Opowiadanie
Days of Destroyer
IX. U Zanthory- spokojnie jest później niż sądzisz.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2009-09-16 22:25:13 |
Aktualizowany: | 2009-09-16 22:25:13 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
Rano Linę obudził przemiły grzmot, który przywalił z taką siłą, że szyby w oknach całej Wędrującej Cielęciny zatrzęsły się i o mało co nie powyskakiwały ze swoich ram. Czarownica ziewnęła przeciągle i spojrzała na leżącą obok niej Amelię. „Głupia smarkula...gdyby się nie wykłócała nie musiałybyśmy spać razem.” Pomyślała krzywiąc się na wspomnienie decyzji podjętej przez Zela, który to aby rozstrzygnąć spór dziewczyn kazał im spać ze sobą. Czarownica wyplątała się z pościeli, po cichu przeszła do drugiego pokoju i zaczęła wciskać na siebie swoje ubrania gdy nagle usłyszała trzask rwanego materiału.
- NIE!!!- Krzyknęła gdy tylko zorientowała się, że trzaśniętą rzeczą były jej wspaniałe, jedyne i niepowtarzalne spodnie.
- Wszyscy Bogowie! Jeżeli mieliście z tym coś wspólnego to tego pożałujecie…- Wysyczała wkładając palca w jakby nie patrzeć ogromną dziurę. A dziś jeszcze mieli iść do Zanthory. Nie, oni pójdą do Zanthory. Lina nie miała wątpliwości, że Xellos zaciągnie ją tam nie ważne czy w spodniach czy bez. Mimo wszystko, wolała uniknąć takiej sytuacji.
- Lina, co się stało?!- Zapytał Goury wchodząc do pokoju.
- WYJDŹ!- Ryknęła czarownica i przywaliła mu prawym sierpowym Fireballem.
- I co ja teraz zrobię?!- Zapytała samą siebie.
- Lina…co…- Zaczął Zel ale nie dokończył bo musiał uchylić się przed lecącym Fireballem.
- Ok. Rozumiem, nie chcesz gadać.- Usłyszała jego głos zza drzwi.
- Rany, rany. Koniec świata, pandemonium wręcz.- Powiedział Xellos przysiadając na oparciu łóżka. Lina rzuciła w niego Fireballem ale kula nawet nie pokonała połowy toru lotu gdy rozpłynęła się w powietrzu.
- Ahh…świat nie zostanie uratowany ponieważ Linie Inverse porwały się spodnie.- Westchnął kapłan zakładając ręce za głowę.
- To poważny problem Xellos i dlaczego przesiadujesz tutaj kiedy nie mam na sobie spodni?!- Prychnęła wiedźma.
- No właśnie dlatego.- Padła odpowiedź a kolejny Fireball nie doleciał do demona.
- Przestań się wydurniać i idź kup sobie spodnie...- Mruknął znudzony Xellos i po chwili namysłu położył się na łóżku.
- Ta, niby jak Geniuszu Bestii? Nie wyjdę bez spodni.- Fuknęła wiedźma i zrobiła naburmuszoną minę.- Po za tym te były wyjątkowe!
- Stare przysłowie pszczół mówi, że małpa bez ogona to wciąż tylko małpa.- Powiedział demon.
- Że co!?
- Jeżeli nie wiesz co powiedzieć to powiedz stare przysłowie pszczół.- Zażartował demon i zaczął unosić się w powietrzu.
- A co byś zrobiła gdybym powiedział, że mogę pójść i kupić ci te spodnie?- Zaproponował robiąc fikołka w powietrzu i chichocząc złośliwie.
- Odpowiedziałabym, że nie są warte tego co chcesz w zamian.- Mruknęła. Xellos ponownie zachichotał.
- Ależ ja nie chcę nic w zamian. No…w pewnym sensie. Po prostu chciałbym podnieść stawkę zakładu twojego i Amelii. - Oświadczył. Lina otworzyła buzię i zamrugała nerwowo.
- Zelgadis ci wygadał?!- Syknęła zgrzytając zębami.
- Nie to się teraz liczy Lino. Liczy się to czy ja powiem Filii, a powiem jeżeli nie podniesiecie stawki.-
- No to co za interes?!- Prychnęła wiedźma.- Albo się zgodzę, dostanę spodnie i będzie na twoim, albo się nie zgodzę, Filia się wnerwi i będzie na twoim! To bez sensu!
- To zależy dla kogo, dla mnie to interes całkiem opłacalny. - Żachnął się Xellos.
- Jesteś oportunistą i manipulatorem przebrzydłym! - Warknęła.
- No co ty? -
- Dobra, tylko kup mi jakieś normalne spodnie…- Westchnęła. Kapłan po raz kolejny obrócił się w powietrzu i wyparował. Lina chwilę gapiła się w miejsce, w którym wisiał demon i zastanawiała się czy to nie był sen. Wyjątkowo głupi sen gwoli ścisłości. Bo Xellos, który proponuje pomoc w zamian za podniesienie stawki to jakiś absurd.
- Wiedzieliście głupiego smoka numer jeden?- Zza drzwi dobiegł głos kapłana. Czarownica chwilę się zastanawiała czy powinna mu powiedzieć, że nie może brać udziału w zakładzie, którego on jest przedmiotem ale w końcu zrezygnowała. Po chwili rozmyślania przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi.
- Panienko Lino, przed chwilą widziałam pana Xellosa, który powiedział, że…O BOGOWIE!!! On nie kłamał?!- Wypaliła Amelia wchodząc do pokoju i zatrzaskując drzwi za sobą.
- I wziął panienkę Filię.- Dodała z tajemniczym uśmiechem. Lina zamyśliła się. Mogła powiedzieć Amelii, że Xellos wie, i że zapewne zrobił to specjalnie, jednak wtedy księżniczka nie byłaby tak pewna swojej wygranej i nie zgodziła się na podniesienie stawki. Jedyne co mogła zrobić w tej sytuacji to milczeć i wcale nie było to oszustwem. Przemilczenie małego szkopułu to nie kłamstwo…
- Wziął ją bo są połączeni tym swoim Carpere Tractum.- Powiedziała w końcu decydując się na milczenie.
- Wziął bo jest zazdrosny o pana Zehira.- Zacięła się księżniczka
- Jesteś nieuleczalnie chora na romantyzm więc nie będę cię przekonywała, że jest inaczej. - Westchnęła Lina. - Po za tym mam teraz inne problemy.- Dodała.
- Na przykład?
- Na przykład…nie jestem pewna…ale to, że oni mogą w jakiś sposób móc tworzyć Eter.
- Nie możliwe, Eter istniał tylko pięć minut po stworzeniu świata a później rozdzielił się na demoniczną i boską część.- Oświadczyła Amelia i z miną pt. „wiem wszystko”.
- No a odwróć ten proces…
- A po co?- Zdziwiła się księżniczka.
- No bo oni zrobili właśnie to.
- Filia?
- Co?
- Upodliłem cię dzisiaj?
- Nie, a co?
- To jak wrócimy sprawdź swoje wstążki do włosów. - Powiedział Xellos i posłał smoczycy beztroski uśmiech.
- Namagomi!- Syknęła przez zaciśnięte zęby. Kapłan wzruszył ramionami i pociągnął ją w stronę głównej ulicy.
- Dlaczego kazałeś mi iść z sobą, co?- Zapytała po chwili milczenia.
- Czuję się spokojniejszy kiedy perspektywa całowania się z innym mężczyzną jest bardziej odległa.
- Powiedziałam ci już, głupia swołoczy diabelska, że Zehir mi się nie podoba. Zresztą, pewnie byś nie poczuł tego, że całuję się z innym facetem.- Fuknęła naburmuszona.
- Oj poczułbym. Ty tego nie możesz poczuć bo ja silnych emocji nie posiadam ale jeżeli ty się z jakiegoś powodu unosisz to mam klarowny wgląd we wszystko co się dookoła ciebie dzieje. - Powiedział Xellos zakładając ręce za głowę.
- Po co mi to mówisz?- Zdziwiła się.
- Potraktuj to jako ostrzeżenie.
- Czyli co? Czyli nie będę miała życia towarzyskiego dopóki się nie rozdzielimy?!- Zapytała ze zrozumiałą w tym momencie pretensją w głosie.
- Na to wygląda.- Mruknął nie zrażony jej oburzeniem Xellos.
- Namagomi!- Jęknęła.
- Filia, zacznijmy od tego, że i tak się nikomu nie spodobasz…
- To dlaczego tak się ciskasz?
- Przezorny zawsze ubezpieczony.- Oświadczył Xellos. - Ja nie chcę mieć w swoim życiu żadnych romansów, a to oznacza, że i ty tego nie chcesz, nie ważne czy tego chcesz czy nie...czy jakoś tak.
- Nie możesz ingerować w moje życie tylko dlatego, że tobie to pasuje!- Podniosła głos na co kapłan zareagował jedynie uśmiechem.
- Ależ oczywiście, że mogę. Właśnie to robię.-
- Czyli co?! Twoja wygoda jest ważniejsza od mojego szczęścia???!!!-
- Dla mnie na pewno.- Powiedział Xellos takim tonem jakby nie było w tym nic niegrzecznego czy wrednego. - No nie mów mi, że to ciebie dziwi.- Powiedział po chwili.
- Owszem! A żebyś się zakochał ty podły Namagomi!- Syknęła.- Wtedy ja ci zabronię…
- Nic takiego nie będzie miejsca...a nawet jeżeli to twoje zabranianie mam gdzieś.-
Xellos tylko westchnął i ponownie zapadło milczenie.
-Wiesz Filio, zawsze zastanawiało mnie jedno…- Zaczął nagle ni stąd ni zowąd gdy już byli prawie w centrum Shadowspire. Filia wciąż była obrażona ale pomimo tego mruknęła.
