Opowiadanie
Moja Księga Bingo
W Sroczym gnieździe
Autor: | TeresaODelikatnymUśmiechu |
---|---|
Serie: | Naruto |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fikcja |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2014-11-30 08:00:37 |
Aktualizowany: | 2015-02-01 13:31:37 |
Następny rozdział
Proszę nie kopiować. Prawa autorskie zastrzeżone.
I. W SROCZYM GNIEŹDZIE
Od dawna nie byłam zmuszona do improwizacji. Ten stary Sho mimo swojego posuniętego wieku był specjalistą w dziedzinie kamuflażu. Chciał zapewne resztę swojego życia spędzić spokojnie w tych górach. Nieszczęśliwie za jego głowę wyznaczono wystarczająco wysoką nagrodę, by mnie skusić. Informacje, które od niego otrzymałam, no cóż …
- Ta przeklęta Księga Bingo. - powiedziała w euforii, zaśmiała się głośno i przyspieszyła kroku energiczniej bujając workiem przewieszonym przez lewy bark.
Od punktu wymiany dzieliło ją jakieś pięć godzin drogi. Zdawała sobie jednak sprawę, że skwar lejący się z nieba nie będzie miał dobrego wpływu na odciętą głowę Sho, którą ze sobą niosła. Sprawą priorytetową było jak najszybsze dokonanie transakcji i zasilenie zrujnowanej sakiewki brzęczącymi monetami. Tego upalnego dnia wszystko co żyło skrywało się w cieniu, nie wykonując zbędnych czynności, nie wydając dźwięków, czekając z utęsknieniem na chłód wieczora. Nawet rośliny zdawały się przytłoczone taką ilością promieni słońca. Niektóre uginały się ku ziemi, jakby wydawały ostatnie tchnienie. Łowczyni głów pomimo piekielnego wręcz klimatu skrzętnie okrywała swoje ciało. Ubrana w ciemny, obszerny, ziemisty płaszcz kończący się tuż nad linią kolan. Jego rękawy były luźne, jakby bardziej służyły do przechowywania czegoś niż miały taki krój ze względu na wygodę noszącego. Czarne, dopasowane spodnie wyłaniające się spod wierzchniego okrycia zdawały łączyć się w jedno z sandałami tej samej barwy. Twarz zakrywana przez luźno otaczającą ją chustę pełniącą funkcję maski. Utkana z lekkiego materiału z łatwością przepuszczała powietrze, poruszając się nieznacznie pod wpływem oddechu. Niezidentyfikowany kolor tego włókna, pomiędzy brązem a szarością doskonale współgrał z odcieniem oczu kobiety. Duże, o migdałowym kształcie, teraz lekko przymrużone z powodu oślepiającego światła słonecznego kusiły swą żywą zielenią. Zielenią młodych, wiosennych traw, jako pierwszych pieszczących zmysł wzroku po zakończeniu surowej zimy. Mogłoby się wydawać, że te oczy to dwa zwierciadła spokoju i nadziei, sprawiające, że gdy raz w nie spojrzysz nie będziesz chciał przestać, bojąc się, że znikną bezpowrotnie. Patrząc w nie byłoby się skłonnym uwierzyć w każde słowo ich posiadaczki. Jednak za zasłoną tego hipnotycznego refleksu krył się mroczny cień, zwodniczy jak syreni śpiew. Niezależnie od tego co kryła maska, to, co przyciągało uwagę nie było zakryte. Kasztanowe włosy, dość misternie upięte wysoko i obwiązane cienką tasiemką opadały delikatnymi falami na plecy, sięgając łopatek kobiety. W intensywnym świetle zdawały się mienić odblaskami ognistej czerwieni. Kosmyki przy twarzy, ewidentnie krótsze otulały policzki i momentami zakrywały oczy. Od dawna nikt nie widział jej twarzy. Nikt nie był też w stanie jej zmusić by zdjęła maskę. Czasami miała wrażenie, że sama nie pamięta jak wygląda. Ci, których spotykała nie powinni pamiętać jej twarzy, a tym, którym odbierała życie nic by nie dało to, że znaliby jej oblicze. Od kiedy urwana została jej więź z mistrzem i zaczęła żyć w ten sposób pragnęła pozostać anonimowa i nierozpoznawalna. Rościła sobie wyłączne prawo do tego, by decydować komu będzie dane stanąć z nią twarzą w twarz. Gdziekolwiek się pojawiała nie zostawała na długo. Ukrywając swą obecność podróżowała samotnie przez kraje. Teraz kierowała się do punktu wymiany na terenie Kraju Ognia.
Te upały są dobijające. Mam nadzieję, że ten stary oszust nie zainteresuje mnie jakimś zleceniem. Pierdziel doskonale wie jakiego typu wyzwania lubię podejmować (choć prawdopodobnie nie kłopocze się próbą poznania mojego motywu) i umie to wykorzystać. Tym razem nie dam się podpuścić choćby nie wiem co.
W ramach krótkiego odpoczynku po wykonaniu zadania postanowiła odwiedzić okoliczne gorące źródła, by ukoić zmęczone ciało i obmyślić dalszą trasę podróży. Informacje od Sho były przy tym bardzo pomocne. Myślenie o tym co powiedział jej stary shinobi odnośnie rodzimego klanu zajmowało ją tak skrzętnie, że zapomniawszy o upale nawet nie zauważyła jak szybko minęła jej droga do punktu wymiany.
Już dotarłam? No tak, znów przyłapuję się na tym, że myślę o przeszłości. Nadal odczuwam pokusę, by ją zbadać mimo tego, że dawno ją odrzuciłam. Cholera. Kogo ja chcę oszukać? Skrycie liczyłam na to, że na tej górze dowiem się czegoś istotnego o moim klanie. To wszystko sprawia, że tracę rachubę czasu. Chociaż w tym przypadku to chyba nie było najgorsze. - pomyślała i przymknęła oczy podczas gdy delikatny podmuch wiatru musnął jej przykurzone czoło.
Słońce chyliło się już nisko nad horyzontem. Niedługo miało zniknąć całkowicie, a jego miejsce miał zająć księżyc. Wyraźnie się ochłodziło. W tym momencie uświadomiła sobie, że nie uzupełniała płynów przez całą dzisiejszą wędrówkę. Poczuła nieznośną suchość w gardle. Postanowiła wstrzymać się z sięgnięciem po menażkę do czasu, aż rozmówi się z jeszcze jednym staruchem, którego musiała dziś odwiedzić.
Niewielki budynek, wyglądający na opuszczony był jej punktem docelowym. Upewniwszy się wcześniej, że nikogo nie ma w pobliżu postanowiła wejść. Nie pierwszy raz odwiedzała to miejsce i inne do niego podobne. Ludzie nieświadomi tego, co może się w nim kryć powinni trzymać się od niego z daleka. Tak było najrozsądniej. Już podczas mijania podziurawionych w dość niezwykły sposób drzwi frontowych wyczuwało się zapach gnijących ciał i zaschniętej krwi. Pomimo tego, że idąc przez ten długi korytarz nozdrza drażnił odór śmierci, nic poza tym nie wskazywało, że miejsce to jest swego rodzaju osobliwym targiem ludzkiego mięsa. O to właśnie chodziło. Wiele pomieszczeń połączonych było z korytarzem, jednak każdy, kto miał tutaj do załatwienia jakąś sprawę wiedział, że należy kierować się na sam koniec budynku. Tam właśnie ubijało się interesy ze zgrzybiałym Kasasagim. Przygarbiony, pomarszczony i siwy starzec sam zajmował się swoim biznesem. Nie miał przy sobie żadnego pomocnika, który mógłby być istotnym wsparciem podczas nieoczekiwanych komplikacji w negocjacjach. Nie musiał. Kobieta wiedziała już takich ludzi. Na przekór wszystkim przeciwnościom, a nawet swojemu wiekowi byli gotowi podjąć walkę, wręcz szaleńczą walkę. Szare oczy dziadunia emanowały młodzieńczym zapałem i porywczością. Duży, szeroki nos odznaczał się na mizernej twarzy przeoranej licznymi bruzdami. Niektóre były bliznami z młodości lecz reszta bezwarunkowo pojawiła się z mijającymi latami. Mimika twarzy pozostała nienaganna. Krzaczaste brwi żwawo poruszały się pod wpływem zmiany nastroju. Ubiór starca pozostawiał wiele do życzenia. Niewątpliwie uszczknięte zębem czasu spodnie oraz koszula były znacznie poprzecierane, miejscami załatane wręcz komicznie odróżniającymi się kawałkami materiałów. Geta na jego stopach zdawały się krzyczeć, że ich właściciel mimo krępej postury stara się rozpaczliwie dodać sobie kilka centymetrów w metryce. Zważając na niepozorną aparycję jedno było pewne. Nikt nigdy nie próbował go oszukać, a tym bardziej wykluczyć z interesu. Żaden z łowców głów nie wiedział nic o jego przeszłości, o tym dlaczego podjął się tego fachu, dla kogo pracował i dlaczego mimo tylu przeżytych wiosen nadal trudnił się wymianą ciało - pieniądze. W tym interesie nikt nie zadaje zbędnych pytań. Tak jest szybciej i bezpieczniej.
