Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 8: Spokój orchidei

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2014-08-13 09:50:18
Aktualizowany:2014-08-13 09:50:18


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


Alissa leżała na całej długości ławki i spoglądała w sufit. Od czasu do czasu pozwalała sobie na głośniejsze westchnienie. Raz jeszcze wyciągnęła z torby list i rzuciła okiem na koślawe litery zdobiące kartkę w kratkę. Przeczytała:

Droga siostro,

Chciałbym Ci pogratulować ukończenia nauki w Akademii Pokemon. Cieszy mnie także fakt, że jesteś jedną z pierwszych osób od wielu lat, które otrzymały w Corella Town pokemona-startowego. Znając Ciebie pewnie jeszcze nie określiłaś swej dalszej drogi. Pewnie teraz leżysz, wpatrujesz się w sufit i zastanawiasz się, czy lepiej być hodowcą, czy trenerem. Jeżeli interesuje cię rada starszego brata (uwierz, że Cię interesuje), już mamy trenera w rodzinie, więc lepiej zostań hodowcą. I lepiej za to płacą i nie trzeba zbierać odznak. Pamiętasz chyba jak Sunny narzekał na walki o odznaki? Poza tym... Podróżując nie spotkasz żadnego chłopaka i zostaniesz singielką do końca życia, czego Ci nie życzę. Zaś jako hodowca o stałym miejscu pracy poznajesz wielu ciekawych ludzi i uczysz się ciągle nowych rzeczy. Możesz zrezygnować, bo jedna zdobyta odznaka trenera z ciebie nie czyni. Nie żebym cię zniechęcał do podróży trenerskiej, bo jaki miałbym ku temu powód? Kieruje mną zwykła, braterska troska... Oczywiście, wybór należy do ciebie, ale moje zdanie znasz. Myślę, że rodzice zgodziliby się ze mną, gdyby ich to obchodziło.

Co u nas nowego? Sunny wrócił z Johto. Ładny region, ale nie umywa się do trawników Hoenn. Poza tym w Johto wszystko jest bardzo drogie. Postanowił zrobić sobie przerwę w treningach pokemon i odpocząć w domu. Rodzice są na czwartym (jeżeli dobrze liczę) miesiącu miodowym. Mam nadzieję, że tym razem nie przywiozą kolejnego braciszka lub siostrzyczki. Ty i Sunny wystarczycie mi w zupełności. Co u mnie? Nic takiego. Jak już mówiłem jestem liderem. Nic ciekawego. Nie ma czym się chwalić. Mam nadzieję, że niedługo dotrzesz do Irina City i wtedy pogadamy.

Kochający Chris

Alissa odłożyła list i westchnęła raz jeszcze. Sięgnęła do torby po mały portfel, z którego wyjęła górską odznakę. Zdobycie nagrody sporo ją kosztowało, ale być może Chris miał rację? Może powinna przerwać podróż i zacząć pracę hodowcy? Miała mętlik w głowie. Brakowało wokół niej osób, które wspierałyby ją w podejmowaniu decyzji.

W telewizji kończył się serial o trenerach. Alissa rzuciła okiem na ostatnią scenę filmu. Niebo nad polaną nabierało pomarańczowej barwy. Na pierwszym planie znajdowali się główni bohaterowie tasiemca - Czerwony i Zielony. Pośrodku stał żółty Pikachu.

- Dobro Pikachu jest dla mnie najważniejsze - oświadczył Czerwony. - Nie mam zamiaru rywalizować jego kosztem!

Od jego słów dziewczynę zemdliło. Serial liczył około ośmiuset odcinków i powtarzany był już co najmniej dwa razy. Zanim jeszcze zaczęła chodzić do szkoły oglądała go razem z braćmi. Dzisiaj dziwiła się popularności tasiemca obitego w schematyczną akcję i melancholijne dialogi wygłaszane z niebywałą sztucznością.

Czerwony i Zielony przypominali jej nieudane karykatury Kyle'a i Josha. Daniels różnił się od Czerwonego podejściem do życia. Nie miał w sobie tyle energii i zaparcia w dążenie do "zostania mistrzem pokemon". Poza tym Kyle'a lubiła, a serialowej postaci nie. Josha nie znała za dobrze, ale mimo to, wydał się jej bliższy charakterowi telewizyjnego rywala, niż Kyle do głównego bohatera.

