Opowiadanie
Shades of Grey (Odcienie szarości)
Wieszczek, renegatka i piroman
Autor: | Arleen |
---|---|
Korekta: | feroluce |
Redakcja: | Teukros |
Serie: | Warhammer Fantasy, Forgotten Realms |
Gatunki: | Fantasy, Przygodowe |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2008-03-23 14:01:08 |
Aktualizowany: | 2008-06-04 14:47:14 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Pokrywka kociołka pyrkotała wesoło, zawartość pachniała mięsem i ziołami, a trzem obserwującym garnek postaciom powoli zaczynało burczeć w brzuchach. O dziwo, twórcą tego kulinarnego cudu był wróżbita. Kilka dni temu Lauengram upolował zająca, bo wszyscy mieli już wyżej uszu suszonych porcji. Nathaniel zręcznie go oprawił i - ku zdumieniu i Sany - owinął skórą, a potem przytroczył do siodła. Elfka ostro się sprzeciwiła i oznajmiła, że nie będzie jeść mięsa, które po takiej podróży nie będzie jadalne. Dopiero Lauengram wyjaśnił jej, że Nathaniel nie chce jej otruć. Wręcz przeciwnie, tak się robi, by świeżo sprawiony zwierzak skruszał i rzeczywiście był jadalny.
Sana w odpowiedzi wzruszyła ramionami i uznała temat za wyczerpany - jak zauważyli Nat i Wesoły, robiła tak często, gdy uznała za słuszne przyznać im rację, a jednocześnie nie powiedzieć tego na głos.
Tego wieczoru wróżbita wreszcie uznał mięso za zdatne do jedzenia i zabrał się za kolację. Udało mu się nawet znaleźć zioła, które jego zdaniem miały nadać wywarowi smak gpotrawki, a nie wody z dodatkiem oskórowanego i wypatroszonego truchła.
Sana nie podejrzewała wróżbity o umiejętność gotowania, patrzyła mu więc przez ramię, bezbłędnie podając nazwę każdej roślinki w jej własnym języku lub, jeśli znała, to we Wspólnym. Nie odpuściła sobie przyjemności wygłoszenia paru uwag na temat próby dorzucenia do potrawy szaleju, którego liście w pierwszej chwili Nat wziął za selera. Obyło się na szczęście bez tragedii, gdyż Lauengram, przyjrzawszy się bliżej roślinie, wziął stronę elfki. Ostatecznie chwast nie skończył jako przyprawa potrawki, która - wbrew obawom druchii - okazała się naprawdę dobra, o czym świadczyła oszczędna pochwała Sany oraz solidna dokładka, jaką nałożył sobie przemytnik.
- No i co? Co powiecie? Dobry był króliczek ála Everglade, co? - zapytał dumnie Nathaniel, gdy wszelkie znaki wskazywały, że jego towarzysze skończyli posiłek. Lauengram bezceremonialnie rozłożył się na rzuconej na ziemię derce, podkładając sobie dłonie pod głowę.
- Ja powiem "dziękuję".
- Zjadłam to. Wnioski wyciągnij sam. - zawtórowała mu Sana, grzejąc dłonie przy ogniu.
- Muszę przyznać, ze umiesz przemycić uznanie w sposób niezauważalny dla komplementowanej osoby. Obydwoje potraficie. - pokręcił głową Nat, lecz chyba zaczynał się przyzwyczajać do specyficznego poczucia humoru elfki. Do złośliwości przyjaciela przywykł już dawno.
- I tak dobrze, że coś wyszło z tego królika. - przemytnik czknął dystyngowanie, zakrywając usta dłonią.
- A czemu miałoby nie wyjść? - zapytała druchii krzywiąc się nieznacznie.
- Bo to nie królik, a zając.
- Jedno i drugie kica. - burknął wróżbita. - Ciesz się, że nasz Lauengram nie polował tak, jak podobno kiedyś jego koledzy.
- To znaczy jak?
