Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Trylogia Slayers

Łyżki Przesilenia

Autor:Keii
Gatunki:Fantasy, Komedia
Dodany:2005-10-20 18:59:03
Aktualizowany:2005-10-20 18:59:03


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Jak zapewne wszyscy dobrze pamiętają, nasi "bohaterowie" (Lina, Gourry, Naga i Zelgadis) rozstali się po pokonaniu burmistrza, który okazał się złym Mazoku. Od tamtego czasu minęły dwa tygodnie, kiedy to wszyscy znów się spotkali (przez czysty przypadek).

***

- Heh, znowu się spotykamy - zaczęła rozmowę Lina, gdy spotkali się w gospodzie "Walcz o jedzenie".

- To czysty przypadek - stwierdziła Naga.

- Wy też przybyliście tutaj z powodu ogłoszenia króla? - zapytał Gourry.

- Jakiego ogłoszenia? - zaciekawił się Zelgadis.

- Otóż król ogłasza, że temu, kto pomoże mu podbić sąsiednie królestwo, ofiaruje wszystko, czego ów delikwent sobie zażyczy - wyjaśnił blondasek.

- To coś dla nas! - krzyknęła Naga uderzając przy okazji dość mocno w stół. Pech chciał, że na stole stał kufel z wodą mineralną (wstrząśniętą, gazowaną), który po ciosie poleciał prosto w twarz dwumetrowego osiłka i rozbił się na niej.

- Nie cierpię wstrząśniętej, gazowanej - syknął przez zęby, po czym podszedł do Nagi z zamiarem wyrzucenia jej przez okno lokalu.

- Spokojnie, panie mięśniak. - Zelgadis stanął przed wystraszoną czarodziejką.. - Ta pani jest ze mną.

- Takiś obrońca dam? - ironicznie uśmiechnął się wielkolud, a tłum widząc to zaczął zbierać się wokół drużyny. - Więc tobie najpierw oklepię buźkę - mówiąc to mężczyzna zamierzył się do ciosu.

Zelgadis odsunął Nagę na bok, po czym przyjął postawę, aby cios spadł prosto na jego twarz. Osiłek uderzył. Lecz uderzenie, zamiast odrzucić Zela, sprawiło, że agresor złapał się za rękę i zaczął cicho jęczeć.

- Z czego ty jesteś istoto nieczysta? - powiedział, prawie płacząc.

- Ze skały - odrzekł Zelgadis.

Słysząc to, klienci oberży szybko uciekli, pozostawiając naszą czwórkę samym sobie.

- Oj, zapłacicie mi za to!!- ryknął zza lady oberżysta.- Wszystkich mi spłoszyliście.-Idziecie za mną do króla!

Lina przekonała resztę żeby poszli, bo tak się składa, że będą mogli władcę zapytać o obwieszczenie.

- Kiedyś był burmistrz, teraz król. Coraz lepiej nam idzie... - westchnęła Naga, gdy ruszyli w stronę majestatycznego zamku króla Rulzera.

***

Gdy doszli do zamku, zauważyli, że jest bardzo dobrze chroniony. Co prawda jeden Dragu Slave wystarczyłby, żeby zmieść go z powierzchni ziemi, ale przed wojownikami i wieśniakami tych pięćdziesięciu strażników w zupełności wystarczyło. Straże wpuściły ich bez szemrania, co wydawało się Zelowi dosyć dziwne, zważywszy, że zdemolowanie oberży to nie była sprawa wagi państwowej.

Król okazał się być czterdziestoletnim mężczyzną o silnej budowie i sylwetce atlety.

- Czego chcesz karczmarzu? - zapytał nieznoszącym sprzeciwu głosem.

- Ci przybysze przestraszyli mi wszystkich klientów!

- Zajmę się tym. Możesz odejść. - spławił oberżystę król, widząc, że nasza czwórka mogłaby bez najmniejszego problemu załatwić ze stu takich, więc prawdopodobnie mają jakąś sprawę do niego.

