Opowiadanie
Opowieści z Cyfrowego Świata - Lato w Sennej Dolinie
Pomocne skrzydło
Autor: | O. G. Readmore |
---|---|
Serie: | Digimon |
Gatunki: | Przygodowe |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2014-12-12 22:49:22 |
Aktualizowany: | 2015-07-28 21:56:22 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Podróżował od wielu dni. Czuł się wyjątkowo źle. Zaraz po opuszczeniu miasta został zaatakowany przez sforę drapieżników. Wygraną w tej potyczce przypłacił zwichnięciem lewego skrzydła, co zmusiło go do pieszej wędrówki. W dodatku był głodny i niewyspany. Z każdym kolejnym, chwiejnym krokiem czuł, jak traci resztki sił. Dlatego tak bardzo chciał znaleźć się u celu swojej drogi. Jego jedynym przewodnikiem były przytępione zmysły oraz powracające w myślach słowa Oryxmona:
W położonej nad morzem dolinie znajdziesz moją starą przyjaciółkę, Babamon. Ona powie ci, co robić.
Wreszcie wyszedł z lasu. Przed nim rozciągała się polana. W oddali zauważył kilka młodych digimonów, a zaraz za nimi wejście do miasteczka. Tętniący szum, który od pewnego czasu kłębił się w jego głowie był w rzeczywistości niczym innym jak mową morza z wiatrem. Wszystko wskazywało na to, że dotarł do celu podróży - Sennej Doliny. Ociężale ruszył w kierunku bawiących się stworzonek z nadzieją, że nie spłoszy ich. Nagle wszystko zaczęło znikać w mroku. To był koniec. Stracił przytomność.
W Sennej Osadzie od kilku dni panowało niewielkie zamieszanie spowodowane pojawieniem się nowych mieszkańców. Po walce z piratami Floramon odprawiła swoje podwładne z powrotem do Słonecznego Hrabstwa, zaś sama zobowiązała się do pozostania w wiosce. Czuła, że o wiele bardziej przyda się jako opiekunka Lauren, niż władczyni Słonecznego Hrabstwa. Jej obowiązkiem jako księżniczki była przede wszystkim służba Cyfrowemu Światu, a więc i ochrona naznaczonych.
Poza nią do wioski wprowadził się także Monochromon, tym samym zdobywając miano największego digimona zamieszkującego Senną Osadę. I to właśnie jego rozmiary sprawiły ów zamieszanie. Miasteczko trzeba było dostosować dla potrzeb ogromnego dinozaura. Babamon postanowiła, że zbudują mu nieco większą chatę, w której nowy mieszkaniec mógłby czuć się swobodnie.
- Jestem wzruszony! - zawołał piskliwie. - Jak tylko skończymy to robimy grupowy uścisk!
Cyfrowe potwory zabrały się za pracę. Jedynie ToyAgumon stwierdził, że lepszym pomysłem będzie budowa jakiegoś więzienia, gdyż wraz ze wzrostem liczebności mieszkańców Sennej Osady wzrośnie również przestępczość.
Do pomocy zgłosili się również naznaczeni w towarzystwie małego Bobby'ego. Chłopiec niewiele pamiętał z samej wyprawy do Cyfrowego Świata, ale doskonale pamiętał stworzenia, które pojawiły się w domu Jasona. Od tamtego dnia wypytywał Rileya o cyfrowe stwory i prosił, aby któregoś dnia zabrał go do Sennej Osady ze sobą.
- I tak wie o digimonach - Riley tłumaczył pozostałym. - Lepiej jeśli pójdzie z nami niż znowu miałby przywędrować tam w pojedynkę - po czym dodał ostatni argument jaki przychodził mu do głowy: - Przynajmniej maluchy czepiają się jego, a nie nas.
