Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Opowieści pocztowe

Sytuacja trudna

Autor:Dida
Korekta:IKa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Obyczajowy
Dodany:2007-11-24 02:20:40
Aktualizowany:2007-11-24 02:20:40


Poprzedni rozdział

Upiłam łyk mojej ulubionej herbaty waniliowej. Zajrzałam do menu. Szarlotka na ciepło czy sernik? Oto jest pytanie. Trudno rozstrzygnąć. Ale nie musiałam się spieszyć z podjęciem decyzji. Był piątkowy wieczór. Wypłata właśnie trafiła na moje konto. Uznałam, że po całym tygodniu ciężkiej pracy, należy mi się odrobina przyjemności. Poszłam więc do kawiarni na małe co nieco.

- Nie wygłupiaj się! - Dotarł do mnie czyjś okrzyk, przepełniony irytacją. Głos wydał mi się znajomy. Odrzuciłam jednak tę myśl, jako zbyt nieprawdopodobną. W mieście jest przecież tyle lokali... - Jak długo masz zamiar się złościć i to rozpamiętywać. Zjedz coś słodkiego, od razu poczujesz się lepiej. No chodź.

Wychyliłam się ze swojego boksu i spojrzałam w kierunku trotuaru. Przy ladzie ze słodkościami stały Ria i Tesa. Westchnęłam w duchu. Jak to się stało, że moje koleżanki z pracy zdecydowały się przyjść do tej samej kawiarni, co ja. Lubiłam je, dobrze mi się z nimi pracowało, ale niekoniecznie chciałam z nimi spędzać wolne chwile. Pragnęłam odpocząć, odstresować się, przestać myśleć o codziennej harówce, a tu taka niespodzianka. Szybko schowałam się z powrotem i skuliłam się na siedzeniu z nadzieją, że mnie nie zauważą i usiądą gdzieś indziej.

- Ale tu ludzi! Tłok jak na poczcie. - Usłyszałam naburmuszony głos Tesy. - Nigdzie nie ma wolnego miejsca. Chodźmy stąd.

- Nie przesadzaj! - odpowiedziała jej Ria. - A poza tym mają tu świetne ciasta. I wygląda na to, że tamten boks jest wolny.

- To się upewnij. Ja muszę do toalety.

Kroki nieubłaganie zbliżały się w moim kierunku. Podniosłam głowę i spojrzałam w kierunku skąd dochodziły.

- Jaga? To ty? Co za spotkanie! - wykrzyknęła Ria. - Cześć. Jest ze mną Tesa. Możemy się przysiąść?

- Cześć. Oczywiście, jak najbardziej - powiedziałam, postanawiając, że nie będę dociekać, dlaczego wybór padł właśnie na ten lokal, a nie na inny. - Co was tu sprowadza? - spytałam tylko.

- Tesa jest w złym humorze. Postanowiłam poprawić jej nastrój - odpowiedziała.

- Co się stało?

- Sama nie bardzo wiem. Słyszałam jedynie, że miała utarczkę z klientem. Niestety nie wiem o co poszło. Właśnie wtedy szukałam paczki i byłam na zapleczu. Sama wiesz, jak...

- Znowu? - przerwałam gwałtownie.

- To nie była moja wina - zaprotestowała. - Przetrząsnęłam całą szafę, zajrzałam za każdą przesyłkę. I nic. A klient zaczął się niecierpliwić. Zaproponowałam, żeby zostawił numer telefonu do siebie, a ja zadzwonię, gdy tylko znajdę jego paczkę. Bardzo się zdenerwował. Stwierdził, że to nie wchodzi w rachubę i że mam szukać aż do skutku. On poczeka. Nie ma zamiaru tracić czasu na następną wycieczkę na pocztę i stanie w kolejce. Oczywiście ustawiła się kita, aż pod drzwi.

- Jakże by mogło być inaczej - przytaknęłam ze zrozumieniem.

