Opowiadanie
Opowieści z Cyfrowego Świata - Lato w Sennej Dolinie
Fabryka w zamku
Autor: | O. G. Readmore |
---|---|
Serie: | Digimon |
Gatunki: | Przygodowe |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2014-12-28 10:30:36 |
Aktualizowany: | 2015-07-28 21:56:36 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
- Jestem skończony... - powtarzał nerwowo krążąc nad koroną drzewa na gałęzi, którego zwykle zasypiał. - Już wkrótce do osady przybędzie opiekun October, a wtedy oni odkryją, że ja jestem szpiegiem. Co robić? Co robić? - pytał.
Flawizarmon wyglądał na znudzonego sprawozdaniem nietoperza. Z większą uwagą przyglądał się swojemu zapałkowemu berłu i tylko od czasu do czasu w odpowiedzi wydał jakiś pomruk.
- Przerwę ci.
Nietoperz zamilkł w nadziei na jakąś radę.
- Czy jesteś w stanie wyciągnąć jeszcze jakieś informacje od staruchy, albo digimonów?
- Powiedziałem ci wszystko - mruknął niezadowolony. - Na zachód od Sennej Doliny jest Świątynia Pamięci, gdzie mogą znajdować się informacje na temat anielskiej pieczęci.
- Doskonale. Spróbuję dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego miejsca.
- Chwileczkę! - przerwał mu nietoperz. - A co ja mam robić?
- Rób co chcesz - westchnął. - Zostań w osadzie, albo wróć do D'Arcmona. I nie martw się - dodał na odchodne: - Wspomnę naszej pani, że miałeś swój udział w moim znalezisku.
- Ach ty...
Flawizarmon zniknął w ciemnościach.
- Czy ja... - uśmiechnął się nietoperz. - Niech to... Przez pomyłkę podałem mu zły kierunek.
Jego atrybutem był wirus i jako zły z natury digimon za jakiego się uważał, nie potrafił powstrzymać się od drobnych złośliwości. Poza tym nie chciał, aby jego sukces był w równym, albo większym stopniu zasługą Flawizarmona. To on przez cały czas musiał oszukiwać October i nie chciał, aby wszystko to okazało się nic nie warte. To on musiał znaleźć pieczęć. Nikt inny.
Ciemne niebo powoli się rozjaśniało. Wczorajszy dzień miał być ostatnim jaki spędził w Sennej Dolinie. Postanowił odejść tuż przed wschodem słońca nim pierwszy Torikaraballmon zapieje. Niezauważenie przemknął przez osadę i po chwili był już za jej bramą.
Około godziny ósmej czasu ludzkiego do Cyfrowego Świata przybyli naznaczeni. Brakowało Jasona, który postanowił odespać wczorajszy dzień i odwiedzić krainę digimonów po południu.
- Są wakacje! Chcę się wreszcie wyspać - oświadczył i nakrył głowę kołdrą.
October nie nalegała. Pierwszy raz mogła użyć własnego digipilota do przeniesienia się na miejsce. Poza nią do osady wybrali się Lauren i Aiden, który wydawał się trochę rozdrażniony niepojawieniem się Rileya:
- Moglibyśmy wreszcie podjąć decyzję i wyruszyć na poszukiwanie tej pieczęci, a on woli sobie spać.
- Zdążymy - stwierdził Elecmon.
- Zgadzam się z Aidenem - mruknął Gazimon. - Powinniśmy działać, a nie się opierdalać.
- Przy okazji opierdalania... - zaczęła Biyomon. - Czy ktoś widział DemiDevimona? October go szuka.
Digimony i ludzie tylko spojrzeli po sobie. Nietoperz zwykle spał o tej porze, ale gałąź, z której zwykle zwisał była pusta. Nie zrażając się dziewczyna postanowiła obejść wioskę i okolice. Jednak po jej opiekunie nie było ani śladu. October zaczynała niepokoić się. Jej partner zniknął niedługo po przegranej walce z Halsemonem.
Czyżby tak bardzo przejął się przegraną? - zastanawiała się.
Stopniowo wszyscy mieszkańcy osady zaczęli się przyłączać do poszukiwań digimona.
- Sam jestem ciekawy, co z nim się stało - mruknął Gazimon.
- Czyżbyś martwił się o niego? - spytał przewrotnie Elecmon.
- Może ostatnio trochę się do niego przekonałem, ale... - spoważniał. - Nie chcę, żeby October zamartwiała przez tego gacka.
- Poszukamy go za osadą - rzuciła nagle Floramon. - Faktycznie może potrzebować pomocy.
- Dobry pomysł - poparł Halsemon. - Przelecę się kilka razy nad osadą. Może uda mi się go wypatrzeć.
- Czy my nie przesadzamy? - zapytał Aiden. - Do południa sam wróci.
- A co jeśli nie?
- To prawda - wtrąciła się Babamon. - To nagłe pojawienie się w osadzie DemiDevimona wzbudzało w wielu z nas mieszane uczucia, ale wczoraj udowodnił, że jest opiekunem October.
- Jest częścią zespołu - przytaknął Elecmon.
Aiden nic już nie odpowiedział. Spojrzał na swojego partnera, a potem na October stojącą przed bramą wejściową do osady.
- Zgoda! To ja mam taki plan - po tym wstępie Gazimon spojrzał na Babamon jakby szukając w niej poparcia. Staruszka nie miała nic przeciwko temu, aby objął dowództwo i w odpowiedzi uśmiechnęła się, a on kontynuował:
- Zbroja i Biyomon rozejrzą się z powietrza. Elecmon, Floramon, Aiden i Lauren wyruszycie w głąb lasu. ToyAgumon zabierze swój oddział i...
- I zabije go jak znajdzie! - zawołał podekscytowany ToyAgumon.
- Nie - warknął królik. - Przeszukacie teren wzdłuż wybrzeża.
Klockowy dinozaur skinął głową na przyjęcie polecenia i nie ukrywając rozczarowania faktem, że nie będzie mógł zabić zaginionego, gdy już go znajdzie, odmaszerował.
- Reszta zostaje w osadzie - kontynuował przywódca. - Jeśli Jason się pojawi, a do tego czasu gacek nie wróci to utworzymy następną ekipę poszukiwawczą.
Po jego słowach wszyscy się rozeszli.
Aiden, Lauren i ich digimony maszerowali polną drogą, która prowadziła w głąb lądu. Poza granicami Sennej Osady wszystko wydawało się inne: korony drzew przysłaniające niebo, pnące się po pniach latorośle, wysokie trawy. Aiden przez moment czuł się jak w dżungli. To miejsce było zupełnie inne od wioski, w której spędzał większość swojego czasu. Było spokojnie i przyjemnie.
- Czy możemy zrobić postój? - spytała Floramon.
- Ja też już jestem zmęczona.
- Może faktycznie zrobimy sobie przerwę? - poparł je Elecmon.
Aiden przytaknął. Gdyby nie fakt, że szukali nietoperza można by uznać ekspedycję za przyjemny spacer poza granice wioski.
- Jest już południe? - zapytał.
Elecmon wzruszył ramionami. Digimony mieszkające w Sennej Osadzie nie posiadały zegarków. Nieprecyzyjnie pojęty czas wyznaczały im wschody i zachody słońca. Las uniemożliwiał jakiekolwiek określenie pory dnia: bujne korony drzew szczelnie chroniły widok na niebo.
- Może DemiDevimon już wrócił? - rzuciła od niechcenia Floramon.
- Wtedy powiadomiliby nas - odparła Lauren i jakby o czymś sobie przypominając sięgnęła do kieszeni bluzy po swój digipilot.
- Co robisz? - spytał z ciekawości Aiden.
- Próbuję zrozumieć jak działa to urządzenie - odpowiedziała, poprawiając okulary. - Początkowo myślałam, że jest na baterie, ale nie... Wygląda na to, że digipilot działa bez zasilania. Może... - próbowała snuć teorię. -Może świat digimonów "ładuje" energię w jakiś alternatywny sposób?
