Opowiadanie
Tchnienie przeznaczenia
Powierniczka snów przeszłości
Autor: | Rinsey |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2010-03-31 08:00:26 |
Aktualizowany: | 2015-03-28 17:34:26 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kopiowanie całości lub fragmentów przez osoby trzecie bez zgody autorki jest zakazane.
Rozdział 2
Powierniczka snów przeszłości
Słyszysz ten delikatny łopot skrzydeł na wietrze? Otwórz szeroko oczy, jedynie wtedy dostrzeżesz tę grację ruchów. Osobliwą dokładność każdego, nawet najmniej istotnego gestu. Płynne podnoszenie i opuszczanie ciała w zależności od napotkanych przeszkód. Pytasz, czym jest to stworzenie, które potrafi podporządkować sobie nie tylko świadków swojego powietrznego tańca, ale i wszelkie czynniki otoczenia. Zastanów się, prawda śpi ukryta głęboko w twoim wnętrzu. Spotykasz ją codziennie, gdy podnosisz powieki i rozpoczynasz walkę o przeżycie następnego dnia. Ten nieunikniony bezmiar chaosu opinający się na twojej duszy został wpisane w twoje istnienie. Z pewnością już wiesz, że jest to… Każde stworzenie ma przed sobą…
Nagły dreszcz przerwał jej chwilę skupienia. Stary notes, wyglądający na pamiętnik, wypadł z rąk dziewczyny. Skoncentrowała się i wyczuła siedem energii życiowych. Każda z nich była inna, jedna wywoływała u niej spokój i harmonię, natomiast napotkała także taką, która przyprawiła młodą kobietę o gwałtowne wzdrygnięcie. Uśmiechnęła się i wyciszyła swoją moc. A więc nareszcie przybyli. Tyle lat czekała na to spotkanie. To była szansa, której nie mogła zmarnować. Nareszcie będzie mogła udowodnić Najstarszej, że jest prawdziwą spadkobierczynią potęgi swoich rodziców…
Zaciekawiona wyszła ze swojej komnaty i zaczęła iść przed siebie długim korytarzem. Ciekawe jacy oni będą… - zastanawiała się. Skręciła w lewo, a następnie w prawo. Szła bez chwili wahania pochłonięta przez własne myśli. Po krótkim czasie doszła do lekko oświetlonego pomieszczenia. Na iluminację zimnych murowanych ścian składały się jedynie świece umieszczone symetrycznie po obu stronach izby. Miejsce to nie należało do przytulnych. Z pewnością każdy nowo przybyły czułby się tu nieswojo, lecz osoba zwiewnie stąpająca ku osadzonej na kunsztownym podwyższeniu czerwonej kuli, znajdującej się w końcu podłużnego pokoju, wydawała się czuć całkiem swobodnie. Dziewczyna wyciągnęła dłonie w kierunku karminowego globu, który po kontakcie z ciepłem ludzkiego ciała rozświetlił się porażającym blaskiem. Powoli zamknęła oczy, a po chwili ukazał jej się obraz maszerującej grupy. Na samym końcu maszerowała para Ryozoku i Mazoku. Ich energie rozpoznała od razu, a zwłaszcza tę drugą. To było dla niej niesamowite. Podekscytowana młoda kobieta nie była w stanie opanować strumienia myśli, jakie w jednej chwili opanowały jej umysł - Na wielką LoN! Zaraz poznam przedstawicieli dwóch najpotężniejszych ras w tym wymiarze! Ile będę mogła się od nich nauczyć! - W swojej ekscytacji nie zauważyła jednak, że majestatyczna dwójka, gwałtowanie gestykulując, najprawdopodobniej była w trakcie nieco mniej majestatycznej kłótni. Po kolei przyglądała się idącym postaciom. Na czele szła dziewczyna o bystrych czerwonych oczach i płomiennych włosach. Otaczała ją niezwykle potężna aura. Zaraz za nią szedł nieco niepewnie, ściskając przez cały czas rękojeść miecza, rosły blondyn. Tuż obok niego wyczuła silną energię skrytą w ciele zakapturzonego osobnika, którego szafirowe tęczówki zdawały się skanować każdy otaczający go detal. Dwie ciemnowłose adeptki białej magii z zachwytem przyglądały się korytarzowi, przez który były prowadzone. W sumie trudno można było im się dziwić, gdyż to, co ich otaczało wprawiłoby w zachwyt niejednego architekta. Cała drużyna była zaskoczona faktem, że pod przeklętymi ruinami znajdywała się nowa świątynia, wzniesiona ku czci Pani Nocnych Koszmarów.
