Opowiadanie
Lets change the rules of our relationship
Część I
Autor: | Fimi |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Naruto |
Gatunki: | Dramat, Obyczajowy, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai |
Dodany: | 2010-05-29 08:00:52 |
Aktualizowany: | 2011-03-03 22:37:52 |
Następny rozdział
Dzwonek na lekcję.
Nastoletni blondyn, wyróżniający się spośród innych uczniów brakiem noszenia mundurka, podążał w kierunku sali, gdzie miały odbyć się pierwsze zajęcia w nowym lutowym dniu. Kroczył leniwie, bez pośpiechu, ze słuchawkami na uszach, słuchając rocka. Oczy miał zamknięte; pogwizdywał melodię słuchanej muzyki o niczym nie myśląc. Drogę znał na pamięć. Chociaż chodził do tej szkoły niecały rok, mógł bez problemu wszędzie dojść z zamkniętymi oczami. Jako częsty wagarowicz, bywał zmuszony do częstego ukrywania się w dobrych miejscach, na których szukanie poświęcił pierwsze miesiące pobytu w szkole.
Do niedawna był najgorszym uczniem, teraz - wbił się w szeregi przeciętnych. Dawno nie wagarował. Choć nie zawsze chętnie, regularnie zaczął uczęszczać na lekcje, a wszystko to za sprawą Uchihy Sasuke, który stał się jego rywalem.
Niebieskooki doszedł w końcu do sali, a gdy tylko otworzył drzwi, powitał go sarkastyczny głos nauczyciela:
- Uzumaki jak zawsze punktualny i zapewne spędził długie noce na przygotowanie się do testu - rzekł pan Uchida.
Zapomniał.
Na śmierć zapomniał o teście z matematyki. Przeklął cicho pod nosem, ściągając słuchawki na ramiona. Z walącym sercem usiadł w swojej ławce, zaraz przy ścianie, patrząc przestraszony na kartkę z pytaniami, którą nauczyciel podłożył mu pod nos.
Nic, a nic się nie uczył. Może i pamiętał coś tam z lekcji, ale na pewno nie była to wiedza wystarczająca, by dostać dobrą ocenę.
Zrobił to.
Odwrócił głowę w lewą stronę. Przy oknie, w pierwszej ławce, siedział Sasuke, którego ręka nie przestawała się poruszać. Ciemnowłosy musiał poczuć na sobie pełne zazdrości spojrzenie „rywala”, by po chwili zaszczycić go swoim wzrokiem. Naruto drgnął, gdy spojrzał jak uśmiecha się złośliwie w jego kierunku, z oczami przepełnionymi pychą. Naruto w środku już cały gotował się ze złości, ale nie zamierzał dać za wygraną.
„Pokonam Cię Sasuke, zobaczysz...”
Przerwa obiadowa.
W stołówce panował jak zwykle hałas, chociaż nie tak duży, jak to było w gimnazjum blondyna. Naruto bardzo często myślał o czasach z gimnazjum, o przyjaciołach, a w szczególności o swojej byłej dziewczynie. „Ciekawe co teraz robi? O czym myśli?” - myślał godzinami.
- Naruto? - Usłyszał.
- Taa...? - wydał z siebie wciąż zamyślony.
- Czyżbyś znów wędrował wśród chmur? - zapytał z lekkim uśmiechem czarnowłosy chłopak.
Tabuchi Sai o śnieżnobiałej cerze z trzeciej klasy. Zazwyczaj jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zawsze wyglądała tak samo, od czasu do czasu z pojawiającym się na niej lekkim uśmiechem. Z pewnością był uważany za dziwaka. Przyczepił się do Naruto, rzucając w jego stronę ciętymi ripostami, zwłaszcza dotyczącymi jego członka. Poza spotkaniami z Naruto i resztą, spędzał czas na rysowaniu, malowaniu i czytaniu książek dotyczących relacji z innymi ludźmi (w przyszłości chciał zostać psychologiem).
