Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Asasino

Zamiana

Autor:Solka
Serie:Shingeki no Kyojin
Gatunki:Dramat, Komedia, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2015-07-31 08:00:30
Aktualizowany:2015-07-14 12:55:30


Poprzedni rozdział

Nie wyrażam zgody na kopiowanie całości opowiadania lub fragmentów tekstu.


Eren czekał na Kay w salonie. Kapral zarządził, by razem poszli do miasta po sprawunki. Nie widział w tym zbytnio sensu, bo przecież niczego nie brakowało, poza tym ktoś mógł go rozpoznać i zaatakować. Brał pod uwagę możliwość, że mężczyzna chce wystawić de Andę na próbę, ale w tym też nie doszukał się żadnego konkretnego celu. Ostatecznie uznał, że najsilniejszy człowiek ludzkości ma po prostu taki kaprys, który trzeba zaakceptować bez słowa sprzeciwu. Zniecierpliwiony, spojrzał na duży zegar z wahadłem, który stał w rogu salonu. Było już późno, a Kay jeszcze szykowała się do wyjścia w swoim pokoju. Nim w ogóle tam poszła, to najpierw, przez pół godziny, musiała zapoznawać się z każdym, odpowiadać na standardowe pytania, bo przecież była nowa w ich szeregach, a reszta musiała wiedzieć kim jest, skąd przybyła, co lubi robić, a czego nie lubi. Eren słuchał tego i współczuł takiego przesłuchania. Poza tym Kay wyraźnie wpadła w oko Arminowi, który najchętniej nie odrywałby od niej spojrzenia. Musiał go odciągnąć, bo zamęczyłby ją pytaniami. Spojrzała wówczas z wdzięcznością na chłopaka o turkusowych oczach i szybko ulotniła się na piętro, do swojego pokoju. Minęło kolejne pół godziny, a on powoli zapuszczał korzenie, siedząc na kanapie. Reszta rozpierzchła się po zamku, kapral znowu gdzieś pojechał, tym razem z panią Hanji, bo mieli do załatwienia ważne sprawy, a Eren musiał, jak zwykle iść do miasta

Kay w końcu skończyła się szykować i zeszła na dół. Zastała Erena na wpół śpiącego. Potrząsnęła go za ramię, a ten zerwał się jak oparzony.

- C-co? - wymamrotał, patrząc na nią nieprzytomnym wzrokiem.

- No nie wiem - zaczęła - może mieliśmy iść do miasta, jak myślisz?

- A tak, tak, do miasta, jasne - powiedział i przetarł oczy, ale zamiast ruszyć się z kanapy, siedział i gapił się w Kay jak sroka w gnat.

- No ruszże się, bo w tym tempie zastanie nas Boże Narodzenie. - W głosie dziewczyny dało się wyczuć zniecierpliwienie. Wszyscy od rana się na nią gapili. Czuła się jak eksponat sprzed ery tytanów, a to było irytujące.

- Przyganiał kocioł garnkowi. - odgryzł się i wstał z kanapy. Popatrzył na de Andę jeszcze raz. Była ubrana w czarne dopasowane spodnie, których nogawki schowała w cholewki oficerek, a na górę założyła biały bezrękawnik. Na biodrach zapięła pas z kaburą. Wystawał z niej uchwyt rewolweru.

- Słuchaj - zaczął, a Kay spojrzała na niego - nie chcę się wtrącać, ale jeśli na tę cienką bluzeczkę założysz tylko pelerynę, to zmarzniesz. - W odpowiedzi uniosła do góry prawą rękę, w której trzymała gruby, wełniany i, oczywiście, czarny, sweter. Zaciekawiło go, czy ona miała ubrania w jakimkolwiek innym kolorze niż czerń i biel. Razem wyszli z salonu i udali się w stronę wyjścia.

W holu stała duża szafa. Eren podszedł do niej i wyjął dwie ciemnozielone ciepłe peleryny z kapturami. Wybrał te bez emblematu skrzydeł wolności. W tłumie lepiej było się nie wyróżniać. Na zewnątrz dął zimny wiatr i siąpił deszcz. Kay skrzywiła się i założyła kaptur. Czekała ich długa droga.

Ruszyli przed siebie żwawym krokiem. Do miasta szło się godzinę, więc jeśli chcieli zdążyć na obiad, musieli szybko uwinąć się z zakupami i wracać. Dodatkowo pogoda nie sprzyjała. Niebo było zachmurzone i w najbliższym czasie nie było co oczekiwać przejaśnienia czy promieni słońca.

Eren szedł z miną skazańca. Najchętniej zostałby cały dzień w ciepłym łóżku z kubkiem gorącej herbaty lub mleka i kompletnie nic nie robił. Jednak o błogim lenistwie mógł tylko pomarzyć. Kapral był człowiekiem, który każdemu zawsze znalazł jakieś zajęcie tylko po to, by nie miał za dużo wolnego czasu. Uważał, że od nieróbstwa w dupach im się poprzewraca. Zapewne się nie mylił, ale to żadna nowość. On zawsze miał rację.

- Masz minę męczennika, wiesz o tym? - zagadnęła go Kay. Chłopak-tytan spojrzał na nią spod byka i mruknął:

- Też byś miała na moim miejscu.

- Nie rozumiem, co ci nie pasuje w wyjściu do miasta?

- Czuję się bezużyteczny. Wstąpiłem do Zwiadowców, bo chciałem się na coś przydać, a jak na razie to robię zakupy, gotuję i ewentualnie służę jako królik doświadczalny w eksperymentach pani Hanji.

- Wiesz - zaśmiała się - dzięki tobie nikt nie umrze z głodu.

- No dzięki, umiesz pocieszyć - jęknął zrezygnowany i przyspieszył. Kay dorównała mu kroku i chwyciła za rękę. Eren odwrócił się w jej stronę zaskoczony. Dłoń dziewczyny była przyjemnie ciepła. Nie wiedział, czy był to gest otuchy, ale jeśli tak, to bardzo miły. Lekko ścisnął jej rękę, a w tej samej chwili dziewczyna przyciągnęła go do siebie tak, że ich nosy prawie się stykały. Chłopak spłonął rumieńcem, nie wiedział o co jej chodziło, ale wtedy Kay wyszeptała:

- Ktoś nas, kurwa, śledzi.

- S-serio? - wydukał speszony. Myślał, że chciała go pocałować, a ona po prostu miała bardzo niekonwencjonalne metody przekazywania złych informacji.

- Tak, bardzo serio, dlatego mnie nie wyprzedzaj ani nie zostawaj w tyle. - Nakazała i trzymając go za nadgarstek, ruszyła przed siebie.

- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?

- Bo żaliłeś się, jak bardzo ci w życiu źle i w ogóle. - Przyspieszyła kroku. Ktoś za nimi podążał. Spojrzała w bok. Przez ułamek sekundy widziała postać w kapturze, która chowała się między drzewami. Zmarszczyła brwi. Czemu nie nastąpił żaden atak? Dlaczego ten ktoś ich śledził? Postanowiła to sprawdzić. Ciągnąc Erena za sobą, ruszyła w głąb lasu, zbaczając z drogi, która prowadziła do miasta. Chłopak posłusznie szedł za nią i nie zadawał pytań, choć nurtowało go, co ona właściwie zamierza zrobić. Nagle usłyszeli jakiś szelest. Ktoś wybiegł zza wielkiego dębu. Zakapturzona postać zmierzała prosto na nich. W ręce trzymała sporych rozmiarów nóż. Eren stał jak sparaliżowany i wpatrywał się w gnającą na nich osobę. W tej samej chwili Kay wyciągnęła rewolwer, odblokowała go, wycelowała i nacisnęła spust. Pocisk przeleciał blisko głowy tajemniczej postaci. Napastnik stanął jak wryty. Chyba nie spodziewał się, że Kay posiada broń.

