Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Moja Księga Bingo

Noc bezsilności

Autor:TeresaODelikatnymUśmiechu
Serie:Naruto
Gatunki:Akcja, Dramat, Fikcja
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-01-22 10:31:27
Aktualizowany:2015-09-06 21:48:27


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Proszę nie kopiować. Prawa autorskie zastrzeżone.


IV. NOC BEZSILNOŚCI


W ułamku sekundy Hidan znalazł się przy swoim wrogu, który w tym momencie stanowczo i z rozmysłem odrzucił w bok walizkę, którą trzymał w ręce. Mimo wszystko kobieta stała nieruchomo i wnikliwie spoglądała mu w oczy napawając się i chłonąc jak gąbka jego każdy gest. Poruszyła się dopiero gdy zamaszysty cios kosą rozciął poły powietrza bardzo blisko jej piersi. Zastanawiało ją to, że ten rozszalały shinobi wymachiwał swoją bronią aż nadto nieskładnie. Zdawał się nie celować w punkty witalne lecz pragnął zadać choćby jedno draśnięcie, by woń utoczonej krwi bardziej wyostrzyła jego zmysły. Szaleńczy uśmiech nie zniknął z jego twarzy. Wyszczerzył białe zęby i wydał z siebie dziwne burknięcie. Coś między warknięciem rozjuszonego psa a miłym pomrukiem kota. Ale to nie było to co chciała ujrzeć. Nie, on jeszcze nie zatracił się całkowicie.

Lekko i zwinnie unikała kolejnych ataków. Zachowywała się jak starsza siostra, która zabrawszy młodszemu bratu zabawkę droczy się z nim, aż ten nie pobiegnie z płaczem do matki, by się poskarżyć. Przypomniała sobie mimowolnie pierwsze spotkanie z Kirakuną. Wtedy to właśnie on stronił od walki. Jakże podobna sytuacja. Z tą różnicą, że ona nie zdejmie maski, nie ulituje się, nie poruszy swojego sumienia, nie odegra roli naiwnego głupca wierzącego w sprawiedliwość, kulawą i ślepą, błąkająca się tam, gdzie nie potrzeba. Przez idealizowanie świata kończy się w rzece z rozpłataną czaszką. Czy on w ogóle jeszcze żyje? Jeśli tak, to może jest jak ona. Może gdyby spotkali się ponownie, dźgnąłby ją prosto w serce. Za to wszystko co zrobiła, a bardziej za to, czego nie miała odwagi zrobić. Odkąd sięgała pamięcią, ludzie, którzy mieli z nią do czynienia, prędzej czy później kończyli martwi. Lata temu zaprzestała bezsensownych działań, by się temu przeciwstawić.

Teraz była panią sytuacji, poskramiaczką furiata. Pragnęła popchnąć jego rozchwianą jaźń w kierunku cienkiej granicy między człowiekiem a dziką bestią i uświadomić mu bezceremonialnie czym naprawdę jest. By to osiągnąć …

Muszę mieć pewność, że dajesz z siebie wszystko. Czas na gwóźdź programu, przygłupie.

Z rękawa jej płaszcza wystrzeliło kilka igieł, które wbiły się w wyciągnięte ramię i w udo mężczyzny. Nie zdezorientowało go to, ani nie spowolniło. Nie zwrócił na to większej uwagi. Dostrzegł jednak coś w dłoniach oponenta. Dwa sztylety, skierowane ostrzem ku dołowi - czas na kontrę. Enenra ruszyła naprzód z taką samą szybkością z jaką on zbliżał się do niej. W tej sytuacji nie było miejsca na pomyłkę czy zawahanie. Liczyła się precyzja. Już kiedy wybijała się pewnie w jego kierunku przewidywała jaki cios przyjdzie jej odeprzeć. Ten obustronny, równomierny pęd miał mu dodać pewności siebie i zaręczyć o jego przewadze. Kosa zdecydowanie przewyższała te smukłe nożyki biorąc pod uwagę promień rażenia. Trzy ostrza runęły bezdźwięcznie w zamachu wyprowadzonym pionowo, zza głowy Hidana. W powietrze wzbiły się tumany kurzu.

