Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

There's Hole in the Sky...

Rozdział 10

Autor:Kh2083
Serie:X-Men
Gatunki:Akcja, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2016-12-15 21:13:01
Aktualizowany:2016-12-15 21:13:01


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 10.

Shola i Marcus weszli do pokoju Natalie przygotowani do starcia z intruzem. Jednakże obraz jaki zastali po przekroczeniu progu pomieszczenia był dla nich co najmniej zaskakujący. Almea klęczała na podłodze wpatrując się w ścianę oczami pełnymi łez. Mała Natalie stała obok niej. Jej wyraz twarzy i spojrzenie zdradzało, że była pogrążona w pewnego rodzaju transie.

- Natalie! - Brodaty mężczyzna podbiegł do dziewczynki. Natalie ocknęła się z zamyślenia i spojrzała mu w oczy. W tym samym czasie Shola podszedł do czarnowłosej kobiety i czekał na jej ruch. Bezskutecznie, gdyż Almea nie była zainteresowana zewnętrznym światem.

- Valiero, sprowadź tutaj kogoś, kto zaprowadzi naszego intruza do celi. - Marcus skontaktował się ze swoją pomocnicą.

- Nie trzeba. Ona nie jest dla was zagrożeniem. - Natalie wtrąciła się do rozmowy.

- Nie jest? Popatrz co zrobiła. - Shola powiedział pokazując na nieprzytomną Mary.

- Ona nie jest już dla was zagrożeniem. Przedtem była inna, ale teraz się zmieniła. - Dziewczynka znów się odezwała.

- Co tu się stało, Natalie? - John pytał zdziwiony zachowaniem swojej podopiecznej.

- Almea zobaczyła prawdę. - Natalie odpowiedziała cicho.

Kiedy dwaj żołnierze Johna Marcusa wyprowadzali kobietę na korytarz, ta odwróciła się do brodatego mężczyzny. Jeden z prowadzących ją ludzi próbował zmusić ją do ruchu, ale przywódca rebeliantów zatrzymał go. Chciał wiedzieć co Almea miała mu do powiedzenia. Intuicyjnie czuł, że mogło to być coś ważnego.

- Ona może to zrobić. - Kobieta oznajmiła.

- Ona naprawdę może pokonać Twórcę Kosmicznego Kolektywu. Zniszczenie jego ramienia to tylko początek. - kontynuowała.

- Skąd wiesz o tym... - Marcus był zdziwiony.

- Pokazała mi to. Pokazała mi moment swojego triumfu. Ale prawda jest o wiele głębsza niż ci się wydaje. Ona pokazała mi także początek Twórcy, jego narodziny w innej czasoprzestrzeni. Ona może go pokonać, bo jest jedyną istotą, która widziała go gdy jeszcze nie był tym czym jest teraz. Ona widziała go, gdy był niewinny. I może pomóc mu wrócić do tego stanu. - Almea mówiła z zamkniętymi oczami. Po jej policzku popłynęły łzy. John wykonał dłonią gest, nakazując swoim żołnierzom kontynuować odprowadzanie czarnowłosej kobiety do jej celi.

Magneto, Karima i doktor Mahler spacerowali po platformie widokowej łączącej Instytut Nauki z jakąś ogromną budowlą użyteczności publicznej. Była noc, a miasto rozświetlone było tysiącem świateł wież mieszkalnych, ulic, wind łączących sąsiadujące ze sobą poziomy metropolii i latających ponad nimi statków powietrznych. Starsza kobieta zatrzymała się.

- Zostawię was teraz samych. Powinniście mieć chwilę czasu na rozmowę i podjęcie decyzji. Spotkamy się tutaj za chwilę i wtedy będziecie mogli mnie zapytać o cokolwiek. - Powiedziała i oddaliła się w stronę windy prowadzącej na tarasy z ogrodami pełnymi fosforyzujących w ciemności roślin.

- Kiedy patrzę na to wszystko, naprawdę nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam. - Karima oznajmiła. Oparła się o barierkę spoglądając na alejki położone na niższym poziomie miasta. Ciemności rozświetlały niebieskie kryształy po których płynęła woda, pobudzająca je do drgań i wydobywająca z nich przyjemne dla uszu, metaliczne dźwięki. Wokół osobliwej fontanny zgromadziła się grupa Zeta Reticulian pogrążonych w medytacyjnym transie. Kobieta patrzyła także na rodziny spacerujące po parku, zarówno ludzkie jak i złożone z innych ras, żyjące ze sobą w zgodzie w harmonii miasta. Jedna z białowłosych dziewczynek wypuściła z ręki świecące kulki. Żyjąca zabawka zbliżyła się do Karimy, okrążyła ją kilka razy, po czym wróciła do swojej właścicielki.

- Miasto na pierwszy rzut oka wydaje się idealne. - Magneto odpowiedział.

- Tak, ale to miejsce wyraźnie nie pasuje do reszty. - Kobieta wskazała na czarną wieżę promieniującą chłodnym, fioletowym blaskiem, górującą nad wszystkim, widoczną z każdego punktu w mieście.

- Nikt nie patrzy w tamtą stronę. - Magnus podzielił się spostrzeżeniem.

- Dobrze im się żyje w pięknej utopii. Większość z nich wierzy, że ich wszystkie problemy zostały rozwiązane. - dodał.

- A co ty myślisz o tym wszystkim? Usłyszałeś kilka wersji. Komu wierzysz? - Karima zapytała.

- Obiecałem Charlesowi, że przyprowadzę was z powrotem do naszego świata, wszystkich, całych i zdrowych. Postanowiłem to zrobić bez względu na to z kim miałbym się sprzymierzyć, z elitami tego miasta, z rebeliantami... liczyło się tylko, aby mieli wiedzę i środki do odesłania nas do domu. Polityka i lokalne konflikty tego świata nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Ale teraz widzę, że to co się tu dzieje jest o wiele większe niż to sobie wyobrażałem.

- I wkrótce może dotknąć również naszą Ziemię. - Karima wtrąciła.

- Jeśli to co mówią nasi nowi przyjaciele jest prawdą. - Dodała.

- Obcy rządzący kolektywem kusił mnie możliwością zostania dowódcą armii podbijającej naszą Ziemię, a Kanzar i jego grupa ostrzegli mnie przed jego planami. Bez względu na to czy pochód kolektywu naprawdę pozostawia po sobie martwe światy, jest zagrożeniem dla naszej rzeczywistości i musimy zrobić wszystko, aby go zatrzymać. Nie chciałem tego, ale zostałem wciągnięty w nie mój konflikt.

Do rozmawiających dołączyła dr Mahler.

- Mam nadzieję, że nie musieliście na mnie długo czekać. Chodźmy do ogrodu. - Zaproponowała. Wszyscy weszli do oszklonej, pozłacanej windy w kształcie walca i zjechali kilka poziomów niżej. Po wyjściu z windy znaleźli się w parku pełnym roślin przypominających wielkie jak drzewa paprocie. Wzdłuż ogrodu biegła większa alejka przecięta sztuczną rzeką nad którą zbudowany był mostek. W okolicy spacerowały istoty należące do tej samej rasy co Kanzar, Xiriel i Ciel.

- W tej wieży mieszkalnej zbudowano oranżerię mieszczącą kawałki ekosystemów ze światów podbitych przez Kosmiczny Kolektyw. Z góry mogliście zobaczyć ogrody medytacyjne Zeta Reticulian, a teraz jesteśmy w parku pochodzącym z planety Kanzara. Usiądźmy tutaj. - Kobieta powiedziała wskazując na drewniane ławki nad którymi wisiała lampa świecąca delikatnym, rozproszonym światłem.

- Jestem gotowa na wasze pytania.

- Dlaczego zwróciliście się przeciwko waszemu światu? Z tego co do tej pory widziałem, nikt w tym mieście nie próbuje się buntować, wszyscy wyglądają na zadowolonych z rządów Twórcy.

- Bo mało kto zna prawdę. Zresztą to co wcześniej powiedział ci Kanzar też jest prawdą. Zbawca naprawdę uratował wiele z cywilizacji Kolektywu przed zagładą wojenną. To miasto jest skarbnicą dziesiątek kultur i współistnieje tylko dzięki systemowi stworzonemu przez Zbawcę. Nawet ludzie z tego świata świetnie zasymilowali się z resztą społeczeństwa. Niewielu z nas pamięta, że istnieją inne narody, bo jesteśmy tutaj samowystarczalni i na tyle potężni, że nikt nam nie zagrozi. Telepatia Zeta Raticulian sprawiła, że zapomnieliśmy o istnieniu rebeliantów.

- Dlaczego z wami jest inaczej? Jak poznaliście prawdę? - Erik pytał dalej.

- Może wydawać ci się to absurdalne, ale między innymi dzięki tobie, Eryku. - Mahler odpowiedziała zagadkowo.

- Wszystko zaczęło się od zainteresowania naszego Instytutu Nauki dziwnymi anomaliami czasoprzestrzennymi, jakie pojawiły się w Australii. Tamto miejsce było opuszczone od czasu bitwy sił sprzymierzonych z armią Kolektywu, kończącej opór tych którzy nie zgadzali się na asymilację. Podczas bitwy jeden ze statków został zniszczony, a jego napęd antygrawitacyjny eksplodował, dosłownie zawijając czasoprzestrzeń na obszarze tysięcy kilometrów w całej Australii. Prawda o bitwie i zagładzie tamtejszych ludzi znikła z pamięci mieszkańców dzięki staraniom połączonych telepatii Zbawcy i Zeta Reticulian. Ale nie dla Instytutu Nauki, nie dla nas. Musieliśmy kontrolować pojawiające się anomalie, aby nie zagroziły powstającej metropolii. Zostałam wysłana w samo serce czasoprzestrzennego zawirowania, razem z zespołem i żołnierzami pod dowództwem Kanzara, chroniącymi nas przed rebeliantami atakującymi za granicami naszego miasta. I kiedy byliśmy już na miejscu, odkryliśmy coś... a raczej kogoś, kto otworzył nam oczy na prawdę o twórcy Kolektywu. Tajemniczy przybysz, którego spotkałeś wcześniej, dziwna postać ubrana w czerwoną zbroję pojawiła się w sercu miniaturowej czarnej dziury zakrzywiającej przestrzeń wokół nas. Przemówiła w naszej głowie przedstawiając się jako przedstawiciel grupy odpowiedzialnej za stworzenie zła jakim jest zbawca. Kanzar i jego żołnierze nie przyjęli wiadomości ze spokojem. Zaatakowali nieznajomego, ale nie byli dla niego żadnym zagrożeniem. Kiedy zostali pokonani, przybysz powiedział, że przyniósł ze sobą dowód. W jednej dłoni trzymał czarną kostkę. Wyjaśnił, że był to Iz'ynt, naczynie na zbiorową świadomość planety Oscion, repozytorium nieistniejącego świata, czarną skrzynką na której zostały zapisane ostatnie chwile uniwersum pozbawionego energii przez Twórcę Kosmicznego Kolektywu. Chcieliśmy poznać prawdę. Musieliśmy stworzyć połączenie pomiędzy kostką Iz'ynt, a świadomą istotą. Kanzar dostarczył nam jakąś bezdomną dziewczynkę, a my przeprowadziliśmy na jej głowie odpowiednią operację neurochirurgiczną. Poznaliśmy historię świata skazanego przez Kolektyw na zagładę i zaczęliśmy prowadzić badania, aby potwierdzić jej prawdziwość. Kiedy Przybysz powiedział nam, że Twórca Kolektywu słabł, wiedzieliśmy że będziemy mogli działać poza jego wiedzą. Wkrótce zwerbowaliśmy innych, przede wszystkim ważnych rangą Zeta Reticulian, którzy zapewnili nam ochronę telepatyczną pośród programu oddziaływania na umysły mieszkańców, jaki od lat przeprowadzali z polecenia fałszywego zbawcy. Tak narodziła się nasza grupa, bardzo mała, bo większa aktywność zwróciłaby uwagę naszego nowego przeciwnika.

- Jaka jest moja rola? Nie wspomniałaś o kontakcie kogokolwiek z was z moją rzeczywistością.

- Przybysz przyniósł ze sobą także inny artefakt, fragment kryształu odbijający obrazy z innych światów. To w tym krysztale zobaczył istotę potrafiącą zamknąć tunel czasoprzestrzenny, ciebie. Kanzar znalazł przymusowych ochotników, bezdomnych rebeliantów schwytanych w czasie jednej z obław wojskowych i dostarczył ich naszemu przyjacielowi w czerwonej zbroi. Nie wiem po co ich potrzebował. Próbował wyjaśnić nam, że zamierzał zmodyfikować ich ciała tak, aby po kontakcie z tobą uwolniły się w tobie zdolności o których sam nie wiedziałeś, zdolności dzięki którym znalazłeś się w naszym świecie i być może będziesz mógł zniszczyć Drabinę Stworzenia Kosmicznego Kolektywu.

- Teraz wszystko się wyjaśnia. Zanim trafiłem tutaj, ja i moi współtowarzysze zostaliśmy zaatakowani przez osoby nazywające siebie piratami, Uppraiser i Stripmine'a, kobietę i mężczyznę. Pokonaliśmy ich i wtrąciliśmy do więzienia, myśląc że są mutantami szukającymi łatwego zarobku na ruinach zniszczonego miasta. Teraz wiem, że to była wasza sprawka. Sprowadziliście mnie tutaj wbrew mojej woli, naraziliście na niebezpieczeństwo ludzi, których obiecałem chronić. Zrobiliście ze mnie narzędzie do naprawy bałaganu waszego świata.

- Ten bałagan był do tej pory naszym problemem, ale już niedługo trafi również do twojej rzeczywistości. Masz wybór: możesz wrócić do Twórcy Kosmicznego Kolektywu i złożyć mu przysięgę. Jeśli nie wierzysz w to co powiedziałam o prawdziwej naturze tej istoty, możesz łudzić się, że zostając jednym z jego generałów posiądziesz w posiadanie planetę, której przecież pragnąłeś. - Magneto spojrzał na Karimę ze złością.

- Co jej powiedziałaś? - zapytał. Wokół jego dłoni pojawiła się niebieska poświata.

- Nie musiała mi niczego mówić. Odczytałam implanty mózgowe wspomagające jej pamięć. Naprawdę fascynująca technologia.

- Mów dalej.

- Jeśli dane które zebrałam i wiedza którą przekazał nam nasz przyjaciel w czerwonej zbroi są prawdziwe, sprowadzisz na swój świat nie tylko porządek nowej władzy, ale również powolną śmierć. Twórca jest coraz bardziej nienasycony, a utrzymanie swojej potęgi wymaga pochłaniania coraz większej energii. Nawet jeśli w twoim świecie są istoty obdarzone nadludzką mocą, takie jak ty, nie powstrzymacie go gdy już trafi do waszego wymiaru. Jedyna szansa to zniszczyć Drabinę Stworzenia kiedy będzie pomiędzy światami i na zawsze uwięzić go w bezwymiarowej pustce.

Magnus patrzył na światła pojazdów przemieszczających się po autostradach wiszących wysoko nad jego głową. Pogrążył się w zamyśleniach.

- Dobrze. - powiedział w końcu.

- Zgadzam się wam pomóc. Ale pod warunkiem, że wy pomożecie mi odnaleźć moich ludzi i nie wciągniecie ich w wasz konflikt.

- W porządku. Jutro pojawisz się w moim laboratorium. Będę musiała przeprowadzić na tobie pełne testy. - Siwa kobieta odpowiedziała z uśmiechem.

