Opowiadanie
Horteks-Szczur
Trejn Tu Nołer
Autor: | Moonlight |
---|---|
Dodany: | 2005-08-15 22:39:12 |
Aktualizowany: | 2005-08-15 22:39:12 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Bogowie, miejcie mnie w swojej opiece, albowiem głupawka mi odwala. Skutkując dalszymi losami bohaterów dresiarskiej epopei. Wiem, że jako autorka powinnam być neutralna, ale osobistą sympatię żywię do Wyczesanego XD
Odcinek niniejszy sponsorowany jest przez mojego dostawcę internetu, który chyba sobie w kulki leci i załatwił mi nieproszone leczenie odwykowe od południa do baaardzo późnego wieczora. Jak się nie ma netu i w co ręce włożyć, to przychodzą głupie pomysły i się pisze ^^"
Literówki included, jak mniemam. Enjoy!
Horteks-Szczur
odc. 3
Trejn Tu Nołer
Rzeczy dziwne nader często zwykły dziać się bez uprzedzenia. Gdyby tak nie było, nie nazywalibyśmy ich dziwnymi. Równie często rzeczy dziwne są przez ludzi ignorowane. O mylności takiego postępowania główni zainteresowani przekonują się zazwyczaj o wiele za późno, żeby można było coś odkręcić.
Ale kto powiedział, że życie ma być łatwe?
Niebo nad jednym z - jakże wielu! - szczecińskich podwórek, pokryło się ciemnymi chmurami. Jeśli chce się być ścisłym, warto wspomnieć, iż nie było to jakieś uprzywilejowane podwórko. Również i nad inne podwórka napłynęły skłębione chmury. Jak również nad ogródki, parkingi pod hipermarketami, szkolne boiska i zwyczajne domostwa tysięcy zwyczajnych ludzi, którzy nie zdawali sobie sprawy, iż ktoś właśnie robi wszystko, aby ograbić ich życie z dotychczasowej zwyczajności.
Krzysio Brzęczyszczykiewicz zapalił papierosa, przypominając sobie mętnie zasłyszaną gdzieś pogłoskę, że od palenia przestaje się rosnąć. To by się nawet zgadzało.
Rycho pogłaskał Alfreda po łebku.
Malwinka zamrugała rzęsami.
Posterunkowy Wyczesany westchnął, zaciągając się dymem.
Ktoś wybił piłką szybę. Ktoś trzepał dywan. Ktoś wysypywał na trawnik zawartość samochodowej popielniczki. Dzieciarnia, przyszłość i nadzieja osiedla, w zależności od wieku i zainteresowań, bądź to darła się wniebogłosy w celu poinformowania rodziców - i reszty świata za jednym rzutem decybeli - o swych dokonaniach ("Baaaaaabcia! Zobacz jaki patyk urwałem!"), lub też dla samej przyjemności wydawania wrzasku ciągłego; bądź to ćwiczyła ósemki na tylnym kole na przeróżnych pojazdach jednośladowych. Z otwartego okna mieszkania na parterze dobiegały gromkie tony muzyki metalowej z wokalem hiszpańskim. Słowem - radość życia i sielanka dominowały tego wieczora na osiedlu Zdroje.
Ciemne chmury nadciągały. Wnet zerwał się gwałtowny wiatr. Mieszkańcy zaczęli nerwowo popatrywać na niebo, zamykać okna i zabierać pranie z balkonów.
- Burza idzie - zauważył Zdzichu. Pozostali pokiwali głowami z uznaniem dla jego błyskotliwości. - To my spadamy, nie, chłopaki? Joł.
Zdzichu, Rychu i Zbychu oddalili się spiesznie. Gdy zniknęli między szarymi monumentami bloków, odezwał się Szczur:
- To nie burza. To coś gorszego.
- Tsunami? - zapiszczała Malwinka, rozglądając się dookoła. Niestety, nawet gdyby właśnie do polskich brzegów zbliżała się wielka fala, nasza bohaterka nie byłaby w stanie jej zobaczyć, albowiem Szczecin nie leży nad morzem.
- Koniec świata? - podsunął domyślnie Krzysio.
- Obawiam się, że tak - rzekł Szczur z powagą, strzygąc wąsikami.
Większość ludzi już pochowała się do domów. Oprócz trójki naszych bohaterów na podwórku został tylko posterunkowy Wyczesany, nostalgicznie wpatrzon w horyzont. Nie przeszkadzał mu nawet fakt, że miast horyzontu miał przed oczyma klatkę schodową i obłażącego z farby trabanta. Jego policyjnego instynktu nie poruszył fakt, iż w odległości kilku metrów jego wybranka, przyszła matka jego dzieci, rozmawia ze szczurem wędrownym (Rattus norvegicus). Z bólem oddajemy honor autorom dowcipów o policjantach.
- Czas więc ruszyć do akcji! - wykrzyknęła Malwinka. Tłem do jej okrzyku był wciąż dobiegający z pewnego parteru łomot, kojarzący się z ochotniczą orkiestrą cechu złomiarzy*. Było to tak niesamowicie podniosłe i wzruszające, iż Malwinka otarła łzę.
- Do boju! - Krzysio zerwał się z ławki. - Ku chwale kapitana Kubełka... i dresu!
Szczur czujnymi oczkami łypał to na prawo, to na lewo.
- Ale najpierw - rzekł wreszcie - musimy znaleźć Peron Dziewięć Przecinek Siedemdziesiąt Pięć Procent. W ten sposób dostaniemy się do kwatery wroga...
Posterunkowy Wyczesany powiódł wzrokiem za znikającą w oddali granatową spódniczką. Jego zwoje mózgowe powoli i z nutką dekadencji przetwarzały obraz rozmawiającej z gryzoniem dziewoi. Wyczesany oskarżycielskim spojrzeniem obrzucił trzymany w drżącej dłoni niedopałek i rzucił go na ziemię.
- Więcej nie palę tego świństwa z przemytu - rzekł do siebie, po czym pogrążył się w kontemplacji planu zdobycia serca Malwinki. A że posterunkowy niewątpliwie człowiekiem światłym i wykształconym był, przeczytał w życiu niejedno, a i telewizję kolorową (ze szczególnym uwzględnieniem seriali na kanale Polshit) z lubością i zaangażowaniem oglądał, więc po przemyśleniach niedługich w głowie jego narodziła się intryga iście szatańska...
Grzmot z wolna przetoczył się nad blokowiskiem. Niektórzy utrzymują, że tuż po nim usłyszeć można było szatański śmiech, jakiego najstarsi blokersi nie pamiętali. Do dziś nie wyjaśniono ze stuprocentową pewnością, kto się śmiał...
Z rozkręconego do maksimum głośnika na pewnym parterze poniosła się w dal gitarowa solówka.
Człowiek bez wątpienia jest istotą nieskomplikowaną i skłonną do myślenia szablonowego. Hasło "peron" wywołuje przed oczyma przeciętnego człowieka obraz miejsca pełnego: turystów z wielkimi plecakami, bezskutecznie usiłujących porozumieć się w języku innym niż polski z kimkolwiek odpowiedzialnym za cały ten interes; ławeczek na których snem sprawiedliwych zasypiają uczestnicy wypraw ekstremalnych "Cuda i Dziwy Europy Wschodniej i Azji - Poland", bądź też jak najbardziej europejska żuleria lokalna; babć z kraciastymi torbami, udających się w przeróżne strony kraju w celu odwiedzenia wnuków; gołębi; megafonów, za pośrednictwem których wszystkie wyżej podane grupy informowane są, iż pociąg do Koluszek odjedzie nie o 12.00, lecz o 16.18, nie z peronu nr 3, lecz z górki rozrządowej za dworcem, a tak w ogóle to wcale nie do Koluszek, tylko do Przemyśla Głównego (a ponieważ zatrudniona w megafonowni pani ma zajęczą wargę, wadę wymowy i nadając ów arcyważny komunikat nie przerywa jedzenia blinów, a tak w ogóle to język polski zna z kursu weekendowego "Polski dla obcokrajowców" i zatrudnił ją szwagier, to można mieć pewność, iż nikt zainteresowany nie dojedzie dziś do Koluszek)... Długo by jeszcze wymieniać. Oczywiście od czasu do czasu trafiają się również pociągi, ale na nie nikt nie ma już siły zwracać uwagi.
Przeciętny, szablonowo myślący człowiek przeżywa rozczarowanie, udając się na stację kolejową Szczecin-Zdroje. Składa się ona z: kawałka stepu, udającego parking; nowoczesnej architektury blaszaka, w którym mieści się skup złomu; budki służącej za poczekalnię, gdzie rezyduje pani jedząca barszcz; kawałka toru, po którym od czasu do czasu przemyka pociąg. Jedzenie barszczu jest jedną z niewielu małych radości pani w okienku, albowiem mało co się na tej stacji zatrzymuje, więc i biletów nikt nie kupuje, nie mówiąc już o braku megafonu, przez który mogłaby dać upust swoim talentom retorycznym. Życie pani w okienku mijało więc cicho i spokojnie...
- Ile razy mam powtarzać, nie ma takiego peronu! - Tłumaczyła jakiejś parze nastolatków. - Na miłość Boską, przecież tu jest jeden peron i to nawet nie ponumerowany!
- Dlaczego? - zapytała niewinnie wyglądająca blondyneczka o wielkich, błękitnych oczach.
- Po co numerować peron, który jest jeden? - rzekła z przekonaniem pani z okienka, ale po chwili zaczęła wątpić w swoje słowa. - To znaczy... chyba każdy wie, że jest jeden, prawda? Chyba.
Krzysio, Malwinka i Szczur zostawili panią z okienka sam na sam z jej wątpliwościami, udając się na peron. Który rzeczywiście był jeden.
- Rzeczywiście jest jeden - zauważył błyskotliwie Krzysio. - O kurka wodna w dziób kopana! Skąd my weźmiemy Peron Dziewięć Przecinek Siedemdziesiąt Pięć Procent?
- Peron Dziewięć Przecinek Siedemdziesiąt Pięć Procent, moi drodzy, jest na każdym dworcu i na każdej stacji kolejowej waszego świata, od Warszawy Centralnej, poprzez Kraków-Płaszów, aż do Koluszek. Musicie po prostu uwierzyć, że tu jest. Wtedy się pojawi - rzekł Szczur.
Krzysio zaczął wierzyć. Na jego twarz wypłynął wyraz głębokiego wysiłku umysłowego (łatwy do pomylenia z miną sugerującą próbę skorzystania z wygódki po pięciodniowym zaparciu). A że jego mózg był wybitnie jednozadaniowy, Krzysio nie mógł w tym momencie zająć się niczym innym. Malwinka, jako kobieta, a zatem istota niewątpliwie wyższa ewolucyjnie, tylko popukała się w głowę i zajęła się poszukiwaniem tego peronu, co to niby ma się pojawić, jak Krzysio uwierzy.
Krzysiowe wysiłki nie poszły najwidoczniej na marne, bo już po chwili dziewczyna wykrzyknęła:
- Jest! Patrzcie!
Wskazała na jeden z licznych tutaj filarów, zdobnych w owoc twórczości literackiej okolicznej (i nie tylko, w końcu jesteśmy na stacji kolejowej) młodzieży. Pomiędzy licznymi autografami ("Juzek ze Świnouścia - byuem tó"), wyznaniami miłości ("Koham Marjole z Gożowa, Włodek") i przynależności klubowej ("Pogoń Szczecin rólz"), ofertami matrymonialnymi ("Poznam wysoką wykrztałconom blądynkę w celu wymiany intelektualnej") i życiowymi mądrościami ("Co mi w tej szkole powiedzą, czego w necie nie znajdę???") widniał niepozorny, nierzucający się w oczy napis: "Peron Dziewięć Przecinek Siedemdziesiąt Pięć Procent". Poniżej ktoś przykleił karteczkę z niedbale nabazgraną informacją: "Z przyczyn technicznych korzystanie na własną odpowiedzialność. Najbliższy w pełni sprawny Peron Dziewięć Przecinek Siedemdziesiąt Pięć Procent we Wrocławiu".
Nastąpiła nader niewygodna chwila całkowitej konsternacji.
Potem Krzysio zdecydowanym ruchem zdarł karteczkę.
- No i co teraz? - zapytał. Szczur poinstruował go:
- Teraz tylko musisz z całej walnąć głową w ten filar, a zostaniemy przeniesieni w odpowiednie miejsce.
- Dobra! Z dyńki go!
- Mam nadzieję, że zadziała - powiedziała Malwinka, patrząc na szykującego się do ciosu brata. - Ale chyba nic mu się nie poprzestawia, co?
- Wątpię. Można się co najwyżej obawiać, że uderzenie wręcz dodatnio wpłynie na jego sprawność umysłową.
- Dlaczego? - zainteresowała się Malwinka.
- Skala IQ nie ma wartości ujemnych.
- Aha.
Krzysio nabrał rozpędu. Po chwili rozległ się odgłos oznaczający zderzenie dwóch ciał, z których jedno zyskało wgniecenie w kształcie Krzysiowej głowy.
Nic się nie działo.
- Nic się nie dzieje - powiedziała Malwinka.
Wtedy się zadziało.
Na naszych bohaterów opadła ciemność nieprzenikniona niby noc. Niezalecany z bliżej nieokreślonych przyczyn technicznych Peron Dziewięć Przecinek Siedemdziesiąt Pięć Procent przenosił ich w bliżej nieokreślone miejsce w bliżej nieokreślonej czasoprzestrzeni. Szansa, że trafią w jakieś miłe, bezpieczne miejsce, a fragmenty ich ciał nie będą rozsiane w promieniu pięciu kilometrów, wynosiła jeden na milion.
Szanse jeden na milion sprawdzają się... w jednym przypadku na milion, co jest najzupełniej oczywiste. A czego innego się spodziewaliście? To nie literatura, to życie.
Z drugiej strony, jeśli natura obdarzyła kogoś tak marnymi zdolnościami umysłowymi i rymotwórczymi (Krzysio) oraz tragicznym wyczuciem smaku (Malwinka), to zapewne musiała to czymś wynagrodzić. Na przykład niewyobrażalnym wręcz, ślepym szczęściem - w myśl pewnego ludowego przysłowia.
Co do Szczura, to ziemska natura była tak zaskoczona istnieniem gadającego gryzonia, że z rozpędu i jemu dała skorzystać z szansy jednej na milion.
Nad Zdrojami oberwała się chmura. Ciemnowłosa melomanka z pewnego parteru opierała się o okienny parapet, kiwając głową w rytm muzyki. Na widok strug deszczu uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała, co się w tej chwili dzieje na stacji kolejowej Szczecin-Zdroje. Wiedziała też, co stanie się dalej. Wciąż się uśmiechając, upiła z trzymanego w ręce kubka łyk herbaty karmelowej z miodem i cukrem waniliowym, po czym znów zasiadła przy klawiaturze komputera. Spojrzała na napisane przed kilkoma chwilami linijki:
"Wtedy się zadziało..."
- Pamiętaj, nigdy nie daj się zwieść pozorom! - powiedział kapitan Kubełek, przekraczając leżące na zbrukanym posoką trotuarze zwłoki niedawnego przywódcy praskiego półświatka. - My, bojownicy o miłość i sprawiedliwość, musimy stale być czujni.
- Tak, mistrzu - wyszeptał żarliwie Krzysio. Wzruszenie ścisnęło go za gardło. Nie przypuszczał, że kiedyś stanie twarzą w twarz ze swoim idolem i wzorem do naśladowania. Pragnął, aby ta chwila trwała wiecznie...
Ktoś zdzielił go po twarzy. Sceneria zmieniała się. Przeurocze zaułki Pragi Północ rozmyły się w niebyt, zastąpione przez, jakże jednostajny i prozaiczny, las.
