sześciolatek.
- Też trochę żałuję, ale myślę, że w Kawie dobrze się nim zajmą - powiedział dyplomatycznie.
- Rit! - rozbrzmiało.
Danielsowie spojrzeli za siebie. Z tylnej części pokładu wybiegł ryś. Wyskoczył z rozpędu, aby wylądować w ramionach Kyle'a.
- Nie gadaj, że płyniesz na gapę? - zaśmiał się Daniels.
- Rytam!
- Wygląda na to, że Rhythmox jednak będzie w twojej drużynie - przyznał Jimmy.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.