Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Czarny Pan

Wizyta Zupełnie Nieoczekiwana

Autor:Roy de Lamort
Korekta:Dida
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy, Mroczne
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2008-01-15 08:39:43
Aktualizowany:2008-02-21 21:39:24


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Dla Toma Riddle'a nadszedł dzień, który zmienił całe jego życie... i życie całego czarodziejskiego świata.


Dzień, który Riddle zapamiętał tak dobrze, miał miejsce następnego lata, w pewien upalny, lipcowy dzień. Czytał właśnie książkę, którą dostał na swoje jedenaste urodziny od pani Cole, i która o dziwo przypadła mu do gustu. Była to stara książka o mitach greckich. Najbardziej polubił historie o potężnych bogach, którzy nagradzali, karali i kpili ze śmiertelników wedle swego widzimisię; Tom uwielbiał wyobrażać sobie, że to on jest jedną z tych potężnych istot, siedzącą na wielkim tronie i ciskającą gromy na dzieci bawiące się na dziedzińcu sierocińca, albo władającą wszystkimi "skarbami", znajdującymi się w budynku, ale najbardziej ze wszystkich imponowała mu Hekate, bogini czarów. Był właśnie w środku swych rozważań, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili drzwi się otworzyły i wyłoniła się głowa pani Cole.

- Tom? Masz gościa. To jest pan Dumberton - skinęła głową na kogoś, kto najwyraźniej stał za nią. - O, przepraszam, pan Dunderbore. Przyszedł, żeby ci powiedzieć... a zresztą, niech sam ci powie. - opuściła pokój, a za chwilę wszedł do niego mężczyzna w sile wieku; miał długą, kasztanową brodę, a ubrany był w garnitur ze śliwkowego aksamitu. Był wysokiego wzrostu, a poruszał się z dużą werwą i sprężystością. Miał pogodny wyraz twarzy, a w oczach widać było życzliwość. Tom znał ten wyraz twarzy; widział go u lekarzy, którzy teraz często odwiedzali sierociniec z uwagi na kolejną epidemię ospy. Mężczyzna spojrzał na wpatrzonego w niego z nieufnością Toma.

- Jak się masz, Tom? - zapytał, wyciągając do niego rękę. Po chwili przysunął do łóżka stare krzesło Toma i zasiadł w nim. Tom często widział podobną scenę, gdy chore na ospę dzieci były odwiedzane przez lekarzy.

- Jestem profesor Dumbledore. - powiedział po chwili mężczyzna. To jedno zdanie zadziałało jak iskra, przyłożona do beczki z prochem.

- Profesor? - zapytał nieco wyższym niż zwykle, podejrzliwym tonem głosu Riddle. - To coś takiego jak "doktor?" A po co pan tu przyszedł? To ONA pana sprowadziła, żeby mnie pan obejrzał? - tu wskazał dłonią na drzwi, za którymi wciąż mogła stać pani Cole.

- Nie, nie - odrzekł Dumbledore z uśmiechem, który dla Toma wyglądał niepokojąco życzliwie.

- Nie wierzę panu! Chciała, żebyś mnie pan obejrzał, tak? - zapytał napastliwym tonem. Po chwili dodał rozkazującym głosem - niech pan powie prawdę!

Nic jednak się nie stało. Tajemniczo uśmiechnięty Dumbledore nadal wpatrywał się w Toma swoim nieco przeszywającym wzrokiem. Było to jak swoista próba sił. Po kilku sekundach starszy mężczyzna nadal się nie odzywał. Tom postanowił przełknąć gorycz porażki.

- Kim jesteś? - zapytał nieco grzeczniejszym tonem.

- Już ci powiedziałem. Jestem profesor Dumbledore i pracuję w szkole, która nazywa się Hogwart. Przyjechałem tu, żeby ci zaproponować miejsce w tej szkole, jeśli tylko zgodzisz się do niej pójść - powiedział tajemniczy mężczyzna swoim gładkim, cierpliwym głosem, jednak Tom zerwał się jak oparzony. Był pewny, że już wie, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa.

- Mnie nie oszukasz! - krzyknął. - Jesteś z wariatkowa, tak? "Profesor". No tak, oczywiście... Nigdzie nie pójdę, rozumiesz? To ta stara kocica powinna być w zakładzie dla obłąkanych! Nigdy nie zrobiłem nic Amy Benson czy Dennisowi Bishopowi... - chciał dodać do tej listy Billy'ego, ale błyskawicznie zrezygnował. Nie chciał wzbudzać w tym dziwnym człowieku podejrzeń. - ... możesz ich zapytać, sami powiedzą! - tego był pewny, byli to co prawda tylko nieliczni spośród osób, które Tom niegdyś w jakiś sposób skrzywdził, ale Riddle miał swoje sposoby, żeby uciszyć ewentualne oskarżenia pod swoim adresem. Po chwili znowu odezwał się profesor Dumbledore:

- Nie jestem z zakładu dla obłąkanych - powiedział cierpliwym, choć lekko zmęczonym tonem głosu. Jestem nauczycielem, a jeśli się trochę uspokoisz, opowiem ci o Hogwarcie. Oczywiście nie będziesz musiał pójść do szkoły, nikt nie będzie cię zmuszał...

- Niech tylko spróbują - wtrącił z przekąsem Riddle.

- ...Hogwart jest szkołą dla ludzi obdarzonych specjalnymi zdolnościami... - tego było już dla Toma za wiele.

- Nie jestem obłąkany! - krzyknął, ale Dumbledore tym razem wpadł mu w słowo.

- Wiem, że nie jesteś obłąkany. - powiedział lekko zniecierpliwionym głosem. - Hogwart nie jest szkołą dla obłąkanych. To jest szkoła magii.

Zapadła cisza, przerywana tylko przyspieszonym oddechem Riddle'a. Mimo, że doskonale potrafił ukrywać emocje, tym razem nie dał rady w pełni ukryć dziwnej mieszaniny ekscytacji i nieufności.

- Magii? - zapytał po chwili milczenia.

- Tak, magii - potwierdził Dumbledore.

- Więc to, co ja potrafię... to jest magia? - zapytał powoli Riddle.

- A co potrafisz? - Dumbledore utkwił w nim badawczy wzrok.

- Różne rzeczy - powiedział ledwo słyszalnym głosem Riddle. Czuł rosnącą ekscytację, i doszedł do wniosku, że nadszedł czas na chwilę szczerości. - Mogę przenosić różne przedmioty, wcale ich nie dotykając. Mogę zmusić zwierzęta, by robiły to, co chcę, i wcale nie muszę ich tresować. Mogę sprawić, że ludziom, którzy mnie rozgniewają, przytrafi się coś złego. Mogę sprawić, że ich zaboli, jak zechcę. - te ostatnie zdania wypowiedział jakby do siebie, nieświadomy, że tajemniczy profesor Dumbledore nadal uważnie go słucha.

- Wiedziałem, że jestem inny - wyszeptał po chwili, drżąc jak w gorączce. - Wiedziałem, że jestem kimś wyjątkowym. Zawsze. Wiedziałem, że coś w tym jest.

- No i miałeś rację - Dumbledore utracił gdzieś swój dobroduszny uśmiech, i teraz przyglądał się Tomowi badawczo. - Jesteś czarodziejem.

Gdyby nie to, że znajdował się tu z inną osobą, Riddle wybuchnął by teraz swoim triumfalnym, okrutnym, ale pozbawionym wesołości śmiechem. Postanowił za to poddać swego gościa próbie.

- Ty też jesteś czarodziejem? - zapytał.

- Tak.

- Udowodnij to. - wydał rozkaz Riddle, jakby Dumbledore był jego służącym. Ten jednak tylko uniósł brwi.

- Jeśli, jak rozumiem, zgadzasz się zostać uczniem Hogwartu...

- Oczywiście!