Na widok znajomej postaci przechodzącej przez drzwi starzec rozpromieniał. Doskonale wiedział kto go odwiedził. Posłał kobiecie szeroki uśmiech, za szeroki, odsłaniający pożółkłe dziąsła i resztki zębów. Łowczyni skrzywiła się i w krótkim grymasie obrzydzenia. Podeszła bliżej. Pomieszczenie nie miało okien. Wątłe światło lampy tliło się na niewielkim stoliku tuż obok prowizorycznego szpitalnego łóżka. Nie licząc tego nikłego blasku resztę powierzchni pochłaniał półmrok niezależnie od pory dnia. Nikt kto się tam kiedykolwiek znajdował prawdopodobnie nigdy się tym nie interesował, ale dało się zauważyć, że ta sala znacznie różniła się od reszty budynku. Ściany były w nienaruszonym stanie. Surowe i skromne wnętrze wyglądało na zadbane. Przy najrozleglejszej ścianie stał rząd chłodni rodem z kostnicy, ustawionych ściśle jedna przy drugiej sięgając aż na wysokość sufitu.
Ciekawe czy ten stary lis przywykł do tego odoru, czy może sam już upodobnił się do swojego towaru w ten sposób, że wydziela identyczny zapach? - uśmiechnęła się i nic prócz wyrazu jej oczu nie zdradzało tej przelotnej emocji.
- Ho,ho! Szybko się uwinąłeś, mój drogi. Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie. - rzucił Kasasagi na powitanie.
- Czyżby? Wydaje się wręcz przeciwnie. - odpowiedziała ze zniżonym tonem. Nie przeszkadzało jej, że uważano ją za mężczyznę. Przeciwnie, tak było nawet lepiej.
- Cóż, podejrzewałem, że to zadanie bardzo cię zainteresuje. Ale czy w tym fachu nie chodzi głównie o zarobek? Będziesz usatysfakcjonowany tylko taką nagrodą?
Zaczyna. Chce mnie wmanewrować. Nie tym razem. Nie mam zamiaru grać teraz w tą grę. Muszę mu przerwać jak najszybciej.
Odpowiedziała natychmiastowo:
- Liczy się to, że teraz nie będę musiał jeść wyłącznie tego co znajdę w lesie i odpocznę w końcu pod jakimś dachem. Oczywiście jeśli nie będziesz zwlekał z przekazaniem nagrody.
- Och, pieniądze. Pokaż towar bym mógł go sprawdzić. - staruszek mimo chwilowej zmiany torów rozmowy nie zrezygnował jeszcze ze swoistej zabawy z tajemniczym klientem.
Podczas jednej z wcześniejszych konwersacji doskonale wychwycił, że nieznajomy interesuje się klanem Yasuda. Biorąc pod uwagę również zdolności shinobi, którym ten częsty gość stawiał czoła doszedł do pewnych wniosków na temat zamaskowanej postaci. Do jakże trafnych wniosków.
Posiniała głowa Sho zgrabnie wysunęła się z worka. Precyzyjne cięcie oddzieliło tą część od reszty ciała. Trofeum poturlało się po blacie w kierunku starca, który zatrzymał je wysuszoną jak stara gałąź ręką w momencie, gdy twarz denata skierowała się w jego stronę.
- Widzę, ze ograniczyłeś się wyłącznie do samej głowy. Taka pogoda była dla Ciebie uciążliwa - znów obnażył zęby w uśmiechu. - To bez wątpienia Sho Taka, jednak nie mogę w tym przypadku wydać ci pełnej nagrody - czekał na reakcję niezadowolenia. Pochylił się nad blatem w kierunku rozmówcy, niemal prowokując do gwałtownego odzewu.
- Jak uważasz. Nie miałem ochoty taszczyć tu całego truchła. Jeśli to problem, odejmij od kwoty tyle ile uważasz za stosowne. Nie mam zamiaru narażać twojego interesu na szwank.
Kasasagi przyjrzał się baczniej i zaskoczył go fakt, że interesant nie ma zamiaru się targować. Spodziewał się innej odpowiedzi. W tej sytuacji to on został przedstawiony jako oszust, lecz nie przejął się tym. Biznes to biznes. Nawet tu obowiązują pewne zasady.
- Hmm … Biorąc pod uwagę jak cenne jest ciało shinobi i ile tajemnic odnośnie technik właściciela odkrywa odejmę od wynagrodzenia 40%. Miej na uwadze, że to wyłącznie ze względu, iż jesteś jednym z moich ulubionych klientów.
- Więc masz ulubionych klientów? Nie jestem pewien czy uznać to za komplement.
- Ha ha ha. Cóż, zdradzę ci jeden z łączących was szczegółów: lubicie ukrywać się za maskami.
Staruszek podniósł głowę Sho i z uśmiechem na twarzy spojrzał na jego sine i spokojne lico. Był pewny, że zginął od jednego śmiertelnego ciosu. Odwrócił się, by włożyć „towar” do chłodni w swojej prywatnej kostnicy. Robił to powoli, jakby z rytualnym oddaniem.
- Gdybyś chciał zapoznać się z najnowszymi zleceniami, to chętnie … - gdy znów skierował się w stronę blatu i rozmówcy nie zobaczył nikogo. Postać w płaszczu kierowała się w stronę wyjścia, trzymając w ręce walizkę z pieniędzmi, którą wcześniej przygotował.
Poczuł się zignorowany, jednak wiedział, że dziś nie byłby w stanie nakłonić tego klienta do dłuższej rozmowy. Nie dłuższej niż to konieczne.
Ktoś się zbliża. I to szybko. Albo to jeden wielki zbieg okoliczności, że dziś jest tu taki ruch, albo … przeklęta sroka. Ulubieni klienci - dobre sobie.
Mogła się spodziewać, że mężczyzna, którego minęła w drzwiach będzie miał maskę na twarzy. Włosy również skrzętnie skrywał pod kapturem materiału. Przez bark przerzucone miał dość niezgrabnie ciało, obficie zakrwawione.
Rzeźnik. Więc takich ludzi lubisz, co?
Zirytowana rozmową z Kasasagim nie zwróciła wcześniej uwagi na obecność kolejnej osoby w budynku, która ewidentnie musiała mieć taki sam cel jak ona. Chakra tej persony była dziwna. Nie, ona nie była normalna aż nadto. Chaotyczna, jakby nie pasowała do swojego właściciela i chciała się wyrwać z jego organizmu. Potrafił ją wytłumić, ale niewystarczająco, by umknęło to jej zmysłom. Wszystko okazało się jasne, gdy jej wzrok powędrował z twarzy przybysza na jego strój. Ciemny płaszcz z wzorem czerwonych chmur ostatecznie rozwiązał zagadkę tożsamości gościa. Mężczyzna spojrzał pospiesznie na mijaną postać, ewidentnie zaskoczony, że spotkał tu kogoś prócz właściciela lecz zignorował to. Liczyła się tylko owocna wymiana. Planował jak najszybciej wymienić ten zbędny balast na gotówkę.
- Kakuzu. Znowu ranga S. Nie chodzisz na łatwiznę - zaczął senior.
- Kieruję się wyłącznie cennikiem. Umiejętności nie mają znaczenia.
Ramol postanowił poruszyć temat poprzedniego gościa:
- Wygląda na to, że spłoszyłeś mi klienta. A tak miło się gawędziło - zaczął narzekać. - Może więc opowiesz mi coś o walce z tym tutaj - wskazał na zwłoki, nowy towar godny pertraktacji.
Zapewne był ciekaw okoliczności śmierci denata. Dało się go rozpoznać, jednak widniały jasne znaki, że jego agonia nie nastała szybko i bezboleśnie. Podziurawiona klatka piersiowa miejscami odsłaniała organy ofiary. Liczne cięcia na rękach i nogach miały na celu uniemożliwienie osobnikowi poruszania się. Jedno ramię trzymało się torsu praktycznie na kilku ścięgnach. Całą wizję tego makabrycznego obrazu koronowała rana wlotowa w miejscu, gdzie powinno znajdować się serce. Mimo nieludzkiego potraktowania tego człowieka jego twarz była nietknięta. Nie wyglądało nawet na to, by został w nią uderzony chociaż raz. Cóż za profesjonalizm. Kasasagi uśmiechnął się na myśl o trafnym porównaniu zmaltretowanych zwłok do ulubionego kawałka mięsa zdjętego z szaszłyka.
Stary pryk nie wahał się nawet zaczynać rozmowy z członkiem Akatsuki, znanym z nikłej cierpliwości do ludzi, którzy mieli w zwyczaju mówić za dużo i nie na temat. Kakuzu wzdrygnął się na myśl o tym, że kolejny raz musiał oglądać rytuały swojego towarzysza, który lubił je przedłużać niepotrzebnie i celowo, by tylko go rozjuszyć. Wycedził szorstko:
- Cóż, to był kompromis. Zaczynam coraz bardziej nienawidzić tego słowa.
Dziadka fascynowały odpowiedzi tego człowieka. Jakby w ogóle nie słuchał drugiej osoby lub po prostu ją ignorował podczas konwersacji. Domyślił się, że zielonooki, postawny klient mógł mieć na myśli swojego partnera, który pojawił się z nim w tym pomieszczeniu tylko raz, niewykluczone, że z ciekawości. Od tamtego czasu pozwalał Kakuzu zajmować się interesami samemu, czekając na niego na zewnątrz.
- Udany dzień. Wliczając w to twoją zdobycz i nieuchwytnego jak dotąd Sho Taka.
- Mówisz o Tace z Wodospadu? Ktoś był w stanie go odnaleźć i zabić? - wyraźnie zainteresował go ten fakt.
- Klient, którego minąłeś przyniósł mi jego głowę.
- Samą głowę - powiedział twierdząco.
- Nie wszyscy w taki upał jak dziś mają ochotę na taszczenie ze sobą zwłok.
Obaj wiedzieli, ze nie o to w tym przypadku chodziło. Przynajmniej nie wyłącznie o to.
- Och, no tak. Twój krajan - zauważył stary.
- Od bardzo dawna nic nie łączy mnie z Wioską Wodospadu - Kakuzu chciał go zbić z tropu i odwieźć od drążenia tego tematu.
Zaczął się zastanawiać kto miałby wystarczające umiejętności, by być w stanie odnaleźć i pokonać Sho. Pamiętał go jeszcze jako zasmarkanego dzieciaka. Zdawał się mieć wielkie predyspozycje, by stać się dobrym zwiadowcą i specem od kamuflażu. Znał również dobrze jego ojca, z którym często udawał się na misje. Kilka lat po tym jak opuścił wioskę usłyszał pierwsze wieści o Sho Taka. Kiedy ostatnia z najbliższej rodziny umarła jego matka odszedł z Wodospadu, by się szkolić. Posiadał aspiracje, by pobierać nauki od klanu Yasuda. Klan ten żył w odosobnieniu. Nie mieszał się oficjalnie w sprawy żadnej z wiosek. Nieliczni domyślali się, że gotowi byli poprzeć idee Wioski Ukrytej w Liściach. Ściśle określona wspólnota bardzo dokładnie ukrywała swoje tajemnice i techniki. Nikt spoza komitywy nigdy nie byłby w stanie pobierać u nich nauk. Nie wspominając nawet o tym, jaką trudność sprawiało odnalezienie któregoś z członków klanu. W mało ewidentny sposób Sho osiągnął pośrednio swój cel. Z niejasnych przyczyn dostał się pod skrzydła tego rodu. Oczywiście nie zostały mu wyjawione najznamienitsze techniki, lecz te które opanował były i tak wystarczające, by zwodzić najlepszych shinobi. Po jakimś czasie powrócił do swojej ojczyzny. Budził jednak lęk u starszyzny. Został wyrzucony, lecz przypominano sobie o nim gdy wioska stanęła naprzeciw zagrożeniu zniszczenia. Dzięki swoim zdolnościom potrafił wcześniej zdemaskować spiski, kończyć spory nim się zaczęły. Nieuchwytny niczym mgła. Jego profil umieszczono w Księdze Bingo dawno temu. Nikt nie był w stanie odnaleźć nawet jego tropu po tym jak ponownie wyemigrował z Wodospadu, gdy nastał czas pokoju. A teraz ktoś tak po prostu przynosi jego głowę w celu wymiany.
Ta osoba … Nie, to nie jest możliwe, by … - Kakuzu zdawało się, że zatracił się tylko na chwilę w rozmyślaniu. W rzeczywistości ta chwila była o wiele dłuższa. Staruszek nie przeszkadzał mu w tym. Powoli ułożył nowe ciało w chłodni i przygotował odpowiednią kwotę dla swojego klienta. Już otworzył usta, by przerwać ciszę, gdy nagle otrząśnięty z zadumy przybysz zapytał:
- Wiesz coś o tamtym człowieku? Tym który był tu przede mną?
- Hmm … nie wiem czy mogę udzielać informacji o swoich klientach - chciał zagrać na cienkich strunach cierpliwości swojego rozmówcy i tak nadwyrężonych już przez Hidana. I udało mu się. Kakuzu posłał mu oziębłe spojrzenie, nic jednak nie powiedział. Zdawał sobie sprawę, że Kasasagi z łatwością powiązał ze sobą nitki tej historyjki, którą teraz on pragnął przeanalizować.
- Cóż, zapewne słyszałeś, że ostatnio ktoś sukcesywnie pozbywa się shinobi zasłużonych na rzecz każdej z poszczególnych wiosek. Nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt jakich przeciwników sobie wybiera. Nie kieruje się wysokością nagrody lecz zwraca uwagę na mało powszechne zdolności. Eliminuje wybitnych tropicieli i zwiadowców. Osoby, z którymi przeciętny łowca głów nie chciałby mieć do czynienia, gdyż ich pokonanie wiązałoby się ze sporządzeniem skomplikowanego planu działania i byłoby ryzykowne. Zbędnym jest ryzyko w tym fachu. Nie zauważyłem ani razu, by Enenra wydawał się być ranny lub wycieńczony. Z Sho poradził sobie w dwa dni od podjęcia zlecenia.
- Enenra?
- Och, pozwoliłem sobie tak go nazwać. Pojawia się i znika. Nie zostawia śladów swojej obecności. I jak widać nie lubi konkurencji - dodał patrząc znacząco na Kakuzu, który nie zwrócił na to uwagi.
- Ktoś z takimi umiejętnościami … - zaczął mówić jakby do samego siebie. Dziadyga przerwał mu i dodał:
- Zastanawiasz się, czy ma on powiązania z klanem Yasuda. Sam w to powątpiewam. Uważam jednak, że w tym schemacie ukryta jest metoda … Chyba i tak za dużo już powiedziałem.
Wręczył mężczyźnie walizkę i uśmiechnął się dziwnie, poniekąd serdecznie, bez ukrytych intencji. Bez wątpienia czekał na jeszcze jedno pytanie. Wiedział, że ono padnie:
- Zlecenie? - odparł szybko członek Akatsuki i łypnął na dziadka.
- He? - staruch udał z wielkim przerysowaniem, że nie ma pojęcia o co chodzi w tym skrócie myślowym. Wciąż się uśmiechał zawadiacko unosząc brwi.
- Wziął kolejne zlecenie? Jeśli tak, …
- To chcesz wiedzieć jakie. Nie mogę ci pomóc, mój drogi. Nie podjął się kolejnego zadania mimo moich starań, by go czymś zainteresować. Zasilił sakiewkę, więc raczej na pewien czas gdzieś się zaszyje i „nie będzie musiał jeść tego co znajdzie w lesie” - dodał parskając śmiechem.
Kakuzu zastanowił się nad tym przez chwilę i złapał za rączkę walizki. Nie wiedział jak długo trwała ich rozmowa, ale Hidanowi niewątpliwie wydawało się to wiecznością. Ruszył bez słowa w stronę drzwi. Sho, Yasuda, Enenra, jak to się łączy? Czy to w ogóle się łączy? Pewien był tylko jednego, o kimś takim opowiadał mu Pain. O łowcy głów, dość specyficznym, wystarczająco, by zainteresować sobą lidera Akatsuki. Nawet Zetsu nie był w stanie go wytropić, a to już mówiło samo za siebie. Nie spodziewał się, że spotka tego shinobi tak szybko.
Jak gdyby w tle słyszał głos Kasasagiego. Niewykluczone, że wołał coś na pożegnanie lub być może urażony lekceważącą postawą klienta wykrzykiwał jakieś obelgi. To było nieistotne. Czuł, że natychmiast musi stamtąd wyjść.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.