Opowiadanie
Łososiowy Ołtarz
Łososiowy Ołtarz
Autor: | Momoko |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fantasy, Komedia |
Dodany: | 2007-10-24 19:23:03 |
Aktualizowany: | 2008-03-13 19:52:00 |
Okolica z całą pewnością należała do turystycznych. Łatwo to było poznać nie tylko dzięki niezliczonym pubom, które dzięki przesyconej aromatem frytek i folklorem atmosferze, wabiły wygłodniałych wędrowców. A jeśli atmosfera nie działała, atrakcją zawsze pozostawały gratisy do zestawów XXL.
Innym znakiem popularności tej trasy, było zastąpienie zwyczajnego metalowego drogowskazu, na gruby, nielakierowany drąg, na którego szczycie krzywo umocowane były dwie deski pomalowane na czerwono. Na tej skierowanej na północ widniał wyraźny napis: "Drzewko Szczęścia 3km", zaś z tej zwróconej w przeciwną stronę, można było odczytać: "Mała Apokalipsa 0,5km".
Tym jednak, co w danej chwili najbardziej przykuwało mój wzrok, była postać oparta plecami o ów drogowskaz. Miała na sobie markowe, nieco zmięte i przybrudzone ubrania, jej głowę przyozdabiał guz wielkości jajka, a na jej twarzy malował się błogi, niewinny uśmiech.
Gdy podeszłam bliżej, poznałam ją - w okolicy nie było nikogo, kto by jej nie pamiętał, nie miał z nią kiedyś problemów lub nie prowadził z nią interesów. Domyślałam się skąd ma taką śliczną ozdóbkę na łebku, ale wiedziałam, że nie mogę jej tak zostawić.
- Miłość - mruknęłam poetycko w przestrzeń z nadzieją, że to wystarczy. Otworzyła oczy.
- ...Aa... - jęknęła trochę niepewnie w odpowiedzi, a potem dodała z przekonaniem - zabrał mi ołtarz.
Jej buntownicza mina, pomimo lekkiego zeza, dobitnie świadczyła o tym, że wie, o czym mówi. Albo przynajmniej sądzi, że wie. Co do mnie, to pochyliłam się niżej nad moją rozmówczynią, lecz nie wyczułam alkoholu. Ołtarz, ołtarz... o co mogło jej chodzić do licha? Po chwili zauważyłam, że w lewej dłoni trzyma torebkę z napisem "Świątynia Salmona". Pod napisem znajdował się wesoły, uśmiechnięty łosoś przypominający potencjalnym klientom, ze salmon i salmonella, to mimo wszystko nie to samo.
No tak. Podwójny zestaw łososioburgera z łososiosałatką i łososiofrytkami. Samo już to może doprowadzić do przymusowej sjesty pod słupem, ale postanowiłam dokładniej wybadać sprawę.
...Miłość?
Odkaszlnęłam, a następnie zapytałam ją o przyczyny obecnego stanu rzeczy. Podniosła głowę i spojrzała na mnie trochę przytomniejszym wzrokiem. W moim sercu narodziła się nadzieja, że wreszcie usłyszę sensowną odpowiedź.
- I wtedy... Wycharczał coś o złamanym sercu! O obietnicach, a potem... a niech to, takie słowo, że coś fiuuuuuuu i nie ma!
Nadzieja poprosiła o eutanazję. Po krótkim namyśle spełniłam jej życzenie.
-...I nie ma! Zupełnie! - dobiegł mnie bełkotliwy głos.
- Czego nie ma? - spytałam nierozważnie.
- Ołtarzyka - posłała mi rozbrajający uśmiech. Uśmiechnęłam się do niej równie przecudnie, po czym wymierzyłam jej lekki policzek. Oczywiście po to, by ją ocucić.
Wyłącznie po to.
Ale niech szlag trafi Miłość. Przy okazji.
Po mojej śmiałej akcji, Miłość wreszcie się ocknęła i mogłyśmy dojść do wzajemnego porozumienia. Niespiesznie się podniosła i otrzepała spódnicę ze źdźbeł trawy oraz innych paproszków charakterystycznych dla podłoża. Ulgę sprawił mi fakt, że wreszcie wyglądała na osobę odróżniającej kij od szczotki od wiertarki. Postanowiłam odprowadzić ją do najbliższego zajazdu. Zmarnowałam w końcu już tyle czasu, że pół godziny nie robiło mi różnicy.
Dzień chylił się ku końcowi. Złote światło zachodzącego słońca zalało parking dla klientów "Zielonego Rycerza", upiększyło kolor przebarwionych jesiennie liści i podkreśliło cienie na policzkach Miłości. Mnie zaś siedzenie przymarzało do folklorystycznego, niewygodnego stołka. Po raz kolejny przeklinałam swoje dobre serce. Osoba, która siedziała naprzeciwko mnie, nie tylko zdążyła już opowiedzieć mi kilka razy swój wypadek, ale też zdawała się nie odczuwać drastycznego spadku temperatury, który następował w miarę, jak słońce znikało za horyzontem.