- Dziękuję panie. Mam nadzieję, że surowo ich ukarzesz. - powiedział karczmarz, po czym sobie poszedł.

- Panie król, mam kilka pytań. - zaczęła odważnie Lina.

- Słuchani cię dziecko - tej odpowiedzi dziewczyna się nie spodziewała.

- Dziecko!? Fireball! - Lina dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Król siedział na tronie niewzruszony (tylko trochę pokryty sadzą i dymiący).

- Sorry. Nie chciałam. To był tylko taki odruch. - zaczęła się tłumaczyć dziewczyna.

- STRAŻ! Zabrać ją i ściąć jej głowę! - zagrzmiał Rulzer.

- Lina...? Czy on chce cię zabić? - zapytał zszokowanej panny Inverse Gourry.

- Tak idioto! - powiedziała zdenerwowana Naga.

- Najpierw będziecie musieli zabić mnie! - krzyknął blondyn.

- Tylko żartowałem. - gdy król to powiedział, dostał od Liny jeszcze jednym fireballem. - Hej, a to, za co?

- Trzeba mnie było nie straszyć - stwierdziła czarodziejka.

- Wybaczcie mi, ale mam trochę spaczone poczucie humoru. Widzę jednak, że nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Jam jest wielki, potężny, wspaniałomyślny, doskonały, miły, subtelny, piękny, grzeczny w stosunku do starszych osób, inteligentny i skromny król Rulzer (w tym momencie zabrzmiały fanfary). Przedstawcie się, jeśli łaska.

- Zjawiam się tam, gdzie grasują potwory, i pokonuję je. Zjawiam się tam, gdzie błyszczą skarby i zgarniam je. Jeżeli zaś wróg próbuje stawić mi czoła, zwycięstwo będzie moje. To ja, przepotężna czarodziejka Lina Inverse.

- Znaczy, że mam powiedzieć kim jestem? Gourry Gabriev, do usług.

- Piękna i doskonała czarodziejka i wojowniczka - Naga Biały Wąż.

- Szukający lekarstwa na swój wygląd - Zelgadis Greywords.

- Jako, że już się znamy, powiedzcie, co tu robicie... - ciepło zaczął rozmowę król.

- Ja naprawdę mam pytania. Najpierw na nie odpowiesz, a później pogadamy - oschle powiedziała Lina. - Po pierwsze: czemu twoja straż wpuściła nas bez gadania? Z tego, co wiem, sądzenie osób, które przepędziły klientów z karczmy, nie należy do obowiązków króla. Po drugie: o co dokładnie chodzi z tym ogłoszeniem, które wydałeś?

- Do odpowiedzi na drugie pytanie przejdę za chwilę, a teraz zaspokoję waszą ciekawość, co do pierwszego. To jest właśnie sekret tego, że panuję w tym kraju. Podczas wolnej elekcji ludzie głosują na mnie, bo moje hasła wyborcze brzmią: "Rozwiążę każdy twój problem osobiście, jeśli zostanę królem!", "Zlikwiduję przestępczość" oraz "Obniżę podatki". Ludzie to kupują, a poza tym jestem jedynym kandydatem.

- Jestem pełna podziwu dla ich głupoty i łatwowierności - stwierdziła Naga.

- A co do obwieszczenia, to chodźcie za mną - powiedział król, po czym poszedł wielkim korytarzem prosto i skręcił w drugie drzwi na lewo (nasi bohaterowie nie odstępowali go na krok). - Musicie wiedzieć, że nie jesteście pierwszymi osobami, które przyszły do mnie w tej sprawie. W tym pokoju cała reszta czeka na objaśnienie szczegółów. - powiedziawszy to, Rulzer otworzył masywne drzwi i wszyscy weszli do środka.