- No, co takiego?
- Ty się nigdy mnie nie bałaś.- Oświadczenie kapłana było na tyle dziwne, że smoczyca zachichotała zapominając na chwilę o złości.
- A dlaczego miałabym się ciebie bać?!- Zapytała.
- Może dlatego, że zabiłem pół twojej rasy, że jestem w stanie zabić Linę, że nie znam pojęć takich jak lojalność i przyjaźń…
- …że jesteś szowinistą, egocentrykiem, oportunistą, sadystą, perfidnym kłamcą. - Dokończyła za niego dziewczyna.
- No właśnie.
- Jedyny z tobą problem Xellosie to to, że jesteś piekielnie silny. Jednak jeżeli chodzi o twoje manipulacja, zagrywki, kłamstwa i niebywały cynizm…Nie wiem czy to zrozumiesz ale z twojej strony najgorsze co mnie może spotkać to śmierć, a śmierć jest najlepszym z najgorszych rzeczy jakie mogą się przydarzyć. Jednym słowem, nie jesteś w stanie wyrządzić mi krzywdy.
- Miałaś rację, nie rozumiem. - Oświadczył kapłan.
- I nie zrozumiesz. W tym wypadku, ja jestem silniejsza od ciebie i to o wiele.
- Czyli nie jesteś ani głupia ani odważna.- Powiedział demon i uśmiechnął się do siebie.- Po prostu nie boisz się śmierci. I ty mówisz, że to ze mną jest coś nie tak?
- Tak, ty nie potrafisz naprawdę żyć. Jesteś niedopasowanym narcyzem.
- Możesz mnie nazywać jak chcesz dla mnie numerem jeden jestem ja sam i moje sprawy.
- Jesteś nonkonformistą.
- Kiedyś to nie było przestępstwem.
- Teraz już jest. Bo teraz żyjesz w świecie, który dotąd tylko cię otaczał.
- I co mam przez to rozumieć?
- Jesteśmy na miejscu.- Oświadczyła Filia jednak Xellos z uporem stał przed wejściem do sklepu. Dziewczyna wywróciła oczami i westchnęła.
- Xellos skoro już się stało i już masz te emocje i już się zbuntowałeś to zamiast na siłę temu zaprzeczać pogódź się z tym. Wszystko się zmienia.
- Ale…
- Tak wiem. Zostawisz nas kiedy tylko ci to będzie pasowało. Najpierw wykorzystasz, potem zdradzisz a na koniec zabijesz. Ale wiesz, w tym jest drugie dno. Bo z jakiegoś powodu pomimo tego, że wszyscy doskonale wiemy, że nic o tobie nie wiemy, i że jedyne co jest w twoim przypadku pewne, to niepewność i tak się trzymamy razem. Poza tym, może robisz to niecelowo ale ostrzegasz mnie a czasami i innych przed samym sobą…pomyśl o tym.- Powiedziała, posłała Xellosowi wrednawym uśmieszek i weszła do sklepu.
- To była zdecydowanie zbyt pochopna i daleko idąca teoria. Nadinterpretujesz Filio. - Oświadczył kapłan wchodząc za nią do sklepu.
- Czyżby?- Zapytała.- Poproszę parę najmniejszych spodni.
- I tak naprawdę nic się nie zmienia, nawet jeżeli nie jest już takie samo.- Żachnął się demon i wziął od sprzedawcy paczkę, po czym wraz z Filią ruszyli do wyjścia.
- To nie ma nic wspólnego z Carpere Tractum.
- Xellos przestań zachowywać się jak dziecko.- Filia warknęła zezłoszczona już tą zbyt długą obecnością demona.- Ma i to dużo wspólnego z Carpere Tractum. I nie zachowuj się jakby to ty był tutaj jedynym poszkodowanym i biednym, bo tak się składa, że mnie tyczy się to w tym samym stopniu a jakoś potrafię milczeć. Chociaż wiesz…ja to mam gorzej bo ty masz silniejszy charakter i przez to, to JA codziennie pilnuję każdego gestu w obawie, że zauważę jakieś podobieństwo do twojego zachowania. Dosyć mam tego, że jesteś silniejszy ode mnie i możesz zmusić mnie do wszystkiego!!!
- Przed chwilą byłem gorszy.- Oświadczył Xellos mrugając nerwowo.
- Ostatecznie jesteś lepszy. Ale to też jest nie do zniesienia.
- Przykro mi, że jestem sobą.- Mruknął kapłan wzruszając ramionami.
- Jak cholera…- Skomentowała to dziewczyna i ruszyła do przodu zamaszystym krokiem.
- Kobiety…nie możesz żyć z nimi, a zabić nie wolno.- Mruknął podejrzanie wyglądający nekromanta, który przyglądał się tej scenie. Kapłan posłał mu mordercze spojrzenie i ruszył za Filią.
Lina stwierdziła, że zniesie upokorzenie publicznego wystąpienia w majtkach i pójdzie zabić parę
kapłanów. Nie było ich od trzech godzin i podejrzewała ich już o jakieś bosko demoniczne matactwo lecz wtedy na jej głowę spadła para turkusowych spodni.
- Pasują jak świni siodło.- Mruknęła oglądając się w lustrze ale nie miała wyboru. Zapięła płaszcz i zeszła na dół gdzie się okazało, że reszta dawno już zjadła śniadanie bez niej.
- Daj spokój Lino, zaraz dostaniesz tyle ile będziesz chciała, a my byliśmy głodni.- Uspokoił ją Goury.
- A co jeżeli nie chodzi mi o posiłek, tylko o posiłek z wami!?- Zapytała. Zapadła cisza a potem wszyscy ryknęli śmiechem.
- To by było straszne.- Zachichotała Amelia.
- Daj spokój, już nie da się gorzej zachowywać przy stole.- Odpowiedział Zel na co Lina rzuciła w niego tostem i krzyknęła „pesymista!”.
- Pesymizm to cecha ludzi myślących.- Burknęła chimera pod nosem.
- Pesymizm to krok w stronę samotności Zelgadisie.- Oświadczyła Amelia- A z samotnością jak ze snem…nie ma w nim nikogo naprawdę, kogoś kto by…
- Samotności, jakaś ty przeludniona.- Westchnął Zeladis i zarzuciwszy miecz na ramię ruszył do wyjścia. - Idziemy?- Zapytał resztę i wyszedł nie czekając na nich.
- Jem jeszcze!- Krzyknęła Lina ale reszta już sobie poszła.
- Masa…fasa…fasa…- Fuknęła czarownica i odrzucając na talerz niedojedzoną bułkę powlokła się za nimi.
Gildia nekromantów…Jeżeli ktoś jej nie widział to nie wie co znaczy zwrot „Ruina na środku cmentarza”. A oznacza on dokładnie stary ponury i przerażający, gotycki kościół, zamieniony na sanktuarium największych szumowin całego świata magów.
- Szczerze mówiąc, teraz gdy tutaj jestem, wcale nie mam ochoty tam wchodzić.- Amelia struchlała na widok, posępnej budowli.
- Daj spokój Amelio.- Lina uchyliła drzwi do środka.- W środku i tak nie spotkamy nic gorszego od Gourego.- Na dźwięk tych słów księżniczka schowała się za Zelem.
- Wchodzimy.-
- A musimy?- Zapytała. Zelgadis wyglądał jakby nad czymś się bardzo zastanawiał…właściwie to jakby toczył prawdziwy bój w swojej głowie i w końcu uniósł jedną rękę, którą bardzo ostrożnie położył na ramieniu księżniczki. Amelia odwróciła się z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
- Stare przysłowie pszczół mówi: Odważny, to nie ten kto się nie boi, ale ten który wie, że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach.- Powiedział. Księżniczka popatrzyła na niego jak na wariata i zrobiła krok do tyłu tak by chimera mogła zobaczyć wnętrze Gildii. Zel odchrząknął na widok ponurego wnętrza przypominającego starą kryptę.
- Cóż…panie przodem?- Zaproponował.
Wnętrze Gildii rzeczywiście było równie paskudne, co jej zewnętrzna część. W ogromnym holu oświetlonym jedynie czarnymi świecami, nie było nic, nie licząc odchodów nietoperzy i paru nekromantów. Sufit, którego i tak nie było widać, podpierały kolumny przedstawiające powyginane ludzkie ciała, których twarze wykręcały się w niemym bólu.
- Hmmm miło tu.- Powiedziała Lina, która jakoś nie traciła dobrego samopoczucia.
- Nekromanci zakładają, że ból istnienia powinien warunkować nasze…przepraszam wasze życia. - Powiedział Xellos równie zrelaksowany co Lina.
- Sam na to wpadłeś?- Zapytał Zelgadis zezując na kapłana.
- Ja tam dziękuję za taki ból istnienia.- Westchnął Goury i mocniej ścisnął rękojeść Ostateczności. Żaden z Nekromantów nie wyglądał na zainteresowanego gośćmi.
Na końcu Sali były ogromne schody prowadzące na pół piętro. Jedyny problem stanowiło to, że te schody miały dużo, za dużo stopni. Jednak cóż było czynić, musieli tam iść, tak przynajmniej głosiła informacja dla gości. Jakimś cudem wczłapali się na górę gdzie ujrzeli mały kamienny kontuar a za nim siedzącego staruszka.
- Co to?- Spytała szeptem Amelia.
- Nie wiem, chyba recepcja.- odparła Lina. Podeszli do kamiennego stołu tak by dziadek mógł ich w tych mrokach dobrze zobaczyć.
- Hmm?- Zagadnął
- My do Zantory.- Zelgadis pokazał druczek, który dostał od właściciela gospody.
- Proszę.- Padła uprzejma odpowiedź.
- A mógłby pan powiedzieć jak tam dojść?- Zapytał grzecznie Goury.