- Naprawdę myślałaś, że nie zareaguję, Mikasa? - spytała de Anda, chowając broń do kabury. Eren drgnął, słysząc imię siostry, a ona sama zdjęła kaptur z głowy i spojrzała na nich.

- Jak mnie rozpoznałaś?

- Granatowe spodnie i brązowe trapery - odparła lakonicznie i wzruszyła ramionami. - Chłopak-tytan popatrzył na dziewczynę z uznaniem, a Mikasa uśmiechnęła się lekko. Nie doceniła jej, dlatego, gdy Levi powiedział, że trzeba wystawić Kay na próbę, zgodziła się ich śledzić i zaatakować w odpowiednim momencie. Teraz mogła być spokojna. Jej brat był w dobrych rękach. Kay się nie wahała, po prostu odpowiadała atakiem na atak. Eren był z nią bezpieczny.

- Biegłaś na mnie z nożem - powiedział Eren z wyrzutem i podszedł do siostry.

- Eren, całowałeś się z Kay? - zignorowała jego niezadowolenie i zmieniła temat, zadając krępujące pytanie. Chłopak uciekł wzrokiem w bok, i czerwieniąc się jak burak, wymamrotał:

- Aleś ty głupia. Oczywiście, że nie. Kay po prostu w niestosowny sposób lubi przekazywać złe wieści. - De Anda zareagowała złością, gdy to usłyszała:

- A co, miałam się zatrzymać na środku drogi i wrzeszczeć na cały las, że ktoś nas śledzi! Tobie wszystko nie pasuje! Albo się nad sobą użalasz, albo narzekasz! W ten sposób nie staniesz się bardziej użyteczny! Dotarło!?

- Mogłaś to zrobić inaczej, a nie przytykać swój nos do mojego! - wrzasnął. Chciał dodać coś jeszcze, ale Mikasa zatkała mu usta dłonią. Znaczyło to, by nie przeginał, bo powie o dwa słowa za dużo i będzie miał pozamiatane.

- Nie moja wina, że wyobraziłeś sobie nie wiadomo co - warknęła wściekła i odwróciła się na pięcie. Poszła w kierunku głównej trasy, którą szli do miasta. Chłopak wyswobodził się z uścisku siostry i chciał pobiec za dziewczyną, ale Mikasa złapała go za ramię.

- To moja wina, przepraszam. Nie powinnam zadawać takich pytań - powiedziała cicho i spuściła wzrok.

- Nie, to ja palnąłem głupotę i sam muszę to załatwić. Wracaj do zamku i powiedz kapralowi, że załatwił mi niezłą ochronę. - Uśmiechnął się do niej i pobiegł za de Andą.

Kay szła przed siebie miarowym krokiem. Złość już jej przeszła. Nigdy nie potrafiła się wściekać dłużej niż kwadrans. Nagle usłyszała, że ktoś za nią biegnie. Odwróciła się i spojrzała do tyłu. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc Erena. Stanęła i poczekała, aż dobiegnie. Chłopak był nieco zdyszany. Gdy się zatrzymał, położył jej ręce na ramionach, wziął głęboki oddech i powiedział:

- Przepraszam. Czasami gadam i robię głupoty.

- Czasami?

- W ciągu ostatnich dwóch dni nastąpiła kumulacja, przyznaję się bez bicia.

- Kumulacja głupoty - pstryknęła go w nos - doprawdy, interesujące. Co jaki czas następuje takie nagromadzenie?

- To było złośliwe. - Eren ściągnął usta w ciup. - Jesteś okropna.

- Nawet wtedy, kiedy jestem naga? - Uniosła brwi i uśmiechnęła podstępnie.

- No… eem, cóż… - Chłopakowi brakło słów. Wiedziała, gdzie uderzyć, by wprawić go w zakłopotanie. To co zaszło wczorajszego wieczora miało na zawsze pozostać między nimi, ale mógł się spodziewać, że Kay, kiedy zajdzie potrzeba, będzie to wykorzystywać. Ostatecznie postanowił nie odpowiadać na to pytanie. Po prostu ruszył przed siebie włożywszy ręce do kieszeni spodni. Kay zachichotała pod nosem i poszła za nim. W końcu czekało ich jeszcze pół godziny drogi do miasta.

***

Levi szedł brukowaną uliczką. Hanji pojechała do Erwina, on musiał załatwić całkiem inną sprawę. Uważnie odczytywał numery domów, by nie przegapić właściwego. Wyjął karteczkę z kieszeni munduru i odczytał jeszcze raz zapisane cyfry. Nie miał pamięci do adresów.

- Trzydzieści trzy - mruknął pod nosem i zatrzymał się przed domkiem oznaczonym tym numerem. Zapukał do drzwi. Otworzył mu wysoki, postawny mężczyzna. Ciemne włosy sięgały mu ramion, a gęsta, dobrze przystrzyżona broda nadawała groźnego wyglądu. Znacznie górował nad kapralem, który był raczej drobnej postury. Brodacz omiótł go spojrzeniem zielonych oczu i odszedł na bok, by ten mógł wejść do środka. Potem zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Gestem zaprosił gościa dalej, do pokoju dziennego. Usiedli przy stole naprzeciwko siebie. Żadnego przywitania, uśmiechu.

- Po co przyszedłeś? - spytał brodaty mężczyzna.

- Co wiesz o niejakim Asasino? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Tyle co ty, Levi. - Zabębnił palcami o blat stołu. - Wiem, że to ktoś z Empty Darkness, ale kto, nie mam pojęcia.

- Zatem skąd pewność, że na pewno jest to człowiek Xaviera?

- Czarna, pusta karteczka przy zwłokach - wyjaśnił. - To jego wizytówka. Nie ukrywa do jakiej grupy należy. Jakby zależało mu na sławie. Zaczyna wychodzić poza schemat dotychczasowych morderstw. Dodatkowo nie sądzę, by Xavier wiedział, że ma w swoich szeregach kogoś, kto zabija bez wyraźnego zezwolenia. Robi to poza jego plecami, jestem pewien.

Levi zamyślił się. Dotarła do niego wiadomość o kolejnym morderstwie, które miało miejsce wczorajszej nocy. Asasino, który do tej pory zabijał w celu szlachetnym, jakby to dziwnie nie brzmiało, zeszłej nocy złamał własne zasady działania. Ukatrupił niewinnego, bezdomnego człowieka swoim firmowym strzałem między oczy. Na razie udało się to zatuszować, ale nie mieli pewności, czy znany już zabójca nie posunie się dalej. W każdej chwili mógł zacząć zabijać zwykłych cywilów jak i żołnierzy. Wczorajszym czynem udowodnił mu, że to nie Kay de Anda jest cichym zbrodniarzem, ale ktoś z jej poprzedniego otoczenia. Osoba, która za wszelką cenę chciała udowodnić, że istnieje, zabija i nie zaprzestanie tej okrutnej praktyki, a swojego tytułu nie pozwoli przypisać komuś innemu. Poczuł, że długowłosy mężczyzna klepie go w ramię. Spojrzał na niego pytająco:

- Ocknij się, nie odpływaj. Lepiej mi powiedz, czy załatwiłeś Erenowi ochronę, tak jak ostatnio wspominałeś.

- Tak, załatwiłem - odpowiedział lakonicznie. - Daruj, ale na mnie już czas. Mam jeszcze masę roboty. - Wstał z krzesła i skierował się do wyjścia. Brodacz podążył za nim.

- Przynajmniej powiedz kto to jest. Nie musisz robić tajemnicy ze wszystkiego. W końcu jestem jednym z was.

- Kay de Anda z Empty Darkness - poinformował beznamiętnie. - Ty najlepiej powinieneś wiedzieć kto to jest, prawda? - Spojrzał na mężczyznę, który wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. Nie odpowiedział mu, więc kapral po prostu wyszedł, zamykając drzwi za sobą.

