Opowiadanie
Niedokończona sprawa
Rozdział 4
Autor: | Ramos |
---|---|
Korekta: | IKa |
Tłumacz: | Aevenien |
Serie: | Harry Potter |
Gatunki: | Obyczajowy, Romans |
Dodany: | 2008-04-17 15:33:41 |
Aktualizowany: | 2008-04-17 15:33:41 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Tytuł oryginału - Unfinished Business
Link - Unfinished Business
Autor - Ramos
Zgoda - Jest
Beta - Minamoto (IKa)
Po długim dniu i nie krótszej nocy spędzonych na użalaniu się nad sobą, Hermiona stwierdziła, że musi się w końcu wziąć garść i zacząć myśleć rozsądnie. Zebrawszy całą swoją, w tej chwili całkiem rozlazłą determinację, wygładziła szaty, podciągnęła jeszcze raz opadniętą skarpetkę i osuszyła ostatnie łzy chusteczką znalezioną w kieszeni. Poczuła się lepiej - może nie gotowa na bitwę, ale z pewnością na przejście przez drewniane drzwi i poszukanie odpowiedzi. Już wystarczająco dużo czasu spędziła naśladując Jęczącą Martę. Miała problem do rozwiązania.
Jak na ironię, kiedy tylko opuściła korytarz na trzecim piętrze i poszybowała w kierunku głównej części zamku, przyszło jej do głowy jedyne możliwe źródło informacji. Prowadzona dźwiękiem przytłumionych wrzasków i przekleństw, którym towarzyszył fałszujący śpiew, opuściła główne schody, skręcając w jeden z węższych korytarzy.
Irytek, prawdopodobnie najgłośniejszy duch w całym Hogwarcie, śpiewał właśnie sprośne piosenki dręcząc jednocześnie portrety wiszące na ścianach. Większości postaci udało się uciec na inne obrazy, ale kilka nie było tak szybkich. Poltergeist dopadł je zrywając płótna ze ścian i kręcił nimi w powietrzu tak długo, dopóki ich mieszkańcy nie błagali o litość. Ich krzyki sprawiały jednak, że ten mały wredny dowcipniś jedynie chichotał złośliwie i zmieniał tylko kierunek obrotów.
Na szczęście dla portretów, Irytek szybko się nudził. Jeśli reakcja jego obecnej ofiary nie była wystarczająco histeryczna, szybko porzucał płótno i przenosił się dalej. Niektóre z ram były na tyle dobrze zabezpieczone, że nie dał rady oderwać ich od ściany. Kiedy mamrotanie i przeklinanie nie przyniosło oczekiwanego efektu, Irytek skupił się na przekrzywianiu obrazów, przekręcając niektóre z nich "do góry nogami". Chichocząc pozostawiał na pastwę losu namalowane postacie, umykające przed opadającymi meblami lub próbujące przytrzymać spadające nakrycia głowy, gdy odwróceni do góry nogami zwisali w ramach w bardzo nieprzyzwoity sposób.
Zaintrygowana Hermiona obserwowała, jak duch sieje spustoszenie.
- Jak ty to robisz? - zapytała głośno.
- Robię co? - odparł zdziwiony Irytek. Właśnie udało mu się oderwać od ściany pejzażyk z małą pasterką, którym zaczął wymachiwać w przód i w tył, nie zważając na jej krzyki i oszalałe beczenie owiec, których kobieta nie chciała opuścić.
- Przenosisz przedmioty - wyjaśniła. - Ja nie mogę niczego dotknąć.
Drapiąc się w zamyśleniu po brodzie Irytek zmierzył ją wzrokiem.
- Czemu niby miałbym ci to powiedzieć?
Hermiona szybko się zastanowiła.
- Byłam przyjaciółką Freda i George’a Weasleyów. Mogłabym ich poprosić, żeby wysłali ci paczkę z Czarodziejskich Dowcipów.
Poltergeist zarechotał i zatarł radośnie ręce, upuszczając nieszczęśliwą pasterkę na podłogę, gdzie leżały inne obrazy. Od czasu ich dramatycznego odejścia dwa lata temu, darzył on Weasleyów ogromnym szacunkiem, w dużej mierze dlatego, że byli oni jedynymi ludźmi, którzy potrafili zrobić tyle hałasu i zamieszania co on.
- I wszystko co chcesz wiedzieć, to w jaki sposób przenoszę przedmioty?
- Dokładnie. Naucz mnie tego, a dowiem się, czy nie mogliby przysłać ci kilka swoich eksperymentalnych produktów. Takich których nie ma jeszcze w sprzedaży. Byłbyś pierwszym, który by je dostał.
Na twarzy poltergeista pojawił się szaleńczy uśmiech, kiedy wyszczerzył się ukazując zęby z wielkimi przerwami. Nogi Irytka zaczęły euforycznie podrygiwać, wykonując dwuznaczne harce w powietrzu, kiedy pomyślał o kłopotach, jakie mógł wywołać
- Och, małe oczka Flicha na pewno wystrzelą mu z głowy! Och, och, och, och, TAK - zapiał.
- Ale dopiero wtedy, kiedy mnie tego nauczysz - ostrzegła Hermiona, nagle mając złe przeczucia co do całej tej umowy. Nie uspokoiło jej też to, że Irytek nagle przestał podrygiwać i zmierzył ją wzrokiem.
