Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 30: Piraci z Black Moon Island

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2015-05-12 18:50:34
Aktualizowany:2015-05-12 18:50:34


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


Statek wycieczkowy "Gracja" rozcinał dziobem fale z niezwykłą precyzją. W miarę upływu czasu suche powietrze stawało się chłodniejsze, promienie słońca bledsze i jakby nic nieznaczące. Jeszcze wczoraj na morzu było ciepło i przyjemnie. Dzisiaj pogoda i bliskość lodowej wyspy zwanej "Mroźnym Światem" znacząco obniżyły klimat znanym im z Irina City. Mimo wszystko pogoda nie przeszkadzała w zabawie pokemonom. Do czwórki stworków Kyle'a dołączyła jeszcze Isia i kilka wodnych zwierzaków należąca do innych pasażerów statku. Pogoda "zachęciła" ludzi do pozostania w swoich kajutach, a więc pokemony miały do dyspozycji cały pokład. Jedynie mała grupa dzieci w wieku przedszkolnym nieśmiało stała pod ścianą przyglądając się bawiącym stworkom. Wkrótce dołączył Jimmy do nich, któremu powoli zaczynało brakować towarzystwa rówieśników.

Josh, Kyle i Carter siedzieli przy stoliku w części restauracyjnej. Poza nimi, ich pokemonami i kilkorgiem dzieciaków statek wyglądał na opuszczony. Od czasu do czasu przemykał ktoś z personelu. Znudzony Carter przyglądał się przesyłce jaką miał dostarczyć na "czarną wyspę". Kyle czytał dane pokemonów z pokedexu Allena. Trudno uwierzyć, ale Daniels pierwszy raz widział pokedexowe statystyki, występowanie pokemonów, opisy. Wielki mistrz D. nie pozwalał przeglądać swoich opcji, bo czuł się wtedy "taki nagi".

- Co jest w tym jajku? - zagadał Josh, który od dłuższego czasu przyglądał się paczce Cartera.

- Niezwykły pokemon, który może zmienić losy świata - odparł poważnie.

- Jaki? - spytał Allen.

Na to pytanie Carter parsknął śmiechem. Josh zarumienił się.

- Żartowałem - odparł. - Siostra Joy nie wiedziała, co to takiego. Znając życie to jakiś Biri, Taome lub inny bohater-samobójca. Tak czy owak muszę dostarczyć je do instytutu badań na Black Moon Island.

Kyle odłożył pokedex na stół i leniwie się przeciągnął.

- Dwadzieścia trzy pokemony - powiedział ciężko wzdychając. - Skąd je wytrzasnąłeś?

- Złapałem - wzruszył ramionami Josh.

- Ale aż tyle? - zdziwił się Daniels.

Sam miał dopiero pięć pokemonów, z czego Rathvila oddał na szkolenie do Sebastiana Harpera.

- Zawsze się przydadzą - wzruszył ramionami Allen. - Zależało mi, aby mieć po jednym pokemonie z każdego typu. Pojedynki ligowe będą odbywały się na polach tematycznych. Będziemy walczyli z trenerami równymi, albo przerastającymi nasze umiejętności. Wtedy o zwycięstwie będą decydowały drobiazgi jak atak, którego nauczyliśmy pokemona, albo typ - zakończył przemowę.

- Ale możesz mieć przy sobie tylko sześć pokemonów - ciągnął temat Kyle.

- Operuję podstawowym składem... - przytaknął mu Josh, po czym mówił dalej - ale często wymieniam pokemony tak, aby każdy miał szansę na trening.

***


John Spearow nie wyglądał jak pirat, lecz arystokrata. Po pokładzie przechadzał się emanując elegancją i szykiem. Zawsze miał na sobie spodnie od garnituru i białą koszulę ukrywaną pod kamizelką na guziki. Był człowiekiem przebiegłym, inteligentnym i bardzo złym (przynajmniej za takiego się uważał).

Mądrość ludzka chodzi w parze ze podłością, wyrafinowaniem i niegodziwością - mawiał, a gdy rozmówca spoglądał na niego pytająco dorzucał pointę - bo tylko człowiek inteligentny zrozumie jak należy korzystać z tego, co złe na własny użytek.

Jego dwumasztowiec przybywał z zachodu, z portu na Black Moon Island. Piraci nie zapuszczali się dalej niż za Mroźny Świat ponieważ Spearow nie czuł takiej potrzeby. Jego załoga była jak uśpiona choroba, potrafiła przeczekać na swoją ofiarę. Gdy na horyzoncie pojawiła się "Gracja", kapitan opuścił swój gabinet i spokojnie przespacerował się po pokładzie.

- Majtku, czy widzisz to przed nami? - zwrócił się do przechodzącego obok chudzielca.

- Ahoj, kapitanie! - zawołał, co nijak oznaczało twierdzącą odpowiedź.

- Mów, że normalnie! - ryknął.

- Tak, widzę - odparł. - Łupimy ich, stary wilku morski? - dodał, klepiąc kapitana w ramię.

John spojrzał na majtka ze złością. Na swoim statku nie tolerował czterech rzeczy: zuchwałości, głupoty, niesubordynacji i kuchni wegetariańskiej.

- Majtku... - westchnął, spoglądając pobłażliwie. - Pożytku z ciebie żadnego. Sterować nie umiesz, na bocianie gniazdo cię nie wyślę, bo masz lęk wysokości, do gotowania talentu nie masz, ale przynajmniej rozumiesz: "co znaczy być piratem".

- Pewnie, że tak! - zawołał.

- Wydaj polecenie ludziom!

- Na sto tysięcy pierdzących Koffingów! Załogo, łupimy statek! - wydarł się majtek.

Wśród piratów zapanowało zamieszanie, a John spokojnie przyglądał się wycieczkowcowi. Miał nadzieję, że poza zwykłymi turystami znajdzie się kilku trenerów. Kieszonkowe stwory były warte znacznie więcej od biżuterii i pieniędzy. Dobrze wytrenowane pokemony osiągały wysokie ceny na czarnym rynku na Black Moon Island.

***


"Gracja" zauważyła nadpływające niebezpieczeństwo. Statek piracki zbliżał się do niej w czarnych barwach. Na granatowej fladze błyszczała biała czaszka sygnalizująca nadciągające kłopoty. Dumny, a zarazem bezczelny znak piratów. Kapitan Spearow i jego ludzie byli znacznie szybsi i silniejsi. Dlatego też bez trudu dogonili wycieczkowca i zmusił go do poddania. Pomimo próśb kapitana, opuszczającego pokład wraz z załogą jedyną szalupą ratunkową, do pasażerów oto, aby współpracowali z piratami, a najlepiej zostali w swoich pokojach, większość wyszła na pokład, jakby na powitanie piratów. Kyle wraz z pozostałymi bacznie przyglądał się wrogiemu statkowi.

- To są piraci? - zdziwił się Josh.

Trudno było mu uwierzyć, że w dwudziestym pierwszym wieku ma szansę spotkać kogoś, kogo utożsamiał do tej pory z książkami przygodowymi.

- Tak - skinął głową Kyle.

- Czy oni coś nam zrobią? - spytał zaniepokojony Jimmy.

- Nie - odparł Daniels, klepiąc brata po głowie. - Wiesz, gdzie jest pokój Alissy? - zmienił nieoczekiwanie temat.

Chłopiec przytaknął.

- Na wszelki wypadek idź tam i zostań z nią - nakazał.

Nagle zainteresowanie wrogim statkiem przeniosło się na pokład "Gracji". Przez głośniki rozbrzmiało:

- Piękni i młodzi!

- Do akcji gotowi!

- To chyba jakiś żart - pokręcił głową Kyle.

Na środku pokładu pojawił się Zespół Witamina C. Brenda i Brendan z zapałem prezentowali swoją chorografię i motto, a tuż obok nich stała poirytowana Britanny.

- Zespół Witamina C! - zawołała na zakończenie Brenda. - Oddajcie swoje pokemony, odznaki i wszystko co cenne!