To był przeważający argument. Maluchy potrafiły każdego człowieka i digimona wyprowadzić z równowagi. Ludzie nadal stanowili dla nich egzotyczną nowość, za którą trzeba było chodzić jak za cieniem. Bobby ściągnął z naznaczonych całą uwagę digi-dzieci i co ważniejsze nie miał nic przeciwko temu. W końcu to właśnie dla ich towarzystwa nalegał na wizytę w Cyfrowym Świecie. Tego dnia dziesięciolatek wybrał się na spacer z maluchami, zaś pozostali mogli zająć się budową domu dla Monochromona.
- Pani babciu... - mruknął DemiDevimon. - Czy naprawdę musimy to robić?
- Marudzisz jakbyś dzisiaj wstał z łóżka lewą nogą - zwróciła mu uwagę October.
Nietoperz na moment zamilkł próbując sobie przypomnieć moment wstawania. Drzewo, z którego zwisał nie należało do najwygodniejszych i całkiem możliwe, że sfruwał z niego lewą nogą. Czy to mogło być powodem jego marudzenia? Miał mnóstwo innych powodów do niezadowolenia. Zamiast służyć swojej pani musiał szpiegować wybranych i pomagać im w ciężkich pracach. I chociaż bycie częścią tej społeczności nie złościło go tak mocno jak z początku to nadal nie czuł się dobrze wśród tutejszych.
- Koniec! - zawołał tryumfalnie Jason.
Dom został wybudowany.
- Nie wygląda najlepiej - stwierdził Elecmon.
- Ma krzywe fundamenty - dodała Lauren, spoglądając na plan budynku, który wcześniej sama przygotowała.
- Co to są fundamenty? - spytał Gazimon.
- Coś czego ten dom nie posiada - odparł jego partner.
Miał rację. Dom nie grzeszył funkcjonalnością, ani urodą. Przypominał drewnianą szopę, prowizorycznie zbitą z kilkudziesięciu desek, o nierównych oknach i drzwiach oraz szczelinach między ścianami. Jednak trudno było wymagać więcej od ekipy budowlanej złożonej z digimonów oraz kilku nastolatków. Większość pracowników miała długie pazury lub małe łapy, które często utrudniały samą pracę.
- Mam jedno pytanie... - zaczął Jason. - Skoro nie potraficie budować to jakim cudem stworzyliście osadę?
- Jak ja się wyklułam to już wszystko tutaj było - oznajmiła z dumą Biyomon.
- To zasługa digimona o skrzydłach anioła - odezwała się nadzorująca pracę Babamon. - To on stworzył Senną Osadę, w której dzisiaj mieszkamy.
Do digimonów i naznaczonych wróciło wspomnienie o spotkaniu z D'Arcmonem na statku piratów. Wcześniej jakoś do nikogo nie docierało, że mają wroga i przyjdzie im się z nim zmierzyć. Dopiero spotkanie twarzą w twarz uświadomiło im powagę sytuacji.
- Jeśli już o tym mowa - przerwał ciszę Aiden. - Może powinniśmy zacząć szukać tej pieczęci?
- Flawizarmon i Youkomon szukają jej od dawna.
Na całe szczęście jej nie mają - pomyślał DemiDevimon. W innym razie jego cały pobyt w Sennej Dolinie okazałby się stratą czasu.
- Myślę, że też powinniśmy zacząć szukać tej pieczęci - włączył się Jason.
- Ona może być gdziekolwiek - dorzucił ktoś inny.
- W takim razie przygotujmy się na walkę z D'Arcmonem, bo jeśli tamci znajdą pieczęć to pozostanie nam już tylko walka - dodał Gazimon.
- To bez sensu - wtrącił się DemiDevimon. - Nie macie szans z D'Arcmonem!
W tym samym momencie wszyscy zgromadzeni spojrzeli na nietoperza. Teraz nie miał odwrotu i musiał kontynuować:
- Mówicie, że ten cały wasz digimon o skrzydłach anioła stworzył osadę od podstaw - zaczął, tym razem spokojniej. - Wy nie potraficie zbudować jednego domu. Myślicie, że macie szansę w starciu z D'Arcmonem? Z tą, z którą nawet ten anioł nie miał szans?
- Znowu zaczynasz pleść bzdury, gacek? - zdenerwował się Gazimon.
- On ma rację - October poparła swego partnera. - D'Arcmon jest potężny, ale to nie znaczy, że nie możemy go powstrzymać.
- Jest miejsce... - zaczęła Babamon. - Jest miejsce, gdzie możecie poszukać informacji na temat pieczęci.
- Co? I dopiero teraz o tym wspominasz? - mruknął Josh.
- Nic nie mówiłam, bo uważałam... Nadal uważam - poprawiła się: - że nie jesteście jeszcze gotowi na otwartą walkę z naszymi wrogami.
- Nie jesteśmy? - zdziwił się Jason. - Gazimon i Elecmon potrafią digimorfować. Dołączyły do nas Lauren i Floramon. Jesteśmy przygotowani bardziej niż kiedykolwiek!
DemiDevimon spojrzał na October. Dziewczyna wyglądała na zamyśloną. Nietoperz doskonale wiedział, co ją trapi. Z niecierpliwością wyczekiwała na moment otrzymania digipilota i przemiany DemiDevimona. Zdawał sobie sprawę, że niedługo pozna prawdę. Wkrótce z pewnością do osady zawita jej prawdziwy opiekun, a wtedy jego misja zostanie odkryta. Nie miał wiele czasu. October mogła otrzymać swój digipilot w każdej chwili.
- Ty też niedługo dostaniesz digipilota - wyszeptał, siadając jej na ramieniu. - A wtedy... - kontynuował, chcąc chociaż trochę poprawić jej humor. - Wtedy digimorfuję i na pewno pokonamy D'Arcmon.
- Niedaleko Sennej Doliny jest miejsce, które nazywa się Świątynią Pamięci - zaczęła Babamon. - Podobno spisano tam wszystkie historie Cyfrowego Świata. Jeśli gdzieś jest wskazówka co do miejsca ukrycia anielskiej pieczęci to tylko tam.
- W porządku! - zawołał Jason. - Wybieramy się tam z samego rana!
- Mi pasuje! - dodał Gazimon.
- My możemy przygotować prowiant! - zaproponowała Biyomon chwytając pod skrzydła Lauren i Floramon.
- Jak was zabraknie to zajmę się ochroną osady - zagrzmiał ToyAgumon. - Zabiję wszystko, co się zbliży do bramy!
- Będziemy potrzebowali mapy - stwierdził Elecmon.
- Właśnie - przytaknęła Floramon. - Babamon musi przygotować nam jakąś mapę.
- Z tym będzie problem - staruszka przerwała entuzjastyczną atmosferę. - Nie znam dokładnego położenia Świątyni Pamięci. Wiem jedynie, że znajduje się na wschód od naszej osady.
Zapadła cisza.
- Na pomoc! Digimon! - nagle rozległ się głos Bobby'ego.
- Na pomoc! Digimon! - wtórowały mu małe digimony.
Jason odruchowo sięgnął za pasek po digipilota.Na horyzoncie pojawił się dziesięciolatek, a zaraz za nim gromada maluchów.
- Tam... - zawołał, podbiegając do grupy. - Tam jest... - dyszał chłopiec. - Ranny digimon.
Wkrótce wokół nieprzytomnego stwora zebrał się tłum. Wszyscy przyglądali mu się z zaciekawieniem, ale i ostrożnością. Nigdy wcześniej nie widzieli tutaj takiego digimona. Był dużym stworzeniem przypominającym gryfa. Przednie i tylne łapy miał muskularne, grzbiet porastały brązowe pióra. Głowa i część dzioba skrywały się pod metalowym hełmem z symbolem serca.
- Wróg... - syknął ToyAgumon.
- Dla ciebie to każdy jest wrogiem - mruknął Gazimon i uklęknął przy nieznajomym próbując sprawdzić, czy oddycha. - Żyje.
- Ma złamane skrzydło - zwróciła uwagę Lauren.
- Co to za digimon?
- Pierwszy raz widzę takiego - wyszeptał ktoś z tłumu.
- Ba... Baba... mon - wymamrotał tajemniczy stwór.
- Prędko! Musimy przenieść go do osady! - zawołała Babamon.
Na jej znak gromada stworów szczelnie otaczająca gryfa zaczęła rozrzedzać się.
Podobny do gryfa stwór był ciężki i przeniesienie go do wioski stanowiło spore wyzwanie dla digimonów na poziomie rookie. Na całe szczęście nie stanowiło to problemu dla Monochromona. Dinozaur bez najmniejszego problemu przetransportował rannego na swoich plecach. Digimon trafił do chaty Babamon. Staruszka od razu zajęła się przygotowywaniem jakiegoś wywaru leczniczego. Lauren zajęła się opatrywaniem zwichniętego skrzydła. Natomiast Jason i Bobby usiedli pod ścianą i z bezpiecznej odległości przyglądali się znalezisku dziesięciolatka. Postali siedzieli na schodach przed wejściem do chaty i w napięciu oczekiwali informacji na temat stanu zdrowia pacjenta.
- Znasz go? - zapytał Jason.
Babamon zdjęła garnuszek znad paleniska i chochlą przelała jego zawartość do miseczki, po czym odpowiedziała:
- Nie, ale wiem skąd pochodzi.
- Skąd? - spytał Bobby.
Staruszka rozchyliła dziób gryfa i wlała mu do gardła zawartość miski. Pacjent mruknął, ale nie obudził się.
- Symbol na jego masce - odparła, wskazując na znak serca. - To jeden z herbów należących do Miasta Obrony.
- To znaczy, że ten digimon jest na poziomie armor? - spytał zaglądający przez okno Elecmon.
- Co to jest armor? - rozległo się za oknem.
Staruszka pokręciła głową. Pod oknami jej domu tłoczyła cię praktycznie cała wioska. Trudno było im się dziwić. Dni w Sennej Dolnie mijały wolno i przeważnie na niczym. Pojawienie się kogoś nowego zawsze wzbudzało ciekawość.
- My digimorfujemy z poziomu rookie na champion - zaczął czerwony królik. - A on - wskazał na gryfa: - Jest na poziomie armor.
Widząc jednak niezrozumienie na twarzach słuchaczy wyjaśnił krótko:
- Armor to w pewnym sensie odpowiednik naszego championa.
- Umiejętność takiej przemiany zyskują jedynie digimony zamieszkujące Miasto Obrony - dopowiedziała Babamon.
- Jest dobry czy zły? - zapytał Jason.
- Nie musicie się obawiać - odparła staruszka. - Digimony pochodzące z Miasta Obrony z natury są pokojowymi stworzeniami.
- Myślicie, że mógłby być moim partnerem? - zapytał nieśmiało Bobby.
- To chyba tak nie działa - westchnęła Lauren kończąc opatrywanie digimonowego skrzydła.
W tym samym momencie stwór obudził się. W pierwszym odruchu spróbował wzbić się w powietrze uderzając przy tym w sufit. Wszystko się zatrzęsło. Stworki tłoczące się przy drzwiach i oknach natychmiast zaczęły uciekać.
- Uspokój się! - zawołał Jason. - Nic ci nie grozi.
Gryf rozejrzał się. Znajdował się we wnętrzu chaty. Naprzeciw niego stała staruszka oraz trzy dziwne istoty nieprzypominające cyfrowych potworów. Dwie kolejne w towarzystwie kilku digimonów na poziomie rookie stały w progu i bacznie go obserwowały.
- Ja... - przemówił. - Szukam Sennej Osady.
- Witamy! - zawołał nieco złośliwie Gazimon.
- Szukam Babamon - odparł niczym niezrażony.
Staruszka skinęła głową na przywitanie.
- Jestem Halsemon - przedstawił się. - Przysyła mnie mój mistrz, Oryxmon.
Staruszka niewzruszona dalej spoglądała na swojego rozmówcę. Jej obojętność odebrała Halsemonowi nieco pewności siebie.
- Zdaniem Onyxmona - mówił dalej - jest pani jedynym digimonem, który może mnie jeszcze czegoś nauczyć - po tych słowach przyklęknął na przednich łapach i oznajmił:
- Proszę, przyjmij mnie na ucznia.
- Że niby ja?- zdziwiła się. - Prawdę powiedziawszy nawet nie znam twojego nauczyciela.
Tym razem to Halsemon poczuł się zbity z tropu. Wędrując do Sennej Osady był przekonany, że nauczyciel wysyła go do swojej znajomej.
- Owszem, kiedyś Senna Osada i Miasto Obrony żyły w bardzo dobrych stosunkach, ale potem zwyczajnie straciliśmy kontakt - mamrotała pod nosem. - To było, gdy byłam jeszcze małym YukimiBotamonem. Trochę dziwi mnie twoja prośba.
Skąd Onyxmon wiedział o niej i dlaczego akurat teraz postanowił przysłać Halsemona na nauki?
- Bardzo proszę.
- Co ci tak zależy? - zapytał opiekun Jasona
- To mój obowiązek - odparł. - Digimony z Miasta Obrony od urodzenia doskonalą się w walce, aż do momentu, w którym mogą digimofrować na poziom armor. Skoro mój nauczyciel uznał, że tutaj mam doszlifować swoje umiejętności to muszę to zrobić.
- Sama nie wiem - mruknęła. - Od pewnego czasu opiekuję się naznaczonymi... - próbowała grzecznie odmówić.
- Niech zostanie - odezwał się Elecmon, a zaraz za nim głos zabierały kolejne digimony:
- Może nam się przydać.
- Oczywiście, że się przydam - zawtórował Halsemon.
- Skoro każdej przybłędzie pozwalamy zostać to i tym razem nie róbmy wyjątku.
- Sam jesteś przybłęda!
- Zgoda - odparła Babamon.- Możesz zostać.
Od przybycia Halsemona minęło kilka dni. "Zbroja", jak nazywany był przez niektórych mieszkańców wioski, odzyskał siły bardzo szybko. Na drugi dzień samodzielnie spacerował. Chociaż sprawiało mu to ogromny wysiłek to starał się nie okazywać tego tak bardzo. Jedyny problem stanowiło zwichnięte skrzydło. Chciał jak najszybciej wrócić do latania, ale nie mógł. Potrzebował czasu i treningu, ale Senna Dolina nie sprzyjała temu. W przeciwieństwie do jego rodzinnego miasta tutaj zawsze ktoś cię obserwował, albo mówił do ciebie. Halsemona rozpraszało wszystko. Najgorsza była jednak obawa przed ośmieszeniem się. Babamon wyjaśniła mu kim są naznaczeni oraz ich opiekunowie. W głowie Halsemona wyrósł obraz niepokonanych digimonów, wojowników, którym nie dorastał do pięt. Było mu wstyd próbować nieudolnie podnosić się do lotu na ich oczach. Dlatego na czas swoich treningów wymykał się z osady. Wychodził wraz ze wschodem słońca i wracał do wioski tuż przed zachodem. Znalazł doskonałe miejsce na próby latania: skarpę, z której roztaczał się widok na morze. Miejsce było oddalone od osady o jakieś dwa kilometry co dawało mu pewność (teoretyczną), że nikt z jej mieszkańców nie przyjdzie tu za nim. Metoda treningu była prosta: skakał ze skarpy próbując wzbić się w powietrze.
- Ciekawe, co by się stało, jakbym zjadł sobie tego kwiatuszka? - mały Koromon podjął ambitny temat.
- Umarłbyś - odpowiedział Motimon, a Bobby jedynie przytaknął. - ToyAgumon powiedział, że jak ktoś zje kwiaty to osobiście go zabije.
- Weźcie, chłopaki, przestańcie! - zapiszczał Monochromon. - ToyAgumon może jest trochę autorytarny,
ale myślę, że w głębi serduszka to wyjątkowo sympatyczny digimon!
- Bardziej boję się o to, że za bardzo oddaliliśmy się od domu - przyznał Motimon.
Koromon polizał kwiatka, gdy nikt nie patrzył. Nagle rozległ się huk przypominający uderzenie fali o skałę.
- Nie zjadłem tego kwiatuszka! - zawołał wystraszony hałasem Koromon.
- To tylko fala, głubku - parsknął Motimon.
Bobby bez słowa ruszył w stronę, z której dobiegł huk. Szedł spokojnym i zdecydowanym krokiem. Pomimo tego jak bardzo podobało mu się w Cyfrowym Świecie to słuchał ostrzeżeń Jasona:
Uważaj na siebie. Jeśli oddalasz się od wioski to zawsze z kimś dorosłym i względnie rozgarniętym.
Za rzędem drzew zaczynało się zejście na plażę. Po lewej stronie znajdowała się skarpa, na której stał przemoczony Halsemon.
- Halsemon! - zawołał.
Zaraz za nim pojawili się Monochromon, Motimon i Koromon. Zaskoczony ich widokiem gryf nic nie powiedział.
- Co tu robisz, Zbroja? - zapytał Motimon.
- Ja... Pytanie, co wy tu robicie?
- Ten gubek chciał zjeść kwiata, a ja... - zaczął Motimon.
- Skarżypyta!
- Kąpałeś się? - zapytał najzwyczajniej w świecie Bobby.
Halsemon prychnął ze złości.
- Nie - odpowiedział, siląc się na obojętność. - Jeżeli już musisz wiedzieć to trenuję. Próbuję odzyskać siłę w skrzydłach - wyjaśnił, rozprostowując lewe skrzydło.
- Na pewno ci się uda - odparł chłopiec podchodząc do gryfa. - Kiedyś złamałem sobie nogę i przez długi czas nie mogłem nią ruszać, ale potem zdjęli mi gips i...Właściwie to twoje skrzydło nie wygląda źle - dodał, przyglądając mu się z bliska.
Mieszkańcy Cyfrowego Świata znacząco różnili się od ludzi. Nie chodziło wyłącznie o wygląd, czy niezwykłe umiejętności. Rany digimonów goiły się znacznie szybciej. Oczywiście, również odczuwali oni ból, ale był on inny od tego, który znał Bobby.
- Tak wiem - odparł krótko Zbroja. - A teraz odejdź, ludzkie dziecko - wymruczał. - Muszę... Muszę jeszcze potrenować.
- Możemy popatrzeć? - zaproponował Monochromon.
- W żadnym razie!
Dziesięciolatek postanowił zaryzykować i zapytał:
- A jak już wyzdrowiejesz to zabierzesz mnie na przejażdżkę?
- Co? - nastroszył się.
- Możemy polatać? - powtórzył. - Jesteś taki duży. Z pewnością mógłbyś wziąć pasażera.
- Nie!
Bobby już nic nie powiedział. Grzecznie usiał z boku obok pozostałych i przypatrywał się skaczącemu Halsemonowi. Początkowo wydawało się to nawet zabawne. Digimon skakał, energicznie machał skrzydłami, po czym wpadał do wody i wściekły podejmował kolejną próbę.
- A dlaczego... - zaczął Bobby. - Czemu przyszedłeś do wioski w takim stanie?
- Ktoś go pobił - odpowiedział Koromon.
- Nikt mnie nie pobił - mruknął. - Droga do waszej wioski miała stanowić trening wytrzymałościowy. Z własnej woli przebyłem drogę wyłącznie o wodzie.
- Podziwiam - przyznał Monochromon. - Ja od dawna próbuję się odchudzać, ale nie wyobrażam sobie diety na samej wodzie i korzonkach.
Nagle na skarpie pojawiła się Babamon w towarzystwie czwórki naznaczonych i ich digimonów.
- Co tu robicie? - zdziwił się Bobby.
- Raczej co ty tu jeszcze robisz? - warknął Riley. - Szukaliśmy cię! Pora wracać do domu!
Dziesięciolatek spuścił głowę i z nieukrywaną niechęcią ruszył w stronę naznaczonych.
- Nadal masz kłopoty z lataniem? - spytała staruszka.
- Tak, mistrzyni! - zawołał Zbroja przyklękając.
- Daruj sobie kłanianie i mistrzynię - mruknęła. - Wystarczy, że jeden woła na mnie "pani babcia".
Halsemon wstał natychmiast, a Babamon kontynuowała:
- Dużo myślałam i chyba wiem, dlaczego twój mistrz cię tu przysłał. Jeśli nic się nie dzieje bez przyczyny to wszyscy możemy skorzystać na twojej obecności. Proponuję sparing.
- Walkę?
- Tak, walkę - skinęła głową. - Ty przeciwko jednemu z naznaczonych.
- Piszę się na to! - zawołał Gazimon.
- Nie! - mruknęła. - Halsemon kontra DemiDevimon.
- Ja? - zapiszczał nietoperz. - Ja nie mogę digimorfować i... I October nie ma jeszcze digipilota - szukał wymówki.
- A Halesemon jest osłabiony po swojej długiej podróży - stwierdziła, siadając na kamieniu.
- Poradzisz sobie - dodała mu otuchy October.
- Ta... Na Seraphimona! W co ja się wpakowałem? - niechętnie stanął naprzeciw gryfowi.
Walka rozpoczęła się. Halsemon nie czekał i z miejsca rzucił się na przeciwnika. Nietoperzowi udało się wyminąć go, ale radość z sukcesu nie trwała długo. Zbroja wyhamował i nie tracąc swojej szybkości obrał ponowny kurs na DemiDevimona. Opiekun October nie mógł czekać. Musiał atakować.
- Toksyczny strzał! - zawołał, wyrzucając z pomiędzy skrzydeł strzykawki.
Atak uderzył w ziemię przed Halsemonem. Gryf spojrzał wrogo na unoszącego się nad ziemią DemiDevimona. Był zdecydowanie silniejszy od przeciwnika, ale w przeciwieństwie do niego nie mógł latać. Jeśli chciał wygrać to musiał wzbić się w powietrze. Skoncentrował się i wyskoczył w górę. Zaskoczony nietoperz nie zdążył zrobić uniku. Digimony zderzyły się głowami. DemiDevimon spadł na ziemię, a Halsemon nadal unosił się o własnych siłach.
- Udało ci się! - zawołał Bobby.
Zbroja był dumny z siebie, ale nie dał tego po sobie poznać. Sfrunął na ziemię i spojrzał na przeciwnika.
- Spuściłem mu łomot, nie? - wymamrotał ogłuszony DemiDevimon.
- Było dobrze - odparła October biorąc o na ręce.
Z morza na skarpę wystrzeliło bardzo jasne światło, które uformowało się w kolejnego digipilota. Białe urządzenie z żółtym wzorkiem trafiło wprost do October.
- Nasz... digipilot - wyszeptała. -Wreszcie nam się udało, DemiDevimon.
- Gratulacje! - zawołał Jason.
- No, gacek - zaśmiał się Gazimon. - Teraz jesteś pełnoprawnym opiekunem.
Nietoperz od razu się ożywił. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych był przerażony. Digipilot oznaczał, że October niedługo otrzyma prawdziwego opiekuna.
Tego poranka Nyaromon obudziła się już jako Salomon. Miała jasną sierść, cztery łapy, pyszczek, błękitne oczy i długie uszy. Najpierw szła wolno. Nauka chodzenia nie była najprostsza, ale z każdym kolejnym krokiem radziła sobie lepiej. Droga przed nią zdawała się ciągnąć bez końca, ale otuchy dodawała jej jedna myśl:
Mój digipilot został aktywowany. Jestem opiekunką.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.