Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Płomień w ciemności

Rozdział 4

Autor:Kh2083
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Horror, Mroczne
Uwagi:Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-12-05 19:04:09
Aktualizowany:2016-12-05 19:04:09


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 4

Z ciemnych chmur sunących wolno po nocnym niebie zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu. W krótkim czasie intensywność opadów gwałtownie wzrosła, a mżawka przekształciła się w prawdziwą ulewę. Grube krople uderzały o karoserię samochodu, a strumienie wody spływały po wszystkich szybach pojazdu. Pomimo sprawnych wycieraczek, widoczność na drodze była prawie zupełnie zerowa. Łysy mężczyzna zdawał się tym nie przejmować, zachowując dużą prędkość jazdy. Chciał jak najszybciej oddalić się od lasu w którym Rei została zaatakowana przez fizyczne manifestacje pradawnego demona. Dziewczyna siedziała skulona na tylnym siedzeniu, unikała wzroku mężczyzn i zdawała się nie reagować na żaden bodziec zewnętrzny. Masanori towarzyszył jej milcząc. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to on był odpowiedzialny za bardzo zły stan fizyczny i psychiczny dziewczyny, a dodatkowo obawiał się łysego łowcy demonów, który siłą wyciągnął go z bezpiecznej kryjówki mieszkania i zabrał w sam środek zjawiska straszącego go przez kilka ostatnich lat jego życia. Dale Arthur Knight wypatrzył czarne jak smoła sylwetki kompleksu przemysłowych budowli przecinające nocne niebo plątaniną rur podtrzymywanych przez skomplikowany system prętów i kratownic. Miejsce było martwe i od wielu lat opuszczone, zaciemnione przez czerń nocy i strugi wody lejące się z nieba. Łysy zaparkował samochód w miejscu, gdzie ogrodzenie otaczające kompleks rdzewiało przewrócone w deszczowym błocie. Wybiegł z auta rozglądając się dookoła. Zaklął coś pod nosem, bo deszcz uciążliwie padał na jego twarz i łysą głowę.

- Wejdźmy do środka! Jesteśmy tak daleko od miasta, że nie wyczuwam już wrogiej aury tego lunaparku! - krzyczał pokazując na uchyloną bramę prowadzącą do hali przemysłowej. Kiedy po minucie nie usłyszał odpowiedzi, wrócił pod samochód. Masanori stał przy otwartych drzwiach, był całkowicie przemoczony, patrzył na Knighta ze strachem w oczach. Łysy zauważył, że jedna ręka chłopaka trzymała dłoń Rei. Dziewczyna klęczała w błocie, jej ubranie było przemoczone i brudne od mokrej gleby. Patrzyła na własne kolana, a jej mokrymi włosami potrząsał zimny wiatr.

- Co ty z nią robisz?! - Dale wrzasnął na chłopaka.

- Ona... nie chce się ruszyć... chciałem, aby poszła z nami. - Masanori powiedział, jednocześnie pociągając Rei do siebie. Czarnowłosa dziewczyna nie stawiała oporu, straciła równowagę i upadła prosto w kałużę. Dale Knight podbiegł do chłopaka i uderzył go z całych sił w twarz. Masanori zachwiał się, a chwilę później przewrócił w rzekę brudnej ziemi, która utworzyła się przez padający od wielu minut ulewny deszcz.

- Nie widzisz, że ona nie może sama chodzić? Nie widzisz, że trzeba jej pomóc? - Łysy krzyczał patrząc na byłego kolegę Rei leżącego w śmierdzącym strumieniu. Sam podszedł do Rei, aby pomóc jej wstać i wziąć ją na ręce.

- Rusz się i chodź ze mną! Ten budynek był kwaterą mieszkalną dla robotników pracujących w tych zakładach! Schowamy się tam przed ulewą. A ty znajdź jakieś suche prześcieradła lub coś podobnego. Ona nie może jeszcze bardziej się rozchorować. Zrozumiałeś?

- Tak... - odparł Masanori podnosząc się z upadku w błoto. Wszyscy trzej wkroczyli do wnętrza budynku. Łysy znalazł jakieś większe pomieszczenie, które w przeszłości było prawdopodobnie świetlicą lub innym miejscem spotkań towarzyskich mieszkańców domu, a Masanori udał się na poszukiwania czegoś co miało zapewnić dziewczynie ciepło. Dale Knight położył Rei na kanapie, po czym sam usiadł na stole bilardowym z potarganą tkaniną. Znajomy Rei bardzo szybko odnalazł koce w jednym z pokojów mieszkalnych.

- Wyjdź stąd! - krzyknął na niego łysy gdy tylko zabrał mu tkaniny. Kiedy chłopak nie reagował, powtórzył swoje polecenie.

- Wynoś się stąd. Skrzywdziłeś ją wystarczająco! Nie chcę abyś na nią patrzył!

Masanori posłuchał go opuszczając pomieszczenie. Udał się w losowo wybranym kierunku, gdzieś do wnętrza budowli. W tym samym czasie Dale Knight zdjął mokrą koszulę i spodnie Rei, a następnie okrył dziewczynę brązowym kocem. Czarnowłosa zdawała się nie wiedzieć co się z nią działo, poddawała się każdemu ruchowi łysego mężczyzny niczym szmaciana lalka. Jej wzrok był pusty, nie wyrażający żadnych emocji, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Dale Knight zauważył, że dziewczyna trzęsła się z zimna. Był to dobry znak, bo jej ciało nadal reagowało na bodźce ze świata zewnętrznego. Mężczyzna okrył ją dwiema kolejnymi warstwami koców. Nie chciał nawet zastanawiać się co działo się w jej umyśle, jakie koszmarne wizje musiała przeżywać będąc niszczoną przez magiczny wirus. Dale wiedział, że nie było dla niej innego ratunku jak zadziałanie na ukryty we wnętrzu dziewczyny magiczny płomień. Jeśli, tak jak przypuszczał, ogień ochronił ją przed złą magią, gdy była małą dziewczynką, wierzył, że mógłby jej znów pomóc. Musiał tylko pobudzić go do działania, wyrwać z wieloletniego uśpienia. Wyjął ze swojego plecaka mały, czerwony kamień po czym zbliżył go do twarzy czarnowłosej kobiety. Trzymał go przez kilka minut nieruchomo oczekując na jakąkolwiek reakcję. W pewnym momencie klejnot zaczął fosforyzować ciepłym blaskiem, a jego temperatura zwiększyła się. Arthur nie przerywał swego działania, zignorował nieprzyjemne uczucie gorąca jakie pojawiło się w jego palcach. Twarz Rei została oświetlona przez czerwoną poświatę i dziewczyna bardzo powoli otworzyła oczy. Zdawała się zauważać płomień formujący się w dłoni łysego mężczyzny, ale jej wzrok nadal był nieobecny i obojętny na wszystko co działo się dookoła.

- Nie ma wyboru. Wiedziałem, że będę musiał się z nim kiedyś rozstać. - pomyślał Dale przybliżając kamień blisko twarzy Rei. Wewnątrz klejnotu uformował się tańczący płomień, który niezwykle szybko przeskoczył na skórę dziewczyny, aby po chwili wniknąć do wnętrza jej ciała. Łysy wstał z podłogi, popatrzył na swą pacjentkę po raz ostatni, ponieważ szykował się do poważnej rozmowy z jej dawnym znajomym.

- Pozostaje jedynie czekać i liczyć na to, że moja teoria była prawdziwa. - powiedział. Spojrzał na okno aby przekonać się czy ulewny deszcz nadal padał poza murami budynku.

- Teraz sobie pogadamy. - powiedział udając się na poszukiwania czarnowłosego chłopaka.

Łysy przeszedł przez korytarz prowadzący do sąsiadującej z hotelem robotniczym hali fabrycznej. Za oknami, które w przeważającej większości pozbawione były szyb, padał ulewny deszcz i wiał nieprzyjemnie brzmiący wiatr. Pomieszczenie było ogromne, pełne zardzewiałego sprzętu którego najważniejszym przedstawicielem była ciągnąca się przez całą długość hali martwa linia produkcyjna. Nad przenośnikiem taśmowym wisiały ramiona nieczynnych robotów i innych urządzeń, z których sterczały różnego rodzaju kable. Ponad głową mężczyzny była ogromna suwnica ze zwisającym przerdzewiałym hakiem. Arthur rozglądał się dookoła szukając osoby dla której znalazł się w środku mechanicznego cmentarzyska. Wypatrzył go na drugim końcu hali, stojącego przodem do jednej ze ścian na której mieściło się duże okno ze strzaskanymi szybami. Natychmiast do niego podszedł.

- Teraz powiesz mi wszystko co wiesz. - powiedział do niego stanowczo.

- Nie mam zamiaru rozmawiać z nieznajomym, który wyrwał mnie ze snu w środku nocy. Nie mam zamiaru drugi raz uczestniczyć w grze której zasad zupełnie nie rozumiem. - Masanori odparł nie odwracając się do łysego.

Dale wyjął pistolet, przeładował go i skierował w tył głowy chłopaka.

- Dla ciebie to gra? Dziewczyna może w każdej chwili umrzeć, a ty boisz się o własną skórę? Powiesz mi wszystko co wiesz i jeśli to mi się nie spodoba to... - mężczyzna powiedział zaciskając zęby.

- Zabiję cię. - dodał głosem pozbawionym emocji. W tym samym momencie Masanori odwrócił się, a światło wyglądające zza chmur Księżyca oświetliło łzy płynące po jego twarzy.

- Kim jesteś, żeby mnie oceniać? Dlaczego tak jej bronisz skoro jeszcze wczoraj nie znaliście się, a ona myślała, że ją śledziłeś? Jak możesz osądzać mnie po kilku dniach spędzonych w tym miejscu! Nie żyłeś w koszmarze przez kilkanaście lat, tak jak ja! - chłopak wykrzyczał.

Łysy opuścił broń. Wiedział, że nie będzie musiał jej używać.

- Powiedz mi co łączy cię z tym wszystkim co dzieje się dookoła nas. Jaka jest rola twoja i Rei? Jeśli nie będziesz mnie więcej oszukiwał, może będę mógł pomóc ci wyrwać się z tego koszmaru.

- Jedyna droga wyjścia z koszmaru prowadzi przez lufę twojej broni. Próbowałem i to wiele razy... ale ona mi na to nie pozwoliła. Nie pozwoliła mi stąd odejść nawet w taki sposób. - Masanori przestał mówić, aby złapać oddech.

- Czy ona... czy ona przeżyje? - spytał.

- Nie wiem, zrobiłem wszystko co mogłem, aby jej pomóc. Teraz tylko od niej zależy czy będzie w stanie i czy zechce do nas wrócić.

- Jeśli mógłbym jej jakoś pomóc...

- Nie. Powiedziałem ci przed chwilą, że reszta zależy tylko i wyłącznie od niej samej. Pomożesz jej, jeśli powiesz mi wszystko co wiesz o tym demonie. - Łysy schował broń opierając się o przenośnik taśmowy. Czarnowłosy uspokoił się, usiadł na drewnianej skrzyni, wyraźnie zmęczony wszystkimi wydarzeniami i poczuciem winy.

- Dobrze. Nie wiem dokładnie co się wtedy wydarzyło. Nie pamiętam tego, być może dlatego że był to dla mnie ogromny szok albo ona nie chciała, abym zbyt wiele wiedział i po prostu wymazała mi pamięć. Zresztą nieważne... mówiłem prawdę. Naprawdę znałem Rei kiedy byliśmy małymi dziećmi. Bawiłem się razem z nią kiedy przyjeżdżała do naszego miasteczka.

- Rei nie pamięta cię. - oznajmił łysy.

- Być może jej pamięć jest w jeszcze gorszym stanie niż moja. Nie wiem. Bawiłem się wtedy nie tylko z Rei, ale także z Mei, wnuczką kobiety mieszkającej w domu niedaleko drogi prowadzącej do naszego miasta. Kiedy wybieraliśmy się do wesołego miasteczka nic nie zapowiadało tragedii, która zamieniła moje życie w koszmar. Nie pamiętam szczegółów, jedynie obrazy, dźwięki i uczucie ogromnego żaru. Wybuchł pożar, nie wiem z jakiego powodu i zostaliśmy odcięci od reszty ludzi. Ja, Rei i Mei. Pamiętam, że bardzo się bałem, nie mogłem oddychać, wydawało mi się, że spalę się żywcem. Udało mi się uciec, Rei i ja wydostaliśmy się z gorącego piekła. Niestety Mei nie miała tyle szczęścia. Opadająca belka odcięła jej drogę do wyjścia i ona... udusiła się, albo spaliła, nie wiem, nie pozwolono nam dojść do zwłok, które kilka godzin później strażacy wyciągnęli z rumowiska. Miasteczko pogrążyło się w żałobie. Każdy smucił się śmiercią dziecka, ale jej babcia... jej babcia nie pogodziła się ze stratą. Parę lat później ona... sprowadziła ją z powrotem... nie pytaj mnie w jaki sposób, ale tak się stało. Wskrzesiła ją, a przynajmniej tak jej się wydawało. Tak naprawdę nie sprowadziła Mei, ale coś strasznego... coś przepełnionego złością. Pewnej nocy wracając do domu natknąłem się na grupę cyrkową tańczącą na środku ulicy, a wśród nich była Mei. Dorosła kobieta, zupełnie nie przypominająca dziecka, które zginęło w pożarze. Była odmieniona, przepełniona nienawiścią. Chciała się na mnie zemścić, bo to przeze mnie i Rei poszła w tamten dzień do parku rozrywki. Nękała mnie w każdej chwili gdy byłem sam. Doprowadzała mnie do szaleństwa i prób samobójczych na które mi nie pozwalała. Próbowałem walczyć z jej trupą, na próżno. Później powiedziała mi, że znalazła sposób, aby odnaleźć Rei i sprowadzić ją tutaj. Mówiła, że Rei jest teraz specjalną osobą i nie będzie mogła zemścić się na niej tak łatwo jak na mnie. Dlatego powiedziała, że jeśli spotkam się z Rei i rzucę na nią specjalnie przygotowany czar, ona da mi spokój i pozwoli wyjechać z tego przeklętego miasta. Zgodziłem się nie myśląc o konsekwencjach, chciałem aby mój koszmar wreszcie się zakończył.

- A więc to ty zaraziłeś Rei magicznym wirusem?

- Nie mam pojęcia. Wykonywałem tylko polecenia Mei, nie wiedziałem, że ona będzie chciała tak szybko zabić Rei! Myślałem, że będzie ją dręczyć tak samo jak mnie przez te wszystkie lata. Gdybym wiedział...

- Zrobiłbyś dokładnie to samo, bo jesteś cholernym tchórzem i egoistą! Arthur przerwał mu w pół zdania.

- Ona zagrała nami jak pionkami w jakiejś cholernej grze. - dodał po chwili.

- Nami? - Masanori zdziwił się.

- Jestem tak samo winny temu co się stało Rei, jak i ty. Spotkałem wysłannika tamtej kobiety i to on pokazał mi wizję was jako dzieci. Chciałem koniecznie dopaść tego drania, dlatego skontaktowałem się z Rei przez sen, aby sprowadzić ją do tego miejsca. Wierzyłem, że ona będzie kluczem do rozwiązania zagadki i pokonania demona. Tak naprawdę zrobiłem dokładnie to co chciała tamta kobieta. Nie jestem teraz ani krok bliżej jej zniszczenia, a dziewczyna... nie wiadomo czy dożyje do świtu. - Czując ogromną złość, łysy zacisnął pięści.

- Wracam do lunaparku. Odnajdę tą kobietę, czy czymkolwiek teraz jest i ją zabiję. Za wszelką cenę. - powiedział szykując się do wyjścia.

- Zaczekaj. Rei będzie cię potrzebowała. Ona nigdy nie wybaczy mi po tym, co jej zrobiłem, a ja nie mam zamiaru prosić ją o wybaczenie, bo na nie zasługuje na nie. Ale ona będzie potrzebować pomocy, wsparcia. Musisz być przy niej, gdy odzyska przytomność. - Masanori oznajmił zatrzymując mężczyznę.

- Mam siedzieć na dupie i czekać? - odparł łysy.

- Poczekamy razem. Poczekamy na chwilę, kiedy Rei odzyska przytomność. - powiedział chłopak.

