Opowiadanie
W poszukiwaniu tego, co utracone
Przebudzenie
Autor: | Rinsey |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2011-04-04 16:40:21 |
Aktualizowany: | 2012-12-23 23:15:21 |
Następny rozdział
Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autorki zabronione.
Rozdział I
Przebudzenie
Zawsze myślałam, że sny są jedynie przetworzonym przez nasz umysł zbiorem naszych codziennych doświadczeń i rozmyślań. Od kiedy pamiętam, śmieszyły mnie osoby, które ślepo twierdziły, że te nocne majaki mogą mieć jakiekolwiek głębsze znaczenie. A już jak słyszałam o snach proroczych, to dostawałam nieopanowanego napadu śmiechu. No, ale dobra, przyjmijmy, że są ludzie traktujący całkowicie poważnie ten stek bzdur. Do takich osób na pewno nie należała Lina Inverse, moja koleżanka z klasy, najprawdopodobniej najinteligentniejszy człowiek, jakiego znam. U tej dziewczyny w parze z bystrością umysłu szedł również niezwykle cięty język. Nie ma uczniaka, czy też nauczyciela, którego nie byłaby w stanie przegadać. Wulkan energii, urodzony przywódca, chodzący realistyczny optymizm… Wiele takich określeń dotyczących jej mogłabym wymieniać. Jednak pomimo wymienionych przeze mnie rzeczy zdarzały się chwile, kiedy Lina nie była sobą. Milczała, pogrążona w zadumie. Co najdziwniejsze, najczęściej popadała w taki nastrój, kiedy poruszaliśmy temat snów. Nigdy nie uczestniczyła w rozmowie, a gdy już ktoś wybitnie namolnie na nią napierał, mówiła, że nigdy się jej nic nie śni. Wiedziałam, jednak, że to było kłamstwo. Może nie jestem równie inteligentna jak ten rudzielec, ale nikt mi nie odmówi moich zdolności w temacie empatii. Po prostu znam się na ludziach. A w tych momentach Lina wydawała się być jakby spoza naszego świata… Ale to tylko takie głupie wrażenie. Przecież takie rzeczy są absolutnie niemożliwe…
I znowu śniło jej się to samo. Lina Inverse nie znosiła tych przywidzeń nocnych. Na początku wszystko zapowiadało się wspaniale. Wygrała darmową kolację w legendarnym Pałacu Smaku, najpopularniejszej i najbardziej ekskluzywnej restauracji w mieście. Już widziała piętrzące się potrawy, które tylko czekały, aby zacząć pieścić jej podniebienie, kiedy sceneria zupełnie się zmieniła. Wystawne stoły ustąpiły miejsca rosłym drzewom, światło drogich, złoconych żyrandoli zmieniło się w blask księżyca, południe stało się środkiem nocy, poczucie błogiego szczęścia zmieniło się w odczucie, że musi uciekać. Lina była świadoma, że to koszmar, przez który przechodziła po raz kolejny, ale nie mogła się obudzić. Jedynym wyjściem jakie jej pozostawało to postępowanie zgodnie z instynktem. Zaczęła biec najszybciej jak mogła i podobnie jak poprzednim razem znalazła się w ślepym zaułku. Odwróciła się nerwowo, przylegając plecami do skały zagradzającej jej drogę. Widziała jedynie zarys wysokiej sylwetki. Przyglądała się niezwykle uważnie, ale mogła tylko zaobserwować szafirowe tęczówki wyróżniające się na tle mrocznego lasu. W tym momencie sen się urwał. Ktoś mógłby powiedzieć, że był to koszmar jak koszmar. W końcu ludzie śnią o różnych rzeczach, ale Lina wiedziała, że ten sen znaczył coś więcej. Nie miała jednak czasu do zastanawiania się nad tym, gdyż kątem oka ujrzała, że godzinowa wskazówka zegara niemiłosiernie zbliżała się w stronę ósemki. Poderwała się błyskawicznie i poleciała w stronę kuchni.
