Opowiadanie
Sailor Sun
część dwudziesta druga "Kurai heya"
Autor: | Aurorka |
---|---|
Serie: | Sailor Moon |
Gatunki: | Przygodowe |
Uwagi: | Self Insertion |
Dodany: | 2009-08-06 10:53:18 |
Aktualizowany: | 2009-08-06 10:53:18 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Chibiusa kurczowa trzymała rękę Endymiona.
- Pamiętasz jak opowiadałem ci o czasach, kiedy mama była Czarodziejką z Księżyca?
Chibiusa kiwnęła główką.
- Nawet jeśli teraz straciła jej moc to nadal nie ma potężniejszej osoby we wszechświecie. Wiesz dlaczego?
- Nieee...
Endymion przykucnął i uśmiechnął się.
- Ponieważ mama...
- GDZIE AURELIA!!!!
- Zbliża się...
- TA, która mnie zastąpić powinna...
- Nie tym razem...
- Nie...
"Przykro mi, ale nie mogę zostać w pałacu. Wybaczcie...". Aurelia biegła przed siebie, w kierunku jak miała nadzieję powinna znajdować się Tokio Tower. "Jeśli we mnie jest choć trochę mocy Czarodziejki zrobię wszystko, by mu pomóc".
- Nadal nie ma połączenia - powiedział Artemis.
Luna siedziała obok. Nie mogła sobie darować, że nie zauważyła, kiedy Aurelia się oddaliła.
- A więc zakłóceń nie spowodowała mgła.
Endymion na pewno także się martwił, choć tego nie okazywał. Starał się z Artemisem przywrócić połączenie, by poinformować Czarodziejki o zniknięciu Aurelii. "Czy moja wyprawa na księżyc odniosła jakiś skutek?" Nie wyczuła u Selenity większej siły. Tylko mgła się uniosła. "Skutek mojej modlitwy?"
- ...przynajmniej nie bezpośrednio. Jak myślisz Luno?
Luna ocknęła się z przemyśleń. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Artemis nie mówi o księżycu.
- Możliwe.
Możliwe, że zamiast tu siedzieć powinna także udać się na Tokio Tower.
Bo co mogła zrobić z pałacu?
A może powinna zostać na Księżycu.
Możliwe...
- Nie wolno tam wchodzić!
- Dlaczego?
- To nie miejsce dla takich małych dziewczynek - królowa złapała za rączkę małą Eos. - Muszę zganić Aurorę, że cię źle pilnuje.
- Nie rób tego mamusiu! Powiedziałam jej, że idę pobawić się w ogrodzie.
- Więc co tu robisz?
- Nie wiem - spuściła główkę. - Coś mnie tu wołało.
- Co to było? - Aurelia zatrzymała się. "Sen na jawie?" Zamknęła oczy chcąc przywołać tamten obraz.
- Coś mnie wołało...
"Co to było za miejsce? Ciemny pokój i..." mocniej ścisnęła powieki.
- Trumna... - szeroko otworzyła oczy.
- Cicho... - rozejrzała się, a nikogo nie dostrzegając otworzyła ostrożnie drzwi i wsunęła główkę.
W pokoju panował półmrok. Było to dziwne zważywszy, że pałac utkany był z promieni.
Cicho zamknęła za sobą drzwi.
Nie bała się.
Przynajmniej nie tego co znajdowało się w tym pokoju.
Stąpając na palcach podeszła do szklanej trumny. W środku znajdował się młodzieniec o szarych włosach. Wyglądał jakby spał.
- Co tu robisz? - zapytała.
Przez chwilę stała z lekko przekrzywioną główką jakby słuchała jego odpowiedzi.
- Rozumiem.
- Jesteśmy na miejscu - Merkury zatrzymał się.
Mgła do tej pory uniosła się kolejne kilkanaście metrów tak, że niewiele już przysłaniała wieży. Tylko taras widokowy nadal osłonięty był mgłą.
- Mars wyczuwasz jakieś niebezpieczeństwo? - Venus mówiła szybko. Też zaczynała wyczuwać, że nie mają już zbyt dużo czasu.
- Nie dla nas - wyciągnęła przed siebie rękę i zawołała - Fobos! Daimos!
Po chwili na jej przedramieniu usiadły dwa kruki.
- Sprawdźcie teren.
Ptaki wzbiły się w powietrze. Poleciały w stronę tarasu widokowego i z dużą prędkością wleciały w mgłę.
Czarodziejki usłyszały przeraźliwy krzyk, po czym ujrzały oba ptaki spadające na ziemię.
- Fobos!!! Daimos!!!
Czarodziejki pochyliły się nad krukami.
- Żyją? - zapytał Jowisz drżącym głosem.
- Jeszcze tak - powiedział Merkury pochylony nad nimi.
- Fobos... Daimos... - Mars była w szoku.
- Tak samo jest z Ziemią - powiedział Uran.
- Z Ziemią?
Dotąd nie miały czasu na opowieści o przygodach każdej z grup.
- Ziemię otacza taka sama bariera jak ten taras. O mało co Uran nie zginął - powiedział Neptun.
- I świątynia w Eluzjonie - dodała Selenity.
Mars delikatnie wzięła kruki na ręce.
Wszystkie dziewczyny podniosły głowy.
- Jak przedostaniemy się przez barierę?
"Znów ten sam sen" Titonos przetarł oczy ręką.
Dziewczyna w jasnozielonej sukni, a za nią coś czarnego wyciąga macki. Oplatają ją.
Ona wyciąga ręce do niego. Mówi coś, ale nie rozumie jej słów. Też wyciąga ręce, lecz coś czarnego unosi ją do góry.
Wstał i podszedł do stołu usianego księgami.
Od kilku dni niepopędzany przez Staruszka przeglądał stare zaklęcia. Sam nie był pewny po co. Po prostu czuł taką potrzebę.
Usiadł nad księgą, którą wczoraj przydźwigał z biblioteki. Była strasznie zakurzona. Znalazł ją za półkami. Pewnie przeleżała tam wieki. Była napisana dziwnym dialektem, będzie musiał później zapytać Staruszka czy zna ten dialekt.
Zaburczało mu w brzuchu.
- Czas na śniadanko.
- Głodny jestem - oznajmił Yoshi.
Usiadł na stopniu i wyjął z kieszeni batonik.
- ....jaśnie panie....chyba....nie zamierzasz teraz....jeść???....
- Głodny jestem - powtórzył. - Po za tym nie wiemy przecież jak przedostać się przez barierę.
- ....ale my....nie mamy....CZASU....
- Mówiłem ci już, że MY mamy mnóstwo CZASU.
koniec części dwudziestej drugiej, bardzo długo zastanawiałam się nad tytułem tego rozdziału, na ogół przychodzi mi to z łatwością, mam nadzieję, że nadal tak będzie :)
Skąd ta pewność u Yoshi'ego, że mają mnóstwo czasu? Jak przedostaną się przez barierę? I czy w ogóle uda im się przez nią przedostać?! A może uda to się Czarodziejkom?
story wrote by Aurorka (27.10.2003)
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.