Otaczający ich pasażerowie spoglądali w zmieszaniu, próbując odgadnąć zamiary zespołu. Czyżby współpracowali z piratami? A może to artystyczny performance mający na celu uspokoić pasażerów przed atakiem wrogiego statku?

- Wasze pomysły są bezsensu - wtrąciła wreszcie Britanny.

- Masz lepszy? - warknęła siostra.

- Wszystko jest lepsze od wyskoczenia przed ponad setkę ludzi, wyrecytowanie motta i rozkazanie im oddania portfeli!

- Brendo, myślę, że Britanny może mieć rację - przyznał Brendan.

- Nie! - tupnęła nogą Brenda.

Już chciała coś dodać, gdy do "Gracji" dobił statek piracki.

- Gdzie kapitan? - zawołał któryś z gości.

- Uciekł z załogą jedyną szalupą! - odkrzyknął ktoś inny.

Jako pierwszy na pokład wskoczyło stworzenie o ludzkiej sylwetce.

- Tadam! - zawołał pokemon.

Miał na sobie czerwony kubraczek oraz granatową czapkę. Nie posiadał głowy tylko czaszkę, zaś zamiast prawej ręki miał hak, a nogę zastępowała drewniana proteza.

- Co to jest? - zdziwił się Josh, sięgając po pokedex.

- Joyrider - urządzenie zeskanowało pokemona. - Pokemon pirat o niezwykle złośliwym charakterze. Można spotkać go dryfującego na tratwie. Mimo że nie jest on najsilniejszym pokemonem morskim zwykle atakuje bez powodu inne pokemony żądając od nich klejnotów, złota lub dziewictwa.

- Poradzimy sobie z nim - stwierdził Kyle.

Kątem oka spojrzał za siebie. Jego drużyna stała tuż za nim czekając na polecenie.

- Jasne, że sobie poradzimy! - dodała wpieniona Brenda. - Jak ci piraci śmią atakować statek?

- Właśnie! My byliśmy pierwsi! - dodał Brendan, szykując pokeball z Salameonem.

Tuż za Joyriderem na pokład wdarli się napastnicy manifestujący swoją pirackość poprzez stroje oraz urodę. Jednym słowem byli brzydcy, śmierdzieli potem, rumem i tytoniem nieznanej marki. Na samym końcu pojawił się ich kapitan.

- Witam - zaczął. - Nazywam się kapitan John Spearow. Przepraszam za wszelkie niewygody, ale z państwa pomocą pójdzie nam to znacznie szybciej. Nie mamy wiele czasu, bo jak zakładam przed ucieczką ze statku wasz kapitan wezwał ekipę ratowniczą, która powinna pojawić się w ciągu godziny może dwóch - oszacował. - Zabierzemy wam wszystko, co cenne plus pokemony.

- Nie oddamy wam pokemonów! - zawołał młodszy Daniels.

- Zawsze... - pokręcił głową kapitan. - Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie żałosną kwestię w stylu: "nie pozwolę wam skrzywdzić pokemonów". Nie mam ochoty na prowadzenie dyskusji o tym co mi wolno, a czego nie - uciął.

- To się jeszcze okaże! Huff, ognisty atak! - zawołał Kyle, wskazując w stronę przywódcy piratów.

- Hu? - zdziwił się baset.

Jak każdy Slowpoke nie potrafił wykonać ognistego atak, dlatego w zamian zaatakował "wodną bronią", która nie była niczym innym jak podstawowym atakiem ognistych pokemonów.

Ogień pędzący w stronę Johna zderzył się ze strumieniem wody Joyridera.

- Tadam! - zawołał pokemon pirat.

- Woda pokonuje ogień - zaśmiał się kapitan.

- A elektryczność wodę! - wrzasnął Carter, wyrzucając przed siebie pokeball z Bumem.

Zajączek od razu przeszedł do kontrataku. Elektryczny promień uderzył w hak Joyridera. Łapa pokemona rozbłysła żółtym światłem, które natychmiast rozprysło się na boki.

- Nic mu nie jest? - zdenerwował się trener.

- Działa jak piorunochron - uśmiechnął się chytrze Spearow. - Skoro nie ma więcej samozwańczych bohaterów... Przejdźmy do interesów.

Po tych słowach piraci wyciągnęli broń, która wyglądem przypominała przenośne armatki. Jakaś rozhisteryzowana kobieta zaczęła krzyczeć i błagać o życie. Garstka napastników ruszyła w głąb statku w poszukiwaniu ukrywających się pod pokładem pasażerów. Wybuchło zamieszanie. Kyle ścisnął rękę młodszego brata, gdzieś w tłumie stracił z oczu Zespół Witamina C i Josha.

- Ty zajmij się pokemonami! - John zwrócił się do majtka.

- Na sto tysięcy śmierdzących Koffinów! - zawołał, wymierzając w stronę pokemonów Kyle'a i Cartera.

Trenerzy stanęli obok swoich podopiecznych, aby po chwili wraz z pokemonami znaleźć się w sieciach wystrzelonych z armatki. Nie minął kwadrans, a wszyscy pasażerowie zostali wyłapani i postawieni przed kapitanem Spearowem.

- Pokemony przenieść do celi - nakazał.

- Czyli gdzie? - spytał majtek.

- A gdzie trzymamy skradzione pokemony? - wycedził przez zęby.

- Pod pokładem! - odparł majtek. - A co z ich trenerami? - przypomniał sobie o dwójce uwięzionej w sieciach razem z pokemonami.

- Potem się nimi zajmiemy! - odparł, pakując do wora pokeballe odebrane innym trenerom ze statku.

***


- To wszystko twoja wina! - doszła do wniosku Britanny, kiedy piraci związali ją wraz z innymi pasażerami.

- Moja? Niby z jakiej racji? - odburknęła jej Brenda.

- "Wejdziemy na statek bez biletów, bo to niegodziwe! Okradniemy trenerów, bo to podłe"! - zacytowała siostrę.

- Skąd mogłam wiedzieć, że zjawią się piraci? - broniła się.

- Obie się zamknijcie! - usłyszała w odpowiedzi.

Obok członkiń złego Zespołu Witamina C stali Alissa Christeensen i Jimmy Daniels.

- Przez wasze gadanie wpadniemy w jeszcze większe kłopoty! - dodała młoda trenerka.

- Nie uciszaj mnie, smarkulo - syknęła Brenda.

- Zamiast tracić czas na tłumaczenie mojej siostrzyczce - ostatnie słowo obciekało ironią - że ma być cicho, pomyślmy jak możemy stąd nawiać.

- Odebrali nam pokemony, a więc walka nie wchodzi w rachubę - przyznała Alissa.

- A wasi znajomi? - pytała dalej Britanny, która jak na członkinie niegodziwego Zespołu Witamina C myślała całkiem logicznie.

- Cartera i Kyle'a zabrali wraz z ich pokemonami na swój statek - odparł Jimmy. - Ale nie wiem, gdzie jest Josh. Rozdzieliliśmy się w tłumie.

- Jeśli nie złapali go to mamy jeszcze szansę - stwierdziła Alissa. - A gdzie jest Brendan?

- Kto? - w pierwszej chwili zdziwiła się Brenda. - Brendan! No właśnie... Nie wiem.

Była tak zajęta kłótnią z Britanny, że nie zauważyła kiedy zapodziała jej się jedna trzecia szajki przestępczej.

***


Josh wyglądał z pokoju restauracyjnego na zamieszanie panujące na pokładzie. Piraci wyłapali prawie wszystkich pasażerów. Musiał postępować rozważnie jeśli chciał uniknąć podobnego losu. Do pomieszczenia wszedł jeden z przestępców. Allen momentalnie przykucnął pod stołem. Pirat rozejrzał się i wyszedł.

- Poszli już?

Na pytanie Josh zamarł w bezruchu, po czym ostrożnie odwrócił się. Tuż obok niego klęczał przerażony Brendan.

- Co tu robisz? - zdziwił się Josh.

- A jak myślisz? Chowam się przed tym buractwem! - warknął.

- Czyli jest nas dwóch - stwierdził. - Musimy pozbyć się tych piratów - dodał po chwili zastanowienia.

- A nie możemy zaczekać, aż sami się pozbędą?

- Zabiorą pokemony tamtych trenerów! - upomniał go Allen.

- No to tylko dziękować bozi, że nasze są bezpieczne - odsapnął z ulgą Brendan.

Szesnastolatek przez moment nie wiedział, co odpowiedzieć. Ignorując ostatnie zdanie swojego rozmówcy powiedział:

- Nie będzie prosto, ale mam już plan. Jeden z nas musi przedostać się na statek piratów i oswobodzić Kyle'a, Cartera i ich pokemony. Drugi w tym czasie zajmie piratów walką.

- Nie... - pokręcił głową Brendan.

- Chłopie! - krzyknął Josh. - Tam są także twoje koleżanki. Nie chcesz im pomóc?

- Nie... - odparł bez przekonania. - Prawie ich nie znam. Poza tym twój pomysł ma jedną wadę.

- Jaką?

- Zostałem w nim uwzględniony! - powiedział na granicy rozpaczy.

Brendan miał jednak rację. Nie był na tyle zdolnym trenerem, aby odwrócić uwagę piratów walką pokemon. Salameon przegrałby z Joyriderem niemal od razu. Równie ryzykowne było posyłanie Brendana na pomoc uwięzionym trenerom. Zawsze istniała szansa, że członek Zespołu Witamina C coś sknoci.

- Dobra! Mam inny pomysł! Niedługo powinna przybyć straż morska. Wystarczy, że do tego czasu będziemy zajmować piratów walką, aby nie uciekli.

- My? Ja i ty? Walką? Mam nadzieję, że to był sarkazm - stwierdził Brendan.

Nie zwlekając ruszył krok za Joshem do wyjścia z bufetu. Allen z pewną siebie miną wyszedł przed tłum wrogów.

- Zapomnieliście jeszcze o nas! - zawołał.

- Jak miło... - mruknął John.

Idąc w kierunku kapitana i Joyridera wyciągnął pokeball i przygotował go do walki. Pokemon pirat wyszedł przed swojego trenera gotowy do pojedynku.

- Ługi bugi! - zawołał Cas opuszczając pokeball.

Josh chciał walczyć z piratami przynajmniej do momentu przybycia pomocy. Wątpił, że zwycięstwo w tym pojedynku zmusi piratów do odejścia. Musiał grać na zwłokę.

- Cas, atak demonicznej duszy!

Atak osłabił obronę wrogiego pokemona.

- Marne sztuczki - westchnął kapitan, który liczył na bardziej ofensywne działania ze strony młodego trenera. - Joyrider, twój przeciwnik to duch. Zapomnij o atakach stalowych i skup się na pozbawieniu go energii za pomocą wodnych ruchów.

- Tadam! - zawołał Joyrider, tworząc wokoło siebie krąg wody.

***


Carter, Kyle oraz ich pokemony zostali zamknięci pod pokładem dwumasztowca. W pomieszczeniu panowała ciemność, denerwująca cisza i nieprzyjemny zapach wilgoci.

- Cholera! - rozzłościł się Kyle. - Gdybym lepiej rozplanował taktykę nie doszłoby do tego.

- Rit? - zaniepokoił się ryś.

- Nie teraz - mruknął trener pochłonięty poszukiwaniem wyjścia z sytuacji.

- Koli? - dodał drugi.

- Nie, dziękuję. Nie chce mi się pić - mruknął pod nosem zaabsorbowany myślami.

- Kyle... - odezwał się ostrożnie Carter.

- Co?

- My chyba nie jesteśmy tutaj sami - stwierdził aktor.

W ciemnościach pod ścianą kryły się jakieś stworzenia. Wyglądały jak blado błękitne piłeczki o ogromnych szklistych oczach z płetwami po bokach ciała. Było ich całe stado.

- Marśili! - zawołały.

- Co to jest? - zdenerwował się Daniels.

- Czekaj! Gary miał takiego pokemona... Mam nazwę na końcu języka. Marshilly! - rzucił po zastanowieniu.