Do poczekalni wtoczyła się ogromna siostra Joy. Podeszła do okienka recepcji ciężko dysząc. Miała duży, puszysty brzuch oraz nogi, które schodziły prosto, jakby nie posiadały kostek, ale brak kostek wynagradzało jej posiadanie dwóch podbródków.

Joy z Darea Town była najcięższą z pielęgniarek. Sama siostra uważała, że z jej wagą jest jak z ciastem, należy przekuć ją na kluski (sukces). Dlatego też startowała w najróżniejszych wyborach miss puszystych pielęgniarek.

- Och... - westchnęła. - Ja tu pracuję, a ty dziecko sobie leżysz?

- Może pomóc w czymś? - spytała Alissa zrywając się z ławki.

- Nie. Poradzę sobie - odparła. - Bo kogo obchodzi, że jestem zmęczona? Płacą mi gorsze, a leniwi trenerzy przychodzą sobie, leżą na ławce i mają mnie gdzieś! - głos kobiety sięgał szczytu poirytowania.

- To może jednak...

- Szczerze, to ty wyglądasz jakbyś potrzebowała pomocy.

- Zastanawiam się, czy nie zrezygnować z treningu pokemon...

- Powiedziałam, że wyglądasz, a nie, że interesują mnie twoje kłopoty - wyjaśniła.

Alissa zignorowała ostatnie zdanie Joy.

- A może mogłabym zostać pielęgniarką? - rzuciła myśl.

- Praca pielęgniarki jest ciężka - westchnęła Joy. - Musisz zdać egzaminy z biologii, chemii i pierwszej pomocy, ale z drugiej strony to zawód, który daje satysfakcję i uczucie, że robisz w życiu coś ważnego i potrzebnego. Zupełne przeciwieństwo pracy sióstr Joy.

- Ale mi chodziło o pracę w Centrum pokemon - Alissa wyprowadziła z błędu pielęgniarkę.

- A ja już myślałam, że chcesz być prawdziwą pielęgniarką. Jeżeli chcesz zostać siostrą Joy to nie ma problemu. Napisz wniosek i zaczynasz od jutra. A dziś mogłabyś wyręczyć mnie i zanieść przesyłkę do miejscowego lidera.

Trenerka wzruszyła ramionami. Podeszła do blatu recepcji, z którego wzięła niewielkie, szare pudełko i wniosek o przyjęcie na praktyki. Jedyne pytanie, jakie znajdowało się na wniosku poza prośbą o podanie imienia i nazwiska brzmiało: "Dlaczego uważasz siostrę Joy za autorytet?".

- Grunt to wysoka samoocena - mruknęła Alissa.

Postanowiła wypełnić ankietę jeszcze dzisiaj. Chwilę później narzuciła na siebie czarną kurtkę i wyszła z centrum. Niewielki pakunek bez trudu zmieścił się do kieszeni jej kurtki. Ruszyła szybkim krokiem. Pochłonięta myślami nie spostrzegła się, kiedy dotarła do działkowej części miasta. Zwolniła dopiero nad rzeką.

Drewniany most, po którym szła wydawał z siebie najróżniejsze dźwięki, które jakby alarmowały o jego złym stanie. Alissa wychyliła się na moment, aby popatrzeć na rzekę. Obok dryfujących Zajebistafishów po wodzie unosiły się kawałki gałęzi. Kilka z gałęzi zahaczyło o brzeg kończąc, tym samym swoją rzeczną wędrówkę.

Od czasu do czasu zawiał nieprzyjemny wiatr znad gór Mglistych. Zupełnie jakby przypominał dziewczynie o zadaniu jakie ma wykonać. Chociaż nie było zimno, dzisiejszy dzień zasłużył na miano najchłodniejszego dnia tego lata.

Dalsza droga ciągnęła przez łąkę. W oddali znajdował się las.

Siostra Joy wspominała, że arena znajduje się w "fortecy z drzew". Początkowo Alissę rozbawiło określenie wymyślone przez pielęgniarkę. Wyobrażała sobie chatkę na drzewie, albo budynek zbudowany z drewna jak te w Darea Town. Gdy w oddali ujrzała rozciągającą się ścianę drzew z ust wyskoczyło określenie: "forteca z drzew". Za nim dotarła jednak do owej fortecy minęła jezioro.