- Że co, że co? Chyba przysnąłem?
- Pytałem jak tam dojść?
- A ta, jasne, jasne…tędy.- Powiedział i nim zdążył im wskazać kierunek, usnął.
- Halooo!- Zelgadis szturchnął staruszka jednak ten nie zareagował.
- Poczekajcie, ja go zaraz obudzę!- Warknęła Lina i już zakasała rękawy ale Goury chwycił ją pod ręce i posłał ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie.- Powiedział. Linę przytkał fakt tak stanowczego sprzeciwu szermierza.
- Co przepraszam.
- To starzec Lino, nie jego wina.
- Poczekajcie. Byłam kiedyś na wolontariacie.- Powiedziała Filia i podeszła do kontuaru.
- Proszę pana, proszę się obudzić.- Poprosiła kładąc mu rękę na ramieniu.
- He…o czego chcesz moje dziecko?
- Zastanawiałam się tylko, jak dojść do Zantory? Potrzebuję pomocy kogoś doświadczonego, kto by wiedział. Sama nie dam rady.
- Zantory?- Powtórzył.
- Tak.
- Ale przecież już wam mówiłem.
- Głupia sprawa, zapomniałam.- Zachichotała Filia odrzucając włosy na plecy.
- Ach ta młodzież. No dobrze już mówię. Korytarz w lewo, schodami w górę, potem w prawo i dwa razy w dół, windą na czwarte piętro.
- Dziękuję panu bardzo.- Poklepała staruszka po dłoni.
- No….idziemy.- Rzuciła do reszty.
Tak więc poszli, korytarzem w lewo, schodami w górę, potem w lewo, wrócili, poszli w prawo, dwa razy w dół, a potem windą ma czwarte piętro. W windzie towarzyszył im paskudny nekromanta, który wysiadł na drugim piętrze.
Stanęli przed wielkimi drzwiami a napis na wrotach głosił: „Porzućcie wszelką nadzieję, wy którzy tu wchodzicie.”
- Brzmi znajomo.- zamyślił się Xellos.
- Brzmi jak zaproszenie.- Lina już miała zapukać gdy usłyszała wrzask a potem huk. Popatrzyła na zaskoczonych przyjaciół, wzruszyła ramionami po czym zapukała.
- Aaaaaa pizzaaaaa!!!!!- Usłyszeli krzyk, jakiejś młodej osoby, zaraz potem głośny tupot stóp iii….
W drzwiach stała kobieta, albo raczej dziewczynka, tak konkretnie to nie wiadomo. Nie dało się określić wieku. Miała piękne kasztanowe włosy do pasa i niewiarygodnie zielone oczy, była dosyć szczupła o delikatnych kobiecych kształtach. Twarz miała dziecinną, roześmianą, tylko jedynie jej oczy tchnęły pustką, i żalem minionych lat.
- Nie pizza.- zmarkotniała i puściła misia, którego trzymała w ręce.
- A co to jest pizza?- Zapytała Amelia, która zebrała się na odwagę i wyjrzała spod ramienia Zelgadisa.
- Takie dobre cuś, wpadniecie na herbatkę?- Zaproponowała dziewczynka.
Amelia popatrzyła po reszcie.
- Jasne.- odparła bez namysłu
- Fajowo, chodźcie, chodźcie.-
- A tak w ogóle to nazywam się Zanthora.- Przedstawiła się. Popatrzyli na nią ze zdziwieniem. Dziewczyna właśnie rozsiadła się na ogromnej pufie. Nie wyglądała na okrutną, zwariowaną wiedźmę. No może na zwariowaną, ale nie okrutną. Gdzieżby taka mała słodka istota miała męczyć całe miasto i nie pozwalać im odejść w zaświaty. Ale nie to było celem ich misji. Rozejrzeli się dookoła. Cały jej pokój był wysłany tysiącem kolorowych poduszek, dywanów, misiów, lalek, i innych bibelotów. Na środku stało ogromne łóżko z baldachimem a w rogu mały okrągły stolik do herbaty, najprawdopodobniej dla misiów. Całe pomieszczenie było utrzymane w pastelowej tonacji różowo, żółto, błękitnej.
- Nie możecie tak iść na herbatkę do pani Cyzi.- Wiedźma spojrzała na grupkę krytycznym wzrokiem, pstryknęła palcami i PUF! Teraz każde z nich miało inną fryzurę, sukienkę i makijaż. (Ok. Była okrutna). Zelgadis przybrał przemiły odcień purpury, ale Xellos uspokoił go machnięciem reki i poprowadził w stronę stolika. Zasiedli, niewygodnie, dookoła małego różowego zestawu zastawionego serwisem tego samego koloru. Na prawo siedziała ogromna lalka o blond włosach, towarzyszyły im również misie i kotki.
- Kochani to jest pani Cyzia.- Zanthora wskazała na lalkę.
- Cyziu, przywitaj się z gośćmi.- Machnęła palcem i nagle lalka pochyliła głowę, i wykrzywiła swoje guzikowe usta w makabrycznym uśmiech.
- Napijecie się herbatki?- Zapytała.
- Chętnie.- Zgodziła się Amelia i drżącymi rękami podniosła dzbanek, który jak się okazało był pusty.
- Oj zapomniałam!- Zantora kiwnęła palcem i nagle w imbryku zawrzała przepyszna herbatka. Xellosowi i Filii przestało przeszkadzać, że są przebrani za lalki.
Sączyli tak herbatę bawiąc się w hrabiny i ich mężów. Właśnie rozmawiali o swoich pociechach. Lina pan Merkuriusz i jego żona Gourbriela mieli ich aż dziesięcioro. Zel i Filia także mieli dziecko…Xellosa. Wszyscy łypali na siebie groźnie, i z wymuszonym uśmiechem odgrywali powierzone im role. Jedynie Amelia, matka Zanthory, zdawała się dobrze bawić. Wygłupiali się tak dwie godziny, aż w końcu Xellos nie wytrzymał i powiedział, że koniec zabawy. Zanthora jak na zawołanie spoważniała, herbata i stroje rozpłynęły się w powietrzu a pokój przybrał odcienie szkarłatu i czerni. Wiedźma popatrzyła na nich wyniosłym wzrokiem i rozsiadła się na łóżku.
- Skoro nie chcecie się bawić, zmusicie się do tego sami.- Powiedziała zbyt niskim jak na nią głosem. Nie zrozumieli o co chodzi ale byli naprawdę zszokowani tą potworną zmianą.
- Ona naprawdę jest straszna!- Wypaliła Lina zerkając na Xellosa. - Ty mówiłeś prawdę?!- Dodała jeszcze bardziej zaskoczona.
- Oczywiście i to w każdym słowie! A wy jak zwykle nie chcieliście mi wierzyć!- Prychnął.
- Dziwi cię to? Mistrzu Bestii?- Zapytała Zanthora.- Nawet mnie udało się tobie oszukać, a to coś.
- Faktycznie.- Przyznał Xellos i uśmiechnął się do niej. Kobieta wstała, powolnym krokiem obeszła kapłana i wplotła palce w jego włosy.
- Po czyjej jesteś stronie?- Szepnęła mu do ucha.
- W tej chwili?- Zapytał kapłan udając beztroskiego.
- Nie rób ze mnie idiotki Xellosie. Wiesz, że mocą dorównuję twojej pani. Wiesz też, że za nią nie przepadam a mimo to przychodzisz do mnie. Mniemam, że w obliczu zaistniałego zagrożenia. Powiedz kapłanie Bestii czy jest ono tak wielkie, że doprowadziło cię aż do takiej desperacji?
- Nawet do większej Zantoro. Zostawiłem Zellas.
- Nie zabiła cię?- Zdziwiła się dziewczyna.
- Zwiał.- Szepnęła Lina ale umilkła na widok miny Xellosa.
- Opuściłem ją w zorganizowanym pośpiechu.-Syknął zaciskając pięści. Zanthora na dźwięk tych słów zaniosła się perlistym śmiechem.
- Przychodzisz do mnie, z ludźmi…i co? I myślisz, że ci pomogę!?- Prychnęła.
- W sumie to nie. Sprawa wygląda tak, że od dwóch miesięcy uganiamy się za czymś co nie istnieje. Nie wiemy czego nawet mamy szukać więc podróżujemy przez Nowy Świat rozwiązując przy tym lokalne konflikty. Żeby nie było tego tamtego szukamy też jakiś artefaktów, magicznej broni, mitycznych bohaterów…jednym słowem czegoś co by nam pomogło. A wiadomo przecież, że Zwariowana Zanthora ma rozkaz oddać to co ma oddać…a czego oddać nie chce. I oto jesteśmy…nie będziemy przeciągali, bo się nam śpieszy. Ściga nas stado upiorów ze swoim byczym szefem na czele i nie jest fajnie. Chcemy zagadek.
- Zgoda.
Zantora odrzuciła głowę do tyłu i powiodła po nich spojrzeniem.
- Chcę ciebie.- Wskazała na Xellosa.
- Rudą dechę.-
- Nie widzę tutaj żadnych desek.- Fuknęła Lina.
- I blondasa.- Wszystkie oczy zostały zwrócone na Gourego.
- A i jeżeli nie odgadniecie wszystkich trzech pytań należycie do mnie, takie są zasady.
- Wiemy.- Powiedział Xellos.
- Wiemy?! Jak to wiemy?!- Prychnęła Filia.
- Ja wiedziałem.- Demon wzruszyła ramionami.
- Znowu to robisz!!! Znowu manipulujesz!!!
- Ale tylko dlatego, że jestem mądrzejszy i chcę wam oszczędzić trudu myślenia.
- Po nas…-Westchnęła Amelia.- Panie Zelgadisie jeszcze tyle mam panu do powiedzenia.
- Nie kłopocz się Amelio…Powiesz jak już będziemy umierali.- Westchnął Zel i popatrzył z rozpaczą na zdezorientowanego Gourego.
- Tylko pamiętaj żeby dać mi dojść do słowa.- Dodał.
- Zaczynaj.- Powiedział Xellos do Zantory, która najpierw zaczęła śmiać się jak wariatka i nagle spoważniała.
- Dobra ty pierwszy. Zagrasz ze mną w grę. Musisz być silniejszym stworzeniem ode mnie, ZACZYNAM:
- Jestem dzikim tygrysem, chwytającym zdobycz, groźnym drapieżcą- Powiedziała.
- Jestem myśliwym dosiadającym konia z sieciami w dłoniach. Poluję na tygrysy.- Odpowiedział kapłan.
- Jestem gzem kłującym konia. Ukłuty zrzuca jeźdźca.- Zanthora odbiła piłeczkę.
- Jestem pająkiem, ośmionogim pożeraczem much.-
- Jestem wężem, żywię się pająkami.-
- Jestem bykiem, miażdżącym węża ciężkim kopytem.
- Jestem turcutillą, morderczą bakterią, zabójca życia.
- Jestem światłem płynącym w przestrzeni, żywiącym życie.
- Jestem supernową eksplodującą, niszczącą planety.
- Jestem wszechświatem, wszechogarniającym źródłem wszelkiego życia.
- Jestem antyżyciem, bestią sądu ostatecznego. Mrokiem na krańcu wszystkiego. Końcem wszechświata, bogów, wodzów…wszechrzeczy.- Gdy wypowiadała te słowa źrenice Zanthory zwęziły się jak u kota a włosy unosiły się do koła głowy niczym, ruchoma aureola. Uśmiechnęła się szaleńczo.
- A kim Ty będziesz władzo bestii.- Xellos stał spokojnie opierając się na swojej ladze. Chwilę milczał, rozejrzał się po przyjaciołach i w końcu odpowiedział.
- Jestem nadzieją.
Zanthora uśmiechnęła się, jej włosy opadły a twarz przybrała bardziej ludzki wygląd.
- Wygrałeś mistrzu bestii. Teraz ty czarownico!- Spojrzała na Linę.
- Pewnemu zespołowi kosiarzy polecono skosić dwie łąki; powierzchnia jednej z tych łąk była dwa razy większa od drugiej. Pół dnia cały zespół kosiarzy kosił większą łąkę; w drugiej połowie tego samego dnia zespół podzielił się na dwie równe grupy. Pierwsza grupa w dalszym ciągu kosiła większą łąkę i do końca dnia skosiła ją całkowicie. Druga grupa poszła kosić mniejszą łąkę, która kosiła do końca dnia, ale nie skosiła jej całkowicie. Reszta małej łąki została skoszona nazajutrz przez jednego kosiarza, któremu zajęło to cały dzień. Ilu było kosiarzy?- Lina zamyśliła się.
- Tik tak…tik tak.- Zanuciła Zanthora.
- Masz jeszcze minutę. 50 sekund…40 sekund…30 sekund.- Odliczała a Lina wciąż stała nie odzywając się ani słowem. Gdy czas zaczynał dobiegać końca czarownica podniosła głowę i uśmiechnęła się przebiegle.
- Ośmiu. Kosiarzy było ośmiu.- Powiedziała. Zanthora skrzywiła się ale pokiwała głową.
- Ostatniej jeszcze nikt nie zgadł.
- Jesteś zielony, wisisz na drzewie i śpiewasz? Czym jesteś?- Zapytała wiedźma a Goury nawet nie zareagował.
- Idioto pyta się ciebie!!!- Syknęła Lina szarpiąc blondyna za włosy.
- Mogłabyś powtórzyć pytanie?- Zapytał szermierz. Zanthora powtórzyła zagadkę wyjątkowo ubawiona całą tą sytuacją i wtedy się stała ostatnia rzecz, której się spodziewali.
- Jestem śledziem. - Odpowiedział blondyn. Resztę grupy zatkało. A wydawać by się mogło, że większym idiotą już się nie da być.
- Jestem zielony, bo mnie pomalowali, wiszę bo mnie powiesili, a śpiewam, żeby było trudniej.
- Jaką logiką ty się kierowałeś!!!- Wypaliła Lina musząc się powstrzymać by nie zabić swojego obrońcy.
- Dobrze.- Nagle wypaliła Zanthora.
- Ale jak to dobrze!?- Krzyknęła ruda.- Przecież to totalny idiotyzm.
- Lina, dobrze to dobrze, nie dyskutuj!- Syknął Zelgadis. - Czas na nagrodę.
Na dźwięk słów Zelgadisa Znthora zaczęła śmiać się jak opętana. Ściany zajęczały pod naporem nieznanej im mocy a w pomieszczeniu zrobiło się zupełnie ciemno. Nie to nie była ciemność. To było nic. A właściwie nie było. Cała szóstka czuła się tak jakby patrzyli na świat zamkniętymi oczami. Mogli siebie jedynie słyszeć. I nagle w mroku pojawiła się Zanthora opromieniona bladym światłem, wyglądająca ponownie jak mała słodka dziewczynka.
