Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Genji w BUW-ie

Autor:Pottero
Korekta:Avellana
Kategorie:Recenzja, Inne
Dodany:2008-10-29 09:59:42
Aktualizowany:2009-09-27 22:22:43

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


W dniach od dwudziestego do dwudziestego trzeciego października w budynku Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie odbyły się drugie Dni Japonii na Uniwersytecie Warszawskim, w tym roku w całości poświęcone obchodom tysiąclecia Genji monogatari. Przez cztery dni można było wziąć udział w kilku zaplanowanych przez organizatorów wydarzeniach kulturalnych oraz wysłuchać kilkunastu prelekcji. Co prawda niewiele z nich związanych było z anime i mangą, jednakże część atrakcji mogła przyciągnąć osoby zainteresowane szeroko pojętą kulturą japońską.

Nim przejdę do krótkiego sprawozdania z imprezy, warto pokrótce opowiedzieć o Genji monogatari, czyli utworze literackim, który przez dziesięć wieków inspirował japońskich twórców. Jego pozycja nie osłabła do dziś, o czym świadczyć mogą organizowane w tym roku w całej Japonii liczne uroczystości obchodów jego tysiąclecia. Utwór, którego powstanie datuje się na 1008 rok, przez wielu badaczy literatury uważany jest za jedną z najstarszych powieści w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, większość jest również zgodna co do tego, iż Genji monogatari to najstarsza powieść japońska, jak również pierwsza powieść psychologiczna w historii. Jej autorką jest Murasaki Shikibu, jedenastowieczna dama dworu, zaś sam utwór opowiada o przygodach i miłosnych podbojach księcia Genjiego. Tej postaci poświęconych jest większość utworu, ostatnie rozdziały opowiadają o jego potomkach. Przez Genji monogatari (anglojęzyczne wydanie liczy ponad tysiąc stron zadrukowanych maczkiem) przewija się około czterystu bohaterów, powieść zachwyca rozbudowanymi, niezwykle literackimi opisami przyrody, postaci i różnych zjawisk. Ponieważ autorka była damą dworu obdarzoną niemałym talentem pisarskim, bardzo szczegółowo przedstawiała współczesne sobie realia, w których żył również Genji. Stąd też opowieść jest nie tylko romansem, ale również skarbnicą wiedzy na temat jedenastowiecznego dworu japońskiego. Dodatkowym uzupełnieniem owej „skarbnicy” może być Dziennik Murasaki Shikibu (Murasaki Shikibu nikki). Chociaż historycy na całym świecie podkreślają wartość owej powieści dla historii literatury, do dziś nie ukazała się ona w języku polskim. Wybrane fragmenty przetłumaczone zostały przez Wiesława Kotańskiego, autora pierwszych polskich przekładów Kroniki dawnych wydarzeń (Kojiki), Kroniki japońskiej (Nihongi) i antologii literatury japońskiej Dziesięć tysięcy liści (Man’yōshū), stąd też powieść znana jest czasem w naszym kraju jako Opowieść o księciu Promienistym (tłumaczenie Kotańskiego), aczkolwiek znacznie bardziej rozpowszechniła się wersja Opowieść o księciu Genjim.

Każdy dzień obchodów rozpoczynał się serią prelekcji, na ogół dwudziestominutowych, wygłaszanych przez trzy bądź cztery osoby. Co półtora godziny organizowano krótką przerwę (nie licząc dłuższej obiadowej), na której można było wstąpić do jednej ze znajdujących się na terenie biblioteki kafejek bądź wyjść na powietrze zapalić papierosa. Pierwszy dzień obchodów, poniedziałek, w dużej mierze należał do studentów japonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, będących pierwszymi prelegentami. Tego dnia posłuchać można było m.in. o głównych negatywnych postaciach kobiecych w Genji monogatari, zabawach dworskich okresu Heian, ówczesnych fryzurach czy ilustracjach do powieści. Należy dodać, że nawet jeśli w temacie prelekcji nie było nawiązania do powieści Murasaki Shikibu i poświęcona była ona np. wyglądowi kobiet w okresie Heian bądź ówczesnym zabawom, większość wykładów mimo wszystko odnosiła się do Genjiego, najczęściej wybranych jego fragmentów. Podobnie było w późniejszych dniach.

Same obchody zaczęły się może niezbyt obiecująco, od dwudziestominutowego poślizgu z powodów technicznych, których przyczyną były (jak zrozumieli zgromadzeni na sali słuchacze) rzutnik i Windows Vista, ale gdy problemy zostały zażegnane, wszystko przebiegało już zgodnie z planem. Dzień zakończył się projekcją filmu Opowieść o księciu Genjim: Wieczna miłość (Sennen no koi: Hikaru Genji monogatari) - którąś z kolei filmową adaptacją powieści, wyreżyserowaną w 2001 roku przez Horikawę Tonkō. Odrobinę dziwi mnie wybór tej właśnie wersji, z której wielu studentów zapamiętało głównie to, że w dwuipółgodzinnym filmie bohaterowie co chwilę lądowali w łóżku, jak również „dziwne” jego tłumaczenie (za przykłady podając „tadaima” przetłumaczone jako „dzień dobry”; sens rzeczywiście nie ten, ale mimo wszystko trudno sensownie przełożyć takie zwroty na język polski). Osobiście uważam, że lepszym rozwiązaniem byłoby zaprezentowanie Genji monogatari w reżyserii Kona Ichikawy (1966), wersji anime (Gisaburō Sugii, 1987) bądź adaptacji Kōzabura Yoshimury, o której w czwartek mówił Jakub Karpoluk.

Drugi dzień rozpoczął się oficjalnym otwarciem obchodów, następnie zaś odbyły się prelekcje. Mówiono m.in. o strojach, naturze i jej opisach w Genji monogatari, a także, w oparciu o Dziennik Murasaki Shikibu, opowiedziano, jak ustalono datę powstania powieści. O godzinie piętnastej nastąpiło otwarcie wystawy Japońska kultura dworska (VIII-XII w.), na której zaprezentowano m.in. kimona, zwoje i popularne gry, wszystkie oczywiście związane z okresem Heian bądź z Genjim. Osoby biorące udział w otwarciu wystawy poczęstowane zostały lampką wina, abstynenci zaś sokiem. Na otwarciu miał pojawić się prezes Toshiba Corporation, firmy będącej sponsorem obchodów, utknął niestety w korku jadąc z lotniska, tak więc, aby trzymać się grafiku, wystawę otwarto bez niego. Wtorek zakończył się walnym zgromadzeniem Polskiego Stowarzyszenia Badań Japonistycznych.

Na pierwszej środowej prelekcji zebrało się sporo osób, czego powodem być może był jej temat: Od Nary do Tokio, małżonki i konkubiny cesarskie. Profesor Ewa Pałasz-Rutkowska o blisko dwadzieścia minut przekroczyła czas przeznaczony na prezentację, sądząc jednak po reakcjach wielu zebranych, nikt specjalnie nie narzekał. Przyznaję, że niezwykle ciekawie słuchało się o miłosnych i łóżkowych zwyczajach kolejnych cesarzy, cesarzowych i arystokratów. „Nadwyżka” profesor Pałasz-Rutkowskiej spowodowała mały poślizg w programie - prelekcje poświęcone Aoi matsuri i kulturze zapachu (bano się rozpalić kadzidełko, aby nie uruchomić czujników alarmowych) odbyły się z opóźnieniem, zaś następna w kolejności prelekcja, poświęcona drzeworytom inspirowanym Genji monogatari, znów się przeciągnęła, co zaowocowało już blisko godzinnym poślizgiem. Z sytuacji wybrnięto, majstrując przy przerwach, tak więc kolejne prelekcje przebiegały już zgodnie z planem.

Jedna z najciekawszych atrakcji całych obchodów odbyła się w środowy wieczór. O godzinie siedemnastej trzydzieści rozpoczął się pokaz wielowarstwowych kimon jūnihitoe z okresu Heian. Stroje sprowadzone zostały ze świątyni Nishinomiya, cały pokaz komentowała Uehara Takeno, prezes Stowarzyszenia Badań nad Tradycyjnymi Strojami Japońskimi, a tłumaczony był na bieżąco przez profesor Iwonę Kordzińską-Nawrocką. Dwie pomocniczki Takeno-san pokazały, na przykładzie dwójki studentów UW, jak w epoce Heian ubierano arystokratów. O ile po chłopaku widać było, że cała sytuacja lekko go bawi, o tyle modelka miała więcej problemów - chociaż obydwojgu założono „okrojone” wersje szat, siedmiowarstwowy strój, w który przyodziano dziewczynę, ważył około piętnastu kilogramów (zazwyczaj ważył około dwudziestu), więc mimo świetnej charakteryzacji, widać było, że z każdą kolejną warstwą jest jej coraz ciężej, a gdy skończono ją ubierać, miała problemy z poruszaniem się. Odetchnęła z ulgą dopiero w momencie, gdy zdjęto z niej szaty.

Ostatnią atrakcją dnia była sztuka Jesienne klony, fragment Genji monogatari, wystawiona przez studentów japonistyki UW. Przygotowano ją w języku japońskim, toteż przed spektaklem rozdano publiczności „konspekty”, w których opisano rys fabularny przedstawienia; nie trwało ono długo (około piętnastu minut), więc w „konspektach” zdołano bardzo dokładnie wytłumaczyć poszczególne sceny i streścić dialogi. Chociaż sztuka trwała krótko, a podczas jej trwania widownia kilkakrotnie niepotrzebnie wybuchała gromkim śmiechem, aktorzy otrzymali długą i głośną owację. Biorąc pod uwagę to, że artyści byli amatorami, musieli się nauczyć na pamięć japońskich kwestii, a za scenę posłużył im niewielki fragment sali konferencyjnej, sztukę uznaję za udaną - trud studentów japonistyki się opłacił, nie zniweczyło go nawet to, że z racji niemożności zdobycia odpowiednich strojów z epoki, występowali w kostiumach z okresu Edo, za co zresztą przeprosili przed spektaklem.

Ostatni dzień rozpoczął się prelekcją poświęconą kadzidle w ceremonii herbaty, później zaś odbył się najbliższy nam tematycznie wykład - Genji monogatari w mangach, prowadzony przez magister Igę Rutkowską. Przebieg prelekcji trochę zmienił się względem programu, ale mimo wszystko odbyły się planowane wykłady o gejszach i samurajach, rodzinie cesarskiej i mediach oraz prelekcja poświęcona obchodom tysiąclecia Genji monogatari w Japonii. Zwieńczeniem ostatniego dnia była możliwość wzięcia udziału w chadō, czyli rytuale picia herbaty. Owa atrakcja wzbudzała trochę zamieszania - najpierw mówiono o liście, na którą trzeba się wpisać, aby móc w niej uczestniczyć, następnie, że lista się zgubiła, że nie ma miejsc, później, że są... Jakkolwiek by nie było, udało mi się trafić do jednej z szesnastoosobowych grupek, która wzięła udział w ceremonii. Oczywiście w mocno przyspieszonej wersji, aby czekające na korytarzu osoby również mogły doczekać się swojej kolejki. Osiem osób i prowadząca ceremonię Polka zasiadło w odpowiednich pozycjach na matach tatami, pozostali zaś na ławeczkach. Chociaż wszystko odbyło się w naprawdę ekspresowym tempie (około dwudziestu minut), celebrantka przedstawiała ciekawostki, instruowała, co należy zrobić, jak trzymać czarkę, jaką formułkę wygłosić itp., aby w jak największym stopniu przypominało to prawdziwą ceremonię chadō. Uczestnicząc w ceremonii żałowałem, że nie usiadłem na wygodnej ławce, odniosłem też wrażenie, iż Japończycy nie są ludźmi - dwadzieścia minut siedzenia w pozycji seiza sprawiło, że nabawiłem się drobnej kontuzji prawej stopy; aż trudno jest mi uwierzyć, że Japończycy, uczeni tego od dziecka, potrafią w takiej pozycji wysiedzieć o wiele dłużej.

Tegoroczne Dni Japonii UW uważam za udane. Nie obyło się co prawda bez drobnych problemów technicznych, zdarzało się, że prelegenci musieli improwizować, ponieważ PowerPoint czy ich macintosh odmówiły posłuszeństwa, jednakże nie były to problemy na tyle poważne, aby znacząco wpłynąć na odbiór całokształtu. Nie będę kłamał i powiem szczerze, że nie wszystkie prelekcje mi się spodobały, mówiąc dosadniej, na niektórych przysypiałem, jednakże większość z nich była interesująca, zwłaszcza dla osób, które interesują się również innymi niż manga i anime aspektami japońskiej kultury, ewentualnie są pasjonatami Opowieści o księciu Genjim (dla nich przeznaczona była np. prelekcja Grafemiczna struktura tekstu „Genji monogatari” na przykładzie księgi „Kiritsubo”). Organizatorzy spisali się dobrze, zaplanowali i odpowiednio przygotowali kilka ciekawych atrakcji, a w obchodach wzięli udział wykładowcy ze wszystkich najważniejszych polskich katedr japonistycznych, reprezentanci krakowskiej Manggi, profesorowie japońskich uniwersytetów Rikkyō, Shinshū i Ferris czy konsul generalny RP w Osace. Spotkać można było znanych polskich japonistów, m.in. Ewę Pałasz-Rutkowską, Iwonę Kordzińską-Nawrocką, Stanisława Meyera, Igę Rutkowską, pojawiła się nawet Jadwiga Rodowicz - znawczyni i wielka miłośniczka teatru nō, która w tym roku otrzymała nominację na ambasadora Polski w Tokio. To wszystko składa się na fakt, iż tegoroczne Dni Japonii oceniam jak najbardziej pozytywnie. Sen z powiek spędza mi tylko jedno pytanie: czy na poszczególnych prelekcjach byłoby równie wiele osób, gdyby w części z nich nie musieli obowiązkowo uczestniczyć studenci UW i PJWSTK, nie chcąc otrzymać nieobecności na zajęciach? Bez względu na to, jaka odpowiedź by nie była, liczę na to, że w przyszłym roku Dni Japonii na UW również się odbędą, tym bardziej, że jest kolejna sposobność ku temu, aby były to dni tematyczne, minie bowiem 90. rocznica nawiązania oficjalnych polsko-japońskich stosunków dyplomatycznych.

P.S. Gdyby ktoś był zainteresowany tegorocznymi obchodami, ale z jakichś powodów nie mógł w nich uczestniczyć, UW planuje opublikować zaprezentowane na nich materiały.

Linki zewnętrzne:

http://www.globusz.com/ebooks/Genji/00000010.htm - angielski przekład Genji monogatari autorstwa Edward G. Seidenstickera

http://www.matsumi.pl/artykuly/Dziennik%20Murasaki%20Shikibu.pdf - Dziennik Murasaki Shikibu w tłumaczeniu dr Moniki Szyszki

http://etext.lib.virginia.edu/japanese/genji/index.html - Genji monogatari po starojapońsku, we współczesnym japońskim oraz w rōmaji


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pottero : 2008-11-14 17:50:03
    Re:

    usagi01 napisał(a):
    Jeśli chodzi o listę chętnych do wzięcia udziału w sado, a nie chado, to było tak...

    Sadō, chadō – z wykładów wynika, że to to samo, wykładowcy używają tych form naprzemiennie, podobnie zresztą było podczas obchodów. Na potrzeby sprawozdania przyjąłem zasadę, że będę stosował się do zapisu używanego w programie. A te, jak zorientowałem się po wysłaniu tekstu, są różne – w tym, który mam (pobrany z Internetu), jest sadō, inni zaś w drukowanych mają chadō...

    Co do listy, podaję, jak wyglądało to z perspektywy uczestnika – panowało małe zdezorientowanie, pani Kordzińska-Nawrocka mówiła co innego, pani Pałasz-Rutkowska co innego, a ci, którzy w obchodach uczestniczyli jako słuchacze, mieli jeszcze swoje wersje, przez co właściwie wiele osób do ostatniej chwili nie wiedziało, jak to ma się odbyć. Ale mimo wszystko ostatecznie udało się bez problemów poprowadzić ceremonię, więc problem z listą to tylko sprawa drugorzędna.

  • usagi01 : 2008-11-12 11:03:48

    Jeśli chodzi o listę chętnych do wzięcia udziału w sado, a nie chado, to było tak:

    w piątek przypadkiem dowiedziałam się, że ja mam się tym zająć. W poniedziałek puściłam wiadomość po ludziach, że zbieram chętnych w czwartek. W między czasie (pomiędzy poniedziałkiem a czwartkiem) wszystkim chętnym powtarzałam, że zapisy dopiero w czwartek robię. w czwartek z przyczyn osobistych nie było mnie od samego rana, zjawiłam się dopiero przed koncertem i od razu zaczęłam wpisywać ludzi. A przede wszystkim spotkania herbaciane polegają na tym, że gospodarz cieszy się tym bardziej im wicej ma gości i wszystkich przyjmie. Lista była w celach orientacyjnych - ile osób chętnych.

  • IKa : 2008-10-30 15:16:09
    RE: Re: ...

    Pottero napisał(a):
    [i]Co do Igi Rutkowskiej, to rzeczywiście babola machnąłem, byłem przekonany, że w programie była wymieniona jako profesor.

    Skorygowano.

    Moderacja

  • Pottero : 2008-10-30 08:29:59
    Re: ...

    1. Studenci PJWSTK nie mieli obowiązku przyjścia. W poniedziałek i wtorek normalnie odbywały się zajęcia, dopiero środa i czwartek były dniami wolnymi od zajęć - można było przyjść, albo nie był to żaden przymus. Ja przyszłam :3

    Nie mieli obowiązku przyjścia, nie licząc czwartku, ale w pozostałe trzy dni byli zwalniani z niektórych zajęć i musieli stawić się w BUW-ie, jeśli nie chcieli otrzymać nieobecności. Mogli też nie przyjść na zajęcia, ale też musieli być w BUW-ie i się pokazać jakiemuś wykładowcy z PJWSTK :).

    Z rozmów ze studentami UW wynika, że oni również na części wykładów musieli być, musieli nawet listę obecności podpisywać.

    Co do Igi Rutkowskiej, to rzeczywiście babola machnąłem, byłem przekonany, że w programie była wymieniona jako profesor.

  • Silvera : 2008-10-29 23:05:15
    ...

    Silvera napisał(a):
    Jeśli chodzi o modelkę, która zakładała te szaty

    - oczywiście miałam na myśli "na którą zakładano te szaty"... Przepraszam, zdziebko zmęczona jestem ^^"

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze