Opowiadanie
sin (grzech)
rozdział 3
Autor: | feroluce |
---|---|
Korekta: | Teukros |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Fikcja, Romans, Science-Fiction |
Uwagi: | Erotyka |
Dodany: | 2008-02-13 08:30:30 |
Aktualizowany: | 2008-08-10 18:51:30 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
10. Sin odchylił się do tyłu na siedzisku i zagapił w sufit. Ogromne witrażowe okna malowały na łukowym sklepieniu fantazyjne wzory z kolorowych plam światła. Ich obserwacja od zawsze pomagała mu w koncentracji.
Nie wiedział, co go wtedy napadło, ale Lorrelaine miała rację, że się go bała. Odkąd przeszedł detoksykację, czyli od ponad trzech lat, nie był tak blisko wykorzystania Suni jako narkotycznej używki.
I gdyby to była każda inna Suni, tak by się pewnie stało. Zamiast tego zrobił jej jeszcze większe świństwo. Ciekawe, czy zdawała sobie z tego sprawę?
Dla Atelicze integralność psychiczna była największą wartością. W świecie przepełnionym telempatami prywatność własnych myśli i uczuć była najbardziej strzeżonym skarbem każdego. Od praktycznie niemowlęcia ćwiczyli generowanie barier, metapsychicznych i mentalnych, mających tylko jeden cel - ochronić ich myśli i uczucia, nie pozwolić innym Atelicze, by je odczytali lub zmienili. Strzegło się wszystkiego, co czyniło cię odrębną istotą. Prywatność myśli była do tego stopnia ceniona, że Prawo, w każdej innej kwestii traktujące Suni jako coś podrzędnego, w tej jedynej chroniło je. Miały status istot myślących i jako takie prawo do posiadania własnych myśli i uczuć i nikomu nie wolno było ich z nich okradać.
A on to naruszył. Bezczelnie obrabował Lorrelaine z uczuć, by nimi zagłuszyć własne. Praktycznie wymusił na niej reakcję dość silną, by wyparła jego własne emocje. A to niebezpiecznie ocierało się o psychiczny wampiryzm, który był już uznawany za ciężkie przestępstwo.
Na Ewolucję, ale jakie pokłady namiętności kryły się w tej samiczce!
Sin uśmiechnął się szeroko do wspomnień.
Pod warstwami psychicznych urazów i zahamowań krył się gorący temperament. W końcu była przecież młodą, zdrową, nie wykorzystywaną jako używka Suni. Zmysłowość przedstawicielek tej rasy była wręcz przysłowiowa. Kiedy Lorrelaine w końcu przestała się bronić, siła jej reakcji zaskoczyła nawet jego. Empatyczna fala emocji niemal go zatopiła, ale przyniosła upragnione zapomnienie, zmyła napięcie z ciała i umysłu.
Pozwolił jej potem uciec. Ale następnym razem...
W tym momencie jego sumienie rozszczekało się jak podrażniony pies. Jaki następny raz? Mimo wszystko nie był taką świnią, by jej to zrobić. Z narkotycznej używki na erotyczną zabawkę psychicznego wampira. Niezły awans.
Uśmiech przemienił się w ironiczny grymas.
Najgorsze, że podobało mu się. W końcu on też był normalnym, zdrowym, nieuzależnionym samcem i choć Atelicze całe życie ćwiczą się w samokontroli i tłumieniu emocji, to miał swoje potrzeby i nie mógł się ich wyprzeć.
Z ponurych myśli wytrąciło go stukanie do drzwi. Tylko Morrigaine to robiła, każda inna jego Suni, jeśli już musiała się z nim skontaktować, wysyłała świetlną prośbę o wejście. Ta trzydziestoparoletnia niewysoka, nawet jak na standardy swej rasy, samica była jego najstarszą własnością, towarzyszyła mu od kiedy pamiętał. Aktualnie pełniła w domu funkcję ochmistrzyni.
Wyglądała na spłoszoną. Sin instynktownie się spiął, bzdurne myśli momentalnie wyparowały z głowy.
- Panie...
- Tak, Morrigaine? Coś się stało?!
- Nie! To znaczy... Panie, ja... Ja przyszłam ci podziękować.
Popatrzył na nią pytająco.
- Za uratowanie Lorrelaine. Ja... Jestem ci, panie, bardzo, bardzo wdzięczna. Gdyby nie ty, już by nie żyła. A wtedy nie wiem, co bym zrobiła.
To go zaintrygowało.
- Czemu tak bardzo przejmujesz się jej losem?
- Ja... Nie wiem, czy pamiętasz, panie, ale twój ojciec wyznaczył mnie i dwie inne Suni jak materiał rozpłodowy. W sumie miałam czworo dzieci.
Pamiętał. Jako dziecko bawił się z najstarszą córką Morrigaine, choć nie raz mu się za to dostało lanie. Takie spoufalanie się z Suni było niedopuszczalne.
- Nigdy nie rozumiałem, dlaczego godzicie się na to. Przecież potraficie kontrolować waszą płodność. Wiecie, jaki los czeka wasze dzieci, a mimo to się godzicie.
- Nie wiesz, panie, jak to jest być Suni, regularnie być obdzieranym z energii życiowej aż do granic wytrzymałości ciała. Ciąża oznacza, że przez kilka, kilkanaście miesięcy nikt na tobie nie żeruje. A potem nie jesteś zmuszana do ciężkiej pracy. Masz szansę się zregenerować, poczuć w miarę normalnie. Może to zabrzmi okrutnie, panie, ale dla perspektywy roku bez torturowania przez Atelicze, każda Suni się zgodzi.
Sin tylko skinął głową.
- Lorrelaine jest twoim dzieckiem.
- Moją najmłodszą córką. Odebrano mi ją, gdy tylko skończyłam ją karmić. Nie sądziłam, panie, że jeszcze kiedykolwiek ją ujrzę. A wczoraj omal jej nie straciłam...
Zagryzła wargę. Identyczny gest widział u Lorrelaine. Oczy zalśniły jej podejrzanie.
- Ona cię nie pamięta.
Pokiwała głową.
- Ja wiem. Myślałam o tym, by jej powiedzieć, ale jak? Mam oznajmić: „Witaj, jestem Morrigaine ebu Titanja, ja cię urodziłam”? I po co? Jest dorosła. Już mnie nie potrzebuje.
Sin poczuł falę wściekłości na ojca, który okazał się tak żądny pieniędzy, że posunął się aż do okrucieństwa. Zwykle dzieci zostawia się matkom do szóstego-siódmego roku życia, czasem nawet do naruszenia, on jednak odebrał matce niemowlę, byleby tylko czym prędzej je sprzedać i mieć zysk.
- Myślę, że jednak powinnaś jej powiedzieć. I sądzę, że to nieprawda, że cię nie potrzebuje. Mam tylko jedno pytanie. Lorrelaine to mieszaniec, prawda? Kto jest jej ojcem?
Morrigaine sfioletowiała.
- Ja...
Sina tknęło straszne przeczucie.
- To chyba nie był mój ojciec?
- Nie!
Coś w jego środku gwałtownie odetchnęło z ulgą.
- To... To nie był nikt z twego klanu, panie. Ja... Ja przebywałam wtedy gdzie indziej. I... Ja... Panie, ja nie mogę odpowiedzieć na to pytanie! Po prostu nie mogę! Chcę tylko powiedzieć, że nie zrobił mi krzywdy. Nie wziął siłą. Ja sama chciałam...
Sin przerwał chaotyczny potok mowy Morrigaine. Rozumiał, czemu milczała. Chociaż oficjalnie uważno to za tabu, to jednak romanse między Suni a Atelicze zdarzały się i to częściej, niż ktokolwiek sądził. Jak bardzo Morrigaine musiała kochać swego tajemniczego kochanka, skoro dotąd, po tylu latach, nadal pozostawała wobec niego lojalna?
- Powiedz mi jeszcze tylko jedno, Morrigaine. Czy pozostałe dzieci odbierano ci równie szybko? Selene pamiętam, ale reszty nie mogę sobie przypomnieć.
Potrząsnęła głową.
- Nie, pozostałe córki były przy mnie do szóstego roku życia, zanim je sprzedano.
Sin tylko skinął głową. Sprawa wydawała się jasna. I niesmaczna.
Wyglądało na to, że ktoś się jednak dowiedział się o tym romansie. Może nawet tajemniczy wielbiciel Morrigaine próbował ją odkupić? W każdym bądź razie wydawało się, że ojciec Sina postanowił zatuszować sprawę najszybciej, jak się dało. Problem z dzieckiem rozwiązał błyskawicznie, sprzedając je tak szybko, jak to tylko było możliwe. Jednak z Morrigaine sprawa nie była już tak prosta. Nie mógł jej tak po prostu sprzedać, by nie wzbudzić zainteresowania, czemu odsprzedaje ją akurat temu Atelicze, skoro inny daje o tyle więcej? Tak nietypowe zachowanie pociągnęłoby mnóstwo plotek. Zamiast tego podarował ją synowi. Zawsze mógł powiedzieć, że była dla niego przeznaczona od dawna, tym bardziej, że Sin w tym czasie osiągnął wiek, w którym mógł ją legalnie otrzymać. To była bezduszność granicząca z okrucieństwem, ale w ten sposób unika się skandali.
Ciekawe, czy Morrigaine wie, ile ma szczęścia, że żyje...
11. Odwróciłam się na drugi bok, naciągając prześcieradło wyżej na głowę.
Nie mogłam zasnąć. Przewracałam się tak bezsennie już drugą noc.
Uciekłam wtedy. Wyrwałam się z jego uścisku i zwiałam, jakby mnie Auter gonił. Od tamtej pory unikałam go jak mogłam, co o tyle miałam ułatwione, że pan Sin przez ostatnie dwa dni praktycznie wybył z domu. Wracał późnym wieczorem, by coś zjeść, umyć się i przespać. Za każdym razem zastawał apartament posprzątany, kąpiel gotową i tacę z kolacją na stoliku. I ani śladu po mnie.
Ten pomiot Przypadku i Nielogiczności! Dlaczego mi to zrobił?!
Odpowiedź była brutalnie prosta - bo się nawinęłam. Nie miałam złudzeń, że chodziło mu właśnie o mnie. To mógłby być ktokolwiek, byleby był w stanie odczuwać dość silne emocje, by zaspokoić potrzeby pana Sina.
Uderzyłam pięścią o podgłówek ze złości. Idiotka!
Wiedziałam to wszystko. Wiedziałam aż za dobrze, że potraktował mnie jak przedmiot. Że bezczelnie wykorzystał!
Mimo to tęskniłam. Zapach jego skóry prześladował mnie nawet w snach...
Co noc przewracałam się bezsennie na łóżku tęskniąc do jego dotyku. Marząc o nim...
To się chyba nazywa masochizm.
Głupia. Kretynka. Zakochana idiotka.
W końcu przyznałam się przed samą sobą.
Zakochałam się we własnym właścicielu. Co za wstyd...
Unikałam go nie tylko dlatego, że czułam się skrępowana i nie wiedziałam, jak spojrzeć mu w oczy po tym, co się między nami wydarzyło. Bałam się, że kiedy mnie dotknie, chociażby po to, by o coś spytać, chroniąca mnie przed telempatią bariera energetyczna runie i odczyta wszystko.
A tego chyba bym nie przeżyła...
Gubię się...
Czytałam każdy rozdział i choć podtrzymuję zdanie, że pomysł świetny, zgodzić się też muszę, że warsztat mocno szwankuje.
Historia przez to, choć zapowiadała się ciekawie, nuży mnie - i winę za wszystko ponowi właśnie narracja i niezręcznie napisane dialogi, oraz fakt, że informacje o świecie są jak dla mnie skąpe, zbyt ogólnikowe.
Na pocieszenie - i dla zachęty - powiem tak: pomysł ma szansę przerodzić się w świetne opowiadanie, ale dołoż starań do swego warsztatu. Na szczęście technikę można ZAWSZE poprawić, co wyjdzie 'Sin' na zdrowie.
Powodzenia ;)
hm
ciekawie zarysowany swiat, fabula zapowiada sie takze ok. Natomiast straszny warsztat. Narracja kuleje a dialogi sa niemozebnie sztuczne i nienaturalne. Radze przeczytac na glos i sie nagrac - prawdopodobnie wylapiesz wiekszosc niezrecznosci. Sprobuj poprawic, pracy bedzie sporo, ale mysle ze warto.