Jakież było zaskoczenie naszej czwórki gdy ujrzeli prawie same znajome twarze. Byli tam: Amelia Will Tesla Seyrun (księżniczka Seyrunu mająca lekki odchył na punkcie dobra i sprawiedliwości), Sylpheel ( kapłanka zakochana po uszy w Gourrym), Xellos (mazoku, mistrz manipulacji ludźmi i nie tylko) oraz dziwny facet wyglądający na szpiega.

- Pan Zelgadis, Panna Lina, Pan Gourry, Panna Naga! - zakrzyknęła z radością i pobiegła przywitać się z każdym z osobna.

- Gourry kochanie! - Sylpheel podeszła do Gourrego i go uściskała.

- Czy my się znamy? - zapytał zdziwiony Gabriev.

- Ty sklerotyku. To przecież Sylpheel - powiedziała zdenerwowana Lina.

- Miło was wszystkich znowu widzieć - orzekł Xellos z uśmiechem (jak zwykle tajemniczym).

- Co tym razem knujesz? I o co ci chodziło kiedy po załatwieniu tego mazoku powiedziałeś, że załatwiliśmy za ciebie ważną sprawę? - zaciekawił się Zelgadis.

- Po prostu moja przełożona, Zelas-Metallium kazała mi załatwić gościa, bo wtykał nos w nieswoje sprawy. Jako, że my, mazoku jesteśmy rasą chaosu, zwady między nami są rzeczą naturalną.

- Chyba masz rację - Gourry udawał, że rozumie, a Sylpheel wciąż się do niego kleiła.

- Widzę, że się znacie. Lecz czemu nikt nie cieszy się, że widzi znowu tego dziwnego faceta, który wygląda na szpiega?- król zrobił smutną minę.- Jemu też należy się trochę przyjacielskiego ciepła.

- Ale żadne z nas go nie zna. - zauważyła Amelia, lekko zbita z tropu postawą króla.

- Skoro tak, to siadajcie wszyscy, a ja wytłumaczę wam po co jesteście mi potrzebni - król stanął na środku pokoju i czekał aż wszyscy zajmą miejsca. - Najpierw proszę każdego z was o przedstawienie powodu, dla którego się tutaj znajduje. Może niech zacznie dziwny gość.

- Jako, że nie jestem szpiegiem, przybyłem tutaj aby pomóc waszej królewskiej mości.

- Ja jestem tu dla kasy - powiedziała wprost Lina.

- Ja tu jestem, bo Lina tu jest - oświadczył Gourry.

- Przybyłam tutaj, aby jako wojowniczka o miłość i sprawiedliwość położyć kres złu z jakim pewnie będziemy musieli się zmierzyć! - krzyknęła Amelia (ta krótkowłosa czarodziejka naprawdę ma tylko lekki odchył na punkcie walki ze złem).

- Jestem kapłanką, więc muszę leczyć walczących, a sądzę, że głównie o walkę będzie chodzić - Sylpheel mówiąc to spuściła głowę i nieprzyzwyczajona do publicznych wystąpień przed tak dużą grupą osób zaczęła bawić się swoimi długimi, czarnymi włosami.

- Jestem tu z tego samego powodu co Lina - Naga machając rękami, żeby podkreślić wagę swoich słów (bez komentarza) skaleczyła się zahaczając o srebrne włosy Zelgadisa.

- Mam nadzieję znaleźć lekarstwo na swój wygląd. Poza tym nie mam nic ciekawego do roboty - Zelgadis dla bezpieczeństwa o swoje włosy odsunął się od Nagi.

- Może być zabawnie - Xellos tylko tajemniczo się uśmiechnął.

- Skoro znam już wasz pobudki, to teraz wytłumaczę do czego was potrzebuję - król chrząknął i zaczął tłumaczyć. - Więc... Mam jak się zapewne domyślacie, problem z podbiciem sąsiedniego królestwa. Od dłuższego czasu obnoszę się z planem jak je zdobyć. Niby wszystko jest OK. ale moi szpiedzy, którzy tam stacjonują ,donoszą mi o tajnej broni przeciwnika. Podobno jest to coś potwornego, strasznego oraz magicznego. I tu właśnie jest troll pogrzebany. W naszym państwie magia jest rzeczą niepraktykowaną. Zdecydowaliśmy kiedyś, że tak będzie dla nas najbezpieczniej. Wyobraźcie sobie co by się stało jeśli w każdym mieście były np. takie dwie Liny.

- Aaaaaaaaa!!! - wrzasnął Gourry.

- Co ci się stało Gourry - zapytała zdziwiona Naga.

- Wyobraziłem sobie to, o czym król przed chwilą mówił. To by było zbyt straszne.

- Taaak. Chyba trochę przesadziłem... - Rulzer trochę zdziwiony zachowaniem Gabrieva kontynuował. - Jako, że jak już mówiłem, nie umiemy korzystać z magii, potrzebujemy kogoś, kto pomógłby nam tę magiczną broń zneutralizować. Im was więcej tym lepiej. A tak przy okazji, to pragnę wspomnieć, że wszystkim, którzy zostaną podczas swoich działań uszkodzeni, gwarantuję pokrycie kosztów leczenia, oraz dożywotnią rentę. Przechodzę teraz do najważniejszej dla niektórych z was spraw, mianowicie do wynagrodzenia. Otóż, każdy kto w jakiś większy sposób się przysłuży, dostanie baaardzo dużo pieniędzy.

- W ogłoszeniu było napisane, że cytuję: "wszystko, czego ów delikwent sobie zażyczy" - trafnie zauważył Zelgadis.

- To taka podpucha, żeby ściągnąć większą liczbę zainteresowanych. Czy wszystko jest zrozumiałe? Jeśli coś jest niejasne, to nie krępujcie się i powiedzcie.

- Przecież nawet pięciolatek by to zrozumiał - zaśmiała się Lina.

- Przepraszam, ale nic z tego nie kapuję - ze smutkiem powiedział Gourry.

- Ty zakuty łbie, przecież to banalne - ryknęła na biednego, wystraszonego Gourrego Naga. - Pozwól, że wytłumaczę to jeszcze raz specjalnie dla ciebie. Otóż... Ci drudzy mają magiczną broń. W tym kraju nie znają magii. Potrzebują kogoś żeby im pomógł.

- Zakapowałem! - ucieszył się blondyn.

- To dobrze - król podszedł do drzwi. - Teraz przydzielę wam pokoje na noc. Za trzy dni wyruszamy. Kolację możecie zjeść w zamku.

- Więc chodźmy, bo jestem straszliwie głodna. - Lina wstała i podeszła do drzwi. -Idziecie?

- Jasne - przytaknął Gourry. - Mnie też kiszki marsza grają.

Wszyscy poszli na posiłek do wielkiej jadalni. A gdy jedli, to tak jakby od trzech dni

nie mieli nic w ustach.

***

Te trzy dni szybko zleciały na rozmyślaniach cóż to może być za broń (Zelgadis i Sylpheel), jedzeniu i kłótniach (Lina i Gourry), trenowaniu przemowy mającej wprawić w osłupienie "tych złych" (Amelia) oraz nudzeniu się (Naga). Kiedy trzeciego dnia rano wszyscy spakowani czekali na króla, armia powoli się zbierała. Gdy Rulzer zaszczycił ich wreszcie swoją obecnością i przedstawił plan wyprawy, wynikły pierwsze sprzeczki.

- Jak to, mamy jechać konno przez trzy tygodnie? Ty nas królu masz za swoich rycerzy czy co? - nie na żarty zdenerwowała się Lina.

- Przykro mi, ale i tak wraz ze strategami obraliśmy najkrótszą drogę - tłumaczył się król.

- Mam lepszy pomysł. Teleportuję nas tam - Lina już przygotowywała się do rzucenia zaklęcia.

