Opowiadanie
Dragon Ball - Virus - Saga II: Value of honour
Rozdział 3
Autor: | BlackFalcon |
---|---|
Serie: | Dragon Ball |
Gatunki: | Akcja, Przygodowe |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2020-07-26 10:00:16 |
Aktualizowany: | 2020-08-20 10:30:16 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
W ponurych nastrojach ruszyli dalej w kierunku, gdzie pokazywał radar. W duchu zaczynali wątpić, czy w ogóle znajdą tutaj Smoczą Kulę, ale musieli spróbować. Piccolo wciąż nie mógł zapomnieć drapiącego się wszędzie Vegety i to trochę poprawiało mu humor, książę patrzył spode łba na wszystkich, a Sira skupiona była na lesie, po jakim wędrowali. W ten oto sposób cała trójka dotarła blisko miejsca, gdzie miał być ukryty cel ich wyprawy na Einnor.
- Powinno to być gdzieś tutaj - mruczał Nameczanin. - Ale tu są same drzewa... Musimy chyba szukać w trawie...
Sira i Nameczanin przeczesywali trawę pochyleni nad leśnym runem, Vegeta stał w pewnej odległości i patrzył, jak się męczą. W końcu był księciem i musiał odzyskać honor po tamtym wydarzeniu! Być może dlatego to on pierwszy wyczuł, że coś zbliża się do nich od tyłu.
- Czuję jakąś wielką moc, która jest coraz bliżej nas!
Istotnie, Piccolo też to poczuł i zwrócił się w tamtą stronę. Sira nic nie czuła, ale obiecała sobie, że jeśli to wszystko się dobrze skończy, to potrenuje swoją moc. Tylko czy któryś z nich się zgodzi jej pomóc, czy będzie musiała szukać trenera u kogoś z tych, co mieli być ożywieni? Odłożyła te myśli na później, twarze Vegety i Piccola wyrażały prawdziwe zaniepokojenie.
- Jest coraz bliżej... Ile to ma jednostek? - zapytał Vegeta Piccola.
- Chyba jakieś 80 milionów...
- Co?! - Vegeta prawie się zakrztusił. - 80 milionów jednostek?! Przecież ja sam mam... - urwał. Za moment coś otuliło go uczuciem gorąca i miał wrażenie, że zaraz spłonie. Zacisnął zęby, żeby nie krzyczeć, ale żar stawał się coraz większy. Widział przez na pół zaciśnięte powieki, że Sira i Piccolo też osłaniają się przed tym gorącem. Kiedy już wydawało mu się, że dłużej nie wytrzyma, wrażenie zniknęło, a przed nimi pojawiła się jakaś istota. Była średniej wielkości, miała długie, zielone włosy i brązowe oczy, pociągłą i bardzo bladą twarz ze straszną blizną przebiegającą od prawego oka aż do ust.
- Witajcie, przybysze! - pozdrowiła ich cichym głosem, wyciągając dłoń przed siebie w geście powitania.
- Czy to ty wywołałeś tą falę gorąca? - Piccolo od razu przeszedł do rzeczy.
- Tak, to ja - odpowiedziała dalej stoicko spokojna tajemnicza postać. - Mam nadzieję, że nie uczyniłem wam żadnej krzywdy? Widzicie, nie wiem, kim jesteście, a muszę się przecież jakoś bronić... Jednak nie wyglądacie na szkodliwych...
- Już ja ci dam nieszkodliwych! - chciał go przekonać Vegeta, ale Piccolo powstrzymał go ruchem ręki.
- Bronić? - wypytywał Nameczanin przybysza. - Przed czym, skoro sam jesteś tak potężny?
- Ja jestem potężny? - zaśmiał się cicho tamten. - W porównaniu z moim wrogiem ja jestem nikim...
- Twoim wrogiem? Opowiedz nam coś o nim - kontynuował Piccolo.
- Mój wróg pojawia się nocą... Przychodzi, staje nade mną gdy śpię i patrzy na mnie, czai się... Kiedyś mnie na pewno zaatakuję, dlatego cały czas muszę być czujny i mało sypiam...
- Skąd wiesz, że stoi nad tobą, kiedy śpisz?