- ...to powinieneś zwracać się do mnie per "panie profesorze" albo "proszę pana".

Riddle od razu poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku, ten, który zawsze czuł w tych nielicznych chwilach, kiedy pani Cole wykazywała dobitnie, kto naprawdę rządzi w sierocińcu. Postanowił tymczasem zagrać na zasadach Dumbledore'a.

- Przepraszam, panie profesorze. Czy mógłby mi pan pokazać...

To, co nastąpiło za chwilę, na dobre przypieczętowało przyszłość Toma Riddle'a. Profesor Dumbledore wyciągnął z kieszeni swej marynarki dziwnie wyglądający, podłużny, smukły przedmiot, i machnął nim w kierunku szafy Riddle'a.

Szafa stanęła w płomieniach.

Z ust Toma wyrwał się okrzyk przerażenia, ale i wściekłości i żalu - właśnie z dymem poszły wszystkie jego trofea... a tak przynajmniej myślał - po chwili płomienie zniknęły, a szafa stała, jakby nigdy nic.

Tom otrząsnął się z szoku, i popatrzył na przedmiot, który dzierżył Dumbledore z wyrazem słabo maskowanej ochoty.

- Gdzie mogę coś takiego dostać?

- Wszystko w swoim czasie - zapewnił go Dumbledore, ale po chwili dodał lekko karcącym tonem - chyba coś chce się wydostać z twojej szafy.

Z szafy dochodził cichy, ale wyraźnie słyszalny stukot. Riddle przeczuwał już, co go za chwilę czeka.

- Otwórz drzwi - polecił Dumbledore.

Tom nie bardzo miał ochotę posłuchać polecenia, ale nie miał wyboru. Powoli zbliżył się do szafy, otworzył ją, i wyciągnął stare pudełko, w którym trzymał swoje trofea. Po chwili zdjął je z półki. Wciąż dygotało.

- Czy w tym pudełku jest coś, czego nie powinieneś mieć? - zapytał profesor Dumbledore, mierząc Riddle'a przeciągłym, choć nie groźnym spojrzeniem. Tom błyskawicznie podjął decyzję.

- Tak, chyba tak, proszę pana. - powiedział beznamiętnym głosem.

- Otwórz je.

Tom zdjął pokrywkę, po czym rzucił pudełko na łóżko, tak, że jego zawartość rozsypała się po nim. Jego trofea przestały dygotać, gdy tylko Dumbledore na nie spojrzał.

- Zwrócisz to wszystko właścicielom. I nie zapomnij ich przeprosić. - powiedział spokojnym, niemal życzliwym tonem Dumbledore. Po chwili dodał - Będę wiedział, czy to zrobiłeś. I pamiętaj: w Hogwarcie nie toleruje się kradzieży.

Mimo usłyszanej właśnie reprymendy, Tom Riddle nadal na chłodno kalkulował, co powinien powiedzieć. Po chwili postanowił dalej iść za ciosem.

- Tak, proszę pana.

- W Hogwarcie uczymy się nie tylko wykorzystywania magicznych zdolności, ale i panowania nad nimi - dodał po chwili profesor Dumbledore. - Używałeś swoich mocy, zapewne nieświadomie, w sposób, którego w naszej szkole nie tolerujemy. Nie jesteś pierwszym ani ostatnim, który znalazł się w świecie zwykłych ludzi i któremu moc wymknęła się spod kontroli. Powinieneś jednak wiedzieć - ciągnął - że uczeń Hogwartu może być ze szkoły wyrzucony, a Ministerstwo Magii... tak, jest takie ministerstwo - dodał w odpowiedzi na pytający wyraz twarzy Riddle'a - ...karze tych, którzy łamią prawo, jeszcze bardziej surowo. Wszyscy nowi czarodzieje muszą pogodzić się z tym, że wkraczając do naszego świata, podlegają naszemu prawu.

- Tak, proszę pana. - odpowiedział potulnie Riddle. Po chwili dodał, już nieco pewniejszym tonem:

- Nie mam pieniędzy.

- Temu łatwo zaradzić - rzekł Dumbledore, po czym wyjął z kieszeni sporą sakiewkę. - Mamy w Hogwarcie fundusz dla tych, którym brak pieniędzy na książki czy ubrania. Pewnie niektóre księgi z zaklęciami i inne przybory będziesz musiał kupić używane, ale...

Przez moment serce Riddle'a zabiło szybciej. Księgi z zaklęciami?

- Gdzie się kupuje księgi z zaklęciami? - bezceremonialnie przerwał profesorowi Dumbledore'owi. Po chwili otworzył sakiewkę i wyjął z niej wielką, złotą monetę.

- Na ulicy Pokątnej. Mam tu - wyjął z innej kieszeni sporą kopertę. - listę książek i innych szkolnych przyborów. Mogę ci pomóc znaleźć wszystko, czego...

Nie dane było mu dokończyć, bo Tom natychmiast wskoczył Dumbledore'owi w słowo:

- Zamierza pan pójść ze mną? - zapytał Riddle, mierząc profesora Dumbledore'a dziwnym spojrzeniem.

- Oczywiście, jeśli...

- Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Sam załatwiam swoje sprawy - powiedział Riddle z pewnym odcieniem dumy w głosie. - zawsze sam chodzę po Londynie. Jak dostać się na tę ulicę Pokątną... proszę pana?

Dumbledore podał mu list, i wyjaśnił, że można się tam dostać przez pub, zwany Dziurawym Kotłem.

- Zobaczysz ten pub, chociaż nie będzie go widział żaden z mugoli... - zawahał się na widok miny Toma. ...to znaczy, niemagicznych ludzi. Zapytaj o barmana Toma... Łatwo zapamiętać, bo macie to samo imię...

Riddle lekko się wzdrygnął, co nie umknęło uwadze profesora Dumbledore'a.

- Nie lubisz imienia Tom?

- Tomów jest mnóstwo - wymamrotał Riddle. Po chwili zebrał się na odwagę i zadał pytanie, które dręczyło go od momentu, gdy Dumbledore ujawnił swoje rewelacje - czy mój ojciec był czarodziejem? On też się nazywał Tom Riddle, tak mi powiedziano.

- Tego niestety nie wiem - odpowiedział z łagodnym, życzliwym uśmiechem profesor Dumbledore.

- Moja matka nie mogła być magiczna, boby nie umarła - ciągnął Tom, jakby nieświadom obecności Dumbledore'a. - To musiał być on. Więc... - jakby ocknął się z transu. - kiedy będę miał to wszystko... kiedy pojadę do tego Hogwartu?

- Wszystkie szczegóły są na drugim kawałku pergaminu w twojej kopercie. - wyjaśnił Dumbledore. - Wyjedziesz pierwszego września z dworca King?s Cross. Jest tam również bilet na pociąg.

Po tych słowach zamierzał już wyjść. Wyciągnął rękę do Toma, jednak ten uścisnął ją krótko, i, jakby na pożegnanie chciał wywrzeć na swym gościu silne wrażenie, powiedział:

- Potrafię mówić do wężów. Odkryłem to, kiedy byliśmy na wycieczce na wsi. - wspomniał wyjazd sprzed kilku lat. - Odnalazły mnie, szeptały do mnie - powiedział ze słabo maskowaną dumą. - Czy każdy czarodziej to potrafi?

Dumbledore sprawiał wrażenie, jakby zastanawiał się, co powiedzieć.

- Nie, nie każdy, ale to się zdarza - odpowiedział po chwili namysłu. Po raz pierwszy od wejścia do pokoju w jego głosie zabrzmiało wahanie. Po chwili Dumbledore cofnął rękę, wciąż znajdującą się w uścisku Riddle'a, i zawrócił w stronę drzwi.

- Do widzenia, Tom. - powiedział na odchodne. - do zobaczenia w Hogwarcie.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.