- Chcesz wiedzieć? Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Nie pytałabym cię gdybym nie chciała - odparła zimno.
- Bo potrafię! - zaśmiał się obłąkańczo, łapiąc swoje śmiesznie długie nogi i sturlał się w dół po schodach.
Hermiona zwężonymi oczami obserwowała jak poltergeist podskoczył na stopniu -pułapce i zaczął się odbijać się od ścian podestu.
- On jest kompletnie stukniętym psychopatą - mruknęła do siebie i ciężko westchnęła. Owca z obrazu porzuconego na podłodze zabeczała głośno, całkowicie podzielając jej zdanie.
Wiedząc, że to na pewno nie będzie takie proste, Hermiona zastanawiała się kogo jeszcze mogłaby spytać o sprawy duchów i poruszanie przedmiotami. Dopytywanie się o możliwość dotknięcia żywej istoty była wykluczona - to było zbyt nieprzyjemne dla ducha. Krwawy Baron powiedział jej, że jest to spowodowane posiadaniem przez duchy i żywych sprzecznej energii. Hermiona przypuszczała, że jest to coś w stylu dodatniej i ujemnej biegunowości, ale była to hipoteza, którą odłożyła do przemyślenia na inny dzień. Aktualnie interesowała ja tylko możliwość dotykania przedmiotów. Niestety, im dłużej Hermiona się nad tym zastanawiała, tym bardziej zaczynała wierzyć, że Jęcząca Marta mogłaby być cennym źródłem informacji na ten temat.
Niestety, Jęcząca Marta nie okazała się bardziej pomocna niż Irytek. Gdy Hermiona spytała się jej, w jaki sposób zalała łazienkę dla dziewczyn, Marta wyznała jedynie, że robi to kiedy jest zdenerwowana. A w momencie kiedy Hermiona zaczęła dalej pytać, oczy Marty wypełniły się łzami i duch zniknął z pluskiem w swojej toalecie. Dziewczyna została sama w łazience, w której woda tryskała na ściany i kotłowała się falami na podłodze, a z rur dobiegało żałosne zawodzenie Marty.
W momencie, gdy jedynymi możliwościami jakie jej pozostały było zapytanie profesora Binnsa albo samodzielne próba rozwiązania tego problemu, Hermiona postanowiła wrócić do siebie i poważnie sie nad tym zastanowić. Odpowiedź była na wyciągniecie ręki, była tego pewna. Gdyby tylko mogła poskładać elementy układanki tak, żeby powskakiwały na swoje miejsca, odpowiedź sama by się znalazła.
Przez chwilę rozmyślała nad magią elementarną, którą nieświadomie posługiwały się dzieci, ale szybko odrzuciła tę koncepcję. Ten rodzaj magii wiązał się z żywymi istotami, które używały magii bez dotykania czegokolwiek. Ona zaś była martwa i chciała dotknąć czegoś bez pomocy magii.
Pogrążona w rozmyślaniach, nie zarejestrowała momentu, kiedy Severus Snape wkroczył do lochów. On z kolei zauważył ją natychmiast i jego cienkie usta zwęziły się jeszcze bardziej, gdy obserwował jak unosi się bez celu w pobliżu belki podtrzymującej sklepienie.
- Panno Granger, byłbym bardzo zobowiązany gdyby zechciała pani nie zaśmiecać mojego sufitu - ton jego głosu nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że nie jest to prośba.
- Rozmyślam - wymamrotała nieobecnym tonem.
- Rób to gdzie indziej.
- Tutaj mi się podoba - odpowiedziała zaczepnie. I w sumie to była szczera prawda, lubiła tę komnatę, mimo, że było to zarówno miejsce jej śmierci, jak i klasa, gdzie borykała się z największymi wyzwaniami za życia.
- Niestety, musze pani przypomnieć, że to jest moja klasa, panno Granger - stwierdził, przetrząsając jednocześnie jakieś papiery na swoim biurku.
- Tylko na okres pańskiej nauczycielskiej kariery - wtrąciła. - Przewiduję, że moja obecność w tej klasie będzie nieco dłuższa. Kiedy pan umrze i odejdzie, ja nadal tu będę.
Snape rzucił jej kwaśne spojrzenie i zmrużył oczy, zastanawiając się nad czymś.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że widzę twoje majtki? - spytał bez ogródek.
Hermiona odruchowo poszybowała w dół i wygładziła szatę na udach, upewniając się, czy czasem nie podwinęła się do góry.
- Chwilę - zaprotestowała. - Nie mógł pan nic widzieć. Ja nawet nie jestem pewna, czy w ogóle mam majtki.
- Może i nie - oparł - ale to cię ściągnęło na dół.
Severus pozwolił sobie na złośliwy uśmieszek, gdy dziewczyna nie odpowiedziała. Kiedy w końcu znalazł szukaną książkę rozejrzał się, żeby zobaczyć czy opuściła już komnatę. Z rozczarowaniem zauważył, że dalej tam stoi trzymając w dłoni pomiętą chusteczką do nosa. Jego uwagę zwróciło szkliste spojrzenie, raczej niespotykane u duchów. I w tym momencie, ku jego przerażeniu, Hermiona zaczęła się rozbierać. Długa czarna szata szybko wylądowała na podłodze, ukazując białą bluzkę. Szary szkolny sweter, który był zawiązany wokół tali też szybko podzielił losy szaty.
