Opowiadanie
Dyliżans
Fragment opowieści
Autor: | Avellana |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Baśń |
Dodany: | 2011-08-09 21:39:52 |
Aktualizowany: | 2011-08-09 21:39:52 |
Poprzedni rozdział
Rok spotkał pierwszy fragment opowieści niedługo po tym, gdy przestał ubierać się na czarno. Dyliżans po raz kolejny zatrzymał się w nadmorskim mieście, ale tym razem była to zwykła miejscowość wypoczynkowa, pełna rodzin z dziećmi, straganów z plastikowymi śmieciami i kiepskich budek z niezłymi smażonymi rybami. Rok dawniej żywiołowo nienawidził takich miejsc, ale teraz przemógł swoją niechęć, żeby spróbować poznać je jako podróżnik i obserwator. Poczucie wyższości, płynące z bycia na zewnątrz tego wszystkiego, sprawiało mu przyjemność, do której sam przed sobą nie do końca się jeszcze przyznawał.
Pani Uta, jak niemal zawsze, całkowicie ignorowała otaczających ją ludzi. Spacerowała po plaży, najchętniej już pod wieczór, kiedy liczne familie odpływały do swoich kwater, żeby położyć spać najmłodsze pociechy i wybrać się do któregoś z miejskich klubów. Rok oczywiście towarzyszył jej, nadal nie do końca pewny, czy jego towarzyszka nie zniknie po prostu, jeśli spuści ją na dłużej z oczu. Ponieważ nie ubierał się na czarno, pozwalał sobie także na zdejmowanie butów, chociaż nie posuwał się do tego, by wzorem pani Uty brodzić w chłodnym morzu. Nie był już przecież dzieckiem.
Wydawało mu się, że pani Uta zwraca uwagę tylko na morze, mewy i wyrzucone na brzeg śmieci, spomiędzy których wybierała oszlifowane przez fale kawałeczki szkła. Ale to właśnie ona w pewnym momencie pociągnęła go za rękaw i wskazała siedzącego pod skarpą i karmiącego mewy kawałkami bułki dzieciaka. Wyglądał najwyżej na jakieś dziesięć-jedenaście lat - nie powinien być sam, ale z drugiej strony nie było jeszcze późno, a dzieciak mógł przyjść z któregoś z licznych ośrodków, których kanciaste domki kempingowe szpeciły pas nadmorskich wydm.
- On nie jest prawdziwy dla tego świata - wyjaśniła półgłosem pani Uta. - Przyjrzyj się, bo to interesujące. Rzadko kiedy się zdarza widzieć zagubiony fragment opowieści.
Rok przypatrzył się uważnie - na oświetlonej ostatnimi promieniami słońca plaży nie było to wyraźnie widoczne, ale przestrzeń wokół chłopca była pozbawiona koloru - zatopiona w odcieniach szarości. Jego barwne ubranie odcinało się wyraźnie na tym tle, a Rok dopiero teraz zauważył, że nie do końca pasowało do tego miejsca i epoki.
- Kim on jest? - zapytał, mimo woli także ściszając głos, chociaż nie był pewien, czy dziecko w ogóle ich słyszy.
- Fragmentem opowieści - powtórzyła pani Uta. Ponieważ Rok milczał, zastanawiając się, jakie można zadać pytanie, zdecydowała się udzielić szerszych wyjaśnień. - Kawałkiem fikcji powstałej w tej rzeczywistości, która do niej przeniknęła.
Rok milczał. Z panią Utą nie zawsze dawało się porozumieć, a on może i nie ubierał się już na czarno, ale nie zamierzał tracić godności, zasypując swoją towarzyszkę podróży pytaniami.
Pani Uta westchnęła.
- Jest bohaterem książki napisanej w tym świecie - powiedziała cierpliwie.
- Skąd wiesz? - zdziwił się Rok.
- Znam go - odparła po prostu. - Kupiłam wczoraj tę książkę. Jest w tej chwili bardzo popularna, sprzedawca namawiał mnie na nią.
Rok dopasował w głowie fragmenty informacji i uznał, że może wykazać zainteresowanie.
- Czyli co? Jest kawałkiem książki przeniesionym magicznie do tego świata?
Pani Uta zastanowiła się.
- Można tak powiedzieć, ale to nie jest magia, którą mógłbyś do czegokolwiek wykorzystać.
- A co się z nim stanie? Skoro ta książka jest taka popularna, to powinien narobić tutaj zamieszania - Rok postanowił pominąć milczeniem ostatnią uwagę pod swoim adresem.
- Przypuszczam, że poza nami widzą go tylko dzieci, a i one uważają go za wytwór swojej wyobraźni. Pewnie niedługo zniknie - pani Uta wzruszyła ramionami, jakby zupełnie przestało ją to interesować.