Co? Jak to? Ta gnida powinna klęczeć tu przede mną z wielką dziurą wyrytą tuż nad obojczykiem. Gdzie ten parszywy bluźnierca? Nie uniknął tego, więc … - myślał intensywnie srebrnowłosy i skołowany patrzył w pustą przestrzeń przed sobą podczas gdy drobinki pyłu powoli opadały na ziemię poprawiając stopniowo widoczność. Machinalnie odwrócił głowę za siebie. Nie poruszył tułowiem. Nienaturalny odruch przypominał zachowanie sowy, która ma nadzwyczajną zdolność do skrajnych odchyleń łebka, nieosiągalną przez inne gatunki. Za swoimi plecami ujrzał shinobi. Stał przodem do niego w nienaruszonym stanie, nietknięty, nawet nieubrudzony. Lewą dłoń wyciągniętą w kierunku członka Akatsuki zaciskał w pięść. Hidan próbował przypomnieć sobie co się zdarzyło lecz okazało się to niemożliwe. Nieważne. To nieważne. Tak było lepiej. Zabawa okazała się ciekawsza.

Postanowił to zignorować. Popełnił błąd - jej plan się powiódł. Za bardzo skupił się na tym co chciał zobaczyć, żeby dostrzec rzeczywisty przebieg zdarzeń. Więc co się stało chwilę temu?

Enenra ryzykując doznaniem ciężkich obrażeń odłożyła sztylety do pokrowców- nie miała zamiaru ich użyć, to był swoisty wabik. W momencie gdy oręże wroga przyciężkawo opadało ku jej ramieniu zatrzymała się na ułamek sekundy. Ostrza minimalnie chybiły celu i wbiły się w podłoże. Wykorzystując swój pęd odbiła się w górę zwinnie omijając napastnika. Teraz mogła zrobić co tylko zapragnęła, a rozszalały przeciwnik zdany był na jej łaskę. Jak postąpiłby ktoś w tej sytuacji i na jej miejscu, no jak? Z pewnością odmiennie.

Z bliska twarz Hidana wykrzywiona w grymasie wręcz chorej euforii wydała jej się pociągająca niczym lico jakiegoś bóstwa. Odczuła nagłą potrzebę, by chociaż opuszkami palców musnąć tą delikatną i nieskalaną skórę. Jeśliby to zrobiła niewątpliwie jawiłoby się to jako istne błogosławieństwo. Ostatni dotyk zanim ten obiekt zmieni się w istotę o wiele gorszą, pierwotnie nieograniczoną samokontrolą i wartościami etycznymi. Wiedziała co robi i czym to zaskutkuje. Kreator - nim teraz była. Tylko ona miała wpływ na to co uformuje się z ciała i ducha mężczyzny obecnego w zasięgu jej ręki. Może jednak to boska moc? A istnienie tego dzieła, żywego przez ulotną chwilę uzależni się wyłącznie od jej woli.

Powściągnęła swoje pożądanie i ograniczyła do minimum kontakt fizyczny z agresorem poprzez subtelne zsunięcie wisiorka z jego szyi. Tak, w tej karkołomnej akcji chodziło wyłącznie o to. Odebrać mu to co traktował niemalże jak jeszcze jedną część swojego ciała, bez której niemożliwe jest jego życie i funkcjonowanie. Coś co przypomina komu służy i czyją wolę wypełnia. Drogowskaz kierujący rozchwianą psychikę na tory w pełni uzasadnionej, chwalebnej przemocy. Coś co definiuje ten poddańczy byt i w pewien sposób odświeża łączność ze srogim bogiem, który odbiera krwawe ofiary przez ręce swojego oddanego sługi.

Ktoś kiedyś powiedział, że należy obawiać się szaleńców wyłącznie wtedy, gdy jeden z nich spotka drugiego. Jakże trafne stwierdzenie.

Stała pewnie trzymając w dłoni święty skarb swojego przeciwnika, który zdezorientowany próbował odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Kiedy nadnaturalnie przekrzywił głowę i spojrzał na nią wymownie poczuła przenikliwe ukłucie w piersi. Ciało uświadamiało jej, że to już ta pora. Pora, by wyciągnąć asa z rękawa. Rozluźniła uścisk i z pięści wysunął się medalion. Opadał jakby w zwolnionym tempie. Jego majestatyczny lot przerwało lekkie szarpnięcie w momencie, gdy łańcuszek do którego był przywieszony napiął się pod nikłym ciężarem metalowego okręgu. Bujając się finezyjnie wprowadzał zainteresowanego niejako w hipnozę. Hidan odruchowo dotknął swojej piersi w miejscu gdzie powinien znajdować się wisior. Palce nie napotkały niczego o innej strukturze niż jego własna skóra. To nie zwidy.

Nie pozwolił jej dłużej napawać się ciszą:

- Spadnie na ciebie kara boska. Nie zdajesz sobie nawet sprawy coś uczynił … W imię najwyższego, w imię Jashina przeprowadzę cię przez ścieżkę nieopisanych katuszy! - wykrzyczał szybko i dobitnie niczym modlitwę, a może błagalne życzenie.

Nieświadomy, że doskonale wpasował się w scenariusz opracowany przez wrogiego shinobi wydarł niezgrabnie kosę z wysuszonego podłoża i odwrócił się gniewnie. Nogi rozstawione w szerokim rozkroku przeszył skurcz, aż całe ciało zachwiało się wydatnie. Obie dłonie zaciśnięte na trzonie broni pobielały nienaturalnie i wyglądały wręcz niezdrowo. Pojedynczy kosmyk misternej fryzury zawadiacko uwolnił się z odgórnie narzuconego uczesania i opadł na przepocone czoło mężczyzny. Szaleńczy uśmiech przeistoczył się w prostą poziomą linię szczelnie zamkniętych, napiętych warg, które posiniały zgoła odpychająco. A oczy? Szeroko rozwarte powieki odsłaniały wyłącznie wytrzeszczone, przekrwione białka. Żywa furia - tak teraz go odbierała. W tym stanie nie mogła go już ignorować.

Momentalnie pojawił się tuż przed nią i zadał cios, zmuszając ją do sparowania go oboma sztyletami. Nadzwyczaj mocne uderzenie przesunęło ją o kilka centymetrów do tyłu. Wokół jednej dłoni owinięty miała łańcuszek, który w tej chwili znajdował się bardzo blisko głowy członka Akatsuki. Nadszedł czas, by i ona przestała się pohamowywać. Ataki i kontry były tak szybkie, że przeciętny człowiek nie zauważyłby ich nawet z małej odległości. Enenra niczym w opętańczym tańcu poruszała się zwinnie wokół oponenta zadając mu skrupulatnie to płytsze, to głębsze cięcia. Powodując tym mniej lub bardziej poważne obrażenia.

Po chwili Hidan zalany był krwią. Swoją własną krwią. Mimo znacznego przyspieszenia ruchów nawet nie drasnął przeciwnika. Obficie poraniony nie ustępował kroku swojemu celowi. Tylko, że nieprzyjaciel tak do niego podobny, jakby połączony z nim mentalnie, w maniakalnym pląsie odgadywał bez problemu każdy kolejny ruch swojego bliźniaka. Byli jak jedna dusza ulokowana w dwóch ciałach, która chce się z nich wyrwać, by na powrót stać się jednością. Kobieta przewidywała to co planował (jeśli tak można nazwać ten krótki proces, mający lokalizację w jego zdegradowanym umyśle, który generował widoczne już gołym okiem, gorączkowe zamachy wielkogabarytową bronią), lecz co z tym czego nie planował?

Jeden z poziomo wyprowadzonych ciosów kierowany był w szyję Enenry. Shinobi chciał już ją zwyczajnie zabić i zabrać z jej parszywego truchła swoją własność. Z łatwością uniknęła cięcia mającego pozbawić ją głowy. Gotowa do kontrataku i skupiona wyłącznie na nim nie dostrzegła, że kosa zatrzymała się tuż za nią, by odbić w drugą stronę i z impetem, tępym trzonem ugodzić ją w kark wystarczająco mocno, by upadła ogłuszona na kolana.