- Skoro mamy piątek, to może obczaimy dziś jakieś laski? - zaproponował chłopak o wielkiej tuszy mając w ustach pięć kawałków bekonu.
Akimichi Choji, dużo ważący chłopak o długich brązowych włosach. Jego znakiem rozpoznawczym było jedzenie. Nikt jeszcze nie widział go bez jedzenia w rękach, nawet w łóżku spał z paczką ziemniaczanych chipsów. Często jadł nawet na lekcji; miał na to zgodę, ponieważ był chory na cukrzycę. Wściekał się, gdy ktoś nazywał go grubasem i zawsze dochodziło wtedy do rękoczynów. Mimo to był miły i sympatyczny.
- Choji, nie zgrywaj amanta i tak ci to nie wychodzi. Wiem, że tak naprawdę chodzi ci o tę nowa pizzernię - rzekł kolejny ciemnowłosy chłopak z kucykiem na dole i dwoma srebrnymi kolczykami w uszach.
- Shikamaru, no wiesz... - Westchnął brązowowłosy.
Nara Shikamaru. Mógłby być największym geniuszem w szkole, lecz był również największym leniem pod słońcem. Nie był typem osoby, która chciała się wyróżniać, wolał pozostać w tłumie jako przeciętniak. Fani, pochwały, oczekiwania rodziców i nauczycieli - wszystko to byłoby dla niego zbyt upierdliwe. Z Chojim przyjaźnił się od małego. W młodszych czasach, większość uważała Chojiego za samolubnego grubasa z wypchaną pieniędzmi kieszenią. Shikamaru nie interesował się jego statusem, najważniejsze było to, że się dogadywali.
- Geez, więc może do kina? - zaproponował blondyn. - W sumie wszystko mi jedno gdzie pójdziemy, byle nie siedzieć tutaj, zwłaszcza, że możemy wychodzić tylko w weekendy.
- Mnie pasi - rzekł entuzjastycznie Choji.
- Taa... Jak chcecie. - Shikamaru ziewnął.
- Ja odpadam - odezwał się Sai.
- Czemu? - zapytał Naruto.
- Wyjeżdżam do rodziców na ten weekend. Ojciec obchodzi pięćdziesiąte urodziny i organizuje wielką uroczystość z tego powodu. Zjeżdża się cała rodzina i nie tylko. Więc nie mam wyboru...
- Ano, coś tam wspominałeś kiedyś o urodzinach ojca... - rzekł blondyn bez żadnych emocji.
Ze swoimi rodzicami nie widział się odkąd zamieszkał w tej szkole, a ostatnia przeprowadzona z nimi rozmowa miała miejsce jakieś dwa miesiące temu. Nie, żeby rodzice mieli go w głębokim poważaniu. Często dzwonili do swojego syna, ale on nie odbierał ich telefonów. Nadal miał im za złe, że nie chcą go wypisać z tej szkoły. Tęsknił za nimi i w głębi serca chciał, by go odwiedzili.
W tej chwili poczuł na sobie oplatające go silne ramię i ciepłe powietrze na swoim uchu, które wzbudziło w nim dreszcze.
- Co tam mój „zwierzaku”?
- Odwal się - rzucił ostro blondyn.
- Miły i kochany jak zawsze - powiedział entuzjastycznie długowłosy szatyn.
- Madara-san, dałbyś mu już spokój - zwrócił się Sai do swojego równolatka.
- Słyszałem, mój ty „zwierzaczku”, że do kina się wybierasz. Może i ja powinienem się przyłączyć? - powiedział Madara tym swoim pseudo uprzejmym głosem.
W przypadku Madary pytania brzmiały bardziej jak oświadczyny.
- Może jednak nie? Liczę w końcu na udany weekend... - zaczął mówić Naruto lekko zdenerwowany.
- Uwierz mi, ja także - wtrącił ciemnooki.
- ... Bez ciebie - burknął niezadowolony „zwierzaczek”.
- Udany weekend beze mnie? - zapytał ze sztucznym przejęciem.
Naruto tylko patrzył, jak jego koledzy, zgorszeni obecnością intruza, wstają od stołu i wychodzą z stołówki. Był zdenerwowany obecnością starszego ucznia.
- Wszystkie weekendy, które zakończyły się kompletną porażką, to twoja wina! - zarzucił szatynowi.
- Z mojej winy? Naprawdę? Naprawdę tak myślisz...? - kontynuował tym swoim akcentem, jeszcze bardziej irytując blondyna.
- Tak! Tak właśnie myślę! Naprawdę...!
Naruto chciał wstać i oddalić się jak najdalej, niestety Madara objął go mocno, nie pozwalając się podnieść.
- W takim razie może ci to wynagrodzę? Wyjdziemy sami, tylko we dwoje...
- Nie jestem wystarczająco głupi, by pokazywać się z tobą publicznie. - Po wypowiedzeniu tych słów zdjął ramię Madary z siebie i wyszedł z stołówki, ignorując jego zaczepki za plecami.
Uchiha Madara. Sam fakt, iż był kuzynem Sasuke napawał go wstrętem. Miał nieznośny sposób bycia, a jego ton głosu był bardzo niemiły dla uszu. Większość podejrzewała go o homoseksualizm z powodu ciągłego zaczepiania Naruto, jednak nie można było stwierdzić tego jednoznacznie, gdyż niektórzy widzieli również, jak skutecznie wyrywa laski na wszelkich imprezach. Albo dobrze udawał, albo dobrze się bawił. Lub jedno i drugie.
- Idiota... - mruknął do siebie blondyn.
Wieczorem Naruto wraz z Chojim i Shikamaru wybrali się do kina jak zaplanowali. Po wyjściu z niego było koło ósmej.
- Co teraz...? - zapytał brunet.
- Jak to co? Wracamy - odpowiedział bez wszelkiego entuzjazmu jego najlepszy przyjaciel.
- Nie no, już chcecie wracać?! - Naruto nie podobał się ten pomysł.
- To zostań. Jestem wykończony tym tygodniem i mam zamiar spać do jutrzejszego popołudnia - oznajmił Shikamaru.
- A ja odrobię prace domowe, by mieć je z głowy - rzekł Choji takim głosem, jakby ta czynność sprawiała mu przyjemność.
- Geez... To pospaceruję sobie
- Jak chcesz. Nara
Jeszcze chwilę patrzył, jak obaj idą środkiem pustej ulicy w kierunku szkoły. On nie zamierzał marnować wolnego czasu na pobyt w tej izolatce. Skręcił w lewo, idąc przed siebie bez celu. Jego myśli ponownie powędrowały do tamtego dnia...
- Że co?! - wydarł się blondyn.
- Naruto, proszę, zrozum to - mówiła matka łagodnym i zarazem zaniepokojonym głosem.
- Chcemy dla ciebie jak najlepiej - rzekł ojciec.
- Według was najlepiej będzie mnie zamknąć w jakimś internacie, odcinając od wszystkiego co jest mi bliskie?! - Denerwował się.
- Nie kochanie, nie chcemy... - Kushina bardzo martwiła się.
- Nie robimy tego złośliwie. Myślimy o twojej przyszłości. Chcemy byś wyrósł na porządnego człowieka. Musisz się rozwijać i nauczyć odpowiedzialności, oraz podejmowania prawidłowych decyzji. Taka zmiana dobrze ci zrobi... - Minato starał się jakoś wytłumaczyć synowi ich decyzję.
- Chrzanić to wszystko! - krzyknął wychodząc z kuchni.
Wyrywając się z zamyślenia spostrzegł, że znalazł się w niebezpiecznej dzielnicy, gdzie roiło się od meneli i groźnych typków. Trochę przytłoczony panującą atmosferą próbował sobie przypomnieć, jak zaszedł w takie miejsce. Znajdował się na jednej uliczce między czteropiętrowymi mieszkaniami. Wyglądały paskudnie. Były stare, farba strasznie zdarta, a w dodatku niżej, gdzie można było sięgnąć, wymalowano różne grafitti i przekleństwa. Znalazł się w labiryncie. Wszędzie było pełno zakrętów, żadnych znaków, ani nikogo, kogo można byłoby spytać o drogę. „Jak ja tu do cholery trafiłem?!” - myślał rozdygotany. W tej chwili żałował, że pozwolił sobie iść w zamyśleniu nie znaną drogą.
Krzyk.
Nagle gdzieś przed sobą usłyszał krzyk mężczyzny. Nie słyszał zbyt wyraźnie, ale zdawało się, że błagał napastnika o więcej czasu. „Czasu na co...?” - pomyślał. Czuł jak ciekawość wzrasta w nim wraz z lękiem przed tym, co może zobaczyć. Co może w najgorszym wypadku spotkać go, jeśli się zbliży. „Ale jeśli ten ktoś potrzebuje pomocy?”. Z całą pewnością potrzebował, ale tylko idioci by ryzykowali.
Nogi, nieposłuszne jego woli, ruszyły w kierunku wzrastającego głosu. Był coraz bliżej. Gdy podszedł już wystarczająco blisko, od razu rozpoznał jeden z głosów.
- Hidan... - wymamrotał jak zahipnotyzowany.
- Oddam! Oddam! Proszę o tydzień! - błagał mężczyzna bity przez srebrnowłosego.
- Zamknij mordę! Miałeś kurwa trzy tygodnie! Jak długo do cholery mam jeszcze czekać na tę forsę?!
Mocno przybity do ściany, wychylił lekko głowę i spojrzał w głąb ciemnej, wąskiej uliczki. Zobaczył największego znanego mu drania, kopiącego troszkę mniejszego mężczyznę o krótkich, ciemnoczerwonych włosach. Nie byli sami. Zaraz obok stał Madara, który ze spokojem przyglądał się całej sytuacji. Z jednej strony mu ulżyło, gdyż był pewny, że czarnowłosy nie pozwoliłby go skrzywdzić. Przeszkoda a jednocześnie zbawienie. Przez drogę powrotną zwiększyłby swoją tolerancję i cierpliwość. Z drugiej strony, ani mu się śniło przerywać, zwłaszcza, że Hidan był wściekły do granic możliwości. Nie był pewny, jaką decyzję powinien podjąć. W tej chwili poczuł, jak coś drapie jego nogawkę. Spojrzał w dół i ujrzał typowego dachowca. Czarny, dorosły kot, który nie wyglądał na pupilka, zaczął dziko miauczeć. Naruto, nie chcąc narażać się na wściekłego kota, nim się zorientował wyszedł zza rogu cofając się do tyłu.
- Dobry kotek, dobry... - mówił powoli.
- Naruto...? - Usłyszał ze swojej lewej strony głos Madary.
Nie było odwrotu, musiał mu w tej chwili zaufać i liczyć na jego dobroć. Choć nie wyobrażał sobie spędzenia w jego towarzystwie dłużej niż pięciu minut.
- Ty...! - Hidan ruszył w stronę blondyna. - Jak ja ci zaraz...! - Chwycił Naruto za koszulę podnosząc do góry.
- Spokojnie Hidan! Zostaw go... - rzekł czarnowłosy swoim pseudo uprzejmym głosem.
Hidan nie kłócąc się puścił niebieskookiego.
Miohi Hidan. Największy rozrabiaka w szkole. Tyran i sadysta. Potwór czerpiący przyjemność z cierpienia innych. Sam Naruto niewiele o nim wiedział. Krążyły plotki, że jego ojciec jest z mafii, a on sam uczęszcza do szkoły tylko dzięki łapówce.
Naruto przełknął ślinę, gdy zobaczył jak Uchiha idzie w jego stronę wniebowzięty jego wizytą. Objął go od razu ramieniem, puszczając oczko.
- Czyżby „zwierzaczek” zatęsknił za swym panem...? - powiedział, uśmiechając się dokładnie tak złośliwie, jak Sasuke.
