Jeżeli chodzi o Holmesa, dawno nie widziałam we współczesnym kinie czegoś, co miałoby fabułę i było dobre. Kiedy usłyszałam o ekranizacji Holmesa, na początku więc jęknęła,... nie, ktokolwiek by tego nie dawał, to jest kino amerykańskie i skierowane dla nikogo innego jak tych od McDonalda.
Film oceniam pozytywniej niż ty, Iko _^_ organizacja nawet się wpasowywała w standardy XIX wieku, chociaż raczej pierwszej połowy, ale takie zakony istniały i trudno temu zaprzeczyć. Ich kwestię rozwiązano moim zdaniem z dozą szopki, jakiej naturalnie potrzebowały, a równocześnie - nie było wszędzie tego mistycyzmu, jaki roztaczały. Od początku do końca oddzielona była wizja wydarzeń "oficjalnie" oraz z perspektywy Holmesa. Swoją drogą duet jego i Watsona byli bodaj najlepiej wygraną parą w tym filmie.
Która postać mnie raczej irytowała, był to nie Blackwood (on był po prostu zły, zostawmy go z boku. no i miał nierównego zęba) a Irene. Odnosiłam przez jakiś czas wrażenie, że postać była w filmie z leksza niepotrzebna - o ile książkowo przyćmiewany przez Sherlocka był Watson, o tyle filmowo to jej rola, mimo pokazanego potencjału postaci, jest wybitnie i doszczętnie drugoplanowa. Na dodatek układa się to w iście amerykański schemat.
Słowem o muzyce - dawno nie słyszałam nic tak klimatycznego i... specyficznego, aby wpisywało się w klimat filmu. Oczywiście, większość produkcji dzisiaj ma dość dobrą muzykę, takie są standardy, ale Zimmer zrobił coś takiego, że w Sherlocku ta muzyka JEST i to widz wręcz CZUJE. Jak myślisz nawet o fabule filmu, przypomina ci się OST, jak słuchasz OSTa, myślisz o filmie.
Podsumowując, film bardzo mi się podobał, warto go obejrzeć, chociaż, ze względu na to co uiściła autorka w recenzji, trudno go polecić autorom twórczości pana Doyle'a.
Nie powiem, ale kiedy obejrzałam Zmierzch, utraciłam wszelką nadzieję. Gorsze od tego były wa filmy, jakie oglądałam:
1. 17 again
2. High School Musical.
Jeżeli rozchodzi się o fabułę, główne zarzuty Shizuku bardzo ładnie przedstawiła. Nie zgodzę się z nią tylko w jednej kwestii - szary filtr na kamerze + charakteryzacja Pattisona nie wyglądały dobrze. Ba, wyglądały fatalnie, Edward wyglądał jak czterodniowy topielec, u którego i tak szerokie brwi były tak rzucające się w oczy, że budził skojarzenia bardziej z potworem Frankensteina (mimika nawet pasuje) niż tajemniczym (jakim zasadniczo miał być) i pociągającym wampirem. Bella nie prezentowała się lepiej, ba, pewien dredziasty wampir którego imienia nie mogę spamiętać, przez szary filtr prezentował się jakby miał skórę nie brązową, a raczej o barwie grafitu. Przesadzili z filtrem.
Jeżeli chodzi o Holmesa, dawno nie widziałam we współczesnym kinie czegoś, co miałoby fabułę i było dobre. Kiedy usłyszałam o ekranizacji Holmesa, na początku więc jęknęła,... nie, ktokolwiek by tego nie dawał, to jest kino amerykańskie i skierowane dla nikogo innego jak tych od McDonalda.
Film oceniam pozytywniej niż ty, Iko _^_ organizacja nawet się wpasowywała w standardy XIX wieku, chociaż raczej pierwszej połowy, ale takie zakony istniały i trudno temu zaprzeczyć. Ich kwestię rozwiązano moim zdaniem z dozą szopki, jakiej naturalnie potrzebowały, a równocześnie - nie było wszędzie tego mistycyzmu, jaki roztaczały. Od początku do końca oddzielona była wizja wydarzeń "oficjalnie" oraz z perspektywy Holmesa. Swoją drogą duet jego i Watsona byli bodaj najlepiej wygraną parą w tym filmie.
Która postać mnie raczej irytowała, był to nie Blackwood (on był po prostu zły, zostawmy go z boku. no i miał nierównego zęba) a Irene. Odnosiłam przez jakiś czas wrażenie, że postać była w filmie z leksza niepotrzebna - o ile książkowo przyćmiewany przez Sherlocka był Watson, o tyle filmowo to jej rola, mimo pokazanego potencjału postaci, jest wybitnie i doszczętnie drugoplanowa. Na dodatek układa się to w iście amerykański schemat.
Słowem o muzyce - dawno nie słyszałam nic tak klimatycznego i... specyficznego, aby wpisywało się w klimat filmu. Oczywiście, większość produkcji dzisiaj ma dość dobrą muzykę, takie są standardy, ale Zimmer zrobił coś takiego, że w Sherlocku ta muzyka JEST i to widz wręcz CZUJE. Jak myślisz nawet o fabule filmu, przypomina ci się OST, jak słuchasz OSTa, myślisz o filmie.
Podsumowując, film bardzo mi się podobał, warto go obejrzeć, chociaż, ze względu na to co uiściła autorka w recenzji, trudno go polecić autorom twórczości pana Doyle'a.
omg lol
Nie powiem, ale kiedy obejrzałam Zmierzch, utraciłam wszelką nadzieję. Gorsze od tego były wa filmy, jakie oglądałam:
1. 17 again
2. High School Musical.
Jeżeli rozchodzi się o fabułę, główne zarzuty Shizuku bardzo ładnie przedstawiła. Nie zgodzę się z nią tylko w jednej kwestii - szary filtr na kamerze + charakteryzacja Pattisona nie wyglądały dobrze. Ba, wyglądały fatalnie, Edward wyglądał jak czterodniowy topielec, u którego i tak szerokie brwi były tak rzucające się w oczy, że budził skojarzenia bardziej z potworem Frankensteina (mimika nawet pasuje) niż tajemniczym (jakim zasadniczo miał być) i pociągającym wampirem. Bella nie prezentowała się lepiej, ba, pewien dredziasty wampir którego imienia nie mogę spamiętać, przez szary filtr prezentował się jakby miał skórę nie brązową, a raczej o barwie grafitu. Przesadzili z filtrem.
Pomyłka
Argh, pomyliłam recenzenta z korektorem. Zwracam honor.