Rei nadal leżała na starej kanapie, okryta kocami i w takiej samej pozycji w jakiej zostawił ją łowca demonów. Nie była w stanie usłyszeć odgłosów dochodzących do niej ze świata zewnętrznego, ponieważ jej głowę wypełniały nakładające się na siebie rozmowy wielu nieistniejących osób, próbujące jedna przez drugą przekonać dziewczynę do swoich racji i zmusić, aby na zawsze porzuciła rzeczywistość pogrążając się w szaleństwie prowadzącym nieuchronnie do śmierci. Rei bała się otworzyć oczu, ale pomimo tego widziała przesuwające się różnokolorowe sylwetki istot. Nie była w stanie uciec, ukryć się przed straszliwym jazgotem i feerią kolorów tworzoną przez jej własny mózg. Straciła nadzieję na zakończenie koszmaru, chciała zatonąć w cichej nicości. W pewnym momencie poczuła ciepło rozchodzące się po jej skórze na twarzy, wnikające w głąb jej ciała. Poczuła się bezpieczniejsza, tak jakby ktoś z zewnątrz dodał jej odwagi do walki z wewnętrznymi demonami. Dziewczyna otworzyła oczy. Widziała przed sobą tańczące widmowe sylwetki istot spotkanych przez nią poprzedniej nocy, śmiejących się z niej i szepczących jej imię. Bardzo się bała, jej ruchy zostały skrępowane przez irracjonalny strach. Ciepło bijące z wewnętrznego światła sprawiło, że była w stanie podnieść przed siebie obie ręce. W tej samej chwili, wokół dłoni Rei zaczęły tańczyć płomienie a ich blask sprawiał, że widma stawały się blade, oddalone od umysłu dziewczyny. Ich śmiechy i bezsensowne rymowanki nie brzmiały już tak przerażająco. Dziewczyna poczuła, że będzie mogła przezwyciężyć niszczącą ją magię. Jej zdolność myślenia wróciła. Rei skupiła się na płomieniu, który palił się wokół jej ciała i całą swą koncentrację włożyła w zwiększenie jego intensywności. Poczuła, że ogień miał własną świadomość, osobowość, która chciała ją ochronić przed zabójczym działaniem magicznego wirusa. Jedyne co dziewczyna musiała zrobić, to otworzyć przed nim swój umysł. Rei odetchnęła głęboko zapraszając go do wnętrza swojej duszy. W tym samym momencie zebrała się w niej ogromna siła i wiara w możliwość pokonania dręczących ją zjaw. Jej umysł zapłonął żywym ogniem, odpędzającym cienie, uciszającym ich nieprzyjemne głosy. Inteligencja stojąca za wirusem zdała sobie sprawę, że nie będzie w stanie już więcej kontrolować psychiki dziewczyny, postanowiła zmienić taktykę. Tym razem zaatakowała jej fizyczne ciało. Rei nie mogła chwycić oddechu, jej serce zaczęło bić mocno i boleć tak jakby miało za chwilę eksplodować. Dziewczyna poczuła ogromny ból także w żołądku. Wstała z kanapy, ale wszystkie mięśnie w ciele zakłuły ją tak jakby ktoś wbił w nie tysiące małych igiełek. Rei krzyknęła i zacisnęła pięści tak mocno, że aż wbiła sobie paznokcie w dłonie. Na podłogę opadły krople krwi. Zamknęła oczy i bez zastanowienia wybiegła na zewnątrz. Ulewa nadał była tak ogromna jak wtedy, gdy wysiadała z samochodu. Rei znów całkowicie przemokła, ale tym razem miała na sobie tylko bieliznę. W tym samym czasie, Dale i Masanori usłyszeli jej krzyk. Przestraszeni sytuacją spodziewali się najgorszego. Natychmiast pobiegli do pokoju w którym po raz ostatni zobaczyli dziewczynę. Niestety na kanapie leżały tylko koce.

- Gdzie ona jest? - Chłopak spytał.

- Popatrz tam! - Łysy odparł wskazując na uchylone drzwi. Ciemne niebo za oknami nagle pojaśniało, zrobiło się czerwone zupełnie jakby zajęło się łuną od pożaru w najbliższej okolicy.

- Co się dzieje? - Masanori patrzył jak zahipnotyzowany na czerwony blask bijący zza szyb.

- Lepiej tam chodźmy! - Dale ponaglił go, jednocześnie wyjmując pistolet. Gdy obaj mężczyźni znaleźli się na zewnątrz, przywitał ich piękny i przerażający widok. Rei stała w odległości kilku metrów od budynku, wznosząc ręce ponad głowę. Była całkowicie naga, a wokół jej ciała palił się intensywny, czerwony płomień. Jego blask był tak silny, że Arthur i Masanori musieli chronić oczy zasłaniając je dłońmi. Ogień stawał się coraz większy i większy, aż w końcu uformował się z niego wielki ognisty ptak. Po kilku minutach, które wydawały się mężczyznom trwać całą wieczność, płomienny miraż rozproszył się, aby po niedługim czasie całkowicie zaniknąć. Pozostała jedynie Rei stojąca w strugach deszczu. Dziewczyna miała na sobie swój strój Sailor Senshi, a czerwony klejnot na jej diademie lśnił jasnym blaskiem.

- Jestem wolna. - powiedziała podchodząc do mężczyzn. Spojrzała na Masanoriego ze złością.

- Okłamałeś mnie! O mało nie umarłam! Wszystko słyszałam w gorączce! - krzyknęła. Zachwiała się i oparła o mokrą ścianę szarego budynku.

- Rei, chodź do środka, nadal jesteś bardzo osłabiona. - oznajmił Arthur.

- Połączyłam się z płomieniem, tak jak mówiłeś, ale... nadal nie mogę sobie niczego przypomnieć. - wyszeptała. Masanori chciał coś do niej powiedzieć, jakoś się wytłumaczyć, ale ona celowo unikała kontaktu z jego wzrokiem. Znów się zachwiała.

