Opowiadanie
Nocny pociąg z mięsem - recenzja
Autor: | Pottero |
---|---|
Korekta: | Avellana |
Kategorie: | Film, Recenzja |
Dodany: | 2008-12-09 17:34:44 |
Aktualizowany: | 2009-09-27 22:20:45 |
Reżyseria: Ryuuhei Kitamura
Scenariusz: Jeff Buhler, na podstawie opowiadania „Nocny pociąg z mięsem” Clive’a Barkera
Zdjęcia: Jonathan Sela
Muzyka: Nobuhiko Morino, Johannes Kobilke
Obsada: Bradley Cooper, Vinnie Jones, Leslie Bibb
Inne tytuły: The Midnight Meat Train, Clive Barker’s Midnight Meat Train
Czas: 100 min
Rok produkcji: 2008
Chwytliwy tytuł może czasem okazać się przyczynkiem sporego sukcesu jakiegoś dzieła. Gdy w pierwszej połowie lat 80. Clive Barker pisał nowelę The Midnight Meat Train, z całą pewnością nie przypuszczał, że trochę ponad dwie dekady później, gdy na podstawie opowiadania powstanie film, jego polski tytuł zaintryguje i przyciągnie do kin sporo osób. Szkoda tylko, że przyniosło to efekty nie do końca pozytywne, ale o tym później.
Leon Kaufman jest nowojorskim fotografem, który nie może wybić się w branży ponad przeciętność. Gdy jego autorytet mówi mu, że robi dobre zdjęcia, ale zamiast kontynuować jakąś historię, od razu zabiera się za coś innego, postanawia znaleźć jakiś dobry fotomateriał. Pech chce, że natrafia na dziwnego mężczyznę, który za dnia pracuje w rzeźni, nocą zaś wsiada do wagonu metra, którego pasażerowie znikają w tajemniczych okolicznościach. Kaufman powiadamia policję, stróże prawa nie wierzą jednak w jego sensacje. Mimo ostrzeżeń i próśb dziewczyny, próbującej sprowadzić go na ziemię i przywrócić pozytywne do niedawna między nimi relacje, mężczyzna coraz bardziej zagłębia się w prowadzone przez siebie śledztwo.
Podstawową różnicą między filmem a opowiadaniem jest długość. Papierowy pierwowzór liczy zaledwie kilkanaście stron, film z kolei rozciągnięto na półtora godziny, tak więc zmian w adaptacji jest sporo. Na dobrą sprawę zachowano jedynie główny wątek (w nim również poczyniono drobne poprawki, jednak aby uniknąć spojlerów, nie będę wyjaśniał, o co dokładnie chodzi), dodając wiele wątków pobocznych oraz kilku bohaterów (w opowiadaniu było ich w zasadzie tylko dwóch, reszta stanowiła tło). Takie rozwiązanie ma oczywiście swoje plusy i minusy, ale trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć, czy bardziej to filmowi pomogło, czy zaszkodziło. Pochwała należy się przede wszystkim za to, że ekranizacja nadal jest ciekawa i nie nuży, w miarę poprawnie wybrnięto ze znacznego poszerzenia materiału. „W miarę poprawnie” ma tutaj jednak kluczowe znaczenie, bowiem nie uniknięto błędów. Opowiadanie, choć krótkie, rozgrywa się w ciągu jednego dnia i jest spójne, a zostawienie niedomówień było zgodne z intencją autora. Filmowi dodanie wątków trochę zaszkodziło, ponieważ pozostało trochę niedopowiedzeń z nimi związanych, zaś wiele osób uznało fabułę za głupią i naciąganą. Trudno mi się z tym nie zgodzić, przynajmniej częściowo, bowiem wiele wątków było w filmowym Nocnym pociągu zupełnie zbędnych, przynajmniej w mojej opinii. Pal licho zwizualizowanie tego, co w noweli zostało jedynie napomknięte bądź lekko zasugerowane; najpoważniejszym błędem była zbyt duża miejscami samowola scenarzystów. Najgorszym tego efektem jest chyba dorobienie Leonowi dziewczyny, sprowadzające się jedynie do wplecenia w całość mizernego wątku dramatycznego. Ma on co prawda swoje uzasadnienie, ale bez niego film też by nie ucierpiał.
Chociaż film został pod pewnymi względem spłycony względem oryginału, samowolni scenarzyści podjęli próby, aby zarysować w nim ważne w całej twórczości Barkera elementy, z ukazywaniem ciemnej strony człowieczeństwa i poszukiwaniem przez ludzi jakiejś nieodstępnej dla nich, często groźnej, sfery na czele. Należy przyznać, że wyszło to nie najgorzej - osoby w miarę uważnie oglądające film oraz obeznane z twórczością Barkera łatwo wyłapią takie niuanse, a być może także przekaz, który przedstawić chcieli zarówno Barker, jak i Kitamura, chociaż każdy z nich zrobił to we właściwy dla siebie sposób. Pozytywną zmianą względem noweli jest również przekwalifikowanie Leona z nudnego księgowego na fotografa, co dodało filmowi trochę smaku, a przy okazji zgrabnie i nienachalnie wpisało się w poszerzony scenariusz. I, co najważniejsze, główny bohater stał się pełnokrwistą postacią, nie zaś szarakiem, o którym nic nie wiadomo, jak miało to miejsce w opowiadaniu. To właśnie dzięki niemu w filmie znalazły się i zostały przyzwoicie przedstawione wspomniane przed chwilą charakterystyczne dla twórczości Barkera elementy.
Reżyserem Nocnego pociągu jest Ryuuhei Kitamura, w Polsce znany z filmów Azumi i Godzilla: Ostatnie wojny, na koncie mający jeszcze m.in. niezłe Versus. Tymi trzema filmami zdobył rozgłos na Zachodzie, co pozwoliło mu objąć stanowisko reżysera Pociągu, będącego jego hollywoodzkim debiutem. Przed obejrzeniem filmu byłem bardzo ciekaw, co z tego wyniknie - reżyser specjalizujący się w kinie akcji bierze na warsztat adaptację opowiadania jednego z najlepszych pisarzy (i nie tylko) grozy? Nie bardzo wiedziałem, czy spodziewać się tego, że Kitamura przemianuje się na reżysera dreszczowców, czy raczej na podstawie horroru stworzy film akcji. Okazuje się, że Kitamura spłodził swego rodzaju kolaż horroru i własnego stylu, co - podobnie jak w przypadku scenariusza - ma swoje wady i zalety. Film prezentuje się dość przyzwoicie od strony czysto formalnej, takie połączenie nie wygląda w moim odczuciu najgorzej. Schody zaczynają się w momencie, gdy rozłożymy to wszystko na czynniki pierwsze. Filmowi brak klimatu grozy znanej z twórczości Barkera, czuć w nim za to klimat Kitamury i kina japońskiego. Zaserwowano nam kilka scen akcji z charakterystycznymi dla reżysera obrotami kamery, zaś całą finałową walkę znacznie rozciągnięto i upstrzono „fajerwerkami”, aby odpowiadała hollywoodzkim standardom, gdzie zakończenie zazwyczaj musi być rozwlekłe i emocjonujące, a najlepiej, żeby wykorzystywało przy tym schemat „zabili go i uciekł”. Taki właśnie jest Nocny pociąg z mięsem, a chociaż sceny akcji nie zdarzają się często, są trochę zbyt rozlazłe i zastąpiono nimi klimat grozy. Strachu bowiem w owym filmie nie ma w ogóle. Barker znakomicie i realistycznie opisuje sceny okrucieństw, traktując je poważnie. z zamiarem wzbudzenia w czytelniku jeśli nie przerażenia, to odrazy (dla przykładu cytat z opowiadania: Nie był przygotowany na straszny widok, jaki zobaczył. Plecy od szyi po pośladki zostały całkowicie pozbawione skóry. Rzeźnik usunął także mięśnie. Widać było błyszczący kręgosłup. W ten sposób morderca udowodnił swą wielką fachowość. W wagonie nr 2 wisiały szczątki ludzkie, podgolone, pozbawione krwi, wypatroszone jak ryby - gotowe do spożycia). Kitamura postawił na coś zgoła innego - w jego Nocnym pociągu przemoc ociera się o kicz i camp, blisko jej stylistycznie do twórczości Miikego. Nie będę ukrywał, że bardzo mnie takie rozwiązanie zawiodło - gałka oczna, groteskowo wypadająca z rozłupywanej tłuczkiem czaszki, czy sztuczna krew podkopują tylko klimat filmu, sprawiając, że to, co mogło budzić odrazę, po prostu śmieszy. Odrobinę grozy może dałoby się wycisnąć z końcówki, w której jednak postawiono na efektowność i dramatyzm. Tym oto sposobem film mogący być naprawdę niezłym horrorem ostatecznie pozbawiono atmosfery grozy. Pozostaje tylko zacisnąć zęby, zwiesić głowę i pocieszyć się tym, że przynajmniej jest to zjadliwe, a dopracowano coś innego, co w twórczości Barkera także jest ważne.
Są też elementy, do których nie mogę się przyczepić. Do nich należą między innymi zdjęcia (rzecz jasna nie licząc kiczowatych elementów CGI w scenach gore) - dość hermetyczne, przeważnie kręcone na częściowo zacienionym planie, starające się nadać filmowi choć odrobinę odpowiedniego klimatu. Nieźle spisali się również aktorzy. W zasadzie jedyną osobą z obsady, do której mam zastrzeżenia, jest Roger Bart, który moim zdaniem wybitnie nie pasuje do tego typu produkcji. Jako zabawny gej w Żonach ze Stepford czy wredny laluś w Gotowych na wszystko wypada dobrze, jednak jego obecność w filmach takich jak Hostel albo Nocny pociąg z mięsem jest moim zdaniem niewskazana - bardziej kojarzy się z mięczakiem i gejem, niż z postacią z krwawego horroru (o ile Hostel można w ogóle nazwać horrorem). Na ekranie kilkakrotnie zobaczymy Brooke Shields, znaną przede wszystkim z głównej roli w Błękitnej lagunie, obecnie przebrzmiałą gwiazdkę, której od dość dawna nie udało załapać się poważniejszej roli na wielkim ekranie. Tutaj mimo wszystko gra przyzwoicie. Nieźle wypadł Bradley Cooper (Leon), jednak - nie oszukujmy się - Nocny pociąg z mięsem należy do Vinniego Jonesa, byłego piłkarza, który jako aktor w naszym kraju najbardziej znany jest chyba z roli szalonego kibica Manchesteru United w komedii Eurotrip. Tutaj gra tego złego. Ot kloc, niemowa, niszczący ludzki pomiot - tak na jednym z forów podsumowano rolę Jonesa, co nie miało być komplementem. Owo zdanie jednak znakomicie opisuje jego rolę - jest zimny, milczący, wyrachowany, sztywny, znakomicie wczuł się w swoją postać. Gdy czytałem opowiadanie, Mahogany’ego wyobrażałem sobie trochę inaczej, jako osobę bardziej wyniosłą, ale po obejrzeniu filmu wiem, że jednak nikt inny nie nadaje się do tej roli lepiej niż Jones.
Napomknąłem na początku o przyciągającym do kin tytule. Okazuje się bowiem, że osoby zaintrygowane jego wyjątkową dziwacznością, wybierały się na Nocny pociąg kompletnie nic o nim nie wiedząc, oceniając go później jako „kupa gówna” i „film z dupy wzięty”. Niedzielni kinomaniacy i osoby na co dzień zajadające się raczej typową komercyjną papką w stylu Szybkich i wściekłych czy innego Mission: Impossible zapewne srodze się na tej produkcji zawiodą, wystawiając jej takie właśnie opinie. Przypuszczam, że film nie przypadnie do gustu również wielu zatwardziałym miłośnikom pisarskiej twórczości Barkera, który raczej nie ma szczęścia do adaptacji swoich tekstów. Nocny pociąg z mięsem miałby okazję stać się pierwszym filmem na podstawie jego opowiadań zaaprobowanym przez większość fanów, ale zaprzepaszczono tę szansę przez brak odpowiednio dopracowanego Barkerowskiego klimatu. Co prawda na tle Stowarzyszenia umarłych dusz, Władcy iluzji (notabene reżyserowanego przez samego Barkera) czy Autostrady strachu, Nocny pociąg wypada o wiele lepiej, ale dla wielu miłośników to nadal nie to.
Mam pewne problemy z ostateczną oceną tego filmu. Gdybym miał oceniać go subiektywnie, według tego, jak mi się podobał (także z perspektywy miłośnika twórczości Barkera), w Tanukowej skali byłbym skłonny dać mu nawet osiem punktów - film miał co prawda swoje wady, ale ogólnie oglądało się go przyjemnie. Jeśli jednak miałbym kierować się obiektywizmem „krytyka” filmowego i wziąć pod uwagę wszystko to, co w tekście wymieniłem jako wady (które mnie niezbyt przeszkadzały, ale mimo wszystko są wyraźnie zauważalne), musiałbym obniżyć ocenę do sześciu. Pamiętajcie jednak, że piszący tę recenzję z zamiłowaniem pochłania filmy Tromy, Miikego oraz wszelkie inne B-klasowce, niskobudżetowce i undergroundówki, a póki produkcje te nie są wyreżyserowane przez Uwego Bolla bądź nie pochodzą z Bollywoodu, jest w stanie strawić je bez mrugnięcia okiem.
RE: Hmm
Uwaga, będę wyjaśniał. Osobiście radziłbym przeczytać „Księgę krwi”, najlepiej wszystkie części, bo naprawdę warto, ale jeśli nie będziesz miała okazji się z nimi zapoznać... kliknij: ukryte Otóż fantastyczna końcówka jest zgodna z książką. Co prawda w opowiadaniu i w filmie przebieg zakończenia trochę się od siebie różni, w dużej mierze przez to, że film ma inny scenariusz, aczkolwiek wątek praojców czy, jak kto woli, praistot jest obecny u Barkera i tam odgrywa bodajże najważniejszą rolę. Mam nadzieję, że pomogło ci to w jakiś inny, może bardziej przychylny, sposób spojrzeć na film :).
Hmm
Nie czytałam książki ale chętnie bym ja przeczytała choćby dowiedzieć się czy koniec filmu jest taki jak w książce czy ten UWAGA LEKKI SPOILER: wątek fantastyczny na końcu jest zgodny z powieścią. Wg mnie i kolegi z którym byłam końcówki i objaśnienia całej historii zabójstw i masakry mogli sobie oszczędzić, wyszło to lekko kiczowato.
Film może nie był aż tak straszny sceny masakry były do przewidzenia ale za to był obrzydliwy i przez jakiś czas było mi nie dobrze po nim. W zasadzie był obrzydliwie obrzydliwy;) Ale kwestia gustu.