- GRANGER! Mogłabyś się NIE rozbierać się na środku mojej klasy?
- Co? Och, ale ja się nie rozbieram w sposób w jaki pan myśli, profesorze. Chcę tylko wiedzieć co się stanie z moimi ubraniami. - Popatrzyła na przezroczyste ubranie leżące na pobliskim krześle. - Dziwne.
Snape wydał z siebie zbolałe westchnienie.
- Panno Granger, wiem, że mogę tego później żałować, ale ośmielę się spytać, co jest dziwne?
- Cóż, znam kilka duchów, które przebierają się na święta. A Sir Nicholas ma kilka różnych krez, które zmienia w zależności od pogody. Więc skąd mają te ubrania?
Hermiona podniosła uczniowską szatę i zmarszczyła brwi. Snape rozpoznając na jej twarzy zacięty wyraz, taki sam jaki gościł na jego własnej, kiedy mocno się nad czymś zastanawiał, nie powiedział ani słowa. Im szybciej to rozwiąże, tym szybciej wyniesie się z jego lochów.
Chwilę później, czarne rękawy szaty Hermiony wydłużyły się w powiewające końce, ozdobione niezrozumiałymi zawijasami. Uśmiechając się promiennie dziewczyna zarzuciła nową pelerynę na ramiona, a postrzępione końce zafurkotały dramatycznie, jak na porządnego ducha przystało.
- HA!!! - wykrzyknęła. - Eureka! TakTakTakTAKTAKTAK!!! To jest to! To wszystko wyjaśnia! - Łopocące końce zatańczyły w powietrzu, kiedy zatoczyła triumfalne kółko, zachowując się niemal tak samo jak wcześniej Irytek.
- Panno Granger, to jest peleryna. I nie ma ona żadnych zdolności mówienia. To nic nie wyjaśnia.
Cała podekscytowana przerzuciła przez ramię wlekący się po ziemi brzeg szaty.
- Dlaczego Nick może zmieniać swoje krezy kiedy chce? Ponieważ to robi - siłą woli. Jęcząca Marta tkwi w łazience dla dziewczyn przez ponad pięćdziesiąt lat, wyciskając swoje ohydne pryszcze, ponieważ NIE chciała robić niczego innego. Jak Irytek jest w stanie zrobić taki widowiskowy bałagan? BO POTRAFI!
Snape niedbale oparł się o biurko i patrzył na nią tak jakby straciła rozum. Ignorując go Hermiona pokonała szybko odległość dzielącą ją od tablicy i zatrzymała się. Na półeczce leżał pojedynczy kawałek kredy. Wyciągając delikatnie drżącą dłoń, sięgnęła i szturchnęła go palcem, który jednak przeniknął przez przedmiot.
Trzy następne próby dały taki sam rezultat, co sprawiło, że Hermiona zaczęła wpatrywać się w kredę ze złością.
- To rzeczywiście ogromny postęp - zauważył Severus Snape, nie próbując ukryć swojego rozbawienia. Wsadził książki pod pachę i szybkim krokiem opuścił klasę.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Hermiona zgrzytnęła zębami z irytacją. Z bezgłośnym krzykiem rzuciła za nim tym kawałkiem, wyładowując całą swoją złość i frustrację, gromadzące się w niej odkąd obudziła się jako duch, połączone z minionymi siedmioma latami cierpień z powodu mugolskiego urodzenia i druzgoczącej niesprawiedliwości wrednego Mistrza Eliksirów.
Kreda niewzruszona leżała na swoim miejscu.
Przygnębiona dziewczyna jęknęła głośno i osunęła się na podłogę, po czym usiadła ze skrzyżowanymi nogami na posadzce. Jej nowo uformowane szaty rozpostarły się wokół niej, a Hermiona zamknęła oczy, zmuszając się raz jeszcze do przemyślenia sprawy.
- Dobra Granger - mruknęła do siebie. - Ta głupia chusteczka istnieje ponieważ ty myślisz, że powinna istnieć. Nigdy nie zwracasz na nią uwagi, ale ona jest zawsze, kiedy jej potrzebujesz. Co to znaczy?
Podkuliła kolana i objęła je ramionami, starając się pojąć sens niezliczonych teorii kłębiących się w jej głowie. Minęły długie minuty, kiedy rozmyślała o Jęczącej Marcie, Irytku i niezliczonej liczbie esejów dotyczących wojen goblinów, ocenianych przez ducha, zanudzającego uczniów przez większą część tego wieku.
Minęła prawie godzina nim Hermiona wstała i ponownie stanęła twarzą w twarz z problemem. Jednak tym razem jej twarz pozostała niewzruszona. Tylko jej oczy, które mrugały jedynie z przyzwyczajenia, a nie z konieczności, wpatrywały się nieustannie w niewinny kawałek kredy. Jej ręka drżała lekko, kiedy sięgnęła i chwyciła biały okruch, który wydał z siebie cichy, brzęczący dźwięk, kiedy go podniosła i głośniejszy stukot, gdy zaskoczona upuściła go na podłogę.
Każdy, kto w tej chwili znajdowałby się w pobliżu klasy, mógłby usłyszeć głośny wybuch radosnego śmiechu dochodzący z miejsca znanego raczej jako siedlisko wszelkich nieszczęść. Gdyby pozostał tam dłużej, mogłyby usłyszeć niepewne skrobanie kredy po tablicy, dźwięk, który z biegiem czasu stawał się coraz bardziej zdecydowany i płynny.
Następnego dnia, krótko po śniadaniu Severus Snape wrócił do swojej klasy, żeby popracować nad osobistymi projektami i nad planami lekcji na następny rok szkolny. Zatrzymał się jednak gwałtownie w progu. Pod ścianą stała jego ulubiona tablica, ta, której widok doprowadzał wielu uczniów do łez, kiedy pojawiał się na niej niezapowiedziany teścik. Tego ranka jednak pokryta była jakimiś bazgrołami, wliczając w nie kilka gier „w kółko i krzyżyk” i, biorąc pod uwagę to czym została namalowana, całkiem niezłej podobiźnie profesora Dumbledore'a.
Zdanie: „Nazywam się Hermiona Granger” powtarzało się wielokrotnie, napisane raz bardziej raz mniej schludnym pismem. Natomiast poniżej, dużymi literami widniał napis: „Ponieważ potrafię!”.
- Wspaniale - warknął do pustej klasy, sięgając po gąbkę. Nie zwrócił najmniejszej uwagi na to, że jego niespokojne ruchy wzbiły w powietrze białe pyłki kredy, które osiadały na jego czarnych szatach.
- Może następnym razem będzie na tyle uprzejma, żeby nie zostawiać tych nonsensów na mojej tablicy!
- Przepraszam za to, panie profesorze - odezwała się Hermiona.
Snape nie spodziewał się odpowiedzi, wiec zaskoczony rozejrzał się dookoła, próbując zlokalizować głos. Tuż pod sufitem pojawiła się szybko Hermiona.
- Zmażę to następnym razem - obiecała, po czym ziewnęła, zasłaniając usta dłonią i ponownie zniknęła.
Kiedy Severus został sam w klasie, szybko rozważył możliwość ukrycia kredy przed nią. Jednak porzucił tę myśl, stwierdzając, że nie miałoby to najmniejszego sensu i powrócił do przygotowań do dzisiejszych zajęć.
Zgodnie z obietnicą Hermiony, tablica była czysta każdego następnego dnia, ale Snape od skąpego Filcha musiał zażądać kolejnego pudełka szybko zużywanej kredy.
Po tygodniu jej zasoby przestały tak szybko maleć. Snape nie zdziwił się zbytnio, kiedy wszedł do lochów i zobaczył Hermionę Granger siedzącą przy jego biurku. Jego własne pióro, trzymane przez przezroczyste palce Hermiony, skrobało właśnie list na kawałku pergaminu, który zostawił na blacie.
- Proszę czuć się jak u siebie w domu, panno Granger - powiedział, zamykając za sobą drzwi z głuchym trzaskiem.
- Dziękuję, panie profesorze - odpowiedziała, ignorując sarkazm w jego głosie. - Skończę za minutkę.
Obserwował jak atrament pojawia się na papierze, czasami nieco rozmazany, ale niezaprzeczalnie było to pismo Hermiony.
- Mam nadzieję, że zaadresowałaś to do Minerwy McGonagall, a nie do mnie.
- Tak zrobiłam - odrzekła dziewczyna. - Jednak chciałabym wiedzieć, czy mogę wspomnieć o tym, że mam już pańską zgodę na zdanie owutemu z eliksirów.
Zastanowił się nad tym chwilę, ale jakby nie patrzeć, Hermiona spełniła warunek, jaki jej postawił.
- Możesz - skinął w końcu przyzwalająco głową. Włosy zasłoniły jej twarz, kiedy ponownie pochyliła się nad listem, ale nie były w stanie ukryć uśmiechu, który pojawił się przy pisaniu ostatniej linijki.
Jednak Minerwa McGonagall nie uśmiechała się, kiedy kilka godzin później dorwała Mistrza Eliksirów w jego lochach.
- Severusie Snape ! Co to ma znaczyć?
Spojrzał na pergamin, który trzymała i wrócił do czytania magazynu o eliksirach.
- Wygląda na to, że jest to kawałek pergaminu Minerwo - odpowiedział. - W czym jeszcze mogę ci pomóc?
- Nie zaczynaj ze mną, Severusie. Za stary jesteś na odkrywanie w sobie pokładów poczucia humoru.
- Minerwo, nie doceniłabyś mojego poczucia humoru. Jesteś Gryfonką w każdym calu. - Porzucił próbę doczytania magazynu i rozparł się na krześle, nieświadomy w jaki sposób popatrzyła na niego starsza kobieta. Czasami dokuczanie jej było bardziej zabawne niż ciągnięcie kota z ogon.
Zacisnęła wargi z niezadowolenia.
- Co ma znaczyć ten list? Profesorze, jedną rzecz mogę ci powiedzieć. To jest bardzo, bardzo nie na miejscu.
Podsunęła mu pod nos skrawek pergaminu nie pozostawiając wyboru i zmuszając, żeby go wziął i przekonał się sam, jak bardzo nie na miejscu to było.
List wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy gdy widział go ostatnim razem, tyle tylko, że na dole widniał podpis Hermiony.
- Wygląda na to, że jest to prośba o pozwolenie zdawania owutemów. Z pewnością nie wykracza to poza zakres twoich obowiązków zastępcy dyrektora Hogwartu.
- To nie jest śmieszne, Severusie.
Snape uniósł brew, słysząc jej ton .
- Nie, nie jest. Miałem przyjemność dowiedzieć się jak bardzo poważna jest ta prośba, ale jeśli mi nie wierzysz, zapytaj autorki. - Podniósł się z krzesła i zaczął wpatrywać się w sufit. - Panno Granger - zawołał szorstko. - Pokaż się, jeśli łaska.
Minęło kilka minut, podczas których opiekunka Gryffindoru coraz bardziej się irytowała, a jej ślizgoński kolega ignorował jej irytację. Severus zawołał raz jeszcze i w momencie, kiedy McGonagall chciała już rzucić ciętą ripostą, Hermiona przeniknęła przez ciężkie, drewniane drzwi i zatrzymała się tuż przed nimi.
- Przepraszam, panie profesorze... pani profesor - dodała, zauważając McGonagall.
Snape skinął głową na jej przeprosiny i podniósł pergamin.
- Panno Granger, czy to jest twój list? Mówiący o tym, że chciałabyś zdać owutemy?
- Tak, proszę pana - odpowiedziała, bardzo starając się nie budzić w sobie jakichkolwiek nadziei. Wyraz twarzy McGonagall nie był zachęcający, a jej następne słowa tylko to potwierdziły.
- To absolutnie niemożliwe.
- Dlaczego? - zapytała Hermiona w tym samym momencie, kiedy Snape powiedział: „Czemu nie?”
Minerwa wyglądała jakby zmroziła ją sama myśl o tym.
- To absurd, Severusie. Hermiona Granger nie żyje.
- To jest oczywiste nawet dla pierwszorocznych - odparł. - Ona tutaj jest, więc czemu nie zwracasz się bezpośrednio do niej?
- Jest duchem. Nie może zdawać owutemów razem z kolegami z klasy.
Czarne oczy Snape’a zwęziły się z irytacji.
- Trzymam właśnie wystarczający dowód, że jest ona w stanie napisać egzaminy. A co do jej kolegów, opuścili już mury szkoły i raczej nie mam ochoty już więcej ich oglądać. Ale czy ich nienawidzę, czy kocham, nie ma wpływu na to, że cały czas troszczę się o ich edukację.
- Nie próbuj mnie przekonywać, Severusie. Nie uda ci się - warknęła McGonagall. - Duch Hermiony Granger nie może zdawać owutemów z wielu różnych powodów. Jednym z nich jest niepodważalny fakt, że ona nie może rzucać zaklęć. - Posłała Hermionie nieprzyjazne spojrzenie. - To nie podlega dyskusji.
Zadowolona, że w odpowiedni sposób położyła kres całej sprawie, profesor zebrała szaty i mruknęła ze złością:
- Teraz, jeśli skończyłeś już z tymi głupotami, wracam do mojego gabinetu zająć się normalnymi sprawami. - Ciężkie drzwi zaskrzypiały, nim nie zamknęły się z głuchym trzaskiem za wychodzącą czarownicą, a w komnacie zaległa cisza.
Snape zdumiony reakcją swojej koleżanki po fachu na tę całkiem zwyczajną prośbę, usiadł z powrotem na krześle, zabierając z niego czytany wcześniej magazyn.
Ciche odgłosy jego ruchów przywróciły Hermionę do rzeczywistości. Odwróciła ku niemu głowę i uśmiechnęła się smutno patrząc przez ramię.
- Dziękuję, że próbował pan ją przekonać. Naprawdę doceniam pańskie starania. - Dziewczyna zniknęła niespodziewanie, ale Severus zdążył jeszcze zobaczyć jej dłoń zatykającą usta, żeby stłumić szloch.
Usłyszał tylko cichutki szelest dobiegający od ciężkich drzwi lochów, któremu towarzyszył kolejny dźwięk, brzmiący jak tłumiony płacz, albo jak lekki powiew wiatru w korytarzu
Lekko marszcząc brwi, zgniótł nieszczęsny pergamin w dłoni i rzucił go do pustego kominka, po czym wrócił do czytania.
Sprawdzając pierwsze zadania domowe w nowym roku szkolnym, Severus Snape stopniowo zaczął zdawać sobie sprawę z czyjejś bladej obecności na skraju jego pola widzenia. Według Snape’a profesor Binns był chyba najnudniejszym ze znanych mu duchów. Potrafił godzinami rozprawiać o czymś tak głupim jak smak herbaty, aż jego towarzysz rozmowy miał ochotę kogoś zamordować lub popełnić samobójstwo, byle tylko jakoś od niego uciec.
Nie przyznając się do zauważenia czegokolwiek, Mistrz Eliksirów kontynuował pracę ignorując gościa, kimkolwiek on był.