Nie odpowiedział. Bał się cokolwiek powiedzieć. Nie w sytuacji, w której się znalazł. Patrzył zawstydzony jak Hidan wraca do tortur swojej ofiary, a po chwili wyciąga pistolet mierząc prosto w głowę.
- Zaczekaj Hidan, nie przy Naruto - rozkazał.
- Pheh, więc zabieraj go stąd! - rzucił ostro.
- Po...po... pomocy! Błagam! Pomóż mi! - zwracał się czerwonowłosy mężczyzna do Naruto.
- Stul pysk, bo cię rozwalę! - groził napastnik.
Madara, wciąż obejmując blondyna ramieniem, prowadził go do drzwi, które znajdowały się tuż obok. Naruto jak zahipnotyzowany wpatrywał się w tego biednego człowieka. Nie miał wątpliwości, co się z nim stanie, jak tylko zamkną się za nim drzwi. Czuł wyrzuty sumienia, że tak po prostu zostawia bezbronną osobę na śmierć. Lecz nie umiał. Czuł, że jego ciało jest cięższe z sekundy na sekundę, jak Uchiha wzmacnia uścisk, by go podtrzymać.
- Nie myśl o tym. - Usłyszał głos czarnowłosego, nie wyrażającego żadnych uczuć.
- ... Nic z tym nie zrobisz? - zapytał bezmyślnie.
- Nie zamierzam cię wprowadzać w tak brudne sprawy, więc radzę ci się nie wtrącać. Nie zawsze będzie mnie słuchał - rzekł.
Naruto poczuł na sobie jego spojrzenie, od którego robiło mu się jeszcze ciężej. Jednak nie miał dość odwagi, by również odwzajemnić spojrzenie. Przyglądał się miejscu, do którego wprowadził go starszy uczeń.
Strzał.
Blondyn natychmiast obrócił się za siebie, patrząc tępo w drzwi. Przeraził się. Nie pamiętał, by kiedyś czuł się tak niezręcznie. Z myślą, że za drzwiami, dość blisko niego, leży martwy już człowiek. Odwrócił się z powrotem, nie będąc pewnym, czy robi dobrze idąc z Uchihą. „W co ja się wpakowałem?” - karcił się w myślach.
Szedł wąskim korytarzem, który wyglądał równie paskudnie co zewnętrzna część budynku. Pełno kurzu, kilka zbitych butelek, odpadnięte fragmenty szarobiałej farby. Naprzeciwko były kolejne drzwi, które nie wyglądały już tak paskudnie, jak te pierwsze. Gdy Madara je otworzył, za nimi znajdowało się duże pomieszczenie, ciemne, które oświetlała tylko jedna lampa o czerwonym blasku. Wszędzie były niskie, wygodne foteliki i mnóstwo poduszek. Było bardzo duszno, w powietrzu unosił się dym z sziszy. Cytrusowy.
- Madara? Czy to...? - Rudowłosy spojrzał zdziwiony na blondyna wypuszczając powietrze.
- Tak, mój „zwierzaczek” - powiedział dumnie ciemnooki, siadając na jednym z fotelików, ciągnąc blondyna do siebie.
Sam Naruto nie wiedział jak ma się zachować. Oto przed nim znajdowało się całe Akatsuki, z wyjątkiem Hidana, który wciąż był na zewnątrz. Spoglądał po kolei na każdego z nich. Był w lekkim szoku, w przeciwieństwie do nich, którzy nie byli jakoś szczególnie zaskoczeni, poza...
- Co on tu do jasnej robi, hmm?! - wydarł się rozgniewanym głosem długowłosy blondyn.
- Wnioskuję, że zabłądził, Dei... - odpowiedział Madara.
- Zabłądził?! To go trzeba było zostawić, hmm! - prychnął strzelając focha.