To była jedna z rzeczy, których nie spodziewała się po swoim oponencie znajdującym się w tym stanie roztargnienia. Jedyny przejaw racjonalnego zachowania w trakcie tak jednostronnie przemyślanej walki. Przez chwilę zaryzykowała nawet stwierdzeniem, że Hidan jest w pełni świadomy swoich poczynań. Kiedy spojrzała na jego napiętą twarz i strużkę śliny, która niezależnie od woli, jakąś wąską szczelinką wydostała się z ust znacząc mokre ślady na podbródku, uznała to za całkowicie komiczne sformułowanie. Zamroczona odnotowała wzmożoną aktywność ninja, który podbudowany zaistniałą sytuacją ruszył, by dobić ją zanim oprzytomnieje wystarczająco i znów uniknie razów.

Heh. Byłam bardziej pewna siebie niż on.

Szybki … Szybki i co raz szybszy.

Och, czuję to. Czuję jak bardzo pragniesz mojej śmierci. Tylko jest jedno „ale”. Ja dziś tu nie umrę. Więc muszę rozczarować cię jeszcze raz.

Gałki oczne piekielnika wróciły do normalnego ustawienia. Źrenice niemal całkowicie pochłonęły swą niezbadaną czernią lawendowe tęczówki. Różowy język kusząco przesunął się po już rozluźnionych, pełnych ustach, a po chwili szeroki uśmiech ponownie obnażył śnieżnobiałe zęby. W przeszklonych oczach odbijał się dobrze znany kształt: trójkąt wpisany w okrąg.

Kończąca akcja. Jeden, pewny zamach i po kłopocie. Wszechmocny niewątpliwie wybaczy mu ten pośpiech. Jeśli jednak oceni go surowo, to on - pokorny sługa zadośćuczyni tej zniewadze. Pięć, dziesięć, nawet dwadzieścia trupów zostanie złożonych w ofierze z należytym szacunkiem i niezbędnymi obrzędami. Ten jeden, jedyny raz musi zlekceważyć ściśle określone procedury.

Enenra przymrużyła oczy, gotowa zablokować ostrza ręką. Kiedy jedno z nich zahaczyło o materiał jej chusty, pozostałe dwa miały napotkać opór na wyciągniętym przedramieniu. Coś lub ktoś spowodowało, że tak się nie stało. Silne szarpnięcie odciągnęło od niej kosę, która w tym porywie rozdarła całkowicie jej zmyślną maskę. Odruchowo podniosła się na równe nogi, a potargana dzianina stanowiąca część kamuflażu bezładnie opadła na ziemię. Wzrokiem odnalazła posturę niedoszłego kata. Zszokowana widokiem, zamarła i obserwowała uniesiony w powietrze wątły korpus opleciony ściśle ciemnymi kablami. Zaostrzone końcówki miejscami poprzebijały ręce i nogi szamoczącej się ofiary, najczęściej w stawach. Kończyny rozciągnięte do granic możliwości wyznaczały znak X. Żwawym ruchom lin towarzyszył szelest. Miała wrażenie, że słyszała już taki dźwięk, lecz jakby na złość pamięć nie chciała dopomóc w jego identyfikacji.

Przekleństwa wypływały potokiem z ust Hidana. Od najzwyklejszych po nad wyraz wymyślne. Kierowane były do tych niesfornych nici? Nie. Adresatem okazał się chwilę temu spotkany zielonooki shinobi. To przy nim zbiegały się te wężowe twory, a ich końce wpełzały pod jego płaszcz dołem i przez rękawy. Wysoki mężczyzna aktualnie skupiony wyłącznie na przeciwniku analizował skrzętnie jego postawę. Ignorował obelgi z wielką łatwością, lecz po chwili chrapliwy jazgot zaczął być tak uciążliwy, że jeden z cieńszych kabli owinął się wokół szyi krzykacza i uwięził stłumione dźwięki w jego gardle.

Wstrząs. Pomimo tego, że starała się nie okazywać w tej chwili żadnych emocji i zachować niewzruszoną twarz, była oszołomiona. Przeczuwała, że relacje kompanów w tej ostatnimi czasy bardzo aktywnej organizacji zakrawały na zwykłą powierzchowność, ale to czego stała się świadkiem przekraczało jej wyobrażenia. Główny skarbnik Akatsuki beznamiętnie zranił i równocześnie zneutralizował rozszalałego Hidana. Zmaltretowane ciało przypominało osłabioną, żywą przynętę zarzuconą przez błyskotliwego i doświadczonego rybaka. Czy Kakuzu z zamysłem wykorzystał niestabilną naturę kamrata i dopuścił do tej konfrontacji, by prześwietlić umiejętności interesującego łowcy głów i wykorzystać tą wiedzę przeciw niemu? Czy może po prostu napatoczył się akurat w momencie, gdy życie Enenry wisiało na włosku i opóźnił wyrok śmierci do czasu, aż nie przekona się, że jej serce może być nęcącym trofeum? Może to i to? W jakże niepochlebnym świetle go to stawiało. Malował się jako najzwyklejszy hazardzista obstawiający wynik potyczki wyłącznie obserwując ich walkę i nie wspomagając towarzysza. Perfidny, a może zwyczajnie pragmatyczny koncept. Cena nie gra roli, każdych dostępnych środków należy użyć, a wszystkie chwyty są dozwolone w przypadku, gdy do zdobycia jest luksusowy towar. Zamaskowany cechował się wyssanym z mlekiem matki racjonalizmem.

Dwóch łowców głów stanęło vis-a-vis. Paradoksalnie profil jednego z nich znajdował się w Księdze Bingo. Kumple po fachu - można by stwierdzić. Kakuzu nadal kalkulował czy ów tajemniczy człowiek przyda się bardziej żywy czy martwy. Rozpatrywał wyłącznie subiektywne korzyści. Potrzeb organizacji nie brał praktycznie pod uwagę.

Momentalnie kłębiące się nici skryły się pod płaszczem właściciela. Przedmiot ich agresji upadł bezwładnie z dość znacznej wysokości wydając przy tym matowy odgłos. Hidan sapał i odkaszliwał niewidzialny przedmiot blokujący przełyk, który uniemożliwiał mu wygłaszanie niepochlebnej opinii na temat tam obecnych - w szczególności jednego z nich. Leżał na brzuchu, jego kończyny w nienaturalny sposób ułożyły się na podłożu, a ciężar głowy opierał policzku, tulącym się niejako z czułością do Matki Ziemi. Skierował twarz w stronę shinobi w wzorzystym płaszczu i zaklął.

- Ty bydlaku! Wydrę z ciebie każdą tą twoją niteczkę. Stanąłeś pomiędzy mną a Wszech-okrutnym Panem. Oderwę ci ten zakuty łeb! Twoje śmierdzące pieniądze nie uchronią cię przed moim gniewem - próbował się podnieść lecz poprzewiercane stawy mu to uniemożliwiały. Zawył z bólu gdy pod naporem, przerwana kość przebiła w łokciu tkanki i skórę.

- Nie wtrącaj się! Nie wtrącaj! To moja walka, moja zdobycz! Zabieraj od niego te brudne łapska! Już go miałem. Wąchałby kwiatki od spodu gdyby nie ty, idioto! - pomimo poważnych obrażeń zachowywał się jak rozkapryszone dziecko i możliwe, że gdyby tylko był w stanie, tupałby teraz zawzięcie nogami.

- Zrobiłeś już swoje i szczerze - nie okazałeś się wielce pomocny. Twoja chwilowa przewaga była czystym … fartem. Patrząc na was obu jasne jest kto nad kim wziął górę w tym groteskowym pojedynku. Delikatnie przypomniałem ci gdzie twoje miejsce. Leż teraz grzecznie i przestań łaskawie kłapać jęzorem póki jeszcze go masz - spojrzał na Hidana beznamiętnym wzrokiem, upewniając go w tym, że bez skrupułów wyszarpie mu narząd mowy, jeśli ten nie zastosuje się do klarownych poleceń. - Czas, by dorośli porozmawiali.

