Opowiadanie
Sailor Trooper: Wojowniczki Zagłady
Rozdział III
Autor: | Grisznak |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Sailor Moon, Kroniki Mutantów |
Gatunki: | Akcja, Cyberpunk, Parodia, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Fusion, Przemoc |
Dodany: | 2009-02-27 16:17:02 |
Aktualizowany: | 2009-02-27 16:17:02 |
Poprzedni rozdział
Sailor Moon należy do Naoko Takeuchi/Kodansha, w Polsce - Japonica Polonica Fantastica
Mutant Chronices/Doomtrooper - Target Games, w Polsce - kiedyś wydawnictwo MAG.
- I wtedy zobaczyłam, jak ten przystojny major zdejmuje koszulę a potem…
- Co, co potem? - pisnęła podekscytowana Usagi, słuchając opowieści wojowniczki Imperialu, opowiadającej o kampanii na Wenus, w której brała udział.
- Jesteśmy na miejscu! - rozległ się głos z kabiny pilota - Przygotować się do desantu!
- Później opowiem. - Mina poprawiła czerwony beret na głowie i sprawdziła swój automat. Siedząca koło niej Huzarka przewiesiła miotacz plazmy przez ramię. Ami wsunęła palmtopa do kieszeni munduru, zaś Lwica Morska wsunęła karabin szturmowy między kolana, trzymając go mocno drżącymi dłońmi. Mortyfikatorka założyła na twarz czarną maskę z czerwonymi punkcikami w miejscu oczu. Wahadłowcem lekko zatrzęsło, po czym osiadł kilkanaście centymetrów nad powierzchnią księżyca. Piątka dziewcząt błyskawicznie znalazła się na zewnątrz.
Jako pierwsze wyskoczyły Makoto i Minako, trzymając broń gotową do strzału. Za nimi stała Rei z mieczem w dłoni. Ami wysiadła powoli, uruchamiając przenośny komputer, zaś za nią, rozglądając się uważnie, wyszła Usagi, zaciskając ręce na kolbie karabinu szturmowego. Dziewczyny podniosły wzrok, z zaskoczeniem obserwując to, co stało przed nimi. Potężne, kilkunastometrowe kolumny, poznaczone w wielu miejscach pęknięciami, wspierały wchodzący w skałę spadzisty dach jakiejś prastarej budowli, której wieku nie sposób było określić. Pomiędzy kolumnami widać było zionący czarną pustką otwór, ku któremu prowadziły wykute w litej skale schody. Znajdujące się w zagłębieniu ruiny, połączone z okolicznymi wzgórzami, z powietrza były zapewne niewidoczne, jednak teraz, gdy piątka dziewcząt stała przed nimi, przytłaczały swym monumentalnym, wielowiekowym dostojeństwem.
- Co to, do cholery, jest? - jako pierwsza przerwała milczenie Makoto, odpowiadając sobie samej po chwili: - Tego… no… jakieś ruiny, nie?
- Wygląda na bardzo stare. - Informatyczka przyglądała się budowli z zachwytem - Niesamowite, wygląda, jakby miało kilkaset albo kilka tysięcy lat.
- Czyli, że niby to tu stało, zanim ludzie przybyli na księżyc? - Minako szybko połączyła fakty. - Ale to jakiś nonsens. To niemożliwe.
- Wiem, że niemożliwe, ale tak to właśnie wygląda. Jej, wiecie, co to za odkrycie? Musimy to zbadać, po to nas tu przysłali.
- Kiedy kardynał mówił o zbadaniu obiektu, myślałam, że chodzi o jakąś opuszczoną bazę, czy coś w ten deseń - mruknęła Huzarka o kasztanowych włosach, po czym splunęła na pokrytą księżycowym pyłem ziemię. - Tfu, nie podoba mi się to.
- Eeee… wy tam nie chcecie wchodzić, prawda? - Rozległ się z za ich pleców drżący głos Lwicy Morskiej. - A jak tam są duchy?
- Przecież duchów nie ma. - Ami, mimo toczącej się wojny z legionem ciemności, pozostawała materialistką. - Natomiast dziwne, że nie wyposażono nas w żadne informacje na temat tego miejsca.
- Chyba nie do końca. - Rei podeszła bliżej i spod pancerza wyjęła księgę z okuciami. - Dostałam to od kardynała, gdy wy już wyszłyście. Powiedział, że przyda nam się. Pewnie tu są jakieś informacje.
- Oooo. - Ami wzięła od niej księgę, próbując ją otworzyć, jednak metalowe okucia okładki połączone były ze sobą. - Ale jak to otworzyć?
- To prastary artefakt, więc pewnie jest w zamknięty w jakimś przemyśl…
- Daj mi to. - Makoto podeszła i jednym ruchem ręki zerwała spinającą zamknięcie księgi kłódkę. - Zrobione - uśmiechnęła się do Ami.
- Co… co ty… - Na twarzy Rei przerażenie mieszało się z niedowierzaniem. - Jak śmiałaś…
- Och, dajcie spokój. - Ami otworzyła księgę. - O nie, tu wszystko jest po japońsku!
- Pewne braciszkowie podwędzili to Mishimie - uśmiechnęła się Minako, zerkając przez ramię. - Ależ koszmarne rysunki. Te nogi…
- Obrazki? Pokażcie! - Usagi podbiegła bliżej, chcąc przyjrzeć się zawartości tajemniczej księgi.
- Chwila, zeskanuję to moim komputerem, a on przetłumaczy. - Ami przejechała czytnikiem po pierwszej ze stron, po czym pojawiła się ona na ekranie jej przenośnego komputera, tym razem w zrozumiałym języku. - Hmm… tu jest napisane, że jest to opowieść o piątce czarodziejek, walczących o miłość i sprawiedliwość. W walce z demonami pomagają im dwa mówiące koty, dziecko głównej bohaterki przybyłe z przyszłości, jest też jakiś mężczyzna w masce, coś o - tu Ami zarumieniła się - dwóch lesbijkach i trzech mężczyznach, zmieniających się w kobiety…
- Zawsze sądziłam, że Bractwo to banda poj$%#nych świrów. - Makoto wymownie popukała się w czoło. - Co to, do jasnej ciasnej, ma być?
- Jeszcze raz obrazisz naszą świętą organizację, to ci nogi z tyłka powyrywam. - Mortyfikatorka wymownie oparła dłoń na rękojeści miecza.
- Przestańcie. - Minako wbiegła pomiędzy nie. - Nie zaczynajcie znowu.
- Nie mogę pozwolić bezkarnie obrażać Bractwa… - powiedziała Rei.
- Które bardzo nas wsparło, obdarowując bajeczką o mówiących kotach - sarkastycznie skomentowała Huzarka.
- Piątka czarodziejek? - spytała Lwica Morska. - Jejku, prawie jak my!
Pozostała czwórka, łącznie z Ami, która podniosła wzrok z nad książki, spojrzała na nią z ukosa, wypowiadając niemal jednocześnie te same słowa:
- Pogięło cię?
- Tam! - krzyknęła nagle Rei, wskazując jedną z kolumn, stojącą niedaleko wejścia. - Tam coś się ruszyło!
- Aaaa, duchy! - Usagi odruchowo przytuliła się do Huzarki Bauhausu. - Ja się boję!
- Szybko, trzeba sprawdzić, co to! - Minako, z karabinem w dłoni, ruszyła jako pierwsza w kierunku wejścia, za nią zaś podążyła reszta dziewczyn.
- Poczekajcie, wy chyba… nie, nie zostawiajcie mnie samej! - Usagi, początkowo stanowczo zdecydowana nie wchodzić do zionącego ciemnością wejścia, kiedy jednak czwórka koleżanek zniknęła w nim, Lwica Morska uznała, że perspektywa pozostania samą na księżycowym pustkowiu wcale nie jest bardziej interesująca. Pobiegła więc za nimi, ale kiedy znalazła się w środku, ze zdenerwowaniem skonstatowała, że nic nie widzi, słyszy tylko bliższe i dalej głosy dziewczyn i dźwięk ich kroków. Zaczęła szukać włącznika latarki naramiennej, a gdy już go znalazła, nacisnęła. Latarka nie była łaskawa się uruchomić, podobnie jak za drugim i trzecim razem. Usagi zrobiła krok do przodu, potem drugi.
- Gdzie… gdzie jesteście? - spytała, usiłując wzrokiem przebić ciemności. Jako jedyna nie miała automatycznego systemu noktowizyjnego, cóż, w piechocie morskiej nie był on rzeczą pierwszej potrzeby. Robiąc kolejny krok poczuła, że jej stopa uderza w coś twardego.
- Jeeejjuuu! - krzyknęła, zaś echo jej wrzasku odbiło się od ścian budowli.
- Miaauuuu! - Chwilę później przeraźliwe żałosne miauknięcie i jego echo dołączyły do symfonii.
Tak mi właśnie przyszło do głowy, że możnaby ten tekst przerobić na sztukę teatralną. Przynajmniej pierwsze trzy rozdziały. Jedność czasu i miejsca (z grubsza) już jest, kwestia dorobienia didaskaliów.
A tak zupełnie ogólnie, czyta się przyjemnie. Do Doom Troopera mam sentyment, bo zagrywałem się w niego swojego czasu namiętnie. Dopóki nie wyszła Golgotha, z którego to dodatku karty powszechne rozwalały moją unikatową talię w drebiezgi, co mnie dość mocno wtedy zeźliło.