Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dziecko Wiecznego Zmierzchu

Rozdział 4

Autor:Kh2083
Serie:X-Men, New X-Men
Gatunki:Akcja, Fantasy, Przygodowe
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2016-11-12 11:58:17
Aktualizowany:2016-11-12 11:58:17


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 4

Megan, Mark, Shan oraz trzej dawni przyjaciele: ojciec Megan - Ian, Will i Geralt udali się do domu należącego od wielu lat do rodziny dziewczyny o motylich skrzydłach. Budynek był stary, ale dobrze wyremontowany i zadbany, a jedna z jego ścian porośnięta była przez zielone pnącza. Sąsiadował z dużym lasem, a nieopodal rozciągały się rozległe wrzosowiska nad którymi królowała sylwetka ruin średniowiecznego zamku. Po przekroczeniu progu mieszkania, młoda mutantka została gorąco przywitana przez swoją matkę, a chwilę później przez sąsiadkę, którą znała od najmłodszych lat. Obie kobiety były bardzo zainteresowane osobami towarzyszącymi Megan w podróży ze Stanów Zjednoczonych, w szczególności chłopakiem o czarnych włosach. Matka Megan szybko rozpoznała także swego dawnego znajomego - Geralta, którego także serdecznie zaprosiła do domu. Will nie chciał towarzystwa, dlatego pozostał w pobliskim ogrodzie, porośniętym przez chwasty i drzewa, już od dawna nie utrzymywanym w ładzie przez zręczne ręce ogrodników. Obserwował z oddali światło promieniujące z okna mieszkania i postacie ludzkie przesuwające się na jego tle. Wkrótce wszyscy zgromadzili się przy stole pełnym różnorodnych potraw, pamiętanych przez Megan z czasów dzieciństwa. Dziewczyna bardzo się rozluźniła i uspokoiła, a miłe towarzystwo pozwoliło jej na chwilę zapomnieć o wszystkich złych rzeczach jakie spotkały ją w ciągu ostatnich kilku dni. Mark także się uśmiechał i rozmawiał z rodzicami Megan, ale tak naprawdę był mocno zamyślony i przygnębiony. Nie mógł pozbyć się myśli o rosnącej potędze swoich zdolności i tym co stało się z jego przeciwnikiem. Chłopak nie wiedział, że złotowłosy elf z magicznej krainy zdołał uciec, był przekonany, że rozerwał jego ciało na strzępy i spalił je w manifestacji swoich nadludzkich zdolności. Shan doskonale zdawała sobie sprawę, że poczucie winy mutanta prędzej czy później mogło doprowadzić do jakiejś tragedii. Musiała porozmawiać z Geraltem, poprosić go aby odesłał Marka do Ameryki, aby tam ktoś zajął się jego problemem. Ona sama postanowiła pozostać z Megan, chroniąc ją przed wszelkimi niebezpieczeństwami jakie mogły ją spotkać w najbliższej przyszłości. Geralt poprosił Iana, aby wyszedł z nim do drugiego pokoju. Rozmowa mężczyzn była cicha, ale wyraźnie emocjonalna. Megan próbowała usłyszeć jej szczegóły, dowiedzieć się czegoś, ponieważ była przekonana, że mężczyźni rozmawiali o niej. Za chwilę jej ciekawość miała zostać zaspokojona.

- Megan... - Ian powiedział wchodząc do pokoju. Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się w jego stronę.

- Myślałem, że nigdy do tego nie dojdzie. Myślałem, że nigdy nie będę musiał o tym z tobą rozmawiać. Udało mi się uciec od mojej przeszłości i zapewnić ci szczęśliwe życie, ale teraz wyszło na jaw jak duży błąd zrobiłem zapominając o tym co się wtedy wydarzyło. O mało nie zginęłaś, nawet nie wiedząc dlaczego. Przepraszam Megan, bo to wszystko moja wina... - Ian oznajmił spokojnym głosem. Jego żona spojrzała na niego podejrzliwie. Wiedziała co mężczyzna miał za chwilę powiedzieć.

- Sprawy dzieją się bardzo szybko i dlatego nie mogę dłużej zwlekać. Megan, musisz dowiedzieć się o sobie prawdy. Musisz dowiedzieć się kim naprawdę jesteś.

Matka Megan wstała z krzesła i podeszła do wąsatego mężczyzny.

- Ian, nie rób tego... narażasz ją na niebezpieczeństwo.

- Glenda. Megan została zaatakowana w Stanach. Ona i jej przyjaciel. Gdyby nie Geralt, oboje mogli zginąć. Jeśli to co mówi Will jest prawdą, nie mamy zbyt wiele czasu. Musimy działać i spróbować naprawić nasz błąd.

Glenda popatrzyła na córkę.

- Tak mamo, ktoś chciał mnie zabić. Gdyby nie Geralt i... Mark. - Megan popatrzyła na chłopaka, a on się do niej uśmiechnął.

- Nie było by mnie tutaj. - dodała.

- Dobrze Ian. Megan pamiętaj, że kochamy cię i możesz liczyć na pomoc nas wszystkich. - kobieta pozwoliła swemu mężowi na kontynuowanie rozmowy.

- Megan, nie chcieliśmy mówić ci tego wcześniej, ale teraz musisz wiedzieć, że Glenda nie jest twoją prawdziwą matką.

Dziewczyna nie odezwała się ani jednym słowem, ale jej oczy zdradzały ogromne zaszokowanie. Mark dotknął jej dłoni.

- Biologicznie ona jest jej prawdziwą matką. Ona ją urodziła. - Geralt wtrącił się do rozmowy.

- Mógłbyś mi nie przerywać?

- Chciałem cię poprawić, bo byłeś nieścisły.

- Megan, Glenda nie jest twoją prawdziwą matką, a jednocześnie jest. To jest bardzo skomplikowane i nie mogę ci tego w łatwy sposób wytłumaczyć.