Delikatnie? „Delikatnie przypomniał mu gdzie jego miejsce”? Psychotyczny sadysta. ... Zaraz, zaraz. Chce rozmawiać? O czym? O czym może ze mną rozmawiać członek Akatsuki? Po tym, co zobaczyłam nie chodzi tu o zemstę za towarzysza. Pieniądze? Nie, może je łatwo zdobyć w inny sposób. No dobra - oświeć mnie.

Robiło się coraz ciemniej - jakże się z tego cieszyła. Jej odsłonięta twarz z dość dużej odległości od wrogów powinna być niewyraźna i nieidentyfikowalna. Odruchowo ustawiła się prawym półprofilem w stronę rozmówcy. Pochyliła głowę do przodu, by zmierzwione kosmyki włosów jak najbardziej zakrywały jej lico. Luźny płaszcz poruszał się harmonijnie i zgodnie z kierunkiem powiewów wiatru. Nie planowała pierwsza zaczynać rozmowy, czekała na inicjatywę Kakuzu.

- Na początku powinienem się przedstawić. Jestem Kakuzu, a tamtą pokraczną kreaturę zwą Hidanem. Oczywiście już to wiesz, lecz jeśli mam przejść do kolejnego etapu tej rozmowy muszę zachować konwenanse. Pominę część o organizacji w jakiej działamy, bo i to zapewne doskonale wiesz. Posiadasz rarytasowe umiejętności. Mogę zaledwie gdybać co do ich pochodzenia lecz kilka opcji wydaje się więcej niż prawdopodobne. Powiem otwarcie: twoje zdolności, choć nie miałem okazji przeanalizować ich dokładniej, przydadzą się w szeregach Akatsuki. - jego stanowczy i surowy wcześniej głos, teraz spokojny, brzmiał subtelnie, nieadekwatnie do sytuacji, jakby mężczyzna brał udział w spotkaniu z przyjaciółmi przy herbatce.

- Dobrze zrozumiałem? Obserwowałeś jak twój spuszczony ze smyczy piesek mnie testuje, by chwilę później zaproponować mi współpracę? - srebrnowłosy wzburzył się na wzmiankę o nim i już zaczynał kolejny niesalonowy monolog, lecz zamilkł, gdy dostrzegł nietypowe ruchy pod płaszczem towarzysza.

- To nie do końca tak. Nasz przywódca jest zainteresowany taką kooperacją, więc postanowiłem dać ci możliwość wyboru. Osobiście preferuję zabicie cię tutaj i przejęcie twoich umiejętności. Jestem gotów się z tym wstrzymać, by zobaczyć w użyciu twoje ninjutsu. W szczególności mam na myśli doprowadzony do perfekcji kamuflaż.

- Nie ukrywałem się po to, by teraz dołączać do pierwszego lepszego stowarzyszenia. Co do umierania, również nie planuję go w najbliższym czasie.

- Jak więc rozwiążemy tą sytuację?

- Co? To już? Nie masz zamiaru nakłaniać mnie do dołączenia do was? Chyba jednak nie zależy wam aż tak bardzo - powiedziała kpiąco.

- Wyraziłeś swoje zdanie. Nie zamierzam suszyć ci głowy z tego powodu. Uświadomię ci tylko, że wiedza jaką zdobyłem o twoim stylu walki jest wystarczająca, by z łatwością cie zabić. Wolisz pojedynki na dystans. Jeśli potyczka odgrywa się w zwarciu stawiasz na swoją szybkość. Zatem fizyczną słabość rekompensujesz żwawymi ruchami. Większość twoich ninjutsu obejmuje techniki ukrywania się więc wolisz podczas starcia mieć określony plan działania niż atakować spontanicznie. Utarczka z Hidanem. Cóż, zaskoczyła mnie i jednocześnie zobrazowała to, że potrafisz się zatracić.

- Jestem pod wrażeniem. Na prawdę. W przeciwieństwie do tego wypierdka używasz głowy do myślenia. Załóżmy, że wszystko co powiedziałeś się zgadza. Ale nie zastanowiłeś się nad jednym ... Czy aby na pewno nie zaplanowałem tego wszystkiego? - po raz pierwszy na twarzy Kakuzu dostrzegła zawahanie.

Czyżby coś przeoczył? Jakiś istotny fakt? Wykorzystała ten moment i z piekielną prędkością pojawiła się tuż przed zmaltretowanym wcześniej shinobi. Pochyliła się nad nim i powachlowała mu przed oczami wisiorkiem. Zaśmiała się krótko na widok jego zszokowanego oblicza. Zachowywał się jak nowo narodzony jelonek, który stara się niezdarnie od razu stanąć na nogi. Nim rozwiązał mu się splątany w supeł język usłyszał:

- Harce z tobą były przekomiczne, kochanieńki. A na dodatek dobrana z was dwóch para. Zatrzymam to sobie na pamiątkę. - jej lico przybrało psychopatyczny wyraz, po czym dodała. - Jeśli się jeszcze spotkamy, a w to nie wątpię, odrąbię ci ten pusty cebrzyk jak obiecałem.

Poklepała go delikatnie po głowie. W tym momencie grube nici zasypały ją ze wszystkich stron niczym grad strzał. Stłumiony odgłos, kłąb dymu. Członkom Akatsuki ukazała się powoli opadająca w powietrzu, płonąca błękitnym ogniem notka. Wybuchowa? Za późno na reakcję. Wbrew oczekiwaniom po tym jak kawałek papieru się dopalił nie nastąpiła eksplozja. Kupka popiołu usypała się tuż przed Hidanem. To jedyny namacalny dowód na obecność łowcy w tym miejscu. Obaj wpatrywali się w ten punkt. Kakuzu zmarszczył brwi i ewidentnie pogrążył się w rozmyślaniu.

Notka? Co to za rodzaj klona? W którym momencie go stworzył? Gdyby zrobił to gdy już mu się przyglądałem na pewno bym tego nie pominął. Może bawił się z nami od początku? Jak bardzo się oddalił? - te i inne pytania krążyły teraz w jego głowie. Wstyd. On - potrafiący zawsze rozgryźć najtrudniejsze zagadki, rozłożyć problem na czynniki pierwsze, poległ dziś na polu mistrzowskiej mistyfikacji.

Srebrnowłosy nie przejmował się w zupełności, że urządzono sobie z niego kpiny. W jego zmiażdżonym, posiekanym i posolonym umyśle malowała się twarz. Taka delikatna, a wykrzywiona w wariackim grymasie. Przenikliwe oczy przeszywały na wskroś jego duszę. Nie był w stanie nic przed nimi ukryć. Tą projekcję coś uzupełniało. Na lewym policzku łowcy widniał jakiś znak. Wypalone, okrągłe piętno. Słowo. Coś zapisanego w kanji, otoczone pętlą. Nie rozszyfrował tego mimo starań.

Nagle coś sobie uświadomił. MEDALION. To był wyłącznie klon, jednak wisiorka nie dostrzegł nigdzie w pobliżu.

Zabrał go. Ten kurwi syn go zabrał. Nie obchodzi mnie co powiedział ten pieprzony Władca Kabli. Znajdę tą gnidę choćbym miał wymordować wszystkich w tym kraju.

Kakuzu śmiejący się ze swojego towarzysza, któremu odebrano cenną rzecz. Najzwyklejszy wisiorek, oceniany przez zielonookiego jako ulubiona zabaweczka, bez której jego partner nie zaśnie w nocy, mocząc się, gdy usłyszy choćby drobny szelest. Ewentualnie Hidan nabijający się z tego, że ktoś wystrychnął na dudka wielce rozsądnego skarbnika organizacji, najbardziej w świecie ceniącego sobie swój nieprzeciętny intelekt. Nie tak skończył się ten upalny dzień. Żaden z tych scenariuszy nie został odegrany. Obaj shinobi strofowali się swoją prywatną porażką nie myśląc w ogóle o sobie nawzajem.

Przeraźliwy krzyk. Drgające dźwięki przedzierały się przez las. Kierowały się w stronę bezchmurnego, gwieździstego nieba. Krzyk przegranego, pokonanego, lecz pozostawionego przez wroga przy życiu. Krzyk zapowiadający krwawy odwet.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.