Opowiadanie
Fate
Crimson morning...
Autor: | Saluchna |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Dodany: | 2005-10-02 13:59:15 |
Aktualizowany: | 2005-10-02 13:59:15 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
No i szlag trafił moje postanowienie =='
Już widzę, jak się niektórym mordki cieszą ~.^
=====================================
~~/Fate/~~
~~/3/~~
Crimson morning...
Przetarła leniwie oczy, jeszcze lekko niedowidzące z powodu wczesnej pory. No - ale nie można się wiecznie wylegiwać, robota czeka. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się, kości chrupnęły i zabolały w niektórych miejscach. Taaak... Starość nie radość, khe... Latka lecą, niedługo przekroczy trzydziestkę. Miała tyle szczęścia, że nie było tego po niej widać - i nigdy nie będzie. Magia przydaje się w wielu dziedzinach życia. Na przykład finansowej - kilka prostych zaklęć i zacofani wieśniacy uznają cię za zesłańca bogów, czy coś koło tego. A takich się traktuje dobrze. Nawet bardzo dobrze. Ale na to traktowanie trzeba sobie jednak zasłużyć, nic za darmo w tym świecie. Musiała obiecać, że pomoże "wytępić" okolicznych bandytów.
Wstała, podeszła do okna i otworzyła je, wpuszczając do środka trochę świeżego powietrza. Widok za oknem możnaby nawet uznać za ładny - ale tylko po solidnej dawce alkoholu lub prawie całkowitej ślepocie. Wiocha była tak brzydka, że nic dziwnego w tym, że od kilkunastu lat nikt "z zewnątrz" jej nie odwiedzał. Jedną atrakcją było podziwianie starych, zniszczonych i po prostu okropnych budynków. Nie było nawet karczmy - spała pod dachem tylko dlatego, że jakaś staruszka zechciała przyjąć do siebie "prawych bohaterów". Ha - patetyczne przemowy Amelii się jednak czasami przydają... Ale tylko czasami i tylko w wyjątkowych przypadkach.
Odwróciła wzrok od tego widoku i zajęła się poranną toaletą - na szczęście na tym zadupiu były takie rzeczy jak czysta woda i mydło. Bo zdarzały się już wioski tego pozbawione. No, ale cieszmy się z tego, co mamy. Szybko umyła twarz i dłonie, wciągnęła czyste ubranie i pozbierała resztę swojego ekwipunku - nie miała zamiaru zostawać tu na kolejną noc, nawet jeżeli dawali darmowe żarcie. A żeby coś miało JĄ odrzucić od darmowej wyżerki... To musiało być coś dużego. Ogólny obraz tej wiochy wystarczał - nie miała zamiaru zostawać tu ani dnia dłużej. Zgarnęła jeszcze ze stołu małe jabłko i wyszła.
W "jadalni" - czyli części kuchni, w której stał stół - spotkała Amelię, jedzącą samotnie śniadanie. Powitała ją kiwnięciem głową i zaczęła przetrząsać szafki w poszukiwaniu jakichś dodatkowych racji żywnościowych - to, co stało obok Amelii na stole wystarczało na mniej więcej pół przekąski przed właściwym śniadankiem. Nie znalazła jednak nic, co by się mogło nadawać od zjedzenia, co nieco pogorszyło jej nastrój. No nie... Jak ma łupić bandziorów bez odpowiedniej dawki porannej energii? Nieuczciwe... A na obiad pewnie będzie jeszcze mniej... To ją jeszcze bardziej umocniło w postanowieniu jak najszybszego opuszczenia wiochy. Hm... Ciekawe czy to ma jakąś nazwę? Pewnie nie - nie było tu niczego, co by było warte nazwania. Zrezygnowana opadła na krzesło i zabrała się za to, co jeszcze leżało na stole. Wiele tego nie było - ale to zawsze coś, prawda?
Jakieś pół godziny później do dziewczyn dołączył Zel, dziwnie pogodny. Pochylił się nad rudą i pocałował w policzek, gestem dłonią powitał Amelię. Zanim usiadł wziął sobie z szafki filiżankę i nalał kawy. Lina zaczęła się zastanawiać co wprowadziło go w taki nastrój - od kiedy go znała był rano albo wkurzony, albo tak ponury, że nie dało się z nim wytrzymać. I nagle przychodzi wesolutki i radosny. Podejrzane. Ha - żeby się czegoś dowiedzieć najlepiej spytać.
- Coś ty taki wesoły? - Walnęła prosto z mostu. Zawsze tak robiła.
- Może mam dobry dzień? - Uśmiechnął się - Nawet bardzo dobry. W pokoju, w którym spałem było sporo książek... I map. Na jednej z nich zaznaczono wioskę, w której mieszkał kiedyś Rezo.
- I myślisz....
- ... Że tam może być jedno z jego laboratoriów. To całkiem niedaleko.
- To wspaniale, panie Zelgadisie! - Krzyknęła księżniczka - Może wreszcie będzie pan normalny! Eee.. Znaczy... - Nagle spłonęła głębokim rumieńcem.
Po chwili roześmieli się wszyscy troje.
:::::~:::::~:::::~:::::~:::::~:::::~:::::
Ziewnęła przeciągle, okrywając się szczelniej kołdrą, którą Xell oczywiście z niej ściągnął w nocy. Ale nie mogła powiedzieć, że miała coś przeciwko jego obecności w łóżku. Właśnie... Jest jeszcze? Nie czuła, żeby jej dotykał. Odwróciła się. Na szczęście był - leżał po drugiej stronie łóżka i wydawał się być pogrążonym w głębokim śnie. Wiedziała, że on nie potrzebuje snu - ale mógł spać, jeżeli chciał. I najwyraźniej właśnie to robił. Potrafiła to wyczuć - oddech był wtedy wolniejszy i bardzo spokojny.
Nie miała zamiaru jeszcze wstawać, choć pewnie było już dość późno - słońce świeciło jasno. Ale raz na jakiś czas można sobie na to pozwolić. Przysunęła się bliżej do niego i wsunęła się w jego ramiona. Czuła się bezpieczna. Wiedziała, że prędzej czy później trzeba będzie jednak wyjść z ciepłego łóżka i stawić czoła nowemu problemowi. Gdyby tylko wiedziała jak... A nie miała pojęcia. Nie mogła powiedzieć im tak po prostu "słuchajcie, niedługo zgniecie", a poza tym nie miała pojęcia gdzie są. I czy w ogóle będą mieli ochotę z nią rozmawiać - magiczny komunikator to jedno, a rozmowa "na żywo" drugie. Nie widzieli się od rozstania po walce z Dark Starem. Jakoś nie było okazji. Więc skąd ta przepowiednia? Zwykle dotyczyły one osób, z którymi wyrocznia miała bliski i częsty kontakt. Ale "zwykle", nie "zawsze". I kolejne pytanie: przepowiednia dosłowna, czy pokręcona zagadka? Chciałaby wiedzieć. Odpowiedzi najczęściej pojawiały się dokładnie o minutę za późno. Cóż - taka już natura przepowiedni. Nie chciała się tym jednak na razie przejmować. Westchnęła i ułożyła się wygodniej - budząc Xellosa kiedy się poruszyła.
:::::~:::::~:::::~:::::~:::::~:::::~:::::
- Nie uważacie, że to dziwne? Od kiedy się obudziłam nie widziałam tej staruszki, która tu mieszka - Lina wstała, przeszła z kuchni do salonu i z powrotem - Nikogo nie ma.
- Ja ją widziałam, panno Lino. Kiedy wstawałam zobaczyłam przez okno jak idzie w stronę sklepu.
Czarodziejka wróciła na swoje krzesło i rozsiadła się wygodnie. Do sklepu - czyli po jedzenie. To teraz wystarczy poczekać. Dla zabicia czasu wyjęła kamienie ze swoich naramienników i zaczęła je polerować brzegiem peleryny.
Pół godziny później zaczęła się zastanawiać dlaczego staruszka jeszcze nie wraca. Może i sklep nie był aż tak blisko, a starzy ludzie wszystko robią wolniej, ale i tak już trochę za długo to trwa. Oczywiście nie chodziło jej o zdrowie czy samopoczucie owej kobiety - ale jeżeli ona nie wraca, nie wracają też jej zakupy. A miała już dosyć czekania. Z braku innych sensownych pomysłów postanowiła iść zobaczyć co zatrzymało staruszkę i jej zakupy - wzięła ze sobą Zela i Amelię, będą jak znalazł do pomocy przy dźwiganiu.
:::::~:::::~:::::~:::::~:::::~:::::~:::::
Stała przed otwartą szafą i chyba po raz pierwszy miała problem z wybraniem sobie czegoś do ubrania. Zwykle brała pierwszą z brzegu sukienkę, tylko do chodzenia po domu. Ale na podróż trzeba czegoś wygodnego i praktycznego - nie jak tamta, w którą musiała być ubrana kiedy poprzednio miała "przygodę". Co to był za koszmar biegać w czymś takim... Ale była kapłanką, musiała być odpowiednio ubrana. Teraz na szczęście nie miała żadnych zakazów i nakazów. Po chwili namysłu wzięła jasnoszare spodnie, białą koszulę i takiego samego koloru płaszcz. Tak będzie najlepiej - żadnego ograniczania ruchów i zbyt przewiewnych sukienek.
Wzięła jeszcze z szafy swoją bransoletkę z granatowym klejnotem - która była tan naprawdę talizmanem wzmacniającym jej magię. Modliła się, żeby nie musiała jej używać, ale.. Lepiej mieć niż nie mieć. Czasami taka błyskotka może uratować życie. Schowała ją jednak w rękawie płaszcza - uratować życie może też niewiedza przeciwnika.
Wróciła do kuchni, gdzie czekał na nią Xell. Powiedział, że może ją zabrać do miasta, w którym aktualnie przebywają Lina i jej kompania. Oszczędził jej podróży i wypytywania o czarodziejkę - ale znaczyło to, że spotka się z nimi już za chwilę. A wciąż nie wiedziała, co i jak im powiedzieć. Cóż, coś się wymyśli, pomyślała. Zawsze zostaje powiedzenie prawdy. Usiadła krześle obok niego.
- Już jestem przygotowana.
Patrząc na Filię zastanawiał się, czy jej przepowiednia ma coś wspólnego z misją Beastmaster. Heh - na pewno ma. To by było bardzo, bardzo dziwne, gdyby nie miała. Nie chciał na razie mówić, że też będzie musiał spotkać się z Liną - nie w tej chwili. Wiedział, że Filia byłaby wtedy o wiele spokojniejsza, ale wyglądałoby to nieco podejrzanie. Wolał najpierw dowiedzieć się mniej więcej o co chodzi - żeby nie było żadnych niemiłych niespodzianek.
Wstał i podszedł do niej, złapał za rękę i podciągnął do góry. Kiedy już stała odsunął włosy z jej twarzy. Uśmiechnęła się uroczo w odpowiedzi. Zrobił to samo i objął ją mocno, tak mocno, jak tylko mógł bez sprawiania jej bólu.
- Gotowa? - Wymruczał jej do ucha.
- Tak - odpowiedziała, też go obejmując, ale o wiele słabiej. Była w końcu tylko kobietą - Ryuzoku, ale kobietą.
Pochylił się i pocałował ją głęboko. Wolał, żeby jej uwaga była skupiona na czymś innym niż podróż przez astral - tylko dla Mazoku było tam odpowiednio. Dla Ryuzoku ta ciemność mogła być zabójcza.
:::::~:::::~:::::~:::::~:::::~:::::~:::::
Wyszła przed dom i bardzo się zdziwiła - nie widziała nikogo, tylko puste ulice. A raczej ulicę - bo była tylko jedna. Ciekawe - może w miejscowym kościele jest właśnie jakiś ślub czy coś takiego? W takich nudnych wioskach to największe atrakcje. Zresztą - ślub, pogrzeb czy cokolwiek innego - nie ma znaczenia. Pokazała przyjaciołom, żeby szli za nią i udała się w kierunku "głównego placu" wioski - czyli małego placyku ze studnią pośrodku. Teraz zasłaniał go jakiś większy dom, ale miała nadzieję, że tam kogoś znajdzie - zwykle takie miejsca w takich wioskach to główne ośrodki życia towarzyskiego. W powietrzu czuć było dziwny zapach, ale nie było to aż tak dziwne, żeby się tym przejmować.
Wyszła za róg dużego domu i zamarła.
Cały plac był dosłownie zalany krwią. Wielka szkarłatna kałuża rozciągała się aż pod progi najbliższych domów, zalewając wszystko dokoła. A zaraz przy studni były ciała wszystkich mieszkańców wioski, okrutnie zmasakrowane i porozrywane na kawałki. Czuła, że robi się jej niedobrze. Bardzo, bardzo niedobrze. Spojrzała na Zela i Amelię stojących za nią - na ich twarzach malowało się identyczne przerażenie połączone z obrzydzeniem. I wtedy dostrzegła jedną, jedyną żywą osobę pośród tego morza krwi. Dość wysoka blondynka, ubrana w jasne kolory.
Znała tę blondynkę, która właśnie zachwiała się potężnie i upadła na ziemię nieprzytomna.
_______________________________________________________________________
Coś się zaczyna dziać ^^
Sal
_______________________________________________________________________
00:09 04-04-17
Ciekawe
Krwawy poranek, rzeczywiście. Końcówka rozdziału była rozbrajająca. Naprawdę świetnie piszesz. Szkoda, że czytałam tylko mange, bo w anime jest dużo rozbieżności przyrównując do komiksu, heh. Dlatego nie za bardzo wiem kim jest Filia, ale nieszkodzi, jakoś się połapie, w końcu jestem szybkokapująca.