Miało ono kształt idealnej elipsy. W martwym zwierciadle odbijały się pnie drzew. Kiedyś srebrne jezioro znajdowało się w środku lasu, ale wycinka drzew pozostawiła po nim jedynie kilka pni.

Alissa zatrzymała się przed jego taflą. Woda miała kolor turkusu. Było tak czyste i niezmącone, że widziała dno Silver Lake.

Jednak jej uwagę przykuło stworzenie znajdujące się na środku jeziora. Pokemon unosił się nad taflą wody, a z jego ciała wydzielała się szara poświata.

Dexter nie potrafił zidentyfikować stworzenia. Pokemon stał za daleko, a poza otaczającym go światłem trudno było dostrzec jakiś charakterystyczny znak.

- Alah... - wydał z siebie warkot.

Spokojna woda na jeziorze zaczęła się burzyć. Tajemniczy pokemon wystrzelił w powietrze. Po chwili znalazł się za plecami dziewczyny. Sparaliżowana strachem trenerka spoglądała na wodę w zburzonym jeziorze. Czuła obecność pokemona. Nabrała odwagi i odwróciła się. Stwór stał za nią jeszcze przez moment jakby przyglądając się jej.

- Alah! - zawył i rozpłynął się w powietrzu.

Jego obecność wprawiła w zdenerwowanie chmarę przelatujących Birich. Kilkanaście z nich spadło bombardując Alissę.

- Boże... Bierzcie coś na uspokojenie - mruknęła dziewczyna.

W rzeczywistości nie dziwiła się im. Pojawienie się tajemniczego stwora wywołało zdenerwowanie również u niej. Chociaż nie bała się pokemonów i była przekonana, że stworzenie nie wyrządzi jej krzywdy, nie mogła opanować niepokoju. Tak samo czuła się podczas przeprawy przez góry Mgliste.

Ruszyła dalej.

***


Arena lidera znajdowała się kilometr od Darea Town. Chociaż nie była częścią miasta, to i tak każdy mówił: "Lider z Darea Town". Również przewodniki dla trenerów przypisywały arenę do miasteczka. Wyglądem, arena nie różniła się tak bardzo od budynków mieszczących się w centrum Darea Town. Był to biały domek o spadzistym dachu, z którego wyrastały trzy ceglane kominy. Malutkie okna znajdowały się w szerokich ramach, zaś nad drzwiami wejściowymi znajdował się rysunek przedstawiający cztery romby połączone ze sobą. Tworzyły coś, co przypominało kwiat. Ze wszystkich stron miejsce otoczone było przez wysokie drzewa. Z oddali nikt nie potrafił dostrzec budynku, a jedynie mały las, który w rzeczywistości maskował salę pojedynków.

Wnętrze budynku nie przypominało klasycznej areny, a magazyn na broń. Niczym w muzeum, ściany zdobiły noże, miecze, broń palna, kusze. Złośliwy mógłby powiedzieć, że brakuje jedynie podpisów pod eksponatami i jakiegoś kustosza. Osoba ta byłaby w wielkim błędzie. "Muzeum" miało swojego opiekuna...

Kobieta leżała na materacu. Długie włosy przysłaniały twarz. Ich brązowy kolor zlewał się z kocem, którym była nakryta. Jedynie rytmiczny oddech i fioletowe końcówki włosów zdradzały jej obecność na materacu.

Nadlatujący pokemon wylądował obok materaca. Jego skrzydła przypominały dwa duże liście. Przednie łapy stworzenia porastały mniejsze liście. Zielony kot spojrzał swoimi dużymi, jasnymi oczyma na śpiącą dziewczynę.

- Maia! Bu! - obudził ją.

- Malibu, co się dzieje? Ktoś się zbliża? - spytała zupełnie rozbudzona.

Kot skinął łbem.

Dziewczyna spokojnie wstała i zaplotła włosy w kucyk. Odruchowo sięgnęła po czarną bluzkę leżącą obok. Po czym wyruszyła na spotkanie z nieznajomym.

Przed wejściem budynku stała Alissa. W zniecierpliwieniu skakała z nogi na nogę i od czasu do czasu pukała do drzwi. W końcu wejście otworzyło się przed nią. Przed dom wyleciał Malibu. Chwilę unosił się na wysokości jej ramion. Okrążył ją kilkakrotnie, a następnie podleciał bliżej, aby obwąchać gościa. Alissa zdążyła wyciągnąć pokedex.

- Malibu - zaczął Dexter. - Wyższa forma Koliego. Liście na jego grzbiecie są na tyle mocne, aby służyć mu za skrzydła. Jednak jako latający pokemon nie jest zbyt szybki.

W progu stanęła dwudziestopięcioletnia dziewczyna. Chłodna, niebieska barwa oczu skupiała na sobie całą uwagę.

- Słucham?

- Em... - Alissa zerwała kontakt wzrokowy z właścicielką areny. - Cathrine Ferrgato?

- Tak. W czym mogę pomóc?

- Chcę... Mam... - myliła się z niewiadomych przyczyn. - Mam przesyłkę od siostry Joy.

- Doskonale - przyjęła szare pudełko i zniknęła we wnętrzu domu.

Niepokój, który towarzyszył Alissie podczas spotkania z tajemniczym stworzeniem minął dopiero teraz. Zdenerwowanie zniknęło.

- Nie stój w progu! - zawołała ją Ferrgato. - Wejdź! Śmiało!

Alissa przekroczyła próg i szybkim krokiem dogoniła liderkę. Kobiety przeszły przez salę z bronią.

- Imponujący zbiór - zaczęła trenerka.

- Przedmioty codziennego użytku - machnęła ręką Cathrine.

Opuściły pokój z bronią. Za drzwiami znajdował się niewielki ogródek warzywny. Poszczególne rośliny kołysały się na wietrze. Przyglądając się im dokładniej można było dostrzec ukryte pomiędzy kwiatami pokemony rośliny.

Ferrgato rozpakowała przesyłkę. Z wnętrza paczuszki wypadła puszka. Dziewczyna wczytała się w notatkę na opakowaniu, po czym otworzyła ją. Drobny pyłek ze środka uniósł się nad rzędem niebieskich kwiatów. Ich ogromne kielichy zaczęły wesoło bujać się na cieniutkich łodygach.

- Flo! Flo! Flo!

Zaczęły ożywiać się.

- Moonflora - włączył się Dexter. - Jedyne pokemony trawiaste w regionie Jhnelle, które są aktywne po zmierzchu. W dzień zapuszczają korzenie i gromadzą energię potrzebną do życia. Występują w pobliżu gór Mglistych,w okolicach Darea Town oraz strefie Safari.

- Podajesz im jakieś lekarstwo? - spytała Alissa.

Z zainteresowaniem kucnęła przed rzędem Moonflora. Pokemony jak widać były oswojone i nie bały się dziewczyny. W ręcz przeciwnie. Widząc Alissę zaczęły wesoło kołysać się.

- Nie, co jakiś czas potrzebują pokarmu ze sproszkowanego kamienia księżycowego. Wtedy lepiej rosną - wyjaśniła liderka. - Masz pokedex, a więc zgaduję, że jesteś trenerem.

W swoim pytaniu nie przejawiała większego zainteresowania. Spytała przez zwyczajną grzeczność lub by uniknąć krępującej ciszy.

- Trudno powiedzieć.

Lodowe spojrzenie Cathrine zmroziło Alissę.

- Jak to? Albo jesteś, albo nie.

- Chyba zrezygnuję - sprecyzowała. - Trening pokemon to duży wysiłek.

- Pewnie, że duży - zgodziła się Ferrgato. - Trener i pokemon tworzą drużynę i jako zespół powinni walczyć razem i wspólnie podejmować decyzje.

- Co masz na myśli?

- Nie będę gadała o bzdurach w stylu: "goń za marzeniami", "słuchaj głosu serca" i podobnych. Każdy robi to, do czego został stworzony. Za nim zostałam liderem byłam najemniczką. Kręciłam się tu i tam. Zmarnowałam sporo czasu, aby zrozumieć, że najlepiej czuję się w skórze lidera. Nie dziwię się, że chcesz zrezygnować. Jeżeli przegrałaś walkę o pierwszą odznakę to faktycznie, chyba powinnaś odpuścić - mówiła monotonnym głosem.

- Pokonałam pierwszego lidera - wyprowadziła ją z błędu.

- Boże... Kobieto... Wygrałaś i mimo to, chcesz odpuścić?

