Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 38: Wzbijając się w przestworza!

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2016-03-19 17:46:41
Aktualizowany:2016-03-19 17:46:41


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


Mimo odosobnionego miejsca położenia Black Moon Island nie mogła liczyć na brak zainteresowania. Wyspa zwana przez tubylców "lądem czarnego księżyca", co roku ściągała do siebie rzesze turystów. Po okresie zimy na Black Moon Island odżywały stragany, motele i kurorty wypoczynkowe. Głównymi atrakcjami miasta były otaczające je lasy, rzadko spotykane w regionie pokemony, czyste plaże, niskie ceny oraz niezwykła różnorodność kulturowa. Największy procent zamieszkujących wyspę ludzi miał czarny kolor skóry. Złośliwi uważali, że wyspa zyskała przydomek "czarny ląd" ze względu na kolor skóry sześćdziesięciu procent mieszkańców. Miejscowi wiedzieli jednak, że ma to związek z Panem Dzbanuszkiem - pokemonem mającym wieczną depresję.

Niedzielni trenerzy byli plagą w niemal każdym regionie. Ich największe skupisko znajdowało się na Black Moon Island. Spotkań z "niedzielnymi mistrzami" unikał każdy szanujący się trener. Nazwa "niedzielny" była złośliwa i odnosiła się do hobbystów uważających się za bardzo dobrych trenerów. Ba! Wręcz elitarnych! Głównym zajęciem takich osobników jest atakowanie podróżnych oraz zmuszanie ich do pojedynków pokemon. Miejscowi napaleńcy potrafią całymi dniami siedzieć w krzakach i w przyczajeniu wypatrywać zbliżających się do miasta trenerów. Widząc ofiarę wyskakują z ukrycia mówiąc standardową formułkę: "Jestem najlepszym trenerem z miasta! Walcz!", "Pokonałem Zespół Witamina C, tobie też dam radę", "Lubię pokemony robaki" lub "Moje ogniste pokemony są słodkie". Najgorsze było to, że tacy trenerzy nie rozumieli odmowy. Jeśli podróżny nie chciał pojedynkować się, zapaleńcy najczęściej stawali się agresywni. Nie wiadomo o czym i czy w ogóle myślą niedzielni trenerzy. Niezaprzeczalnym faktem jest, że w hierarchii świata poke-specializacji prasują się na przed ostatnim miejscu zaraz za kołem gospodyń domowych, a przed fanami Zajebistafishów.

Łódź Thii dobiła do brzegu wyspy wczorajszego wieczoru. Josh Allen niemal od razu wyruszył w stronę miasta oddalonego od plaży o jakiś kilometr. Szedł pośpiesznym krokiem w nadziei, że nie wpadnie na niedzielnego trenera. Początkowo przyjmował każde wyzwanie. Nie gardził walką z żadnym przeciwnikiem. Z czasem jednak jego umiejętności wzrastały, a walka z niedzielnym stawała się zwyczajnie irytująca i mało przydatna w rozwijaniu umiejętności.

- Miasto - ucieszył się Josh na widok budynków wyrastających zza wysokich drzew.

Zrobił krok do przodu, gdy na twarz skoczyła mu papuga. Chłopak nic nie widział. Stworzenie zaczęło drapać, dziobać i uderzać skrzydłami.

- Cholera! - wściekł się, siłą strącając stworzenie na ziemię.

Zielona papuga o spiczastych piórkach uniesionych do góry niczym róg i skrzydłach porośniętych liśćmi spojrzała na Allena ze złością.

- Parotka - przemówił pokedex. - Pokemon papuga żyjący w lasach liściastych. Zamiast piór na skrzydłach ma liście. Im ciemniejsze, tym Parotka jest starsza. Te pokemony wygrzewają się na słońcu, zdobywając w ten sposób energię potrzebną do latania.

- Takiego jeszcze nie mam - ucieszył się Josh.

- Parrrrotka - zawarczała papuga, przymierzając się do ataku.

- Nie! - rozległo się.

- Parro! - wściekła się, widząc nadbiegającą trenerkę.

- To twój pokemon? - zapytał Josh Allen.

- Tak - wysapała zmęczona pogonią za Parotką jedenastolatka. - Jestem Hilary i wyzywam cię na pojedynek!

Papuga zaczęła śmiać się.

- Przestań! - upomniała ją Hilary. - Zachowuj się jak przystało na pokemona i wspieraj mnie w treningach!

- Mogę dowiedzieć się o co chodzi? - wtrącił się Josh.

- Parotka mnie nie słucha. Gdy wypuściłam ją z pokeballa uciekła - wyjaśniła w skrócie.

- Zaatakowała mnie - poskarżył się trener.

- I tu mamy drugi problem. Papuga jest bardzo agresywna - przyznała podchodząc do Parotki. Dopiero teraz Josh zauważył, że dziewczynka ma na dłoniach grube rękawice ochronne. Chwyciwszy pokemona mówiła dalej:

- Parotka jest bardzo dzika. Nie lubi ludzi i innych pokemonów.

- Żadna nowość - westchnął Allen. - Świeżo złapane pokemony często nie potrafią przyzwyczaić się do ludzi. Sam miałem kiedyś taki problem - przyznał.

- Ona nie była złapana. Wykluła się z jaja. Nigdy nie była na wolności - wtrąciła Hilary. - Poza tym mam więcej problemów - zaczęła się zwierzać. - Parotka nie... - zawahała się. - Nie potrafi latać.

- Jak to nie potrafi? - spytał, uśmiechając się lekko.

- Jest jak wypchana papuga! - rozżaliła się. - Nie lata! - przytupnęła.

Jedenastolatka cisnęła Parotkę przed siebie niczym pokeball. Grawitacja okazała się bezwzględna. Papuga spadła na ziemię.

- Ostatni raz coś kupuję od sprzedawcy mistycznych kamieni... - wyjęczała dziewczyna.

Hilary inaczej wyobrażała sobie trening pokemon. Oglądając odcinki telewizyjnego serialu o pokemonach wierzyła w ideały przyjaźni między pokemonem, a człowiekiem oraz trud ciężkiej pracy, która owocuje zdobyciem tytułu mistrza. Niestety filmowa ułuda okazała się daleka od rzeczywistości. Gdy otrzymała jajko pokemona wiedziała, że będą najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy na świat przyszła Parotka okazało się, że będzie trochę mniej bajkowo. Trawiasta papuga nie pokochała swojej właścicielki, nawet jej nie polubiła. Prawdę mówiąc, nienawidziła ludzi i pokemonów. Gdyby było to możliwe, zagryzłaby z tej nienawiści samą siebie.

- Nie może być aż tak źle - Josh spróbował pocieszyć dziewczynę.

Mimo że Hilary wydawała się być niedzielnym trenerem zawracającym mu głowę zrobiło mu się jej szkoda.

- Jest gorzej! Dzisiaj w Black Moon ma odbyć się konkurs latających pokemonów, a Parotka nie potrafi unieść swoich ambicji i opierzonego tyłka w powietrze!

- Chcesz powiedzieć, że ona nie potrafi latać? - zapytał, aby upewnić się.

- Nie, nie potrafi - przyznała Hilary. - Musisz mi pomóc nauczyć ją! - zawołała niemal błagalnym tonem.

- Ja? Ja nie... - zaczął się wykręcać.

- Błagam! - piszczała jedenastolatka. - To ważne. Ten konkurs może być jedynym sposobem na znalezienie porozumienia z Parotką.

- Tyle że ten konkurs jest dzisiaj, prawda? To trochę mało czasu na naukę latania.

- Za całą godzinę! Czasu mamy do oporu! - powiedziała gorączkowo.

- Będę tego żałował, ale zgoda - westchnął.

Josh, Hilary i Parotka usiedli na polanie. Papuga zaczęła czyścić swoje skrzydła, jej trenerka w milczeniu przyglądała się Allenowi.

- Najlepiej, aby nauczył ją latać inny pokemon latający - stwierdził. - Dobrze, że mój Biri ewoluował. Teraz przynajmniej nie dostanie zawału po tym - przyznał, sięgając po pokeball. - Birdy, wybieram cię!

Z kuli wyleciał pokemon o falistym, szarym ogonie i ciemnych skrzydłach, przez które przechodził czarny pas.

- A!!! - wrzasnęła Hilary. - Birdy! Mój prawie najulubieńszy latający pokemon! Wymień się za Parotkę - zaproponowała.

- Nic z tego - odmówił. - Dobra, Birdy wzbij się wysoko w niebo i pokaż mu jak się lata.

Birdy delikatnymi ruchami skrzydeł podniósł się na wysokość koron drzew.

- Widzisz, Parotka? Musisz.... machać skrzydłami - udzielił poke-papudze porady. - Nie wierzę, że instruuję pokemona jak należy latać - powiedział do siebie.

Parotkę bardziej interesowało, kiedy Birdy wyląduje, aby mogła go wtedy zadziobać na śmierć. Nie lubiła wywyższania się, a czuła, że Birdy swoim pokazem próbuje się wywyższać. Birdy wylądował obok Hilary. Widząc dwa obiekty swojej nienawiści w jednym miejscu, Parotka rzuciła się na swoją trenerkę i ptasiego pokemona. Następną godzinę Josh spędził na próbie odciągnięcia Parotki od Hilary i Birdy'ego.

***


Przygotowania do konkursu pokemonów latających zaczęły się wczesnym porankiem. Na polanie za miastem ustawiono ogromna scenę, na której miał grać popowy zespół Seel. Otaczały ją ogromne balony, między którymi rozwieszono transparent "Konkurs majtających pokemonów". Trybuny znajdowały się na prawo od sceny, zaś po środku była pusta polana mająca służyć za lądowisko dla pokemonów. W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy, która rosłą na Black Moon Island przez cały rok. Josh, Hilary i ich pokemony przybiegli przed samym rozpoczęciem imprezy. Josh rozejrzał się wokoło. Jego uwagę przykuł transparent.

- Konkurs majtających pokemonów - zaśmiał się, czytając napis zawieszony nad sceną.

- Tak, to tu - przejęta Hilary nie zwróciła uwagi na błąd. - Wołają uczestników - dodała. - Muszę iść.

- Powodzenia - zawołał za dziewczyną.

Na polanę wyszli trenerzy w towarzystwie swoich podopiecznych. Konkurencja była różnorodna. Chociaż najpopularniejsze były Biri i Hawki, zdarzali się trenerzy z mieszanymi typami jak Hilary i Parotka. Jednak szczytem "inwencji twórczej" był dziewięcioletni chłopiec i jego Roxer przebrany za Hawka. Maluch usiłował wmówić sędziom, że dwumetrowy kolos z kamienia jest przerośniętym jastrzębiem. Chwilę później został wyeliminowany, tak samo jak wszyscy trenerzy posiadający Biri, które urządziły sobie zbiorowe zatrzymanie akcji serca, kiedy to przez głośniki rozbrzmiała piosenka "Jest już zimno" zespołu Seel.

- Hilary i Parotka mają nawet szansę - stwierdził Josh.

- Birrri? - jaskółka spojrzała na sprawę z większym sceptycyzmem.

Komedia rozpoczęła się z pierwszym przedstawicielem latających pokemonów. Biri, który nie dostał zawału po występie zespołu stwierdził, że umrze podczas pierwszego lotu, Parotka również nie popisała się. Zamiast wzbić się w przestworza zaczęła atakować sędziów. Wśród zawodników nastąpiło zamieszanie. Nastąpiła krótka przerwa techniczna w celu opanowania zamieszania. Josh oglądał konkurs i kręcił głową z niedowierzaniem.

- Jeśli w lidze będę miał takich przeciwników to wygram bez większych trudności - stwierdził, przypominając sobie jeszcze o Christeensen i Danielsie. - Ciekawe, które z nas trenuje najsolidniej... - mruknął, niesiony wyrzutami.

Zamiast walczyć o siódmą odznakę, spędzał czas na pomaganiu małej dziewczynce, która nie potrafi zapanować nad swoim pokemonem. Hilary, mimo że była niedzielnym trenerem sprawiała wrażenie miłej, ale trochę naiwnej dziewczynki, przed którą było jeszcze mnóstwo pracy. Nie wiedzieć dlaczego na myśl przyszła mu jego siostrzyczka.

- Ciekawe, co u Carrie i mamy - westchnął i spojrzał na uczestników konkursowych zmagań, po czym dodał:

- Dobrze, że z wami nie mam aż takich problemów - przyznał, klepiąc Birdy'ego po łebku.

- Birrdi! - odparł zaniepokojony pokemon.

Josh spojrzał na niebo. Nad polaną zbierały się granatowe chmury.

- Dziwne - mruknął. - Nie zapowiadali na dzisiaj deszczu.

- Brrrii! Bir! - potwierdziła jaskółka, będąca fanem prognozy pogody.

Wraz z chmurami wzmógł się wiatr.

- Przepraszamy, ale przez niekorzystne warunki pogodowe musimy przerwać konkurs - ogłosił prezenter ze sceny.

- Nic dziwnego - wzruszył ramionami Allen. - Przynajmniej Hilary i Parotka bardziej się nie skompromitują.

Zaczęło kropić. Nagle rozległ się głośny huk. Josh spojrzał za siebie. Na coraz silniejszym wietrze trzepotał transparent. Ogromne balony przy scenie kiwały się raz w prawo, raz w lewo. Haki mocujące je do ziemi wystrzeliły z ziemi. Balony zaczęły unosić się w powietrze, a wraz z nimi scena i trybuny, do których ktoś je umocował jako do dodatkowego obciążenia. Wśród zgromadzonych wybuchła panika. Widzowie zaczęli w popłochu opuszczać trybuny. Josh ruszył wraz z tłumem do zejścia z trybun. Pchnięty do przodu, stracił równowagę i spadł kilka rzędów niżej.

- Birdri! - ogłosił swój negatywny stosunek do zachowania ludzi Birdy.

Nieco zamroczony Allen wstał i rozejrzał się. Trybuny były puste. Wszystko trzęsło się. Wichura szalała, zrywając ozdoby zawieszone nad sceną, porywając stoły i krzesła. Pokemony ptaki latały bezwładnie, ogłupione hałasem i siłą wiatru. Przerażone Biri nie widząc dla siebie innego ratunku, dokonały masowego zatrzymania akcji serca. Gradobicie z Birich wzmogło panikę imprezowiczów. Balony przywiązane jedynie do sceny i trybun rwały się do góry. Josh zeskoczył z miejsca dla widowni i podbiegł pod scenę, gdzie stała Hilary wraz z grupką uczestników konkursu.

- Co to za huragan?! - wrzasnął Josh.

- Nie wiem!

- Musimy zatrzymać scenę! - wyraził się niejasno Allen.

- Chcesz, abyśmy z Parotką uratowały konkurs i stały się bohaterkami? - spytała z wielkimi oczyma.

- Zwał jak zwał. Jeśli te balony odlecą z tym wszystkim, a potem spadną gdzieś na miasto... - próbował wyobrazić sobie szkody związane z wichurą.

- To co mamy robić?

- Wszyscy! Musimy obciążyć jakoś scenę! - zakomenderował, nie widząc lepszego rozwiązania.

Hilary, Josh wraz z pozostałymi trenerami weszli na scenę. Całość trzęsła się na wietrze podrywając się do góry.

- Potrzebny jest nam większy ciężar! Ringrock! Crabdart! - zawołał Josh, rzucając do przodu pokeballe.

Na scenie pojawiły się kamienny kolos i krab. Wiatr przybierał na sile, podrywając z ziemi scenę wraz z balonami. Liny mocujące wcześniej balony oplotły w dzikim amoku metalowe elementy konstrukcji.

- Trzeba to rozplątać! - stwierdził Josh. - Jakiś latający pokemon musi to rozplątać - stwierdził spoglądając na sufit.

- Parotka! To twoja szansa! - krzyknęła Hilary. - Użyj wiary we własne siły i udowodnij wszystkim, że potrafisz latać! Rozplącz to! Teraz!

- Parrrrotka! - papuga odmówiła udzielenia pomocy.

- Nie ma na to czasu! - mruknął Allen. - Birdy, użyj ostrego cięcia i rozetnij te liny.

Jaskółka wzbiła się w powietrze. Chociaż silny wiatr rzucał nim na boki, Birdy znalazł w sobie wystarczająco dużo siły, aby zrobić zamach i przeciąć liny. Balony nie trzymane przez liny i scenę odleciały, konstrukcja powoli przestała się trząść. Opadnięty z sił Birdy wylądował obok swojego trenera.

- Dobra robota - przyznał Allen.

Birdy był na tyle dumny i doświadczony w bojach, aby ewoluować w nieoczekiwanym przez nikogo momencie! Ciało pokemona rozświetliła energia. Skrzydła zaczęły rosnąć, a ogon wydłużać się.

- Birjułi! - zawołał.

Przed Joshem stał pokemon rozmiarami dorównujący Falconowi. Miał szare upierzenie, czarne skrzydła przez które przechodziły ciemne pasy, ostry dziób i długi, zakręcony ogon. Josh nic nie powiedział. Z satysfakcją sięgnął po swój pokedex. Od dłuższego czasu oczekiwał na ewolucję ptasiego pokemona.

- Birijoku - zaczęło urządzenie. - Ostateczna forma ewolucyjna Biri'ego. Duże skrzydła pozwalają mu na pokonywanie ogromnych odległości bez potrzeby odpoczynku. Lata z dwukrotnie większą prędkością niż Birdy.

***


Po jakimś czasie wiatr i deszcz ustały. Mimo to termin konkursu został przełożony na inną datę. Josh nie miał ochoty zostawać na dalszej części konkursu. Z nowym członkiem drużyny był gotowy do starcia z liderem Black Moon Island o odznakę czarnego księżyca. Raz jeszcze przed opuszczeniem polany rozejrzał się wokoło. Na zniszczonym polu stali już tylko Hilary i Parotka. Chłopak niechętnie podszedł do trenerki i jej pokemona, aby się pożegnać. Tymczasem dziewczyna ze łzami w oczach mówiła do swojego stworka:

- Parotko! Kocham cię! Nie musisz latać! Akceptuję cię taką jaką jesteś! - mówiła pochlipując.

Papuga nie potrafiła docenić dobroci swojej właścicielki. W złości podziobała dziewczynie twarz. Jedenastolatka zaczęła wrzeszczeć.

- Dlaczego nie ewoluowałaś jak Birdy Josha? W takich chwilach w filmie pokemon zawsze ewoluuje! - zaczęła złościć się.

- Na pewno ewoluowałaby ze wzruszenia... - pocieszył ją Allen. - Gdyby tylko miała drugą formę - dodał w miarę istotną informację, mogącą być powodem braku ewolucji ze wzruszenia.

- Że co? - wyjąkała dziewczynka.

- Chciałem się tylko pożegnać - dodał pośpiesznie, odchodząc.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.