Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Harry Potter i Tajemnicza Paczka

Najpiękniejszy prezent w życiu Harry’ego to…

Autor:Donia
Serie:Harry Potter
Gatunki:Komedia, Kryminał
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2024-08-24 12:52:32
Aktualizowany:2024-08-24 12:52:32


Poprzedni rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Rozdział 3 - Najpiękniejszy prezent w życiu Harry’ego to…


Wszyscy wpatrywali się w napięciu czekając na reakcję solenizanta.

Harry otworzył pudełko i ujrzał…

- Kartki papieru…?

Ku jego zaskoczeniu w paczce znajdowało się tylko kilka kartek na których było coś napisane. Goście zamilkli w niedowierzaniu. Zdziwiony Harry wyjął je z pudełka, wziął do ręki i…

- OCH!!!

Z jego gardła mimowolnie wydobył się zduszony okrzyk… W tym momencie poczuł się tak jakby jego serce miało wyskoczyć mu z piersi. Upuścił pudełko i odruchowo zatkał sobie usta dłonią. Zamarł w bezruchu wpatrując się wielkimi oczami w to co trzymał…

Nie… To niemożliwe… To musi być sen… Cudowny, przepiękny sen… To nie może dziać się naprawdę… To niemożliwe, żeby trzymał w ręce… Spełnienie swoich najskrytszych, najgłębszych marzeń… To czego tak bardzo pragnął przez całe życie…

Po prostu nie mógł w to uwierzyć… A jednak… Mijały kolejne sekundy, a on stał zasłaniając usta dłonią i wpatrywał się w te kartki… Powoli docierało do niego… Zaczynał rozumieć wszystkie informacje… Najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostał… Tak bardzo cenny… To czego tak zazdrościł Dudley’owi… Trudne do załatwienia… „Najważniejszy moment w życiu po, którym nic już nie będzie takie jak wcześniej”…

Emocje zaczęły w nim wzbierać… Poczuł się tak jakby zaraz miał eksplodować ze wzruszenia i szczęścia… Zaczął drżeć, a jego oczy napełniły się łzami… A jednak to prawda… Jak mógł wcześniej się nie domyślić o co chodziło w tej zagadce… Spełnienie jego największego marzenia… Przecież to było oczywiste czego najbardziej pragnął… Tajemniczy Darczyńca… To takie proste… Czemu od razu nie zorientował się kto nim jest!

Ciągle nie wierząc własnemu szczęściu podniósł zapłakane oczy znad kartek i spojrzał Darczyńcy prosto w twarz, jakby próbując zadać mu pytanie: „Naprawdę…?”. Ale Darczyńca tylko posłał mu bardzo ciepły uśmiech i pokiwał głową jakby chciał powiedzieć: „Tak. To się dzieje naprawdę”.

W tym momencie emocje, które gotowały się w Harry’m eksplodowały. Wybuchnął płaczem i dosłownie zalał się łzami, łkając ze wzruszenia.

Zdumieni goście, którzy przyglądali mu się od kilku minut w końcu odzyskali głos.

- Harry… - zapytał z niedowierzaniem Ron. - Co to za kartki…?

Jego najlepszy przyjaciel uniósł zapłakane oczy.

- To… To są…

Jego głos tak drżał, że ledwie mógł wymówić słowo…

Prawie wszyscy patrzyli na niego z wyraźnym zaniepokojeniem…

- Harry… - odezwała się nieco przerażona Pani Weasley… - Powiedź nam… Co to jest?

- To są… To są… Dokumenty Adopcyjne!

- Co?!?!?!

Niemal wszyscy złapali się za głowy.

- C-C-CO!?

- JAK TO… GDZIE… KIEDY…

- HARRY… CO…JAK…?

- KIEDY… SKĄD…?

- ŻE TY… CIEBIE…

- ALE… KTO…?!

I wtedy do nich dotarło, że nie wszyscy goście doznali szoku... Jedynymi osobami, w pokoju które uśmiechały się i nie wyglądały na zaskoczonych byli Nimfadora Tonks, Remus Lupin i…

- Tak. To byłem ja. - powiedział Syriusz Black krzyżując ręce na piersi. - Ja jestem Tajemniczym Darczyńcą!

Po czym podszedł do zapłakanego Harry’ego i z ciepłym uśmiechem położył dłonie na jego ramionach.

- Harry… Okazało się, że Dursley’owie nie muszą być Twoimi opiekunami prawnymi, żeby czar który Cię chroni nadal działał. Wystarczy, tylko że będziesz tam mieszkał jeszcze przez jedno lato i nazywał ich dom swoim, a ta bariera nadal się utrzyma. Ale nic się nie zmieni jeśli w papierach będziesz miał wpisanego innego rodzica…

Harry nadal płakał ze wzruszenia, zakrywając sobie usta ręką i patrzył swojemu ojcu chrzestnemu prosto w oczy. Serce biło mu jak młot… Widział co za chwile usłyszy…

- Rozmawiałem z Albusem i kiedy tylko się o tym dowiedziałem, od razu rozpocząłem procedurę adopcyjną… Zdobyłem wszystkie potrzebne dokumenty… Spotkałem się też z Dursley’ami… Zgodzili się przekazać mi prawa rodzicielskie i pozwolili byś przyjechał do nich na jeszcze jedno lato… Złożyli swoje podpisy… Ja też podpisałem co trzeba… Brakuje już tylko Twoich podpisów i krótkiego magicznego rytuału, żebyśmy mogli oficjalnie stać się rodziną…

Syriusz wyjął z kieszeni wieczne pióro.

- Gdzie…?! Gdzie mam podpisać…?! - zawołał Harry dławiąc się łzami.

- Tutaj… Tu… I jeszcze tutaj… Zaczekaj, zawołam przez cieć Fiuu prawniczkę Barbarę Moblick, która ma to podbić…

Podszedł do komika i wezwał z Ministerstwa urzędniczkę z Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Kobieta przyjrzała się dokumentom i zaczęła je podstemplowywać. W pokoju panowała absolutna cisza. Jedynymi dźwiękami, jakie można było usłyszeć to donośne bicie serc Harry’ego i Syriusza. Oboje trzymali się za ręce i stali obok obserwując w skupieniu poczynania kobiety.

- Dobrze… A teraz proszę by rodzic i dziecko stanęli naprzeciwko siebie i podnieśli dłonie. Zgodnie z tradycją Rodu Blacków odprawimy tzw. Rytuał Adopcji Krwi. Dzięki temu krew rodzica popłynie w żyłach dziecka, a krew dziecka w żyłach rodzica. Wasze geny się połączą i będziecie związani za sobą także biologicznie. Może troszeczkę zaszczypać, ale bez obaw, to potrwa tylko minutę.

Gdy zrobili co im kazała, Pani Moblick uniosła różdżkę. Na lewej dłoni Harry’ego i prawej dłoni Syriusza pojawiły się małe rany. Popłynęły z nich strumyczki krwi, które uniosły się i splotły ze sobą jak wężyki, a następnie każdy z nich wniknął w rankę znajdującą się naprzeciwko. Obaj poczuli jak ich krew miesza się ze sobą i wnika do ich żył. Stali w skupienie słysząc tylko bicie swoich serc, które rozprowadzały po ich ciałach krew. Po niecałej minucie strumyczki w końcu wniknęły do ran w całości. Rozcięcia na dłoniach od razu się zabliźniły.

Pani Moblick ponownie sięgnęła po dokumenty. W końcu przybiła ostatni stempel.

- W porządku. Syriusz Orion Black otrzymuje pełnię praw rodzicielskich nad Harrym Jamesem Potterem. Chłopcze… Teraz nazywasz się Harry Black-Potter. Od tej chwili jesteś następcą i dziedzicem Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków. Oficjalnie jesteście rodziną.

Gdy kobieta przekazała im dokumenty i zniknęła w zielonych płomieniach w pokoju nadal panowała cisza. Tak jakby do wszystkich obecnych jeszcze nie dotarło to co powiedziała. Dopiero po kilku sekundach zaczęło docierać do nich co się właśnie wydarzyło. Pierwszy odezwał się Profesor Lupin. Posłał Harry’emu i Syriuszowi ciepły uśmiech i zwrócił się do nich jakby próbując uświadomić im, że to nie sen…

- Już… To się dzieje naprawdę… Jesteście ojcem i synem…

Harry nadal miał łzy na twarzy… W końcu zdobył się na odwagę, odwrócił się w stronę Syriusza i spojrzał mu prosto w oczy. One też były pełne łez, ale przebijał przez nie ciepły uśmiech pełen szczęścia. Tak jak wtedy gdy się poznali…

- Tato…

- Synku…

Łapa pochylił się i przytulił swoje dziecko do piersi. Harry odruchowo wtulił się jego ramię, nie mogąc powstrzymać emocji i wzruszenia. W końcu, po tylu latach… Spełniło się jego największe, najskrytsze marzenie… Miał rodzinę… Znów miał ojca. Chciał po prostu zostać w jego ramionach już na zawsze… Żeby już nigdy nic ich nie rozdzieliło, żeby już nigdy nie był sam… Żeby rozkoszować się jego ciepłem i ojcowską miłością…

Czas mijał, a oni stali tak wtuleni w siebie…

Tak jak podczas ich pierwszego spotkania, kiedy Syriusz po uniewinnieniu wyszedł na wolność i od razu skierował się do Hogwartu. Gdy przekroczył bramy zamku jako wolny człowiek od razu chciał zobaczyć swojego chrześniaka. Kiedy Albus go przyprowadził i zostawił ich sam na sam Syriusz nie mógł się powstrzymać by nie przytulić dziecka do piersi i nie popłakać się ze szczęścia… 11-letni Harry też wtedy się wzruszył, bo po raz pierwszy w życiu ktoś przytulił go tak jakby naprawdę mu na nim zależało…

Teraz znów stali i przytulali się ze łzami w oczach… Jakby oboje przeżywali tą chwilę na nowo… Tyle, że teraz Harry był nieco wyższym chłopcem… I tym razem byli prawdziwą rodziną…

Minęło kilka minut ciszy… Aż w końcu przerwała je Tonks, która zaczęła powoli klaskać… Po chwili dołączyli do niej też inni goście, bijący brawo którzy teraz sami zalewali się łzami. Na szczęście Nimfadora i Remus (którzy najwyraźniej byli przygotowani na tą chwilę) natychmiast wyciągnęli chusteczki i rozdali je reszcie obecnych…

A Harry i Syriusz dalej stali wtuleni w siebie…

Nikt nie chciał im przerwać najpiękniejszej chwili w ich życiu…

***

- Toast za szczęśliwą rodzinę Blacków!

- Za szczęście rodzinne!

Wszyscy stuknęli się kielichami z kremowym piwem.