- Uważasz, że to jest wcielenie rudej wiedźmy? - Wysoki, czarnowłosy mężczyzna zwrócił się do swojego towarzysza, niskiego, chudego osobnika o twarzy skrywającej się pod ciemnym kapturem.
- Nie jestem w stu procentach pewny, ale gdzieś w tej okolicy, co jakiś czas czuję drgania mocy. Zbyt wiele dziwnych rzeczy dzieje się przy tej dziewczynie, aby to był zwykły zbieg okoliczności. - odpowiedział głębokim basem, zupełnie nie pasującym do jego mikrej postury.
- Ale nawet jeśli to faktycznie jest ona, to skąd wiesz, że się nie przebudziła? Może zastawia pułapkę, aby nas się pozbyć? - Ciemnowłosy, chociaż wydawał się patrzeć na swojego przełożonego, cały czas przyglądał się szybko oddalającej się sylwetce rudowłosej dziewczyny, która biegła przez park. Dach wysokiego budynku, sąsiadującego z parkiem, okazał się wyjątkowo wygodnym miejscem do obserwacji. Jego żółtawe oczy na jedną chwilę przybrały barwę krwistej czerwieni. - Z drugiej strony, ona naprawdę nie emituje żadnej magicznej aury.
- W to, że zastawia pułapkę, akurat wątpię. Zdajesz sobie chyba sprawę, że pełne przebudzenie kogoś takiego jak cephieleu charakteryzuje się emisją sporej dawki mocy. Odnotowalibyśmy coś tak intensywnego. Poza tym, to prawda, że nie wyczuwa się teraz przy niej żadnej aury, ale to jeszcze nic nie znaczy. Po to wraz z pamięcią została zapieczętowana ich moc, aby nam utrudnić próby wykończenia obrońców Księżniczki przed przebudzeniem. Teoretycznie jest to niemożliwe, aby odkryć kogoś przed przebudzeniem, ale jeżeli ktoś potrafi patrzeć głębiej… - W tym momencie jego rozmówca zauważył złowieszczy błysk w oczach drobnej istoty. - To mój drogi Gethleyu, niemożliwe staje się możliwe. - Nie trzeba było patrzeć na jego twarz, aby wiedzieć, że się uśmiecha. Gethley najpierw spojrzał nieufnie na swojego partnera w dyskusji, a chwilę później jego uwagę przykuła rudowłosa postać, która pomimo, że chwilę wcześniej gdzieś się bardzo śpieszyła, nagle przystanęła i ewidentnie spojrzała w stronę niecodziennej pary, dla normalnych ludzi niemożliwej do zauważenia.
- Ona nas wyczuła?! - Gethley zupełnie oszołomiony zwrócił się do małego człowieka. -Przecież to niemożliwe… To przypadek… - Zaczął mamrotać. Obaj maskowali swoją obecność. Nikt ze zwykłych śmiertelników nie byłby w stanie wykryć ich obecności.
- Właśnie o to mi chodzi. Jeżeli chodzi o tę dziewczynę za dużo jest takich zbiegów okoliczności. Dlatego też, dla pewności masz ją wyeliminować.
- Tak jest.
Lina miała już tego serdecznie dość. Znowu miała wrażenie, że kto ją obserwuje. Nie powiedziała o tym nikomu, bo jeszcze tego by jej brakowało, aby ktoś jej powiedział, że cierpi na manię prześladowczą. Na dodatek miała znowu ten sam sen. To wszystko nie składało się na zbyt dobre samopoczucie o poranku. Wpadła do klasy razem z dzwonkiem, cudem unikając nagany za spóźnienie. Zajęła swoje miejsce w ostatniej ławce w rzędzie przy oknie obok podejrzanie uśmiechniętej Riki, całkiem sympatycznej blondynki o brązowych oczach.
- Masz szczęście, Lokarson wyszła na chwilę. Czemu ona ostatnio tak się na ciebie uwzięła? -Zakończyła wypowiedź intonacją wskazującą na pytanie retoryczne.
- Oj daj mi spokój. Ta stara jędza powinna się najpierw douczyć, a potem postarać się o etat nauczyciela.
- Hm… myślisz, że chodzi jej tylko o to, że ośmieszyłaś ją na forum całej klasy? Myślę, że głośne komentowanie jej cichej sympatii do dyrektora też mogło zrobić swoje. - Rika tylko się uśmiechnęła jak Lina zrobiła minę pt. nie-wiem-o-co-ci-chodzi. - A właśnie! Jeszcze nie sprzedałam ci najnowszego newsa! Będziemy mieli nowego ucznia z wymiany! - oznajmiła dumna z powodu swojego doinformowania. - Niektóre dziewczyny już go widziały. Podobno jest taaaaakiiiii przystojny!!! - Pod koniec dziewczyna już praktycznie piszczała.
- Rika zamknij się! Nawet go na oczy nie widziałaś, więc po co mi tu piszczysz?! - Lina w ramach zemsty wydarła się koleżance prosto do ucha. Reakcja była natychmiastowa, gdyż blondynka się uspokoiła i resztę informacji przekazywała już szeptem.
- Dochodzi do ostatniej klasy, podobno jest cholernie zdolny, więc wiesz niby dwa lata różnicy, ale może wreszcie taki ogier zawróci naszej Lince o sercu z kamienia w głowie. - Na koniec nie wytrzymała i zaczęła rechotać na cały regulator. Linie tylko niebezpiecznie zwęziły się oczy i…
- ŁUP!!!
- AAAAUUUU!!! Przepraszam!!! Już nie będę!
- Panno Inverse! Co to ma znaczyć! Przemoc na mojej lekcji?! Proszę iść do dyrektora w tej chwili!
- Oj przepraszam, wybaczysz mi? - Rika zastosowała jedyny sposób działający na Linę. Zaoferowała jej swoje drugie śniadanie i dopiero wtedy rudowłosa łaskawie postanowiła jej przebaczyć. Była właśnie przerwa obiadowa i obie dziewczyny wyszły poza teren szkoły. Zajęły swoją ulubioną ławkę tuż pod pięknym, potężnym wiśniowym drzewem. Lubiły to miejsce, gdyż pełniło ono dwie podstawowe funkcje. Gwarantowało spokój, gdyż znajdywało się na uboczu, a z drugiej strony stwarzało możliwość do nieskrępowanej obserwacji innych ludzi. Ta druga funkcja niezwykle przydawała się Rice, gdyż dziewczyna wprost uwielbiała przyglądać się różnym osobom. Była to jej dziwna cecha, do której Lina po prostu musiała się przyzwyczaić. Blondynka nie przypatrywała się innym, żeby tworzyć plotki, tylko żeby analizować cudze zachowania. Dlatego też bardzo się ucieszyła, gdy ujrzała swój nowy obiekt badań. Nowo przybyły uczeń siedział samotnie parę ławek od nich zupełnie zatopiony w lekturze. Rika przyjrzała mu się bliżej. Lawendowe włosy, jasna karnacja i muskularna sylwetka z pewnością była przyczyną obecności wianuszka dziewcząt czających się dookoła, czekających tylko na jakikolwiek pretekst aby zagadać.
- Lina! Spójrz! To on!
- Daj mi z nim spokój nachalna babo! - Lina opornie oderwała się od drugiego śniadania Riki i mimowolnie spojrzała na nowo przybyłego. Niechętnie musiała przyznać koleżance rację, chłopak był bardzo przystojny. Miała nadzieję, że jej łypnięcie zostanie niezauważone. Jednak po chwili chłopak uniósł głowę znad książki i spojrzał jej prosto w oczy. Na chwilę czas się zatrzymał. Dziewczyna ujrzała szafirowe tęczówki. Niepokojąco znajome.
- Zelgadis… - wyszeptała bez zastanowienia. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. Rika spojrzała na nią w szoku.
- Lina, wy się znacie?
- Nie no co ty. Pierwszy raz widzę gościa na oczy. - odpowiedziała szybko. Kłamała i mówiła prawdę jednocześnie. Faktycznie widziała chłopaka po raz pierwszy w życiu, ale jego oczy… To już inna sprawa. A poza tym, skąd się u niej wzięło przekonanie, że on ma na imię Zelgadis?
- Coś kręcisz… - Rika chciała zacząć drążyć temat, ale na szczęście dla rudowłosej nagle rozległ się dzwonek.
- Chodźmy, bo się spóźnimy! - Lina krzyknęła pośpiesznie. Rika tylko pokręciła głową. Jej koleżanka nigdy nie przejmowała się dzwonkiem. Miała jakieś niejasne przeczucie, że ewidentnie coś tu nie gra.
Tradycją drugiej klasy w Liceum przy Akademii Naukowej w Seyrun było grupowe wyjście na karaoke po zakończeniu lekcji w każdy piątek. Lina z wielkim oporem wlokła się za Riką i dwiema innymi koleżankami z klasy do Yukamono, pobliskiego baru, pełniącego funkcję nie tylko przybytku dla chcących się wyszumieć, ale także dla tych, którzy lubili dobrze zjeść. Zwykle, przede wszystkim z tego drugiego powodu, panna Inverse całkiem lubiła te eskapady. Ale tego dnia wybitnie nie miała ochoty na słuchanie fałszywych występów większej części gromady. Chciała się zaszyć w swoim pokoju, lecz wtedy Rika nie dałaby jej spokoju, zamęczając ją pytaniami: „A czy na pewno dobrze się czujesz?”, „Ale czy na pewno jesteś pewna, że dobrze się czujesz?”. Niestety, wadą blondynki była wkurzająca nadopiekuńczość, czego Lina nie znosiła. Ruda dziewczyna była tak pochłonięta własnymi rozmyślaniami, że nie zwróciła uwagi na fakt, że jej koleżanki się zatrzymały, a ona sama weszła na ulicę na czerwonym świetle. Nie docierały do niej żadne ostrzegawcze krzyki ani fakt, że z naprzeciwka zbliżał się do niej z ogromną prędkością czerwony samochód dostawczy. Zareagowała dopiero kiedy poczuła, że silna ręka otoczyła jej ramię i mocno pociągnęła ją do tyłu. Zanim zorientowała się co się stało tuż przed jej nosem śmignęła jej rozpędzona ciężarówka. Gdyby weszła na jezdnię, byłoby po niej. Pojazd nie miałby szans wyhamować. Odwróciła się żeby zobaczyć kto ją powstrzymał i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Wciąż była w kurczowym uścisku nowo przybyłego ucznia z wymiany. Prześladujące ją każdej nocy szafirowe tęczówki przypatrywały jej się badawczo. Ponownie złapała się na tym, że nie jest w stanie oderwać od niego oczu. Po chwili opamiętała się i odwróciła wzrok. On pewnie jej nawet nie kojarzy…
- Lina, uważaj na siebie następnym razem. - powiedział nagle cichym, melodyjnym tenorem, po czym puścił jej ramię i minął jej koleżanki, które wciąż przypatrywały się w szoku całej sytuacji. Dopiero po chwili się zreflektowały i zaczęły wypytywać dziewczynę.
- Skąd go znasz? Nawet nie próbuj zaprzeczać! Nazwał cię po imieniu. - Oszołomiona rudowłosa rozpoznała głos Riki, ale nie odpowiedziała od razu. To prawda, nazwał ją po imieniu, ale to jeszcze nie oznaczało ostatecznie, że ją znał. Mógł z kimś rozmawiać i w ten sposób poznać jak się nazywa. Jednak nie chciało jej się wierzyć w tę wersję. Wciąż nie mogła się pozbyć tego przeświadczenia, że zna tego tajemniczego chłopaka. Próbowała wytężyć pamięć, ale zaczęło jej się od tego tylko kręcić w głowie. Podniosła wzrok na twarze swoich koleżanek i zwróciła się do nich z wielkim uśmiechem.
- Hehe kto wie. Może wam powiem jak wygracie ze mną Pojedynek Mistrzów. - Jej wypowiedzi towarzyszył błysk w oku.
- Ej! To nieuczciwe! Dobrze wiesz, że w tym nie mamy z tobą żadnych szans! - wtrąciła Eria, trochę pulchna szatynka o dziecięcych rysach. Pojedynek Mistrzów w Yukamono był konkursem w jedzeniu. Ten kto zjadł więcej, wygrywał. Dla niewtajemniczonego obserwatora pewnikiem zwycięzcy takich zawodów byłaby Eria, a nie osoba o tak szczupłej sylwetce jak Lina. Jednak jej koleżanki dobrze wiedziały, że w tej konkurencji ruda dziewczyna nie ma sobie równych.
- Sugerujesz, że w innych konkurencjach miałybyście ze mną szansę? - Lina spojrzała na nie z rozbawieniem w oczach.
- Czyżbyś chciała wreszcie przyjąć wyzwanie w karaoke? - spytała z nadzieją czwarta z dziewczyn, Minae. Zawsze chciała pokazać Linie, że jest w czymś od niej lepsza, a śpiewanie traktowała jak swoją domenę.
- Zgadza się. - Rudowłosa potwierdziła z wrednym uśmieszkiem na ustach, po czym wszystkie dziewczyny roześmiały się głośno i poszły prosto do Yukamono. Jedynie Rika przypatrywała się cały czas uważnie Linie. Gdy patrzyła na tego chłopaka jej wzrok był zupełnie inny. Nagłe pojawienie się szerokiego uśmiechu mogło zmylić Minae i Erię, ale nie Rikę. Znała to spojrzenie, ten sam nastrój ogarniał rudowłosą, kiedy była mowa o snach. Blondynka pokręciła jednak tylko głową i westchnęła. Jeżeli Lina nie chce o tym mówić, ona to uszanuje.
Gdy tylko dziewczyny weszły do baru na ulicy zrobiło się cicho. Yukamono znajdywał się w spokojnej, bocznej uliczce. Jednak nawet w tej okolicy ktoś musiałby mieć naprawdę wyczulone uszy, aby usłyszeć zdanie wypowiedziane szeptem.
- Dzisiaj zginiesz, Lino Inverse.
Lina nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, gdy się dowiedziała, że maszyna do karaoke jest nieczynna. Minae zmierzyła ją tylko żartobliwie nienawistnym spojrzeniem i oznajmiła, że ruda ma dzisiaj szczęście, ale że następnym razem odczuje na swojej skórze co to znaczy przegrana. Lina potaknęła tylko z powątpiewaniem i zamówiła kolejny zestaw dnia. Cieszyła się, że udało się odciągnąć uwagę jej towarzyszek od chłopaka o szafirowych oczach. Nie potrzebowała wypowiedzenia na głos pytań, które sama sobie zadawała przez cały czas. Impreza klasowa sprowadziła się do wspólnego obiadu w postaci fastfoodowej. Ludzie jednak nie byli zbytnio skorzy do rozmowy, więc grupa po godzinie postanowiła się rozejść. Część gromady skierowała się w stronę metra, druga połowa, ta mieszkająca w akademiku, wyruszyła się z powrotem w kierunku uczelni. Lina już chciała pójść za Riką, kiedy znowu poczuła, że ktoś ją obserwuje. Stwierdziła, że to już nie może być przypadek.
- Rika, o czymś sobie przypomniałam, idź beze mnie. - powiedziała pośpiesznie.
- Ale Lina, dokąd idziesz? - spytała, ale nie uzyskała odpowiedzi, gdyż dziewczyny już nie było w zasięgu jej wzroku.
Intuicja zaprowadziła ją do części starej strefy przemysłowej. Wielka, niedochodowa fabryka została szybko zamknięta, gdyż działała szkodliwie na czystość powietrza w Seyrun. Jednak od momentu ogłoszenia jej upadłości żaden inwestor nie zgłosił chęci do modernizacji starego i jednocześnie niebezpiecznego terenu. Lina wciąż nie mogła pozbyć się przeczucia, że właśnie tam skierował się osobnik, który ją obserwował. Stała tuż przed wejściem do ponurego gmachu, kiedy rozległ się za nią głos.
- Nie przypuszczałem, że tak łatwo będzie można cię wyprowadzić w pole, Lino Inverse. -Dziewczyna gwałtownie się odwróciła i jej oczom ukazał się wysoki, szczupły mężczyzna o długich czarnych włosach. Jego żółtawe, kocie tęczówki zwęziły się z zadowolenia. Czarna peleryna załopotała na wietrze, kiedy mężczyzna zeskoczył z sąsiedniego budynku, lądując niebezpiecznie blisko Liny.
- Kim jesteś? I czemu ciągle mnie obserwujesz? - Dziewczyna spytała ze złością widoczną w głosie. W jej oczach błysnęły czerwone, niebezpieczne ogniki. Mężczyzna zaśmiał się jedynie w odpowiedzi.
- Czyli mój mistrz miał rację, jeszcze się nie przebudziłaś. Gdyby tak było, miałbym niemały problem, ale twoje wyostrzone zmysły, bez rozpieczętowania twojej magii nie stanowią dla mnie zagrożenia. Wiedz więc, Lino Inverse, że przybyłem, aby cię zabić. - Swoją wypowiedź zakończył kumulując energię w ręce, po czym posłał pocisk energii w stronę rudowłosej. Dziewczyna instynktownie zrobiła unik i przyjrzała się z boku magicznej kuli ognia. Przez jej umysł przetoczyło się stado myśli. Magia? Tutaj? Przecież magię uznawano za twór wymarły, wyparty przez technikę. Podobno w czasie wojny Sarienhal zginęli wszyscy potrafiący posługiwać się czarodziejską mocą. A jednak widziała kulę ognia na własne oczy. Zresztą o czym ten facet mówił? Że się nie przebudziła? Że jej magia jest zapieczętowana? Każda inna osoba pomyślałaby, że gość oszalał, lecz Lina w niewytłumaczalny sposób wiedziała, że faktycznie co w niej się kryje. Światło płomienia odbiło się w jej czerwonych tęczówkach i wtedy coś w niej drgnęło. Półświadomie złączyła dłonie i powiedziała:
- Fire Ball! - Tym razem to w jej rękach pojawiła się ognista kula, która natychmiast pomknęła w stronę jej wroga. Mężczyzna zupełnie nie spodziewał się ataku, więc zdołał tylko wydać z siebie krótki okrzyk, kiedy zaklęcie dotarło do celu. Lina wykorzystała okazję i rzuciła się w kierunku opuszczonej fabryki. Brunet szybko otrząsnął się po uderzeniu i mocno poirytowany zaczął szukać wzrokiem swojego celu. Poczuł jak ogarnia go wściekłość. Chociaż niepokojące było, że nagle zaczęła powracać jej moc, to wciąż nie stanowiła jeszcze realnego zagrożenia. Dopilnuje tego, aby ruda wiedźma pożałowała tego, co zrobiła.
Biegła tak szybko, na ile pozwalały jej płuca. Powstrzymała pierwszą falę paniki, próbując ułożyć plan dający chociaż cień szansy na przeżycie. Nie wiedziała jakim cudem zdołała użyć kuli ognia, ale była świadoma, że jej oprawca nie da się zaskoczyć po raz drugi. No chyba, że… Uśmiechnęła się do siebie, gdy ujrzała skomplikowaną maszynerię przemysłową. Tak, to mogło zadziałać…
Mężczyzna w ciemnej pelerynie szedł wzdłuż ciemnego korytarza. Stukanie jego butów o metalową podłogę roznosiło się po całym przybytku. Nie próbował się ukryć. Wiedział, że ma przewagę nad swoją ofiarą pod każdym względem. Chciał, żeby wiedziała, gdzie jest, żeby zdawała sobie sprawę, że zbliżał się jej koniec. Zobaczył ją jak tylko wszedł do wielkiej hali znajdującej się na końcu przejścia. Stała z założonymi rękami, opierając się o ścianę. Zaniepokoiła go jedna rzecz. Dziewczyna nie wyglądała na przerażoną. Obserwowała go tylko uważnie, oczekując na jego kolejny ruch. Jego żółte oczy ponownie stały się na ułamek sekundy czerwone. Przebadał całe pomieszczenie pod kątem obecności magicznej aury, lecz nic szczególnego nie rzuciło mu się w oczy. Uśmiechnął się paskudnie i zaczął zbliżać się powoli do rudej dziewczyny. Nie miała dokąd uciec. To było zbyt proste. Z rozbawieniem zauważył, że jego słodka ofiara szykuje się do kolejnego ataku ognistą kulą. Parsknął, nie mógł uwierzyć, że ona może być tak głupia. Lina skończyła inkantację i miotnęła zaklęciem w przeciwnika. Okazało się, że nawet nie musiał robić uniku. Fire Ball przeleciał dokładnie obok niego, ale nawet go nie musnął.
- Masz chyba zeza, dziewczyno. - zakpił.
- To się jeszcze okaże. - odparła.
- Co ty pieprzysz? - Zaczął, ale nie mógł dokończyć myśli, gdyż zrozumiał, dlaczego Lina wykazywała tyle pewności siebie. Tuż nad nim znajdywała się ogromna metaliczna konstrukcja, której podporą była mocna, ale drewniana belka. Ogień nie miał uderzyć w niego, tylko w tę kolumnę. W rezultacie zbiór przedziwnej maszynerii gwałtownie runął na biednego myśliwego. Lina odsunęła się jak tylko mogła, gdy jej oprawca był zasypywany dziełami archaicznej technologii. Kiedy wszystko ustało podeszła ostrożnie do kupy śmieci, pod którą powinien być ciemnowłosy mężczyzna. „Czy on nie żyje?” - spytała się samej siebie. Każdy człowiek przysypany taką ilością żelastwa odniósłby jakieś obrażenia. Tylko, że brunet nie był zwyczajnym śmiertelnikiem. Z przerażeniem odwróciła się, jak tylko poczuła wrogą obecność tuż za swoimi plecami. Niestety, próba zrobienia uniku na niewiele się przydała, gdyż poczuła ostry ból w prawym ramieniu. W dłoni mężczyzny pojawiło się ostrze poplamione krwią. Jej krwią. Zaczął się do niej powoli przybliżać. W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
- Jesteś naprawdę niesamowita. Nawet z prawie całkowicie zapieczętowaną mocą, jesteś groźną przeciwniczką. Naprawdę jest mi trochę szkoda, pozbawiać świat takiej ślicznej twarzyczki jak twoja, ale nie mam wyjścia. - Z każdym wypowiadanym słowem, w jego wzroku pojawiało się coraz więcej obłędu. - Muszę cię zabić. - Był coraz bliżej. Lina trzymała się za krwawiącą rękę i cały czas się cofała, ale niestety dystans pomiędzy nimi wciąż się zmniejszał. Nagle jednak niewiadomo skąd pojawiła się kula potężnej energii lecąca w stronę mężczyzny, który gwałtownie odskoczył.
- Gethley, odsuń się od niej. - rozległ się melodyjny tenor. Lina podniosła głowę i jej oczom ukazał się mężczyzna o niecodziennym wyglądzie. Lawendowe włosy lśniły metalicznym blaskiem. Jego skóra miała niebieskawy odcień, a gdzieniegdzie występowały w niej kamienie. Jednak najbardziej przykuwało wzrok jego szafirowe, chłodne spojrzenie, którym w chwili obecnej obdarzał mężczyznę, którego nazwał Gethleyem.
- A więc zjawiłeś się Zelgadisie. To tylko ostatecznie potwierdza, że ona faktycznie jest cephieleu. - Gethley uśmiechnął się ohydnie i zupełnie niespodziewanie rzucił się w stronę rudej dziewczyny ze swoim ostrzem w ręku. Lina zdążyła tylko otworzyć szeroko oczy ze zdumienia, kiedy była przekonana, że brunet rzuci się na nią, on sam został przebity na wylot mieczem nowo przybyłego. Czarny charakter osunął się bezwładnie na podłogę. Zanim zamilkł zdołał z siebie wydusić jeszcze jedno zdanie.
- To nie koniec, jeszcze się zobaczymy. I tak oni już wiedzą… Chacha… cha.. - Zaśmiał się ostatkiem sił, po czym jego ciało zniknęło. Lina oszołomiona wpatrywała się w podłogę, na której jeszcze przed chwilą leżał jej oprawca, a po chwili jej oczy ponownie napotkały dwie intensywnie niebieskie tęczówki.
- Mówiłem ci, abyś była ostrożna. - zwrócił się do niej z wyrzutem.
- To ty. - Lina stwierdziła na głos. To bynajmniej nie było pytanie.
- Tak, to ja. - odpowiedział spokojnie, po czym zbliżył się do niej i dotknął jej rannego ramienia. Gdy tylko poczuła jego dotyk, jej umysł zalała fala obrazów. Odsunęła się od niego gwałtownie i zaczęła się cofać.
- Ja nie chcę tego pamiętać. - powiedziała cicho. Miała w głowie pustkę. Wiedziała jedynie, że pod wpływem fizycznego kontaktu z tym człowiekiem przypomni sobie coś, czego za żadne skarby nie chciała pamiętać. Zelgadis obdarzył ją chłodnym spojrzeniem.
- Przykro mi, ale nie masz wyjścia. - odparł krótko i zaczął do niej powoli podchodzić. Lina cały czas się cofała, aż napotkała opór w postaci chłodnej ściany. Tak jak w jej śnie nie miała dokąd uciec przed szafirowymi tęczówkami. Tylko, że tym razem to była rzeczywistość. Zelgadis, chociaż zbliżał się do niej dosyć powoli, niewiadomo kiedy znalazł się tuż przy niej. Dziewczyna nerwowo przylgnęła do zimnego muru. Nie potrafiła się wyswobodzić z jego spojrzenia. Przebiegł ją dreszcz, kiedy mężczyzna jedną ręką objął ją w talii, a drugą ujął jej podbródek. Nigdy nie pozwoliła się nikomu dotknąć w taki sposób. Zawsze trzymała chłopaków na dystans, a jemu nie mogła się oprzeć. Co więcej, jego obecność była taka… znajoma. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Czuła, że wszelkie bariery w jej umyśle zaczęły upadać. Kiedy ich usta się spotkały, znowu zalała ją fala obrazów, tylko że tym razem wiedziała, że nie będzie w stanie ich powstrzymać. Kiedy poczuła, że Zelgadis jeszcze bardziej ją do siebie przycisnął, coś wewnątrz niej pękło. Strumień wspomnień z dalekiej przeszłości zawładnął każdą częścią jej umysłu. Nogi się pod nią ugięły i straciła przytomność, a starą fabrykę wypełniło oślepiające światło.
Gdzieś daleko, w towarzystwie aksamitnej czerni nocy, rozległ się cichy głos.
- Cephieleu się przebudziła. Więc teraz zacznie się prawdziwa zabawa.
Świetnie...
Świetnie, bardzo podoba mi się pomysł umieszczenia bohaterów we współczesności. To miła odmiana. :) Poza tym, gdyby Lina faktycznie chodziła do szkoły wyobrażałabym ją sobie dokładnie w sposób jaki opisałaś. ;D Ciekawi mnie sprawa z Zelm, raz wygląda normalnie, raz jak chimera? No nic, przeczytam dalej to się pewnie dowiem. :)
pewnie wszyscy ...
Pewnie wszyscy, których interesuje tematyka Slayers :)
już już^^
Właśnie wysłałam drugą część, więc to, kiedy się pojawi zależy od redakcji Tanuki. ^^ Cieszę się, że ktoś chce czytać te moje wypocinki, więc będę się starać:)
a gdzie
dalsza część?? czekamy!
super! bardzo oryginalny pomysł na fanfika ze Slayers. co prawda, średnio przepadam za pairingiem L/Z, ale u Ciebie jest to takie naturalne. aż nie mogę się doczekać, co będzie dalej ;)
czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg i życzę powodzenia w dalszym pisaniu :)