Akatsuki. Tak nazywała się ich paczka, najpopularniejsza w szkole. Było ich sześciu. Najmłodszym z nich był Ui Deidara. Tak samo wybuchowy jak Naruto, nie ukrywający swoich emocji, pełen pychy. Utalentowany artysta, który nie znosi krytyki, a uwielbia być wychwalany. Naruto bardzo dobrze wiedział, że blondyn nie znosi go, ponieważ chodził z nim do jednej klasy. W zasadzie zastanawiał się, kiedy udało mu się wejść między Akatsuki i za co oni go właściwie lubią. Drugim najmłodszym był Sasori no Akasuna z drugiej klasy. Typ osoby, który blondynowi nie bardzo leżał. Cichy i zamknięty w sobie. Rzadko się odzywał, jego twarz wiecznie wyrażała smutek. Był maniakiem i kolekcjonerem super dollfie. Najbogatszy z całej szkoły. Sam nie wiedział, po co się z nimi trzyma, skoro tylko przelewają jego pieniądze na swoje zachcianki. Izuchi Pain chyba najbardziej pasował mu ze wszystkich i na pewno nie tylko mu. Najpopularniejszy chłopak w szkole, który w przeciwieństwie do Madary, cieszył się dobrą reputacją. Był uprzejmy i towarzyski. Często ludzie pytali blondyna, czy rudowłosy chłopak z trzeciej klasy jest jego bliskim krewnym. Szczerze mówiąc, blondyn nie miałby nic przeciwko takiemu bratu. Bardzo go dziwiło, że jego najbliżsi towarzysze to banda idiotów. Chodził do jednej klasy z Uchihą Itachim, bratem Sasuke. Za każdym razem ciarki go przechodziły jak na niego spojrzał. Był największym kujonem w szkole, choć właściwie sam Naruto nigdy nie widział, żeby kiedykolwiek się czegoś uczył, a rzadko kiedy bywał bez towarzystwa. Coroczny stypendysta i zwycięzca olimpiad. Przez wszystkich nazywany wzorem do naśladowania, lubiany i podziwiany przez młodszych uczniów. Miał w zasadzie łagodny sposób bycia i niczym nie podpał blondynowi, ale... Nazwisko mówiło samo za siebie. Mógł przecież tylko udawać takiego dobrego. Hidan i Madara byli także z jednej klasy - z czwartej.
- Wyluzuj Deidara - powiedział uśmiechnięty Pain. - Skądś się tu wziął? - zadał pytanie drugiemu blondynowi.
- Teges... - Sam nie wiedział, co powinien powiedzieć, a sam fakt tłumaczenia się przed nimi zawstydzał go. - Zamyśliłem się i nie uważałem gdzie idę...
- Szkoda, że cię... - Dei chciał coś powiedzieć, ale Itachi zasłonił mu usta ręką. - Uch...
- Hehehe, bywa, w takim razie zaraz się zbieramy - oznajmił rudowłosy.
- Oj nie, wy się zbierajcie, ja zostanę z Naruto trochę dłużej... Sam na sam - rzekł uśmiechając się podle w kierunku blondyna.
- Ekhem! - usłyszał głos Deidary.
Madara spojrzał trochę rozzłoszczony na długowłosego blondyna, po czym westchnął. Pamiętał, że obiecywał mu dziś poświęcić trochę czasu. Nie miał ochoty, ale nie chciał się narażać na kolejny wybuch z jego strony.
- Dobra, bierzcie go - rzucił uwalniając blondyna z lekkiego uścisku.
- To na razie. Chodź Naruto - zwrócił się Pain do niego.
Niebieskooki grzecznie wstał i wyszedł z pozostałą trójką, obracając się i patrząc na Madarę i Deidarę, którzy najwidoczniej czekali, aż wyjdą. Mógł się tylko domyślać, że muszą porozmawiać o czymś ważnym, skoro czarnowłosy postanowił go zostawić - na jego szczęście.
super!
to jest genialne! Podoba mi się to "żadnych scen łóżkowych"
Zwykłe uczucie jest o wiele lepsze! Idę czytać dalej