- Bo mi się śni - dalej opowiadał swoim śpiewnym głosem przybysz. - Zawsze, kiedy stoi nade mną w nocy, śni mi się i nie mogę się przebudzić... A wtedy śnią mi się największe koszmary i zawsze on jest w nich... Zawsze mnie w nich zabija... Widzicie tę ranę na twarzy? - zapytał nagle. - To zadał mi on, kiedy spałem... Teraz ta rana nie otwiera się co noc, o północy i krwawi przez kilka godzin... Jestem zawsze taki słaby rano, dlatego jestem taki blady...
- A dlaczego on chce cię skrzywdzić i czemu jeszcze tego nie zrobił?
- Bo musi pokonać najpierw mój umysł, a może to zrobić tylko wtedy, kiedy śpię... Musi całkiem nad nim zapanować... Czemu chce mnie skrzywdzić? Nie wiem... Pewnie dlatego, że wymordował już wszystkich na tej planecie i zostałem tylko ja...
- A kim on jest? Jak wygląda i skąd się wziął?
- Jak wygląda? Ma trochę brązową skórę, zielone oczy i długie, czarne, lśniące włosy... Zawsze chodzi w płaszczu z kapturem...
Vegeta drgnął. Ten opis kogoś mu przypominał. Odezwał się po raz pierwszy do istoty:
- A jak... jak on ma na imię, wiesz może?
- Jasne, że wiem, jak ma na imię mój najgorszy wróg i morderca wszystkich mieszkańców mojej planety... Nazywa się Kunatemuszki Sąwszędzie...
Piccolo szybko rzucił okiem na zdumionego Vegetę i powiedział do istoty:
- Jesteś tego pewien?
- Oczywiście! W końcu sam mi się przedstawił w pierwszym ze snów!
- Ale przecież zginął z ręki tego oto Saiyanina! - Piccolo wskazał na Vegetę.
Istota zwróciła swoje oczy na księcia:
- Ty go zabiłeś? A więc dlatego się tu znalazł... Tutaj odchodzą zmarli... Tacy specjalni, tylko ci, których wybierze władca tej planety... Wy też musieliście w życiu dokonać czegoś wielkiego...
Vegeta eksplodował w środku. Krzyknął:
- O czym ty mówisz? Przecież my żyjemy! Co tu się dzieje, do jasnej...!
- Wy nic nie wiecie... Myślicie, że jeszcze żyjecie i to dlatego... Biedacy... Zginęliście... zaraz, zaczekajcie, niech się zastanowię... - skupił się chwilę, na jego czole wystąpił pot, aż w końcu znów się odezwał:
- Jakieś sto lat temu...
- Co ty bredzisz?! - wrzasnął Nameczanin. - Przecież jeszcze dzisiaj wylądowaliśmy na tej planecie, był rok 780...
- A teraz jest 880... - odrzekła pewna siebie istota. - Poza tym kiedy zginęliście na Ziemi, przeniesiono was na moją planetę i ta podróż trwała 100 lat...
- Jakim cudem mogliśmy zjawić się tutaj po śmierci, kiedy przylecieliśmy własnym statkiem? - drążył Piccolo.
- Statkiem? A gdzie on teraz jest?
- Tutaj, zobacz! - Nameczanin sięgnął po kapsułkę do kieszeni swego białego płaszcza, ale tej ze statkiem nie znalazł. - Musiała mi gdzieś wypaść...
- Zgubiłeś nasz statek! - wydarł się na niego Vegeta. - Ty kretynie!!
- On nic nie zgubił - odezwał się przybysz. - Tego statku nigdy nie było...
Sira od pewnego czasu dławiła w sobie przerażenie. Mieli już na zawsze zostać na tej planecie?!
- A kim ty w ogóle jesteś, jak masz na imię? - Piccolo chciał dowiedzieć się wszystkiego.
- Nazywam się Tendor... Jestem ostatnim przedstawicielem rasy Einnoriańczyków...
- Zaprowadź nas do Kunatemuszki! - książę Saiyan nie przestawał myśleć o swoim dawnym przyjacielu.
- Już wam mówiłem, że on przychodzi do mnie tylko we śnie... Nie wiem, gdzie teraz jest...
- A potrafisz przekazać mu wiadomość? - wpadła na pomysł Sira.
- Owszem, potrafię... Co mam mu powiedzieć...?
- Powiedz mu - odezwał się znów Piccolo - że chcemy się z nim spotkać!
- W porządku, przekażę... A teraz pozwólcie, że udam się do siebie... Wyczuwam, że mi nie zagrażacie, choć chcecie się spotkać z moim wrogiem... Pokazać wam, gdzie mieszkam...?