- Na razie mam ogromny mętlik w głowie. Kompletnie nie rozumiem co chcesz mi przekazać! - dziewczyna zdenerwowała się. Dziwne zdarzenia gromadzące się wokół niej od kilku dni zaczynały powoli przerastać jej psychiczną odporność.

- Twoje ciało fizyczne powstało wewnątrz twojej mamy, rozwijało się tam i to mama cię urodziła. Ale twoja... dusza... nie pochodzi od Glendy. Twoja dusza pochodzi... z zupełnie innego miejsca... - Ian mówił z coraz większą trudnością. Nie chciał wyjawiać przed córką tego w jaki sposób została poczęta i własnej przeszłości, ale jej bezpieczeństwo było dla niego najważniejsze.

- Pochodzi ode mnie... i od kobiety z innego świata. - wyszeptał próbując unikać wzroku żony i Megan.

Jessica siedziała w ciemnym pomieszczeniu gdzieś w podziemiach szkoły Xaviera dla młodych mutantów. Drzwi prowadzące do pokoju były bardzo masywne i pancerne. Była w nich jedynie mała szyba, dodatkowo wzmocniona przez kraty. Nad głową dziewczyny wisiało urządzenie blokujące moce mutantów o zdolnościach mentalnych, do których Jessie się zaliczała. Preview stała się więźniem we własnej szkole, bo jej opiekunowie obawiali się, że nocne zdemolowanie przez nią pracowni plastycznej mogło być początkiem powracających zdolności zmiany rzeczywistości albo po prostu doszli do wniosku, że jej stan psychiczny pogorszył się tak bardzo, że stała się zagrożeniem dla siebie i całego otoczenia. Dłonie dziewczyny były zabandażowane, a rany, które sama sobie zadała rozbijając szybę, nadal bardzo ją bolały. Jessica odwracała głowę od światła padającego zza drzwi próbując ignorować ból i szum w głowie powodowany przez neutralizator zdolności psychicznych. W pewnym momencie do jej celi podeszła Hope Abbot.

- Jessica? - powiedziała niepewnie.

- Jessica? - powtórzyła, gdy jej przyjaciółka nie zareagowała.

- Słyszałam cię za pierwszym razem. - Jessie oznajmiła ze złością.

- Jak się czujesz?

- Świetnie. Oprócz tego, że cały czas chce mi się rzygać od tego diabelstwa, które wisi nad moją głową, to po prostu wspaniale.

- Jessie. Frost nie pozwoliła żadnemu z nas się z tobą spotykać. Udało mi się tutaj wejść, dzięki doktorowi McCoyowi. Nie wiem, czy uda mi się drugi raz. Cała szkoła już wie o tym co się stało w pracowni. Wszyscy są w szoku, nie chcą o tym rozmawiać. Co ci się stało? Dlaczego to zrobiłaś?

- Miałam wizję. Dotyczyła Megan i ludzi z nią związanych. Wkrótce wydarzy się coś wielkiego, coś co przerośnie nas wszystkich, a Megan znajdzie się w samym centrum tych zdarzeń. Jeszcze nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam. Po prostu musiałam zapisać tą wizję, a obrazy to jedyne co przychodziło mi do głowy w nocy. Czy Frost ostrzegła Megan?

- Widzisz... Frost nie wierzy w to co zobaczyłaś. Ona myśli, że ty... że twoja psychika jest nie do końca stabilna... że ty...

- Odbiło mi? Zupełnie zwariowałam? To chciałaś powiedzieć?

- Nie Jessie. To nie moje słowa. Ale te rysunki, twoja własna krew rozlana na ścianie. To nie jest do końca normalne, nie sądzisz?

- Ty też myślisz, że mi odbiło? - Jessica wstała z krzesła. Zacisnęła pięści, a kilka kropel z ran na dłoniach opadło na podłogę.

- Ja tego nie powiedziałam... po prostu nie mogę zrozumieć...

- Idź stąd Hope. Jeśli wierzysz Frost, to twoja sprawa. Nawet jeśli boisz się mnie tak jak większość tej szkoły, to nie mam zamiaru z tego powodu płakać. Lepiej pomyśl o Megan, bo jeśli moja wizja się sprawdzi to grozi jej coś strasznego.

- Jessie, tak bardzo chcę ci pomóc...

- W takim razie wracaj do akademika. Nie mam ochoty na żadne towarzystwo. Nawet twoje.

Hope zasmucona słowami Preview i zła na samą siebie opuściła podziemia instytutu.

- Nic z tego nie rozumiem! Mógłbyś mówić jaśniej? - Megan była zdenerwowana. Z każdą kolejną chwilą znała swoich rodziców i samą siebie coraz mniej. Mark i Shan w milczeniu czekali na dalszą część opowieści.

- Wszystko ci wytłumaczę Megan, daj mi chwilę czasu na zebranie myśli. - oznajmił wąsaty mężczyzna.

- Moja rodzina... nasza rodzina pochodzi z bardzo starego rodu, który zamieszkiwał te ziemie od tysięcy lat. Nasi przodkowie zawsze żyli na skraju cywilizacji i natury, na cienkiej granicy pomiędzy znanym i nieznanym, a te dwa światy nieustannie przeplatały się w ich życiu. Nie będę opowiadał o szczegółach, bo nie mamy na to czasu, powiem tylko, że zawsze pielęgnowaliśmy w sobie tradycję i wiedzę zapomnianą przez resztę społeczeństwa. Tego wszystkiego dowiedziałem się od mojej matki, a twojej babci Megan.

Dziewczyna zastanowiła się na czymś głęboko. Przypomniała sobie gdy jako mała dziewczynka odwiedzała dom swojej babci, leżący na skraju ogromnego lasu, który zawsze napawał ją strachem. Pamiętała doskonale jak każdej nocy patrzyła z niepokojem na czarną przestrzeń rozciągającą się za oknem obawiając się, że któregoś dnia coś mogło przyjść z leśnej gęstwiny prosto pod łóżko w którym spała. Przypomniała sobie także swoją babcię palącą w oknie świeczkę i jej blask sprawiający, że dręczące ją koszmary traciły na swej intensywności i odchodziły w zapomnienie z pierwszymi promieniami nadchodzącego poranka. Jej babcia miała wiedzę tajemną sprzed tysięcy lat? Megan nie mogła w to uwierzyć, ale jedno spojrzenie na własne skrzydła i wszystko to co widziała przebywając w Szkole Xaviera, sprawiło, że nie było to już dla niej tak bardzo fantastyczne. Dziewczyna wyrwała się z zamyślenia i wróciła do słuchania opowieści ojca.