Dowiedziałam się, że gdy wraz z Łososiowym Zestawem zdradzała swoją dietę, dostrzegł ją niezadowolony klient. Jego droga miłości okazała się być bardzo ciernista i żądał zwrotu gotówki. Nie rozumiem takich ludzi - nikt nie obiecywał, że będzie różowo. A przecież Miłość jest biznesmenem, nie posłańcem niebios.
W każdym razie, jednym z pomysłów wzgardzonego kochanka był częściowy zwrot pieniędzy, przez oddanie mu promocyjnego ołtarza dodawanego do podwójnego łososiozestawu. Jednak, jako że ołtarzyk w komplecie posiadał także kapłana z plastikowym nożykiem i ofiarę (tubkę ketchupu w kształcie ludzika), Miłość nie zgodziła się na taki układ. W wyniku szarpaniny upadła i uderzyła głową o posadzkę.
Więcej rzecz jasna nie pamiętała, ale to nie przeszkadzało jej raz po raz wykrzykiwać z oburzeniem na temat całego zajścia. Próbowałam dyskretnie przysnąć z otwartymi oczami, ale okazało się to niemożliwe. W tej sytuacji postanowiłam jeszcze na moment włączyć myślenie i skoncentrować się na słowach Miłości.
- A potem wywarczał, że nikt jeszcze tyle z niego nie wyciągnął! Wyobrażasz sobie? - Miłość krytycznie przyglądała się swoim paznokciom, które jak widać ucierpiały podczas walki o ołtarzyk. Ja wykorzystałam krótką pauzę w tym monologu, by zadać nurtujące mnie od pewnego czasu pytanie.
- Tyle to znaczy ile? - wydukałam szybko, na co ona spojrzała na mnie krzywo. Ojej, Czyżby zapomniała, że wciąż tu jestem? - to znaczy... ile od niego wzięłaś za usługę - uprzejmie uściśliłam.
Reakcja Miłości na to niewinne pytanie była co najmniej dziwna. Jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu samozadowolenia, tylko po to, by po chwili zblednąć i przybrać formę przerażenia. Przez sekundę jej usta pozostały półotwarte z powodu szoku, a potem na cały głos krzyknęła: "A niech to szlag!".
Samotna wrona poderwała się do lotu z pobliskiego drzewa. Miłość zerwała się ze stołka i popędziła na wzgórza szukać zasięgu w komórce. Ja natomiast podjęłam żeńską decyzję i poszłam do domu. Znacznie później dowiedziałam, jak ten łososiowy ołtarz wpłynął na losy naszego świata.
Miłości kupić nie można. Warto wykorzystać ten stan, póki Miłość nie przypomni sobie stawki. Czasem jeszcze robi interesy, ale zwykle cena do zapłacenia okazuje się być zbyt wysoka.
Nie musicie się martwic o Miłość. To typ, który daje sobie radę. Z wolontariatu na rzecz zakochanych nie wyżyje, więc prowadzi kawiarnię. Całkiem przytulną, polecam. Nie radzę tylko zachodzić tam w Walentynki. Wtedy bowiem, przedsiębiorcze serduszko Miłości najbardziej cierpi.
Łososiowy ołtarz
Cóż mogę dodać? Bardzo... hmmm... "miłe" :). Ciekawa, nieobowiązująca lektura. Co do humoru, to zgadzam się z Teukrosem. Paradoksalnie jej krótkość jest czymś dobrym. Naprawdę dobra lektura.
Łososiowy Ołtarz
Bardzo sympatyczna lektura. Podobała mi się lekkość przekazu, w szczególności humoru, który nie sprawiał wrażenia wciśniętego na siłę.
Łososiowy Ołtarz
Interesujące, zabawne i niecodzienne ujęcie Miłości :)
Tubka z ketchupem poprawiła mi nastrój na kolejny dzien ;)
Morf ma rację, znać kobiecą rękę, lecz w tym wypadku uważam, że to spory plus. Często ręka (lub przynajmniej niewielka interwencja) jest w takich przypadkach niezastapiona. Sympatyczna, któtka opowiastka.
Pozdrawiam
Łososiowy Ołtarz
Przyjemnie mi się czytało "Łososiowy Ołtarz". To taka ciepła, zgrabnie opowiedziana historia, budząca ciekawość i uśmiech. I - na ile jako facet mogę się w tej kwestii wypowiadać - bardzo dziewczęca w swoim charakterze, co zwykle odrzuca mnie od takiego tekstu na kilometr, ale o dziwo nie stało sie tak tym razem. Co juz samo w sobie dobrze świadczy o tekście.