Kompletnie nie zgadzam się z powyższą recenzją, jestem wielce zdziwiony tymi zachwytami recenzentki.
Ten film nawet nie jest filmem fantasy, to raczej taki miks filmu akcji z filmem fantasy, z przewagą tego pierwszego (zamiast drugiego).
Kontrowersyjne sceny z książki (np. kliknij: ukryte akcja z beczkami), zostały tutaj przedstawione jeszcze bardziej kontrowersyjnie - nie ma w tym żadnej logiki, akcja też prezentują się kiepsko (zdecydowanie za szybka praca kamery).
Powycinano lub bardzo okrojono ciekawsze sceny z książki np. kliknij: ukryte wątek Beorna, zamiast tego dodano wiele scen-zapychaczy, które wzbudziły u mnie tylko irytację np. kliknij: ukryte no błagam, krasnoludzko-elficki mezalians...obowiązkowe laf story ala holiłood...profanacja tytułu, naprawdę - mogli sobie to darować, takie wątki pasowały tutaj jak pięść do nosa.
Dodatkowy motyw z kliknij: ukryte Sauronem też pozostawia wiele do życzenia.
W tej części skupiono się bardziej na innych postaciach niż na Bilbo... wyszło to słabo.
O ile w pierwszej części bardzo podobała mi się kreacja bohaterów, to w tej części było słabiutko.
Plus za głos smoka, jednak sama akcja w książce wyglądało inaczej - lepiej.
Czy piszę to z perspektywy fana Tolkiena?
Otóż - nie. Nie czytałem LOTR'a, trylogia średnio mi się podobała, natomiast książka: ,,Hobbit" była świetna, podobnie jak pierwsza część filmu.
Natomiast druga część... kiepska, po prostu kiepska.
Rozdzieliłem swoją ocenę (żeby było sprawiedliwiej):
- jako film (pseudo)fantasy = 5,5/10.
- jako adaptacja książki = 1,5/10.
generalnie, to nie wiem skąd te zachwyty autorki recenzji - to było po prost słabe.
to w kwestii samego wydania mogę pogratulować Kotori naprawdę dobrej roboty. Moim zdaniem wydawnictwu udało się znaleźć złoty środek pomiędzy jakością a ceną
Chyba już czas odejść na emeryturę, bo dawno już takich głupot nie wyczytałem.
Przekład jest skopany po całości, dużo źle przetłumaczonych pojęć i dużo źle przełożonych zdań.
Dziwnym trafem polska wersja nie zgadza się z tym, co jest w wydaniu Yen Pressu, ani z tym, co było w fanowskim tłumaczeniu... ot, takich to mamy lepszych tłumaczy.
Już nawet nie wspominając o pominięciu ważnego fragmentu i przetłumaczeniu "zmiany tanka" na "przejście".
No i sporo zdań brzmi idiotycznie lub jak kalka z angielskiego... okej, jak ktoś mnie następnym razem spyta o "niezależność" Tanuki, to mu powiem, że zostało kupione.
Recenzja jest sponsorowana i niestety — próżno w niej szukać obiektywizmu.
W każdym razie — zastanawia mnie, czy autor recenzji nie jest częścią wydawnictwa Kotori, bo naprawdę trudno wytłumaczyć to, jak bardzo recenzja rozmija się z rzeczywistą jakością wydania.
Jeszcze coś (i wybaczcie taki spam, widocznie bardzo chaotycznie zbieram myśli) — trochę mnie poniosło z tym kupnem i sponsorem, więc przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony.
Natomiast nadal nie mogę odpędzić się od wrażenia, że recenzja jest bardzo nieobiektywna, a argumenty w niej często bzdurne... no bo jak nazwać zaletą "brak słownictwa MMO", kiedy jest ono nieodłączną częścią książki?
Poza tym potrzebna jest pewna konsekwencja, trudno mi sobie wyobrazić wybrnięcie potem z tej sytuacji. Wszystko dziwnie spolszczone, a potem typowy "tank"?
Bo przetłumaczyć się tego nie da i wszyscy gracze używają tego określenia.
Błędów języków (nawet nieszczęsne przecinki w konstrukcjach "mimo że") też trochę jest, a argument złego tłumaczenia już poruszałem, więc nie będę się powtarzać.
Ogółem jestem nieco zaszokowany pochlebną recenzją wydania, która nie umywa się do Yen Pressu i ma wiele bzdurnych udziwnień (Na Boga... dajcie chociaż "graczy" zamiast "playerów", a nie jakieś "zawodniki" i inne cuda).
I w sumie dziwi mnie, dlaczego recenzji nie pisał np. Slova, który dobrze zna MMO i SAO, tylko ktoś średnio wiedzący, co się tak właściwie dzieje.
na występującym tam (w polskim tłumaczeniu) słownictwem, którego ani na chłopski rozum nie umiałam sobie wyjaśnić. Dopiero musiałam specjalnie iść na Internety, żeby sprawdzić, co to takiego te "czołgi" i inne bzdury
No nie wiem, czy takie bzdury.
Dla mnie jakieś "Przejścia" są całkowicie niezrozumiałe, bo w grach po prostu "zmienia się tanka".
Problem z "uczłowieczaniem" jest taki, że ja np. nie jestem w stanie takiej książki przeczytać, bo terminologia przyprawia mnie o typowy ból wiadomo czego.
Poza tym nie wyobrażam sobie np. czytać książki o lekarzach i co... zamiast podawać nazwy składników leków będziemy walić definicję na pół strony?
Od takich rzeczy są przypisy i powinno się ich używać, ew. Google też nie bolą.
Albo lepiej — książka o prawnikach.
I teraz będziemy wszystkie łacińskie wtręty tłumaczyć na polski, żeby laicy rozumieli?
Gdzie tu realizm, gdzie tu klimat?
Pomijam już nawet fakt, ile angielskich wtrętów jest w samej książce czy bajce... taka sama sprawa ma się z Log Horizonem, gdzie w bajce ciągle gadają po angielsku i jakoś nie widzę, żeby ktoś z "dropowania" robił jakieś "podnoszenie przedmiotów".
Nie piszcie slangu na nowo.
I ja tego nowomową nazwać nie nazwę, bo nowomowa nie ma nic wspólnego z żargonem/slangiem, który występuje w konkretnej kulturze.
Zresztą to nawet lepiej brzmi, jak gracze bawią się językiem i zamiast z "rogue" robić "łotrzyka", robią "rogala".
W sumie tym wygodniejsze, że lepiej się pamięta oryginalną nazwę, a często gra się z ludźmi zza granicy.
co uważam za kompletny gniot nie warty mojego zachodu
No też prawda.
Tak czy siak — w książce jest też trochę błędów językowych i merytorycznych (Iskra Asuna?).
Tłumaczenie podchodzi pod bajkopisarstwo... wystarczy porównać Yen Press z wersją fanowską (angielską), gdzie oba przekłady są zgodne, a po polsku jakieś rzeczy z kosmosu...
Zastanawia mnie też motanie tym unikaniem słownictwa... w końcu zamiast "na raidzie" (jak w YP) mamy "też tam byliśmy"... czyli gdzie?
Tak czy siak — sama książka jest oczywiście gniotem takim samym jak bajka, ale było to pierwsze, głośne wydanie powieści w Polsce i człowiek oczekiwał czegoś dobrego... niestety, polska wersja słabiutka.
Zmoderowano. Ostrzeżenie dla Kamiyana - jeszcze jeden taki tekst i dostaniesz bana. Proszę się trzymać rzeczowych argumentów w dyskusji.
Średniak
Kompletnie nie zgadzam się z powyższą recenzją, jestem wielce zdziwiony tymi zachwytami recenzentki.
Ten film nawet nie jest filmem fantasy, to raczej taki miks filmu akcji z filmem fantasy, z przewagą tego pierwszego (zamiast drugiego).
Kontrowersyjne sceny z książki (np. kliknij: ukryte akcja z beczkami), zostały tutaj przedstawione jeszcze bardziej kontrowersyjnie - nie ma w tym żadnej logiki, akcja też prezentują się kiepsko (zdecydowanie za szybka praca kamery).
Powycinano lub bardzo okrojono ciekawsze sceny z książki np. kliknij: ukryte wątek Beorna, zamiast tego dodano wiele scen-zapychaczy, które wzbudziły u mnie tylko irytację np. kliknij: ukryte no błagam, krasnoludzko-elficki mezalians...obowiązkowe laf story ala holiłood...profanacja tytułu, naprawdę - mogli sobie to darować, takie wątki pasowały tutaj jak pięść do nosa.
Dodatkowy motyw z kliknij: ukryte Sauronem też pozostawia wiele do życzenia.
W tej części skupiono się bardziej na innych postaciach niż na Bilbo... wyszło to słabo.
O ile w pierwszej części bardzo podobała mi się kreacja bohaterów, to w tej części było słabiutko.
Plus za głos smoka, jednak sama akcja w książce wyglądało inaczej - lepiej.
Czy piszę to z perspektywy fana Tolkiena?
Otóż - nie. Nie czytałem LOTR'a, trylogia średnio mi się podobała, natomiast książka: ,,Hobbit" była świetna, podobnie jak pierwsza część filmu.
Natomiast druga część... kiepska, po prostu kiepska.
Rozdzieliłem swoją ocenę (żeby było sprawiedliwiej):
- jako film (pseudo)fantasy = 5,5/10.
- jako adaptacja książki = 1,5/10.
generalnie, to nie wiem skąd te zachwyty autorki recenzji - to było po prost słabe.
LOl
Chyba już czas odejść na emeryturę, bo dawno już takich głupot nie wyczytałem.
Przekład jest skopany po całości, dużo źle przetłumaczonych pojęć i dużo źle przełożonych zdań.
Dziwnym trafem polska wersja nie zgadza się z tym, co jest w wydaniu Yen Pressu, ani z tym, co było w fanowskim tłumaczeniu... ot, takich to mamy lepszych tłumaczy.
Już nawet nie wspominając o pominięciu ważnego fragmentu i przetłumaczeniu "zmiany tanka" na "przejście".
No i sporo zdań brzmi idiotycznie lub jak kalka z angielskiego... okej, jak ktoś mnie następnym razem spyta o "niezależność" Tanuki, to mu powiem, że zostało kupione.
Recenzja jest sponsorowana i niestety — próżno w niej szukać obiektywizmu.
Poprawiono autora cytatu na właściwego.
Moderacja
P
"Autor: Altramertes"
A, i przepraszam za pomyłkę autora.
Źle spojrzałem.
W każdym razie — zastanawia mnie, czy autor recenzji nie jest częścią wydawnictwa Kotori, bo naprawdę trudno wytłumaczyć to, jak bardzo recenzja rozmija się z rzeczywistą jakością wydania.
Coś
Jeszcze coś (i wybaczcie taki spam, widocznie bardzo chaotycznie zbieram myśli) — trochę mnie poniosło z tym kupnem i sponsorem, więc przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony.
Natomiast nadal nie mogę odpędzić się od wrażenia, że recenzja jest bardzo nieobiektywna, a argumenty w niej często bzdurne... no bo jak nazwać zaletą "brak słownictwa MMO", kiedy jest ono nieodłączną częścią książki?
Poza tym potrzebna jest pewna konsekwencja, trudno mi sobie wyobrazić wybrnięcie potem z tej sytuacji. Wszystko dziwnie spolszczone, a potem typowy "tank"?
Bo przetłumaczyć się tego nie da i wszyscy gracze używają tego określenia.
Błędów języków (nawet nieszczęsne przecinki w konstrukcjach "mimo że") też trochę jest, a argument złego tłumaczenia już poruszałem, więc nie będę się powtarzać.
Ogółem jestem nieco zaszokowany pochlebną recenzją wydania, która nie umywa się do Yen Pressu i ma wiele bzdurnych udziwnień (Na Boga... dajcie chociaż "graczy" zamiast "playerów", a nie jakieś "zawodniki" i inne cuda).
I w sumie dziwi mnie, dlaczego recenzji nie pisał np. Slova, który dobrze zna MMO i SAO, tylko ktoś średnio wiedzący, co się tak właściwie dzieje.
No nie wiem, czy takie bzdury.
Dla mnie jakieś "Przejścia" są całkowicie niezrozumiałe, bo w grach po prostu "zmienia się tanka".
Problem z "uczłowieczaniem" jest taki, że ja np. nie jestem w stanie takiej książki przeczytać, bo terminologia przyprawia mnie o typowy ból wiadomo czego.
Poza tym nie wyobrażam sobie np. czytać książki o lekarzach i co... zamiast podawać nazwy składników leków będziemy walić definicję na pół strony?
Od takich rzeczy są przypisy i powinno się ich używać, ew. Google też nie bolą.
Albo lepiej — książka o prawnikach.
I teraz będziemy wszystkie łacińskie wtręty tłumaczyć na polski, żeby laicy rozumieli?
Gdzie tu realizm, gdzie tu klimat?
Pomijam już nawet fakt, ile angielskich wtrętów jest w samej książce czy bajce... taka sama sprawa ma się z Log Horizonem, gdzie w bajce ciągle gadają po angielsku i jakoś nie widzę, żeby ktoś z "dropowania" robił jakieś "podnoszenie przedmiotów".
Nie piszcie slangu na nowo.
I ja tego nowomową nazwać nie nazwę, bo nowomowa nie ma nic wspólnego z żargonem/slangiem, który występuje w konkretnej kulturze.
Zresztą to nawet lepiej brzmi, jak gracze bawią się językiem i zamiast z "rogue" robić "łotrzyka", robią "rogala".
W sumie tym wygodniejsze, że lepiej się pamięta oryginalną nazwę, a często gra się z ludźmi zza granicy.
No też prawda.
Tak czy siak — w książce jest też trochę błędów językowych i merytorycznych (Iskra Asuna?).
Tłumaczenie podchodzi pod bajkopisarstwo... wystarczy porównać Yen Press z wersją fanowską (angielską), gdzie oba przekłady są zgodne, a po polsku jakieś rzeczy z kosmosu...
Zastanawia mnie też motanie tym unikaniem słownictwa... w końcu zamiast "na raidzie" (jak w YP) mamy "też tam byliśmy"... czyli gdzie?
Tak czy siak — sama książka jest oczywiście gniotem takim samym jak bajka, ale było to pierwsze, głośne wydanie powieści w Polsce i człowiek oczekiwał czegoś dobrego... niestety, polska wersja słabiutka.
Zmoderowano. Ostrzeżenie dla Kamiyana - jeszcze jeden taki tekst i dostaniesz bana. Proszę się trzymać rzeczowych argumentów w dyskusji.
Moderacja