Po przejściu wydrążonym w ruinach tunelem bohaterowie znaleźli się w miejscu, o którym trudno by przypuszczać, że mieści się pod ziemią. Zamiast normalnego nieboskłonu widz mógł ujrzeć nienaturalnie ciemne sklepienie. Gwiazdy nie tworzyły znanych gwiazdozbiorów. Zamiast nich układały się w osiem skupisk. Obserwator o rozwiniętej wyobraźni byłby w stanie dojrzeć, że te niezwykłe konstelacje układają się w kształty przeróżnych smoków, z których każdy wydawał się zionąć ogniem. Cała ósemka była zwrócona w jedną stronę, zginając głowy w geście uznania. Centralny punkt firmamentu, będący obiektem czci gwiezdnych istot, zdawał się być ciemniejszy od najczarniejszej nocy. Tuż pod nim wznosiła się wyjątkowo wysoko majestatyczna budowla. Jej ściany lśniły w świetle ciał niebieskich tajemniczym, krystalicznym blaskiem. Fasadę dziwnego zjawiska tworzyły wieże, ułożone w kształt sześciokątnej gwiazdy.
Dziewczyna raz jeszcze przeniosła swój wzrok na liderkę grupy. Lina Inverse we własnej osobie… Może to ona podoła temu zadaniu? Może to na nią czekała tyle czasu? No cóż, tego dowie się później, ale póki co, będzie musiała bardzo ostrożnie odegrać swoją rolę.
Korytarz skończył się tak niespodziewanie jak się zaczął. Długi tunel płynnie przechodził w ogromne pomieszczenie. Elementem, który najbardziej przykuwał uwagę zgromadzonych, był olbrzymi szkarłatny płomień, znajdujący się na podwyższeniu w centralnej części. Ściany pokryto przepięknymi arrasami. Każdy z nich zdawał się opowiadać inną historię. Pozornie nieruchomy obraz przy kontakcie z ludzkim okiem nagle ożywał i rozpoczynał snuć niezwykłą opowieść sprzed kilku tysięcy lat. Wydawało się na pierwszy rzut oka, że wielka sala jest zupełnie pusta. Jednakże byłoby to mylne stwierdzenie. Tuż obok podestu stała niesamowita postać. Kobieta ta miała już zapewne swoje lata, ale nie osłabiało to wrażenia, jakie wywierała na innych. Jedno spojrzenie wystarczało, aby zrozumieć, że ma się do czynienia z kimś niezwykle potężnym. Wokół niej można było wyczuć nieprzyjemnie silną aurę. Cerę miała pokrytą zmarszczkami, ale niejeden mężczyzna przyznałby, że dodawały one jej tylko uroku, zamiast szpecić doświadczoną przez wieki twarz. Okrywały ją szykowne, czarne szaty, które doskonale komponowały się z ciemnymi oczami oraz smolistymi włosami, spiętymi w wyjątkowo ciasnego koka.
- Witajcie w świątyni Pani Nocnych Koszmarów. Niezwykle mnie cieszy wasze tak liczne przybycie. - Skłoniła się z wielką gracją. Chociaż wypowiedziała te słowa z uśmiechem na ustach, jej wzrok pozostał lodowaty i niewzruszony. Na Linie jednak nie zrobiło to wrażenia i zwróciła się chłodno do mrocznej kapłanki.
- Xerwiter, tak jak chciałaś wszyscy się stawiliśmy najszybciej jak tylko było to możliwe, więc może mimo wszystko odstawimy uprzejmości na bok i przejdziemy wreszcie do sedna.
- Ależ moja droga Lino Inverse, czemu tak ci się śpieszy? Nie wiem jak dużo twoi przyjaciele wiedzą o całej tej sprawie, więc może chociaż pozwolisz mi się przedstawić - odparła z wyższością, po czym zwróciła się do pozostałych przybyłych. - Jestem główną kapłanką świątyni Pani Nocnych Koszmarów, mam na imię Xerwiter. Wybaczcie mi, że zmusiłam was do tak dalekiej podróży, ale wasza obecność jest niezbędna, aby uratować ten świat. -Reakcje na to oświadczenie były przeróżne. Sylphiel i Amelia z lękiem popatrzyły się na siebie. Gourry chciał się spytać czym jest bania nowych komarów, ale Lina rzuciła mu jedno ze swoich przerażających spojrzeń, co spowodowało błyskawiczną decyzję o zaniechaniu tej akcji. Xelloss i Filia w jednej chwili się mocno zamyślili, natomiast Zelgadis głośno parsknął śmiechem.