- Nieee!!! - krzyknął przerażony Gourry, pamiętając zdarzenie z poprzedniej przygody.

- Chodzi ci o tamto? Wypadek przy pracy - dziewczyna przestała na chwilę inkantować zaklęcie, gdy zdała sobie sprawę, że przez Gourrego musi zaczynać od początku. - Nie przeszkadzajcie mi.

- Lino. Nie, że nie wierzę w twoje umiejętności, ale nawet ty nie zdołasz przenieść nigdzie tysiącosobowej armii. To po prostu nie może się udać - Zelgadis również poczuł, że to może się dla nich dobrze nie skończyć.

- Chyba masz rację - zrezygnowana czarodziejka nie mamrotała już formułki zaklęcia. - A szkoda. Tak chciałam rzucić jakiś fajny czar.

Nagle zza wzgórza, jakieś trzysta metrów od naszych bohaterów, wyleciał smok. Był wielki i straszny. Armia króla zaczęła panikować (po raz pierwszy widzieli smoka na żywo), ale Lina zachowała zimną krew.

- Cha cha! Jednak pokażę na co mnie stać - zaśmiała się panna Inverse. - Ciemność poza zmierzchem, szkarłat poza płynącą krwią, pogrzebany w strumieniu czasu... W jego potężne imię, składam śluby ciemnościom... Wszyscy głupcy, którzy wejdą nam w drogę, zostaną zniszczeni przez moją i twoją potęgę... Dragu Slave!!!!! - z rąk Liny wystrzelił czerwony strumień energii, a gdy dotknął smoka powstała gigantyczna eksplozja. Gdy kurz opadł, po smoku nie było śladu.

- Ah, wspaniale! Dysponując taką magią, nie musimy się obawiać o wynik walki. Żadna. broń nie jest nam straszna - Rulzer zaczął skakać z radości. - Ruszajmy.

- Całkiem nieźle Lina - pochwalił przyjaciółkę Zelgadis. - Ale ten smok nie wyglądał na silnego. Był tylko wielki i straszny.

- Masz rację Zel - przyznała czarodziejka. - Ale mogłam potrenować przed bitwą. Cała armia króla, z naszymi bohaterami na czele, ruszyła w stronę sąsiedniego królestwa ze śpiewem na ustach. A śpiewali mniej więcej tak:

Nie straszni nam wrogowie,

Bo nikt się nie dowie, że walczyć, walczyliśmy zanim narodziliście się,

Wojna to żywioł nasz, który siłę daje, byśmy żyć mogli stale,

Dobrze zjeść i walczyć iść to dobre motto życiowe,

A poza tym trzeba się wzbogacić,

By dostatnio żyć,

By dostatnio żyć.

***

Podróż minęła dość szybko, ponieważ praktycznie cały czas coś się działo. Raz na przykład okazało się, że las przez który przechodziła armia, był zaklęty i nocą drzewa zmieniały się w potwory (wszyscy zwiali i trzeba było znaleźć okrężną drogę). Innego dnia Lina znalazła w swoim śpiworze ślimaka i tak spanikowała, że ze strachu zaczęła puszczać we wszystko różne zaklęcia, przez co zniszczyła pół obozowiska (Lina ma fobię na punkcie ślimaków). Albo kiedy to Gourry miał przygotowywać śniadanie i zamiast soli, przez przypadek wsypał do zupy piasek (oczywiście mocno dostał za swoją pomyłkę). Jednak po wielu (mniej lub bardziej niebezpiecznych) perypetiach, wszyscy dotarli do lasu, z którego było widać było zamek wroga.

- I co teraz? Z tego co wiem, nie mamy jasno określonego planu - zauważył Xellos.

- To jest właśnie mój plan. Zaatakujemy bez ładu i składu, zaskakując przeciwników - król uważał, że to dobry pomysł. - A tak właściwie gdzie jest ten gość, co wyglądał i zachowywał się jak szpieg?

- Chyba okazał się być szpiegiem - poinformowała zdziwionego Rulzera Lina.

- Mogłem się tego domyślić. Teraz trzeba będzie wymyślić inny plan, bo ten zdrajca pewnie poinformuje o tym starym swoich przełożonych - nie na żarty zdenerwował się władca.

- Jaka szkoda. A tamten plan był taki sprytny i wyszukany. Niełatwo pewnie będzie wymyślić jakiś lepszy - sarkastycznie stwierdziła Lina.

- Mam! - ucieszył się król. - Wymyśliłem. A więc zrobimy tak: moja armia pójdzie na zamek od frontu żeby wywabić wojsko przeciwnika, a wy przejdziecie przez las i weźmiecie zamek szturmem od tyłu. I jak wam się podoba?

Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że ten plan jest o wiele lepszy od poprzedniego i zabrali się za jego wykonywanie. Lina, Gourry, Naga, Zelgadis, Sylpheel, Amelia i Xellos ruszyli przez chaszcze w stronę zamku wroga, a wojsko przygotowywało się do walki. Gdy nasi bohaterowie szli przez las (jakoś im się nie spieszyło), to Naga przypomniała sobie, że ma do Xellosa ważne pytanie.

- Xellosie mam do ciebie ważne pytanie - powiedziała.

- O co chodzi?

- Czemu wyruszyłeś z nami na tę wyprawę.

- Przecież już mówiłem, może być zabawnie.

- Jakoś ci nie wierzę.

- Powiedziałbym wam, ale to tajemnica.

- Jak zawsze - cierpko zauważyła Lina. - Dobra jesteśmy już blisko zamku, co robimy?

- Może po prostu rozwalisz go Dragu Slavem Lino - Gourry też chciał się na coś przydać.

- Dobry pomysł. Ciemność poza zmierzchem, szkarłat poza płynącą krwią, pogrzebany w strumieniu czasu... W jego potężne imię, składani śluby ciemnościom... Wszyscy głupcy, którzy wejdą nam w drogę, zostaną zniszczeni przez moją i twoją potęgę. . . Dragu Slave!

Gdy kurz zaczął opadać, nikt nie spodziewał się już zobaczyć zamku (no chyba, że gruzów), lecz ku zdziwieniu wszystkich budowla nie tylko stała dalej, ale na ścianach nie było nawet zadrapania.

- Aaaa! Czyżbym straciła moc? - zaczęła biadolić Lina. - Fireball.- kula ognia trafiła drzewo i od razu je spopieliła. - Uff, całe szczęście, nic mi nie jest. Ale ten zamek musi być chroniony potężną barierą. Trzeba wejść i sprawdzić. Gourry otwórz drzwi. Wojownik wyjął miecz i kilkoma szybkimi ciosami zmienił pięknie ociosane drewno w połamane deski.

- Gotowe - Gabriev ostrożnie wszedł pierwszy, a za nim reszta. W środku było trochę ciemno, więc Amelia i Sylpheel użyły czaru światło. Oczom naszych bohaterów ukazał się piękny widok. Na ścianach zawieszone były cenne (na oko Liny) obrazy, pod nimi widniały starożytne ornamenty.

- Może byśmy tak wzięli kilka z tych dzieł? Najlepiej te o największej wartości rynkowej - zaproponowała Lina.

- Ale to byłaby kradzież - zaoponowała Amelia. - To nie kryjówka złodziei żeby ją okradać.

- Przecież żartowałam. Chodźmy tym korytarzem prosto i zobaczymy gdzie dojdziemy. Korytarz ku zdziwieniu wszystkich nie miał żadnych odnóg i prowadził do sali tronowej. A na tronie siedział niezbyt chudy król.

- Patrzcie, król - zauważył Gourry.