- Tego nie powiedziałam! - oburzyła się.

- W takim razie wyzywasz mnie na pojedynek?

- Tego też nie powiedziałam... - wykręciła się.

- Więcej zdecydowania - poradziła Cathrine. - To jak?

- Zgoda.

Od kiedy opuściła Corella Town niechętnie przyjmowała wyzwania. Szkolne turnieje, w których brała udział do tej pory mocno różniły się od pojedynków z liderami, czy poznanymi po drodze trenerami.

Arenę walk stanowił ogródek za domem. Zimą Ferrgato walczyła wyłącznie w "muzeum", ale przy ładnej pogodzie nie widziała przeciwwskazań, aby walczyć na zewnątrz.

- Zaczynajmy. Walka jeden na jeden - ogłosiła. Raz jeszcze spojrzała na słońce zawieszone na bezchmurnym niebie. - Zaczynajmy.

Sequel stanął naprzeciwko Malibu. Pokemon liderki wzbił się na kilka centymetrów nad ziemię. Kot zataczał nad ziemią kółka jakby czekając na ruch kaczora. Jego zielone oczy były martwo utkwione w przeciwniku.

- Wodna broń! - wydała polecenie Alissa.

Sequel długo trenował podstawowe strategie walki. Ofensywne działania były jego mocną stroną. Strumień wody uderzył w kota pchając go do tyłu.

- Malibu. Opanuj - mówiła bez emocji Ferrgato.

Kot przez chwilę brnął przez słup wody. Rozumiejąc bezsens działania odparł atak skrzydłem. Woda rozprysła się w niebo. Kilka kropel opadło na obserwujące walkę Moonflory.

- Flo! Flo! - zawołały jakby kibicując walczącym.

Malibu ruszył w stronę kaczora.

Najlepszy atak kaczora nie zadziałał. Alissa zamarła na kilka sekund. W głowie układała sobie nową strategię.

- Sequel! Atak zawstydzeniem! - rzuciła pierwszą myśl.

- Si... Si... Si...

Kaczor zaczął rumienić się. Nie chciał walczyć, gdyż onieśmielała go potęga Malibu. Latający kot zatrzymał się na moment, aby przyjrzeć się zawstydzonemu przeciwnikowi. Jednak szybkie spojrzenie na trenerkę wystarczyło mu, aby wiedzieć, że ma kontynuować atak. Odwrócił łeb i w ostatniej chwili uniknął uderzenia przez kaczora. Dla bezpieczeństwa uniósł się w powietrze, gdzie nie dosięgały go żadne ataki wodnego pokemona. Na wysokości słońce oświetlało skrzydła Malibu.

- Spokój orchidei! - wydała kolejne polecenie Ferrgato.

Malibu zawisł nad ziemią. Z jego skrzydeł zaczęło bić fioletowe światło. Po chwili Alissa dojrzała, że to nie światło wydziela się ze skrzydeł, a płatki kwiatów.

- Co to?

- Słońce dodaje energii, podwyższa siłę, a co najważniejsze pozwala wykonać Malibu atak - wyjaśniła liderka.

Nim zdążyła dokończyć zdanie ze skrzydeł kota wystrzeliły płatki kwiatów. Spokój orchidei nasuwał skojarzenie z atakiem ostrego liścia stosowanym przez Kyle'a i Koliego. Z tą różnicą, że kwiaty opadały z większą gracją i harmonią. Ponadto atak wymagał więcej siły oraz dawał lepszy efekt.

- Sequel! Omiń to!

Kaczor zaczął uciekać przed deszczem spadających kwiatów. Kilka z nich trafiło w Sequela. Pokemon Alissy upadł na ziemię i zaczął zwijać się z bólu.

Malibu zszedł na jego wysokość.

- Poddajesz się?

- Nie. Prawda, Sequel?

Kaczor wstał z trudem. Alissa wiedziała, że nie starczy mu energii na dłuższą walkę. Cokolwiek teraz się stanie musieli zakończyć walkę w najbliższym ruchu. W głowie układała rozwiązanie.

- Twoja wola - wzruszyła ramionami Cathrine. - Może być nokaut przez ten sam atak, co przed chwilą?

Malibu uniósł się nad ziemię. Jego skrzydła zaczęły otaczać fioletowe płatki.