- Byłem młody i głupi, nie słuchałem ostrzeżeń mojej matki, a wszystko to co ona traktowała ze śmiertelną powagą było dla mnie jedynie okazją do dobrej zabawy. Wtedy poznałem też Geralta i Willa, razem wydawało nam się, że możemy posiąść w swoje władanie cały świat. Matka nauczyła mnie wszystkiego o ziołach i ich działaniu na ludzką psychikę. Opowiadała także o możliwości dostania się do innego świata, istniejącego blisko, a jednocześnie daleko od naszego. Nie brałem jej słów dosłownie. Wydawało mi się, że połączenie halucynogenów zawartych w jej ziołach i specyficznego klimatu jaki panował w letnią noc w lasach otaczających jej dom, pozwoli nam przekroczyć granicę rzeczywistości i doznać największego odlotu w historii ludzkości. Nawdychaliśmy się świństw z magazynu mamy, a potem poszliśmy w las szukać czarciego koła, które miało zaprowadzić nas wprost do bram Krainy Wiecznego Zmierzchu. Zioła nas nie zawiodły! Spacerowaliśmy w pięknym lesie o drzewach w kolorach niespotykanych na Ziemi i niebie o dziwnym zabarwieniu zmieniającym się wraz z naszym nastrojem. Wkrótce weszliśmy na polanę, gdzie powitały nas piękne kobiety o kolorowych skrzydłach posypujące nas pyłem mieniącym się niczym gwiazdy. Podróż przez krainę, która wtedy wydawała nam się być jedynie wytworem naszego umysłu, zdawała się trwać wieki. Kiedy zaczęliśmy odczuwać upływ czasu i zmęczenie, byliśmy pewni, że nasza podróż się kończyła i wkrótce znów miała przywitać nas szara rzeczywistość wiejskiej okolicy. Byliśmy w błędzie. Kraina Wiecznego Zmierzchu nie była jedynie wytworem wyobraźni trzech nastolatków pod wpływem halucynogennych prochów. Była prawdziwa tak jak ten dom, tak jak my wszyscy. I nie była miejscem dobrym, bezpiecznym i pięknym tak jak nam się na początku wydawało. Zostaliśmy odnalezieni przez istoty zamieszkujące tamtą krainę. Tylwyth Teg, lub jak kto woli Fair Folk okazali się być czymś więcej niż tylko legendami do straszenia dzieci. Pamiętam jak piękni byli otaczający nas ludzie. Wszyscy mieli długie, jasne włosy i niebieskie oczy lśniące niczym gwiazdy, byli młodzi i wydawali się nie mieć żadnej skazy. Jedno spojrzenie na któregoś z nich i od razu się zakochiwałeś, nie ważne czy trafiłeś na kobietę czy faceta. Byli zainteresowani naszą trójką, bo byliśmy czymś nowym w ich krainie, być może od setek lat. Po kilku dniach wędrówki przez kolorowe łąki po których biegały jednorożce i godzinach seksu z ich najładniejszymi kobietami w cieniu kapeluszy ogromnych grzybów, dotarliśmy do stolicy krainy Annwn, na dwór ich wspaniałej królowej. Mab, wysoka kobieta o długich włosach w kolorze szmaragdu, przywitała nas urządzając przyjęcie trwające nieprzerwanie przez siedem dni i siedem nocy. Nigdy wcześniej i nigdy później tak dobrze się nie bawiliśmy, pijąc litry wina po którym nie mieliśmy kaca. Myślałem wtedy, że zioła mamuśki zabiły mnie i trafiłem do raju. Niestety, później okazało się, że pod kolorową otoczką kryła się mroczna tajemnica.

Głośnik w celi zajmowanej przez Jessikę wydał z siebie dziwny odgłos, a później dobiegł z niego znajomy głos.

- Jak się trzymasz Jessica? - spytała Sarah, siostra mutantki.

- A jak myślisz? - odparła czarnowłosa dziewczyna.

- Wyglądasz fatalnie.

- Jakim cudem mnie widzisz?

- Udało mi się przejąć kontrolę nad kamerą. Kazałam jej przekazywać obraz także do terminala komputerowego w akademiku. Kontroluję też głośnik, bo udało mi się rozpoznać każde połączenie elektryczne w naszej szkole.

- To wyłącz ten cholerny niwelator psioniczny. Nie wytrzymam ani minuty dłużej z tym hałasem w głowie.

- Przeprasza Jessie. Nie mogę. Frost i reszta od razu zorientowali by się, że coś jest nie tak. To system pierwszego priorytetu w twoim małym pokoju.

- Nie wiesz czy Frost coś postanowiła w mojej sprawie? - Jessie zapytała z czystej ciekawości. Wiedziała, że nie mogła spodziewać się nadzwyczajnych rewelacji.

- Cyclops i Frost zastanawiają się czy twoje moce wpływania na rzeczywistość nie wracają. Nie bardzo chcą uwierzyć w to co nabazgrałaś w sali. Tym bardziej, że Shan dzwoniła z Walii i okazało się że nic się nie wydarzyło.

- Sarah... Megan została zaatakowana dwa razy! Co jeszcze musi się stać, by mi uwierzyli i wypuścili z tej klatki? Czy oni są tak cholernie głupi?

- Jessie... oni zastanawiają się, czy ty sama nie stworzyłaś tych dwóch zabójców. Tak jak kiedyś twojego przystojniaka, który próbował zabić nas wszystkich.

- Co takiego?! Czy oni naprawdę są tak głupi?

- Sama nie wiem... nie możesz powiedzieć, że jest to całkiem niemożliwe.

- Nie mogę uwierzyć, że ty też boisz się mnie i mi nie ufasz! Lepiej odłącz się już bo cię namierzą i będziesz miała kłopoty! A ja nie mam ochoty już na żadne wizyty, bo one do niczego nie prowadzą. Daj mi spokój.

- Jak chcesz. Ja chciałam tylko porozmawiać. - Sarah oznajmiła, a chwilę później odłączyła się od systemu komunikacji z celą swojej siostry.

Ojciec Megan kontynuował niezwykłą opowieść o własnej przeszłości.

- Godziny i dni ziemskie wydawały nam się trwać w Annwn jak długie miesiące i lata. Każdy z nas szybko znalazł swoje miejsce w tym niezwykłym społeczeństwie. Will oddawał się miłości cielesnej, Geralt zaczął uczyć się magii u boku maga podającego się za legendarnego Merlina, a ja... no cóż... znalazłem tam miłość w ramionach królowej Mab, pomimo tego, że ja i Glenda byliśmy już wtedy zaręczeni. Ogromny ogród otaczający pałac stał się miejscem naszych miłosnych igraszek. Każdy jego zapach, kolor, kształt, czy dźwięk oddziaływał na naszą psychikę, rzucał urok kładący na nasz umysł zasłonę nie pozwalającą zobaczyć prawdy jaka kryła się w tym miejscu. Ludzie z Fearie spędzali całe dni na zabawie, seksie, tańcu i muzyce, nie myśląc o przyszłości. Byli bez żadnych problemów bo nawet o jedzenie nie musieli się starać, mając wszystko podane w ogrodzie niekończących się rozkoszy. Drugą stroną medalu było to, że ich społeczeństwo było w zastoju, nie miało możliwości zmiany, rozwoju, ulepszania samego siebie i otaczającego go świata. W ich krainie od stuleci nie działo się nic nowego, każdy dzień wyglądał tak samo, egzystencja była wegetacją, a uśmiech przyklejony na ich twarzach był tak samo sztuczny jak czary, które rzucali na samych siebie by pięknie wyglądać. Dlatego nasze przybycie było dla nich czymś niezwykłym, podziwiali nas za to, że nie byliśmy doskonali, ale pomimo tego potrafiliśmy się uczyć i zmieniać. Wielu z nich próbowało nas naśladować, inni patrzyli na nas z niepokojem. W dniu w którym dowiedziałem się, że Mab była w ciąży, wszystko zaczęło walić się jak domek z kart. Padliśmy ofiarą intrygi, która zmusiła nas do ucieczki z raju. Mab powiedziała nam na początku naszej wizyty w jej pałacu, że możemy korzystać z wszystkiego co do niej należało, ale nie wolno nam było spacerować do ciemnego lasu kryjącego się za Ogrodem Rozkoszy. Nie rozumiałem tego zakazu, ale kto by się zastanawiał nad prawami tamtego dziwacznego świata. Niestety jakaś nimfa skusiła Willa swym gołym dupskiem i ten idiota poszedł za nią do tego lasu. Mab o wszystkim się dowiedziała i wygnała nas poza mury swego dworu. Will nie wrócił, myśleliśmy, że został zabity. Dopiero po powrocie na Ziemię okazało się, że udało mu się uciec, ale wizyta w mrocznym lesie na zawsze go zmieniła, odebrała mu dawną osobowość zastępując ją inną, bardziej mroczną. Byłem zrozpaczony, za złotą bramą została przecież moja nienarodzona córka! Nie chciałem jej opuszczać, nie chciałem by dorastała w takim miejscu i stała się taką samą sztuczną istotą jak inni mieszkańcy Ogrodu Rozkoszy. Geralt pomógł mi używając wyuczonej u boku Merlina magii. Rzucił czar na duszę mojego dziecka, na twoją duszę Megan... zamienił ją w kulę ciepła i światła, którą mogłem dotknąć, przytulić do swego ciała. Mab była wściekła, rzuciła na mnie klątwę, za to że odebrałem jej dziecko. Cała kraina zwróciła się przeciwko nam. Piękne łąki stały się pełne ciernistych krzewów wyższych od kilkupiętrowych bloków, a wspaniałe wzgórze po których kiedyś biegały jednorożce zamieniło się ostre skały raniące nogi wędrowców. Ogromna śnieżyca odcięła nam drogę powrotną na Ziemię, ale nie poddaliśmy się. Szedłem w kierunku wskazywanym przez Geralta, pomimo tego, że niczego nie widziałem, a moje ręce i nogi zamarzały po każdym kroku. Szedłem przez lodową pustynię, myśląc tylko o tym by dostarczyć cię w bezpieczne miejsce, Megan. Szczęśliwie udało nam się opuścić Fearie albo Mab nam na to po prostu pozwoliła. W następny dzień poszedłem do Glendy, spędziłem z nią noc i wkrótce twoja dusza miała fizyczne ciało w którym mogła się osiedlić. Postanowiłem zerwać z dotychczasowym życiem, zerwać wszelki kontakt z Geraltem i nawet moją własną matką. Megan, chciałem abyś miała szczęśliwe życie i nigdy nie poznała swojej przeszłości. Niestety, teraz przeszłość cię dogoniła.

Pixie milczała. Nie mogła uwierzyć w ani jedno słowo własnego ojca, wszystko co mówił było dla niej niczym więcej niż opowieścią fantasy. Od dziecka wiedziała, że on miał talent do opowiadania bajek, a przed chwilą dowiedziała się, że opowiadał je korzystając z własnego doświadczenia.

- Ja... nadal niczego nie rozumiem. Ja... przepraszam, ale muszę na chwilę wyjść. - dziewczyna wstała z kanapy i przeciskając się obok matki i Marka pobiegła do drzwi wyjściowych. Chłopak chciał za nią iść, ale Ian go powstrzymał.

- Zostaw ją w spokoju. Pozwól jej być samej z własnymi myślami. - powiedział.

Jessica nadal przebywała w podziemnej celi, podczas gdy Scott, Emma, dr McCoy i inni mieszkańcy instytutu sprzeczali się ze sobą, próbując zrozumieć zachowanie dziewczyny, jej niezwykłą wizję uwiecznioną na ścianach pracowni malarskiej i jej związek z dwoma atakami na Megan w parku rozrywki, a później na lotnisku. Zdania były podzielone, wszyscy obawiali się niekontrolowanych zdolności zmiany rzeczywistości dziewczyny i debatowali nad tym, jak szybko i skutecznie mogłaby być zneutralizowana. Laura Kinney podsłuchała fragment rozmowy i chwilę później ruszyła w kierunku budynku szkoły. Zobaczyła z oddali Matcha i Wolfcuba, a na drugim końcu budynku Hope Abbot. Zamyślona, zrobiła kilka kroków w kierunku brązowowłosej dziewczyny, ale po chwili zmieniła zdanie i pobiegła w zupełnie inną stronę. Korzystając ze swych zdolności jakich nauczyła się jako najemnik, dostała się pod celę Jessiki używając tunelu wentylacyjnego. Zapukała w drzwi chcąc zwrócić uwagę czarnowłosej koleżanki.

- Jessica? - zapytała.

- Naprawdę mam już dość gości. Zostaw mnie. - Jessie odparła niechętnie.

- To ja, Laura.

- Rozpoznałam cię po głosie. Nadal nie mam ochoty rozmawiać. Przepraszam cię, ale powiedziałabym dokładnie to samo każdemu.

- Musisz stąd wyjść. Potrzebuję cię. Musimy odnaleźć kobietę, która zaatakowała Megan. Potrzebuję twoich wizji.

- Nikt nie zgodzi się na to, abym stąd wyszła.

- Wyciągnę cię stąd. Odsuń się od drzwi. - Laura oznajmiła bardzo poważnie.

- Nie żartuj. Zaraz cię zauważą w kamerze. Nie odejdziemy nawet na kilka kroków.

- Nie martw się. Kamera pokazuje zupełnie co innego, my przejdziemy przez tunel wentylacyjny na drugi koniec budynku.

- Jak to kamera... - Jessie zapytała i szybko zorientowała się, kto był odpowiedzialny za awarię.

- Sarah? - spytała.

- Tak.

- Ale dlaczego?

- Bo wierzy w ciebie tak samo jak ja. - Laura odpowiedziała krótko, wysuwając dwa pazury z prawej dłoni. Szybkim ruchem zniszczyła zamek elektroniczny pilnujący wejścia do celi. Jessica wyszła na korytarz, zachwiała się i oparła o ścianę.

- Strasznie kręci mi się w głowie.

- Usiądź na podłodze. Za chwilę powinnaś się lepiej poczuć.

- Tak, już mi przechodzi... to przez to cholerne urządzenie do blokowania psychicznych zdolności.

- W takim razie pośpieszmy się. Twoja siostra nie może kontrolować tych urządzeń w nieskończoność. - Laura wskazała na wejście do tunelu wentylacyjnego, którym wcześniej sama dostała się do strzeżonej części podziemi Instytutu Xaviera. Kiedy obie dziewczyny znalazły się wewnątrz ciasnego i niskiego korytarza, X-23 zwróciła się do swej przyjaciółki.

- Opowiedz mi dokładnie co widziałaś w swojej wizji. Jak dotąd widziałam tylko portret Megan, który namalowałaś i wiele twarzy. Słyszałam twoją opowieść, ale z ust Frost i Cylopsa. Podsłuchałam ich, gdy dyskutowali o tym, co robić dalej. Chcę abyś to ty opowiedziała mi swoją wizję.

Jessica westchnęła.

- To nie jest takie proste. Trudno mówić mi o czymś co było falą obrazów zalewającą moje myśli. Nie miało to chronologicznej kolejności, ani większego sensu. Jestem pewna, tylko tego, że była to zapowiedź kłopotów jakie czekają Megan. I pewnie nas też, po tym co teraz zrobiłyśmy.

- Nie szkodzi. Powiedz wszystko co pamiętasz. Mamy czas do chwili opuszczenia szybu wentylacyjnego.

- Dobrze. Ale nie próbuj szukać w tym jakiegoś sensu.

Megan spacerowała po rozległych wrzosowiskach otaczających jej rodzinną miejscowość myśląc o historii usłyszanej z ust ojca. Dziewczyna wiedziała, że on tego nie wymyślił, bo nie miał po co jej oszukiwać. Wiedziała, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Przerażało ją, że w jeden wieczór dowiedziała się o świecie czegoś bardziej nieprawdopodobnego niż legendy o których czytała od wczesnego dzieciństwa, a ona była centralną częścią tej rzeczywistości. Zimny wiatr wiejący znad lasu opływał jej twarz, potrząsał różowymi włosami. Megan nie zwracała na to uwagi, nie martwiło ją to, że mogła się przeziębić. Inny świat, zabrany jakby wprost z baśni, niezwykła historia jej własnych urodzin to było coś więcej niż zmiany w kodzie genetycznym dające jej nadludzkie zdolności. Dziewczyna zauważyła Willa spacerującego w cieniu drzew pobliskiego lasu. Wydawał jej się dziwny, mroczny, doskonale pasujący do kogoś odmienionego przez ciemne, zakazane miejsce z opowieści jej ojca. Nie ufała mu od samego początku, a po usłyszeniu historii o Annwn, nabrała jeszcze większych podejrzeń. Kiedy mężczyzna na nią popatrzył, przestraszyła się, postanawiając wrócić do domu. Intuicja podpowiadała jej, że w przyszłości będzie musiała uważać na Willa i być ostrożną wobec wszystkiego co miałby jej zaproponować.

Rodzice Megan, Geralt, a także Shan i Mark pozostali w pokoju gościnnym. Ian usiadł obok Shan. Nagły przypływ wspomnień, a także zachowanie córki sprawiły, że musiał odpocząć i wyciszyć się.