- Musisz się położyć. Musisz dać szansę płomieniowy, aby doprowadził twoje ciało do stanu przed zarażeniem. - łysy próbował namówić ją do odpoczynku. Dziewczyna uległa.

- Dobrze, wracajmy do środka. - odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. Kiedy mężczyzna razem z czarnowłosą przekraczali progi budynku, Masanori pozostał na zewnątrz, w strugach deszczu. Dale Knight odwrócił się w jego stronę.

- Na co czekasz! Jesteś z nami do końca. Naważyłeś sobie piwa, to teraz musisz je wypić! - krzyknął.

Rei położyła się na chwilę, po czym usnęła i przespała kilka godzin. Na zewnątrz deszcz przestał już padać, a ciemność nocy ustępowała powoli jasności poranka. Rei nadal miała na sobie strój Sailor Mars i czuła się znacznie lepiej. Masanori nie próbował się do niej zbliżać, a Arthur siedział przy jej łóżku.

- Rei, jak się czujesz? - zapytał.

- Dobrze, jestem też dziwnie zrelaksowana i uspokojona, zupełnie tak jakbym odzyskała jakąś część siebie.

- Pewnie tak się stało. Większa iskra płomienia wróciła tam gdzie jej miejsce.

- Chyba zacznę wierzyć w twoje Złote Millenium. - Dziewczyna usiadła na łóżku.

- Chcesz pozostać w takiej formie? Powinnaś oszczędzać energię, niewiadomo kto lub co może nas teraz zaatakować. - łysy powiedział wskazując na Sailor Fuku czarnowłosej.

- Nie mam zbyt dużego wyboru. W nocy spaliły mi się majtki. - odparła Rei. Knight zaśmiał się.

- Przestań. To wcale nie jest śmieszne!

- Dobrze, wiem o tym. Masanori! - Dale zwrócił się do chłopaka.

- Tak?

- Czy ona kiedykolwiek ukazała się albo była dla kogoś zagrożeniem w dzień?

- Nie, potrafiła wpływać na moją psychikę, ale nigdy nie pojawiła się w dzień osobiście.

- Dobrze. Możemy liczyć na chwilę spokoju. Wrócimy do hotelu po twoje rzeczy. Przebierzesz się i zabierzesz ze sobą ofuda. Mogą nam się przydać tam gdzie pójdziemy. - powiedział do Rei.

- Gdzie?

- Masanori opowiedział mi dokładnie kto odpowiada za ataki na ciebie. Wiemy skąd musimy zacząć nasze poszukiwania.

- Masanori? Ty mu wierzysz? Może znowu zaprowadzi nas w pułapkę! - Dziewczyna nawet nie spojrzała w kierunku chłopaka.

- Rzeczy nie zawsze są takimi, jakimi wydają się przy pierwszym ich spotkaniu. - odparł łysy.

- Dokładnie. Ktoś mówi, że jest twoim przyjacielem z dzieciństwa, bierze cię na kawę, nad rzekę, a później rzuca prosto w objęcia jakichś cholernych dziwaków z cyrku! Nie wierzę w ani jedno jego słowo!

- Rei, załatwicie to między sobą, kiedy będziemy już bezpieczni. Na razie wszyscy jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie i musimy trzymać się razem, zrozumieliście?

- No dobrze... czego się od niego dowiedziałeś? - Rei spytała, znów ignorując chłopaka.

- Pamiętasz tamte wycinki z gazet w chacie starej kobiety? Ta dziewczynka która wydawała ci się znajoma, Mei... naprawdę ją znałaś, w dzieciństwie bawiłyście się razem. Pewnego dnia w lunaparku spotkał was wypadek, ty i Masanori wyszliście z niego cało, ale Mei nie miała tyle szczęścia. Umarła.

- Nie mam pojęcia o kim mówisz, ale nie przerywaj.

- Jej babcia, kobieta którą prawdopodobnie spotkałaś w nocy, sprowadziła ją z powrotem do krainy żywych w jakiś mroczny, zakazany sposób. Ona wróciła, ale zmieniona, stała się demonem zemsty, który wykorzystał Masanoriego, ale także i mnie aby sprowadzić cię do tego miasta. Ona czuje do ciebie nienawiść, uważa że to przez ciebie umarła. Chce się zemścić i nie spocznie dopóki nie dopnie swego.

- Pięknie, ktoś kogo nie pamiętam, chce mnie zabić.

- Rei, kiedy połączyłaś się z Płomieniem i oczyściłaś ciało z wirusa, czy nie widziałaś czegoś z przeszłości, czegoś co mogłoby nam pomóc?

- Nie, mówiłam, że nie wiem kim była Mei, ani co zdarzyło się wiele lat temu, ale coś się we mnie zmieniło.

- Tak? - Łysy był zaciekawiony.

- Kiedy płomień wniknął w moje ciało, poczułam się pełniejsza, tak jakby jakaś pustka we mnie została zapełniona. Nie wiem, czy to dlatego że wyzdrowiałam, ale mam bardziej czysty umysł, jakoś łatwiej mi się myśli i kojarzy fakty. - dziewczyna podzieliła się z nim swoimi spostrzeżeniami.

- Świetnie, może z czasem wróci ci pamięć.

- Też bym chciała. Wolałabym wiedzieć z kim będę walczyć i o co.

Łysy wstał ze stołka, popatrzył na Rei i stojącego w oddali chłopaka. Uśmiechnął się pod nosem czyszcząc swoje czarne okulary.

