Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Opowieści z Cyfrowego Świata - Lato w Sennej Dolinie

Czarny jak koszmar

Autor:O. G. Readmore
Serie:Digimon
Gatunki:Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2014-09-01 08:00:54
Aktualizowany:2015-07-28 21:55:54


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

FlaWizarmon od dłuższej chwili skrupulatnie przyglądał się mapie rozłożonej na stole. Kilka mniejszych wiosek, jaskiń, wiele krzyżujących się ze sobą dróg, pola zmieniające się w lasy, a wszystko zamknięte pomiędzy górami, a morzem tworzyło miejsce zwane Senną Doliną. Gdzieś tam znajdowała się anielska pieczęć. Pinezką oznaczył kolejne potencjalne miejsce ukrycia skarbu. Wolał żmudne, ale efektywne poszukiwania od szybkich i mało skutecznych działań jakimi posługiwali się lisica i nietoperz.

- Zaczynam żałować, że wysłałeś tam DemiDevimona - odezwała się Youkomon.

Ognisty czarownik odszedł od stołu z mapami.

- Dlaczego? - zapytał z autentycznym zdziwieniem.

- Bo jeśli jego misja się powiedzie to on zdobędzie uznanie naszej pani, a nie ja... Znaczy my - wyjaśniła, szybko się poprawiając.

FlaWizarmon na chwilę zamilkł.

- A kto powiedział, że mu się uda? DemiDevimon jest tam od dłuższego czasu i nie osiągnął niczego. Nie wiemy nic o pieczęci, o wybranych, digimonach i ich planach. Nie jest powiedziane, że znajdzie tam cokolwiek, ale jeśli już znajdzie - zaznaczył. - Osobiście postaram się, aby jego sukces został przedstawiony jako nasza wspólna praca. Jeżeli jednak misja się nie powiedzie to wybrańcy zabiją go. Mała strata.

- Masz rację, ale wolałabym mu trochę pomóc.

- Niech ci będzie wyślę do osady jeszcze jednego digimona.

- Ja to zrobię! - wyrwała się lisica.

- Nie - zabronił. - Nie potrzebujemy osiłka niszczącego wszystko wokoło. Przyda się ktoś subtelny, kto przy okazji przypomni DemiDevimonowi o jego zadaniu.

Bobby był bardzo podekscytowany swoim wczorajszym znaleziskiem. Nagle cały złom, makulatura i zdalnie sterowany samolot zeszły na dalszy plan.

Z resztą komu potrzebny zdalnie sterowany samolot, jeśli posiada się latającego digimona? - myślał chłopiec.

Do niewielkiego turystycznego plecaka zapakował kompas, słodycze, jabłka, sok w kartoniku, ubranie na zmianę, koc, zapałki oraz książkę o samolotach. Zaraz po śniadaniu udał się na łąkę, gdzie wczorajszego dnia znalazł "swój" digipilot. Nawet przez myśl mu nie przyszło, że urządzenie mogło zostać zgubione lub wyrzucone przez kogoś. Usiadł w wysokiej trawie i zaczął ostrożnie oglądać urządzenie. Rozgryzienie mechanizmu zajęło mu kilka chwil. Z ekranu digipilota wystrzelił promień światła. Energia wydobywająca się z urządzenia otoczyła go ze wszystkich stron. Czuł jak ziemia zaczyna pulsować, a on wirował jak na bardzo szybkiej karuzeli. Nagle wszystko zniknęło. Digipilot Aidena przeniósł go do lasu nieopodal Sennej Doliny.

- Już?

Miejsce w przeciwieństwie do jego mieszkańców nie wydało się już tak niezwykłe, ale co mogłoby być bardziej niezwykłe od digimonów? Bobby był tak podekscytowany spotkaniem z cyfrowymi potworami, że zupełnie zapomniał o uprzedzeniu Jasona. Chłopiec sięgnął po kompas. Czerwona strzałka kręciła się jak szalona uniemożliwiając wyznaczenie kursu.

- Pójdę tam - powiedział najspokojniej.

Kierowany ciekawością ruszył udeptaną ścieżką w głąb lasu.

To była chwila. DemiDevimon intuicyjnie sfrunął z gałęzi na ziemię. Bardzo silne przeczucie było niemal jak głos słyszalny wyłącznie przez niego. Rozejrzał się po placyku po czym zniknął za chatami na obrzeżu osady. Tam czekał na niego FlaWizarmon. Nietoperz nie wyglądał na zaskoczonego jego wizytą. Stanął naprzeciwko przybysza i zapytał ozięble:

- Czego tutaj szukasz?

- Wpadłem zobaczyć jak idzie twoja misja - odpowiedział mu równie chłodno.

- Niebawem wszystkiego się dowiem.

- Masz już jakiś trop?

- Tak - skłamał nie tracąc przy tym pewności siebie.

Mimo że DemiDevimon poznawał mieszkańców Sennej Osady każdego dnia, nadal nie potrafił zdobyć ich zaufania, a tym samy dowiedzieć się czegoś o pieczęci i jej powiązaniu z wybranymi.

- Anielska pieczęć jest ukryta w osadzie?

- Myślisz, że ci powiem? Nie po to ryzykuję, abyś to ty przekazywał takie wiadomości naszej pani - oznajmił lekko oburzony. - Gdy zakończę misję sam jej o tym doniosę.

FlaWizarmon na moment stracił cierpliwość. Wysłanie DemiDevimona do wioski było jego pomysłem, zaś nietoperz zachowywał się, jakby o tym zapomniał. Już chciał uderzyć digimona, aby mu przypomnieć jego miejsce w hierarchii, ale powstrzymał się.

- Chciałem ci tylko pomóc - oświadczył siląc się na życzliwość.

- Jeśli rzeczywiście chcesz mi pomóc to nie dopuść, aby October otrzymała swój digipilot.

- Racja - mruknął zamyślony. - Tamci chłopcy mają już pewnie digimony na poziomie champion.

- Tylko Jason - zaznaczył. - Elecmon jeszcze nie digimorfował. I szczerze wątpię, że nastąpi to w najbliższym czasie.

- Coś wymyślę, a póki co zostawię ci kogoś do pomocy.

Zza pleców FlaWizarmona wyłoniło się cudaczny potworek. Miał krótką trąbę osłoniętą metalowym pancerzykiem, dłuższe, postrzępione uszy i krótkie kły wyrastające po bokach pyszczka. Miał granatową skórę, zaś część pyska i grzbiet porastała brązowa sierść. Przednie kopyto ozdabiała złota bransoletka. Zamiast tylnych łap miał dwa szare obłoczki umożliwiające mu lewitację.

- To Tapirmon - przedstawił swojego podwładnego.

- Po co mi on? - spytał podejrzliwie nietoperz.

- Na pewno ci się przyda.

- Mi, czy tobie w szpiegowaniu mnie?

FlaWizarmon uśmiechnął się. Pyskowanie ze strony kogoś trak mało znaczącego jak DemiDevimon było bardzo irytujące. Mimo to doceniał, że nietoperz potrafił przewidzieć jego ruch i domyślał się jego prawdziwych intencji.

- Nie masz do mnie zaufania? - zapytał z miną niewiniątka.

- Nie.

- Wielka szkoda. Jak okazałem zaufanie wysyłając cię z misją do osady. Chciałbym, abyś odwdzięczył się mi tym samym. Cóż... - westchnął. - Zaufam ci i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.

- Nie zawiodę naszej pani - podkreślił.

Na szczęście FlaWizarmon już tego nie usłyszał. Cofnął się do cienia i zniknął niczym duch.

DemiDevimon i Tapirmon przez chwilę stali w bezruchu przyglądając się sobie badawczo.

- Tylko nikomu nie podpadnij - zaczął partner October. - Długo pracowałem na ich zaufanie i...

- Macie coś dobrego do zjedzenia? - odparł cudak niezainteresowany poradami DemiDevimona.

- Zjedzenia? Owoce, warzywa, pieczywo? - wymienił nietoperz.

Tapirmon zachichotał.

- Żywię się czymś innym.

- Chyba nie jesteś kanibalem?

- Nie... - zachichotał ponownie.

Jego cieniutki śmiech wywołał niepokój u DemiDevimona. Nie znał wszystkich podwładnych ognistego czarownika i tym samym nie wiedział, czego może się spodziewać po niewinnie wyglądającym stworku. Był jednak pewien, że Tapirmon jest niebezpieczny.

- Alarm! - wydarł się ToyAgumon. - Naszą osadę atakuje groźny Bobbymon!

Zaciekawiony DemiDevimon zostawił dziwacznego Tapirmona i poleciał na plac, gdzie dinozaur z klocków formował wojska do odparcia ataku wrogiego Bobbymona.

Gdy DemiDevimon i inne digimony dotarły na plac sytuacja wydawała się opanowana. Dwóch strażników kurczowo trzymało intruza, zaś ToyAgumon siał panikę wśród najmłodszych:

- To zły Bobbymon! Musimy go...

- Nie jestem zły - przerwał mu, wyrywając się strażnikowi. - I mam na imię Bobby, a nie Bobbymon - dodał. - Poznaliśmy się u Jasona, pamiętasz? - zapytał z lekkim wahaniem.

Przez tłum przepchał się Elecmon, a zaraz za nim Gazimon.

- Bobby? - zdziwił się czerwony królik. - Co tu robisz?

- Jesteś nowym wybrańcem? - zapytał mały Koromon, który od dłuższej chwili bacznie przyglądał się chłopcu.

- Wiedziałem! - zawołał tryumfalnie Gazimon. - Czułem, że dołączysz do nas.

Nim chłopiec zdążył odpowiedzieć na którekolwiek z zadanych mu pytań wśród cyfrowych potworów zjawiła się Babamon. Nie wyglądała na uradowaną widokiem kolejnego człowieka w osadzie, a wręcz przeciwnie... Pojawienie się Bobby'ego przypomniało jej o nieposłuszeństwie kilku digimonów, które pomimo zakazu zdecydowały się odwiedzić świat ludzi.

- Dajcie mu odpowiedzieć - poprosiła staruszka. - Jesteś wybranym?

Wszyscy zamilkli czekając na odpowiedź.

- Nie - odparł nie do końca świadomy tego, kim są wybrańcy. Gdyby wiedział, że chodzi o Jasona z pewnością odpowiedź byłaby twierdząca.

- Czy ktoś wie, że tutaj jesteś? - zapytał opiekun Rileya.

- Nic nie mówiłem rodzicom - odparł.

- Kim są rodzice? - zapytała Yokomon.

- Jason tłumaczył, że to ci, którzy wszystkiego zabraniają - podał definicję, po czym wrócił do zadawania pytań Bobby'emu. - To jak się tu dostałeś?

- Dzięki temu - odpowiedział, wyjmując z kieszeni spodni urządzenie.

- To digipilot Aidena - zaniepokoił się Elecmon. - Skąd go masz?

- Znalazłem na łące.

- Na łące?- powtórzył któryś z digimonów.

- Aiden musiał zgubić swój pilot - stwierdził inny.

- Dokładnie! - popierały go następne.

- Przecież przez digipilota można rozmawiać! - oznajmił wesoło Gazimon. - Skontaktujemy się z Jasonem i zaraz oddamy zgubę Aidenowi.

Elecmon skinął głową bez przekonania.

- Naprawdę jesteście, aż tak naiwni? - spytał ze zdumieniem DemiDevimon. - Po tym jak Aiden był nastawiony do nas wszystkich nie trudno się domyślić, że zwyczajnie wyrzucił digipilota i tym samym podziękował za opiekuna.

- Zamknij się, gadzino... - syknął ToyAgumon.

Królik poklepał po plecach dinozaura i ze spokojem odparł:

- Nie. DemiDevimon powiedział to, co i tak wszyscy myślą. Z resztą spodziewałem się tego. Ja i Aiden jesteśmy... Zbytnio się różnimy.

Po tych słowach digimon spuścił uszy w dół, odwrócił się na pięcie i wrócił do swojej chatki. Gdy tylko zniknął z pola widzenia Gazimon pchnął DemiDevimona:

- Gratuluję, gacek! Mogłeś przynajmniej udawać, że tak nie myślisz!

- Mam kłamać? - zdziwił się. - Tacy jesteście moralni do przodu i chcecie go okłamywać? Dzieciak go olał, a wy wmawiacie, że jest inaczej! Ja na jego miejscu cieszyłbym się. Przynajmniej nie musi już być niczyim niewolnikiem.

- Niewolnikiem? - powtórzyła rozdrażniona Biyomon. - October traktuje cię jak niewolnika?

- Nie, ale... - zamilkł, rozumiejąc puentę.

- Wszyscy się uspokójcie - poprosiła Babamon. - Możemy tak gdybać, ale dopóki Aiden nie wyjaśni nam jak pilot znalazł się w rękach tego chłopca, nie możemy być niczego pewni.

Digimony zgodziły się ze staruszką.

Z digipilota Jasona wydobył się cichy szmer, a zaraz po nim znajomy głos w akompaniamencie zgiełków i szeptów:

- Jason! Jason! Słyszysz mnie?

Chłopak nie od razu rozpoznał głos, dlatego odpowiedział ostrożnie:

- Tak...

- To ja Gazimon!

Po przedstawieniu nieznajomy głos z odbiornika stał się bardziej przyjacielski dla uszu Rileya.

- Mam ze sobą pilot Aidena. Wygląda na to, że go zgubił, albo... - zawahał się - albo wyrzucił. W każdym razie...

- W każdym razie znalazł go Bobby i przeniósł się do cyfrowego świata - weszła mu w zdanie Biyomon.

- Bobby?! - powtórzył spanikowany Riley.

- Chciałem tylko zdobyć digimona - odezwał się wreszcie dziewięciolatek.

Jason na moment zamilkł. Po krótkiej pauzie odparł nieco pouczającym tonem:

- Nie powinieneś wybierać się do Sennej Osady bez opieki.

- Jesteś na mnie zły?

Riley ponownie zastanowił się nad odpowiedzią:

- Nie jestem. Zaczekaj na mnie w osadzie digimonów. Przyjdę po ciebie i razem wrócimy do domu, zgoda?

- Tak - odpowiedział krótko.

Jason rozłączył się. Odruchowo zgarnął ze stołu okulary lotnicze, których wczoraj zapomniał zabrać dziewięciolatek. Wybiegając z pokoju przypiął je do paska od spodni, zaraz obok swojego digipilota. Przed samym wyjściem z domu zadzwonił do Aidena i October prosząc ich o spotkanie "tam, gdzie zwykle" czyli przy studni obok antykwariatu pana Hendersona. Były to bardzo krótkie rozmowy. Jason wolał opowiedzieć im historię osobiście, niż tłumaczyć każdemu z osobna całą sprawę. Ponadto chciał wyjaśnić w jaki sposób digipliot Aidena znalazł się w rękach Bobby'ego. Przed furtką od strony ulicy minął się z szefem ojca. Jednak był tak zamyślony, że zwyczajnie nie zwrócił uwagi na redaktora naczelnego Thorndale News

- Jason! Miło cię widzieć! - przywitał go serdecznie Craig.

Riley podniósł wzrok po czym odparł pośpiesznie:

- Rodziców nie ma.

- To nawet lepiej - powiedział z uśmiechem czterdziestolatek. - Chciałem porozmawiać z tobą.

Jason zmarszczył brwi, co w jego wypadku było oznaką niepokoju. Mimo pośpiechu przystanął gotowy wysłuchać dziennikarza. Craig nie miał w zwyczaju owijać w bawełnę. Jako dziennikarz przyjmował jedną zasadę: "uderzać niespodziewanie" i tak też miał zamiar postąpić z synem Jonathana:

- Skąd masz digimona?

Riley zaniemówił.

Przesłyszałem się - to była pierwsza myśl, jaka przyszła do głowy piętnastolatka. Jednak Craig bezlitośnie powtórzył pytanie o digimona. Widząc zaskoczenie piętnastolatka redaktor naczelny Thorndale News zapytał nieco inaczej:

- Chodzi mi o zwierzę z tego zdjęcia. To był Gazimon, tak?

- Nie wiem o czym pan mówi - wydusił wreszcie.

- Przestań - mruknął poirytowany Craig. - Obaj dobrze wiemy, że to był digimon, a teraz powiedz, czy dotarłeś do ich świata?

- Naprawdę nie wiem o czym pan mówi - powtórzył, odruchowo łapiąc za digipilota przypiętego do pasa. - Przepraszam, śpieszę się - dodał i odszedł bardzo szybko.

Dominic uśmiechnął się kącikiem ust, a następnie odprowadził chłopca wzrokiem, aż ten nie zniknął za zakrętem.

- W porządku - powiedział do siebie. - Jeszcze porozmawiamy o digimonach.

W tym samym czasie Bobby spacerował po osadzie. W opowiadaniach Jasona Senna Dolina wydawała mu się mniej ospała niż była w rzeczywistości. W jego wyobrażeniach miasteczko było miejscem ciągłej bitwy jego mieszkańców z groźnymi najeźdźcami. Tymczasem w Sennej Osadzie było bardzo spokojnie: nikt nie digimorfował, ani nie walczył, ale najgorszy był brak latających digimonów. Poza dwójką, którą poznał wczoraj w wiosce nie było, ani jednego potworka potrafiącego latać. W końcu rozczarowany chłopiec usiadł na niskim murku i postanowił nie ruszać się stamtąd do czasu przybycia Jasona. Tuż obok dostrzegł chowające się w cieniu stworzonko.

- Kim jesteś?

Zwierzak nieśmiało wyłonił się z cienia i przedstawił się szybko:

- Tapirmon - a po chwili, jakby nabrawszy większej odwagi zapytał: - Ty jesteś tym człowiekiem, który narobił tyle zamieszania?

Bobby pokiwał głową. Tapirmon wyłonił się z ciemnia. Dopiero teraz Bobby mógł przyjrzeć się digimonowi dokładnie.

- Umiesz latać?!

- Nic nadzwyczajnego - prychnął.

- Oglądanie ziemi z wysoka musi być bardzo fajne - rozmarzył się Bobby.

Dla Tapirmona nie było to niczym niezwykłym i hamując jego entuzjazm stwierdził:

- Fajne, jeżeli nie masz lęku wysokości.

- Jak dorosnę - mówił, ignorując uwagę rozmówcy. - Zostanę pilotem.

- Jeśli chcesz... - zaczął nieśmiało digimon. - Mogę ci pomóc spełnić to życzenie.

- Na... Naprawdę?! - ożywił się dziewięciolatek. - Zostanę pilotem?

- Niezupełnie. Mogę sprawić, że będziesz oglądał ziemię z wysoka.

- Jak?

- Wystarczy, że zrobisz się senny. Bardzo senny...- odpowiedział, spoglądając mu głęboko w oczy.

Bobby czuł jak powieki stają się coraz cięższe, a głowa chyli się ku dołowi. W końcu poddał się hipnotycznemu czarowi Tapirmona. Zasnął, śniąc o samolotach i latających digimonach.

- Doskonale - zachichotał digimon. - Dzięki tobie Senna Osada przejdzie do historii! Pora rozpocząć koszmar!

Po tych słowach zaczął wchłaniać energię ze snów Bobby'ego. Z każdą chwilą stawał się większy i potężniejszy...

October i Aiden czekali na Jasona obok studni. Przez moment rozmawiali o wakacjach, a potem o szkole. Gdy temat zszedł na digimony Aiden szybko uciął rozmowę. Nadal nie był przekonany, czy postąpił słusznie pozbywając się urządzenia. Posiadanie opiekuna i angażowanie się w sprawy cyfrowego świata wymagało nie tylko odwagi, ale i dojrzałości oraz roztropności. Wczorajsza wizyta digimonów w Thorndale oraz przemiana ToyAgumona w dużej mierze wpłynęły na jego decyzję o pozbyciu się digipilota. Dziś spoglądał na owe wydarzenia z większym dystansem i spokojem. W końcu digimony nie chciały nikogo skrzywdzić swoją wizytą w świecie ludzi. Brak pewności wymusił na nim spotkanie z Rileyem i October.

W końcu do pary dołączył Jason.

- Co się stało? Przez telefon brzmiałeś bardzo... - zaczęła dziewczyna.

- Tak, bardzo! - przerwał jej Jason wytrącony z równowagi przez Craiga. - Gdzie masz swój digipilot? - zwrócił się napastliwie w stronę Aidena.

Do Aidena dotarło, że Jason wie o digipilocie i właśnie z tego powodu chciał się z nimi spotkać. Nie mogąc dłużej milczeć odpowiedział ze spokojem:

- Wyrzuciłem.

Jason milczał.

- Dlaczego? - spytała October, która nie mogła doczekać się chwili, aż otrzyma swój pilot.

- Nie mogę się w to angażować - odparł. - Opiekunowie, złe digimony, jakaś pieczęć - wymieniał. - Nie widzicie tego?! Znaleźliśmy się w środku wojny pomiędzy... - próbował znaleźć inne określenie dla digimonów, ale każde wydawało mu się za mocne.

- Nie musisz się angażować! - przerwał mu Jason. - Płakać po tobie nie będę, ale Bobby znalazł twój pilot i przeniósł się do cyfrowego świata!

Co prawda samo przeniesienie Bobbyego do Sennej Osady, gdzie mieszkali ich przyjaciele, nie było żadną katastrofą, ale po wczorajszej przytykach ze strony Aidena na temat nieostrożności, Jason miał ochotę odgryźć się.

- Znalazł mój pilot? - wymamrotał.

- Tak! Trzeba go sprowadzić z powrotem.

- W takim razie... Przenieś nas do Sennej Osady.

- Chcesz iść z nami? - zdziwiła się October, która już myślała, że słowa Aidena są pożegnaniem z cyfrowym światem.

- Powinienem wyjaśnić to Elecmonowi - przyznał. - W końcu miał być moim opiekunem.

Jason uruchomił swój digipilot. Światło z urządzenia pochłonęło trójkę nastolatków, przenosząc ich do świata digimonów.

Nad osadą gromadziły się szare, niby burzowe chmury, które zasłaniały słońce i większą część nieba. Wioska wydawała się ponura i opustoszała.

- Co to za miejsce? - zdziwił się Jason, który w pierwszej chwili nie rozpoznał Sennej Osady.

- Senna Osada - odpowiedział Aiden.

October rozejrzała się wokoło. Na usta cisnęły jej się dwa pytania:

- Gdzie są wszyscy? Co się stało?

Chłopcy pokręcili głowami. Jakby intuicyjnie żadne z nich nie mówiło wiele. Ruszyli między domami w poszukiwaniu digimonów i Bobby'ego, uważając przy tym na każdy krok.

- Bukamon! Koromon! - zawołała przestraszona October.

Dwa małe digimony leżały na ziemi. Dziewczyna przykucnęła obok stworków, próbując je wybudzić:

- One chyba zasnęły - powiedziała bez przekonania.

- October! - rozległo się wołanie.

Zza jednej z chat wyłonili się DemiDevimon i Elecmon.

- Szybko! Za nim znowu się pojawi!

- Kto? - zdziwił się Riley.

Na odpowiedź nie musiał długo wyczekiwać. Z ciemnego nieba wyłonił się ogromnych rozmiarów Tapirmon. Tuż za jego plecami unosił się śpiący Bobby. W lewej ręce kurczowo ściskał znaleziony digipilot. Jego ciało oplatał gaz wypuszczany z trąby Tapirmona. Był niczym korzenie oplatające jego filigranową posturę.

- Bobby! - zawołał przerażony Jason. - Co mu zrobiłeś?!

Tapirmon zachichotał grubym głosem:

- Tylko spełniłem jego marzenie... Oglądać ziemię z lotu ptaka. Pora spełnić wasze marzenia!

Przeciwnik wziął głęboki wdech i wydech krzycząc:

- Zniszczenie wirusów!

Z pyska digimona wystrzeliła srebrna kula energii. Niespodziewanie przed grupę wyskoczył Gazimon. W ułamku sekundy digipilot Jasona rozświetlił się, umożliwiając opiekunowi przemianę w silniejszą formę.

- Gazimon digimorfuje w Sangloupmon!

Wilk osłonił pozostałych przed atakiem własnym ciałem. Uderzenie nie było na tyle silne, aby pokonać Sangloupmona, ale wystarczyło, aby ten stracił większość swojej energii. Opiekun Jasona zaczął kurczyć się do postaci Pagumona.

- Musimy się wycofać! Prędko! - nakazał Elecmon.

Jason wziął na ręce pokonanego Pagumona, raz jeszcze spojrzał na Bobby'ego po czym ruszył za pozostałymi gdzieś w głąb osady.

W krótką chwilę, od pożarcia snów Bobby'ego przez Tapirmona, Senna Osada dostała się pod panowanie wrogiego digimona. Wszyscy mieszkańcy wioski zostali uśpieni, a pozostali, którym udało się uniknąć tego losu kryli się na zapleczu jednej z chat.

- Jak to możliwe, że ten potwór jest taki silny? - pytał Pagumon nie mogący uwierzyć w swoją porażkę.

- Tapirmon czerpie energię ze snów swoich ofiar - odpowiedział mu Elecmon. - Im więcej snów pożre, tym silniejszy się staje.

- Sny Bobby'ego musiały dać mu bardzo dużo siły skoro od tak po prostu poradził sobie z Sangloupmonem... - stwierdził DemiDevimon.

- Skoro Tapirmon czerpie siłę ze snów... - zaczęła dedukować October. - To znaczy, że jeśli uwolnimy Bobby'ego jego siła spadnie, tak?

- Teoretycznie - przytaknął jej czerwony królik.

- W takim razie na co czekamy?! - zawołał ochoczo Jason. - Gazimon! Znaczy Pagumon! - poprawił się szybko. - Jesteś w stanie z nim walczyć?

- Nie w tej formie - odparł zawiedziony digimon. - Muszę zebrać trochę siły, żeby na powrót stać się Gazimonem, a potem jeszcze digimorfować w Sangloupmona.

- No to klops - jęknął Riley. - A może wy? - zwrócił się do October i DemiDevimona.

- Bardzo chętnie, ale dzisiaj nadwyrężyłem sobie skrzydło - wykpił się nietoperz.

- Ten cały bałagan w dużej mierze powstał z mojej winy - stwierdził Aiden, który do tej jedynie przysłuchiwał się rozmowie. - Nie powinienem pozbywać się digipilota w ten sposób. Ja pójdę po Bobby'ego.

- Nie! - odezwał się Elecmon. - Jako twój opiekun stanowczo się sprzeciwiam! Sam się zajmę Tapirmonem.

- Może obaj to zróbcie - zaproponowała October.

Elecmon i Aiden wymienili się spojrzeniami i opuścili zaplecze. Reszcie grupy pozostawało już tylko czekać na ich powrót wraz z Bobbym.

- Błyszczący grzmot!

Ogon Elecmona rozbłysł, wyrzucając przy tym z siebie pioruny. Świała i hałas niemal od razu ściągnęły uwagę ogromnego Tapirmona.

- Widzę, że jeszcze ktoś nie poszedł spać... - zachichotał wróg, spoglądając przy tym z politowaniem na drobnej postury przeciwnika.

Elecmon rozpoczął z nim nierówną walkę. Zaabsorbowany walką Tapirmon nie zwrócił uwagi na przemykającego tuż obok Aidena. Chłopak dobiegł do chmury, która oplatała śpiącego Bobby'ego. Ku jego zaskoczeniu dziwny dym wytwarzany przez Tapirmona przypominał jedynie gaz, ale był na tyle gęsty, że Jamieson mógł na nim stanąć. To rozwiązywało problem ze ściągnięciem dziewięciolatka. Uspokoił się na moment i raz jeszcze spojrzał na Elecmona walczącego z nieprzyjacielem.

- Przepraszam, Elecmon - mruknął sam do siebie. - Nie jesteś rzeczą, żeby się ciebie pozbyć od tak sobie.

Po tych słowach zaczął się wspinać po słupie dymu jak po drzewie. Dotarcie na sam szczyt zajęło mu zaledwie kilka minut. Znacznie trudniejsze od wejścia okazało się wydostanie chłopca. Chmura niczym lina oplatała Bobby'ego nie pozwalając go ruszyć. W końcu zasapany Aiden zrezygnował z walki. Resztą sił wydobył z zaciśniętej dłoni chłopca swój digipilot.

- Mam! - zawołał tryumfalnie.

Nagle całą chmura zaczęła się trząść. Straciwszy równowagę Aiden zsunął się na ziemię. Tuż przed nim stał ogromny Tapirmon.

- Nie próbuj dotykać chłopca! - odgrodził się. - Jego sny są całkiem niezłą pożywką dla mnie, ale wkrótce będę musiał go zastąpić kimś innym.

- Jak to?

- Gdy wyssę z niego całą energię snów umrze - odpowiedział digimon - ale bez obaw. Zastąpię go tobą!

Tapirmon wziął głęboki wdech i wystrzelił z trąby szarą smugę dymu.

- Błyszczący grzmot!

Chmurę zatrzymał atak Elecmon. Po chwili obok Aidena stanął czerwony królik. Wyglądał na bardzo zmęczonego, ale nadal gotowego do zaciętej walki.

- Próbowałem go zatrzymać dłużej, ale zauważył cię - wyjaśnił.

- W porządku - odparł Jamieson. - Wiesz... - dodał zakłopotany. - Jason i October widzą w tym dużo zabawy, a ja wiem, że oczekujecie od nas czegoś więcej i... - przerwał szukając odpowiednich słów. - Po prostu nie wiem, czy potrafię wam pomóc. Dlatego wyrzuciłem digipilot.

- Tu nie chodzi o to, żebyś nam pomógł - odparł śmielej Elecmon. - Mamy tworzyć zespół i polegać na sobie.

- Racja.

- O! - przerwał im Tapirmon. - Jak słodko! Teraz naburmuszony chłopczyk i groźny króliczek zostaną przyjaciółmi do końca życia! Czas ginąć! - wrzasnął, przygotowując się do kolejnego ataku.

- Nie tak prędko!

Tapirmon stanął w bezruchu. Obok Aidena i Elecmona pojawili się Jason i jego opiekun, który zdążył wypocząć i wrócić do formy Gazimona.

- Nadal jestem od was potężniejszy! - rozzłościł się wróg. - Nie ważne ilu was będzie!

- Elecmon, chyba pora wykurzyć go z miasta.

Królik spojrzał na Aidena. Chłopak uśmiechał się kącikiem ust. Elecmon porozumiewawczo skinął głową. Był gotowy do pierwszej walki jako opiekun.

Nagle Aiden poczuł jak digipliot rozgrzewa się. Pośpiesznie spojrzał na urządzenie. Na wyświetlaczu pojawiły się kolumny cyfr.

- Już czas... - ogłosił uroczyście odnaleziony digipilot.

Z urządzenia wystrzelił promień ciepłego, czerwonego światła. Jego blask przykrył Eloecmona, który intuicyjnie krzyknął:

- Elecmon digimorfuje w...

Opiekun Aidena zaczął rosnąć. Jego łapy wydłużały się i nabierały umięśnienia. Pysk zmieniał kolor i kształt, a wokoło szyi pojawiła się lwia grzywa.

- Leomon! - zawołał gruby, głosem.

Leomon był potężnym lwem o złocistej grzywie i niebieskich oczach. Z szyi zwisał ręcznie wykonany wisiorek. Wielkie muskularne ramiona zdobiły pręgi przypominające blizny, zaś lewą rękę oplatał skórzany pas. Ponadto digimon nosił ciemnobrązowe spodnie, do których przytwierdzony był miecz.

- Dlaczego urosłeś?! - zdenerwował się Tapiremon. - Z resztą nieważne! Dopóki mam mojego żywiciela guzik mi zrobisz!

- Elecmon, to ty? - wyszeptał Aiden, nie mogący ukryć swojego zdumienia.

Lew spojrzał na chłopca, a następnie sięgnął po swój miecz. Jednym szybkim ruchem przeciął chmurę trzymającą Bobby'ego. Chłopiec spadł prosto w łapy Gazimona. Utraciwszy swoje źródło energii Tapirmon zaczął się kurczyć. Leomon doskoczył do niego, nim ten zdążył w jakikolwiek sposób zareagować. Biedny, mały, ale nadal niegodziwy digimon nie lubił takich stresowych sytuacji. Zdenerwowany zaczął panikować.

- Chyba nie uderzysz mniejszego od siebie? - jęknął.

Leomon zawarczał groźnie. Mały tapir poczuł jak robi mu się gorąco z nerwów.

- A... A jeśli ja cofnę zaklęcie? O, popatrz!

W osadzie zrobiło się jasno.

- Jeszcze raz przepraszam za te wszystkie sytuacje... I... - panikował. - To były tylko takie żarty. Znasz się na żartach, prawda? Chyba się nie znasz. Prędzej czy później skończyłbym zabawę... - oznajmił, po chwili dodając pod trąbą: - Pewnie później, ale...

Jednak Leomon nie miał zamiaru okazywać mu litości. Tapirmon uśpił wszystkie digimony z osady, wykorzystał Bobby'ego i podniósł rękę na Aidena. Lew skumulował w sobie całą moc i wrzasnął:

- Lwia pięść!

W momencie ciosu z pięści Leomona uwolniła się energia, która zniszczyła przeciwnika w kilka sekund. Po tym ataku lwi potwór wrócił do formy Elecmona.

- Byłeś świetny, Elecmon! - przyznał Jason, będący pod wrażeniem siły digimona.

- To prawda - przyznał - Aiden.

Jednak czerwony królik był zbyt osłabiony, aby podziękować za komplement.

Bobby, a także uśpione przez Tapirmona digimony zaczęły wybudzać się ze snu.

- Miałem dziwny sen - powiedział zaspany dziewięciolatek.

- Już w porządku - uspokoił go Riley. - Przyniosłem ci twoje okulary.

- Mówiłem ci, że kupiłem sobie dwie pary... - wymamrotał. - Możesz je sobie zatrzymać tylko daj mi jeszcze pospać...

Gdy życie w Sennej Osadzie wróciło do równowagi Jason opowiedział towarzyszom o dziwnej rozmowie, jaką przeprowadził z panem Craigiem. Digimony i dzieci postanowiły, że będą zachowywały większą ostrożność.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.