Niektóre z duchów po prostu lubiły obserwować żywych i zwracać ich uwagę, tylko po to, by zacząć nawet najbardziej trywialną rozmowę
- Severusie. Mogę zamienić z tobą słowo? - rozległ się w końcu niski głos.
Snape nie odpowiedział od razu, uniósł tylko palec wskazujący. Miał wystarczająco dużo trudności z rozszyfrowaniem ubogiej gramatyki i jeszcze gorszego charakteru pisma bez dodatkowego rozpraszania się na prowadzenie konwersacji. Poza tym duchy były generalnie bardzo cierpliwe, a chyba żaden z nich nie był bardziej cierpliwy, przynajmniej jego zdaniem, niż rezydent Slytherinu.
Kiedy skończył, naskrobał na marginesie krótką notkę potępiającą niechlujny tok myślenia i odłożył pergamin z, w jego mniemaniu, bardzo łaskawą oceną pięćdziesięciu ośmiu punktów.
- Oczywiście, wasza ekscelencjo. Jestem do pańskiej dyspozycji.
Krwawy Baron zbliżył się do biurka, a jego srebrne szaty zalśniły w świetle świecy, stojącej na blacie.
- Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać - zaczął Baron, bardzo daleki od swojego normalnego, złowrogiego zachowania. Przez lata Snape nauczył się odczytywać wiele ukrytych sygnałów obserwując ducha Slytherinu. - To rzecz delikatnej natury.
- Delikatnej? - zapytał Severus.
- Ma ona związek z naszym nowym rezydentem - sprostował Baron.
- Nie. NIE - przerwał mu ostro Snape, wyciągając przed siebie dłoń, żeby zatrzymać ewentualną dalszą rozmowę. - Nie chcę tego słuchać.
- Panna Granger nieustannie zadaje pytania - kontynuował Baron ponurym tonem. - Każdego dnia ciągle pyta. I na każde pytanie, na które jej odpowiemy, ona znajduje dwa kolejne! I cały czas chce wiedzieć dlaczego, dlaczego nie, i co by było gdyby!
- Witam w moim piekle, Baronie - powiedział Snape bez krzty współczucia. - Była w mojej klasie przez lata. Teraz jest na twojej głowie i mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił.
- Z pewnością możesz udzielić mi jakiś rad - naciskał zdesperowany duch. - Jest niemal tak uciążliwa jak Irytek, tylko w kompletnie inny sposób. Mówi, że rozważa nawet możliwość napisania książki o śmierci i o tym jak to jest być duchem! Jeżeli to zrobi, będą się z nas śmiali do końca naszego istnienia!
- Mogę tylko zasugerować, żebyście znaleźli jej jakieś czasochłonne zajęcie - odparł Mistrz Eliksirów. - Była Gryfonką i ma bardzo rozwinięte poczucie obowiązku. Obarczcie ją nadzorowaniem Irytka. To powinno powstrzymać ją od włażenia wam na głowy i przynoszeniem wstydu.
- Nie jest jeszcze w wstanie sprostać tak poważnemu zadaniu - zaprotestował Baron. - Czy naprawdę również za życia była tak kłopotliwa?
Snape zacisnął palce na piórze, nie zwracając uwagi małe kleksy, które pojawiły się na pergaminie.
- Ona była niezmordowana zarówno w swoich osobistych poszukiwaniach jak i w prowadzonych badaniach - powiedział po chwili. - Jej głód wiedzy był nienasycony. I wydaje się ciągle być. Ciekawe.
- Co jest ciekawe?
Snape wzruszył niedbale ramionami.
- To, że cały czas jest głodna wiedzy, nawet jeśli powinna być już ponad takimi sprawami.
Prawie natychmiast Severus zrozumiał, że powiedział o jedno słowo za dużo. Temperatura w pokoju drastycznie spadła, a nienaturalny powiew chłodu sprawił, że płomienie świec zamigotały.
- Duchy nie są ponad niczym, drogi panie - powiedział szorstko Baron, a ton jego słów znacznie ochłodził temperaturę w pomieszczeniu. - To, że już nie możemy jeść nie oznacza wcale, że nie odczuwamy głodu. Wiele dałbym, żeby znowu móc posmakować jedzenia lub żeby znowu móc dotknąć żywej istoty. Jeśli dziewczyna chce się dalej uczyć, ja nie będę jej tego utrudniał. Chciałem tylko zasięgnąć twojej opinii. Powinienem był wiedzieć, że nie będziesz miał większego pojęcia jak postępować z nią po śmierci niż miałeś za życia.
Z lodowatym powiewem Baron przeniknął przez biurko Snape’a i znajdującą się za nim ścianę, zostawiając za sobą wirujące w powietrzu papiery i złowrogą aurę. Severus uniósł brew widząc nieporządek pozostawiony przez Barona i patrząc jak ostanie skrawki pergaminu opadają na podłogę. Jego palce nieświadomie ponownie zacisnęły się na piórze, zostawiając jeszcze więcej kleksów niż myślał.
- Zatrzymaj się natychmiast! - wrzasnął Flich, kiedy powłócząc nogami próbował gonić Hermionę, unoszącą się w holu. - Pani Pince powiedziała, że nie możesz wypożyczać książek!
Ignorując woźnego i stłoczonych uczniów, którzy opuszczali bibliotekę tuż przed ciszą nocną, Hermiona ze stoickim spokojem trzymała swoją zdobycz wysoko poza zasięgiem woźnego i kierowała się w kierunku schodów. Jedynie framugi drzwi sprawiały jej niejaką trudność, kiedy była zmuszona obniżyć lot by przeniknąć przez drzwi. Jeśli istniał jakikolwiek sposób na to, by przedmiot materialny, który dotykała lub trzymała stał się nienamacalny, jeszcze go nie odkryła
Miesiące przed jej niefortunną rozmową z Minerwą McGonagall były naprawdę trudne do zniesienia. Śmierć przed końcowymi egzaminami była wyjątkowo irytująca, ale sytuacja, w której miała swoją szansę znów w zasięgu ręki, a potem jej ją zabrano była denerwująca i bolesna.
Próbując znaleźć coś, co mogłoby ją zainteresować, Hermiona pogrążyła się w badaniach nad znaczeniem bycia duchem w społeczeństwie czarodziejów. Było to jednak mało pomocne, jako że większość duchów w zamku i w Hogsmeade była zszokowana, kiedy zadawała im osobiste pytania i poirytowana prowadzonymi przez nią badaniami
- Nauczysz się - te słowa były jedyną odpowiedzią Szarej Pani i były przynajmniej bardziej uprzejme niż inne riposty. Sir Nicholas po prostu wyglądał na zawstydzonego pytaniami. Szybko zmieniał temat, pytając Hermionę o różne rzeczy, włączając w to jej plany na następne kilka wieczorów i o to, czy zechciałaby mu towarzyszyć podczas zbliżających się zawodów w Głowopolo.
Hermiona poszybowała w kierunku biblioteki najczęściej uczęszczaną drogą, co było całkowicie zrozumiałe, kiedy była człowiekiem, ale nie kiedy została duchem. Przypomniała sobie słowa Rona. Biblioteka była pełna książek, których jeszcze nie przeczytała, a teraz była cisza nocna, żadnych narzekających na palące się do późna świece współlokatorów i brak konieczności zdobycia pozwolenia na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych.
Pani Pince zaniemówiła, kiedy Hermiona po raz pierwszy powiadomiła ją, że chce wypożyczyć książkę i stała z otwartymi ustami, patrząc, jak dziewczyna wpisuje swoje nazwisko w wielkiej księdze leżącej na jej biurku. Bibliotekarka zdążyła się otrząsnąć z szoku na tyle, żeby zaprotestować ostrym szeptem przeciw takiemu naruszeniu zasad. Posunęła się nawet do zagrożenia Hermionie gniewem Krwawego Barona i Dyrektora. Te groźby tylko umocniły dziewczynę w postanowieniu, by nadal robić to co robi, chociaż jedynym co mogła uczynić bibliotekarka było wezwanie na pomoc Argusa Filcha.
Hermiona zostawiła bezsilnie odgrażającego się woźnego u stop schodów i poszybowała do góry, znikając w ciemnej klatce schodowej. Okna na samej górze były otwarte, wpuszczając późnojesienne powietrze i pozwalając wszystkim chętnym zobaczyć gwiazdy i wschodzący księżyc. Podest na samym szczycie ogromnego szybu, był tak mały, że ledwie mieścił małą ławkę i czasem rozklekotane schody, które, jeśli raczyły być na swoim miejscu, zapewne tam prowadziły. Hermiona za życia nie wiedziała o tej kryjówce. To było wspaniałe miejsce dla kogoś, kto chciał być sam. Teraz służyło jej dokładnie w tym samym celu i mimo, że nie potrzebowała malutkiej latarni zwisającej z metalowego uchwytu przytwierdzonego do ściany, Hermiona uwielbiała czytać, rozkoszując się jej światłem i błogim ciepłem, jakie wydzielała.
Było to również cudowne miejsce, z którego można było obserwować wschody słońca ponad górami. Za życia Hermiona zawsze lubiła zachody słońca. Teraz, z tak pokręconą egzystencją, z dniami które były teraz nocami i nocami zamienionymi na dnie, wschód słońca wyznaczał koniec jej aktywności. Wiele razy obserwowała jak pojawia się słońce i pokrzepiała ją ta niezmienna powtarzalność.
Jednak tej nocy Hermiona miała problemy z koncentracją. Mimo tego, że było tuż po ciszy nocnej miała dziwne wrażenie, że powinna być gdzieś indziej. To było to samo uczucie, którego doświadczyła za pierwszym razem, kiedy Harry i Ron chcieli z nią porozmawiać, gdy została duchem. Teraz to powróciło, a ona nie miała najmniejszego pojęcia z jakiego powodu tak się stało. Wzruszyła ramionami, odłożyła książkę na kamienną ławkę i udała się na poszukiwanie czegoś albo kogoś, kto jej potrzebował.
Kiedy tylko pojawiła się w lochach, Snape warknął:
- Spóźniłaś się. Chodź tutaj i przydaj się na coś. - Jego stół zawalony był składnikami eliksirów i kilkoma różnymi kociołkami - w niektórych bulgotały już jakieś mikstury.
- Jak mogę się na coś przydać? - zapytała, szybując do miejsca, które jej wskazał. - Nie mogę nic zrobić.
- Możesz czytać, prawda? Przeczytaj to - muszę mieć dwie wolne ręce.
Severus otworzył starą księgę w ciężkiej, rzeźbionej oprawie i zaczął siekać coś żółtego na jeszcze mniejsze kawałeczki. Imbir i coś jeszcze, stwierdziła Hermiona po zapachu. Zastanawiała się nad tym, jak to jest możliwe, że jest w stanie wyczuć zapachy, jednocześnie próbując się skupić nad łacińskim tekstem, który przed nią leżał i zaczynając czytać instrukcje do czegoś , cokolwiek to było, nad czym pracował Snape.
Mistrz Eliksirów cały czas zajęty był siekaniem składników, zastanawiając się jednocześnie nad słusznością tego, co robi i słuchając spokojnego głosu dziewczyny recytującego starożytny tekst „O leczeniu niezgody”. Większości studentów siódmego roku zrozumienie dzieła Dioskurydesa O środkach leczniczych sprawiało pewne trudności, ale nie miał wątpliwości, że Hermiona Granger nie będzie miała z tym żadnego problemu. I nie rozczarowała go, chociaż potknęła się raz czy dwa przy odmianie czasownika.
Po przeczytaniu przez nią tej strony, Snape zaczął zadawać pytania dotyczące właściwości składników, które dodał właśnie do eliksiru i domagał się, żeby dziewczyna potwierdziła bądź obaliła tezy postawione w tekście. Po ziołach przyszła kolej na zwierzęta i Hermiona została zasypana pytaniami o skutki i niebezpieczeństwa działania piór, kolców, pazurów i pozostałych części każdego zwierzęcia, które się skradało, latało lub pełzało.
Bojąc się zgadywać czy przypuszczać i zbyt przestraszona, żeby mieć nadzieję, Hermiona udzielała odpowiedzi za odpowiedzią, kiedy Snape mieszał, siekał i ucierał składniki. Nieco kłopotów sprawiła jej część o minerałach, ale w końcu przypomniała sobie więcej, niż myślała. Tylko kiedy Snape zapytał ją o formułę zaklęcia transformującego galaretowaty płyn w proszek, zamarła.
- Nie mogę wypowiedzieć zaklęcia - wyznała dziewczyna.
- Nie prosiłem cię o to - przypomniał jej gniewnie. - Po prostu powiedz mi jakie to zaklęcie.
Zrobiła to, a następnie opisała jaki ruch różdżką należało przy tym wykonać. Snape mruknął nieobecnym głosem, pisząc coś na skrawku pergaminu. Chwilę później przysunął do niej kartkę, bez słowa każąc jej ją wziąć.
Pergamin zawierał kilka zadań, włączając w to jeden niesamowicie podchwytliwy temat, dotyczący cięcia składników w nietypowych proporcjach i kilkoma podstawieniami składników. Skończenie tego zajęło jej prawie godzinę.
Minęły ponad cztery godziny, nim Hermiona wręczyła profesorowi pergamin. Stała potem przy rogu biurka, patrząc jak sprawdza jej odpowiedzi. Szorstkim tonem kazał jej doglądnąć zaczęte wcześniej eliksiry, nie pozostawiając innej możliwości niż zrobienie tego, co chciał. Niektóre mikstury były prawie gotowe, więc Hermiona dokończyła je, zmniejszając płomienie pod kociołkami (opanowanie umiejętności posługiwania się okrągłymi gałkami było jednak trochę skomplikowane) i dodając ostatnie składniki do innych. Mimo tego, że próbowała się skoncentrować na tym, co robiła, łapała się na tym, że rozmyśla nad egzaminem - jeżeli był to naprawdę egzamin. Nie uczyła się i nie była na to gotowa. Zrozumiała ironię całej sytuacji - zdawała egzamin, który jej się do niczego nie przyda. Złapała się na tym, że rozważa sens dalszego uczestniczenia w teście.
- Gratulacje, panno Granger - usłyszała głos Snape’a, który wyrwał ją z zamyślenia. - Odjąłem wprawdzie punkty za niewypowiedzenie inkantacji, jednak średnia pani pracy była wystarczająco wysoka, żeby to zrównoważyć. - Stał cały czas przy biurku, układając papiery z wielką dokładnością, jak gdyby nie była druga nad ranem.
- Profesorze? - zapytała, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszała.
Na twarzy Snape’a pojawił się cierpliwy grymas, którego używał mówiąc do naprawdę tępych uczniów.
- Zdała pani swój owutem z eliksirów, panno Granger. I to śpiewająco, jak powiedzieliby ci idioci. Dodam tę ocenę do pani dokumentów. - Podniósł wzrok, żeby sprawdzić czy zrozumiała, co powiedział.
Lekko zdezorientowany widokiem, który zobaczył, Severus poczuł jak jego własne usta ułożyły się w bezwiedny odbicie zdumiewająco szczęśliwego uśmiechu, którym obdarzyła go Hermiona, zanim powoli nie zniknęła.
- Dziękuję profesorze Snape! - dobiegł go jej bezcielesny głos.
- Nie ma za co, panno Granger - odrzekł, ciągle oszołomiony. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, że duch może, mówiąc językiem literackim, rozjaśnić się ze szczęścia.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.