Następnego dnia od rana padał deszcz i Rok spodziewał się nawet, że dyliżans w końcu przyjedzie, żeby zabrać ich w nowe miejsce, ale najwidoczniej to jeszcze nie był właściwy moment. Skorzystał z okazji i przeczytał książkę, o której wspominała wczoraj pani Uta. Stwierdził z niezadowoleniem, że była to typowa opowieść dla dzieci, naiwna i pełna bohaterskich czynów, nieskazitelnie dobrego dobra i doskonale złego zła. Bohater, sądząc po jego wieku, musiał pochodzić z pierwszych rozdziałów, kiedy był jeszcze niewinnym i nieznającym swego prawdziwego przeznaczenia dzieckiem.
Po południu niebo przetarło się na tyle, że pani Uta postanowiła pójść na plażę i poszukać kawałeczków bursztynu. Nie ona jedna wpadła na ten pomysł - trochę letników spacerowało przy wysokiej linii przyboju, uważnie przyglądając się wyrzuconym wodorostom, w których tu i ówdzie dawało się znaleźć maleńkie złociste odłamki.
Chłopiec był w tym samym miejscu co wczoraj, a chociaż w szary dzień nie było tego łatwo stwierdzić, otaczająca go monochromatyczna strefa szarości wydawała się trochę mniejsza. Mimo to nie sprawiał wrażenia zmokniętego ani zmarzniętego. Siedział na piasku z kolanami podkulonymi pod brodę i wpatrywał się we wzburzone morze.
- To dziwne - powiedziała pani Uta. - I chyba niedobre. Jeśli ta granica zniknie, on się stanie częścią tej rzeczywistości.
- To jest możliwe? - zdziwił się Rok.
- Czemu nie? Zapomni, że był kiedyś częścią książki. Może nawet okaże się, że ma tutaj jakichś rodziców i dom? Kto wie. Czasem fragmenty opowieści mogą się przekształcić we fragmenty rzeczywistości, niestety.
- Niestety, bo przestają być opowieściami? - Rok znał już zamiłowanie pani Uty do wszystkiego, co fikcyjne, które nieodmiennie dziwiło go u osoby żyjącej w rzeczywistości dziwniejszej od większości fikcji.
- Jeśli nie zniknie do jutra, postaramy się coś z tym zrobić - pani Uta podniosła leśnego ślimaka, którego deszcz spłukał na brzeg morza. - Nie, żeby to miało jakikolwiek sens - mruknęła.
Chłopiec nie zniknął, a kiedy podeszli do niego, popatrzył na nich lekko przymrużonymi z zaciekawienia oczami. Nie poruszył się jednak, ani nie odezwał, a Rok w głębi ducha był mu za to wdzięczny. Nie wiedział, jak należałoby postąpić, gdyby się okazało, że chłopiec - fragment opowieści - jest w jakiś sposób świadomy swoich dalszych losów i po prostu nie chce wracać do świata, w którym czekały go niebezpieczeństwa i zdrady. Właściwie trudno byłoby się dziwić, gdyby wolał pozostać w rzeczywistości bezpiecznych i nudnych wczasów nad morzem, kolorowych parawanów na plaży i budek z bursztynowymi ozdobami na deptaku. Oczywiście to nie zmieniłoby faktu, że był zaledwie fragmentem opowieści, nie prawdziwym człowiekiem, a zresztą i tak Rok zamierzał mieć serce całkowicie zamknięte na innych ludzi. Nawet jeśli nie ubierał się już na czarno.
Coś błysnęło w piasku - Rok pochylił się i podniósł zaskakująco duży okruch bursztynu, przejrzystego i barwy miodu, w którym utknęło kilka bezkształtnych okruchów. Pani Uta delikatnie wyjęła mu go z ręki i uśmiechnęła się.
- Tak będzie lepiej - powiedziała, a potem zaczęła śpiewać.
Rok, jak za każdym razem, próbował zrozumieć, na czym polegała ta magia. Nie był jednak pewien niczego, jeśli chodziło o panią Utę. Czy rzeczywiście czarowała, śpiewając? A może tylko wyjaśniała rzeczywistości, otaczającej ich magii, co powinna zrobić? To nie była magia, której byłby w stanie się nauczyć nawet gdyby chciał, a nie chciał - nie wyobrażał sobie siebie, śpiewającego falom, wyrzuconym kawałkom drewna i zagubionemu rozdziałowi książki. Sięgała tam, gdzie nie sięgały jego czary, z których był tak bardzo dumny i które starał się zawsze stosować jak najrzadziej, właśnie po to, żeby podkreślić ich wagę i niezwykłość. Ale pani Uta używała swojej magii jeszcze rzadziej od niego i Rok naprawdę lubił sobie powtarzać, że to w ogóle nie jest magia. To po prostu jakiś rodzaj władzy nad opowieściami, być może typowy dla osoby, która za dużo czasu spędzała, czytając.
Cały świat wokół nich znieruchomiał w odcieniach szarości, zatrzymany jak na fotografii. Chłopiec wstał i po raz pierwszy dał znak, że dostrzega ich istnienie - skinął głową i popatrzył na panią Utę. Pstrokate barwy jego ubrania zaczęły się jakby topić i rozlewać w powietrzu jak farbki w wodzie. Stopniowo kolory utworzyły wokół niego fragment innego świata, przypominający książkową ilustrację. Chłopiec spojrzał po raz ostatni na nieruchome morze, a potem odwrócił się i odszedł, znikając w swoim własnym świecie i udając się na spotkanie czekającym na niego przygodom.
- Tak jest zdecydowanie lepiej - oznajmiła pani Uta. Jej głos sprawił, że otaczająca ich szarość zniknęła bez żadnych dodatkowych efektów. Nie roztrzaskała się jak oddzielająca ich od rzeczywistości szklana kopuła, ani nawet nie rozwiała. Po prostu w jednym momencie wszystko było nieruchome i szare, a w następnym żywe i kolorowe, albo przynajmniej mniej szare niż do tej pory, bo niebo nadal było zasłonięte aksamitnymi chmurami.
Ale na zachodzie pojawił się paseczek czystego błękitu, który szybko zaczął nasycać się złotem i czerwienią. Słońce wysunęło się spod niskich chmur, żeby zaraz wpaść do morza, ale wąskie okienko pogodny starczyło, żeby zaprezentować obecnym na plaży turystom kiczowaty spektakl wielobarwnego zachodu. Rok odchrząknął.
- Może tutaj byłby szczęśliwszy? - zapytał cicho.
- Nonsens - zaprotestowała energicznie pani Uta. - Tutaj musiałby kiedyś umrzeć.
- Wszędzie chyba trzeba umierać, jeśli się jest człowiekiem - wzruszył ramionami Rok.
Pani Uta westchnęła, ale nie było w tym zwykłej niecierpliwości, raczej odrobina melancholii.
- Kiedy kończy się opowieść, ostatnia jej scena zatrzymuje czas na wieczność. Bohater pokonał zło, ma u boku ukochaną…
- Stracił przyjaciela - wtrącił Rok.
- Tak, ale inne bliskie mu osoby są w tym momencie bezpieczne i szczęśliwe. Gdyby to było prawdziwe życie, musiałoby się toczyć dalej, przynosząc pewnie lepsze chwile, ale i rozczarowania, bo rzadko kiedy wszystko udaje się tak, jak byśmy chcieli. Oni nie zawsze byliby młodzi, zdrowi i szczęśliwi, jak sam powiedziałeś, jeśli jest się człowiekiem, trzeba kiedyś umrzeć. Ale zakończenie opowieści zatrzymuje czas w momencie ich triumfu, w chwili, kiedy są szczęśliwi. Zatapia ich świat w bursztynie, albo może przypomina kolorowy witraż czy zatrzymany kadr fotografii. Nie może ich spotkać nic złego, już nigdy.
Rok pokiwał głową, niepewny, co powinien odpowiedzieć. Pani Uta rozejrzała się.
- Chodź, musimy się spakować. Wydaje mi się, że dyliżans może przyjechać jeszcze dzisiaj.
Kiedy wspinali się po wysokich schodach na nadmorską skarpę, przyszło mu w końcu do głowy właściwe pytanie.
- Ale przecież każda opowieść może mieć ciąg dalszy. Autor może dopisać nowy tom, a jeśli nie on, to ktoś inny, choćby tylko w głowie, może się zacząć zastanawiać nad tym, co będzie dalej. Co się wtedy stanie?
Pani Uta odwróciła się, żeby popatrzeć na ciemniejące morze i podniosła do góry znaleziony przez Roka okruch bursztynu.
- Co tylko wymyślisz. To już zależy jedynie od ciebie - odpowiedziała.
Bardzo dziękuję! Wbrew pozorom to nie ma nic wspólnego z tą książką, nad którą teraz pracuję - to maleństwo zaczęłam pisać ponad rok temu! Chodziło mi o takiego typowego Wybrańca Losu, a i tak opowiadanie odchudziłam - miało się trochę bardziej koncentrować na Roku i jego reakcji na to wszystko, ale uznałam, że trochę niesłusznie by wtedy zaczął wyglądać jak kompletne emo.
Tempo powstawania tego kawałka mówi samo za siebie w kwestii kolejnego... A mam od dobrych dwóch lat bardzo konkretny pomysł na tę historię o tym, dlaczego Rok się przestał ubierać na czarno oraz mało konkretny pomysł na to, jak to było, kiedy po raz pierwszy pojawił się dyliżans.
Oż, jak mogłam nie zauważyć, że w końcu wrzuciłaś coś nowego! Jak zwykle rewelacja, ale czy mi się wydaje, czy w tekście pastwisz się troszeczkę nad przedmiotem swojej pracy? ;) I kiedy ciąg dalszy?
PS Czyli nie tylko ja mam uraz do tłumów wkurzających turystów z dziećmi.