Nasi bohaterowie podeszli na tyle blisko, by monarcha ich zobaczył, po czym Lina

powiedziała:

- Hej królu, poddaj się. Jeśli nie będziesz stawiał oporu to nic ci nie zrobimy.

Gdy władca to usłyszał, tylko się zaśmiał.

- Cha cha cha! Czy wy naprawdę myślicie, że poddam się bez walki? Czy nie wydaje wam się dziwne, że nikogo oprócz nas tu nie ma? Zaraz zawołam moją tajną broń, a wtedy zobaczycie.

- Królu, wróć z tej drogi przepełnionej złem i nienawiścią. Bycie dobrym to o wiele większa przyjemność - zaczęła swoją mowę Amelia.

- Czy ty dziecko niczego nie rozumiesz? Nie ma nic lepszego niż dążenie do zdobycia świata - monarcha wstał z tronu i zaczął się zbliżać do drużyny.

- Chcesz opanować świat? I dopiero teraz o tym mówisz? Będę musiała cię przekonać, że nie warto być złym, bo ja jestem wojowniczka o dobro, miłość i sprawiedliwość - Amelia Will Tesla Seyrun!

- Amelio, naczytałaś się trochę zbyt dużo zwojów o bohaterskich, przesadnie dobrych czarodziejkach. Ile razy mam ci powtarzać, że to bzdury? - skarciła wojowniczkę o dobro (itd.) Lina.

- Przybądź potężny Kanakacie i broń mnie - krzyknął król.

Nagle wszędzie zrobiło się ciemno i wszyscy zostali wciągnięci do innego wymiaru.

*******

- Nie mogę uwierzyć, zostaliśmy wciągnięci do innego wymiaru - krzyknęła Naga.

- Zidiociały potworze! Przecież powiedziałem wyraźnie: "przybądź", a nie "zabierz nas do swojego wymiaru" - zdenerwował się król.

W wymiarze, w którym znaleźli się nasi bohaterowie (i król), było prawie zupełnie ciemno i odnosiło się wrażenie przebywania w kosmosie (wszędzie naokoło widoczne były gwiazdy). Zza pleców wszystkich rozległ się jeżący włosy na głowie głos:

- Wybacz panie ale słuch już nie ten.

- Jestem gotów okazać miłosierdzie, jeśli załatwisz tych klaunów tutaj.

- Kogo nazywasz klaunem grubasie. Lodowa Strzała - czar puszczony przez Nagę rozbił się na niewidocznej barierze otaczającej króla.

- Czyli, żeby dobrać się do monarchy trzeba najpierw zabić potwora - słusznie dedukował Zelgadis.

- Zaraz zobaczymy kto tu kogo załatwi. Kanakat bierz ich! - rozkazał władca.

- Co mówiłeś? Wybacz ale nie dosłyszałem.

- Bierz ich.

- Cha cha. Ten potwór ma jeszcze gorszy słuch niż stary smok, którego spotkaliśmy podczas wyprawy po Miecz Księżyca - Gourry śmiejąc się sięgnął po swój oręż. - Koniec śmichów-chichów. Czas na walkę. Hikari (jap.-światło) - Gourry aktywował swój legendarny Miecz Światła, tworząc ostrze z czystej energii. Nagle potwór stał się widoczny. Było to potężny, gigantyczny i potworny....krab.

- Aaa! Potężny, gigantyczny i potworny krab! - krzyknęła ze strachu Sylpheel.

- Zaraz go załatwię! - Lina mówiąc to wypowiedziała odpowiednią formułkę i posłała w

stronę skorupiaka Dragu Slavea.

Jednak nic się nie stało. Wokół potwora był ten sam rodzaj tarczy, który osłaniał króla.

- Ja spróbuję! - Gourry rzucił się na potwora, lecz jego broń nie miała szans w starciu z barierą. - To nie ma sensu. Trzeba wymyślić coś innego.

Amelia i Zelgadis puścili jeszcze po jednym Ra Tilcie, lecz również bez skutku. Nagle, niewiadomo skąd, pojawił się Zsuiram.