Zgodzili się i polecieli za Tendorem, który, jak się okazuje - umiał bardzo dobrze latać. Tym bardziej byli chętni na tę wyprawę, gdyż według radaru jeszcze bardziej zbliżali się do Smoczej Kuli. Nameczanin znów musiał dźwigać Sirę, czego już miał powoli dość.
- Naucz się w końcu latać - mruknął jej zniecierpliwiony do ucha.
" To niemożliwe! - myślał po drodze Vegeta. " Przecież osobiście zabiłem demona Mieczem Dobra! Widziałem, jak spadł po moim ciosie i skręcił kark, a potem lawa się zatrzymała, zgodnie z jego przepowiednią! Poświęciłem własnego syna w całej tej walce, a teraz ma się okazać, że ten demon nadal istnieje? Dlaczego tak strasznie muszę płacić za jeden głupi błąd i to nie z mojej popełniony winy?!
W międzyczasie dolecieli do jaskini, gdzie mieszkał Tendor. Stanęli przed wejściem i ujrzeli ciemną przestrzeń, ponurą i tak niemiłą, że nikt o zdrowych zmysłach by sam tam nie wszedł. Tendor zaprosił ich do środka ruchem ręki i spokojnie zagłębił się w tę czeluść. Piccolo powoli poszedł za nim, tym bardziej, że Kula była podobno w tej grocie. Vegeta był tuż zaraz za nim, z tyłu postępowała Sira, która bardzo chciała jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym, jasno oświetlonym miejscu. Na razie czekała ją jednak wielka i nieprzyjemna grota...
Weszli i stanęli w rzędzie, rozglądając się wokoło.
- To moje królestwo - odezwał się cicho Tendor. - Nie jest może najpiękniejsze, ale...
Nie słuchali go wcale. Naprzeciw nich, tuż przy tym, co Tendor nazwał łóżkiem, na niewielkiej skałce, przypominającej stolik sypialny, leżała sobie spokojnie Smocza Kula z czterema gwiazdkami...
- Jak wam się to podoba? - zakończył prezentację Tendor i czekał na opinie gości.
- Piękne - odezwał się Piccolo. - Słuchaj, skąd masz tę kulę przy łóżku?
- A to? Znalazłem to kiedyś i od tej pory trzymam sobie jako ozdobę. Mnie też się podoba...
- Co byś za nią chciał? - Nameczanin próbował to załatwić pokojowo.
- Niestety, ale tej kuli wam nie dam... Podoba mi się i...
Wszystko stało równocześnie. Rozeźlony odmową Vegeta ruszył w kierunku Kuli, a Sira prawie w tej samej chwili spojrzała przed siebie i zamarła.
- Nie... Proszę, tylko nie to... - szepnęła i nagle wiła się z bólu po ziemi, trzymając się za uszy i głowę dłońmi. - Co to za straszny wrzask?! - nagle krzyknęła.
Książę Saiyan zobaczył, co się dzieje i zatrzymał się nagle w pół kroku, w samą porę, by spostrzec, że z uszu i nosa Siry leje się krew, a ona sama leży nieprzytomna na skałach jaskini. Rzucił okiem tam, gdzie uprzednio patrzyła dziewczyna, ale nic tam nie zobaczył. Był tak zszokowany, że przez chwilę nie wiedział, co robić. A potem do niego dotarło, że Sira umiera! Może nie był zbyt uczuciowy, ale w końcu ona była z jego drużyny, a o drużynę każdy książę powinien dbać!
- Co jej zrobiłeś, bydlaku?! - wrzasnął na Tendora i po prostu eksplodował mocą. Stał się w jednej krótkiej chwili SSJ2 i zaczął zasypywać właściciela groty pociskami Ki. Za chwilę nic już nie było widać.
- Big Bang Attack! - książę krzyczał na całe gardło.
Nie zauważył, że Nameczanin podchodzi do leżącej Siry i wkłada jej coś do ust. Potem pomaga jej przełknąć i Sira zostaje uleczona fasolką Senzu, którą Piccolo zabrał zapobiegliwie z nimi.
- Vegeta, natychmiast przestań, pozabijasz nas, grota się wali! - wrzeszczy Piccolo, ale na próżno, bo Vegeta strzela coraz większymi pociskami.. Skały coraz bardziej się kruszą i zaraz ich wszystkich zasypią....
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.