- To teraz… - odparła Tonks. - Czas na prezent ode mnie…

Podsunęła solenizantowi kolejną paczkę, której jeszcze nie odpakował. Harry otworzył pudełko i wyciągnął dwie bransolety z połówkami serca z napisami „Ojciec” i „Syn”.

- Dzięki! Fantastyczne! Będą nam pasowały do sweterków.

On i jego nowy ojciec siedzieli na kanapie ubrani w bordowe swetry, który dostali w prezencie od Lupina. Syriusz miał na piersiach wielkiego czarnego psa, a Harry małego słodkiego szczeniaczka.

- No i na koniec… - odparł Syriusz. - Został prezent ode mnie… To co mówiłem pod wspływem veritaserum dotyczyło przygotowanych dziś dokumentów, ale kilka tygodni temu kupiłem Ci jeszcze jeden podarunek…

Wskazał na ostatnią paczkę owiniętą w złoty papier i przewiązaną czerwoną wstążką.

- Ależ… Tato… Przecież dałeś mi już dziś najpiękniejszy prezent w historii Galaktyki!

- Adopcja to jedno… A podarunek to drugie… Nie mogłem przecież pozwolić, żeby mój syn nie dostał dziś ode mnie upominku, który będzie mu przypominał ten dzień… Proszę szczeniaczku!

Harry oblał się rumieńcem. Powoli oswajał się z myślą, że od tej pory Syriusz będzie nazywał go swoim synem, a nie chrześniakiem. Szybko przyzwyczaił się też do tego, że może mówić do niego „Tato”… To było takie miłe… W końcu miał prawdziwego rodzica, o którym tak marzył… Całe życie czekał na tą chwilę… Teraz koniecznie musi się postarać by być dla niego jak najlepszym potomkiem… Żeby jego nowy tata mógł być z niego dumny…

Otworzył pudełko i wyjął z niego pluszowego czarnego Misia z czerwonym serduszkiem ze złotą cyfrą „16”, który trzymał w łapkach mahoniową szkatułkę ze złotym zapięciem w logo Gringotta. Harry spróbował ją wyjąć, a wtedy… Miś zaszczekał na niego. Uśmiechnął się. No, tak jego nowy tata na jego pierwsze urodziny dał mu dziecięcą miotłę-zabawkę, a na 13 podarował mu dorosłą miotłę… A teraz na 16 kupił mu szczekającego misia, takiego jak ten, którego wręczył mu na jego pierwsze Boże Narodzenie… Tylko Syriusz Black wymyśleć coś takiego.

Otworzył szkatułkę. Była wyścielona czerwonym puchem, na którym leżał piękny złoty medalion z Herbem Blacków wyrytym w obsydianie. Na górze było wygrawerowane nazwisko „Harry Black-Potter”, a na dole uaktualniona dywiza Blacków „Toujours Pur de Coeur”.

- Boże… Jest… Przepiękny! - zachwycił się Harry.

Wyjął wisior i dokładnie go obejrzał. Z tyłu znajdował się napis:

Kochanemu Harry’emu z okazji adopcji w dniu 16 urodzin 31 lipca 1996 roku.

Dla najwspanialszego, najmilszego, najmądrzejszego, najbardziej utalentowanego i najukochańszego członka Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków - Chłopca, Który Przeżył.

Twój Ojciec Syriusz Black

- Dziękuję! - zawołał rzucając się ojcu na szyją i dając mu buziaka w policzek. - Jest wspaniały! Jak udało Ci się go zdobyć?

- Ten medalion wykuto specjalnie na moje prywatne zamówienie w Gringotcie. - mówił dalej Syriusz. - Został zaprojektowany na wzór pierścienia mego ojca, wiesz tego który znaleźliśmy podczas sprzątania domu zeszłego lata. Całe szczęście, że go nie wyrzuciłem. Stworek miał racją kiedy chciał go zatrzymać… Poprosiłem gobliny, żeby medalion był bardzo lekki tak żebyś mógł nosić go na co dzień. Żeby cały Hogwart się dowiedział, że jesteś teraz Blackiem!

- Wow… - zdumiał się Harry oglądając cudeńko w swoich placach. - Czyli… Musiał kosztować fortunę… Och… Tato… Nie musiałeś…

- Właśnie, że musiałem - odparł jego nowy ojciec z promiennym uśmiechem na twarzy. - Chce żeby wszyscy widzieli z daleka, że mój syn jest teraz częścią rodziny Blacków. Niech cały świat wie, że doczekałem się szczeniaczka!

Harry się zarumienił. Zupełnie zapomniał o tym, że jego nowy rodzic pochodzi z bardzo arystokratycznego rodu. Syriusz jak na posiadacza ogromnej fortuny nigdy się z tym nie afiszował i bardzo rzadko decydował się na jakieś większe wydatki. A teraz, on chłopiec wychowywany w komórce pod schodami, któremu wujostwo nie chciało kupować nawet nowych skarpetek niespodziewanie został jego dziedzicem. Potomkiem szlacheckiej rodziny. To było wręcz surrealistycznego doświadczenie. Jakby przenieść się z lepianki do pałacu Buckingam. Musi się z tym oswoić… Tylko… Jak on sobie poradzi jako młody arystokrata?

- Dalej Harry, włóż ten medalion! - ponagliła go Ginny.

Solenizant wziął błyskotkę i założył ją na szyję. Pasowała idealnie.

- I jak wyglądam?

- Super!

- Pasuje do Twoich oczu!

- Jak prawdziwy arystokrata!

- Słuchajcie… - wymamrotał Harry. - Ale tak na poważnie… Myślicie, że ja na pewno… Pasuję na bogatego dziedzica starożytnego rodu…?

- Oczywiście, że tak! - odparł Syriusz. - A dlaczego miałbyś nie pasować?

- No bo… Nie wiem, jak funkcjonują wyższe sfery… Nie znam ani etykiety, ani żadnych obyczajów, nie wiem jak się zachowywać, czy mam zmienić dykcję, jak się poruszać kiedy idę, jak się mam wysławiać itp…

Syriusz wybuchnął śmiechem przypominającym szczekanie psa.

- Oj, Harry… A czy w moim codziennym zachowaniu zauważyłeś kiedyś coś do by odbiegało od normy…?

Harry ponownie się zarumienił. Fakt, jego nowy ojciec od urodzenia ma arystokratyczne korzenie... Ale absolutnie nie można było powiedzieć o nim, że jest sztywniakiem trzymającym się etykiety i zasad… Wręcz przeciwnie - wyrósł na buntownika, rozrabiakę i dowcipnisia. W końcu to Huncwot…

- No… Nie. Ty zawsze jesteś wyluzowany i pogodny…

- Dokładnie! A widziałeś kiedyś żeby Twoi koledzy pochodzący z bogatych rodzin zachowywali się w jakiś skostniały sposób?

- Nie… Nawet Ślizgoni z rodów czystej krwi zachowują się jak normalne nastolatki.

- No właśnie! Mamy prawie XXI wiek… Epoka Wiktoriańska już dawno minęła. Bycie arystokratą już nie oznacza permanentnego życia według sztywnych zasad. Etykiety wymagana jest tylko w sprawach oficjalnych albo na uroczystych spotkaniach. Nie martw się, w razie czego Cię podszkolę. Ale na co dzień możesz spokojnie rozmawiać z kolegami, nosić T-shirty i biegać po szkolnym korytarzu. O język też się martw… Wiesz, jak wysławiała się moja matka…

- Ok, masz rację… Poradzę sobie… - odparł z uśmiechem jego syn.

- Harry! - zagadał go Ron. - Możesz poprosić swojego sługę o więcej tortu…?

- Ronaldzie! - zawołała Hermiona. - Niech Harry lepiej go nie nadużywa! Kuchnia jest dwa kroki stąd, możemy sami sobie przy…

- Daj spokój! Słyszałaś, że on musi się nauczyć, jak ma się teraz zwracać do swojego nowego Panicza…

Ich przyjaciel westchnął z uśmiechem po czym zwrócił się do skrzata Blacków trzymającego tacę z napojami. Został wezwany do Nory, żeby Harry mógł poćwiczyć wydawanie mu komend.

- Stworku… - zaczął niepewnie.

- Co Panicz Harry sobie życzy? - zapytał skrzacik.

- Proszę, przynieś nam wszystkim jeszcze po kawałku tortu z kuchni… Panicz Harry… Jak to dziwnie brzmi…

- Przyzwyczaisz się… - odparł Syriusz. - Jesteś teraz dziedzicem i następcą jednej z najstarszych czarodziejski rodzin… Służba musi się do Ciebie odpowiednio zwracać.

- Nadal nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze kilka godzin temu byłem siostrzeńcem właściciela firmy produkującej świdry… A teraz jestem synem arystokraty… Niesamowite…

- Upoważniłem Cię do korzystania z kont Blacków i noszenia tytułów rodowych… - mówił dalej jego nowy ojciec. - Uaktualniłem też nasze rodzinne motto… Było „Toujours Pur” czyli „Zawsze czysty” a teraz jest „Toujours Pur de Coeur” - czyli „Zawsze czyste serce”… Tak jest lepiej. Rodzina Black pod moją wodzą na zawsze odcina się od czarnej magii i ideologii czystości krwi…

- Tato… Ja naprawdę… Nie wiem co powiedzieć… - mruknął Harry rumieniąc się.

- Zobaczysz, szybko przyzwyczaisz się do nowego życia… - powiedział jego ojciec.

- A z kolei my musimy się przyzwyczaić, że teraz masz podwójne nazwisko… - odparł Ron. - Harry Black-Potter… Niesamowite…

- A właśnie… - zaczął Syriusz uśmiechając się radośnie do dzieci Weasley’ów. - Nie wiem czy jeszcze pamiętacie… Ale Wasi rodzice pochodzą z rodzin, które również są spokrewnione z Blackami… Więc teraz…

Ron, Fred i George zerwali się z kanapy.

- Harry, czyli my teraz jesteśmy kuzynami! Wow!!!

- Niesamowite! - zawołał nowy dziedzic rodu Blacków.

Wszyscy czterej zaczęli się obściskiwać.

- Ale fantastycznie!

- O mój Boże… - załkała Pani Waesley, ocierając oczy chusteczką, która podał jej mąż. - Jeśli chcesz możesz nazywać mnie i Artura „ciocią” i „wujkiem”…

- Oczywiście, że tak! - ucieszył się Harry. - Dziękuję… Ciociu Molly! Tak!

- Harry i my… Naprawdę…? Och nie… - jęknęła po cichu Ginny, ale po chwili przypomniała sobie, że w świecie czarodziejów związki między kuzynami drugiego stopnia na szczęście są legalne i westchnęła z ulgą.

- I ja też jestem Twoją kuzynką! - cieszyła się Tonks. - Jesteśmy jedną wielką rodziną! Będziesz musiał koniecznie poznać moich rodziców…

- A właśnie, przypomnij żebym oddał twojemu tacie jego maszynę do pisania. - odparł Syriusz. - Jak to dobrze, że mi ją pożyczył… Mój charakter pisma Harry poznałby w sekundę!

- O mój Boże! - zawołał nagle jego syn. - Zapomniałem… Malfoyowie… Narcyza… przecież ona też jest z Blacków… Czyli teraz… Draco i ja też jesteśmy… Kuzynami?! O nie!

- Ajajajajaj… - przetoczyło się przez pokój.

- Yyyyy… Chyba lepiej mieć za wujostwo Malfoyów niż Dursley’ów…?! - wypalił niepewnie Ron.

- A skąd! - odpowiedział Harry. - Jedni i drudzy to dranie!

- Gdybyś miał wybierać… - zastanowił się Fred. - Kogo wolałbyś mieć za kuzyna… Dudley’a czy Draco?

- Nikogo! Żadnego z nich!

- A jaka ciocia lepsza…? - mówił dalej George. - Ciotka Petunia czy ciocia Cyzia…?

- Żadna z nich!

- A który wujek lepszy? - kontynuował Fred. - Wuj Vernon czy wujek Lucjusz?

- Żaden!

- Czyli chyba mamy problem… - podsumował George.

- Draco Malfoy moim kuzynem… Koniec świata…

- Ale… - zaczęła Hermiona. - Jak my im o tym powiemy…?

- Spokojnie… - odparł Lupin. - Mamy już plan…

- Kiedy pójdziemy poinformować naszą drogą Cyzię i jej syna, o tym że rodzina nam się powiększyła… - mówił dalej Syriusz. - Zabiorę ze sobą dużą butelkę eliksiru trzeźwiącego…. I zanim ogłoszę tę radosną wiadomość podłożę im obojgu materace…

- Oj, coś… Czuję, że kolegom Draco to się nie spodoba… - mruknął z uśmiechem Ron. - Dopiero będzie miał przerąbane w Hogwarcie… Cały Slytherin nie da mu spokoju…

- Ja bym się bardziej martwiła o reakcję… Kolegów jego taty… - stwierdziła Hermiona. - Oj, im to już na pewno się nie spodoba, że Chłopiec, Który Przeżył stał się głową rodziny, z której pochodzi jego matka… A już były szef taty… Ojoj… Ten to dopiero się na nich wścieknie…

- Ale czy… - zaczął niepewnie Harry. - Czy naprawdę muszę… Bo ja… Chce za mieć za kuzynów Wesaleyów i Tonksów… Ale nie chcę mieć w rodzinie Draco i jego rodziców…

- Spokojnie! - odpowiedział jego nowy ojciec. - Jeśli nie chcesz to nie musisz ich uważać za krewnych… Ja jestem głową rodu i ja decyduję kogo mamy traktować jak członka rodziny… Jeśli nie chcesz uznać Malfoyów za wujostwo to nie ma problemu. Ty jesteś naszym dziedzicem i ty o tym decydujesz…

- Czyli mogę wszem i wobec podkreślać, że wy jesteście moją rodziną, a Malfoyowie, nie? - ucieszył się jego syn.

- Oczywiście Harry. I tak będzie najlepiej dla wszystkich… Z resztą… Wiecie, że na starym gobelinie Blacków teraz wisi nowy ma którym kazałem przywrócić bliskich mi krewnych, a pominąć złych przodków… I Weasleyowie tam są, Tonksowie tam są, wuj Alfard jest, Harry też jest… A Malfoyów i Lestrangów tam nie ma… Czyli w zasadzie po krzyku! Teraz to jest nasz gobelin Harry i Ty i ja sami decydujemy kto ma się tam znaleźć!

Harry odetchnął z ulgą. Widział, że on i Draco i tak nie uciekną przed tym, że teraz są ze sobą spokrewnieni, ale przynajmniej nie będą musieli traktować się nawzajem jak kuzyni. Chociaż tyle…

- Naprawdę, nic nie podejrzewaliście..? - zapytał Syriusz gości. - Nie przyszło Wam do głowy, że to ja jestem Darczyńcą i, że ten tajemniczy prezent to adopcja?

- Nie! A skąd!

- W życiu!

- Nikt się tego nie spodziewał!

- Nawet przez myśl, nam to nie przeszło…

- Nikt nie zauważył, że Syriusz zachowuje się ostatnio bardziej troskliwie niż zwykle w stosunku do Harry’ego? - spytał Lupin.

- Nie…! Jakoś nie zwróciliśmy na to uwagi…

- Bo on już sobie zakodował, że to jest teraz jego dziecko… I był spragniony ojcostwa… - podsumowała Nimfadora.

- Ale Ty i Remus wiedzieliście o wszystkim? - spytał Pan Weasley.

- Jak moglibyśmy nie wiedzieć… - westchnęła Tonks. - Przecież Syriusz przez ostatnie tygodnie… W domu i w pracy bez przerwy mówił tylko o jednym… Harry to, Harry tamto… Musieliśmy niemal błagać go… „Proszę czy możemy porozmawiać o czymkolwiek co nie ma czarnych włosów, okularów i blizny na czole…”.

- To prawda. - dodał Lupin. - Ciągle słyszeliśmy… „Załatwię Harry’emu wszystkie rodowe tytuły…”, „nauczymy Stworka zwracać się do niego „Paniczu Harry”, „tu na gobelinie wyhaftujemy mu nazwisko Black-Potter”, „tu powiesimy jego rodzinny portret”, „a gdzie urządzimy mu pokój… Albo nie, Harry sam sobie wybierze gdzie będzie mieszkał”…

- Nie wspominając już o radosnym informowaniu wszystkich rodzinnych obrazów o tym, że Ród Blacków będzie miał nowego dziedzica… - dodała Nimfadora.

- Jak zareagowali malowani członkowie rodu…? - spytała Ginny.

- To zależy którzy… - stwierdził Lupin. - Portrety wuja Alfarda i Phineasa Nigeliusa Blacka były bardzo podekscytowane, że rodzina doczeka się potomka… Obrazy ojca Syriusza i Regulusa też jakoś to zaakceptowały, bo pogodziły się z tym, że Łapa jest ich jedynym potomkiem i ma sympatię do mugolaków, której się nigdy nie wyrzeknie… Ale np. obraz matki Syriusza… Teraz już babci Harry’ego… Wiecie, ten którego nie można było zdjąć ze ściany, więc został zamalowany na czarno i zabity deskami na ostanie Święta… Krzyczał, spod tych desek że nigdy na to nie pozwoli i nas pozabija za uczynienie dziedzicem Blacków dziecka, którego matka była mugolakiem…

- Ale to nic takiego. - odparł Syriusz. - Moja malowana mamuśka nas nie obchodzi… Jak nie chce poznać wnuka to jej sprawa…

- Ale parę razy… - stwierdziła Tonks. - Mało brakowało, abyś się wygadał… I byłoby po niespodziance. Dobrze, że ja i Remus byliśmy w pobliżu…

- Wtedy jak rozmawialiście o pracy aurora… - przypomniał Lupin. - Zdążyłem dosłownie w ostatniej chwili! Prawie powiedziałeś Harry’emu: „Już zawsze będziemy razem. Jak ojciec i syn”…

- A gdybym ja nie zareagowała podczas składania życzeń… - kontynuowała Tonks. - Ledwie zdążyłam! Mało brakowało, a zwróciłbyś się do niego: „Mój kochany synku”… Albo przy tym albumie… „Jesteś taki przystojny, mądry i taki podobny do tatusia…”

- Akurat wtedy przy tych zdjęciach to miałem na myśli Jamesa… - odpowiedział kuzyn jej matki.

- Ale do Ciebie też jestem podobny…? - spytał Harry.

- Oczywiście, że jesteś! - odpowiedział, czochrając włosy synka i kładąc mu ręce na policzkach. - Masz takie same włosy i podobny kształt buzi… I teraz kiedy w Twoich żyłach płynie moja krew, na pewno z czasem nabierzesz też różnych moich cech…

- Mogliśmy się domyślić… - stwierdziła Hermiona. - Przecież od dawna było wiadomo czego Harry pragnie najbardziej na świecie… Rodziny! To było takie proste…

- Czemu nikt z nas nie pomyślał o zwierciadle Ain Eingarp?! - jęknął Ron. - Przecież to było tak oczywiste!

- Ale intryga była dobra… - stwierdził George. - Kiedy przeczytaliśmy, że prezent jest bardzo cenny i trudno go zdobyć z miejsca założyliśmy, że musi to być coś bardzo drogiego…

- A papier „sam w sobie jest tani i można kupić go w pierwszy lepszym sklepie”… - stwierdził Fred. - Tak naprawdę cenne i trudne do zdobycia było to co na nim zapisano…

- To było cenniejsze niż wszystkie inne prezenty świata! - odparł radośnie Harry.

Spojrzał na swojego nowego ojca, a następnie przeniósł wzrok na swoją nową ciocie i wujka, a następnie Tonks, Rona i resztę swoich nowych kuzynów. Jego rodzinę… Zrobiło mu się cieplej na sercu. W końcu po tylu latach jego marzenie stało się prawdą…

- A właśnie… - przypomniał sobie. - Miałem Wam pokazać coś co znalazłem na Private Drive w czasie porządków… Czy ktoś mógłby przywołać accio notes z mojego dzieciństwa…?

- Accio, notes z dzieciństwa Harry’ego! - powiedział Moody.

Po chwili książeczka przyleciała z góry.

- Znalazłem to podczas sprzątania mojej starej komórki… - mówił dalej Harry. - I pomyślałem, że Wam to pokarzę…

Otworzył notes na rysunku, nad którym widniała data sprzed 8 lat… Przedstawiał on kilka ludzików obok świątecznej choinki. Jeden z ludzików był większy od grupki pozostałych. Przy czym spośród tych mniejszych wyróżniał się jeden, którym miał narysowane okulary, blizną na czole i szeroki uśmiech…

- Kiedy byłem mały zawsze marzyłem, że nagle pojawi się jakiś nieznany krewny i zabierze mnie od Dursleyów… Narysowałem to kiedy miałem 8 lat… Chciałem wtedy poprosić Świętego Mikołaja, żeby mi zesłał takiego krewnego… Wyobraziłem sobie jak bawię się z nim i jego dziećmi… Narysowałem to w nadziei, że się spełni… Ale ciotka i wuj wyśmiali mnie i powiedzieli, że mogę o tym zapomnieć, bo moi rodzice nie mieli już żadnych żyjących krewnych, więc nie ma szans by ktoś mnie odnalazł i zabrał z ich domu…

- Nie pomyśleli, że może Cię przygarnąć, ktoś kto był blisko z Twoimi rodzicami, ale niekoniecznie był z nimi spokrewniony? - spytał Syriusz.

- Nie… Powiedzieli mi, że mogę po tym zapomnieć, bo tata nie miał już żadnej rodziny, a jedyną żyjącą krewną mamy jest ciotka Petunia… Byłem załamany… Nie mogłem w to uwierzyć…

- I straciłeś nadzieję…? - spytała Hermiona.

- Tak… W tamte Święta straciłem wszelką wiarę w to, że kiedykolwiek będę miał rodzinę… Potem już nigdy więcej o tym nie marzyłem… - Prawdziwa nadzieją, wróciła do mnie dopiero kiedy rozpocząłem naukę w Hogwarcie i dowiedziałem się, że mam ojca chrzestnego który ma wyjść na wolność…

Zarumienił się i odwrócił głowę w stronę Syriusza.

- Szczerze mówiąc… Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Twoje zdjęcie w gazecie i dowiedziałem się jak bardzo Azkaban niszczy psychikę pomyślałem, że… Może już nawet nie pamiętasz, że miałeś chrześniaka… I, że to znowu koniec marzeń…

- I jeszcze tego samego dnia McGonagall powiedziała, że wzywa Cię dyrektor… - przypomniał mu Ron. - Pamiętasz… I co się okazało…?

- Byłem w szoku kiedy usłyszałem, że mój ojciec chrzestny chce mnie widzieć… Ale potem jak już się spotkaliśmy… Kiedy mnie przytuliłeś, to było takie miłe…

- Nigdy bym o Tobie, nie zapomniał… - odparł Syriusz kładąc mu rękę na ramieniu. - Kiedy byłem w Azkabanie… Cały czas… To właśnie trzymało mnie przy życiu…To, że gdzieś tam daleko mam chrześniaka…. I w głębi duszy wiedziałem… Że muszę Cię zobaczyć… Dotknąć… Przytulić… Przetrwać to piekło… Zaraz po tym jak zostałem wypuszczony na wolność i postawiłem pierwsze kroki na lądzie... To naprawdę była pierwsza myśl kiedy Knot zapytał gdzie ma mnie zabrać… Harry… Muszę go zobaczyć…

- Dziękuję… - odparł jego syn. - I przepraszam… Nie powinienem wtedy tak myśleć… Gniewasz się…?

Jego ojciec zastanowił się chwilę.

- Niech to będzie odpowiedź…

Zmienił się w psa i zaczął lizać syna po twarzy…

- Ha… Ha… Ok, dobrze rozumiem… Tato! Wystarczy Tatusiu…!

Syriusz wrócił do swojej ludzkiej postaci.

- Wiecie co… - zaczął Harry wycierając sobie psią ślinę z okularów. - Ja chyba naprawdę… Zaczynam się przyzwyczajać do tej nowej sytuacji… Im dłużej nad tym myślę… Tym bardziej widzę, że naprawdę pasuję do tej rodziny…

- Oczywiście, że tak. Kuzynku! - odparł Ron.

- Na pewno będziemy szczęśliwą rodzina. - dodała ciocia Molly.

- Będziemy ciągle spędzać czas razem! - zawtórowała Tonks.

Nowy dziedzic Blacków uśmiechnął się i zarumienił.

- Chyba naprawdę… Było mi przeznaczone by dołączyć do tej rodziny.

- Oczywiście, że tak! - odparł Syriusz. - Ach, zapomniałbym… Harry… Twój medalion się otwiera! Jeśli chcesz dowodów, że takie było Twoje przeznaczenie, to radzę Ci zajrzeć do środku. - dodał puszczając oczko do synka.

Solenizant sięgnął po wisior i go otworzył. W jednej połówce znajdowało się zdjęcie na którym małego Harry’ego trzymają Lily i James, a w drugiej fotka przedstawiająca Syriusza z niemowlęciem w objęciach.

- Nie zapominajmy, że moje szczenię poza mną ma jeszcze dwójkę rodziców. - odparł dumnie Syriusz. - Teraz ja jestem Twoim ojcem, ale zawsze będziemy mieć w sercach też Twoich biologicznych rodziców. James i Lily zawsze będą częścią naszej rodziny.

- Pięknie… Dziękuję… - wzruszył się Harry.

- I wiesz… - mówił dalej jego ojciec. - Twoi rodzice… Przed śmiercią często powtarzali, że jeśli coś im się stanie, to ja mam zostać Twoim opiekunem… Zapisali to w testamencie… I też dzięki temu mogłem szybko sfinalizować procedurę adopcyjną.

- Naprawdę…? - zdumiał się Harry.

- Tak. To była ich ostatnia wola. Żebym to ja został Twoim ojcem. Oni naprawdę tego chcieli… Dlatego nawet kiedy byłem w Azkabanie… W głębi duszy zawsze wiedziałem, że kiedyś będziesz moim dzieckiem… Ostatnio nawet brałem zdjęcia Jamesa i mówiłem do nich… „Teraz Harry będzie naszym wspólnym dzieckiem… Naszej trójki… Twój, mój i Lily…”.

Harry nie wiedział co powiedzieć… Naprawdę zabrakło mu słów… Spojrzał na uśmiechnięte fotki trójki rodziców w wisiorze… Następnie podniósł oczy znad medalionu i objął wzrokiem wszystkich swoich gości…

- Czy mógłbyś… Dać mi mapę Huncwotów? - zapytał nieśmiało.

- Oczywiście! Accio mapa Huncwotów!

Gdy pergamin pojawił się na dole Harry położył na nim różdżkę po czym wziął głęboki oddech i odparł płynnym i emocjonalnym głosem.

- Ja Harry Black-Potter… Przysięgam uroczyście, że przyniosę chlubę naszej rodzinie i zrobię wszystko by być dla Was najlepszym synem na świecie! Nie zawiodę naszej rodziny!

Uniósł oczy i spojrzał na swoich nowych krewnych.

- Naprawdę… Kocham Was wszystkich… I dziękuję za najpiękniejszy dzień mojego życia! Udowodnię, że będę najlepszym Blackiem w historii naszego rodu.

Goście westchnęli, a w oczach kilku z nich pojawiły się łzy.

- Och Harry… - powiedział Syriusz uśmiechając się synka i kładąc mu rękę na ramieniu. - My też Cię kochamy… I dziękujemy Ci z całego serca… Ale Ty naprawdę nie musisz nam nic udowadniać… Zapewniam Cię, że Ty już jesteś idealnym Blackiem… Doskonałym Dziedzicem…

- Naprawdę…? - spytał chłopiec.

- Tak. - mówił dalej Syriusz. - Blackowie przez stulecia byli przesiąknięci okrucieństwem, ideologia czystości krwi i pychą. A ja chcę to zmienić i wprowadzić do naszego rodu nowe wartości. Toujours pur do Coeur. Zawsze czyste serce. Więc kto teraz będzie dla nas lepszym dziedzicem niż Ty? Kochasz swoich przyjaciół, wspierasz innych, jesteś dobry wrażliwy, pomocny, odważny, wierny, lojalny a przy tym skromny i utalentowany. Dokładnie to czego potrzebujemy. Jesteś takim dzieckiem jakie zawsze chciałem mieć… Naprawdę nasz ród nie mógł sobie wymarzyć lepszego dziedzica…

W oczach chłopca, pojawiły się łzy. Syriusz szybko je otarł, po czym przytulił swojego syna do piersi. Dziecko od razu odwzajemniło uścisk taty.

- Kocham Cię Tatusiu…

- Ja też Cię kocham Harry… Będziesz wspaniałym dziedzicem naszego rodu… Nasz najbardziej szanowany i zasłużony członek rodziny… Harry Black-Potter, Chłopiec, który Przeżył… Mój Syn…

Syriusz złożył kilka pocałunków na czółku dziecka. Był tak bardzo spragniony ojcostwa. Przez ostatnie dni nie myślał prawie o niczym innym tylko o tym, że zostanie tatą. Nie mógł się już doczekać, kiedy będzie mógł powiedzieć Harry’emu, że teraz jest jego rodziną. Jego synem. Jego najukochańszym dzieckiem. Już nigdy nie pozwoli by żadni wstrętni Dursley’owie go skrzywdzili! Nigdy nie pozwoli Śmierciorzercom tknąć jego potomka! Nie ważne, że Harry ma już 16 lat… Dla niego to zawsze będzie jego młode… Jego szczenię… Takie cudowne, mądre, zdolne, utalentowane i takie podobne do ojca (zarówno biologicznego jak i adopcyjnego…

- On już naprawdę bez reszty wsiąknął w rodzicielstwo… - mruknęła po cichu Tonks.

- I bardzo dobrze. - odparł Lupin. - Widać, że Harry jest spragniony bliskości…

- Na pewno będą doskonałą rodziną. - stwierdził Alastor. - Nie potrzeba magicznego oka by stwierdzić, że są dla siebie stworzeni…

***

Kiedy Lupin, Tonks i Moody wyszli, Weasleyowie razem z Hermioną zajęli się sprzątaniem. Stworek też im pomagał. Ponieważ Syriusz przywrócił rudowłosą rodzinę na gobelin oni również mogli wydawać mu komendy.

- Uffff… Ale się dzisiaj wydarzyło… - mruknęła Hermiona.

- Myślisz, że Harry’emu spodobał się mój prezent…? - spytała Ginny.

- Jasne! Ten Twój ręcznie robiony szaliczek był piękny…

- A gdzie Harry i Syriusz? - spytała najmłodsza Weasleyówna.

- Pan i Panicz zostali w pokoju… - odparł Stworek.

- Pewnie są bardzo zmęczeni… - stwierdziła Molly. - Pojdę i powiem im, żeby już się pożyli spać…

Skierowała się w stronę salonu.

- Harry? Syriusz? Robi się późno, może byście już…

Urwała gdy dostrzegła co porabia solenizant i jego nowy rodzic, który teraz miał postać wielkiego czarnego psa. Obaj zasnęli na kanapie. Wyglądali naprawdę uroczo i bezbronnie. Chłopiec leżał wtulony w futro ojca tak jakby był małym dzieckiem z fotografii w albumie, a nie 16-letnim dziedzicem arystokratycznego rodu. Molly podeszła i delikatnie zdjęła mu okulary, po czym przykryła swoich kuzynów kocem. Uśmiechnęła się i mruknęła.

- Słodkich snów, pycholki…

Wyszła z pokoju zostawiając ich razem. Po chwili oboje poruszyli się przez sen i przytulili do siebie. A mieli naprawdę piękny sen… A może nie był to sen…? Skoro oboje śnili o tym samym… W tym śnie patrzyło się na nich dwoje ludzi… Kobieta o zielonych oczach i długich rudych włosach oraz mężczyzna, który wyglądał niemal tak samo jak Harry… Uśmiechali się patrząc na świeżo upieczonego ojca i syna cichutko szepcząc:

- Brawo Łapo… Dokładnie tak jak chcieliśmy…

KONIEC

PS. I uprzedzając Wasze pytania…

Tak. Syriusz nie pozwolił nazwać swojego wnuka na cześć Smarkulesa…

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.