- Czy pani wierzy w to co opowiedziałem? - zwrócił się do Shan.

- Przyznam, że jestem zaskoczona... to naprawdę niezwykła historia. Ale ja od wielu lat jestem razem z X-Men. Widziałam miejsca jeszcze bardziej nieprawdopodobne niż te o których pan mówił. Wierzę panu i mam nadzieję, że będzie pan umiał pomóc Megan. Jeśli X-Men mogą w jakiś sposób wspomóc pana w ochronie Megan, czy walce z tymi...

- Nie. Amerykańscy herosi nie są w stanie pomóc w żaden sposób. Jedynie my trzej mamy jakieś doświadczenie w kontaktach z tamtą krainą. Jedynie my mamy szansę ochronić Megan. - Geralt wtrącił się do rozmowy.

- Ja też nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie kiedy moja uczennica jest w niebezpieczeństwie. - Shan powiedziała bardzo stanowczo. Spojrzała na nieogoloną twarz mężczyzny w prochowcu, a chwilę później na ojca i matkę Megan.

- Dobrze. Jeśli chcesz się narażać to twoja sprawa. Nie wchodź mi w drogę i nigdy, ale to nigdy więcej nie próbuj atakować mnie swoją psychiczną mocą. Jeśli zrobisz to choćby raz, pokaże ci w moim umyśle takie widoki, że do końca życia będziesz się bała popatrzeć w lustro.

- Nie muszę uciekać się do moich mocy, by się obronić przed kimś takim jak ty. - Shan odparła zaciskając pięści. Nie kryła się ze swoją niechęcią do nieogolonego maga. Glenda zwróciła się do Marka.

- Jesteś strasznie cichy odkąd Megan wyszła na zewnątrz. Czy czegoś potrzebujesz?

- Chcę wracać do domu, do naszej szkoły. Razem z Megan. Chcę, żeby Megan była już bezpieczna.

- Widzę, że bardzo ci na niej zależy. - kobieta uśmiechnęła się.

- Jestem szczęśliwa, że Megan poznała kogoś takiego. - dodała kładąc chłopakowi dłoń na ramieniu.

- Chyba będziecie musieli poczekać z powrotem. - Geralt przerwał ciepłą atmosferę jaka zaczęła tworzyć się w salonie.

- Megan nie może wracać do Ameryki.

W tym samym momencie Pixie wróciła do domu. Rozglądnęła się dookoła, a później usiadła obok swojego chłopaka.

- Megan może być chroniona tylko tutaj, jak najbliżej wrót do świata Wiecznego Zmierzchu.

- Chroniona przed czym? Opowiedziałeś o tym jak się urodziłam, ale nie wspomniałeś ani jednym słowem o tym co mi zagraża. Kto chciał mnie zabić i dlaczego?

- Megan... miałem powiedzieć ci wszystko, ale wybiegłaś z domu.

- Teraz jestem i czekam na zakończenie twojej opowieści.

- No dobrze. Geralcie, czy mógłbyś powiedzieć to co wiesz?

- Oczywiście. Szkoda, że nie ma tu Willa bo on potrafi mówić o tym z takim przekonaniem...

- Wczoraj słyszałem.

- W świecie Tylwyth Teg zachodzą wielkie zmiany. Połączona niegdyś kraina jest skłócona, pojawiły się w niej grupy pragnące zmian w świecie Wiecznego Zmierzchu oraz takie, które absolutnie nie chcą, aby cokolwiek zostało zmodyfikowane. Kraina może zostać pochłonięta przez wielką wojnę, która dotknie nie tylko Annwn, ale również i Ziemię. Mroczni Tylwyth Teg chcą zmian, jednocześnie nie wierząc, że uda im się pokonać dwór królowej Mab, twojej prawdziwej matki. Podobno szykują się do zajęcia naszej planety. Wysłali już dziesiątki changellingów, dzieci podrzuconych rodzinom w miejsce ich własnych, żyjących w nieświadomości swojego prawdziwego dziedzictwa, czekających na impuls z Fearie, zmieniający ich umysł i zmuszający do podporządkowania się woli ich przywódcy. Tamtych dwóch z którymi miałaś nieprzyjemność się spotkać mogli być właśnie kimś takim. Ty jesteś centralną postacią w ich boju, bo jesteś hybrydą, jesteś pomostem, który będzie mógł połączyć dwa światy.

- Nie mam zamiaru stawać po żadnej ze stron! - dziewczyna zdenerwowała się.

- Nie będziesz miała wyboru. Staniesz się narzędziem w rękach jednej ze stron. Chyba, że... - odparł mężczyzna.

- Chyba, że zrobimy to co sugeruje Will. - Ian dokończył za niego.

- To znaczy? - Megan wiedziała, że nie spodoba jej się to co miała za chwilę usłyszeć.

- Udamy się do Fearie i przekonamy królową Mab, aby zdjęła czar z twojej duszy. Dzięki temu stracisz wszelkie połączenia z tamtym niebezpiecznym światem. Will przyrzekał na wszystko co święte, że to jedyne rozwiązanie, które może zakończyć wojnę w Fearie i pozwoli ci na przeżycie i powrót do normalności.

Megan nie była zbyt optymistycznie nastawiona do podróży. Brak zaufania do czarnowłosego mężczyzny stał się jeszcze większy niż przed kilkunastoma minutami.

- I ty mu wierzysz, tato?

- Znałem go z czasów, kiedy byłem młodszy od ciebie. Kiedyś uratował mi życie.

- A czy znałeś go równie dobrze po powrocie z zakazanego lasu? - dziewczyna spytała patrząc na ojca podejrzliwie. Ian zamyślił się, a mina Geralta zdradzała, że także stracił pewność co do słuszności przyjętego planu działania.

- Jeśli mi nie wierzycie możecie zostać tutaj albo wracać do Ameryki. I walczyć z coraz groźniejszymi przeciwnikami. - Will powiedział, wchodząc do pokoju.

- A później patrzeć jak krew płynąca z ciała Megan otwiera wrota do naszego świata dla mrocznych Fearie. Jej ofiara jest niezbędna do połączenia dwóch światów. Nie potraficie tego zrozumieć, bo nie widzieliście prawdy o tamtej krainie, nie doświadczyliście jej tak jak ja w zakazanym lesie.

Wszystkie rozmowy ucichły, a zgromadzeni zrozumieli, że nie mają argumentów, aby podważać słowa Willa. Megan nadal mu nie ufała, podobnie jak jej przyjaciele ze szkoły. Dziewczyna bardzo się bała i nie pomagała jej już obecność rodziców ani jej chłopaka.

- Problem jest zupełnie inny. Nie jestem w stanie otworzyć żadnego z moich przejść do Annw. Jest zupełnie tak, jakby ktoś zapieczętował je po tym jak dostałem się na drugą stronę. Nie jestem w stanie was nigdzie przenieść.

- A co z twoim Pooką? - Ian zapytał Geralta.

- Nie da rady. On podróżuje dokładnie tymi samymi drogami co Will.

- A gdyby powtórzyć to w jaki sposób wy trzej dostaliście się do Annwn po raz pierwszy? - Mark zapytał.

- Nie mamy pojęcia jak się tam dostaliśmy! Po wielu latach doszedłem do wniosku, że to kraina sama nas zaprosiła i otworzyła swoje wrota. Nie ma szans by to udało się znowu. - odparł Ian.

- A poza tym my trzej byliśmy naćpani! Myślisz, że pozwoliłbym swojej córce nawdychać się tego samego zielska, które ja kiedyś brałem? - dodał.

- Zostaje tylko jedno rozwiązanie. - oznajmiła Glenda.

- Twoja matka. Musisz wrócić do matki i skorzystać z jej wiedzy. Nie ma innego wyjścia. Wiem, że za wszystko ją obwiniasz, ale zrób to dla dobra Megan.

Ian odwrócił się w kierunku ściany. W zamyśleniu dotykał swoich wąsów, patrzył na dwóch dawnych przyjaciół, żonę, córkę, a także jej znajomych. Wiedział, że w zaistniałem sytuacji mógł podjąć tylko jedną decyzję.

- Dobrze. Pojedziemy do niej. Nie możemy tracić czasu, kiedy czarne chmury zbierają się nad głową Megan. Pozostaje tylko pytanie, kto będzie chronił Megan podczas podróży? Ja na pewno. Nikt inny nie będzie w stanie rozmawiać z Królową Mab.

- Ja też. Moja magia może nam pomóc. Cukierkowa oprawa tej krainy nie może uśpić waszej czujności. - powiedział Geralt.

- Moja znajomość krainy też wam się przyda. Ja potrafię patrzeć poza tą cukierkowość, jak ją nazwałeś. - odezwał się Will.

- Oczywiście, ja też z wami idę. Nie zostawię Megan. - oznajmił Mark.

- Powinnam odesłać cię do szkoły, ale wiem, że znalazłbyś jakiś sposób żeby za nami pójść. I jeśli wszystko zostało już postanowione to ja też nie mogę zostawić swoich uczniów. - dodała Shan.

- Ja będę czekać na wasz powrót i powitam was wszystkich tak samo jak dzisiaj. - Glenda powiedziała z wielkim uśmiechem.

Jessica i Laura zbliżały się do ogrodzenia szkoły. Dzięki pomocy Sarah, ich ucieczka nie została zarejestrowana przez system monitorujący instytutu. Kilku uczniów spojrzało w ich stronę, ale żaden z nich nie zwrócił na nie szczególnej uwagi. Laura doprowadziła koleżankę do jeepa, który dostała od Wolverine'a.

- Wsiadaj. Jedziemy do miasta. - X-23 poinstruowała przyjaciółkę.

- Nadal nie wiem, czy dobrze robimy. Może powinniśmy wrócić do szkoły i wszystko wyjaśnić? Przecież nic się nie stało, Frost i cała reszta powinni się domyśleć, że tym razem nie mam nic wspólnego z pojawieniem się dziwnych, wrogich nam osób. Może uda mi się zobaczyć moje rysunki na spokojnie, a wtedy sama poukładam sobie w głowie wizję i coś z niej zrozumiem?

- Jessica. Oni się ciebie boją. Uznają cię za zagrożenie i omawiają w jaki sposób najlepiej cię zneutralizować, jeśli utraciłabyś nad sobą kontrolę. Widziałam jak przeglądali dokumenty dotyczące Wandy Maximoff, Proteusa i innych zmieniaczy rzeczywistości. Frost każe McCoyowi zrobić na tobie setki testów, które potrwają dni albo i tygodnie. A twoja wizja może się sprawdzić i z Megan stanie się coś bardzo niedobrego.

- Dobrze. Masz rację. Jedźmy już. - Jessica została przekonana przez koleżankę. Wsiadła do samochodu i zapięła pasy, ale cały czas miała poczucie winy, że robiła coś bardzo złego, w szczególności w stosunku do kolegów z drużyny. Chciała wrócić do pokoju w akademiku i porozmawiać z Hope. Poczuć jej ciepło i usłyszeć miłe słowa tak jak kiedyś, gdy jej moce wymknęły się spod kontroli. Tym razem potraktowała ją zupełnie inaczej, chłodno i niegrzecznie. Nie mogła obwiniać jej za to, że one się jej bała i nie do końca jej ufała. Popatrzyła na zakrwawione bandaże na dłoniach.

- Chyba muszę zmienić opatrunek. - powiedziała do siedzącej obok mutantki.

- Zobacz za siedzenia, tam powinna być apteczka. - Laura odparła patrząc na drogę. Kiedy dziewczyny odjechały sprzed szkoły, okazało się że za murem ukrywał się Logan. Mężczyzna poprawił kapelusz jednocześnie się uśmiechając.

- Powodzenia Laura. - pomyślał kierując się w stronę stojącego nieopodal motoru.

Sarah nareszcie mogła odpocząć. Długie kontrolowanie urządzeń bardzo od siebie odległych i tworzących skomplikowaną sieć bardzo ją zmęczyło. Dziewczyna położyła się na łóżku, próbowała zamknąć oczy i zrelaksować się, ale obrazy przewijające się w jej głowie nie pozwoliły jej na to. Mutantka zauważała w jaki sposób działała jej moc. Każdy kontakt z nowym urządzeniem sprawiał, że jej umysł napełniał się informacjami na temat fizyki, technologii wykonania, sposobu użycia i różnych innych rzeczy z nim związanych. Network uśmiechnęła się, bo uczenie się sprawiało jej przyjemność ale jednocześnie zastanawiało ją jaka była prawdziwa natura jej zdolności i czy różniła się ona tak bardzo od mocy jej siostry jak do tej pory myślała.

W tym samym czasie Scott, Emma i Dr McCoy rozmawiali o Jessice. Dyskusja była ożywiona, wyraźnie zmierzała w kierunku kłótni.

- Musimy ją odizolować Hank. Nie mogę ryzykować bezpieczeństwa szkoły. Jeśli tutaj stanie się coś takiego jak w Nowym Meksyku, tysiące ludzi będzie zagrożonych. Nie mogę pozwolić na to, by jej niestabilny umysł zagroził bezpieczeństwu miasta. - Cyclops przedstawiał swoje argumenty.

- Scott, skąd możesz wiedzieć, że jej moce rzeczywiście powracają? I że nie ma nad nimi kontroli? Może ona mówi prawdę. Może jej wizja była związana z tym co ma się w przyszłości stać z Pixie. Czy nie powinieneś wysyłać do Walii drużynę X-Men na ratunek swojej studentce zamiast zastanawiać się jak unieszkodliwić zdolności innej studentki? Nie możesz wyciągać żadnych wniosków zanim nie przeprowadzę do końca moich testów. - Dr McCoy próbował odwieźć Cyclopsa od jego planów.

- Dobrze Hank. Dokończysz swoje testy, ale dopiero po tym jak dziewczyna zostanie odwieziona w bezpieczne miejsce. Kontaktowałem się z Reedem Richardsem w jej sprawie. Ma zbudować jakiś generator kieszonkowej przestrzeni, gdzie będziemy mogli bezpiecznie sprawdzić co się z nią dzieje.

- Kieszonkowej przestrzeni? Scott, czy ty wiesz o czym mówisz? Traktujesz ją jak jakiegoś szalonego super przestępcę! Normalną, młodą dziewczynę! - Beast zdenerwował się.

- Ona na pewno nie jest normalna. Normalny człowiek nie niszczy szkolnej pracowni swoimi bazgrołami, a później nie robi sobie stygmatów i nie rozsmarowuje krwi po ścianach. - Frost włączyła się do rozmowy.

- I kto to mówi. Przypomnij sobie co robiłaś w jej wieku. - W tym samym czasie do pokoju weszła jedna ze Stepford Cuckoos. Emma natychmiast przerwała słowne stracie z Hankiem i zwróciła się w jej stronę.

- Panno Frost, robiłam skany psioniczne co 15 minut tak jak pani kazała i przed chwilą odkryłam, że osobowość Jessiki zniknęła ze szkoły. Musiała wydostać się ze swojej celi.

- Jak to możliwe?

Scott w tej samej chwili spojrzała na monitor na końcu sali narad. Okazało się, że ekran pokazywał pustą celę z drzwiami noszącymi ślady dwóch ostrych pazurów.

- X-23 tam była. Ona ją uwolniła.

- Celeste! Sprawdź czy Laura Kinney jest w szkole! - rozkazała Frost.

- Nie ma jej. - blondynka odparła po kilku sekundach transu telepatycznego.

- Vale i Kinney. Nieźle się dobrały. Obie są siebie warte. - Emma oznajmiła ze złością.

- Celeste, zawołaj tu Wolverine'a. - dodała.

- Wolverine także nie jest na terenie szkoły.- Celeste odpowiedziała spokojnie.

- Jessica. Spróbuj użyć swoich zdolności. Pomyśl o tamtej kobiecie. Wywołaj fragment wizji, tylko ten który jej dotyczył. Przecież pamiętasz jak ona wyglądała, musi ci się udać. - Laura mówiła do koleżanki siedzącej obok niej.

- Nawet nie wiem, czy ona jest jeszcze w Nowym Yorku. Nie wiem nawet jak zacząć.

- Myśl o niej, o tym co widziałaś w wesołym miasteczku, o tym co widziałaś gdy dotknęłaś zwłoki w kostnicy.

- Dobrze, spróbuję. - Jessica zamknęła oczy. Przypominała sobie swoje wszystkie poprzednie wizje. Albo raczej sytuację i miejsca w których je doznała, bo szczegóły z widzeń ulotniły się z jej pamięci albo nigdy nie zostały tam dostatecznie dokładnie zarejestrowane. W pewnym momencie dziewczyna krzyknęła. Popatrzyła na swoje dłonie i nowe bandaże na których pojawiła się świeża krew. Laura zatrzymała samochód obawiając się tego, co mogło stać się z jej przyjaciółką.

- Twoje ręce... - powiedziała.

- Nie wiem jak to się stało, ale... moje rany odnowiły się gdy zobaczyłam tamtą kobietę. Była ranna, postrzelona, ktoś ją torturował... przebił mieczem jej dłonie... - Jessica spojrzała na własne krwawiące rany.

- Chyba wiem w jakiej części miasta była przetrzymywana. Stara dzielnica portowa... jeśli jest w mieście to tylko tam są magazyny, które widziałam...

- Jessica, może powinnaś wrócić. Ktoś musi zobaczyć twoje rany.

- Nie. Jesteśmy blisko... jedźmy tam i przejdźmy to razem. - Preview odpowiedziała, ukrywając fakt ogromnego bólu jaki czuła w dłoniach.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.