- Wróciłam na zaplecze - kontynuowała Ria. - Nie miałam przecież wyboru. Nie mogłam mu powiedzieć, że prościej by było, gdybym jednak do niego zadzwoniła i że tak poza tym to niepotrzebnie blokuje okienko. Ponownie przejrzałam zawartość szafy. I zapewne wtedy, gdy się tym zajmowałam, Tesa musiała wdać się w spór z klientem.

- I co? Udało Ci się w końcu znaleźć tą paczkę? - zainteresowałam się.

- Tak, ale... - zająknęła się. - Niech ja tylko dorwę osobę, która położył ją na półce z awizowanymi zwykłymi listami - dodała gniewnie. - Od razu wybiję jej z głowy głupie pomysły.

- Eeeee?! - zdziwiłam się. - A jak w końcu wpadłaś na to, żeby poszukać wśród gabarytów?

- W ogóle nie przyszło mi to do głowy - powiedziała z rozżaleniem. - Zadzwoniłam do Celci.

No tak. Celcia wie o wszystkim, co się dzieje na naszym urzędzie. Jeśli nie ma o czymś pojęcia, oznacza to, że to plotka, informacja bez pokrycia. Orientuje się też, gdzie znajdują się wszystkie druki, dokumenty i różne rzeczy przydatne w codziennej pracy, nawet jeśli akurat nie leżą na swoim zwykłym miejscu. Może się to wydawać mało istotne, oczywiście do czasu. Na naszym urzędzie ciągle ktoś czegoś szuka i zazwyczaj ma kłopoty, żeby to znaleźć. A wtedy zgłasza się do Celci. To często przysłowiowa ostatnia deska ratunku.

- I jak zareagowała Celcia? - zapytałam.

- Najpierw zdenerwowała się, że znowu wydzwania do niej do domu ktoś z pracy. Potem spytała, kto nadał paczkę. Odpowiedziałam, że firma RD. Stwierdziła, że akurat ten nadawca wysyła przesyłki różnego typu, również polecone i gabaryty i w związku z tym ktoś mógł wziąć tą paczkę za zwykły awizowany duży list.

- Dzięki temu od razu wiedziałaś gdzie szukać - zauważyłam. - Celcia jest niezastąpiona w takich przypadkach.

- Tak, ale przez to całe zamieszanie, ominęło mnie starcie Tesy z klientem. Wiem tylko tyle, że musiała interweniować Aleksandra. Nie było mnie niestety przy tym. Jaka szkoda! - westchnęła.

- Ja też żałuję - zgodziłam się.

Awantury z klientami nie zdarzają się często. Ale jak już mają miejsce, długo jest o czym dyskutować i co wspominać przy różnych okazjach. Najczęściej w spory wdaje się Bronka. To doświadczona i zasłużona pracownica poczty. Zna swoją wartość i charakteryzuje się pewnością siebie. Klienci nie są wstanie jej zdenerwować ani obrazić. Twardo broni własnego zdania, nie pozwala sobą manipulować. Jej wypowiedzi często trafiają na listę najlepszych odzywek pocztowych.

Przy okienku może stać tylko osoba obsługiwana. Niektórzy klienci jednak bardzo się niecierpliwią i nie potrafią czekać w spokoju na swoją kolej. Niektórzy kręcą się, wiercą, podskakują. Inni nawet stają wtedy tuż obok osoby, która jest akurat obsługiwana albo podchodzą zanim ona zdąży zapakować swoje rzeczy i odejść. Kamil opowiada historyjkę o tym, jak był świadkiem tej drugiej sytuacji. Klientka rozłożyła na ladzie przy okienku mnóstwo przedmiotów, pieniądze, rachunki, długopis, i portmonetkę. Zaczęła się zbierać. Następna osoba nie mogła się już doczekać, kiedy zostanie obsłużona więc obok ramienia tamtej postanowiła podać własne rachunki. Może zrobiła to za gwałtownie albo niezręcznie, w każdym razie zahaczyła o stojak z kartkami i go przewróciła. Z pewnością dzięki temu zyskała na czasie, została przez to szybciej obsłużona.

