Opowiadanie
Shades of Grey (Odcienie szarości)
Za garść kamyków?
Autor: | Arleen |
---|---|
Korekta: | feroluce |
Redakcja: | IKa |
Serie: | Warhammer Fantasy, Forgotten Realms |
Gatunki: | Fantasy, Przygodowe |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2007-11-28 15:45:36 |
Aktualizowany: | 2008-04-24 14:34:08 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Obudziło ją delikatne potrząśniecie za ramię i szept.
- Obudź się…
Poderwała się tak gwałtownie, że stara rama łóżka skrzypnęła, grożąc połamaniem. Instynktownie sięgnęła za plecy, tam, gdzie zazwyczaj tkwiła głownia sztyletu. Druga dłoń wystrzeliła, by chwycić napastnika. Gdy jednak palce nie natrafiły na chłodną rękojeść, elfka zamarła w pół ruchu, przypominając sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Spojrzała w górę. Obok łóżka, stał zaskoczony Lauengram. W jednym ręku trzymał drewniany talerz, zaś ona kurczowo zaciskała palce na nadgarstku drugiej.
- Spokojnie, to tylko ja. Śniło ci się coś? - zapytał ostrożnie.
- N… nie… - elfka powoli wypuściła powietrze z płuc.
- Słuchaj, jeśli chcesz, żebym potrzymał cię za rękę wystarczy poprosić. - spojrzał wymownie na swój nadgarstek, na którym Sana wciąż zaciskała palce.
- Och! Wybacz. - zabrała dłoń, z zakłopotaniem patrząc na powoli niknące sine ślady na jego ręku. Mężczyzna jednak nawet się nie skrzywił.
- Nie szkodzi. - uśmiechnął się, stawiając talerz. - Dobry wieczór., tak w ogóle.
Skinęła mu w odpowiedzi głową, przecierając zaspane oczy, po czym zerknęła za okno. Na zewnątrz było już ciemno, a pokój oświetlała jedynie niewielka naftowa lampa.
- Długo spałam?
- Co najmniej osiem godzin.
- Długo… - stwierdziła Sana. Przezwyciężając niechęć do wysunięcia się spod ciepłego koca, opuściła stopy na podłogę. Lauengram przekrzywił lekko głowę, oceniając to, co widzi..
- Cofam to, że masz ‘ładne’ nogi. Masz wspaniałe nogi. - rzekł, równie swobodnie co bezczelnie. Spod koca i rąbka jego koszuli doskonale widać było wszystko, od połowy smukłych ud aż do zgrabnych stóp. Sana słysząc jego uwagę uśmiechnęła się kokieteryjnie i wyciągnęła nogi przed siebie, przez co koszula podjechała jeszcze nieco w górę, każąc mu się zastanowić, czy elfka dysponowała bielizną, czy też nie przejmowała się takimi drobiazgami.
- Robi się coraz przyjemniej. - stwierdził. - Warto było spać na podłodze, by to zobaczyć.
- Spałeś na podłodze? - spytała zaskoczona, zupełnie zapominając o tym, co miała odrzec na uwagę o jej nogach.
- Warto było. - powtórzył. Sana chciała coś powiedzieć , ale Lauengram machnął ręką. - Nie po raz pierwszy i nie ostatni. Szkoda mi było cię budzić. Zdawałaś się wykończona.
- Tak. Nie śpię zazwyczaj tak długo. - mruknęła, nieco zażenowana troską, jaką otoczył ją ten młody człowiek. Gdyby zrobił to z powodu, który by rozumiała, pewnie byłoby jej łatwiej zaakceptować pomoc… Jednak ona wciąż nie potrafiła go rozgryźć. - Czy moje ubrania są już gotowe?
- Chyba jeszcze nie. Pytałem o to, kiedy zszedłem po kolację. Dostaniesz je rano. Czy to kłopot?
- Nie chcę ci się narzucać. Zrobiłeś dla mnie dostatecznie wiele.
- Byłaś damą w potrzebie, więc cała przyjemność po mojej stronie. - puścił do niej oko, na co ona parsknęła śmiechem. - No, tak lepiej. Jesteś o wiele ładniejsza, gdy się uśmiechasz. - pokiwał głową, po czym ruchem dłoni odgarnął wiecznie spadające mu do oczu kosmyki włosów. Sana spojrzała na niego nieco zaskoczona komplementem, ale zanim cokolwiek odpowiedziała, mężczyzna zmienił temat.
- Jakie masz plany? - zapytał, nalewając wina do kubków. Sana przestała się uśmiechać.
- Dzięki tobie zdołałam złapać oddech, a przede mną długa droga.
- Gdzie, jeśli mogę spytać?
- Bretonia. - jej odpowiedź sprawiła, że Lauengram zakrztusił się winem.
- To wybrałaś sobie cel! Przecież tam was nienawidzą jeszcze bardziej, niż tutaj. - ręka Lauengrama zatoczyła szeroki łuk, dobitnie ilustrując, co miał na myśli. - Tyle, że tutaj najgorsze , co może cię spotkać, to spalenie na stosie za ‘czarną magię’.
- Nie potrafię rzucać czarów. - przypomniała.
- Im to bez różnicy. Solkanici bywają nieco nawiedzeni. W dodatku wszyscy to rasiści. - Lauengram westchnął, przypominając sobie swoje własne doświadczenia z okrytymi ponurą sławą wyznawcami Solkana, boga niezwykle rygorystycznie pojmowanej sprawiedliwości.
- Natomiast w Bretonii, jeśli dostaniesz się w nieodpowiednie ręce, sprzedadzą cię na targu jako egzotyczną maskotkę. Sam nie wiem, co gorsze…
- Bo pomyślę, że się o mnie martwisz.
- Uważam to za kiepski pomysł, to wszystko… - odburknął lekko zażenowany.
- Nie idę tam dla przyjemności. Szukam kogoś. Myślę, że dostał się w ręce handlarzy niewolników… - odparła ciszej, a Lauegram zmarszczył brwi.
- Dziwne, bo słyszałem, że druchii nie przejmują się losem swoich mężów.
- Opiekunów, jeśli już, ale w każdym Domu jest jeden i jest partnerem Matki Opiekunki. Reszta kobiet ma po prostu kochanków.
- To jednak i tak nietypowe, że przejmujesz się jego losem.
- To nie mój kochanek, tylko brat. - wyjaśniła - Według informacji, które zdołałam zdobyć został sprzedany… - dokończyła po chwili, nie patrząc jednak na niego, a w okno. Z tonu jej głosu Lauengram wnioskował, że się waha. Być może nie była pewna, czy dobrze robi mówiąc mu to wszystko, a może po prostu nie mówiła całej prawdy?
- Mimo wszystko, mroczne elfy nie słyną z dbałości o męską część rodów. - zauważył trzeźwo.
- Jestem więc sporym wyjątkiem. - odparła ostro, ucinając, dając do zrozumienia , że ten temat jej zupełnie nie leży.
- Kto go schwytał?
- Nie wiem dokładnie. Nie jestem nawet pewna, czy nazwisko handlarza jest prawdziwe. - przyznała, pochmurniejąc.
- Mam znajomych w Bretonii, być może będę mógł ci pomóc.
- Artuaud Vassiere. - odparła powoli, łamiąc sobie niemal język na obco brzmiącym nazwisku. Ku jej zdumieniu, na dźwięk tego imienia przemytnik nagle zamarł z kubkiem w wpół drogi do ust i otworzył szerzej oczy. Sana poczuła się nagle bardzo niepewnie, gdyż jego spojrzenie, jak dotąd łagodne, stało się chłodne i twarde niczym szkło.
- Dlaczego wcale nie dziwię się, że wymieniłaś tę mendę? - powiedział powoli, zmienionym głosem. - Pół Bretonii ma z nim układy, drugie pół na pieńku.
- Czyżbyś należał do którejś połówki?
- W sumie do żadnej, ale to pewnie kwestia czasu. - odparł zimno. - I szczerze odradzam węszenie wokół tego człowieka. Szczególnie tobie.
- Jeżeli mój brat żyje, to chcę go odnaleźć. To moja jedyna rodzina.
- Znasz chociaż bretoński?
- Nie, ale szybko się uczę. - przeczące stwierdzenie wprawiło Lauengrama w niemały podziw dla uporu tej dziewczyny. Nie zna języka kraju, do którego się udaje. Jest samotną druchii, która ledwo wywinęła się od marienburskiego lochu, a już śpieszno jej na trakt.
- To się nazywa desperacja. - stwierdził. Wzruszyła ramionami.
- Zapewniam cię, że potrafię o siebie zadbać.
- Właśnie widzę. - mruknął, zręcznie obracając w palcach złotą koronę, zastanawiając się nad czymś. W milczeniu bawił się monetą przez dłuższą chwilę. Gdy cisza się przeciągnęła, Sana nagle wstała i sięgnęła do swojej torby podróżnej, wyciągając z niej niewielki skórzany woreczek.
- Zapomniałabym. To dla ciebie.
- Słucham? - zdziwił się przemytnik. - Po prostu się zastanawiałem się… Co to? - spytał nieco podejrzliwie, patrząc na mieszek w jej dłoni. Elfka rozsupłała rzemień sakiewki i wysypała na stół około tuzina różnokolorowych kamieni.
- Znasz się na tym? - spytała, siadając obok. Lauengram spojrzał na klejnoty raczej obojętnie.
- Trochę. Ten to bodaj opal. Ten to agat, a tamten fioletowy, to amestyst. Chcesz, żebym je dla ciebie wymienił na imperialną, lub bretońską walutę? - zgadł.
- Nie. Chcę, żebyś je wziął. W zamian za pomoc, której mi udzieliłeś.
- Usiłujesz mnie obrazić? - parsknął, pstryknięciem kciuka posyłając kamyk w jej stronę. Złapała go zręcznie, jednak nie spuszczała wzroku z mężczyzny
- Czemu?
- Nie chcę o tym słyszeć. Nie pomogłem ci dla zapłaty! Tak trudno ci to zrozumieć? - dodał ostrzejszym tonem, niż zamierzał, a Sana umilkła zdezorientowana. Już zupełnie nie rozumiała jego postępowania. Zaproponowała zapłatę, bo uznała, że to będzie najlepszy sposób odwdzięczenia się za jego pomoc; pieniądze potrzebne były zawsze i każdemu. A on znów ją zaskoczył, zbił z tropu i sprawił, że nie wiedziała, co powinna powiedzieć.
- Więc dlaczego mi pomogłeś? - zapytała w końcu. Lauengram westchnął, oparł policzek na dłoni i przez moment turlał jeden z kamieni po blacie stołu.
- Uznałem po prostu, że tak było trzeba. Myślałem, że już to przerabialiśmy.
- Niech ci będzie. - zgodziła się w końcu - Czyli nie chcesz tych kamieni za to, co dla mnie zrobiłeś? - Lauengram nie uznał za stosowne po raz kolejny zaprzeczyć, a jedynie rzucił elfce nader wymowne spojrzenie. - Mam więc inną propozycję.
- Jaką?
- Jak słusznie zauważyłeś, jadę w miejsce niebezpieczne. Nie znam ani geografii tamtych terenów, ani języka, ani obyczajów.
- Czyli jednak nie puściłaś moich uwag mimo uszu? - zauważył lekko uszczypliwie.
- Wyobraź sobie, że nie. Nie jestem głupia. - odparła cierpko, krzyżując ramiona na piersi.
- Wierzę, choć na podstawie twoich dotychczasowych działań naprawdę trudno byłoby to komukolwiek udowodnić.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale jedno spojrzenie na Sanę sprawił, że ugryzł się w język. Wyraz twarzy elfki dobitnie świadczył o tym, że przemytnik igrał z ogniem w pobliżu beczki z prochem. Sana mogła się przystosować do życia poza swym miastem oraz być mniej chętna do rozlewu krwi, niż jej kuzyni, wciąż jednak była mroczną elfką i Lauengram uznał, że nie powinien o tym zbyt często zapominać.
- No dobrze, to może wrócimy do tematu? - zaproponował - Co to za propozycja?
- Weźmiesz kamienie… - Sana uniosła palec, więc Lauengram powstrzymał się od komentarza i słuchał dalej. - Jednak nie za to, co zrobiłeś, a za to, co dla mnie zrobisz.
- Mianowicie? - Lauengram słuchał z coraz większym zainteresowaniem.
- Będziesz moim przewodnikiem. Pomożesz mi odnaleźć tego Vassiere, czy jakkolwiek go tam zwą i uzyskać informacje o moim bracie.
- Mówisz poważnie? - mężczyzna spojrzał na elfkę z niedowierzaniem, ale pewny siebie uśmiech na jej twarzy mówił wszystko. - Za równowartość tych kamyków mogłabyś wynająć kilku najemników.
- Teoretycznie masz rację. - pokiwała głową. - W praktyce jednak nie będę mogła być pewna że przy pierwszej okazji nie będą próbowali mnie okraść, wykorzystać i zabić. Niekoniecznie w tej kolejności. Ty zaś… - zawiesiła znacząco głos. - Jak więc będzie? Lauengram milczał chwilę, trąc palcami skroń, po chwili jednak spojrzał na nią przenikliwie i wiedziony impulsem odpowiedział pewnie.
- Dobrze. Pomogę ci.
- Zaufasz mi na tyle, by ze mną podróżować? - uniosła pytająco brwi Sana, jakby chciała przetestować jego decyzję.
- To ja powinienem zadać to pytanie.
- Jeśli człowiek jest w stanie zaufać druchii, to czemu druchii nie może obdarzyć zaufaniem człowieka? - zapytała wojowniczo.
- W porządku, sama się o to prosiłaś. - pogroził jej żartobliwie palcem mężczyzna.
- Dokładnie. - zgodziła się całkiem poważnie. - Pokryję wszelkie dodatkowe koszty, łącznie z dopłatą, jakby wyprawa się przeciągnęła, oraz…
- Spokojnie, nie musimy liczyć każdego miedziaka. Stawiam na twój zdrowy rozsądek. - Lauengram odchylił się na krześle. - Poczekamy tutaj na mojego przyjaciela, Nathana, który, jeśli nie masz nic przeciwko, pojedzie z nami. Jego biorę na siebie…
- Jak chcesz. Im większa kompania tym lepiej.
- Spróbujemy też kupić ci nowe ubranie i ekwipunek, bo twój ma spore ubytki. - stwierdził, wskazując na koszulę, w którą była ubrana dziewczyna. - Nie zrozum mnie źle, do twarzy ci w tym, ale trochę niewyjściowe . - zażartował, by rozładować atmosferę i zmienić temat.
Prawda była taka, że choć zaproponowana przez elfkę suma była poważna, to nie klejnoty zaważyły na podjęciu decyzji o wspólnej podróży. Zwyczajnie, im dłużej się zastanawiał, tym głębiej był przekonany, że chce jechać. Głos rozsądku mówił mu, że to szaleństwo, jeśli nie samobójstwo. Intuicja szeptała kusząco o przygodzie i wyzwaniu… I Lauengram z chęcią zignorował rozsądek. Pomyślał o swoim przyjacielu, wróżbicie od siedmiu boleści, który chyba po raz pierwszy przepowiedział mu coś, co jak się okazało miało sens.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.