scenarzyści odrobili lekcje i tym razem zadbali o mniej miałkiego, za to rozwijającego się wraz z postępem fabuły bohatera.
Nie powiedziałbym. Korra zaczęła jako agresywna chłopczyca, dostała parę lekcji pokory i... wciąż była agresywną chłopczycą bez żadnego przemyślenia ujawniającą odkrytą tożsamość Amona. Zaś jej problemy z Airbendingiem i duchowymi aspektami bycia Avatarem zostały rozwiązane niemalże od ręki.
Aang w pierwszym sezonie znacznie bardziej się rozwinął zdając sobie sprawę z odpowiedzialności jaką na nim spoczywa oraz ucząc się radzić sobie z duchowymi aspektami.
O ile motywacje i problemy Aanga były banalne
Motywacją Aanga od początku do końca było to, że zawiódł swój lud i w efekcie został on w całości wybity i świat na 100 lat objęła wojna a na liście jego problemów było to, że Fire Nation mieli tendencje do spalania wiosek w których się pojawiał. Korra chciała po prostu przeżyć jakąś przygodę i wyjść z swoje ukrycia, a po tym przełamać swój strach przed Amonem którego ludzie w sumie nigdy nikogo nie zabili.
I choć opowieść nie obywa się bez morału, dostrzeżenie go pozostawiono widzom, oszczędzając zbędnej łopatologii
Bij problem półki się nie rozwiąże a jak to nie działa angstuj dostatecznie mocno?
Podstawową słabością sezonu są antagoniści. O ile Equaliści mają wyższe podłoże moralne niż Fire Nation nie posiadają oni ani jednej sympatycznej postaci, podczas gdy w pierwszym sezonie mieliśmy Zuko, Iroha i w jednym odcinku sympatycznych żołnierzy a w drugim cywili. Tenzin i Lin to jedyne postacie wypadające bardzo dobrze na tle oryginalnej serii a zakończenie jest znacznie gorsze od zakończenia i pierwszego sezonu (Amon okazał się de facto fillerowym złoczyńcą, nawet Zhao ma się przy nim pochwalić JAKIMŚ sukcesem) i serii (Aang przynajmniej wygrał siłą pacyfistycznego przesłania serii, Korra nawet tego nie miała).
Animacja i muzyka to główna siła Legendy i choć ogląda się to przyjemnie, to ten sezon nie zasługuje na ocenę powyżej 7/10.
Nie powiedziałbym. Korra zaczęła jako agresywna chłopczyca, dostała parę lekcji pokory i... wciąż była agresywną chłopczycą bez żadnego przemyślenia ujawniającą odkrytą tożsamość Amona. Zaś jej problemy z Airbendingiem i duchowymi aspektami bycia Avatarem zostały rozwiązane niemalże od ręki.
Aang w pierwszym sezonie znacznie bardziej się rozwinął zdając sobie sprawę z odpowiedzialności jaką na nim spoczywa oraz ucząc się radzić sobie z duchowymi aspektami.
Motywacją Aanga od początku do końca było to, że zawiódł swój lud i w efekcie został on w całości wybity i świat na 100 lat objęła wojna a na liście jego problemów było to, że Fire Nation mieli tendencje do spalania wiosek w których się pojawiał. Korra chciała po prostu przeżyć jakąś przygodę i wyjść z swoje ukrycia, a po tym przełamać swój strach przed Amonem którego ludzie w sumie nigdy nikogo nie zabili.
Bij problem półki się nie rozwiąże a jak to nie działa angstuj dostatecznie mocno?
Podstawową słabością sezonu są antagoniści. O ile Equaliści mają wyższe podłoże moralne niż Fire Nation nie posiadają oni ani jednej sympatycznej postaci, podczas gdy w pierwszym sezonie mieliśmy Zuko, Iroha i w jednym odcinku sympatycznych żołnierzy a w drugim cywili. Tenzin i Lin to jedyne postacie wypadające bardzo dobrze na tle oryginalnej serii a zakończenie jest znacznie gorsze od zakończenia i pierwszego sezonu (Amon okazał się de facto fillerowym złoczyńcą, nawet Zhao ma się przy nim pochwalić JAKIMŚ sukcesem) i serii (Aang przynajmniej wygrał siłą pacyfistycznego przesłania serii, Korra nawet tego nie miała).
Animacja i muzyka to główna siła Legendy i choć ogląda się to przyjemnie, to ten sezon nie zasługuje na ocenę powyżej 7/10.