- Witajcie przyjaciele - grzecznie się przywitał.

- Cześć Zsuiram. A gdzie Azi? - zapytała Lina.

- Opuściła mnie. Ubolewałem wielce nad tym faktem przez dziesięć minut i stwierdziłem, że umartwianie się nie ma sensu.

- Czemu cię opuściła? - zainteresował się Gourry.

- Powiedziała, że już mnie nie kocha, trzasnęła drzwiami i poszła. Jak już mówiłem, nie ma co płakać nad rozlanym eliksirem. Przyszedłem wam pomóc - oświadczył Zsuiram.

- Hej! Chyba ktoś o mnie zapomniał - zawołał krab.

- Nie przeszkadzaj, kiedy ktoś rozmawia.- skarciła go Lina.- Więc Zsuiramie, wiesz jak go pokonać? Nasza broń się go nie ima.

- Lino, masz przy sobie łyżki, które kiedyś wam dałem?

- Zawsze noszę je przy sobie. Chociaż nie wiem po co.

- Użyj ich, a zwycięstwo będzie wasze.

- Użyć? Ale jak?

- Posłuchaj swojego serca. - po tych słowach Zsuiram zniknął.

Lina wyciągnęła ręce przed siebie, trzymając łyżki w zaciśniętych dłoniach i modliła się

o cud.

Nagle potwór głośno ryknął.

- Nieeee...! Tylko nie Łyżki Przesilenia. Tylko nie to!! - gdy tak krzyczał, zaczął się

rozmazywać i zniknął.

Nagle wszystko zaczęło się kręcić i wszyscy wpadli w jakiś wir. Potem była już tylko

ciemność.

- Lino, obudź się - głos dobiegał jakby z bardzo daleka. - Lino... Panna Inverse używając całej siły jaka w niej została, ocknęła się i wstała.

- Gdzie ja jestem? - zapytała półprzytomna.

- W zaniku króla Lostera. Znalazłem was wszystkich nieprzytomnych, leżących na podłodze. Już miałem ci zrobić sztuczne oddychanie usta-usta - powiedział Rulzer.

- Spróbowałbyś. A gdzie Loster?

- Jest już w lochu. Co to była za tajna broń? Kiedy moje wojska odniosły zwycięstwo, przybyłem jak najszybciej mogłem, żeby ją zobaczyć.

- To był gigantyczny krab o imieniu Kanakat.

- Nie przepadam za skorupiakami.

- Co z wynagrodzeniem?

- Porozmawiamy o tym przy uroczystej kolacji w tym świeżo zdobytym zamku.

- Umieram z głodu - stwierdziła Lina, kończąc rozmowę.

Po zjedzeniu kolacji, Rulzer wstał aby poinformować wszystkich o ich nagrodzie.

- Więc, stałem się pełnoprawny władcą tego kraju. Zawdzięczam to wam, lecz mam smutną wiadomość.

- Jaką? - mówiąc to Lina wstała z krzesła.

- Koszta, które przeznaczyłem na tę wojnę były tak duże, że nie mam nic, czym mógłbym wam zapłacić. Przykro mi.

- Cooo? Zaraz zobaczysz jak ci będzie przykro. Fireball! Lodowa Strzała! Ognista Strzała! - Lina starała się trafić króla, lecz ten szczęśliwie unikał czarów, kryjąc się za różnymi meblami.

- Naprawdę mi przykro!!!! - krzyczał, kiedy uciekał z jednej kryjówki do drugiej.

- Mówiłem, że będzie zabawnie? - uśmiechnął się Xellos.

Tak kończy się ta historia o odwadze, poświęceniu, honorze i bohaterstwie... Ups, to nie ta bajka. Więc jak to zwykle w takich opowiadaniach bywa, wszyscy żyli długo i szczęśliwie, tylko Lina znowu się nie wzbogaciła.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.