- Jak byłem nieco młodszy, przystałem na krótko do pewnej malowniczej zbieraniny. - westchnął Lauengram. W sumie wcale nie tak dawno, wciąż bowiem brakowało mu parę lat do trzydziestki. - Trzech z nas wybrało się na polowanie i tak się złożyło, że wszyscy dojrzeli tego samego zająca. I wszyscy go upolowali.
- Tyle, że jeden inteligent wziął na polowanie kuszę pistoletową… - wtrącił Nat, wkładając do ust źdźbło trawy i rozwalając się nonszalancko na swojej derce.
- W zającu i jego najbliższej okolicy znalazły się dwie strzały z łuków i dziewięć bełtów z kuszy. - pokręcił głową Lauengram, przypominając sobie smutny widok zwierzaka, którego jego koledzy wielce udatnie przebrali za jeża.
- Brzmi prawie jakby Nat go upolował. - stwierdziła ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy Sana, ale w jej oczach czaiła się figlarna iskierka. Lauengram chwilę przyglądał się dziewczynie, która z ironicznym uśmiechem na pełnych wargach drażniła się z wróżbitą. Dziwił się zmianom, jakie zaszły w jej zachowaniu od kiedy wyjechali z miasta. Choć wciąż małomówna, coraz częściej się uśmiechała, a nawet żartowała. Spała obok nich, na wyciągnięcie ręki. Lauengram czasem budził się w nocy i z ulgą stwierdzał, że dziewczyna nie siedzi, pilnując, czy przypadkiem któremu z nich coś nie strzeli go głowy. Był to swoisty powód do dumy. Nie słyszał bowiem o nikim, komu zaufał jakikolwiek druchii. Nie wiedział też o nikim, kto zaufałby mrocznemu elfowi i przeżył ten wyczyn.
Wciąż też zastanawiał się, czemu dziewczyna opuściła rodzinne strony. Twierdziła, że szuka brata, jednak przemytnik czuł, że musiało być coś jeszcze. Sana wydawała się przed czymś uciekać. Czasem go kusiło, by spytać, lecz za każdym razem gryzł się w język.
- Lauengram, śpisz? - z zamyślenia wyrwał go jej głos. Spojrzał na towarzyszkę, uśmiechając się ciepło.
- Raczej nie.
- Śni na jawie. - wtrącił Nat ze złośliwym grymasem. - Głowę nawet dam, że wiem o kim.
- Och, zamknij się, Nat. - mruknął Wesoły niespodziewanie gniewnie. Sana, zaskoczone ostrym tonem towarzysza, posłała obu mężczyznom pytające spojrzenie.
- Stara historia z miętą w tle. - wyjaśnił Nathaniel.
- Nie opanowałam jeszcze waszych idiomów , mógłbyś…
- Nathaniel wypomina mi pewien incydent, który przytrafił mi się w Marienburgu. - wtrącił przemytnik - Robi to za każdym razem, gdy się zamyślę. Na złość, jak sądzę, bo to stare dzieje.
- Acha.
- Sprzed pół roku zaledwie. Irytuje się, bo chodziło o kobietę…
- Kobietę? - zadziwiła się. Nathaniel zignorował miażdżące spojrzenie jakie posłał mu przyjaciel i mówił dalej.
- Mówię ci, co to była za dziewczyna! Najładniejsza w całym porcie. Rude włosy, oczy jak kot, a takiego tyłka i takich nóg nie miała żadna inna! A Wesoły…
- Nathaniel, zawrzyj pysk, bo zaraz do ciebie wstanę. - zagroził całkiem poważnie przemytnik. Temat zdecydowanie mu nie odpowiadał, a już na pewno nie w formie, którą wybrał sobie wróżbita. Sana zaś patrzyła na Lauengrama zaintrygowana. Nie przejęła się nawet faktem, że Nat znowu objął ja ramieniem.
- Coś taki nerwowy? Tego kwiatu to pół światu. - Nathaniel spuścił z tonu, ale nie darował sobie jeszcze jednego przytyku. - Ot, choćby Sana… - wróżbita uścisnął ją lekko. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie, bo przypomniał jej o miejscu, gdzie obecnie znajdowała się jego ręka. Elfka, mówiąc delikatnie, nie przepadała za Nathanielem i nie życzyła sobie, by jej dotykał. Najpierw delikatnie ujęła jego palce, mały i serdeczny. Mężczyzna, czując jej dłoń na swojej, zerknął na nią zaskoczony. Elfka uśmiechnęła się do niego słodko… Po czym gwałtownie szarpnęła, wykręcając palce w bok... Nat zachłysnął się, ale zacisnął dzielnie zęby i nie wrzasnął. Potem zabrał rękę, patrząc na elfkę oskarżycielsko.
- To bolało! Jak mogłaś? - jęknął, ostrożnie zginając i rozprostowując palce, jakby chciał się upewnić, że nie są połamane.
- Mam ci zademonstrować krok po kroku? - zapytała niewinnie.
- Nie, dziękuję. - odburknął, udając, że jest mu przykro. Po chwili jednak spojrzał na jej dłonie, obrzucił wzrokiem całą postać i przysunął się bliżej. - Chociaż podobno pewne rzeczy są warte, by za nie umierać.
- Proszę uprzejmie! - elfka najwyraźniej zamierzała spełnić prośbę wróżbity, a przynajmniej tę jej część, w której mowa była o zrobieniu irytującemu wróżbicie krzywdy.
- Kobieta mnie bije!
- Sana… Koniecznie naucz mnie tej sztuczki. - Lauengram przerwał mordercze zamiary druchii, choć nie mógł nie odczuć pewnej satysfakcji na widok zbolałej miny wróżbity. Nathanielowi przydała się ta mała lekcja pokory…
- Z przyjemnością. - odparła poważnie, zerkając z wyższością na Nathaniela… A potem ona i przemytnik wybuchli zgodnym, radosnym śmiechem.
- Ona chce mnie zamordować, a ty jej jeszcze zamierzasz pomagać? Taki z ciebie kumpel? - mruknął Nat, demonstracyjnie rozcierając rękę i zerkając na przemytnika wilkiem.
- Trzeba było trzymać łapy przy sobie i gębę na kłódkę. - odcięła się elfka.
- Jak wy mi tak, to ja idę spać. Sami sobie trzymajcie wartę, czy co tam chcecie. Ja jestem ciężko ranny.
- Zaraz naprawdę będziesz, jeśli nie… - zaczęła Sana, odwracając się ku wróżbicie, ale Lauengram machnął ręką.
- Zostaw go, chwilę się podąsa i mu przejdzie. Trochę już go znam. - westchnął, zerkając na towarzysza, który już po chwili chrapał w najlepsze. Sana przekrzywiła lekko głowę, patrząc zaintrygowana na ciemnowłosego mężczyznę. Wahała się tylko chwilę, nim usiadła obok niego na derce.
- Czemu podróżujesz z tym pajacem? - spytała.
- Z Natem? - upewnił się.
- Nikogo innego, kogo mogłabym tak określić, tutaj nie widzę.
- Jesteśmy przyjaciółmi, jakby to dziwnie nie brzmiało.
- Ale on jest taki… taki… - Sana szukała odpowiedniego słowa we Wspólnym, ale żadnego nie potrafiła znaleźć.
- Irytujący? Nieodpowiedzialny?
- Nie tylko to, ale blisko. Mogłabym znaleźć parę równie stosownych określeń, ale po namyśle szkoda mi na niego słów. - westchnęła. - Po prostu zastanawiam się…
- Dlaczego nie podróżuję z kimś bardziej odpowiednim? - podsunął. Znów pokiwała głową.
- Nathaniel rzeczywiście nie jest ideałem, ale ma parę zalet. Potrafi wyprowadzić z równowagi, ale… ja się już chyba do niego po prostu przyzwyczaiłem. Poza tym, z koniem nie gada się równie dobrze, co z przedstawicielem własnej rasy.
- Koń ci przynajmniej nie pyskuje. - sarknęła w odpowiedzi.
- Daj mu szansę. Mam wrażenie, że cię polubił.
- Doskonale to ukrywa. A może uległ mitowi "szlachetnego druchii"? - dodała po chwili.
- Słucham? - zdziwił się Lauengram, nie będąc pewnym, czy dobrze usłyszał.
- Tak nazwałam pewne zabawne… hmm, zjawisko, z którym zetknęłam się mniej więcej rok po opuszczeniu domu. Z konieczności zatrzymałam się w pewnej wiosce na granicy Imperium i Kislevu. W dużym skrócie; przypadkiem wyszło na jaw kim jestem. Miałam już uciekać, ale okazało się, że mieszkańcy wcale nie mają złych zamiarów.
- Jak sądzę, było to pewne zaskoczenie? - zauważył nieco sarkastycznie przemytnik.
- A i owszem. - przytaknęła elfka - Co jeszcze ciekawsze, pozwolili mi zostać w tamtejszej karczmie i pytali dokąd idę. Zupełnie nie pojmowałam ich motywów, dopóki ktoś nie przyprowadził takiego śmiesznego, ślepego staruszka, który zaczął coś opowiadać. Już wtedy trochę znałam Wspólny, więc szybko zrozumiałam, o czym tamten dziadek rozprawiał…
- Zamieniam się w słuch. - uśmiechnął się Lauengram. Sana parsknęła.
- To była ballada o "mrocznym elfie, co kryształowe serce miał i odwróciwszy się od swych złych braci, samemu doznając jeno strachu i nienawiści, na dalekiej zaśnieżonej północy czynił dobro". Straszliwa szmira, w dodatku nie do rymu, ale oni byli przekonani, że jeśli druchii jest sam, to odrzucił swych "złych braci" i chce pokutować za ich "pożałowania godne występki".
- Nie słyszałem… - przyznał zaskoczony Lauengram.
- Może i lepiej, bo to jakieś bzdury. Ktoś miał bardzo bujną wyobraźnię. - uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy błysnęły lawendowo w świetle ogniska. - Nabawiłbyś się takich skojarzeń, jak tamci i nieszczęście gotowe.
- Bzdury, powiadasz… - Lauengram zmrużył oczy. - Który fragment konkretnie?
- Całość, choć z jednym twierdzeniem bym się zgodziła. - elfka na chwilę uciekła wzrokiem w bok, potem jednak spojrzała przemytnikowi prosto w oczy i dodała.
- Druchii nie są z natury złe, tylko egoistyczne i ambitne. Ambicja sprawia, że mroczne elfy pożądają władzy bardziej, niż czegokolwiek. Intrygi, knowania i zdrady są na porządku dziennym. Krwawe zawody, których nagrodą są władza i łaska bogini…
- Wiesz, to ludzie wcale się od was wiele nie różnią. - stwierdził nagle przemytnik - My mamy na to nawet nazwę: "wyścig szczurów". Różnica polega na tym, że na mecie czeka władza i pieniądze, a nie łaska boska.
- Różnica niewielka. - wzruszyła ramionami.
- Skoro jednak ta opowieść to bzdury, to dlaczego ty odeszłaś?
Pytanie to kompletnie zbiło Sanę z tropu i elfka umilkła, wpatrując się w człowieka z mieszaniną zaskoczenia i niepewności.
- Rozumiem, że nie masz ochoty o tym mówić. - Lauengram nie zamierzał naciskać, choć tak naprawdę był niezwykle ciekaw, co mogło sprawić, by druchii opuściła Naggaroth. Jak sama powiedziała, "mroczne elfy o sercach kryształowych" to brednie.
- Wiesz, że jesteś pierwsza osobą, która o to zapytała? - szepnęła.
- A nie powinienem? - spytał. Dziewczyna w pierwszej chwili nic nie powiedziała, przyciągając nogi do klatki piersiowej i obejmując je ramionami.
- Bo ja wiem? W sumie to żadna tajemnica. Narozrabiałam w domu. - odparła w końcu. Lauengram nie skomentował, mając cichą nadzieję, że to nie wszystko co o sobie powie.
- Z mojej winy, choć nie z moich rąk, zginęli członkowie mojej własnej rodziny. - Sana wyciągnęła przed siebie dłonie jakby chciała ogrzać je przy ognisku. Wpatrywała się w nie, jakby na oświetlonej płomieniem skórze widziała coś, czego nie był w stanie dostrzec Lauengram. - Nie jestem ani lepsza, ani gorsza od nich. Po prostu wiedziałam, że jeśli nie ucieknę karą będzie śmierć, powolna i bolesna. Dopiero później zdecydowałam się szukać brata. Nie chciałam być sama. - głos Sany wydawał się pozbawiony emocji, ale przemytnik potrafił usłyszeć o wiele więcej, niż jej się zdawało. Wiedziony niezrozumiałym impulsem dotknął jej dłoni, sprawiając że je opuściła i spojrzała na niego.
- Nie musisz mówić nic więcej.
- Nigdy nie musiałam. - powiedziała, rozchmurzając się. - Miałam jednak nadzieję, że odwdzięczysz mi się szczerością za szczerość.
- Postaram się nie zawieść twoich oczekiwań. Pytaj.
- O kim mówił Nathaniel?
Lauengram westchnął. W sumie powinien był się tego pytania spodziewać. Słowo się jednak rzekło.
- Chciałbym jedynie wiedzieć, czemu właśnie o to pytasz.
- Jestem ciekawa powodu, dla którego zagroziłeś temu pajacowi rękoczynami.
- Tylko tyle? - zdziwił się. Sana zmrużyła oczy i uśmiechnęła się tajemniczo.
- A powinnam mieć jakieś jeszcze?
- Miała na imię Merle… - zaczął powoli - Sądzę, że z paplaniny Nathaniela wywnioskowałaś już, że coś nas łączyło.
- Trudno się było nie domyślić.
- Tya… Kiedyś ktoś mu ten jęzor obetnie i jeśli jeszcze raz wywinie mi taki numer, to będę to ja.
- Więc… Masz… Jak wy to mówicie… Dziewczynę? - Sana cieszyła się, że ludzie nie widzą, tak jak druchii, odcieni ciepła żywych stworzeń, inaczej jej policzki byłyby dwiema jaskrawymi plamami czerwieni.
- Nie. Prędko się okazało, że zbyt wiele nas dzieliło. Ja nigdzie długo nie potrafiłem zagrzać miejsca, a ona lubiła wygodnie żyć i kochała luksus.
- Bardziej niż ciebie? Myślę, że to była kretynka. - Sana za późno ugryzła się w język, ale Wesoły chyba nie zwrócił uwagi. A jeśli zwrócił, to nie dał po sobie poznać…
- Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, zastanawiam się, czy w ogóle jej zależało. - przyznał dość otwarcie. Druchii westchnęła.
- Widzę, że trafiłam z pytaniem, jak strzałą w mur…
- Kulą w płot. - poprawił ją z uśmiechem Lauengram. Rozmowa wcale nie popsuła mu humoru. Merle należała do przeszłości. Warto było na chwilę do niej wrócić, by dowiedzieć się paru rzeczy o Sanie. Musiał przyznać, że było w elfce coś, co go pociągało i chodziło nie tylko o jej egzotyczną urodę.
- Nie przejmuj się. Przynajmniej jesteśmy kwita. - dodał po chwili. Druchii pokiwała głową.
- Chłodno dziś. - zmieniła temat, rozcierając ramiona. Lauengram w odpowiedzi zarzucił jej na ramiona swój płaszcz.
- Lepiej? - spytał. Pokiwała głową. Nagle rzeczywiście poczuła się o niebo lepiej.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.