Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Ne proderes cordem

Część 2

Autor:Pleiades
Korekta:Dida
Serie:Final Fantasy
Gatunki:Dramat, Fantasy
Dodany:2009-02-16 10:20:53
Aktualizowany:2009-02-17 22:19:54


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zamieszczono za zgodą autorki. Pobrane z portalu

Inner World.


Była już późna noc. Seifer spał przy jej boku, wtulony w jej ramię, czuwając nad jej snem.

Po raz pierwszy tego dnia widział, jak ona spała.

Nigdy tego nie robiła, nigdy, odkąd ją spotkał. Utrzymywała się w stanie pełnej świadomości magią. Tłumaczyła, że nie może sobie pozwolić na sen, zwłaszcza, że wtedy zdarza jej się wyśnić koszmary, które źle wpływały na jej samopoczucie. Nauczyła się nie spać, jedynie walczyć ze znużeniem zaklęciami. Potrafiła ciągle być aktywna, ciągle gdzieś chodzić, coś robić.

Ale wszystko tego wieczoru, senność i zmęczenie dały znać o sobie. To były wyczerpujące dni, nie tylko ze względu na to, ile czasu ze sobą spędzali podczas długich nocy... Podróż z Deling do pustynnego więzienia, a później do Ogrodu Galbadia, stres związany z poszukiwaniami Ellone... To wszystko było męczące. Edea była blada i wyczerpana. Seifer ją zapewnił, że będzie czuwać nad jej spokojnym snem i prosił, wręcz błagał, żeby tym razem nie walczyła ze swoim organizmem i po prostu zasnęła. Spokojna, bezpieczna, w ramionach Rycerza...

Nie oponowała. Po prostu przymknęła oczy i powoli usnęła, z błogim uśmiechem na ustach.

A on ją tulił do siebie, całował jej czoło i szeptał „Edeo, kocham cię...”. Później usnął tuż obok, śniąc własny spełniony sen o rycerzach i czarownicach.

W środku nocy obudziło go coś niepokojącego.

Poderwał głowę i spojrzał na swoją czarownicę.

Przewracała się niespokojnie, była spocona, lepkie strąki włosów kleiły się do jej twarzy i nagich ramion. Coś mamrotała, spod jej ściśniętych powiek płynęły łzy.

- Edeo... - szepnął czule, usiłując ją obudzić, potrząsając jej ramię.

Spała nadal bardzo głęboko, tak jak by nie reagowała na jego dotyk.

- N-nie... N-nie - szeptała sama do siebie. - Nie mogę na to pozwolić..

- Edeo! - rzekł bardziej stanowczo, gładząc dłonią jej twarz.

Otwarła wreszcie powoli oczy, spojrzawszy na niego, ogarniając go złotym spojrzeniem.

- S-Seifer...? - wymamrotała.

- Jestem tu, jestem... - zapewnił ją, dotykając ustami jej ust. Zobaczył, że na jej twarzy pojawia się grymas cierpienia, odchyliła głowę, uciekając ustami od jego ciepłego dotyku. Dłońmi próbowała go odepchnąć, ale ją przytrzymał blisko siebie.

- Seif... - rzekła po chwili przymykając powieki. - Proszę na wszystko co kocham, na Hyne. Uciekaj... Błagam...

- Edeo...? - Jego gardło ściśnięte i głos odmawiający posłuszeństwa.

- Uciekaj, dziecko drogie, jak najdalej... Proszę... Ona cię zniszczy!

- Co się dzieje, Edeo?! - zapytał z obłędem w oczach, patrząc na cały żal malujący się na jej bladej twarzy.

- Ultimecja... - wyszeptała. Seifer, sam nie wiedział czemu, zadrżał, słysząc to słowo. - Ona ma nade mną kontrolę.. Chce nas zabić, wszystkich.. Moje dzieci, Cida, ciebie...