Piraci wyłapali błotne ryby, aby sprzedać je na czarnym rynku na Black Moon Island. Marshilly były przydatnymi pokemonami dzięki połączeniu typu wodnego i ziemnego. Dlatego też zawsze znajdował się chętny nabywca.

- Musimy się stąd wydostać - stwierdził Carter.

- Maśli! - odezwał się najodważniejszy Marshilly.

- Nie rozumiem - pokręcił głową aktor.

- Mar! Szli! - warknął.

Marshilly nie lubił, gdy ludzie udawali, że go nie rozumieją. Nie mówił w żadnym obcym języku i jakimś dziwnym trafem inne pokemony rozumiały jego słowa, a ludzie jakoś nie.

- On chyba chce nam pomóc w ucieczce, prawda? - spytał Kyle.

Urocza buzia Marshilly'ego rozpromieniała. Za pomocą płetw pokemon doskoczył do Danielsa i przytulił się do jego nogi.

- Rit-rity! - zawołał Rhythmox, chcący zapoznać się z błotną rybą.

- Grrrr... - odwarknęła.

- Moks? - nie zrozumiał agresywnej reakcji.

- Grrrr...

- Marshilly jest dość sporo, a więc mogłyby wyważyć drzwi - poddał myśl Carter.

- Hm... - mruknął Marshilly, jakby nie słysząc słów mężczyzny.

- O co mu chodzi?

Marshilly czuł się wolnym pokemonem, który nie musi słuchać ludzi, a już tym bardziej wykonywać ich poleceń.

- Marshilly - odezwał się Daniels klękając obok stworka. - Ty i twoi przyjaciele moglibyście nam bardzo pomóc używając ataku siły.

- Marś! - zgodził się stworek, któremu słowa Kyle'a wydały się mądre i słuszne. - Mar! Szillli! - wydał komendę swoim towarzyszom.

Grupa złożona z ponad dwudziestu Marshillych zaczęła uderzać w drewniane drzwi. Te jak zapałka złamały się na pół po kilku ciosach. Na pokład wypadły pokemony w towarzystwie Cartera i Kyle'a.

- Teraz musimy przedostać się na "Grację" - oznajmił Kyle.

***


Cas upadł na ziemię po ciosie Joyridera. Zaskoczony finałem pojedynku Josh utkwił pytający wzrok w kapitanie statku pirackiego.

- To proste - mruknął John. - Siła Joyridera wzrasta za każdym razem, kiedy ten użyje kręgu wody. Po kilku minutach jest zwyczajnie silniejszy od twojego pokemona.

- Brendan, twoja kolej - oznajmił Allen.

- Z czym moja?

- Na walkę! Żaden z moich pokemonów nie ma przewagi nad Joyriderem.

- Ale ja nie najlepiej się dzisiaj czuję.

- Przestań pieprzyć farmazony - wrzasnął poirytowany Josh. - Jesteś członkiem Zespołu Witamina C! Co to dla ciebie walka z silniejszym przeciwnikiem?

- On ma rację! - zawołała siedząca w tłumie Brenda. - Stoczylibyśmy walkę nawet z mistrzem ligi mając przy sobie jedynie Zajebistafisha! Wszakże desperacja to nasze drugie imię!

- Racja! - przyznał Brendan. - Salameon, wybieram cię!

Jaszczur stanął naprzeciwko pirata.

- Joyrider, ostry hak! - zawołał kapitan.

Pokemon rzucił się na Salemeona machając srebrnym hakiem. Jaszczur unikał kolejnych ciosów wycofując się w stronę swojego trenera.

- Tanie sztuczki - burknął John. - Zamknij Salamoena w wodnym wirze!

Kościotrup ściągnął z głowy swój kapelusz, z którego wystrzeliły bicze wodne. Woda otoczyła Salameona tworząc coś w rodzaju klatki.

- Salma! - zawołał pokemon uginając się pod ciężarem wody.

- Już czuję smak porażki! - zaczął lamentować Brendan.

- Zamknij się! - uciszył go Josh. - Salameon jeszcze nie przegrał. Nie wiem jakim cudem chcesz kogokolwiek pokonać jeśli z góry zakładasz, że twój pokemon przegra!

Ze statku piratów dobiegł rytmiczny szelest. Niespodziewanie na "Grację" wskoczyło kilkadziesiąt uśmiechniętych Marshillych. Pokemon rzuciły się na zaskoczonego Joyridera przewracając go. Atak "zniewalający" Salameona niemal natychmiast rozprysł się.

- Co to ma znaczyć? Kto je wypuścił? - rozzłościł się Spearow.

- Chyba zapomniałeś o nas! - usłyszał głos Cartera.

- Dosyć tego! - warknął kapitan. - Joyrider, rozpraw się z nimi! Natychmiast!

- Koli, ostry liść! - rzucił Kyle.

Trawiasty kot uderzył przeciwnika swoim najskuteczniejszym atakiem. Salameon, który zdążył otrząsnąć się z poprzedniego ataku poprawił mu uderzając go ogonem. Joyrider został zwyciężony.

Kapitan nie zdążył zareagować, gdy tuż obok niego przemknął Falcon. Jednym szybkim ruchem jastrząb porwał worek ze skradzionymi rzeczami pasażerów. Wznosząc się nad statkiem otworzył wór, z którego spadł deszcz biżuterii, pieniędzy i pokeballi przywłaszczonych przez piratów. W oddali rozbrzmiały syreny alarmowe zwiastujące zbliżającą się straż morską. Kapitan zacisnął wargi czując jak grunt usuwa mu się pod nogami.

- Wycofujemy się! - rozkazał Spearow przeskakując na swój okręt.

- Nic z tego! - zawołał Jimmy przyciskając do piersi odzyskane pokeballe. - Fairyfly!

Nad statkiem pojawił się motyl o dużych niebieskich skrzydłach.

- Nie możemy dopuścić do tego, aby piraci uciekli! Użyj usypiającego proszku!

Fairyfly zaczął trzepotać skrzydłami, z których padał delikatny pyłek. Podwładni kapitana Johna upadali na ziemię zasypiając jeden po drugim.

Kilka minut później zjawiła się ekipa ratunkowa. Udało się wyłapać prawie wszystkich piratów. Niestety kapitan John Spearow nadal pozostał nieuchwytny. Pasażerów gracji odtransportowano do portu położonego niedaleko Boheme City. Josh Allen jeszcze przez moment czekał w porcie uważnie obserwując wszystkich wysiadających pasażerów.

- Czekasz na kogoś? - zagadała do niego Alissa przechodząca wraz z Carterem.

- Nie widzieliście Brendana? - spytał.

- Nie, a co?

- Nic. Chciałem mu podziękować za pomoc - odparł.

Josh jeszcze chwilę poczekał, a potem zniknął w tłumie. Czekała na niego jeszcze daleka droga do Boheme City.

***


Kyle i Jimmy podążali kamienną ścieżką wzdłuż plaży. Młodszy z Danielsów szedł kilka kroków z przodu z wymalowanym na twarzy uśmiechem.

- Co za akcja! - przeżywał. - Najpierw walka z Joyriderem, a potem cios Koliego, a potem Salameon, a potem ja i Fairyfly złapaliśmy wszystkich piratów!

- Nie wszystkich - upomniał go Kyle. - Kapitan uciekł.

- Tak, ale i tak wygraliśmy!

- Racja - odparł starszy brat.

- Marśi! - zawołał pokemon.

Przed Danielsami wyłonił się Marshilly ze statku.

- Marsi! - powiedział.

- Jak się masz? - spytał Kyle. - Na przyszłość uważajcie na piratów.

- Mar! Mar! - odparł zdecydowany.

- Chcesz, żebym cię złapał?

- Nie! - tupnął nogą Jimmy. - Dlaczego ty? Nie wystarczy ci Rhythmox?

Kyle zignorował słowa młodszego brata i rzucił turkusowy pokeball przed siebie. Kula otworzyła się w momencie zderzenia z główką Marshilly. Pokemon zmienił się w promień światła i zniknął we wnętrzu netballa. Kyle podniósł z ziemi kulę i raz jeszcze spojrzał na nią.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.