Dla mnie jako czytelnika, rola recenzji ma dwa aspekty. Pierwszym i najważniejszym jest znalezienie wskazówek pozwalających wyrobić sobie zdanie na temat tego, czy powinienem film obejrzeć, czy też nie. Taka postawa bierze się u mnie nie z lenistwa, a z pragmatyzmu: zbyt wiele kolorowego chłamu trafia na rynek, bym w ciemno marnował czas i pieniądze na produkcje, o których później będę chciał jak najszybciej zapomnieć. Tu zaznaczam, że nigdy nie opieram się na jednej tylko recenzji i zwykłem sprawdzać tytuł u kilku źródeł, dopiero wtedy podejmując decyzję. Dlatego bardzo cenię sobie witrynę Rotten Tomatoes w przypadku filmów fabularnych (przepadam za czytaniem opinii krytyków, którzy mają zdanie odmienne niż większość ich kolegów po fachu) oraz recenzje alternatywne w Tanuki, w przypadku anime (szkoda, że na większości witryn dla animaniaków nie znajdziemy recenzji, a jedynie skąpe, kilkuzdaniowe opisy).
Drugiem aspektem, nie tak istotnym, ale o wiele ciekawszym, jest poszukiwanie w recenzjach innego spojrzenia na film, który już obejrzałem. Przepadam za tymi, które są w stanie zwrócić uwagę na niuanse, jakie umknęły mi w trakcie seansu, podają informacje dotyczące twórców czy procesu produkcji albo zawierają odniesienia do innych tytułów. Dzięki nim moja wiedza staje się bardziej przekrojowa, a satysfakcja z obejrzenia filmu - większa.
Natomiast dla mnie jako recenzenta-amatora, piszącego rzadko i z doskoku, recenzja to wyłącznie okazja do podzielenia się przemyśleniami i wrażeniami na temat tej części popkultury, który mnie interesuje. Jestem daleki od mesjanistycznej wizji recenzenta piszącego dla dobra własnego, Dziesiątej Muzy czy ludzkości. Niewykluczone, że gdybym w swoim środowisku miał przyjaciół dzielących ze mną animowaną pasję, wtedy potrzebę wygadania się na temat tego, co obejrzałem, realizowałbym przy piwie, w ulubionym barze. To właśnie uważam za największą wartość recenzji jako takiej: możliwość obszernego, popartego argumentami przedstawienia własnych poglądów ludziom, którzy prawdziwie interesują się tym, co i czym piszę, z którymi łączą mnie wspólne pasje i zainteresowania.
Dla mnie jako czytelnika, rola recenzji ma dwa aspekty. Pierwszym i najważniejszym jest znalezienie wskazówek pozwalających wyrobić sobie zdanie na temat tego, czy powinienem film obejrzeć, czy też nie. Taka postawa bierze się u mnie nie z lenistwa, a z pragmatyzmu: zbyt wiele kolorowego chłamu trafia na rynek, bym w ciemno marnował czas i pieniądze na produkcje, o których później będę chciał jak najszybciej zapomnieć. Tu zaznaczam, że nigdy nie opieram się na jednej tylko recenzji i zwykłem sprawdzać tytuł u kilku źródeł, dopiero wtedy podejmując decyzję. Dlatego bardzo cenię sobie witrynę Rotten Tomatoes w przypadku filmów fabularnych (przepadam za czytaniem opinii krytyków, którzy mają zdanie odmienne niż większość ich kolegów po fachu) oraz recenzje alternatywne w Tanuki, w przypadku anime (szkoda, że na większości witryn dla animaniaków nie znajdziemy recenzji, a jedynie skąpe, kilkuzdaniowe opisy).
Drugiem aspektem, nie tak istotnym, ale o wiele ciekawszym, jest poszukiwanie w recenzjach innego spojrzenia na film, który już obejrzałem. Przepadam za tymi, które są w stanie zwrócić uwagę na niuanse, jakie umknęły mi w trakcie seansu, podają informacje dotyczące twórców czy procesu produkcji albo zawierają odniesienia do innych tytułów. Dzięki nim moja wiedza staje się bardziej przekrojowa, a satysfakcja z obejrzenia filmu - większa.
Natomiast dla mnie jako recenzenta-amatora, piszącego rzadko i z doskoku, recenzja to wyłącznie okazja do podzielenia się przemyśleniami i wrażeniami na temat tej części popkultury, który mnie interesuje. Jestem daleki od mesjanistycznej wizji recenzenta piszącego dla dobra własnego, Dziesiątej Muzy czy ludzkości. Niewykluczone, że gdybym w swoim środowisku miał przyjaciół dzielących ze mną animowaną pasję, wtedy potrzebę wygadania się na temat tego, co obejrzałem, realizowałbym przy piwie, w ulubionym barze. To właśnie uważam za największą wartość recenzji jako takiej: możliwość obszernego, popartego argumentami przedstawienia własnych poglądów ludziom, którzy prawdziwie interesują się tym, co i czym piszę, z którymi łączą mnie wspólne pasje i zainteresowania.