- Taaa… a to wszystko zostało zapewne opisane w bardzo starej i cennej przepowiedni, która znajduje się na samym dnie waszej świątyni. Pani wybaczy, ale takich gadek słuchaliśmy już dobrych parę razy i prawie wszystkie były jedną wielką ściemą. Dlaczego akurat ta miałaby być prawdziwa? Jakie mamy podstawy, aby pani wierzyć? - powiedział z lekką drwiną. Lina odwróciła się w jego stronę i warknęła ostrzegawczo:
- Zel! - Zanim jednak zdążyła powiedzieć coś więcej, Filia wpadła jej w słowo, wyrywając się z zamyślenia.
- To bardzo słuszna sugestia. W zasadzie to nie pamiętam, aby Smoki cokolwiek mówiły o jakiejkolwiek przepowiedni dotyczącej Pani Nocnych Koszmarów.
- No cóż trudno, aby taki młokos jak ty wiedział o tak starych przepowiedniach - wtrącił rozbawiony Xelloss ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. - Jednak faktycznie, dlaczego mamy uwierzyć, że świątynia, która już od dawna nie pełni swojej pierwotnej roli, ma nam coś do zaoferowania? - O ile wcześniejsze uwagi nie wywołały u Xerwiter żadnej gwałtownej reakcji, ostatnie zdanie Mazoku wyraźnie wzburzyło najwyższą kapłankę.
- I to jest punkt, w którym wy Mazoku się mylicie. Wielka LoN nigdy nas nie opuściła i ta przepowiednia jest na to najlepszym dowodem - odrzekła gniewnie, lecz z dumą.
- Aha, czyli jednak mamy przepowiednię… - zauważyła zgryźliwie chimera.
- Panie Zelgadisie… - Zaczęły nerwowo jednocześnie Sylphiel i Amelia.
- Oj, dajcie spokój! Pozwólcie jej wreszcie dojść do słowa! - krzyknęła Lina, zanim ktokolwiek zdążył coś jeszcze wtrącić. Chwilę później zwróciła się do Xerwiter. - Tak, więc o czym mówi ta przepowiednia? Powiedziałaś, że możesz zdradzić więcej szczegółów dopiero wtedy, kiedy wszyscy się zbierzemy. - Nieco poirytowany, stanowczy głos mistrzyni arkanów czarnej magii wyciszył atmosferę. Gniewna kapłanka na chwilę zaniemówiła, odchrząknęła i wznowiła swoją wypowiedź.
- Dziękuję Lino Inverse. Oczywiście nie oczekuję od was bezwarunkowego i ślepego oddania w tej sprawie. Dostaniecie dowody świadczące, że to co mówię jest prawdą, ale to za chwilę, a póki co usiądźcie. - Po wypowiedzeniu tych słów klasnęła, w rezultacie czego z nicości zmaterializował się zestaw ozdobnych krzeseł rozdzielonych potężnym, okrągłym, kamiennym stołem. Zgromadzeni po chwili usadowili się wygodnie. Xerwiter położyła obie dłonie na marmurowym dziele sztuki i zamknęła oczy. Pod wpływem jej energii na stole rozrysował cały zestaw skomplikowanych znaków i symboli. Po chwili ponownie zwróciła się do przybyłych. - Jak zapewne wiecie, cały wszechświat składa się z czterech wymiarów. W każdym z nich toczy się walka pomiędzy jasną i ciemna częścią mocy. Tak jak u nas te role pełnią Ruby-Eyed Shabranigdo oraz Flare Dragon Ceiphied, tak też w innych wymiarach istnieją inne bestie. Od momentu stworzenia oba byty toczą ze sobą nieustanna bitwę. Tam, gdzie wygrywa przedstawiciel Bogów, zapanowuje pokój, natomiast w przypadku triumfu demonicznego władcy świat czeka zagłada. Są to dwa jedyne możliwe rozwiązania. Tak, się na początku wydawało. Jednak stało się coś, co nie zostało przewidziane… - Wypowiadając ostanie słowa, ściszyła głos.