Bronka mawia w takich sytuacjach:

- Państwo są razem? Nie? W takim razie proszę odjeść. Przy okienku może znajdować się tylko osoba obsługiwana.

Czasami, gdy zagadnięty nie bardzo chce się odsunąć, dodaje:

- Pan też by zapewne nie chciał, żeby ktoś obcy zaglądał panu do portfela albo oglądał pana rachunki.

Potrafi też powiedzieć:

- Proszę poczekać chwilę. Nie skończyłam jeszcze obsługiwać tego pana.

Inni asystenci nie odzywają się w ten sposób do klientów. Nie chcą ich denerwować. Boją się wybuchu awantury. Ja sama nie mam odwagi, żeby zwrócić uwagę niewłaściwie zachowującym się osobom np. tym, które rozmawiają przez komórkę, podchodząc do okienka.

Pani Bronka słynie również z odpowiedzi, jakiej udziela klientom, którzy upierają się, że nie trzeba nic wpisywać w polu tytułem, ani podawać swojego adresu.

- Proszę podejść do tablicy ogłoszeń. Tam wisi wywieszka ze wzorami prawidłowego wypełniania druków i się z nią zapoznać.

To jest równie znane, jak odpowiedź listonosza Bartka na typowy zarzut klientów pod adresem doręczycieli: cały dzień byłem w domu, a mimo to w skrzynce znalazłem awizo.

- Nie wystarczy być w domu, trzeba jeszcze otworzyć drzwi, kiedy dzwonię.

- Czyżbyście rozmawiały o mnie za moimi plecami? - Drgnęłam, usłyszawszy głos Tesy. Tak byłam pochłonięta opowieścią Rii i własnymi myślami, że nie zauważyłam kiedy podeszła.

- Ale bez złych intencji - powiedziałam. - Zastanawiamy się tylko, co ci się dzisiaj przydarzyło.

- Klient śmiertelnie mnie obraził. Oto co mi się przytrafiło - wykrzyknęła gniewnie Tesa, siadając obok mnie. - Powiedział, że jestem tylko zwykłą urzędniczką i że gdybym miała więcej rozumu poszłabym na studia i znalazła inną, lepszą pracę.

Niektóre osoby traktują z góry asystentów okienkowych. Sama to odczułam i nie raz słyszałam przykre komentarze pod adresem innych pracowników. Wydaje mi się. że tacy ludzie nie do końca uświadamiają sobie, jaką wiedzą trzeba dysponować, żeby sprawnie i dobrze wykonywać swoje obowiązki i pod jaką presją pracuje się na okienku. Z drugiej jednak strony część uważa, że praca na poczcie nie jest godna osób po studiach. Jednakże, jeśli ktoś marzy o awansie, o stanowisku naczelnika, musi mieć wyższe wykształcenie.

- Jak do tego doszło? Może był zdenerwowany? Przecież bez powodu tak by się nie odezwał - zagadnęła Ria.

- Tak, był zdenerwowany. Kazałam mu okleić listy.

- Zwykłe czy polecone?

- A czy to ma znaczenie? Nie musimy oklejać żadnych, należy to do obowiązków klienta. W przypadku poleconych robimy to z grzeczności.

- Nie musisz mi tego mówić. Doskonale o tym wiem, ale klienci jakoś ciężko przyjmują tę informację do wiadomości.

- W moim przypadku chodziło o dziesięć zwykłych, dość dużych kartonów. Na każdy trzeba było nakleić trzy znaczki. Klient bardzo się zdenerwował, gdy mu o tym powiedziałam. Wykrzyknął, że może od razu powinien zawieźć te listy osobiście do adresatów. Z trudem powstrzymałam się, żeby nie odpowiedzieć, że w takim razie po co mu znaczki. Ale w porę ugryzłam się w język. Spokojnie wytłumaczyłam mu, że mam obowiązek sprzedać znaczki, ale nie muszę ich naklejać, zwłaszcza, gdy dotyczy to zwykłych listów. Zaczął na mnie wrzeszczeć. Wykrzykiwał, iż nie ma czasu na takie bzdury. Mówił też o tym, że to ja jestem bardziej doświadczona w przyklejaniu znaczków od niego i zastanawiał się, co ja właściwie robię na poczcie. Potem dodał tę uwagę, o której wspomniałam wcześniej. Przez chwilę miałam pustkę w głowie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Dawno nikt nie odniósł się do mnie tak lekceważąco. Głęboko odetchnęłam i spytałam tylko , czy pracownik ma mu również oklejać kartki z życzeniami świątecznymi. To i tak było dla niego za dużo. Zażądał rozmowy z moim przełożonym. Bez słowa poszłam po Aleksandrę.

- I jak to się skończyło?

- Aleksandra stanęła po mojej stronie. Powiedziała mniej więcej to samo, co ja i dodała, iż powinien mieć wzgląd na innych klientów i nie blokować kolejki. Palant zagroził, że złoży skargę do dyrekcji. Aleksandra się tym nie przejęła. Nagle od strony ogonka oczekujących odezwał się głos: skończ waść, wstydu sobie oszczędź.

- Naprawdę?

- Tak, siłą powstrzymałam wybuch śmiechu. W końcu facet widząc, że jego krzyki i groźby nie robią na nas żadnego wrażenia, dał za wygraną. Wziął znaczki i odszedł na bok. Dużo więcej stracił czasu na nikomu niepotrzebną awanturę niż na oklejenie swoich listów. A tak bardzo mu się przecież spieszyło.

- To musiało być okropne przeżycie - stwierdziłam. - Nie wiem, jak bym się zachowała na twoim miejscu.

- Racja - przytaknęła Ria. - Potrzebujesz czegoś słodkiego i bardzo kalorycznego, żeby poprawić sobie nastrój. Oto menu. Popatrz, jaki wybór ciast i deserów.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Nakago : 2007-11-24 22:06:50
    Znakomite obrazki

    Bardzo ciekawe, a zarazem pouczające, teksty o pracy w zawodzie, z którym prawie każdy się styka, lecz mało kto docenia. Może dadzą do myślenia osobom, które wysyłają PITy w ostatnim momencie (jak ja ;-) - w tym roku stałam na poczcie do 2:30; na całodobowej, oczywiście) albo awanturują się bez sensu (dość często bywam na poczcie, naprawdę wstyd mi czasem za takich klientów). Potrafię się wczuć w rolę podobnej osoby, ponieważ przez cztery lata byłam urzędnikiem państwowym (ZUS wita :-P) i też swoje z różnymi klientami przeszłam. Bardzo szybko doszłam do wniosku, że każdy człowiek powinien przymusowo przepracować w urzędzie (może być pocztowym ;-)) co najmniej rok, żeby na własnej skórze odczuć, jaka to przyjemność - może wtedy ludzie zachowywaliby się z nieco większą wyrozumiałością.

    Interesujące jest też tutaj studium charakterów: każda postać jest inna, o każdej czegoś się dowiadujemy, dzięki czemu możemy w pewien sposób poczuć, że pani w okienku to też człowiek, a nie maszyna, więc ma jakieś określone cechy, nie jest identyczna, jak inne panie w okienkach. Nie ma niespożytych sił, nie jest wszechwiedząca, a nawet, o zgrozo!, musi czasem jeść i pić. O tym czasem łatwo zapomnieć, stojąc w ogonku. Zatem, kochani, czytajcie "Opowieści pocztowe" i uczcie się ;-).

    Dałam 9, jako że, moim zdaniem, dialogi momentami są dość sztywne, trochę nienaturalne, 'książkowe', że tak powiem. Ponadto radziłabym przejrzeć teksty jeszcze raz i poprawić kilka drobnych błędów (głównie 'literówek').

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu