Opowiadanie
Days of Destroyer
X. Im dalej w las tym ciekawiej.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2009-09-24 10:04:11 |
Aktualizowany: | 2009-09-24 10:04:11 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
Po tygodniowej wędrówce byli już na południowo- zachodniej granicy Shadowspire. Trawa miała tu brunatno zielony kolor, częściowo z powodu, nadchodzącej jesieni, częściowo z powodu niezbyt urodzajnych gleb wyżej wspomnianej wiochy. Coraz częściej pojawiały się jednak wczesne formy drzew i krzaków, na oko rodem z paleozoiku a gdzieniegdzie przebiegł także karaluch lub szczur, to zaś oznaczało, że są już blisko granicy bądź też za nią. Niestety brak jakichkolwiek znaków, czy przejść granicznych komplikuje trochę rozeznanie w terenie.
Jak dotąd Upiory ich nie dopadły a to oznacza, że kierując się swoim marnym instynktem pognały za Zehirem, który to pognał w zupełnie inną stronę.
Z dnia na dzień okolica barwniała i roślinniała a ten postępujący wybuch czerwono, złoto zielonej przyrody był naprawdę przejmujący. Trzeba pamiętać, że miejsce do, którego zmierzali uważane było za jedne z najpiękniejszych na świecie.
- No dobra, ale gdzie my tak właściwie zmierzamy?- Amelia pociągnęła Xellosa za rękaw i zadała to podstawowe pytanie.
- Tam gdzie zaciera się granica między niebem a piekłem.- Odparł ze stoicki spokojem demon.
- Nie no, ale tak na poważnie.
- Mówię poważnie.-
- No to do jakiej krainy idziemy?-
- Powiedziałem, „Tam gdzie się zaciera granica między niebem a piekłem.”- Mruknął kapłan i ruszył do przodu wymijając rozmówczynię. Amelia wzruszyła ramionami, odeszła w stronę Undis i wspięła się na konia.
Przyjaciele weszli na ostatni pagórek i stanąwszy na jego szczycie zamarli oszołomieni pięknem krainy rozciągającej się w dole.
Przed nimi znajdowały się dwa niewysokie wzgórza oddzielone od siebie, wijącą się jak srebrny wąż wstążką rzeki. Las rosnący w dole wyglądał jak najrzadszy skarb wykuty ze złota, rubinów, szmaragdów i brązu oprawionych w błękit nieba i zdobionych srebrem rzeki. Gdy zeszli niżej szalony wiatr przyniósł ze sobą szkarłatno złoty deszcz bukowych liści, pachnących wilgocią i nieokreśloną słodyczą.
- Bukowina. Oraz wzgórza Niebo i Piekło.- Powiedział Xellos łapiąc w dłoń parę liści.
- Niektórzy też nazywają to miejsce Żywymi Lasami. - Dodał i poprowadził ich w dół łagodnym
stokiem porośniętym ciemnozieloną trawą sięgającą im kostek Zeszli na polanę pokrytą szkarłatnymi i złotymi liśćmi, na której co chwila pojawiały się i znikały plamy ciepłego, jesiennego słońca. Tym piękniejszy był ten widok, że słońca przyjaciele nie widzieli od dwóch tygodni. W ciszy przysłuchiwali się zawodzeniu wiatru w koronach prastarych drzew oraz perlistym śmiechom, plusku srebrnego strumienia. Gdy podeszli na skaj lasu gdzie drzewa kołysały się miarowo na wietrze z oddali dobiegły ich krzyki dzikich łabędzi.
- Minęło tyle lat…- Mruknął do siebie kapłan lecz gdy ujrzał spojrzenia reszty grupy stojącej za jego plecami odkaszlną i szybko powiedział.
- A co ja miałem. A tak! Domyślacie się może dlaczego ten las nazwano żyjącym?- Zapytał.
- Bo żyje?- Wypalił Goury.
- Jak każda roślina idioto.- Syknęła Lina.
- No weźcie…- Powiedziała Filia przybierając sarkastyczny ton.- Xellos nam pokazuje żyjący las a wy tego nie doceniacie.
- Z takim podejściem daleko nie zajdziesz ty paskudna gadzino.- Syknął kapłan. - Nie pytałbym was gdyby chodziło o zwykły las.
- A, no bo ten jest magiczny?- Zapytał Zelgadis unosząc jedną brew na znak niedowierzania.
- Żywy…- Poprawił go Xellos.
- Wszystkie lasy są żywe, kołku.- Prychnęła smoczyca.
- Poruszyłem temat Żyjącego lasu z jakiegoś powodu. Owym jakimś powodem jest wielce duże prawdopodobieństwo, że nie mieliście jeszcze do czynienia z TAKIM lasem.- Wypalił zirytowany Xellos.
- To co się głupio pytasz czy mieliśmy?- Zapytała go Filia.
- Istotnie.- Mruknął demon masując sobie skronie. - Dobra słuchajcie. Lina, Goury, was to się też tyczy. Pomimo swojego wyglądu, jest to jedne z bardziej niebezpiecznych miejsc do jakiego możemy wejść.
- To po co tam wchodzimy?- Zapytała jak zwykle błyskotliwa Lina.
- Bo póki będziemy przestrzegać praw tego miejsca nic nam się nie stanie.- Odparł.
- To się zdecyduj w końcu!
- Jak zwykle niecierpliwa, Lino.- Mruknął demon kręcąc głową.- Zasada jest bardzo prosta, pomimo tego większość ludzi ma wielce prawdziwy problem z zastosowaniem się do niej. Pod żadnym pozorem nie wolno wam używać tutaj broni, lub magii lub czegokolwiek co mogło by zaszkodzić żyjącej istocie.
- A dlaczego?- Wypaliła Amelia.
- Cała prawda o ludziach.- Westchnęła Filia.- Powiesz im, że nie da się przekroczyć prędkości światła to ci uwierzą, zobaczą tabliczkę z zakazem „nie wchodzić z bronią” to pierwsze co zrobią to polecą tam z metrową kataną, którą nosili w plecaku właśnie na takie okazje i wszystkim narobią kłopotów.
- Jak już mówiłem, las jest żywy.- Xellos powrócił do swojego wywodu.- Powstał między wzgórzami, na których przechowywano szczątki Króla Ognistego Smoka i Rubinookiego. W żadnym innym miejscu na świecie nie panuje tak idealna równowaga tych dwóch sił, dlatego gdy tylko ktoś ją zachwieje kończy marnie, nie ważne czy to człowiek, demon czy bóg.
- A co się z nimi dzieje?- Zapytał Goury odpinając Ostateczność od pasa i pozostawiając ją w jukach Undis.
- Nikt nie wie.- Odpowiedział Xellos.- Bo nikt nie przeżył ataku żywych lasów.
- Po za tym…- Mruknął przywiązując resztę broni grupy do juków konia.- Jest tam jeszcze coś, co może nas zainteresować.
Chcieli nie chcieli, musieli iść za Xellosem a co za tym idzie wejść do Żyjącego lasu. Przez chwilę się wzdrygali przed przekroczeniem linii starych drzew, tworzących mur za, jednak gdy w końcu weszli do puszczy, nagle ogarnął ich zupełnie inny świat. Pierwsze wrażenie jakie odnieśli po wkroczeniu pod korony drzew, to wszechobecny brak czasu. Nikt i nic, nie było tu takie jak w reszcie zwiedzanych przez nich krain, czuli to pomimo tego, że jeszcze nie mogli tego stwierdzić. Po paru minutach marszu podróżnicy zauważyli też, że słońce przebijające przez korony drzew, pada pod innym kątem i inaczej oświetla barwne liście spadające na ziemię jak bardzo leniwy złoty deszcz. Nawet żołędzie i kasztany, zrzucane przez wiatr skaczący po czubkach drzew, spadały na szafirowy mech w zwolnionym tempie. Gdzieniegdzie przemykał rudy lis, wiewiórka czy jakiś ptak, zajmujące się tylko im znanymi sprawami. Potok płynął w oddali służąc słońcu za lustro a całe to przedstawienie odbywało się w absolutnej ciszy, która aż wciskała się w uszy wędrowców. Podszycie było tak miękkie, że nie było nawet słychać kroków przybyszów, jedynie ich urywane oddechy rozpływały się w milczeniu lasu.
Wszyscy, z wyjątkiem Xellosa szli jakby pogrążeni w transie. Pierwszy raz w życiu widzieli coś tak cudownego jak Bukowina. Ten widok miał na zawsze pozostać w ich wspomnieniach jak najpiękniejszy sen, ponieważ już nigdy nie dane im było oglądać cudów tego miejsca.
Po pewnym czasie wkroczyli na zarośniętą trawą ścieżkę. Wypatrzenie jej było prawdziwym wyczynem, ponieważ kamieni niegdyś tworzących gościniec było mniej, niż roślin wypełniającym przerwy między nimi. Drogę zbudowano jeszcze przed Wielką Wojną i prowadziła ona do dwóch, wcześniej wspomnianych sanktuariów. Gdy nastały Ciemne Czasy sanktuaria opuszczono a droga między Niebem a Piekłem została zajęta przez las. Z czasem to miejsce odeszło w niepamięć i stało się legendą aż w końcu, zupełnie o nim zapomniano.
- Jedynie ci sprzed Wielkiej Wojny pamiętają czym naprawdę było to miejsce.- Powiedział Xellos po paru godzinach wędrówki w ciszy.
- Tak, tak. Wiemy. Jesteś stary, mądry i w ogóle…- Westchnęła Lina wywracając oczami na znak dezaprobaty.
- Owszem. Jednak w tym lesie jest istota, która wie i pamięta więcej ode mnie.- Powiedział kapłan.
- To akurat nie trudne.- Syknęła Filia mijając go i wychodząc na przód grupy. Lina wyszczerzyła się do demona w porozumiewawczym uśmiechu.
- No…Xellosie…więc o kim mówiłeś?- Zapytała po chwili wiedźma.
- Cóż…- Demon zmierzwił sobie grzywkę.- Prastary Quercus, czy jakoś tak…- Wymamrotał.
- Czy jakoś tak!? To ty nie wiesz do kogo idziemy?!- Prychnęła Lina.
- Wiem, tylko, że nie do końca.
- Ty popatrz.- Westchnął Zel.- A Goury ma tak cały czas.
- A co ja mam cały czas?- Zdziwił się szermierz.
- Piękne włosy.- Odparł Xellos i ruszył na przód.
- Jak my dożyjemy do końca tej naszej wyprawy, to zaczynam chodzić do świątyni na msze. Jak Bogów kocham…- Westchnęła Lina kręcąc głową.
- Czyli nie bardzo.- Zażartował Zelgadis i uchylił się przed ciosem wiedźmy.
Leśna ścieżka prowadziła ich w głąb lasu. Nie trudno było to wywnioskować, ponieważ z metra na
metr drzewa stawały się wyższe i grubsze a ich korony były tak gęste, że po za mchem w lesie nie było żadnego innego podszycia. Poza tym pnie drzew powoli zaczęły przybierać gabaryty filarów, wspierających sklepienie świątyni Boga Ognistego Smoka.
- Mam dosyć tego złotego świństwa spadającego z nieba! - Wysyczała Lina ze złością wytrzepując drobne liście z włosów.
- Szzzz…- Uciszył ją Xellos.
- Co? Jeszcze ci za głośno w tym lesie!?- Prychnęła ruda.
- Lina zamknij się albo uciszę cię jak uciszyłem Filię.- Warknął demon posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie. Czarownica momentalnie się zamknęła lecz wtedy odezwała się smoczyca.
- Xellos. Jak mnie zamknąłeś?!- Zapytała podejrzliwie.
- Nie no, teraz ona! - Wypalił kapłan i nagle zamrugał i spojrzał na dziewczynę.- Nie pamiętasz?!- Wypalił.
- Ale czego?- Zdziwiła się.
- Balu? -
- Bal pamiętam ale nie pamiętam żebyś mnie uciszał.- Odpowiedziała lekko zbita z tropu.
- Aha…- Wypalił tępo. - A to zapomnij.
- Ale co?
- Coś mi się pomyliło Filia, a teraz siedź cicho!-
- Ale…
- Zamknij się!!!
- Dobra już…nie musisz się tak denerwować.- Wymamrotała smoczyca i zamilkła. Po chwili
przyszło jej do głowy, że przecież Xellos nie ma prawa jej uciszać ale wtedy zauważyła, że kapłan czegoś nasłuchuje. Sama nastawiła uszu, i po paru sekundach martwej ciszy usłyszała dziwny dźwięk, trochę przypominający grad. Już chciała zapytać co to ale w tym momencie kapłan machnął na resztę i powiedział:
- Idziemy.-
- Dobra Xellos, w cokolwiek z nami pogrywasz, to wiedz, że to kiepski pomysł.- Powiedział Zelgadis, który podobnie jak i reszta ludzi, nie mógł niczego usłyszeć.
- Zdradziłem was w ciągu ostatnich dwóch miesięcy?- Prychnął kapłan.
- Nie.- Odparła chimera.- I to mnie martwi.
- Właśnie. Czas najwyższy.- Zawtórowała mu Amelia. Xellos zaśmiał się głupio.
- Rany, rany…Wy naprawdę mi nie ufacie.- Zachichotał.
- No co ty?!- Wypaliła Lina.- Ciekawe dlaczego?
- Oj tam. Nie zdradzałem was aż tak często.
- Nie?! A przygoda z poszukiwaniem Ikai Mokushiroku (Claire Bible), trzy razy! A co z przygodą z DarkStarem???!!! Cztery razy. Plus dwa razy bez powodu. Następnie akcja z Pokotą pięć…pięć razy trzy…dziewięć.
- No dobra…ale nigdy nie zdradziłem was aż tak poważnie.
- Nie wcale. Raz oni przypłacili to życiem, następnym razem wziąłeś sobie Filię na zakładnika.
- Ale wyciągałem was też z kłopotów! Najpierw z lalkarzem, potem z Gaavem, i z ValGaavem…nawet ją ratowałem!- Prychnął wskazując na Filię.
- Bo ci się opłacało.- Mruknęła smoczyca bez większego entuzjazmu. - Też ci ratowałam skórę. Jesteśmy kwita, ty diabelska latorośli.
- Twoja kreatywność w tworzeniu przezwisk nie zna granic.- Westchnął demon kręcąc głową.
- Cuchnący wiarołomca. Apostata przebrzydły.- Rzuciła dziewczyna na dobitkę.
- Dobra, to gdzie idziemy?! Cóż usłyszały uszy demona w tym cudownym miejscu?- Zapytała Lina.
- No cóż. Wygląda na to, że zbliżamy się do środka lasu.- Odparł beztrosko Xellos.
- Jak na to wpadłeś?- Zdziwiła się czarownica.
- Z oddali słychać spadanie żołędzi. A to znaczy, że jesteśmy blisko jedynego miejsca nie pokrytego mchem.
- A tam będzie ten Quercus?- Zapytała Lina.
- Powinien.
Czarownica westchnęła ciężko i poszła za kapłanem. No bo co miała robić? Teraz i tak było za późno. Za późno na odkręcenie największego idiotyzmu jej życia. Idiotyzmu, który może pochłonąć nie tylko jej życie ale i Gourego, Zela, Amelii i Filii. Xellosa nie liczyła bo Xellosowi przydał by się solidny kopniak. No ale nie zmieniało to faktu, że mogła podjąć złą decyzję. To dziwne, bo Lina Inverse nie podejmowała złych decyzji…a już tym bardziej nie dopuszczała do siebie podobnych myśli. Przecież ona zawsze wiedziała co zrobić. No i tu pojawiał się taki mały, przykry problem. Ona nie wiedziała czym jest to „co”. Nikt nie wiedział. I bardzo by było fajnie gdyby ktoś ich o przyczynie i celu ich wędrówki poinformował zanim zostaną pożarci, przez Jeźdźców, Cień i Zniszczenie czymkolwiek oni wszyscy byli.
Jak na razie mieli Merkabę, która jakoby miała ściągnąć na nich jeszcze większe problemy. Świetnie. Dobrą stroną tej sytuacji było to, że już nie było już więcej złych stron.
Przeszli kolejnych parę metrów. A może paręnaście? Lub parędziesiąt? Mógł to być nawet kilometr i tak nikt by tego nie zauważył bo las wciąż wyglądał tak samo. Tylko ten odgłos spadających żołędzi był coraz głośniejszy. W końcu łoskot był na tyle głośny, że nawet Goury go słyszał. Nie minęła minuta od tego momentu gdy ich oczom ukazała się łysa polana prześwitująca przez drzewa. Przyśpieszyli kroku i po chwili stanęli na zalanej złotym słońcem okrągłej polanie. Może to się wydawać dziwne, że autor o tym wspomina, ale to dosyć ciekawe, bo w przeciwieństwie do reszty omszałego lasu, tu rosła trawa. Jedynie na samym środku, pod samotnym dębem rozciągała się twarda ziemia, o którą uderzały spadające jak deszcz żołędzie.
- No! Jesteśmy!- Oświadczył zadowolony Xellos.
- Eee…no dobra. To gdzie jest ten Q…Q…Quercus?- Zapytała Amelia rozglądając się dookoła.
- Przed nami.- Odparł kapłan jakby rzeczywiście na tej polanie coś było.
- Ja nic nie widzę.- Mruknął Goury.
- Ani ja…- Przytaknęła mu Filia.
- Rany, rany…- Westchnął demon.- To on. - Powiedział wskazując na środek polany.
- Drzewo.- Wypaliła tępo Lina i wlepiła niedowierzające spojrzenie w Xellosa. Kapłan pokiwał głową.
- Chcesz powiedzieć, że szliśmy tutaj zobaczyć DRZEWO!?
- Widzisz, istnieje pewien precedens w obrębie tych lasów. Zapieczętowano w nim duszę mnicha, który żył w Czasach Cudów.- Zaczął szybko się tłumaczyć.
- CHCESZ POWIEDZIEĆ, ŻE SZLIŚMY TUTAJ ZOBACZYĆ DRZEWO ZE STARYM RAMOLEWM W ŚRODKU?!
- Mówiłam.- Żachnęła się Filia.- Skuteczność Xellosa? Taka sama jak pułapki na myszy w klatce ze słoniem.
- Jak jesteś taka mądra, to sama nas prowadź!- Prychnął oburzony demon i ruszył przed siebie.- Do waszej wiadomości. Quercus jest najstarszą istotą w tej części świata i w dodatku można z nim rozmawiać.
- Ta. I na pewno wszystko doskonale pamięta.- Westchnął Zelgadis ale poszedł za Xellosem i razem przystanęli pod drzewem.
- Te orzechy przestaną kiedyś spadać?- Zapytał.
- Dobra Zel, pożycz mi trochę forsy to ci pokażę.- Powiedział demon wyciągnąwszy rękę w stronę chimery.
- Jasne. Forsy?!- Wypalił rozmówca z przerażeniem.- A co z tą sakwą złota, którą zgarnąłeś z Gildii Kupców?
- Już jej nie ma. Odkryłem taką nową fantastyczną grę: nazywa się Poker. Siada się z przyjaciółmi przy stole, rozdaje się karty i chodzi o to, żeby się jak najszybciej pozbyć całej forsy. Znasz to?
- Odrobinę.- Syknął Zelgadis grzebiąc w kieszeniach.
- Powiedzieli mi, że jestem świetny.- Oświadczył z dumą Xellos.
- Ja za to gram fatalnie: zawsze na końcu mam więcej forsy niż na początku.
- To kwestia praktyki, ale ja mam talent.
- Masz.- Powiedziała chimera wręczając demonowi garść złotych monet. - Tylko zwróć. - Powiedział bardziej do siebie obserwując jak Xellos zakopuje pieniądze w ziemi. Wiedział, że jego zwariowany towarzysz z tytułu, ma pieniądze, ale chciał mieć tą szopkę jak najszybciej za sobą. Poza tym, nie dać się rozdrażnić kapłanowi, oznaczało rozdrażnić jego samego. Pokręcił tylko głową, kiedy Xellos zakopał pieniądze i wrócił w stronę reszty grupy. Po chwili pojawił się nad nimi demon.
- A teraz czas na pierwszą część planu.- Oświadczył. - Przerwa!
Mimo tego całego pośpiechu i zirytowania spowodowanego dębem, wszyscy z radością przyjęli ten pomysł. Jednak gdy tylko zdążyli tylko wyciągnąć suchary i suszone owoce, nagle ich uszu dobiegło kaleczące uszy skrzypniecie i po chwili na polanie rozległ się odgłos, przypominający pękające drzewo a uderzenia żołędzi ucichły.
- No nareszcie.- Powiedział Xellos podnosząc się z ziemi i otrzepując swoje czarne spodnie. Reszta grupy wpatrywała się w osłupieniu na poruszający się gigantyczny dąb, który właśnie w tej chwili…przeciągał się?
- Na moją korę!- Zaskrzypiał głosem łamanego chrustu.- Ludzie!
- Witaj Querqusie…- Powiedział kapłan podchodząc do drzewa.
- OOO!!! LINA!- Krzyknął na cały regulator Goury.- To drzewo! Ono gada!!!
- Goury uspokój się, proszę.- Syknęła Lina półgębkiem.
- Ale kiedy ja nie mogę! Gadające drzewo!!!
- Nie przejmuj się nim.- Żachnął się Zelgadis podchodząc do dębu.- Ten człowiek ma mniej mózgu niż ameba na Marsie. Właściwie gdybyś chciał go zjeść, to nie wystarczyłoby ci tego mózgu na jedną grzankę.
- I nie gwarantujemy, że byłoby to smaczne.- Dodała Amelia.
- Hej! Dobre! To pewnie przebieraniec!- Wypalił szermierz, którego Lina starała się odciągnąć na bezpieczną odległość.
- Taaak.- Westchnął Xellos. - Tak więc, chcielibyśmy cię zapytać o radę.- Powiedział bez ogródek do sękatej twarzy ukrytej w korze drzewa.
- Młodzieńcze…- Upomniał go Querqus.- Najpierw zapytaj czy ja chcę ci ją dać.
- Chcesz, jeżeli chcesz aby ten świat przetrwał.- Powiedział Zelgadis także stając przed drzewem .
- A skąd pomysł, że ja chcę żeby przetrwał?- Oburzył się dąb.
- Cóż…możliwe, że nie wiesz ale przez ostatnich parę lat róże rzeczy się działy a na świecie dzieją się coraz to…
- Jestem doskonale poinformowany- Przerwał Zelgadisowi nadąsany Quercus.- Wiem co się dzieje. To wy nie wiecie co się dzieje. Dlatego tu jesteście. Ale to normalne, jesteście jeszcze młodzi. Skąd moglibyście wiedzieć…
- Że?- Podpuścił go Xellos. Drzewo spojrzało na niego z litością.
- Że świat się kończy młodzieńcze. Tak. Nadchodzi koniec świata.- Powiedział powoli. Wszyscy zamarli na dźwięk tych słów. Niby to była jedna z bardziej prawdopodobnych możliwości ale jakoś nikt nie wierzył, że to może być prawda.
- Prosimy! Niech pan powie jak temu zaradzić!- Krzyknęła zrozpaczona Amelia podchodząc do samej sękatej twarzy Querqusa. Drzewo zmarszczyło nos.
- Śmierdzisz młodością.- Oświadczył zdegustowany.
- Quercusie, musisz znać sposób by uratować świat.- Do rozmowy wtrąciła się Filia.
- Po co wam to?- Zapytał dąb.- Wszystko na świecie ma swoje miejsce i czas. Coś się kończy, coś się zaczyna. Nie powinniście się buntować.
- A ty?! Ty też zginiesz! Razem z tym światem!- Ofuknęła go Amelia.
- Ja? Ja jestem stary. O wiele za stary. Nic już mnie nie obchodzi. - Odparł.
- Skoro nic cię nie obchodzi, to czemu nam nie powiesz jakie jest rozwiązanie?!- Zapytał Zelgadis.
- Bo będziecie go szukali, a w naturze wszystko ma swój początek i koniec.
- To nie jest naturalny koniec.- Wtrącił Xellos.- Byłem przy tym jak ten świat się rodził. Nie tak będzie wyglądała jego śmierć.
- Jesteś młody, nic nie rozumiesz…- Westchnęło drzewo.
- To ty nic nie rozumiesz. Nie rozumiesz, że ten świat zginie!?- Zapytała zrozpaczona Amelia.
- Nie…nie obchodzi mnie to.- Westchnęło drzewo i nagle, ku rozpaczy wszystkich jego twarz zaczęła znikać i zamieniać się w gładką korę. W tej chwili stała się rzecz najmniej oczekiwana. Xellos wyjął lagę z juków Undis, wbił ją w ziemię przed dębem i w skupieniu pochylił się nad ziemią. W sekundę błękitne niebo zrobiło się stalowe, zerwał się porywisty wiatr a powietrze stało się lepkie i gęste jak smoła.
- Querqusie.- W powietrzu rozbrzmiał rozgniewany głos demona.- Rozkazuję ci, wróć. Twoja pogarda dla czasu, twoja samolubność istnienia nie pokrzyżuje moich planów. - Rozkazał. Ku zdumieniu zebranych z kory na powrót wyłoniła się zgryźliwa, starcza buzia. Drzewo powiodło spojrzeniem po zebranych i zaskrzypiało.
- Głupi jesteście! Nawet ta siła wam nie pomoże! To nie ma znaczenia. Świat się skończy a wy nie uratujecie go.
- Zginiemy próbując.- Odparł Xellos powracając do swojego beztroskiego tonu głosu.
- To nie ma sensu.- Upierało się drzewo.
- Po prostu powiedz. A damy ci spokój. I tak to ciebie nie obchodzi.- Po raz pierwszy odezwała się Lina. Quercus przez dłużą chwilę milczał po czym zapytał.
- Więc co chcecie wiedzieć?
- Czy jest sposób na uratowanie świata?- Zapytała wiedźma.
- Szukajcie…a może znajdziecie.
- Czy przeżyjemy tą wyprawę?
- To się okaże.
- Gdzie mamy szukać?
- Wszędzie i nigdzie. - Padła odpowiedź. Lina nerwowo zmierzwiła grzywkę.
- Czym jest Zniszczenie?
- To brak istnienia, który pochłonie ten świat.
- Świetnie.- Syknęła.
- Jaki jest cel naszej podróży?- Zapytała Filia.
- Uratować świat.- Padła odpowiedź. Xellos zdusił złośliwy śmiech i wyszedł przed smoczycę.
- Gdzie jest kolejna Merkaba?
- W Jamie króla Baltazara. Strzeże jej Biały Wąż. Nie może jej odebrać ani człowiek, ani zwierzę, ani za dnia, ani w nocy.
- A kto może?- Zdziwił się demon.
- Nie mam pojęcia!- Prychnęło oburzone drzewo.
- Zachowujecie się jakbym był wszechwiedzący!
- A nie jesteś?- Zdziwiła się Filia.
- Tak w 80%.
- Nie można być wszechwiedzącym w 80% to błąd logiczny.- Oświadczyła smoczyca ale zamknęła się kiedy Xellos wcisnął jej łokieć między żebra.
- Jest jakiś sposób by znaleźć klucz do Krypty Czasu?- Wypalił Zel licząc, że w końcu odnajdzie odpowiedź na swój poszukiwania.
- Ma go Król Jednorożców. Pojawia się co dziesięć lat w letnie przesilenie, w tych lasach. Żeby zdobyć klucz musisz go zabić, być dziewicą…jest też jeszcze twoje ostatnie prawo, lecz to niespodzianka.
- W sensie, że…- Zaczął Zel.
- Gdzie jest następna gospoda?!- Wpadł mu w słowo Goury. Na dźwięk tych słów drzewo zrobiło urażoną minę a jego twarz momentalnie znikła. Po chwili na grupę posypał się grad żołędzi.
- Brawo mózgu!- Ryknęła wściekła Lina i przywaliła szermierzowi. - Jesteś gorszy niż Rezo z numerami z trampoliną w tournée po Atlas City!!!
- Xellos wywołaj tego pryka jeszcze raz!- Rozkazała wiedźma wciąż uderzając szermierzem o ziemię.
- Nie mogę.- Jęknął demon i zrobił minę zbitego psa.- Żeby las mnie nie zaatakował musiałem użyć Eteru czyli wymieszać moją moc z mocą Filii. Jeszcze taki jeden wyczyn a wyślę ją na tygodniowy wypoczynek w szpitalu, potem ona wróci i mnie wyśle na miesięczny. Wybacz Lino.
- Udam, że nie korzystałeś z mojej życiowej energii.- Syknęła smoczyca posyłając kapłanowi mordercze spojrzenie.
- Ehh…Koniec końców i tak więcej byśmy z niego nie wyciągnęli.- Westchnął Zelgadis ze smutkiem patrząc na drzewo.
- Ty się nie wymądrzaj brzydalu! Ty najwięcej się dowiedziałeś!- Prychnęła Lina oskarżycielsko celując w niego palcem.
- I co z tego…te informacje są do kitu.- Mruknął wzruszając ramionami.
- Przynajmniej wiemy, że świat się kończy.- Westchnęła Amelia przysiadając na kamieniu.
- I że musimy się śpieszyć. - Dodał Xellos. Reszta z uznaniem pokiwała głowami i dopiero po chwili Lina zreflektowała się, że nie powinni mieć powodu do pośpiechu.
- A dlaczego?- Zapytała.
- Bo upiory już tu jadą.- Mruknął demon.
- Tak szybko!!!???- Wypalił Zel z niedowierzaniem, lecz po mimo tego zerwał się na równe nogi i zaczął zwijać obozowisko.
- Jest z nimi Cień.- Dodała Filia.
- Ale jak to się mogło stać!!!- Krzyknęła Lina poganiając Amelię i Zela.
- Tutaj czas jest względny. Płynie jak chce. A oni wyczuli moją magię. - Powiedział kapłan.
- Naszą.- Poprawiła go Filia.
- Pozostaje nam mieć nadzieję, że nas nie dogonią.- Oświadczył demon i ruszyli na przeciwległy koniec polany.
Minął dzień odkąd opuścili polanę Quercusa. Od tamtego czasu maszerowali bez chwili wytchnienia wciąż kierując się na południowy wschód.
- To nie możliwe. Polana jest idealnie na środku, dojście na nią zajęło nam…- Zaczęła buntować się księżniczka.
- Amelio. Jak czas jest względny, to wszystko jest względne. Zrozum, że ten las może sobie z nami robić co mu się żywnie podoba.- Mruknął Zelgadis i po raz kolejny obejrzał się za siebie. Ta świadomość bycia prześladowanym wpędzała grupę w paranoję.
- A jak długo będziemy szli?- Jęknęła księżniczka.
- Aż wyjdziemy.
- Zeeel!- Nagle, dosłownie z nikąd, pojawiła się Lina i zarzuciła ręce chimerze na szyję.
- Co taka minka?- Zachichotała.- Uśmiechnij się Żelu, świat się kończy a my zaraz zginiemy.
- Przestań się wygłupiać.- Syknął ściągając jej ręce z szyi.
- Ja się nie wygłupiam. Zginiemy i umrzemy do tego marnie. Zjedzeni przez las.
- Niech panienka nie opowiada takich bzdur!- Pisnęła Amelia. Czarownica uśmiechnęła się złośliwie ale przestała im dogryzać.
- Przynoszę wam wiadomości od jego Świątobliwości Wszystko- Wiem- Xellosa.
- Nooo…rozbaw nas.- Mruknął Zelgadis.
- Nie wolno nam zabierać rzeczy z tego lasu. Niczego…bo inaczej nie wyjdziemy. To tak a’ propos przedłużającego się marszu.- Powiedziała ze stoickim spokojem.- No to ja spadam.- Dodała po chwili.
- Gdzie?- Zapytała bez zastanowienia Amelia.
- Do Gourego. Przeszukam go…na wypadek gdyby zapomniał, że coś zabrał.- Zażartowała i ruszyła w stronę szermierza. Księżniczka posłała Zelgadisowi porozumiewawcze spojrzenie i westchnęła.
- A tak właściwie.- Powiedziała po chwili milczenia.- To czemu nie wolno niczego zabierać?
- Booo…- Mruknął Zel.
- Stajesz się wtedy częścią lasu.- Rozległ się za ich plecami beztroski głos Xellosa. - Tak jak Quercus. A drzewa z reguły nie wychodzą z lasu, nie?- Zapytał i obdarzył ich swoim firmowym uśmiechem. Amelia i Zelgadis zamrugali nerwowo.
- Też masz wrażenie, że ktoś non stop śledzi nasze rozmowy?- Zapytała księżniczka.
W tym czasie Xellos niby zupełnym przypadkiem zawrócił, i w przeciwnym kierunku, czyli w stronę Filii. Dziewczyna snuła się na końcu grupy uwieszona na uprzęży Undis, praktycznie nie świadoma tego co się z nią dzieje. Zastanowił go stan dziewczyny, zwłaszcza, że od jakiegoś czasu żył w świętym przekonaniu, że wie o niej sporo jeżeli nie wszystko. A tu proszę, nie mógł wyczuć powodu jej zmęczenia, to zaś go nie dość, że intrygowało to i jeszcze dawało cień nadziei na osłabienie Carpere Tractum.
- Wstajemy! Nie śpimy!- Krzyknął prosto do ucha Filii tak, że dziewczyna podskoczyła w górę jak oparzona.
- Czyś ty zmysły postradał durny demonie! - Syknęła wściekła.
- Czasem, gdy świat jest szalony, jedyną rozsądną reakcją bywa szaleństwo.- Odparł wzruszając ramionami. Dziewczyna nie odpowiedziała.
- Dobra Filia. Co ci jest?- Zapytał prosto z mostu kapłan. Smoczyca pewnie popatrzyłaby na niego z większym zaskoczeniem gdyby nie to zmęczenie, które przygniatało ją do ziemi.
- Nic.- Skłamała. Xellosowi opadły ręce.
- Dobra, wiem, że masz mnie za idiotę, no ale bez przesady. Widzę, że jesteś zmęczona, wiem też, że ja nie jestem. Coś mi tu nie pasuje.
- Brawo…- Mruknęła kapłanka i wywróciła oczami.
- Powiesz, albo cię zmuszę.- Zagroził demon. Filia uniosła jedną brew i uśmiechnęła się z pogardą.
- Nic mi tutaj nie zrobisz idioto. - Prychnęła.
- Nie?- Zapytał rozbawiony nadąsaną miną dziewczyny, Xellos.- Wiesz Filia. Nie muszę używać przemocy żeby cię do czegoś zmusić. Mogę być na przykład…- Zawiesił głos.- …miły.- Tak jak się spodziewał, Filia pobladła na dźwięk tych słów i cofnęła się o krok.
- M miły.- Powtórzyła.- Nie…dzięki.
- No więc?- Zapytał robiąc krok w jej stronę. Filia wyglądała jakby się wahała. Zacisnęła dłonie w pięści i nagle z większym niż dotychczas wigorem oświadczyła.
- Trzeba było uważniej korzystać z Carpere Tractum to bym nie była zmęczona. Przelałeś na siebie przynajmniej połowę mojej energii! Przez ciebie…przez ciebie czuję się jakbym nie spała tydzień, bolą mnie nogi a w dodatku mam dosyć tego lasu!!! O! To się stało! - Wypaliła na wdechu. Xellos przyjrzał się jej podkrążonym oczom, potarganym włosom i bladej od zmęczenia twarzy. „Rzeczywiście” pomyślał a po chwili powiedział.
- No…to trzeba było tak od razu.
- Nie powiesz czegoś w stylu „Wziąłem bo mi się tak podobało. Nie rozumiem co cię tak złości i oburza?!”- Wypaliła zaskoczona Filia.
- Po co? Przecież sama o tym doskonale wiesz.- Powiedział udając równie zaskoczonego co ona.-
- Hej!- Krzyknął do reszty.- Robimy postój!!!
Grupa przyjęła tą wiadomość z ogromną ulgą. Wyglądali na nie mniej zmęczonych niż Filia. Rozłożyli się na mchu nawet nie rozbijając obozowiska i zasnęli nie wystawiając nawet warty. Xellos pokręcił głową i rozłożył się na szerokiej gałęzi pobliskiego drzewa.
Ci ludzie. Jak to możliwe, że zadawał się z tak słabymi istotami? Owszem, bawiło go to ale ile można? Tak właściwie, teraz gdy stracił panią coraz częściej zdawał sobie sprawę z tego, że nic go nigdzie nie trzyma. Że może odejść sobie w każdej chwili, tam gdzie zechce i robić to na co ma ochotę.
Z dołu dobiegł go cichy szelest. To Filia przewróciła się na drugi bok i westchnęła cicho.
No tak. Zapomniał o niej. Ten smok był najbardziej absurdalną rzeczą jaka spotkała go w jego długim życiu. I już pół biedy z tym, że nie mógł zrozumieć jak to się działo, iż ona się go nie bała. Już nawet potrafił przyznać przed sobą, że tylko ona go potrafi naprawdę rozzłościć i, co było ostatnimi czasy jego największym sukcesem, potrafili od czasu do czasu się dogadać. Problem w tym, że nie ważne jak doskonale by się dogadywali i jak długo znali, rozkład sił pozostawał wciąż ten sam. On był oprawcą, ona ofiarą. W dodatku on był mistrzem demonów, wybitnie silnym, miał do dyspozycji prawdziwą potęgę a Filia? Nie obdarzony szczególnymi umiejętnościami smok, kobieta w dodatku. Nie, to się nie mogło udać. Ich połączenie prędzej czy później skończy się źle, i to najprawdopodobniej dla Filii. Zamyślił się. Mógłby przyśpieszyć ten proces. Zamiast ciągać się z nią, kto wie, może i przez długie lata, mógł by ją zabić…Zaskoczył bezszelestnie na ziemię i bardzo ostrożnie przyjrzał się śpiącej dziewczynie. Spała mocno, otulona swoją peleryną, oddychając miarowo i płytko. Mógłby nawet, w drodze wyjątku zrobić to tak, żeby nie cierpiała, nawet by nie zauważyła. Okoliczności jej śmierci da się sfałszować…Filia drgnęła i uśmiechnęła się przez sen.
Jednak z drugiej strony wzdrygał się przed podjęciem tej decyzji. Nie wiedział jeszcze jaką rolę odegra Filia, ale czuł, że może być to coś istotnego. Może chodziło o możliwość tworzenia Eteru…mimo wszystko, głupotą byłoby poświęcić tą umiejętność dla własnej wygody, chociaż było to całkiem w jego stylu.
No i koniec końców, śmierć to zawsze i nieodwracalnie unicestwienie wszystkiego. Nie tylko ciała, ale też historii tego ciała, i tego co pamiętało, jego nawyków, upodobań, mimiki i gestów. Jednym słowem wszystkich indywidualnych cech, które siłą rzeczy były mu dobrze znane…no a po za tym lubił ją denerwować w każdy możliwy sposób. Wyprostował się powoli.
Nie…Nie zabije jej…jeszcze nie teraz.
W momencie podjęcia tej decyzji usłyszał odgłos ciężkich stóp sunących po mchu. Kroki były coraz bliżej. W tym momencie obudziła się Filia i usiadła.
- Chodzisz jak słoń w składzie porcelany!- Ofuknęła go. Xellos uśmiechnął się sam do siebie ale nie skomentował tej uwagi. Teraz do kroków dołączył szczęk zbroi i ciężkie oddechu.
- Rany, rany…znaleźliście nas. Ponownie.- Zaśmiał się na widok wyłaniających się zza drzew czterech Upiorów.
- O Bogowie!- Pisnęła Filia i chciała się zerwać ale powstrzymał ją chwytając za ramię i sadzając na mchu.
- Nie rób nic głupiego.- Syknął dziewczynie na ucho. W tym czasie obudziła się reszta grupy. Jednak ci byli tak zaskoczeni zaistniałą sytuacją, że nie śmieli się nawet poruszyć.
- Jesteście otoczeni! Poddajcie się!- Rozkazał Głód robiąc parę kroków w stronę kapłana.
- Ale wtedy nas zabijecie.- Wypaliła rezolutnie Amelia.
- Taki life, laleczko.- Oświadczyła Wojna swoim tubalnym głosem.
- Powiedziałbym, że jest mi przykro, ale nie jest mi przykro.- Rzuciła Śmierć i zaniosła się śmiechem jakby właśnie opowiedziała wspaniały kawał.
- Jest mi przykro ale nie jest mi przykro. Ale mu powiedziałem…dobre!- Śmiała się. Xellos stał tylko patrząc z niedowierzaniem na Upiory.
- Rany, rany…
- Dobra! Wreszcie was mamy! Udaremnimy wasze plany cokolwiek planujecie…Nie stawiajcie oporu! Wedle formułki grzecznościowej, podpisano Niszczyciel.- Wypaliła Zaraza i wyciągnęła zza pasa ogromną katanę.
- Szykuje się na śmierć!- Zakrzyknęła Śmierć dobywając kosy i znowu zaczęła się śmiać.
- Rany…rany…- Westchnął ponownie Xellos.
- Wysiliłbyś się trochę!- Ryknęła Wojna. - Zaraz cię zabiję!
- A możesz mi naskoczyć ty ptasi móżdżku. Nie trafiłbyś do słonia z kolumbryny! - Odgryzł się demon. Na dźwięk tych słów wszystkie cztery Upiory, jak jeden podniosły broń i rzuciły się na kapłana. I wtedy w jednej chwili wydarzyło się parę rzeczy na raz. Filia pisnęła będąc święcie przekonana, że zaraz poczuje obrażenia Xellosa na własnej skórze. Upiory pędziły na demona z wyciągniętą bronią, jednak zamarły w połowie drogi. Stały tak chwilę rozglądając się zdezorientowane i wtedy kapłan z uprzejmym uśmiechem wskazał palcem na mech, który pochłaniały je w zastraszającym tempie.
- Czasami znajomość biologii bywa całkiem przydatna.- Powiedział Xellos leniwym tonem. W tym momencie z brzuchów Upiorów wystrzeliły grube konary, które wpiły się w ziemię, pozostałe zaczęły rozciągać i rozrywać ciała, ku górze. Całemu temu przedstawieniu towarzyszyły upiorne wrzaski i chrzęst rosnących z ciał drzew.
- No a już na pewno trzeba słuchać miejscowych legend.- Dodał po czym jak gdyby nigdy nic wyciągnął z torby garść żołędzi, które ze spokojem oglądał słuchając wrzasków Upiorów.
- Co mówisz? Chyba nie dosłyszałem.- Powiedział do skamlącej Śmierci, której ciało wyglądało już jak jedno z wielu drzew Bukowiny, i tylko jeszcze głowa pozostawała normalna.
- Tak więc zapamiętajcie sobie, nieznajomość prawa szkodzi.- Kontynuował beztrosko Xellos, który chyba jako jedyny z całego towarzystwa był w stanie oglądać to piekielne przedstawienie. Po chwili namysłu demon wziął w palce jeden żołądź i wycelował nim prosto między oczy Śmierci. Za nim poleciał kolejny i kolejny. Gdy z głów Upiorów zaczęły wyrastać gałęzie a oczy powoli zamieniały się w zwykłe sęki kapłan z właściwym sobie taktem i uprzejmością pokazał im środkowy palec i oświadczył.
- A to dla szefa.
Stali przez dziesięć minut gapiąc się to na Xellosa to na cztery zwyczajne drzewa, które jeszcze przed chwilą były ich myśliwymi.
- To dlatego nie mogliśmy wyjść z lasu!- Amelia pierwsza przerwała milczenie.
- Masz mnie.- Mruknął demon wzruszając ramionami.
- Niech zgadnę. Nie przez przypadek zabrałeś te żołędzie Quercusa. Gwarantowały ci ochronę lasu, no i wiedziałeś, że tutaj pokonanie Upiorów będzie dziecinną igraszką?- Zapytała Lina z miną pt. „wiem wszystko”
- Dokładnie.- Przytaknął demon i posłał jej beztroski uśmiech.
- Ty jednak jesteś sprytny.- Mruknęła wiedźma po czym przeciągnęła się ziewając. - Chyba już nie ma sensu spać. Teraz gdy już możemy wyjść z lasu, nic nas tutaj nie trzyma. - Powiedziała.
Wszyscy przyznali rację Linie i już o wschodzie słońca maszerowali kamiennym gościńcem żartując sobie z głupoty Upiorów i wspominając nocne przedstawienie.
- A właśnie, Xellos. Skąd wiedziałeś, że Upiory pojawią się podczas naszego wypoczynku…tak szybko?- Zapytał Zelgadis.
- Nie wiedziałem.- Odparł .- To zwykły zbieg okoliczności, że pojawiły się tak szybko. Obstawiałem, że będą po tygodniu.
- Masz zdecydowanie za dużo szczęścia.- Powiedziała Filia mijając go i po raz pierwszy od dłuższego czasu obdarzając zwyczajnym uśmiechem.
- To się jeszcze okaże.- Odparł i też się uśmiechnął. A co?! Od czasu do czasu można zaszaleć i się do siebie nawzajem pouśmiechać.
Po paru godzinach marszu las zaczął się przerzedzać a po ich dwóch stronach majaczyły Niebo i Piekło. Wreszcie opuszczali Bukowinę.
Pierwszy fic, w którym Filia i Xellos nie są dramatycznymi kluchami o rozgotowanych charakterach, i w którym reszta Slayersów nie pełni roli wypchajdziur.
A i tak najlepsze są przezwiska wymyślane przez Filię, szczególnie "pomiot diabelski"