- Dark Star - szepnęła przerażona Filia. Xerwiter po raz pierwszy od momentu ich przybycia spojrzała na kogoś z czymś na kształt sympatii w oczach. Cieszyła się, że ktoś wreszcie zaczyna pojmować wagę sprawy, dla której zebrała tak nietypową gromadkę.
- Dokładnie tak. Spotkaliście Darkstara tuż po wchłonięciu swojego jasnego odpowiednika Vorfeeda. Dzięki wam ten szalony twór, który już nie był ani bogiem ani demonem, nie zniszczył naszego wymiaru. Mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy. Jednak tak też się nie stało. Świat, z którego znikają obaj pierwotni władcy, żyje w zawieszeniu. Niby egzystuje, ale równowaga jest zaburzona. Jest, ale go nie ma. Taki stan rzeczy sprzyja niebezpiecznym dla nas komplikacjom. Zaczyna zanikać granica pomiędzy naszymi wymiarami. Nie wiadomo, co się stanie, gdy ta granica zatrze się do końca, ale bardzo możliwa jest destrukcja obu wymiarów. Przepowiednia ostrzega, że kluczem do przetrwania jest utrzymanie tej granicy, co będzie waszym zadaniem. A żeby utrzymać granicę najlepiej będzie „odnowić przymierze”. - Przy wypowiadaniu ostatniego zdania starszej kapłance wyraźnie się zaświeciły oczy. Słysząc to Smoczyca, spojrzała na kapłankę z niedowierzaniem, jakby nie wierzyła w to, co usłyszała. Była jednak jedną z nielicznych, którzy zareagowali w taki sposób. W oczach Amelii pojawiły się oznaki pewnego zdezorientowania. Popatrzyła się na swoich towarzyszów w celu uzyskania jakiejś odpowiedzi, lecz mało kto dawał po sobie poznać, iż wie o co chodzi Xerwiter. Zelgadis i Sylphiel jednocześnie spojrzeli w stronę Liny, która miała nietypowy dla niej nieodgadniony wyraz twarzy, zdradzający jedynie potężne skupienie. Gourry… zasnął, ale ponieważ nie chrapał zbyt głośno, nikt nie zwracał na niego uwagi. Natomiast Xelloss lekko uchylił powieki, jego uśmieszek został na swoim miejscu, ale postronny obserwator po spojrzeniu na Mazoku, mógłby się poważnie wystraszyć.
- „Odnowić przymierze”? Czy to oznacza, że chcesz abyśmy sprowadzili LoN do naszego wymiaru w cielesnej powłoce? - Jego słowa wywołały natychmiastową ciszę i burzę myśli. LoN miałaby normalnie istnieć między zwyczajnymi śmiertelnikami? Brzmiało to tak abstrakcyjnie, że trudno było sobie jakkolwiek taką sytuację wyobrazić. Xelloss szybko przeanalizował wszystkie dane. To nie była dla Mazoku zbyt pomyślna wiadomość. Poprzednim razem było naprawdę nieciekawie. Co prawda wiele Smoków straciło wtedy życie, ale szeregi Mazoku także zostały przerzedzone, a już nie wspominając o gatunku ludzkim. Niestety, Pani Nocnych Koszmarów faworyzowała inną rasę, która zniknęła z powierzchni ziemi. Ten jeden raz Shinzoku i Mazoku działali jednomyślnie. Właśnie wtedy przymierze zostało ostatecznie zerwane…
Pytanie wyglądało z pozoru niewinnie, jednak od odpowiedzi wiekowej kapłanki zależało, jak Mazoku się zachowa. Zanim jednak cokolwiek zdążyła odpowiedzieć, w słowo wpadła jej Filia.
- O czym wy mówicie? Przecież „odnowienie przymierza” to zwyczajna ceremonia dziękczynienia - wtrąciła zdziwiona. Xelloss na powrót przybrał swój beztroski wyraz twarzy i z wrednym uśmieszkiem odpowiedział jej:
- Hehe… A oto mamy przykład niezwykle skutecznej propagandy starszyzny Smoków. Prawdziwe „odnowienie przymierza”, czyli inaczej Renesis jest czymś niezwykle niebezpiecznym. Kiedyś, bardzo dawno temu, przeprowadzono prawdziwy rytuał. Skutki były takie, że postanowiono, aby świat zapomniał, że kiedykolwiek coś takiego istniało. Jedną z metod była zmanipulowana edukacja młodszych pokoleń. - Na te słowa Smoczyca już nie odpowiedziała. Kłamstwa i ignorancja starszyzny wciąż była zagnieżdżona głęboko w jej pamięci. Czyli po raz kolejny poznawała więcej faktów od przeklętych Demonów, a nie od przedstawicieli własnej rasy. Co jeszcze z wartości, które wyniosła ze świątyni Ognistego Smoka, było kłamstwem?
- „Młodszych pokoleń”? - odezwała się nagle ucieszona Amelia. - Panie Xellossie proszę się wreszcie przyznać. Ile ma pan lat? - Mazoku z rozkoszą odwrócił się do niej, przycisnął palec do ust i…
- To ta-je-mni-ca. - Księżniczka jednak była przygotowana na taką odpowiedź i postanowiła się nie poddawać. - Hm… Jeżeli brał pan udział w wojnie Upadku Potworów, to było umm… panie Zelgadisie? - zwróciła się do skupionego maga, który bardzo dokładnie analizował całą odbywającą się rozmowę.
- 1014 lat temu -odpowiedział krótko.
- Dziękuję panie Zelgadisie! -odrzekła z wdzięcznością. - To już wtedy musiał pan trochę już latek mieć na karku. I jeżeli panna Filia jest „młokosem”, hm… załóżmy, że panna Filia ma 500 lat… - I niestety Amelia nie miała okazji dokończyć swojego toku myślenia, gdyż bardzo zła i zaczerwieniona Smoczyca zdzieliła ją mocno przez głowę. W rezultacie tej dosyć agresywnej akcji, adeptka białej magii… odpłynęła.
- Delikatna i subtelna jak zawsze - podsumował rozkosznie Mazoku.
- Odczep się Namagomi!!! - wrzasnęła rozwścieczona blondynka.
- Nie podskakuj tak, bo się zawalą fundamenty.
- Nie daruję ci tego! Jesteś starym, zgrzybiałym, nieokrzesanym, niepoprawnym, debilem, do którego nic nie dociera!
- Jeżeli natychmiast wszyscy się nie zamkniecie, to dostaniecie takim Dragon Slave’em, że się nie pozbieracie - powiedziała cichym i grobowym głosem mistrzyni czarnej magii. Zaczęła od niej emanować złowieszcza aura, której przestraszyłby się nawet ostatni kretyn (no chyba, że by spał). Natychmiast para Ryuzoku i Mazoku ucichła. Korzystając z ciszy, Sylphiel odważyła się nieśmiało wyrazić na głos swoje obawy.
- Ale jeżeli mielibyśmy przeprowadzić ten rytuał, to czy według tego co mówił pan Xelloss, to czy nie niesie to zbyt dużego ryzyka? Jeżeli dobrze rozumiem, to przy najmniejszym błędzie, nasz świat i tak uległby zagładzie, czyż nie? - Na te słowa kapłanka uśmiechnęła się. Był to jednak uśmiech bardziej skierowany do niej samej, aniżeli do kogokolwiek z zebranych. Fakt ten nie ubiegł uwadze Zelgadisa. Mężczyzna zauważył, że w głębi komnaty zmaterializowała się nagle jakaś postać.
- W tym wypadku nie macie, czym się martwić, znaleźliśmy sposób, który bazuje na tej metodzie, ale lekko go zmodyfikowaliśmy, w rezultacie czego otrzymaliśmy niezwykle bezpieczne rozwiązanie. A oto przybyła osoba, która jest nieodłącznym elementem tej strategii z obiecanym dowodem, że to, co mówię jest prawdą. - I odwróciła się w stronę dziewczyny wyglądającej na jakieś 17 lat. Nowo przybyła spojrzała na zgromadzonych wielkimi, jasnoszarymi oczami. Nosiła szarawą bluzkę z długimi rękawami i w tym samym kolorze spodnie spięte czarnym paskiem. U jej boku wisiało coś na kształt miecza, skrzyżowanego z włócznią. Całość, oczywiście, zdobiła piękna srebrna peleryna. Młoda kobieta odgarnęła srebrnobiałe włosy i uśmiechnęła się ciepło. Zebrani patrzyli się na nią z szeroko otworzonymi ze zdziwienia oczami. Jednak powodem zaskoczenia nie było przybycie niewiasty, tylko trzymany przez nią przedmiot. Legendarny Miecz Światła powrócił do wymiaru Shabranigdo i Ceiphieda.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.