***

Eren biegł przed siebie. Za sobą słyszał kroki Kay. Uciekali. Nie mogli przewidzieć, że ktoś go rozpozna i zacznie wrzeszczeć na całe gardło, że chłopak-tytan jest w mieście. Niepotrzebnie zdjął kaptur. Nie zdążyli nawet kupić tego, czego potrzebowali. Żandarmeria wyjątkowo panoszyła się na ulicach, a nie chcieli ryzykować, że ich złapią. Wystarczyło, że zareagowali i rzucili się w pogoń za nimi.

Skręcili w wąskie przejście między budynkami. Kay popędzała go, bo żołnierze byli blisko. W pewnym momencie odwróciła się i strzeliła z rewolweru, trafiając jednego ze ścigających w kolano. W uszach dźwięczał im tylko dziki wrzask bólu. Eren spojrzał na nią przerażony. Na twarzy dziewczyny malowało się zacięcie. Naprawdę była w stanie zranić, a nawet zabić, by go ochronić. Pościg ustał, ale oni nadal biegli. Zatrzymali się dopiero przed starym i opuszczonym budynkiem, który okna miał zabite deskami. Wspólnie wyważyli drzwi i wpadli do środka. W pomieszczeniu panował półmrok. Jedyne światło docierało przez szpary, których deski nie zdołały zasłonić. Eren usiadł na jakiejś drewnianej skrzyni. Oddech miał przyspieszony. Schował twarz w dłoniach. Kay zaryglowała drzwi i zaczęła przechadzać się po wnętrzu. Szukała jakiejś lampy naftowej, by oświetlić pomieszczenie. Znalazła jedną, lekko uszkodzoną, ale nadal nadawała się do użytku. Wyjęła zapałki z kieszeni i zapaliła ją, a potem postawiła w centralnym miejscu. Jej uwagę przyciągnął kwiecisty materiał, który leżał w skrzyni pod oknem. Wyciągnęła go. To była balowa suknia. Zdziwiło ją to. Taki strój w opuszczonym budynku i to w całkiem dobrym stanie. Zaczęła przeszukiwać każdy kąt pokoju. Pełno w nim stało drewnianych skrzyń i kilka zdobionych kufrów. Wszystkie z ubraniami. Dwa worki pełne wymyślnych oraz skromnych peruk i blaszane pudełko z kosmetykami.

- To garderoba - powiedziała do siebie. - Eren, jesteśmy w garderobie starego teatru. - Podeszła do chłopaka. - Pamiętam, że kiedyś czytałam artykuł w gazecie. Spłonęła część z widownią, ale zachowały się pomieszczenia dla aktorów, to musi być tutaj.

- I co w związku z tym? - spytał bez szczególnego zainteresowania. - Chcesz zostać aktorką?

- Oboje zabawimy się w aktorów. - Uśmiechnęła się szelmowsko i zaczęła szperać w skrzyniach.

Eren przyglądał się jej zaskoczony. Nie całkiem wiedział, co miała na myśli, gdy powiedziała mu o zabawie w aktorów, ale wolał nie pytać. Podejrzewał, że wymyśli coś, co i tak będzie musiał zaakceptować bez słowa sprzeciwu. Westchnął ciężko i wstał. Zaczął się przechadzać po garderobie. Prócz skrzyń i kufrów stały tam również meble. Pokrywała je gruba warstwa kurzu. Kiedy ten teatr spłonął, nie pamiętał i nieszczególnie go to interesowało. Otworzył jedną z szuflad. Leżały w niej nożyczki w całkiem dobrym stanie. Wyciągnął je i zaczął oglądać. Długie z cienkimi ostrzami. Musiały służyć do ścinania włosów albo cięcia materiałów.

Popatrzył na Kay, która grzebała w kufrze.

- Znalazłam! - wykrzyknęła nagle. W jej głosie dało się wyczuć radość. Eren zainteresowany jej nagłym szczęściem podszedł bliżej. Dziewczyna trzymała w ręku jakieś ubrania. Uniósł prawą brew do góry. Czemu cieszyła się ze znalezienia jakiś szmat?

- Przecież to tylko ciuchy - zauważył i wziął do ręki coś, co wyglądało na sukienkę i faktycznie nią było.

- Eren, to nie są tylko ubrania - rzekła i wyjęła mu z ręki nożyczki. - To nasz kamuflaż.

- Ty serio chcesz to założyć? - Skrzywił się patrząc na ciemnoniebieską sukienkę z wysokim kołnierzem.

- Nie. Ja założę to. - Pokazała mu męską czarną tunikę z paskiem. - Kiecka jest dla ciebie.

Eren patrzył na nią z otwartą buzią. Po dłuższej chwili otrząsnął się i parsknął niekontrolowanym śmiechem. Gdy się uspokoił, rzucił dziewczynie niezadowolone spojrzenie i wybuchnął:

- Ja nie wiem, ty się chyba czadu nawdychałaś! - Wyrwał jej z ręki sukienkę i cisnął na ziemię. - Nie założę tego… czegoś! Jestem facetem i żądam respektowania moich praw oraz poszanowania dla tożsamości płciowej!

- Taaaak? - spytała ze stoickim spokojem i podniosła suknię z ziemi. Otrzepała ją z kurzu i spojrzała w oczy Erenowi. Jej wzrok nie wróżył niczego dobrego.

- Tak! - krzyknął. - Nie ubiorę tego! - dodał jeszcze bardziej zbulwersowany. - Nie zmusisz mnie i koniec! Jestem mężczyzną i nim pozostanę! Chcesz, to sama się przebieraj!

Prawa powieka Kay niebezpiecznie zadrgała. Złapała go za fraki i popchnęła na krzesło, które stało tuż obok skrzyni. Usiadła okrakiem na jego kolanach i zdjęła mu pelerynę. Eren siedział oszołomiony. Odebrało mu głos. Zaczął się szarpać dopiero, gdy przystąpiła do ściągania z niego koszulki. Chwycił ją za nadgarstki, ale dziewczyna nie dawała za wygraną. W końcu siłą zerwała z niego bluzkę i rzuciła w kąt garderoby.

- To jest napastowanie seksualne! Jesteś jakaś niewyżyta! - wrzasnął i wykorzystał moment, by zrzucić ją z kolan. Kay upadła na podłogę, ale szybko się podniosła i nim Eren zdążył wstać, nachyliła się nad nim i warknęła:

- Ja cię dopiero mogę zacząć molestować, kretynie. Jeżeli ty się nie chcesz przebrać po dobroci, sama to zrobię, choćby przy użyciu siły i przemocy. - Kiedy tak nad nim stała, była przerażająca.

Chłopak-tytan przełknął głośno ślinę i przestał protestować. Posłusznie wstał z krzesła i wziął od dziewczyny sukienkę. Rozebrał się od pasa w górę i popatrzył na nią niepewnie. Ta tylko wywróciła oczami i wyciągnęła ze skrzyni coś, co wyglądało jak gorset. Od klasycznego różniło się tym, że z przodu miało imitację kobiecych piersi i było w cielistym kolorze. Eren jęknął, gdy zobaczył co go czeka. Stanął tyłem, a Kay założyła mu ową rzecz, mocno ściągając cienkie sznureczki. Syknął, bo było to bolesne, a on nie przywykł do wyszczuplania talii i posiadania biustu.

- Dobra, skończyłam - oznajmiła, zadowolona ze swej pracy. - Zdejmuj spodnie, musisz rajtuzy założyć. - Eren tylko się skrzywił, ale wykonał polecenie. Rozpiął pasek, rozporek, ale jakoś nie był chętny, by całkiem pozbawić się wygodnego odzienia. Dziewczyna wywróciła oczami i jednym ruchem opuściła mu spodnie w dół. Młody żołnierz nieporadnie wyplątał się z nogawek i popatrzył błagalnie na Kay. Miał przygnębioną minę, ale de Anda pozostała niewzruszona. Wręczyła mu rajtuzy i suknię. Chcąc nie chcąc, musiał to założyć.