- Sequel! Jego atak wzrasta, ale obrona musi spadać - wywnioskowała. - Zaatakuj go teraz! - postanowiła zadziałaś spontanicznie.

Kaczor skinął głową i rzucił się na wiszącego w powietrzu Malibu. Szybkim ruchem objął przeciwnika w pasie i ściągnął go na ziemię. Oba pokemony uderzyły o ziemię.

Malibu leżał obok rzędu Moonflor, zaś Sequel stał próbując utrzymać równowagę.

- Malibu, możesz wstać?

Kot był wycieńczony dwukrotnym atakiem. Teraz najmniejszy atak był dla niego groźny.

- Sequel, bąbelki!

Kaczor otworzył pysk i wypuścił z niego bąbelki. Atak wystarczył, aby pokonać Malibu.

- Si! Kłel! Kel! - powiedział Sequel po wygranej walce.

***


Kilka godzin później Alissa była gotowa na powrót do Centrum Pokemon. Odetchnęła z ulgą kiedy wyszła przed budynek. W progu zatrzymała ją liderka. Bez słowa wcisnęła jej do ręki niewielki przedmiot. Trenerka otworzyła dłoń. Na jej dłoni leżała odznaka orchidei.

- Dajesz mi ją?

- Zasłużyłaś. Pokonałaś mnie. Poza tym... Czy druga odznaka nie jest dobrym powodem, aby kontynuować podróż trenerską? Kilka tygodni to za mało, aby decydować o zmianie. Przejdź turniej Jhnelle. Jeżeli po ośmiu odznakach i udziale w turnieju stwierdzisz, że to nie twoja bajka, wtedy zrezygnuj i zajmij się czymś innym, ale nie rezygnuj tylko dlatego, bo nie masz jeszcze określonych celów.

Alissa skinęła głową. Z dumą przyglądała się dwóm odznakom.

- Jeszcze sześć... - powtarzała sobie.

***


Wspinanie się po stromych schodach sprawiało mu więcej wysiłku, niż dwadzieścia, albo trzydzieści lat temu. Zrobił sobie przerwę po pokonaniu połowy odległości. Oparł się o parapet i wyjrzał przez okno. Zachodziło słońce, jego podwórze poszarzało.

- Jeszcze sześć stopni - westchnął pan Snubbul.

Na jego twarzy pojawił się cień. Mężczyzna skierował wzrok na szczyt schodów. Stał tam jego stary znajomy. Wszędzie poznałby jego ciężką sylwetkę. Tęgi, zgarbiony człowiek o obwisłych ramionach.

- Co tu robisz?

- Przyszedłem porozmawiać.

- Nie mamy o czym - odparł chłodno. - Wyjdź, proszę - dodał grzeczniej.

- Owszem... Mamy.

- Czego pan chce?

- Wiem, że w piwnicy trzymałeś różne rzeczy. Fotografie, probówki, czasem jakiś wynik mało istotnego badania...

- Spaliłem fotografię i...

- Nie przeszkadza mi twój sentymentalizm - wszedł mu w słowo gość. - To nawet w pewnym sensie miłe, ale nie chcę, aby ktoś się o tym dowiedział. Spal resztę rzeczy.

- Nie mogę. To kawał mojego życia. To pozwala mi myśleć o tych chłopcach i Ralphiem.

- Nie musisz o nim myśleć... Wystarczy, że dołączysz do niego.

Okno wydało z siebie trzask jakby krzyczało z bólu. Szyba posypała się na drobne kawałeczki. Pan Hammond uderzył o ziemię. Leżały na nim okruchy szkła, dom stanął w ogniu, ale jego właścicielowi było wszystko jedno. Z okna swojego pokoju mała Carrie przyglądała się nadjeżdżającej straży pożarnej i karetce.

***


Drogi braciszku!

Nie miałam czasu, aby odpisać wcześniej. Jestem właśnie w drodze do Black Hill. Być może uda mi się tam złapać jakiegoś pokemona ducha? Chciałam podziękować Ci za twoje porady. Jednak nie skorzystam z nich. Nie przed turniejem ligowym. Udało mi się zdobyć drugą odznakę. Nie masz wyboru. Trenuj, bo kiedy dotrę do Irina City wyzwę Cię na pojedynek o piątą odznakę.

Siostra

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.