- Mam jeszcze jeden warunek. Nie chcę polegać na szaroskórych telepatach. Chcę zbudować własną ochronę przed kolektywną telepatią przywódcy. - oznajmił wstając z ławki.

Callisto i Xiriel przemierzały kilometry pogrążonych w mroku betonowych korytarzy i schodów prowadzących do fundamentów miasta wyrosłego na zgliszczach japońskiej metropolii. W pustych przestrzeniach szalał zimny wiatr, po ścianach płynęła woda, która dostała się tam z nieszczelnych kanałów burzowych wielkiego miasta. Obok kobiet unosił się dron w kształcie kuli, zapewniający im widoczność w najbliższym otoczeniu. Xiriel była zmęczona i osłabiona zadaną jej raną. Próbowała dotrzymać kroku Callisto, ale przychodziło jej to z coraz większym trudem. Potknęła się o kawałki betonowej kolumny rozrzucone na podłodze.

- Uważaj! - Jednooka kobieta krzyknęła widząc towarzyszkę podróży tracącą równowagę. Xiriel usiadła na betonowym bloku.

- Chcesz odpocząć? - Callisto zapytała.

- Mówiłam, że powinnaś zostawić mnie na dole. Jestem ranna i spowolniam twój marsz. Gdyby doszło do konfrontacji, byłabym słabym ogniwem. - Kobieta o białych włosach powiedziała ze złością.

- A ja powiedziałam, że nie zostawiam rannych towarzyszy wędrówki. Nawet jeśli wydaje im się, że tego chcą. - Kobieta usiadła obok Xiriel.

- Powiedz mi co jest dla ciebie tak ważne, że zdecydowałaś się iść ze mną do miasta Wybranych? Ja straciłam tam członków mojej drużyny, w tym być może jedyną osobę dzięki której mam szansę na powrót do mojego świata. A ty? Znasz doskonale wszystkie zagrożenia podróży. Wiesz, że masz dużą szansę nie dotrzeć do bram miasta. Ale pomimo to zdecydowałaś się iść. Co tam na ciebie czeka? Kto jest dla ciebie tak ważny?

Elfia kobieta spojrzała na Calisto ze zdziwieniem, zmieniającym się bardzo szybko w złość. Odwróciła głowę zakrywając twarz włosami. Mocniej ścisnęła zakrwawione ramię.

- Nie będę zwierzała się z moich prywatnych spraw. Musiałam dostać się do miasta. Ta wiedza powinna ci wystarczyć.

- Ja nie muszę tego wiedzieć. Nie jest mi to do niczego potrzebne. Ale ty musisz! Musisz przypomnieć sobie dla kogo byłaś... jesteś gotowa ryzykować życiem, aby dostać się do miasta. Jeśli powiesz to na głos... przekonasz samą siebie, że musisz iść dalej! - Callisto powiedziała podniesionym głosem. Patrzyła surowo na Xiriel próbującą unikać jej wzroku. Przez chwilę panowało denerwujące milczenie, zakłócone przez odgłosy urządzeń przemysłowych dochodzące z oddali i wycie wiatru wiejącego pomiędzy szkieletem betonowo-metalowej konstrukcji.

- Dobrze. Powiem ci. - Xiriel zdecydowała otworzyć się przed swoją nową znajomą.

- Ona ma na imię Ciel. Została tam na górze. Pod opieką złej osoby.

- Ciel? Kim ona jest?

- Moją córką. - Białowłosa kobieta zacisnęła pięści.

- Kiedy pracowałam w Instytucie Nauki, byłam przydzielona do analizowania osób, które chorowały na dziwną chorobę wyniszczającą ich umysły. Prowadziłam badania, aby im pomóc, ale wkrótce sprawa została zamknięta, fundusze odebrane, a pacjenci przeniesieni do innej placówki. Ja pracowałam pomimo zakazu, docierałam do ofiar zanim odnalazły ich władze i dalej prowadziłam na nich badania. Wkrótce razem z moimi współpracownikami odkryłam, że w mieście istniała grupa Zeta Reticulian, których zadaniem była telepatyczna zmiana wspomnień mieszkańców. Na początku nie wiedziałam co z tym zrobić, ale musiałam dowiedzieć się dlaczego oni to robili i jakie konkretnie wspomnienia usuwali. Ignorując ostrzeżenia od przełożonych, przeszukiwałam cyberprzestrzeń miasta, starając się znaleźć chociażby fragment prawdy. Na próżno. W tym samym czasie wszyscy z którymi wcześniej pracowałam opuścili Instytut i przestali się ze mną kontaktować. Nie wiem czy zostali zastraszeni, czy Reticulianie dotarli do nich i urządzili im takie samo pranie mózgu jak naszym pacjentom. Mnie oszczędzili z jakiegoś powodu, więc szukałam nadal. Postanowiłam udać się do mojego brata, Kanzara, który był dowódcą sił obronnych miasta i bez jego wiedzy skorzystać z komputerów wojskowych. Odkryłam prawdę... prawdę ukrytą przed wszystkimi, prawdę, którą wymazali również z mojej głowy. Dowiedziałam się o istnieniu rebeliantów ukrywających się w starej metropolii, wojowników walczących przeciwko Wybawcy i Kolektywowi, wojowników o których wiedziało tylko wojsko zwalczające ich regularnie. Kanzar doskonale wiedział co odkryłam, bo już następnej nocy pojawił się w moim domu razem z czekającym na zewnątrz oddziałem żołnierzy. Wtargnął do mojego ogrodu rozkazując zabrać Ciel. Jego ludzie wysadzili w powietrze mój dom razem z moim partnerem. Pozwolili mi uciec... nie wiem dlaczego... może Kanzar nie chciał poddawać mnie ponownemu praniu mózgu, bo wiedział że skończę jak tamci pacjenci. Kiedy błąkałam się po ulicach miasta, widziałam na ekranach informacje o mojej tragicznej śmierci w wypadku, nie mogłam używać mojego kodu w sklepach i windach... Kanzar wymazał mnie z istnienia. Wróciłam do Instytutu i weszłam w zakazane tunele leżące pod nim, prowadzące prosto do ruin miasta w których podobno żyli rebelianci. Teraz muszę wrócić...- Xiriel wstała z przewróconej, zimnej kolumny.

- Muszę dowiedzieć się co się stało z moją córką. - Białowłosa elfka skierowała się w stronę zniszczonych schodów prowadzących w górę. Callisto ucieszyła się jej zmianą nastroju.

- Dziękuję. - Xiriel oznajmiła odwracając się w stronę mutantki.

Kiedy kobiety znalazły się na wyższym piętrze betonowego labiryntu, zobaczyły rozciągający się przed nimi plac, który w przeszłości mógł być parkingiem podziemnym, albo częścią jakiegoś wielkiego podziemnego schronu. Pomieszczenie było skąpane w mroku, tak jak wszystkie inne leżące poniżej. Xiriel zrobiła krok naprzód, oświetlając sobie drogę za pomocą drona. Potknęła się o coś twardego.

- Co się stało? - Callisto zapytała zdziwiona. Xiriel pokazała dronowi dłoń, wykonując jednocześnie szybko gest. Robot wyłączył swoje lampy.

- Będziemy mieć towarzystwo. - Białowłosa kobieta oznajmiła z niepokojem.

- Znów jacyś bandyci? - Callisto wyjęła nóż.

- Nie. O wiele gorzej. - Xiriel odpowiedziała wskazując na podłogę. Okazało się, że wcześniej potknęła się o kości. Były to ludzkie kości ofiar mieszkańców katakumb betonu i stali.

- Stań za mną. - Callisto przygotowała nóż, widząc sylwetki wyłaniające się z ciemności miejskiego labiryntu. Dron Xiriel, na jej mentalny rozkaz uniósł się aż pod sam sufit pomieszczenia, jednocześnie zwiększając intensywność świecenia. Kobiety mogły wreszcie dokładniej zobaczyć zbliżające się do nich istoty. Okazało się, że zostały otoczone przez zdeformowane mutanty zbiegłe lub celowo wyrzucone z laboratoriów Instytutu Nauki, potwory których stworzenie zostało wymazane z wszelkich rejestrów i o których wiedziała jedynie garstka ludzi, ich stwórcy i osoby na których bezpośrednie polecenie działali. Mutanty były odrażające i szokujące swoim wyglądem. Jeden z nich był wielki i umięśniony, a jego wielka głowa składała się z dwóch głów ludzkich przyrośniętych do siebie nawzajem, patrzących w dwie różne strony świata. Inny mutant był wysoki i bardzo szczupły, a jego długie palce przypominały szpony ptaka drapieżnego i były tak samo ostre. Jego pozbawione warg usta krzywiły się w przerażającym uśmiechu. Mutant który wyszedł zza zakrętu był najbardziej szokujący ze wszystkich. Miał dwie głowy, ludzką i przypominającą psią i poruszał się na sześciu ludzkich ramionach niczym wielkim owad. Jego pełne nienawiści spojrzenie niepokoiło nawet jego współtowarzyszy. Wśród potworów było również wiele obdartych w łachmany ludzi i przedstawicieli innych ras z miasta powyżej. Każdy z nich był brudny, a ich ciała i twarze były poskręcane przez błędy celowo wprowadzone do ich kodu genetycznego.

- Czy możemy z nimi jakoś dojść do porozumienia? - Callisto zapytała przypominając sobie swoich podopiecznych wyrzuconych ze społeczeństwa i żyjących w mroku kanałów, tak samo jak nieszczęsne bestie stojące dookoła niej.

- Nie. Ich umysły zostały zniszczone. To tylko dzikie bestie szukające pokarmu. Jeśli nie będziemy walczyć, zginiemy. - Xiriel odpowiedziała. Callisto zaatakowała łachmaniarza o ptasiej twarzy, jednym ruchem przecinając mu tętnicę w chudej szyi. Monstra początkowo zdezorientowane niespodziewaną reakcją ich niedoszłej ofiary stały w bezruchu, aby po chwili kontratakować. Callisto wbiła nóż w pierś grubego stwora o jednym oku na środku głowy, a kopniak Xiriel złamał dwie szczęki chudym jak szkielet siostrom syjamskim. Potwór o długich szponach uderzył mutantkę, pozbawiając ją noża. Wielki, dwugłowy stwór rzucił się na kobietę z pięściami i potężnym rykiem wydobywającym się z dwóch gardeł. Kobieta upadła na betonową podłogę. Sześcioręki potwór podbiegł do niej i unieruchomił jej kończyny. Wokół kobiety zgromadziło się więcej przeciwników, a mutant pozbawiony warg szykował swe ostre szpony do wybebeszenia jej brzucha. Xiriel musiała działać. Wiedziała, że to co miała za chwilę zrobić przyniesie jej później kłopoty, ale nie miała wyboru. Zacisnęła pięści i zamknęła oczy.

- Zostawcie ją w spokoju! - krzyknęła. Z jej oczu popłynęły łzy, a jej całe ciało wyemitowało energię w postaci potężnej fali telekinetycznej. Potwór o długich szponach został uniesiony w powietrze i rzucony o beton. Jego kości w kończynach i kręgosłup zostały połamane w ułamku sekundy. Telekineza Xiriel złamała karki dwugłowemu potworowi o sześciu rękach, dzięki czemu Callisto mogła się uwolnić i oddalić od grupy mutantów. Białowłosa elfka nie mogła się zahamować. Zaatakowała telekinetycznie pozostałe potwory, rozbijając ich ciała o betonowe ściany, sufit i podłogę. Krople krwawego deszczu spadły dookoła pieczętując zwycięstwo Xiriel. Callisto patrzyła na znajomą z niedowierzaniem.

- Jestem pod wrażeniem. Nie rozumiem tylko dlaczego dopiero teraz. Mogłaś wcześniej uniknąć rany.

- Nie mogłam zostawić cię na ich łasce. Wcześniej chodziło tylko o moje zdrowie i życie. Poza tym to była ostateczność. Mam dokładnie takie same zdolności jak mój brat, być może jestem nawet od niego silniejsza. Ale przez to że się ujawniłam, straciłam element zaskoczenia. Kanzar wie, że wracam po Ciel. - Xiriel odpowiedziała ze smutkiem.

- Chodźmy. Musimy ją odnaleźć i odejść stąd zanim on cię znajdzie. - Callisto oznajmiła zabierając swój zakrwawiony nóż z podłogi.

Charles Xavier nadzorował operację z wnętrza samochodu, ukrytego telepatycznie przed wzrokiem przechodzących ulicą ludzi. Book towarzyszyła mu, milcząco obserwując jego bezgłośny kontakt z drużyną. Przed dawnymi zwolennikami Magneto stało jasne, ale wcale nie łatwe zadanie. Uwolnienie Stripmine'a i Appraiser z należącej do X-Korporacji, założonej przez Xaviera niedaleko Mumbaju, naszpikowanej elektronicznymi systemami bezpieczeństwa twierdzy. Brutalne telepatyczne przesłuchanie więźniów było jedyną nadzieją na kontakt z tajemniczą grupą istot w zbrojach, które mogły pomóc rozwiązać zagadkę zniknięcia drużyny Excalibur i Magneto. Główna część zadania, czyli dostanie się do serca budynku i uprowadzenie z niego dwóch więźniów, należało do współpracujących ze sobą Scanner i Voght. Energetyczna postać blondynki i gazowa forma rudowłosej mutantki przemierzały kolejne poziomy więzienia, a nad koordynacją ich pracy czuwał telepatycznie Charles Xavier. Misją Sarah było wyłączanie elektronicznych systemów ochronnych w każdym sektorze budowli, aby zapewnić koleżance swobodne przejście przez systemy wentylacyjne. Przemierzanie każdej kolejnej części siedziby X-Korporacji musiało trwać jak najkrócej, tak aby chwilowe problemy z elektroniką nie zostały zarejestrowane jako coś więcej niż fluktuacje wywołane przez obciążenie sieci elektrycznej budynku wieloma pracującymi w niej urządzeniami. Akolitkom udało się dojść aż do trzeciego piętra poniżej powierzchni gruntu bez pozostawienia po sobie najmniejszego śladu. Inny członek drużyny, Ram-Ram zadbał o to, aby personel pracujący w budynku X-Korporacji nie przeszkodził mutantkom w wykonaniu ich zadania. Używając swych nadludzkich zdolności, sprawił że wszyscy wewnątrz budynku stali się bardzo senni i wkrótce usnęli na służbie, a ich sny były tak piękne, że chcieli pozostać w nich jak najdłużej. Pozostali Akolici ukrywali się w pobliżu wieżowca, ubrani w cywilne ubrania. Byli pierwszą linią obrony profesora na wypadek niepowodzenia misji i wmieszania się w nią X-Men z X-Korporacji. Unscione, Kleinstockowie i Joanna Cargill czekali w mieście, Static zajęła miejsce blisko samochodu Xaviera, a Neophyte był gotowy do przefazowania profesora przez ulicę, gdyby pozostali zawiedli i nie zatrzymali przeciwników.

Monet dołączyła do czekających na nią grupy młodych mutantów i razem z nimi miała udać się do nowej siedziby szkoły. Dziewczyna cieszyła się na myśl o spotkaniu z dawnymi przyjaciółmi. Czuła się tak jak wtedy, gdy pierwszy raz znalazła się pośród podobnych jej ludzi, daleko od polującego na nią brata. Znów spotkała się z Jubilee, Husk, Chamberem, Skinem i Synchem. Znowu zobaczyła Seana Cassadiego i Emmę Frost. Zrzuciła z siebie ciężar, jaki spoczywał na niej gdy była członkinią X-Korporacji i żyła w świecie tragedii takich jak zagłada Genoshy. Mogła zapomnieć o tym, że przestała być nastolatką trenującą używanie swoich nadludzkich zdolności. Patrząc na uśmiechy swoich znajomych i nauczycieli, Monet zaczęła czuć się nieswojo, zupełnie jakby była jedynym elementem niepasującym do otaczającej jej układanki świata. Rozglądała się dookoła wymieniając z kolegami kilka nic nie znaczących zdań. Zdecydowała się użyć telepatii, aby zaglądnąć poza maskę patrzących na nią twarzy i wówczas wspomnienia ostatnich lat lawinowo napłynęły do jej umysłu. Monet przypomniała sobie śmierć Syncha i Skina i rozwiązanie grupy Generacja X. Uświadomiła sobie, że to czego doświadczała nie działo się naprawdę i uwolniła się z iluzji. Zjawy jej dawnych przyjaciół rozpłynęły się przed jej oczami niczym mgła, podobnie jak otoczenie znane jej z czasów szkoły. Dziewczyna obudziła się w pogrążonym w ciemności pokoju. Wstała z łóżka, i po krótkim ochłonięciu z wrażeń wywołanych przez iluzję Ram-Rama, zapaliła lampkę nocną. Patrzyła przed siebie w bezruchu czekając aż zamilkną głosy dźwięczące w jej głowie ustępując miejsca nienaturalnej ciszy panującej w budynku X-Korporacji. Po chwili Monet znalazła się na opuszczonym korytarzu, oświetlonym przez blade światła symboli ukazujących drogę ewakuacji. Idąc wzdłuż ściany, minęła śpiącego strażnika. Dotarła do pomieszczenia w którym mieścił się monitoring całego kompleksu budowli i zastała w nim kolejnych pracowników pogrążonych w objęciach snu zesłanego przez Ram-Rama oraz dziwnie zachowujące się wyświetlacze. Obraz na ekranach znikał w ustalonym tempie i porządku. Ktoś przemierzał kolejne pomieszczenia omijając zabezpieczenia i wszystko wskazywało na to, że jego celem było więzienie, gdzie przetrzymywano superprzestępców. Monet spojrzała na strażników. Nie miała zamiaru marnować czasu i swoich zdolności na obudzenie ich z iluzorycznego snu. Zamiast tego nawiązała kontakt z kolegami z grupy. Cannonball, Darkstar, Thunderbird, Siryn i Rictor zostali oswobodzeni z objęć Morfeusza i psionicznego ataku Ram-Rama. Monet przekazała im telepatycznie informacje o intruzach i jednocześnie zlokalizowała grupę szykującą się do ataku przed budynkiem. Pobiegła w stronę części więziennej budowli. Charles Xavier natychmiast wykrył użycie zdolności psionicznych przez dziewczynę i zaapelował do swoich podwładnych.

- Zostaliśmy wykryci. Przygotujcie się na X-Men. - wykrzyczał w umysłach Akolitów pilnujących jego samochodu.

- Amelio, Sarah, nie mamy czasu na subtelności. Jak najszybciej wyciągnijcie stamtąd więźniów. Kobiety natychmiast wykonały zadanie. Scanner unieruchomiła systemy obronne w celi Uppraiser i Stripmine'a, co pozwoliło Voght zmaterializować się na samym środku pomieszczenia.

- Co tu się dzieje? Kim wy jesteście do cholery! - długowłosy mężczyzna krzyknął zaskoczony pojawieniem się rudowłosej Akolitki.

- Chyba nie powinieneś odzywać się tak do kogoś, kto cię stąd zaraz wyciągnie. - Amelia oznajmiła.

- Weźcie głęboki oddech i nie opierajcie się transformacji. Moja mgła przeniesie was w bezpieczne miejsce.

Kobieta podniosła obie ręce ponad głowę, a jej ciało zmieniło postać na gazową. Inteligentna chmura objęła więźniów, transformując ich, aby mogli zostać poddani teleportacji. Monet wbiegła do celi zbyt późno. Udało jej się zobaczyć jedynie ostatnie znikające obłoki gazu Voght.

- Cholera! - Zacisnęła pięści ze złości. Kolejny raz sięgnęła do psionicznych zdolności, starając się zlokalizować innych intruzów, przede wszystkim telepatę dzięki któremu wcześniej została złapana w sidła iluzorycznego snu. Nawiązała kontakt z umysłami przed budynkiem, jednocześnie wyczuwając obecność innego bardzo potężnego psionika. Połączyła się telepatycznie z kolegami.

- Intruzi są też przed budynkiem. Zajmijcie się nimi. Musimy koniecznie zatrzymać przynajmniej jednego z nich. Cannonball, natychmiast udaj się do miejsca, które ci pokażę.

Grupa X-Men zauważyła oczekujących na nią Akolitów. W tym samym czasie Amelia i więźniowie zmaterializowali się w znacznej odległości od pozostałych. Charles natychmiast wykrył pojawienie się kobiety i przekazał jej najnowsze instrukcje. Polecenie natychmiastowej ewakuacji.

- Zaraz się ich pozbędę. - Rictor powiedział z kpiącym uśmiechem, składając ręce do generacji fali sejsmicznej.

- Zajmijcie się nim! - Unscionne rozkazała Kleinstockom. Bracia chwycili się za ręce i wystrzelili w kierunku mutanta strumień plazmy. Rictor został trafiony i powalony, zanim zdążył kontratakować. Syrin szybko do niego podbiegła. W tym samym czasie na miejscu bitwy zjawiła się Monet. Wylądowała obok rudowłosej dziewczyny.

- Co z nim? - Zapytała.

- Żyje, ale jest poturbowany.

- Zabierz go stąd. Reszta, zatrzymać ich! - M wydała kolejne rozkazy.

- Ja też mogę was przypalić! - Thunderbird zaatakował braci Kleinstocków swoimi płomieniami. Dwa gorące strumienie złączyły się w morderczym uścisku. W tym samym czasie Monet próbowała wyłączyć umysł Cargill, ale napotkała na niespodziewaną telepatyczną barierę. Murzynka chwyciła ją za nogę i boleśnie sprowadziła na ziemię. Darkstar próbowała wyeliminować grupę Akolitów swoim żywym mrokiem. Jedynie szybka reakcja Unscione i parasol wytworzony z jej pola telekinetycznego uchronił grupę przed bolesną przegraną. Cannonball pędził w kierunku obiektu wskazanego mu przez Monet, z każdą sekundą zbliżając się do samochodu profesora. Xavier odezwał się telepatycznie w umysłach Static, Book i Neophyte'a.

- Static, spróbuj zwrócić jego uwagę. Book, otwórz swój umysł, zaraz zbuduję psioniczny pomost pomiędzy tobą i Samem. Neophyte, przygotuj się, aby przefazować nas, gdyby Cannonball nie zmienił trajektorii. - Wszyscy adresaci wiadomości byli gotowi do działania, tak jak nauczyli się podczas przyśpieszonego treningu z Xavierem. Gianna zaatakowała lecącego mutanta wyładowaniem energii elektrycznej. Płonąca bariera otaczająca ciało Sama, dzięki której mógł latać z ogromną prędkością, zapewniła mu dostateczną ochronę i izolację przed elektrycznym atakiem dziewczyny. Błękitne wyładowania przebiegły po ciele mutanta nie czyniąc mu żadnej krzywdy i nie spowolniając jego lotu. Łysy mężczyzna zwrócił się do grubej kobiety siedzącej obok.

- Teraz! - Powiedział sięgając do jej myśli. Po chwili zaatakował psionicznie mutanta z X-Korporacji, przenosząc do jego umysłu w jednej chwili treść książek, którą Book zaabsorbowała w czasie wizyty w jednej z większych bibliotek w Nowym Yorku. Sam chwycił się za głowę, nie mogąc powstrzymać strumienia informacji. Mutant zaczął tracić przytomność, a jego lot stał się chaotyczny i zdestabilizowany. Neophyte dotknął Xaviera i Book używając mocy fazowania. Na szczęście jego zdolności okazały się niepotrzebne, bo Cannonball uderzył w ziemię obok samochodu. Bariera ochronna uratowała mu życie, ale upadek wyeliminował go z dalszej walki z grupą Xaviera.

- Amelio, pośpiesz się. Przenieś nas wszystkich do miejsca o którym rozmawialiśmy. - Charles skontaktował się z rudą kobietą.

- Rozproszona teleportacja może być dla nas nieprzyjemna. - Kobieta odpowiedziała mu w myślach.

- Ale lepsze to, niż zostać wsadzonym do więzienia. - dodała.

W tym samym czasie trwała walka Akolitów z obrońcami siedziby X-Korporacji. Monet próbowała pokonać Cargill, używając siły fizycznej, bo mutantka była chroniona przed telepatią dziewczyny przez barierę stworzoną przez Xaviera. Unscione trzymała Darkstar w telekinetycznym uścisku, jednocześnie zasłaniając się przed uderzeniami jej mroku. Thunderbird używał ognia przeciwko energetycznym pociskom braci Kleinstocków, a Syrin starała się ewakuować rannego Rictora.

- Charles, Akolici są zbyt blisko X-Men. Jeśli użyję na nich teleportacyjnej mgły, przeniosę ich razem z nami. Musimy w jakiś sposób ich rozdzielić.

Sarah Ryall usłyszała słowa koleżanki dzięki połączeniu jej umysłu z resztą drużyny przez psioniczny pomost profesora.

- Zaraz się tym zajmę. - powiedziała. Pojawiła się nad głowami walczących pod postacią świetlistej projekcji astralnej. Zgromadziła energię i zaatakowała niespodziewających się jej przeciwników. Wyładowanie energetyczne popędziło w kierunku Darkstar, strącając ją z nieba. Chwilę później energia potężnej mutantki dosięgła również Thunderbirda. Mężczyzna nie obronił się przed nią nawet rozpościerając wokół siebie parasol z płomieni. Monet również została ugodzona przez piorun Scanner. Chwila oszołomienia wystarczyła, aby Joanna uderzyła ją w twarz, chwilowo eliminując z potyczki. Sarah zwróciła się w stronę Siryn i Rictora. Była gotowa potraktować ich tak samo jak ich współtowarzyszy z X-Korporacji.

- Nie! - Xavier krzyknął telepatycznie. Scanner zatrzymała się i widząc pozostałych Akolitów znikających we mgle teleportacyjnej Voght, również wycofała się w miejsce wskazane w jej myślach przez profesora X.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.