Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Ku nieuchronnemu przeznaczeniu?

Rozdział 4

Autor:Aurorka
Serie:Slayers
Gatunki:Akcja, Komedia, Przygodowe
Dodany:2008-05-08 14:08:28
Aktualizowany:2008-05-08 14:08:28


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

"Ku nieuchronnemu przeznaczeniu?"


część czwarta


Zelgadis mocniej zaciągnął kaptur na głowę. Nie lubił tłumów.

Stanął przed "Pod baranem". To była ostatnia knajpa w mieście. Jeśli jej tu nie znajdzie, to będzie musiał jutro znowu wszystkie obejść.

Otworzył drzwi i wszedł do środka. Na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi. Rozejrzał się wśród gości, ale nie dostrzegł poszukiwanej przez niego osoby. Westchnął i cofnął się wpadając na kogoś. Nieznajomy wylądował na tyłku pocierając głowę.

- Chyba nabiłem se guza.

- Sorry - burknął Zelgadis oddalając się od karczmy.

Kiedy Zel zniknął za rogiem, Xellos podniósł się z ziemi uśmiechając się złośliwie.

- Bułka z masłem - powiedział do siebie i wszedł do karczmy.

Zelgadis będąc prawie u wylotu miasta zorientował się, że nie ma swego miecza.

- Gdzie mogłem go zgubić?

Wtem przypomniał sobie o małym zderzeniu.

- Cholera! Dałem się okraść! - zawrócił i pędem pobiegł do karczmy, choć nie bardzo liczył, że go znajdzie.

Tak jak się domyślał nie było go w karczmie. Klnąc w duchu miał właśnie wychodzić, gdy podeszła do niego, może ośmioletnia, dziewczynka. Miała jasnozielone oczy i długie, jasnobrązowe włosy uczesane w dwa kucyki nad uszami. Zel odruchowo poprawił kaptur.

- Pan Zelgadis?

- Tak - odpowiedział zaskoczony.

Twarz dziewczynki rozjaśnił uśmiech.

- Jest w pieczarze.

- Słucham?

- Tylko to miałam panu przekazać - i wesoło podskakując wróciła do własnego stolika.

Minęła chwila zanim dotarła do niego ta wiadomość.

Gnał przez miasto kipiąc gniewem.

- Drań! Złodziej! Łotr! Niedoszły szantażysta! Ja mu pokażę co oznacza okradać Zelgadisa!!!

Była już prawie północ, gdy Zelgadis zatrzymał się na odpoczynek. Ciężko dysząc oparł się o skałę. Był dopiero w połowie drogi, ale według jego obliczeń powinien już dawno dogonić złodzieja. Chyba, że ten też gnał ile sił w nogach.

Zelgadis obejrzał się za siebie. Przed nim roztaczał się widok na kładące się do snu miasto, które niedawno opuścił. Leżało ono u stóp wysokich gór. Właśnie w jednej z nich prawie na szczycie znajdowała się pieczara (jedyna w okolicy).

Teraz kiedy już ochłonął, zaczął zastanawiać się, dlaczego opryszek wybrał takie dziwne miejsce do próby szantażu (pewno chce wymienić miecz na górę pieniędzy). Przecież mógł to zrobić u podnóży gór.

Zelgadis podniósł głowę ściągając kaptur. Niebo połyskiwało tysiącem gwiazd. A jeśli to była pułapka? Jeśli nie chodziło o szantaż?

- Ha! Nie wiedzą z kim zadarli! - nawet pozbawiony miecza mógł im nieźle dołożyć, przecież świetnie znał się na magii...

Zelgadis uśmiechnął się pod nosem i ruszył dalej.

Xellos jeszcze przez chwilę go obserwował, po czym udał się z powrotem do miasta sprawdzić czy czarodziejka już do niego dotarła...

Poszukiwana przez Zelgadisa osoba jadła (pochłaniała lepiej by pasowało) piętnastą porcję, gdy podeszła do niej (znana już nam) dziewczynka.

- Panna Lina?

Rudowłosa rzuciła gniewnym okiem na osobę, która odważyła się jej przeszkodzić w jedzeniu.

- Czchego?

Mała zamiast odpowiedzieć wskazała palcem plamę na bluzce, która powstała w wyniku jej żarłoczności.

- Jest w Arorua.

- Że co? - zapytała Lina, ale mała oddaliła się w (znanych już nam) podskokach.

Początkowo Lina miała zamiar zapytać się czy nie znalazłaby się tutaj dla niej jakaś robótka, ale po wczorajszym wydarzeniu zmieniła zdanie. Postanowiła najpierw dokonać zemsty.

W południe znajdowała się już daleko od miasta. Z pośpiechu zapomniała zrobić zapasów na drogę i teraz przeraźliwie burczało jej w brzuchu. Właśnie miała ciężko westchnąć, gdy do jej uszu dobiegł szum strumienia.

- Jedzenieeeeee!!!!!!!!!!!!!

W tym samym czasie Zelgadis wrócił wreszcie do miasta. Delikatnie mówiąc był w lekkim szoku. Po dotarciu do pieczary zastał w niej tylko swój miecz i torebkę herbaty z karteczką, na której pisało "przepraszam". O co tu do diaska chodziło???

Napotykając dziwne spojrzenia przechodniów przypomniał sobie, że nie ma nałożonego kaptura. Szybko naprawił swój błąd i ruszył do ich tymczasowej siedziby po wskazówki od Rezo.

Najedzona Lina zaczęła się zastanawiać czy dobrze zrobiła opuszczając tak szybko miasto, przecież zemsta nie zając nie ucieknie, a forsa by się przydała.

Arorua. Miasto... gdzie tam, miasteczko, które niczym nie wyróżnia się od tysiąca jemu podobnych. Poza tym jest kilkanaście dni drogi stąd.

- Zawrócić czy nie zawrócić? Oto jest pytanie...

"Ani mi się waż!" Xellos zacisnął pięści. W bezpiecznej odległości zgrzytał zębami. Ze wszystkich zadań, których się podejmował, to okazało się najtrudniejsze. A wydawało się z początku takie banalne.

- Skoro Lina potrzebuje jeszcze zachęty, to niech tak będzie...


koniec części czwartej...


story wrote by Aurorka (22.3.2004) (titonosek@interia.pl)

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Crystal Storm : 2008-05-15 12:45:44
    Co by tu rzec...

    Nie wiem jaki plan ma wykonać Xellos, ale ta mała dziewczynka, która przekazuje wszystkim wiadomości, jest niezła XD Nie wiem też jak Zel dał się tak łatwo wykiwać, że Xellos zabrał mu miecz. Rozdział nie powiem, ciekawy. Tylko do czego to wszystko zmierza?

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu