Opowiadanie
Naruto: Tajemna historia Shikamaru – Chmury w mrocznej ciszy - recenzja książki
Autor: | moshi_moshi |
---|---|
Redakcja: | Avellana |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2016-12-10 21:11:41 |
Aktualizowany: | 2016-12-10 21:11:41 |
Tytuł: Naruto: Tajemna historia Shikamaru - Chmury w mrocznej ciszy
Autor: Masashi Kishimoto, Takashi Yano
Tłumaczenie: Anna Piechowiak
Redakcja: Krzysztof „Orzeł” Orłowski, Anna Ćwik, Andrzej „Endriu” Kownacki
Korekta: Bartłomiej Słowik, Anna Ćwik
Skład komputerowy: Beata Bamber
Liczba stron: 154
Rok wydania: 2016
Wydawca: J.P.Fantastica
Shikamaru jest jedną z najciekawszych i najsympatyczniejszych postaci w Naruto. Młody shinobi o nieprzeciętnej inteligencji i leniwym usposobieniu podobnie jak Kakashi doczekał się wielu fanów. Tym bardziej nie powinno dziwić, że również jemu Masashi Kishimoto wraz z Takashim Yano poświęcili kolejną powieść.
Po zakończeniu Wielkiej Wojny Świata Shinobi, Sojusz Pięciu Kage przekształcił się w Unię, do której dołączyły również mniejsze kraje. Zarządzanie tak olbrzymią organizacją, decydującą między innymi o przydziale zleceń, powierzono właśnie Shikamaru, jako najodpowiedniejszej osobie. Dzięki analitycznemu umysłowi i zdolnościom strategicznym chłopak okazał się idealnym kandydatem na to stanowisko. Praca nie sprawia mu wielkiej przyjemności, acz to akurat żadna niespodzianka, biorąc pod uwagę, jak niechętnie Shikamaru robi cokolwiek, ale mimo to wypełnia on obowiązki skrupulatnie. Niestety nad Unią ponownie zbierają się ciemne chmury - liczba zleceń maleje, a małe grupki shinobi coraz częściej przepadają bez wieści. Ślady prowadzą do maleńkiego i zacofanego Kraju Ciszy. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Osada Ukryta w Liściach. Na polecenie Kakashiego Sai wraz z kilkoma innymi shinobi udaje się do rzeczonego miejsca, gdzie oczywiście znika. Do Hokage dociera tylko jeden bardzo niepokojący raport, sugerujący, że z Saiem i resztą dzieje się coś złego. Według listu za zniknięciami shinobi i malejącą liczbą zleceń stoi niejaki Gengo, acz Sai pisze o nim zaskakująco ciepło, wręcz z uwielbieniem. Cóż, postawiony pod ścianą Kakashi, świadomy olbrzymiego zagrożenia, podejmuje decyzję o likwidacji Gengo. Zadanie powierza właśnie Shikamaru, wspomaganemu przez dwójkę skrytobójców, Rō i Soku. Wspólnie wyruszają na misję, która okaże się znacznie trudniejsza niż wydawało się na początku.
Gdybym miała porównać Tajemną historię Kakshiego i Tajemną historię Shikamaru, zdecydowanie wybrałabym tę drugą, bynajmniej nie dlatego, że głównym bohaterem jest jedna z moich ulubionych postaci w Naruto. Na pierwszy rzut oka fabuła wydaje się mniej widowiskowa niż w opowieści o Kakashim - misja jest tajna, a przeciwnik jeden, ale w finale nie zabrakło porządnej jatki z udziałem pozostałych znanych czytelnikom i widzom bohaterów. Poza tym książka jest bliższa początkowi historii o Naruto, kiedy poszczególne drużyny wykonywały pojedyncze zlecenia, a nie walczyły ze złem tego świata i toczyły wojny. Zdecydowanie bardziej odpowiadają mi takie założenia, zwłaszcza że całość ma niezłe tempo, a autorzy całkiem umiejętnie stopniują napięcie. Owszem, Gengo nie różni się od innych antagonistów znanych z cyklu, ale jest tu trochę mniej ględzenia o podbijaniu świata i przepychaniu swoich ideałów. Inna sprawa, że trochę brakuje mi przeciwnika, który byłby zwyczajnym czarnym charakterem i robił paskudne rzeczy dla samej przyjemności ich robienia, a nie dlatego, że ma wizję jak ulepszyć istniejący porządek rzeczy, niestety kolidującą z wizją pozostałych Osad. Serio, czy naprawdę każdy antagonista w Naruto musi mieć dyktatorskie zapędy? Prosty morderca czy psychopata byłby szalenie miłą odmianą...
Wracając jednak do fabuły, podobnie jak poprzednia część, tak i opisywana ładnie prezentowałaby się w formie anime. Nie brakuje tu pojedynków, długich przemów i zwrotów akcji, no i poznajemy kolejny kraj na mapie narutowego świata. Wisienką na torcie jest wątek romantyczny, czyli trudne początki związku Shikamaru i Temari, a także subtelne wtrącenia dotyczące relacji Ino i Saia. Nie zabrakło nawet krótkiego epilogu, opisującego przyszłość tej pierwszej pary.
Literacko jest zgrabniej niż w przypadku Tajemnej historii Kakashiego, widać Takashi Yano radzi sobie z podobnymi formami nieco lepiej, acz też bez rewelacji. Na pewno dużym plusem jest minimalna ilość retrospekcji - tym razem nikt nie przypomina czytelnikowi co pięć minut wszystkich wydarzeń z mangi, co znacząco wpływa na jakość narracji. Naturalniej i płynniej wypadają też dialogi, poza jednym przypadkiem, to jest Rō, który używa języka przesadnie formalnego i najeżonego archaizmami. Czytanie jego wypowiedzi boli, chociaż Anna Piechowiak bardzo starała się z tym coś zrobić, przy czym nie jestem przekonana, czy decyzja o wykorzystaniu składni à la mistrz Yoda okazała się trafiona... Poza tym nie jest źle, ale trudno uznać light novel za dzieło intrygujące językowo i na długo zapadające w pamięć. Budowa zdań jest prosta, nikt nie bawi się tu w kwieciste opisy czy elokwentne dialogi. Cóż, taki „urok” gatunku, ale jak już wspomniałam, i tak jest o niebo lepiej niż w poprzednim tomie.
Natomiast polskie wydanie niewiele różni się od poprzedniego - książkę wydrukowano na szarym, ale dobrym jakościowo papierze. Nie mam też żadnych zastrzeżeń do samego druku, który jest odpowiednio nasycony i ostry. Efektownie prezentuje się obwoluta, tym razem utrzymana w odcieniach pomarańczu i fioletu, ozdobiona ołówkowym szkicem przedstawiającym Shikamaru. Podoba mi się także układ literniczy - zarówno tytuł, nazwę cyklu, jak i nazwiska autorów zakomponowano mniej chaotycznie, jednocześnie podkreślając rysunek. Z tyłu znajdziemy krótki opis fabuły oraz informacje techniczne, czyli kod kreskowy, ISBN i cenę. Utrzymana w czerni i bieli okładka jest miękka, a znajdują się na niej fragmenty paneli z komiksu, przedstawiające głównych bohaterów. Pierwsza strona to kolorowa wkładka, wydrukowana na papierze kredowym i naturalnie ukazująca Shikamaru - to naprawdę dobry szkic, tym bardziej szkoda, że ucięto kawałek pleców postaci. Być może podobnie było w oryginalnym wydaniu, ale nie mogę tego zweryfikować. Dalej znajdziemy stronę tytułową, spis treści i spis najważniejszych postaci występujących w książce. Wszystkie trzy rzeczy mają graficzną formę i zostały wydrukowane w kontrze, czyli białe elementy na czarnym tle. Tajemna historia Shikamaru jest krótsza od poprzedniej części, w związku z czym rozdziałów jest mniej, bo tylko cztery, oczywiście oddzielone graficznymi planszami. Jak już wcześniej wspomniałam, nie mam większych zastrzeżeń do przekładu, który może nie jest piękny, ale solidny i zrobiony na tyle dobrze, na ile pozwalał oryginał. Ostatecznie rolą tłumacza nie jest pisanie książki na nowo, chociaż bywają chwile, kiedy zapewne o tym marzy. Nie wyłapałam też żadnych błędów czy poważnych literówek, jedynie na stronie 102 trafiła się niepotrzebna spacja przed przecinkiem. Nie powinno to jednak dziwić, ponieważ J.P.Fantastica zazwyczaj przykłada się do wydań.
Tajemną historię Shikamaru czytało mi się znacznie lepiej niż historię Kakashiego, zapewne dlatego, że Shikamaru jest jedną z lepiej skonstruowanych postaci w Naruto, a i fabuła nie ociekała aż tak bardzo absurdem. Mimo wszystko, podobnie jak poprzednio, wolałabym zobaczyć tę opowieść w formie animowanej. Zapewne nie miałabym tyle czasu i możliwości, żeby analizować każdą podaną informację, która nie zawsze działa na korzyść autorów i ich wizji świata shinobi. Żeby nie być gołosłowną: przy opisywaniu stolicy Kraju Ciszy autor rozwodzi się nad konstrukcją siedziby władcy, zbudowanej z żelbetu... Niby nic, ale jak się pomyśli o tych wszystkich chatkach, drewnianych domach i co najwyżej brukowanych ulicach, taki żelbet, na dodatek w biednym kraju, wydaje się mocno nie na miejscu. Przecież im nie wyszła nawet próba stworzenia sterowca! Technologiczny miszmasz trochę kłuje w oczy, ale to akurat błąd popełniany przez wielu pisarzy, często znacznie bardziej znanych i cenionych niż panowie Kishimoto i Yano. Wątpię jednak, by jakiś zatwardziały fan Naruto zwracał uwagę czy przejmował się podobnymi drobiazgami, a to głównie do takich osób skierowana jest książka. Ktoś, kto nie miał styczność z cyklem, nie ma tu czego szukać, bo zwyczajnie nie połapie się, o co chodzi i kto jest kim. Ot, zapychacz czasu dla wybranych, ciekawszy i trochę bardziej dopracowany od poprzednika, ale nadal niezasługujący na miano prawdziwej literatury.
Hehe, tak już się przyzwyczaiłam, że jak czytam recenzję interesujących mnie tytułów najczęściej trafiam na Ciebie ;) Masz świetny gust ;D
A wracając do recenzji, jak zwykle całkowicie zgadzam się z Twoim opisem. Nowelka z Shikamaru literacko stoi dużo wyżej niż nowelka z Kakashim, chociaż wciąż trudno nazwać to dziełem literackim. Dostarcza ona za to miłej rozrywki i wiedzy o bohaterze, którego trudno nie lubić :)