- Wstawaj, imbecylu! - głos ten nie należał bynajmniej do pięknej partnerki Kubełka, Franciszki Kunegundy, która przecież została pożarta przez krokodyla w odcinku inaugurującym trzecią serię "Kryminalnych zagadek Pragi Północ". Hodowca krokodyli, Alfonso Julio Eduardo Alvarez de Costa-Brava Barbados, stał się wówczas wrogiem numer jeden dla, zrozpaczonego po śmierci ukochanej, Kubełka.
Ale przed Krzysiem nie stała Franciszka Kunegunda.
- Co się gapisz? - zapytała Malwinka, nie podobna do niej nawet w połowie. - Zrób coś! Szczur zniknął!
- Co?! - Krzysio zerwał się na równe nogi. Panicznie rozejrzał się dookoła. Nie ulegało wątpliwości, że byli w lesie. Co więcej, Krzysio dobrze znał ten las. Przed nimi rozciągała się bowiem ciemna tafla jeziorka Szmaragdowego. Ściemniało się. I, o dziwo, nie padało, chociaż blokowisko mieściło się jakieś dwa kilometry dalej. Wszystko wskazywało na to, że karteczki z ostrzeżeniem nie należało lekceważyć, a Peron przeniósł ich nie tam, gdzie powinien.
- I co ty na to? - zapytała cicho Malwinka. Między drzewami coś zaszeleściło, zaszumiało, zahuczało, budując nieodzowną w każdym horrorze atmosferę grozy i nerwowego wyczekiwania na... coś wielkiego, kudłatego i zębatego. I bardzo, ale to bardzo wygłodniałego.
Czy coś w ten deseń.
- Gdzie jest Szczur?
- Nie wiem... Jak rąbnąłeś w ten słup, zrobiło się ciemno... i coś się zadziało - przerażenie zawisło na uszminkowanych wargach Malwinki. - A potem już tu byliśmy.
- A kapitan Kubełek?
- Jaki Kubełek? Kubełek to ty masz zamiast łba, ty...
Zanim Malwinka wymyśliła jakąś stosowną obelgę, głos uwiązł jej w gardle, bo oto ktoś wyłaniał się powoli z głębi lasu. Mamusia zawsze ostrzegała, żeby nie spacerować po lesie o zmroku, bo o tej porze roi się tam od zboczeńców, gwałcicieli, morderców i pijanej, zdeprawowanej młodzieży. Jeśli chodzi o tych ostatnich, to Malwinka akurat miałaby sporo do powiedzenia, ale wolała nie popisywać się swoją dogłębną znajomością tematu.
Wysoki mężczyzna, który wyszedł spomiędzy drzew, miał na sobie śnieżnobiały garnitur i krwistoczerwony krawat. Jasne, prawie białe włosy, miękko opadały mu na ramiona. Uśmiechnął się do Krzysia i Malwinki, a właściwie to tylko do Malwinki.
- To ja - powiedział łagodnie. - Widzicie mnie w mojej prawdziwej postaci.
- Szczur? - zapytała z niedowierzaniem Malwinka. Odruchowo, jak zawsze gdy stała przed potencjalnie interesującym osobnikiem płci męskiej, wciągnęła brzuch i wypięła biust. Czy co tam miała.
- Zgadza się - rzekł mężczyzna i podszedł do niej. - Myślę, że teraz możemy...
- Nie! - wrzasnął Krzysio po chwili intensywnego wysiłku umysłowego.
- Co? - zapytali jednocześnie Malwinka i jasnowłosy facet w idiotycznym garniturze.
- Nie jesteś Szczurem! Kłamiesz!
- Krzysiu! - wyszeptała Malwinka.
- Nie jestem Krzysiem! - oznajmił z determinacją chłopak. - Jestem DresManem! Kapitan Kubełek kazał mi być czujnym!
- Kretyn - rzucił mężczyzna, obejmując Malwinkę w pasie. Ta spoglądała to na jednego, to na drugiego, nie mogąc się zdecydować, który z widoków bardziej godzien jest zapamiętania.