- N-nie rozumiem... - wymamrotał Seifer, ociemniały z przerażenia, kiedy patrzył na jej graniczące z obłędem spojrzenie i na jej dygoczące ciało.

- Nie pozwól jej na to. Proszę... Zabij ją... - wyszeptała, w jej oczach łzy.

- Matron...?

- Weź Hyperiona, teraz, natychmiast. Proszę... Wbij jego ostrze w moje serce. Pośpiesz się. Tylko tak możesz ją zabić... A później uciekaj. Uciekaj jak najdalej. Powiedz Cidowi i dzieciom, że ich kocham... Niech mi wybaczą...

- Matr...

I nagle jej oczy zmieniły się. Odeszło z nich przerażenie, ustępując miejsca wściekłości i nienawiści. Spojrzała na Rycerza i z jej ust wyrwało się coś takiego, czego Seifer by się nigdy nie spodziewał usłyszeć z tych pięknych, delikatnych warg.

- Głupia kurwa... - wymamrotała. Po chwili uspokoiła się, jej oczy znów pełne troski i życzliwości. - Wybacz, mówiłam coś? - zapytała Rycerza.

- Tak, ale.. - Seifer nadal był w szoku.

- Przepraszam... Czasami... sama nie wiem, co jest snem, co jawą - wyznała, obejmując szyję Seifera i łącząc z nim usta w pocałunku. - Ale ty mi pomożesz, Rycerzu... Pomożesz... We wszystkim!

- Jesteś chyba zmęczona - wybełkotał Seifer. - I, na Hyne, cała mokrutka! Ubierz się, bo się przeziębisz!

- Spokojnie, nic mi nie jest - zapewniła.

- To chociaż pozwól, proszę, abyśmy poszli pod prysznic. Umyję ci plecy, zajmę się tobą... - zaproponował.

Czarownica uniosła brew lekko się uśmiechając.

- Pod prysznic? Hmm, razem...?

- Razem - zgodził się.

***

Seifer siedział na sofie przy stoliku w jej gabinecie, popijając gorzką kawę. Czytał gazetę, a raczej bezwiednie przelatywał oczami przez artykuły, zupełnie nie mogąc się skupić na tekście. Jego myśli błądziły gdzieś indziej.

Odtwarzał w myślach obrazy z poprzedniej nocy, był kompletnie skołowany. Nic nie rozumiał z tego, co usłyszał od Matron, nie mógł pojąć, o czym ona mówiła.

Kto to jest Ultimecja?

Jego rozważania przerwał odgłos kroków. W drzwiach sypialni stanęła ona. Jego Marzenie. Była ubrana w czarną koszulę nocną na naramkach, ozdobioną na szczycie ciemnymi wstążkami. Uśmiechnęła się do niego lekko i ziewnęła.

- Witaj Seif - przywitała się.

Odpowiedział smutnym spojrzeniem i malującym się na twarzy zakłopotaniem. Po chwili otrząsnął się ze złych myśli, wstał i podszedł do swojej czarownicy, składając na jej policzku i na wierzchu dłoni czułe pocałunki.

- Dzień dobry - odparł. - Dobrze spałaś przez resztę nocy?

- W sumie tak, Seif. Pół butelki wina z czeremchy robi swoje...

- Z kuchni przynieśli już śniadanie, zaraz zaparzę ci kawy - zadeklarował się, wskazując zastawiony stolik przy sofie.

- Dziękuję - odpowiedziała dość ponurym tonem. Usiadła i zajęła się spożywaniem posiłku.

Przez długą chwilę siedzieli obok siebie w milczeniu.

Kiedy skończyła jeść, wzięła kilka łyków kawy, jednocześnie zerkając kątem oka na leżącą na blacie gazetę

- Coś ciekawego piszą? - zapytała.

- Cóż, wieści nienajlepsze - rzekł Seifer ponuro, dopijając do końca własną kawę. - Rząd Galbadii ma kłopoty, Caraway odesłał przedwczoraj z kwitkiem delegację z Trabii. Zakomunikowali nam więc, że to początek wojny.

- Można się było tego spodziewać - odpowiedziała dość obojętnie.

- Uhm, Edeo... Trabianie podjęli już pewne działania i zmobilizowali wojsko. Szukają nas. Rozesłali listy gończe za tobą i mną, chcą nas powiesić, skazali nas na śmierć za to... Za to co zrobiliśmy z ich Ogrodem.

Wzruszyła ramionami.

- Co z tego? Chcą wojny? To będą ją mieli. Nie zawiśniemy, nie pozwolę na to. A jeśli będą się za bardzo rzucać, to słowo daję, wyślę rakiety na ich stolicę. I obiecuję, że tym razem użyję głowic nuklearnych - syknęła.

Seifer patrzył na nią, na jego twarzy konsternacja i niedowierzanie.

- Co jest, Rycerzu? - Edea zauważyła jego niepewność.

- N-nie dosyć już wojen? - zapytał cicho. - Tyle osób zginęło.. Nie lepiej rozwiązywać konflikty pokojowo?

- Co ty mówisz, żołnierzu? - Edea zacisnęła usta w gniewie. - Nie rozśmieszaj mnie, sam się szkoliłeś, aby służyć w wojsku, a teraz, na wojnie, masz skrupuły?

- Tak, ale...

- Dość tego, Seifer - odpowiedziała. - Nie będę o tym z tobą dyskutować. Tracę już cierpliwość. Masz robić to, co ci każę. Powiedz lepiej, gdzie obecnie leci nasz Ogród...?

Westchnął.

- Pół godziny temu kapitan Wedge zameldował, że zbliżamy się do Centry Południowej.

- O, to wspaniale - ucieszyła się. - Idę się umyć i ubrać, a później pójdziemy razem na mostek, mam dla Wedge'a pilne rozkazy.

Pół godziny później weszli przez rozsuwane drzwi na mostek Ogrodu Galbadia.

Seifer zdębiał w progu, spoglądając na rozgrywającą się przed jego oczami scenkę.

Przy Wedge'u stał Biggs, pochylony nad jakimś dzieckiem, trzymał go za koszulę i potrząsał nim.

- Gadaj, gnojku, gdzie jest reszta!? - darł się.

Dziecko, sądząc na oko około dziesięcioletni chłopiec, trząsł się ze strachu, zalewając się łzami.

- Nie wiem, ja naprawdę nic nie wiem! - wył.

- Kapitanie! - krzyknął Seifer, podchodząc do Wedge'a, nadzorującego pilotaż Ogrodem, spojrzał na przerażoną twarz dziecka i wściekłe oblicze Biggsa. - Co tu się dzieje?!

Biggs podniósł się i wyprostował, zasalutował Seiferowi, po czym ukłonił się w pas Edei.

- Pani ambasador - zaczął ściszonym tonem. - Niedobitki SeeD - wytłumaczył, wskazując na chłopca. - Jeszcze są w Ogrodzie, ukrywają się. Tego złapaliśmy, jak przemykał korytarzem na parterze. Z pewnością wie, gdzie jest reszta ukrywających się studentów, ale nie chce powiedzieć.

Edea przestąpiła kilka kroków naprzód i spojrzała z pogardą na chłopca.

- Cóż, poruczniku Biggs - rzekła chłodno. - Wasi żołnierze znają chyba odpowiednie środki perswazji? Wyciągnijcie z niego informacje siłą...

- Edeo... - rzekł Seifer przez ściśnięte gardło. - Co chcesz przez to powiedzieć?

- Już porucznik Biggs wie... Prawda? - Spojrzała na żołnierza, ten pokiwał twierdząco głową. - Nie odpuszczę żadnemu SeeD, którego znajdę w Ogrodzie. Mieliście podobno ich się pozbyć już dawno temu?

Seifer milczał.

- Przykro mi, pani ambasador - rzekł z zakłopotaniem Biggs. - Poukrywali się dobrze, kilka pomieszczeń jest zabarykadowanych od środka, nie znaleźliśmy wszystkich kart dostępu. Poza tym zająć się tym miał kapitan Raijin wraz z komandor Fuujin, ale chyba nie są zbyt skuteczni...

- Hej! - odezwał się Seifer. - To moja drużyna, nie obrażaj ich!

- Taka jest prawda, Seifer - przyznał Biggs. - Wcale się nie starają. Jak mam wypełniać moje rozkazy, skoro oni nie wypełniają swoich?

- Seif... - rzekła do niego spokojnie Edea. - Jeśli twoi przyjaciele będą sprawiać kłopoty, wyrzucę ich z Ogrodu, zdajesz sobie z tego sprawę?

- Matron, ale...

- Żadne ale. Masz NATYCHMIAST ich poinstruować, jak mają postępować na patrolach. Przede wszystkim żądam, aby odnaleźli WSZYSTKICH SeeD i ich zabili, rozumiesz? Jeśli nie wykonają moich rozkazów, to pożegnają się z Ogrodem Galbadia. Albo może i z życiem... Biggs przejmie wtedy ich obowiązki.

- Tak jest, pani ambasador - zasalutował Biggs. Seifer przygryzł nerwowo wargę.

- Doskonale - rzekła. - A teraz skupmy się na dalszych planach. Kapitanie Wedge...

- Jakie są tylko pani rozkazy. - Wedge ukłonił się nisko.

- Skieruj Ogród na równinę Lenown, na Przylądek Dobrej Nadziei.

Seifer wstrzymał oddech.

- Osiądziemy w pobliżu lasu na zachodnim krańcu, przy latarni morskiej - ciągnęła czarownica. - Tam wraz z Rycerzem opuszczę pokład. Mam pilną sprawę do załatwienia.

- Edeo.. - wydukał Seifer. - P-po co tam lecimy?

- Zobaczysz - mruknęła. - Tymczasem muszę coś pilnie zrobić w Ogrodzie. Schodzę do piwnic.

- Coooo?! - krzyknął Seifer otwierając szeroko oczy. - Dlaczego?

- Ach, jakiś ty ciekawy... - wysyczała. - Muszę coś tam zrobić. I nie, Seifer, nic nie mów. Tym razem ze mną nie idziesz, załatwię to sama.

- Ale potwory...

- Myślisz, że nie dam sobie z nimi rady? - zaśmiała się lekko. - Chyba mnie nie znasz, Seif... Pokonałam tymi rękoma, gołymi rękoma, nawet T-Rexaura.

Seifer spojrzał przez chwilę na jej białe, gładkie palce, przed oczami stanął mu obraz, jak wypowiadając zaklęcia, zabija tymi palcami prezydenta Delinga.. A także, bardziej bolesne wspomnienia, jak nasyła na Rinoę dwa drapieżne Iguiony. I jak rzuca tymi rękoma lodowe ostrza i przebija pierś Squalla, doprowadzając własnego wychowanka - kogoś, kogo kochała! - na skraj śmierci.

W jednym miała rację. Nie, Seifer faktycznie jej nie znał...

- Tymczasem ty, Seif, wraz z twoimi przyjaciółmi masz zająć się SeeD. Miejmy nadzieję, że ten tutaj ułatwi wam zadanie i zacznie gadać..

- Edeo... - Głos Seifera drżał, kiedy wypowiadał jej piękne imię. - To jest jeszcze dziecko... Student, nie SeeD... - wybełkotał, jak w transie patrząc na jej oblicze.

- Tym lepiej. Szybciej wszystko wyśpiewa - syknęła. - Zabierz go, Biggs.

- Tak jest! - zasalutował ponownie porucznik, stukając końcem lufy swojego Uzi w plecy dzieciaka. - Yhm... A co z nim zrobić po przesłuchaniu? - zapytał nieco zmieszany.

Chłodne jak sople lodu oczy Edei omiotły żołnierza i z pogardą spojrzała na dziecko. Wzruszyła ramionami, po czym, przez zaciśnięte zęby wycedziła:

- Poderżnijcie mu gardło i wyślijcie jego zwłoki do krematorium w Deling...

Serce Seifera pękło.

Umierał.

Bardzo powoli, z każdą chwilą, był bliższy śmierci...

***

Było późne popołudnie, kiedy Ogród osiadł na trawiastej równinie w pobliżu latarni morskiej.

Podczas ostatnich minut lotu i kołowania, Seifer z mostka patrzył smutno na pewien dom na wybrzeżu, przy którym właśnie przelatywali.

Jego dom.

Jej dom...

Tęsknota targała jego sercem, rozrywając je na strzępy, niczym szpony GrandMantis. Pozbawione dachu szczątki budynku stały smutno przy klifie, poddając się niszczycielskiemu działaniu natury.

Gdy Edea wróciła ze swojej podziemnej wyprawy, zapytał ją, czy to jest cel ich podróży. Zaprzeczyła. „To tylko kupa niepotrzebnego gruzu” - skomentowała beznamiętnie.

Zabolało to Seifera jeszcze bardziej, ta jej obojętność, kiedy spoglądając na szczątki własnego domu, nie zdawała się czuć nic więcej oprócz niechęci i przeogromnego znudzenia.

Wkrótce wraz z czarownicą wyszedł na łąkę u stóp Ogrodu.

Trawa była mokra, ale na szczęście przestało już padać. Cały ranek lał deszcz. Był lipiec, pora monsunu zimowego, Centra całymi miesiącami potrafiła być spłakana deszczem. Zapowiadało się dziś jednak na poprawę pogody.

Póki co, było dość zimno, więc Seifer szczękając zębami klął w myślach, żałując, że nie zdążył założyć przed wyjściem płaszcza i poszedł w samej cienkiej koszuli. Nie miał czasu na przygotowywania, czarownicy bardzo się spieszyło. Ona tylko narzuciła na siebie kożuch z farbowanego na czarno futra mesmerize'a i wyszli z Ogrodu.

Przeszli kilkadziesiąt metrów, po czym się zatrzymali.

Edea wlepiła oczy w dal, była zamyślona.

- Jesteśmy na miejscu - powiedziała.

Seifer patrzył na nią zakłopotany. Wciąż nie rozumiał, w czym rzecz. Stali na środku rozległej łąki, wszędzie wokół tylko niezmierzone morze trawy, kompletna pustka i nic ciekawego, nie biorąc pod uwagę pary kruków, krążących nad równiną.

Lecz nim zdążył zapytać w czym rzecz, czarownica wyciągnęła rękę przed siebie, rozwierając palce.

- Fugit hora... - szepnęła. - Abyssus abyssum invocat... - wypowiedziała głośniej.

Seifer nie zrozumiał ani jednego z wypowiadanych przez nią słów, ale widział, jak spomiędzy jej palców wystrzeliwuje coś na kształt błękitnawej mgiełki, która rozprasza się jęzorami po łące, niczym zasłona dymna. Po chwili mgła opadła i jego oczom ukazał się kamienny łuk.

- C-co to jest...? - zapytał, dygocząc na całym ciele.

Posłała mu zawadiackie spojrzenie.

- Cóż, Seifer. Witaj, w moim domu...

- Do... domu? - zapytał.

Uśmiechnęła się.

- Oto portal prowadzący do mojego prawdziwego domu. Po drugiej stronie jest świat, jakiego nie znałeś, Seifer. Nie istnieje tam ani czas ani przestrzeń, to miejsce spokojne i ciche. I tam stoi mój zamek.

Seifer milczał, rozwarł tylko usta w niemym zdziwieniu.

- Kiedy już załatwimy wszystkich SeeD, zniszczę ten świat, o tak. Nikt żywy tu nie pozostanie... A później odbuduję wszystko na nowo, według własnych zasad. Będziemy sprawować nad tą planetą władzę, z mojego zamku, Seifer... Nie będzie już nikogo, kto będzie oponował, a ja zamierzam być potężniejsza od Hyne, żyć wiecznie...

- Wiecznie...? - zapytał Seifer, nic nie rozumiejąc.

- A jak myślisz...? Ja pragnę egzystencji w nieskończoność, wcale nie zamierzam umierać i nie, nikt nie zakopie moich zwłok w piachu. Zmienię porządek rzeczy...

- Ależ, Edeo, to niemożliwe... - wybełkotał Seifer.

- Och, czyżby? - uniosła brew. - To ci coś zdradzę... Znasz legendę Vascaroona, chłopcze? - zapytała.

- T-tak... Trochę - odpowiedział niepewnie Seifer, przypominając sobie, że kiedyś w dzieciństwie, jeszcze na Przylądku, słyszał tę opowieść.

- Jak pamiętasz, połówka Hyne podarowana ludzkości okazała się bezwartościowa, a ta, która skupiała w sobie całą moc i potęgę, zniknęła... Cóż... Powiem tobie, że ja szukałam tej połówki i wiem, gdzie ją znaleźć... Te wrota są odpowiedzią na pytanie, które Centranie zadają sobie od pokoleń... Głupcy... Wszystko mieli w zasięgu wzroku, a nigdy tego nie widzieli...

Seifer milczał, niewiele z tego pojmując.

- Ale... cierpliwości - ciągnęła Edea - Władza, nieśmiertelność... Wszystko w swoim czasie. Tymczasem chodź ze mną, pokażę ci mój dom od środka.

Czarownica uniosła wyżej dłoń i skupiła całą swoją uwagę na formowaniu kolejnego zaklęcia.

- Obvius effringite... - wycedziła. - Effringite!

Seifer patrzył, jak pod łukiem ukazuje się czerwona bariera, rozbłyska na chwilę, po czym znika.

- Nie! - wrzasnęła czarownica. - Nie! Dlaczego to nie działa?!

Opuściła dłonie i zacisnęła w pięści. Trzęsła się ze złości.

- Co się dzieje? - zapytał skołowany Seifer.

- Nie mogę otworzyć portalu - wysyczała. - Jeszcze nie mam dość mocy? Dlaczego? - zapytała sama siebie. Po chwili jej emocje opadły, spojrzała na Seifera, w jej oczach determinacja.

- Seifer... - rzekła. - Musimy jak najszybciej znaleźć Ellone, rozumiesz?

- Elle? - zapytał Seifer. Wiedział dobrze, że z jakichś względów czarownica pragnie dorwać tę dziewczynę, wojska podległe Edei szukały już dziewczyny w Balamb i Fisherman's Horizon, a czarownica na każdą wieść o porażce reagowała wściekłością.

- Ona może otworzyć ten portal, ma wyjątkową moc. Potrafi cofać umysły w czasie, potrafi przejść pomiędzy wymiarami... Musimy ją odszukać!

- Edeo, próbowaliśmy przecież... ale... Cid ją dobrze ukrył.

- Cid, znowu Cid! - zagrzmiała. - Jeśli tutaj przyleci swoim Ogrodem, to obiecuję, że osobiście gnojka wykończę! A jego dzieci wyślę do piekła!

- Na Hyne, Edeo, co ty mówisz?! Uspokój się! - błagał Seifer, ale nic więcej nie zdążył powiedzieć, kiedy zadzwonił jego telefon komórkowy.

Seifer wyjął aparat z kieszeni spodni i przez chwilę z kimś rozmawiał. Był z każdą sekundą coraz bledszy.

Edea spojrzała na niego pytająco, kiedy zakończył rozmowę.

- To był Wedge... - powiedział Seifer. - Namierzyli radarem Ogród Balamb. Zbliżają się. Tak jak przewidziałaś.

- Dobrze - odpowiedziała. - Wracamy.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.