Elecmon i Floramon spojrzeli na siebie, ale Lauren nie przeszkadzało to w dalszym zastanawianiu się:
- Nadal nie mogę zrozumieć w jaki sposób to coś sprawia, że przemieniacie się.
- Według legendy opiekunowie digimorfują dzięki naznaczonym - sprostowała Floramon.
- Czerwony królik przytaknął.
- W takim razie - zawahała się. - Po co są digipiloty?
- Chociażby do poruszania się pomiędzy naszym światem, a światem digimonów - niespodziewanie z pomocą digimonom przyszedł Aiden. - Poza tym działają jak walkie talkie.
- A nazwa? Cyfrowy Świat? Skąd taka nazwa dla miejsca, które przypomina średniowieczną osadę? - podjęła kolejny wątek.
- Jesteś taka mądra - mruknęła Floramon. - Przy tobie niekiedy czuję się jak głupia.
- Po prostu chcę wiedzieć, a wy nie chcecie wiedzieć, kim jesteście?
- Wiem kim jestem - stwierdził Elecmon i jakby nie zainteresowany dalszą rozmową odszedł kawałek nasłuchując jakichś dźwięków.
Lauren postanowiła dać sobie spokój z dalszymi pytaniami. Digimony nie wiedziały o swoim świecie wiele więcej niż ona. Nie winiła ich o to. W przeciwieństwie do cyfrowych potworów Lauren interesowała się nauką i zawsze szukała logicznych rozwiązań. Jednak obecność w Cyfrowym Świecie przeczyła wszelkiej logice. To był grząski teren, gdzie wiedza mieszała się z magią.
- Słyszycie? - wyszeptał królik.
Nim ktokolwiek z pozostałych zdążył zareagować rozległo się wołanie:
- Stać! Nie ruszać się!
Grupę otoczyła zgraja digimonów. Wyglądały jak piłki z kończynami. Miały krótkie nogi i muskularnie zbudowane łapska, zaś przez granatowe głowy przechodziły żółte pasy uformowane w kształt błyskawicy.
- Mówię stać! - wrzasnął jeden z nich będący najprawdopodobniej przywódcą bandy.
- Przecież się nie ruszamy!
- Co to za jedni? - wyszeptał Jameison.
- To Thunderballmony - odparł Elecmon.
- Dacie im radę?
- Ogłuszą mnie nim skończę digimorfować.
Thunderballmon był gatunkiem elektrycznego stwora, z którym jakikolwiek kontakt fizyczny mógł skończyć się porażeniem przez prąd. Dodatkowymi problemami były ich wysokim poziom - champion oraz duża liczebność.
- Zostajecie zatrzymani za nielegalne poruszanie się po włościach naszego pana! - przemówił kapitan.
Nie mieli wyboru. Posłusznie udali się a spotkanie z przywódcą Thunderballmonów.
Władca elektrycznych digimonów mieszkał w ogromnym zamczysku na obrzeżach Sennej Doliny. Wejścia do wnętrza chroniło dwóch strażników. Wnętrze zamku przypominało fabrykę. Od drzwi ciągnęły się ogromne taśmy produkcyjne, które kończyły się dopiero na drugim końcu hali. Na ścianach zamontowane były lampy dające bardzo mocne światło. Zewsząd bił chłód.
Na samym środku hali produkcyjnej znajdował się tron z napisem: kierownik zakładu, na którym zasiadał digimon. Władca różnił się od swoich podwładnych. Podobnie jak Thunderballmony jego głowa przypominała piłkę z tym, że była większa i miała żółty kolor. Oczy, usta oraz różowe policzki wyglądały jak narysowane przez dziecko. Chude ramiona oraz nogi kończyły ogromne stopy i dłonie. Król ubrany w królewskie szaty, zaś żółtą niczym cytryna głowę wieńczyła korona. Wyglądał zabawnie, a wręcz karykaturalnie.
- Pokłońcie się przed obliczem wielkiego władcy! PrinceMamemona! - zawołał jeden ze strażników po czym zmusił aresztowanych do pokłonienia się.
- Co to za jedni? - zapytał z uśmiechem.
- Podejrzewamy, że są z konkurencyjnej fabryki!
- Chcieli dopuścić się szpiegostwa przemysłowego!
- Wcale nie! - warknął Aiden.
- W dodatku kłamią!
- Nie kłamiemy! - zaczął tłumaczyć Elecmon. - Szukamy naszego kolegi i...
- To był wasz kontakt? - zagrzmiał strażnik. - Temu koledze przekazywaliście informacje?!
- Nie obchodzi nas wasza fabryka - próbował wyjaśnić Aiden. - Szukamy kogoś.
- Szukacie informacji na temat naszej pracy - sprostował Thunderballmon.
Elecmon jedynie westchnął. Przez moment miał wrażenie, że rozmawia z ToyAgumonem głuchym na wszelkie argumenty, ale nie... Nawet ToyAgumon dochodził do punktu, w którym potrafił wrócić po rozum do głowy.
- Będę musiał ukarać was w jakiś sposób - przemówił PrinceMamemon. - Czy moi pracownicy mają jakieś sugestie?
- Zmusić do pracy ponad normę! - wrzasnął ktoś z tłumu.
- Obciąć premię!
- Dość tego! - warknął Elecmon. - Elecmon digimorfuje w...
W tym samym momencie królik przewrócił się ogłuszony atakiem jednego ze strażników.
- Bezczelni! - wrzasnął PrinceMamemon. - Ja do was wychodzę z dobrą wolą, a wy kąsacie mą dłoń?! Skończycie w maszynie utylizującej odpady!
Floramon rozejrzała się po sali. Nigdzie nie widziała wyjścia, a jedynie tłumy wrogich digimonów. Niewiele myśląc wyszła do przodu i ukłoniła się:
- Panie! Proszę o wybaczenie w moim i moich przyjaciół imieniu. Przez ten niefortunny zbieg okoliczności wyszła ta cała nieprzyjemna sytuacja.
PrinceMamemon słuchał. Jego wyraz twarzy pozostawał niezmienny i trudno było rozszyfrować jego myśli.
- Nazywam się Floramon i jestem księżniczką ze Słonecznego Hrabstwa, a to są moi przyjaciele...
- Że jak? - przerwał jej. - Księżniczką? Prawdziwą?
Przytaknęła.
- Puszczać ją! - wrzasnął. - Wybacz ich zachowanie. Moi pracownicy to wieśniactwo najgorszej klasy. Dawno temu szukałem kogoś z kim mógłbym dzielić wspólne zainteresowania. No wiesz... Stopień królewski, bycie tyranem, pracę... - wymienił swoje zainteresowania.
Floramon milczała.
- Przydałaby mi się brygadzistka... Powiem wprost: pobierzemy się!
- Co?!
- Przygotować pannę młodą! Albo nie! Nie będziemy śpieszyć się z ślubem. Dzisiaj zjemy romantyczną kolację, a jutro weźmiemy ślub - postanowił. - Co do was... - zwrócił się do naznaczonych i powoli odzyskującego przytomność Elecmona. - Macie dzisiaj szczęśliwy dzień. Jako, że jesteście przyjaciółmi brygadzistki mojego serca zatrudnię was na stanowisko bufetowych w zakładowej stołówce.
Więźniowie, a właściwie nowi pracownicy zostali zaprowadzeni do stołówki.
- Musimy uratować Floramon - postanowiła Lauren. - Może spróbujmy wezwać na ratunek Jasona i October?
- Damy sobie radę bez nich.
- Chciałbym mieć twój optymizm, Aiden - przyznał Elecmon. - Jest ich bardzo wielu. Sam sobie nie poradzę.
Gdy partnerzy rozmawiali ze sobą Lauren zajęła się przeglądaniem szafek.
- Chyba mam pomysł... - stwierdziła, wyciągając z szafki nad zlewem parę rękawiczek do mycia naczyń.
- Pomocy! - rozległo się wołanie ze stołówki zakładowej.
Będący w pobliżu Thunderballmon pognał czym prędzej w stronę stołówki. Miał świadomość tego, że zgodnie z zakładowym regulaminem BHP powinien włączyć alarm, ale wołanie o pomoc wymagało od niego natychmiastowej reakcji.
- Co tu? - zawołał, wbiegając na stołówkę.
Tuż przed nim stał Leomon. Nie czekając na reakcję zaskoczonego Thunderballmona chwycił go przez rękawice i podniósł do góry.
Elektryczny digimon niemal od razu skumulował w swoim ciele energię, a następnie spróbował porazić oponenta. Leomon stał jednak niewzruszony.
- Co jest? Prąd na ciebie nie działa?
- Gumowe rękawice nie przewodzą prądu - oświadczyła chytrze dziewczyna.
- Zostaniecie dyscyplinarnie zwolnieni! - groził.
- Lepiej powiedz nam, gdzie są bezpieczniki - odpowiedziała Lauren.
- Chcecie... zmniejszyć wy... wydajność naszego zakładu? - wyjąkał przerażony.
Wiedząc, że nie ma szans z zakładowymi terrorystami w gumowych rękawiczkach zdecydował się współpracować.
- Pomyśl tylko o fuzji naszych fabryk - gruchał zalotnie PrinceMamemon.
Floramon nie słuchała go. Rozglądała się na wszystkie strony w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia. Wiedziała, że Lauren i chłopaki trzymani są w stołówce i jak zakładała znajdowała się ona gdzieś na parterze. Pozostawało uciec PrinceMamemonowi, dołączyć do Lauren, digimorfować i wyciągnąć przyjaciół z fabryki.
Nagle światła zgasły. Pierwszy raz od początku istnienia zakładu taśma produkcyjna zatrzymała się. Przerażone Thunderballmony zaczęły wrzeszczeć i pchać się do wyjścia. Na nic były uspokojenia ich władcy, że jest to tylko awaria prądu. Jak na ironię Thunderballmony nie rozumiały, że elektryka może ulec awarii. Wszakże, czy one kiedykolwiek ulegały awarii? Nie, a więc jak prąd mógł?!
Do pogrążonej w mroku hali produkcyjnej wbiegli Lauren, Aiden i Leomon. Floramon wstała od stołu i skinieniem głowy dała znak gotowości do walki.
- Floramon digimorfuje w Sunflowmon!
Zaczęła się walka. Thunerballmony uciekły w popłochu zapominając o swoim kierowniku. Przerażony PrinceMamemon schował pod stołem i tylko przyglądał się jak naznaczeni torują sobie drogę do wyjścia. Gdy tylko opuścili zakład PrinceMamemon wturlał się spod stołu i zawołał rozgniewany:
- I... I więcej nie chcę was tu widzieć! Słyszycie?!
Ale naznaczeni byli już poza fabryką.
Droga do domu mijała im w ciszy. Niefortunna przygoda z PrinceMamemonem sprawiła, że zapomnieli o poszukiwaniach DemiDevimona. Z resztą, jak zakładali, na pewno już sam wrócił.
Na miejscu przeżyli prawdziwy szok. W pierwszej chwili nie mogli poznać Sennej Osady. Brama wejściowa była połamana, kilka domów na przodzie jeszcze się paliło, a te w środku osady dogasały. Na placu znajdowała się ogromna wyrwa w ziemi. Wielu mieszkańców wioski krążyło po niej bez celowo jakby zagubieni w obcym miejscu. Kilka młodszych digimonów kuliło się pod jedną z niewielu ocalałych chat i cicho pochlipywało. Wszystko wydawało się wywrócone do góry nogali. Wtem spostrzegli Gazimona i Jasona rozmawiających z kilkoma digimonami.
- Co tutaj się stało? - spytał Elecmon podbiegając do grupy.
- Na szczęście... - mruknął Jason akcentując "szczęście". - Wszystko opanowaliśmy.
- Nikomu nic się nie stało - dodała Biyomon.
- Ale co się tutaj stało?
- Zaatakowano nas.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.