- Wyjdę teraz na chwilę, a wy macie się ze sobą dogadać. Macie na to czas do momentu kiedy Słońce wzejdzie ponad horyzont. - Dale oznajmił pokazując na szybę za którą widać było szarość nieba będącą ostatnim tchnieniem odchodzącej nocy. Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Dziewczyna rozglądnęła się dookoła zauważając wystrój pomieszczenia, stare szafy i krzesła i stojący na środku pokoju stół bilardowy z potarganym suknem. Milczała, nie wiedząc co powiedzieć, a także nie mając ochoty na rozmowę z kimś kto całkowicie stracił jej zaufanie. Masanori zniecierpliwił się przeciągającą się ciszą i postanowił odezwać się pierwszy.

- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Wyjdę stąd. Niech tamten facet pomyśli, że się pogodziliśmy i będzie zadowolony, jeśli to dla niego takie ważne. Nie spotkamy się już więcej, żegnaj. - Chłopak podszedł do drzwi, chwycił za klamkę i wstrzymał się tak jakby oczekiwał na jakąś reakcję ze strony koleżanki.

- Na co czekasz? - Rei odezwała się.

- Nie chcesz wiedzieć dlaczego? Dlaczego posłałem cię prosto w objęcia demona? Dlaczego pomogłem w rzuceniu czaru?

- Jakikolwiek był tego powód, nie zmieni to faktu, że mi to zrobiłeś. Nie potrzebuję znać powodów. Prawdziwy przyjaciel, jak sam o sobie mówiłeś, nigdy nie zgodziłby się na coś takiego, nawet jeśli sam coś by przez to stracił.

- Każda noc od kilkunastu lat wyglądała tak samo, niekończący się psychiczny koszmar z udziałem tego potwora i jej dziwacznych pomocników. Myślisz, że nie próbowałem skończyć z tym inaczej. Chciałem zniszczyć ją, zniszczyć siebie, ale ani jedno ani drugie nigdy mi nie wyszło, ona mi na to nie pozwoliła. Gdybym miał jakikolwiek wybór... sam zabiłbym się magicznym wirusem.

- Miałeś wybór, mogłeś żyć w koszmarze albo powiedzieć mi o wszystkim i poprosić mnie o pomoc. Zresztą próbowałam coś z ciebie wyciągnąć, gdy zauważyłam że w tym mieście działy się dziwne rzeczy. Odrobina szczerości i może wspólnie udałoby nam się coś osiągnąć, pokonać ją, a może uciec z tego miejsca. Ty wybrałeś łatwiejszą drogę, która nie uwolniła cię od niczego, a pozbawiła przyjaciela. Jeśli twoje przeżycia były choć odrobinę podobne do tego co ja przechodziłam dzisiejszej nocy, to jestem w stanie zrozumieć twoją decyzję. Ale nie wybaczę ci tak łatwo.

- Rei, chyba powiedzieliśmy sobie wszystko co mieliśmy do powiedzenia. Wyjdę do Arthura Knighta. Słońce świeci przez okno, czyli możemy już wracać. - Chłopak uchylił drzwi. Rei wstała i do niego podeszła.

- Masanori, byłoby znacznie lepiej jakby nasza znajomość skończyła się na wspólnej wycieczce nad rzekę. Miałabym wtedy co wspominać. - powiedziała.

Łysy łowca demonów pojawił się w drzwiach.

- Wszystko załatwione? - spytał. Nie czekając na odpowiedź, kontynuował.

- Wracamy do hotelu. Musimy odpocząć, a po południu jedziemy do domu starej kobiety. Rei, zabierz ze sobą ofuda, a ty Masanori... nie próbuj uciekać przed odpowiedzialnością.

Rei, po powrocie do hotelu, przebrała się w czyste i suche ubrania, zabrała plecak pełen akcesoriów do walki z demonami, a po krótkiej chwili odpoczynku postanowiła odwiedzić pokój swego znajomego. Dale zdziwił się widząc ją w drzwiach, ale był zadowolony, bo dziewczyna była gotowa do konfrontacji z jej przeszłością i trudnym przeciwnikiem.

- Dlaczego nie odpoczywasz? Wiele przeszłaś ostatniej nocy.

- Nie mogę usiedzieć na miejscu. Czuję się pobudzona i pełna energii. Nowa moc jaką zyskałam w nocy znacznie mnie wzmocniła.

- Usiądź. - Łysy powiedział do niej, po czym sam spoczął na kanapie.

- Czy coś jeszcze się zmieniło? - zapytał.

- Tak... nie wiem tego na pewno, bo nie próbowałam, zresztą boję się tego robić... ale chyba mogę kontrolować płomienie nawet bez wcześniejszej transformacji. Jestem wewnętrznie przekonana, że gdybym teraz pomyślała o płomieniu to zjawiłby się na moje zawołanie.

- Spróbuj to zrobić. Nigdy się nie przekonasz jeśli nie zobaczysz tego na własne oczy.

- A jeśli coś się stanie? Jak podpalę hotel albo cię zranię?

- Nic się nie stanie. Po prostu pomyśl o czymś małym, nie mogącym nikogo skrzywdzić, wyobraź sobie jakiś kształt. - łysy zaproponował dziewczynie. Rei przestała mówić, skupiła się. W myślach próbowała skontaktować się z płomieniem. W pewnym momencie w jej otwartej dłoni pojawiła się miniaturowa kula wirującego ognia. Jej czerwony blask padł na jasno białe ściany pokoju hotelowego.

- To naprawdę działa! - dziewczyna ucieszyła się. Przez dłuższą chwilę obserwowała dziwny glob płomieni.

- Jesteś w tym dużo, dużo lepsza ode mnie. Od razu widać, że jesteś prawowitą właścicielką marsjańskiego płomienia. - Knight odparł, patrząc na Rei z uśmiechem.

- Ty też to potrafisz?

- Potrafiłem, oddałem ci płomień, którego kontroli uczyłem się przez wiele lat.

- Straciłeś coś cennego...

- Nie szkodzi. On uratował ci życie a poza tym wrócił do swego prawdziwego domu.

- Arthur, powiedz mi co wiesz więcej o Złotym Millenium? Czym ono było, dlaczego upadło? Czy wszystkie moje koleżanki używają zdolności pochodzących z tamtych czasów? - Rei przekonała się, że mężczyzna nie oszukiwał jej. Chciała dowiedzieć się od niego jak najwięcej.

- Prawdę mówiąc, wszystko to co wiedziałem, pochodziło ze snów jakie miewałem dzięki płomieniowi mieszkającemu w moim ciele. Wiem, że coś takiego istniało, ale nie znam żadnych znaczących szczegółów, przykro mi. Ale nie gadajmy już dłużej bo szkoda tracić czasu. Mamy demona do zabicia!

Dale wstał z kanapy, założył ciemne okulary i zabrał leżący na szafce nocnej pistolet.

- Dowiem się wreszcie o co w tym wszystkim chodzi. I nie dam się oszukać tak jak ostatnio.

- Dobrze, że jesteś czujna Rei, ale nie traktuj tamtego chłopaka tak chłodno. Wiem, że bardzo źle zrobił, ale ludzie są zdolni do strasznych rzeczy pod wpływem podszeptów sił nieczystych.

- Postaram się. - dziewczyna odpowiedziała niechętnie.

Późnym popołudniem, cała trójka spotkała się przed rozpadającym się domem starej kobiety, babki Mei. Pogoda była gorsza niż w poprzednich dniach. Niebo zakryte było szarymi chmurami, ale nic nie zapowiadało nadejścia tak gwałtownej ulewy jak w nocy.

- Wchodzimy? - zapytała dziewczyna.

- Nie ma co na czekać. Miejmy to już za sobą. - odparł łysy.

- Też tak myślałem, wiele razy... ale potem sprawy przybierały dla mnie jeszcze gorszy obrót.

- Nie miałeś nas ze sobą. - odparł łysy.

- Pamiętaj tylko o jednym, jeśli spróbujesz znów zdradzić Rei, zabiję cię. - dodał z uśmiechem.

- Gdy ona wygra, nie będę takim szczęśliwcem. - odparł Masanori. Dziewczyna ruszyła w stronę drzwi, bo zniecierpliwiła ją wymiana zdań mężczyzn. Dale Knight wyprzedził ją i wyjmując pistolet, pierwszy przekroczył próg starej rudery. Wnętrze było tak samo martwe i ciche jak poprzedniego dnia, kurz zalegał na meblach, podłodze i ścianach.

- Nie podoba mi się tu. - powiedział Masanori.

- Idziemy do pokoju w którym nastąpiła przemiana. - odparł łysy. Wszyscy trzej znaleźli się w pomieszczeniu z dziwnymi, tajemnymi znakami narysowanymi do podłodze. Rei wyjęła swoje ofuda. Wstrzymała się z ich użyciem, ponieważ zaciekawiło ją coś w znakach, kształtach i symbolach widniejących na zakurzonych deskach.

- Arthur, mówiłeś że tamta kobieta sprowadziła swoją wnuczkę zza grobu. W takim razie, dlaczego symbole na podłodze oznaczają przemianę? Sam mi to wczoraj powiedziałeś.

- Chciałbym to wiedzieć Rei. Może działo się tu coś dziwniejszego niż byłem sobie w stanie wyobrazić, albo twój kolega nagadał nam jakichś głupot. - Łysy odparł, patrząc na Masanoriego.

- Nie! Słyszałem o jej powrocie od niej samej tyle razy, że mógłbym ją tu wam zacytować! - Chłopak bronił się.

- Dobrze. Rei, czy mogłabyś użyć swoich czarów?

- Czekałam na to! - Czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko. Wyjęła kartki z ideogramami namalowanymi czarnym tuszem i szepcząc zaklęcia umieszczała je na ścianach i podłodze, w pobliżu kluczowych elementów symboli magicznych. Czarom Rei nie towarzyszyły żadne efekty dźwiękowe ani wizualne. Masanori wydawał się zawiedziony, ale tak naprawdę odetchnął z ulgą.

- Nic się nie stało? - Łysy zapytał dziewczynę.

- Nie wiem... zaczekaj. - Rei uciszyła go. Zamknęła oczy próbując wczuć się w atmosferę miejsca, wyłapać najmniejsze zmiany, które mogłyby świadczyć o tym że jej czary przyniosły oczekiwany efekt.

- Ktoś się pojawił... albo raczej coś. - oznajmiła czarnowłosa.

- Gdzie? - zdziwił się Masanori.

- Nie tutaj, gdzie indziej w domu... - Rei odparła.

- Chodźcie za mną! - dodała. Knight i Masanori poszli w kierunku, który wskazała Rei. Po kilku sekundach dotarli do małego pokoju, dokładnie tego samego w którym były wycinki z gazet o tragedii w cyrku, zdjęcie Mei i budząca grozę lalka rozpadająca się ze starości. Wszyscy stanęli jak zamurowani. Na łóżku siedziała stara kobieta. Trzymała na kolanach lalkę patrząc w jej martwe, szklane oczy.

- Co to jest? - Masanori krzyknął przerażony. Łysy uciszył go. Staruszka głaskała lalkę po włosach. Kiedy zauważyła, że oprócz niej w pokoju były jeszcze inne osoby, odwróciła się w ich stronę, jednocześnie przytulając kukłę.

- Mei-chan, przyszli do ciebie koledzy i koleżanka. Przywitaj się grzecznie. - odparła widmowa kobieta. Milczała przez chwilę, po czym kontynuowała.

- Nie, Mei-chan, nie wolno samej wychodzić z domu. Nie znamy ich zbyt dobrze, może to niegrzeczni koledzy? - I znów przestała mówić.

- To bardzo niegrzeczni koledzy! - stara powiedziała ze złością.

- Rei, przygotuj się. - ostrzegł łysy.

- Mei-chan nie będzie bawić się z kimś takim! - zjawa krzyknęła rzucając lalkę w kierunku Rei i towarzyszących jej mężczyzn. Zabawka otworzyła martwe oczy, a z jej ust wydobył się śmiech małej dziewczynki. Jej drewniane ręce zbliżały się do twarzy Rei. Dale był bardzo szybki, uderzył lalkę pięścią tak mocno jak tylko potrafił. Niestety, kiedy zabawka spadła na podłogę, odbiła się od niej i ruszyła tym razem w stronę łysego łowcy demonów. Rei pomyślała o swych nowych zdolnościach, a w jej dłoni uformowała się ognista kula. Dziewczyna cisnęła nią w lalkę, niszcząc ją natychmiast w ognistej eksplozji. Kiedy dymiące kawałki drewna opadły na podłogę, dookoła rozległ się przerażający krzyk dziecka.

- Co zrobiliście mojej małej Mei-chan?! Co zrobiliście z nią potwory?! - widmowa kobieta patrzyła na zwęglone drewno z przerażeniem. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Szok spowodował, że kobieta skupiła się na swoim bólu, chwilowo przestała bronić miejsca przemiany i pierwszego kontaktu z demoniczną siłą.

- Co tu się dzieje? - Masanori znów zapytał retorycznie.

- Wiem co muszę zrobić! - Rei powiedziała, myśląc na głos.

- Tak? - Łysy zdziwił się jej reakcją.

- Kiedy mój ogień dotknął tej lalki, zrozumiałam. Wiem w jaki sposób mogę odzyskać pamięć! Wiem co się tutaj wydarzyło! - dziewczyna była podekscytowana.

- Tamte wzory na podłodze. One rzeczywiście dotyczą przemiany, ale czasowej! Ona próbowała połączyć przeszłość z przyszłością, zabrać kogoś z odległego czasu, a nie miejsca, ale najwyraźniej jej się to nie udało. Przemiana była potrzebna, aby w formie niematerialnej poruszać się wstecz wymiaru czasowego!

- Zadziwia mnie jak łatwo korzystasz z wiedzy płomienia, dziewczyno. - Dale skomentował monolog czarnowłosej.

- Muszę zrobić dokładnie to samo, muszę cofnąć swoją świadomość w czasie do momentu w którym nastąpiła tamta tragedia! Będę jednak potrzebowała kogoś, kto bardziej pamięta tamte wydarzenia, aby był moim nawigatorem. - Rei spojrzała na Masanoriego.

- Pójdziesz razem ze mną, inaczej nie uda mi się i mogę zagubić się w strumieniu czasu.

- Co takiego? Mam znowu to przeżywać? - chłopak przestraszył się.

- To jedyna szansa na konfrontację z demonem i uwolnienie swego życia. Jesteś aż takim tchórzem, żeby to zaprzepaścić?

- Nie, pójdę z tobą. Co mam robić?

- Wróćmy do tamtego pokoju. Wykorzystam marsjański płomień, aby otworzyć bramę.

- A co ja mam robić? - spytał łysy.

- Pilnuj tego miejsca i nie pozwól, aby ktokolwiek naruszył bramę. Ona musi pozostać nietknięta zanim wrócę. Inaczej moja świadomość może przestać istnieć albo na zawsze zagubić się w strumieniach czasoprzestrzeni.

- Nie zawiodę cię. - odparł Arthur Knight.

Rei patrzyła na tajemnicze symbole wzoru narysowanego na podłodze tak jakby wyczytywała z nich jakieś tajemnicze znaczenie, które tylko ona mogła zrozumieć, ponieważ jej umysł łączył się z niezrozumiałym intelektem świadomości marsjańskiego płomienia. W pewnym momencie zmrużyła oczy, zupełnie jakby spodziewała się bardzo jasnego światła. W jej dłoniach pojawiły się dwa żywo czerwone ogniki, które dziewczyna rzuciła na podłogę. Ku zdziwieniu wszystkich, ogień nie zapalił drewna, a zamiast tego usytuował się na wszystkich liniach tworzących piktogram, jakby były wykonane z prochu lub jakiegoś innego łatwopalnego materiału. Po kilku minutach płomienie połączyły się w jeden, tworząc coś na kształt bramy. Rei popatrzyła na Masanoriego.

- Podaj mi rękę, nie mamy zbyt wiele czasu. - powiedziała.

- Co chcesz zrobić? - chłopak nie był zbytnio entuzjastycznie nastawiony do czegokolwiek o co Rei miała go poprosić.

- Nie pytaj o nic, tylko mi zaufaj. Weź mnie za rękę, bo musimy przekroczyć wrota razem!

- Mamy wejść w ogień?

- Nie gadaj tyle, tylko podaj mi rękę. Musimy zagłębić się w naszą przeszłość.

Masanori niechętnie uniósł rękę i podał ją dziewczynie.

- Zaufaj mi. - Rei powiedziała po raz kolejny. Wkroczyła, razem z chłopakiem, pewnym krokiem w płomienny portal. Zniknęła w nim pozostawiając łowcę demonów samego w nawiedzonym domu.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.