Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dyliżans

Biały jeleń

Autor:Avellana
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Baśń
Dodany:2009-06-28 21:25:25
Aktualizowany:2009-06-28 21:26:25


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Z dedykacją dla Jednorogini - bez specjalnego związku z czymkolwiek.


Upalne lato nadeszło niedawno, ale kilka dni pełnego słońca wystarczyło, by drogi wyschły i pokryły się kurzem, którego chmura wznosiła się przy każdym podmuchu gorącego wiatru. Rok pomyślał, że wolał chyba poprzednią pogodę, przeciągającą się, chłodną i deszczową porę, podobną raczej do jesieni niż do późnej wiosny. Mocne porywy wiatru i poszarpane chmury na horyzoncie zapowiadały wieczorną burzę, ale na razie nic nie mąciło spokoju popołudnia.

Dyliżans stał z boku szerokiego gościńca, z otwartymi na oścież drzwiami. Malowane konie lśniły w słońcu, budząc zachwyt dzieciaków, które wieszały się na ich uprzęży i próbowały wspinać na gładkie drewniane grzbiety. Rok nadal nie przywykł do tego, że dyliżans nie budzi nigdzie zdziwienia nie tylko dzieci, ale i dorosłych - na każdym przystanku ludzie po prostu przechodzili nad nim do porządku dziennego, jakby był to widok jeśli nie codzienny, to przynajmniej spodziewany.

W cieniu ogromnego drzewa pani Uta w ogromnym kapeluszu i płóciennej sukience grała na gitarze. Kiedy wyruszyli w podróż, Rok ze zdumieniem odkrył, że uwielbiała się popisywać i robiła to przy każdej nadarzającej się okazji. Może to z powodu tak długiej samotności na Wyspisku Snów - a może po prostu taki miała charakter. Niewiele o niej wiedział i nie zamierzał pytać, doceniając to, że ona także nie zadaje mu żadnych pytań. Poza tym to było wygodne - ludzie skłonni byli wybaczać ekscentryczne zachowanie podróżującej „śpiewaczki”, co jej „siostrzeńcowi” oszczędzało bardzo wielu kłopotów.

Przesuwające się słońce wprawdzie wydłużało cień z tyłu powozu, ale za to skracało go z tej strony, z której siedział Rok. Uznał, że o zawartość obszernego wnętrza raczej nie musi się martwić i postanowił przenieść się pod drzewo.

Usiadł koło pani Uty i bez ceregieli poczęstował się jedną z leżących obok niej pajd chleba. Starsze dzieci wciąż bawiły się wokół koni, na które teraz wdrapywały się bez strachu, by udawać jakichś rycerzy czy innych szlachetnych bandytów. Młodsze, przepędzone stamtąd lub po prostu za małe, by uczestniczyć na równych prawach w zabawie, słuchały gitary i słodkich piosenek o miłości (które Rok uważał za nie do końca stosowne dla ich uszu), udając, że wcale im nie zależało na wspinaczce na konie. Kilkoro bardziej dociekliwych przerywało piosenki pani Uty pytaniami, na które odpowiadała cierpliwie, bardziej pogodna niż zwykle.

- Ależ tak, byłam już w tych stronach - mówiła właśnie. - Tam na północy jest taka wielka puszcza, tak ogromna, że możesz iść i iść całymi dniami, i nie dojdziesz do jej krańca...

Jej rozmówca, chłopiec o ciemnych, myślących oczach, skinął z powagą głową. Rok nie potrafił oszacować jego wieku, nie znał się na dzieciach. Kilka lat? Kto by miał cierpliwość do takich smarkaczy. Pani Uta też zwykle jej nie miała, ale też była pod takimi względami zmienna jak kotka. Najwyraźniej bawił ją pełen zachwytu podziw, jakim ją ten dzieciak obdarzał.

- Opowiadają, że w tej puszczy mieszka biały jeleń, wiecie o tym? Ogromny jeleń, tak biały jak śnieg i o rogach srebrnych jak woda w świetle księżyca. Jest tak szybki i zwinny, że rzadko kto może go dostrzec, a już samo polowanie na niego jest przywilejem najszlachetniejszych... Mówi się, że ten jeleń obdarzony jest tak ogromną magią, że może sam zapalać nowe gwiazdy na niebie, a jeśli ktoś zdoła go schwytać, spotka go wielkie szczęście.

- Takie legendy są prawie we wszystkich światach - mruknął Rok, ale nie zwróciła na niego uwagi.

- No więc ja wam powiem, że to nieprawda. W tej puszczy nie ma białego jelenia i nigdy go tam nie było. Mieszkała tam za to kiedyś biała łania.

- Myśliwi nie odróżnili łani od jelenia? - zapytał któryś ze starszych chłopców i dzieci się roześmiały.

Pani Uta też się uśmiechnęła.

- Oczywiście, że odróżnili. Ale pomyślcie - kiedy ścigali ją dzień po dniu i nigdy nie potrafili pochwycić, kiedy potem o tym opowiadali - czy nie lepiej brzmiała opowieść o tym, że wywiódł ich w pole najpotężniejszy jeleń, jakiego widzieli, niż że zrobiła to zwinna, mała łania? Ale prawdą jest to, że była obdarzona bardzo potężną magią.

- Widziałaś ją - powiedział ciemnooki chłopiec - to nie było pytanie.

- Jasne! Nie zamierzałam na nią polować, po prostu wędrowałam przez ten las i pewnego wieczoru po prostu ją spotkałam nad strumieniem.

- Nie uciekła?

- Nie, bo nie byłam myśliwym. Powiedziała za to...

- To ona umiała mówić? - w głosie jakiegoś dziecka zabrzmiało niedowierzanie, opowiadana historia zaczęła nagle tracić prawdopodobieństwo.

- Skoro władała magią zdolną zapalać gwiazdy na niebie, powiedzenie kilku słów nie było chyba zbyt trudne? - pani Uta obróciła wątpliwość w kolejny uśmiech. - Powiedziała mi, że wędruje za mną już od jakiegoś czasu i że ma do mnie prośbę.

Pani Uta zawiesiła głos, sięgnęła po kromkę chleba i oganiała się od natrętnych pytań, dopóki nie zjadła jej spokojnie i nie popiła chłodną wodą ze stojącego obok dzbana.

- Powiedziała, że ma już dość takiego życia - podjęła opowieść. - Dosyć bycia nieśmiertelną, magiczną istotą i dosyć tego, że ludzie zawsze próbują ją pochwycić. Ale wie, że ludzie obawiają się śmierci, więc przyszło jej do głowy, że gdyby swój nieśmiertelny los zamieniła na los jakiegoś człowieka, oboje byliby szczęśliwi. I właśnie to mi chciała zaproponować.

- I odmówiłaś - ciemnooki wyprzedzał opowieść.

Rok przymknął oczy, wbrew swojej woli dając się prowadzić dźwięcznemu, melodyjnemu głosowi pani Uty.

- Odparłam, że nie chcę jej losu, nie potrzeba mi jej magii i nieśmiertelności... Ale jednocześnie zrobiło mi się jej szkoda. Więc zaproponowałam coś innego - że podzielimy się swoimi losami. Każda z nas weźmie po kawałku jej i mojego losu i każda pójdzie odtąd swoją drogą. A ona się zgodziła.

Pod zamkniętymi powiekami Rok nagle zobaczył tę scenę: czerniejący w leśnym zmierzchu strumień i stojące naprzeciwko siebie dwie kobiety, obie zwyczajne i obie magiczne, kruche i nieśmiertelne zarazem, podobne jak siostry, na chwilę przedtem, nim wyruszą własnymi drogami, by nigdy się nie spotkać. Potrząsnął głową odpędzając wizję. Pani Uta opowiadała po prostu jakąś książkę, mówiąc w pierwszej osobie o perypetiach bohaterki - przyłapał ją na tym wiele razy.

Większość dzieci była chyba zawiedziona pozbawionym dramatycznej kulminacji zakończeniem, bo zaczęły prosić, żeby pani Uta zaśpiewała im jeszcze kilka piosenek. Upał zelżał, ustępując miejsca coraz chłodniejszym podmuchom wiatrów. Jakaś dziewczynka mniej więcej w wieku Roka przybiegła od strony wsi, żeby zagonić całą gromadkę do domu, zanim się rozpada.

Pani Uta wstała, wygładzając sukienkę i nagle uznała, że koniecznie musi kupić ten dzban na wodę, którego zielona polewa wyjątkowo jej się spodobała. Rok z ciężkim westchnieniem przyniósł pieniądze i wręczył najstarszej dziewczynce, która wyraźnie nie miała nic przeciwko nagłemu wzbogaceniu się. Dzieci odchodziły, tylko ciemnooki chłopiec jeszcze się ociągał.

- Naprawdę podzieliłaś los tej łani? - zapytał.

- Oczywiście - odparła poważnie pani Uta, podając siedzącemu już w dyliżansie Rokowi dzbanek i gitarę.

Chłopiec wyciągnął rękę i chwycił ją za brzeg sukienki.

- Złapałem cię - powiedział.

- Rzeczywiście - uśmiechnęła się pani Uta. - I spotka cię w życiu wielkie szczęście. Ale teraz jeszcze jesteś na nie trochę za mały, wiesz? Możesz poczekać trochę?

Skinął głową, nie spuszczając z niej wzroku.

- Obiecujesz? - zapytał.

- Obiecuję. Pewnego dnia, kiedy będziesz starszy, staniesz się pięknym i silnym chłopakiem i przestanie ci wystarczać tylko to, co masz wokół siebie, powrócę do ciebie. Zgoda?

- Zgoda - wypuścił ją i trochę zawstydzony wytarł spoconą z emocji rękę o portki, a potem odbiegł do wsi.

Pani Uta kłamała, pomyślał Rok, znał ją już na tyle, żeby wiedzieć, że ludzie jej tak naprawdę nie obchodzą. Zresztą taki dzieciak najdalej za kilka miesięcy zapomni o obietnicy, a za kilka lat, kiedy sobie o niej przypomni, cała ta historia będzie nierealna jak sen prześniony w letni, upalny dzień. Ale dlaczego ani przez moment nie zawahała się, odpowiadając mu? Czemu to brzmiało... Jak prawdziwa obietnica?

Konie ruszyły i w tym samym momencie ciężkie krople ulewy uderzyły o dach, a w pobliżu zagrzmiało. Pani Uta pisnęła z zachwytu i przycisnęła się do okna, obserwując przecinające niebo błyskawice. Rok, zatopiony w myślach, mimo hałasu na zewnątrz zapadł w sen, a następnego dnia całe to zdarzenie, jak zresztą większość przystanków na drodze ich dyliżansu, wydało mu się odrealnione i mało istotne.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.