W czasie, gdy on zapinał masę drobnych guziczków z przodu sukni, Kay wygrzebała ze skrzyni kolejny a’la gorset. Tym razem imitował męski tors i również był w cielistym kolorze. Ktoś musiał mieć niezłe pomysły, skoro tworzył takie elementy ubioru do charakteryzacji teatralnej.

- Gotowe - oznajmił, grobowym głosem, Eren. - Coś jeszcze?

- Tak - przytaknęła. - Musisz mi to założyć - wskazała na gorset, który trzymała w ręce - a potem poszukamy jakiejś peruki dla ciebie. Nie możesz mieć krótkich włosów. - Zaczęła się rozbierać, zupełnie ignorując fakt, że Eren cały czas na nią patrzył. Gdy została w samym staniku, odwróciła się tyłem do niego. Rozpięła haftki biustonosza i zdjęła go. Wówczas chłopak podszedł, a ona lekko uniosła ręce w górę. Poczuła, jak delikatnie ją obejmuje i zakłada gorset, który po ściśnięciu sznureczków nieco boleśnie zmiażdżył jej piersi. Po chwili Eren skończył zawiązywanie i odsunął się od niej. Z powrotem ubrała swój biały bezrękawnik, a na niego nałożyła tunikę, którą wcześniej znalazła w skrzyni. Zapięła, pasujący do niej, skórzany pasek i odwróciła się w stronę młodego zwiadowcy.

- Co teraz? - spytał chłopak, nie patrząc na nią.

- Znajdziemy ci nową fryzurę, w tych workach, zrobimy lekki makijaż, ja zetnę włosy i chyba pójdziemy do domu - wyrecytowała po kolei.

Eren wzruszył ramionami. Było mu już wszystko jedno. Czuł się pozbawiony swojej męskiej dumy, obdarty z żołnierskiej godności. W duchu postanowił, że nigdy jej nie wybaczy przebrania za kobietę. Natomiast ona zdawała się doskonale bawić, grzebiąc w skrzyniach, kufrach i workach. Po dłuższej chwili podeszła do niego, machając mu przed nosem peruką. Skrzywił się na widok czegoś, co jego zdaniem, przypominało miotełkę do kurzu, ale bez protestów założył na głowę. Teraz włosy sięgały mu poza ramiona, a część z nich była zawinięta, w zgrabny koczek, nieco powyżej karku. Pozwolił, by Kay zrobiła mu lekki makijaż i w końcu dała spokój.

Potem siedział i patrzył, jak ścina swoją grzywkę tak, by była delikatnie postrzępiona i niesforna. Następnie, minimalnie, pocieniowała resztę włosów i związała je gumką w mały kucyk. Gdy tak przyglądał się jej z boku, mógł śmiało powiedzieć, że, po przebraniu, przypomina chłopaka. Jednak, mimo wszystko, jej metamorfoza nie była tak drastyczna jak jego. W ogóle mu się to nie podobało, ale miał gówno do gadania. Jak zwykle. Kay go chroniła i to ona decydowała. Musiał się z tym pogodzić i modlić, by Jean nigdy nie zobaczył go w tym upokarzającym stroju.

- Nazywasz się Faara Navarro. - powiedziała, a on gwałtownie podniósł głowę i wlepił w Kay swoje turkusowe oczy. Chyba nie całkiem dotarło do niego, co właśnie usłyszał.

- Że co?

- Jakby ktoś pytał, to jesteśmy młodym małżeństwem. - W ogóle nie zwróciła uwagi na jego pytanie i ciągnęła dalej. - Państwo Navarro - Faara i Kay - oznajmiła dumnie i oparła ręce na biodrach.

Uśmiechnęła się do chłopaka, który siedział z otwartymi ustami i kompletnie nie wiedział co odpowiedzieć. Poruszył bezgłośnie ustami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zabrakło mu słów, by skomentować pomysł nowej znajomej.

Pół godziny później opuścili garderobę starego teatru i ruszyli przed siebie. Kay dumna i zadowolona, Eren z nosem zwieszonym na kwintę.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.