- Nie ufaj pozorom, albowiem są one złudne. Nic nie jest takie, na jakie wygląda...
- Nie słuchaj go - syknął blondyn. - Naoglądał się seriali i mu głupawka odwala.
- Nie jesteś Szczurem! - Krzysio oskarżycielskim gestem wyciągnął przed siebie palec. - Podajesz się za niego, żeby zdobyć nasze zaufanie, ale DresMana nie uda ci się oszukać!
- Co ty... - zaczęła Malwinka, ale silne ramię zacisnęło się na jej gardle.
- Dobrze więc - wycedził mężczyzna. - Teraz ty posłuchaj. I nie ruszaj się, bo ona zginie.
Ostrzeżenie nie było potrzebne, bo Krzysio prewencyjnie stał już jak wrośnięty w ściółkę - ale brzmiało stylowo.
- Rozpracowałeś mnie, marna imitacjo kapitana Kubełka. A może wydaje wam się, że przeszkodzicie w zniszczeniu waszego świata?
- Gdzie jest Szczur? - odezwała się Malwinka. - I kim ty jesteś?
- Dobre pytanie - nieznajomy błysnął w uśmiechu zębami, które swemu wykonawcy przyniosłyby tytuł Honorowego Członka Loży Dentystów Polskich. - Jestem prawą ręką Jego Wysokości, Największego Kosmicznego Imperatora, który postanowił wylać całą Ziemię betonem i uczynić z niej najwspanialszy Galaktyczny Parking. Póki co, oczyściliśmy na Księżycu teren pod najwspanialszą Galaktyczną Budkę Dozorcy! A to oznacza koniec waszego świata, tak jak zginął świat Kosmicznych Szczurów. Ja zaś mam dopilnować, aby nikt w tym nie przeszkodził i zadbam o to, jakem Międzywymiarowy Agent Specjalny, Protazy!
Przez chwilę panowała cisza pełna napięcia, gdy Krzysio i Malwinka przetwarzali otrzymaną właśnie informację. Zanim zdążyli zareagować, to znaczy zdecydować się na bohaterski atak, bądź też na równie bohaterską ucieczkę, dobiegł ich głos:
- Obywatelu, zabierzcie łapy od tej niewinnej dziewicy!
Głos dochodził z góry. Po krótkiej dezorientacji udało się zlokalizować jego źródło, kilka metrów nad głową Protazego. Źródło, zdobne w łopoczącą malowniczo na wietrze pelerynę, czapkę-kominiarkę i ciemne okulary, w jednej dłoni dzierżące dumnie białą pałkę, a w drugiej - czerwonego goździka, z godnym podziwu uporem starało się nie spaść z dość podejrzanie wyglądającej gałęzi.
- Ja cię uratuuuuu... - zdążyło jeszcze zakomunikować źródło, zanim rozległ się głośny trzask i całkiem niewinne drzewo okazało się nader perfidne i pozbawione wyczucia sytuacji.
Sądząc po okolicznościach, można było się spodziewać, że obrońca dziewic uciśnionych spadnie z kocią gracją, po czym, klęcząc na jedno kolano, rzuci oszałamiające spojrzenie znad ciemnych szkieł. Jednak donośne ŁUP kojarzyło się raczej ze zrzucanym z dwunastego piętra workiem kartofli.
Malwinka, widząc, iż tor lotu worka kartofli jest obiecujący, w ostaniej chwili wyrwała się oniemiałemu Protazemu i odsunęła na bezpieczną odległość. Peleryniarz widocznie również obdarzon został przez naturę owym przysłowiowym łutem szczęścia, gdyż spadł prosto na Protazego, przygniatając go do gleby.
Goździk z wolna opadł do stóp Malwinki.
Już wkrótce w kinach! Horteks-Szczur na dużym ekranie! W roli posterunkowego Wyczesanego - Bogusław Linda! Pędź do kina, a być może w pudełku z popcornem znajdziesz ekskluzywnego szczura!
*) Tierra Santa - "Tu mision"
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.