- Wygraliście…nareszcie. W ten sposób zdjęliście ze mnie i wioski zły czar. - Wyszeptała słodziutkim głosikiem. Lina zamrugała nerwowo.
- Serio?- Wypaliła.
- Nie! Robię sobie z was jaja!- Wykrzyknęła Zanthora i zaczęła się śmiać. - Ich już nikt nie uratuje, tak samo jak nie uratuje już nikt tych, którzy ze mną przegrali…tak samo jak nikt nie uratuje mnie, z tego bolesnego obłędu. - Zamilkła na chwilę. -Wam pierwszym udało się ze mnie zdjąć ten ciężar. Nie wiem czy to jest to czego szukacie, ale wierzę, że wam się przyda, ponieważ posiadanie Czarnej Merkaby niesie ze sobą większe straty niż korzyści. Przez nią doświadczycie prześladowań i strachu ale jeżeli uda wam się odzyskać Białą Merkabę z rąk najbardziej skąpego ludu, gdzie hojność jest wadą posiądziecie niebywałą moc. Merkabra pochodzi z Czasów Cudów i zwielokrotnia siłę życiową tak, że człowiek może zyskać moc boga. Jednak, strzeżcie się, Merkaba zawsze obiera równowartość spełnionego życzenia. Może odjąć wam rękę, może odebrać ostatnią kroplę wody na pustyni, serce lub inną osobę. - Skończywszy swoją wypowiedź Zanthora otworzyła dłoń, w której znajdowała się mała, wyglądająca jak z czarnego szkła piramidka. W jej wnętrzu coś nieustannie kręciło się i wirowało.
- Nie ma co…bogowie wiedzieli jak się zabezpieczyć.- Powiedziała Lina przyglądając się piramidce.
Nagle wszystko zawirowało, ciemności rozwiał podmuch wiatru a oni poczuli jak ich nogi odrywają się od ziemi. Przez parę sekund coś nimi rzucało, kręciło, mieszało aż w końcu uderzyli o coś twardego co okazało się być ziemią. Zel podniósł głowę i nawet się nie zdziwił gdy sobaczył napis Wędrująca Cielęcina.
- Coś w tym jest.- Powiedział do siebie podniósł się i otrzepał. Na powitanie wyszli im karczmarz i Zehir. Na widok tego drugiego Xellos zjeżył się i profilaktycznie stanął między nim a Filią.
- Musicie uciekać.- Powiedział Gienek rozglądając się nerwowo.- Były tu…
- Fetusy Infetusy?- Przerwał mu kapłan.
- Tak…-
- Spakowałem już wasze rzeczy i przygotowałem konia.
- Gienek, czy jest stąd jakaś inna droga ucieczki inna niż gościńcem?- Zapytał kapłan.
- Przez Dolinę Kurhanów ale tamtędy pójdziecie na zachód.
- Czy jest jakiś sposób by zmylić te upiory? Mógłbyś zostawić fałszywy ślad?
- Niestety nie Xellosie. Co nie może umrzeć, nie może też żyć. Co nie może żyć, nie może się zmienić. Nie mam prawa by cokolwiek zmienić…po prostu nie jestem w stanie. - Powiedział zmęczonym głosem. Zelgadis zaklął pod nosem.
- Może się rozdzielimy?- Zaproponował.
- Nie!- Warknął Xellos.- Tego nam robić nie wolno.
- Ja pójdę.- Ku ich zdziwieniu te słowa wypowiedział Zehir. - I tak zmierzałem do Doliny Kurhanów. Zmylę waszego przeciwnika byście mogli uciec.
- Nie chcemy pomocy od jakiegoś wyle…- Zaczął Xellos ale Filia wcisnęła mu łokieć w brzuch i chwyciła Zehira za dłonie.
- Nie wiem jak mam ci dziękować.- Powiedziała cicho.
- Wiesz jak…- Odparł odgarniając kosmyk jasnych włosów za ucho. - …nie będę cię nakłaniał do zmiany decyzji ani nie będę ponawiał prośby. Mimo to wiedz, że będę na ciebie czekał, nie ważne czy rok czy tysiąc lat...czy wieczność. - Filia uśmiechnęła się do niego i po chwili wahania pocałowała go w czoło.
- Dziękuję.- Powiedziała po raz ostatni i odwróciła się w stronę przyjaciół, którzy już byli gotowi do drogi. Zehir zniknął w karczmie z przedmiotami należącymi do grupy a Xellos raz jeszcze podziękował Gienkowi.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.- Powiedział kapłan.
- Prędzej czy później, cmentarze będą pełne nas wszystkich.- Odpowiedział karczmarz i ponaglił ich.
- I niech Bogowie mają was w swojej opiece!!!- Krzyknął za niknącymi na horyzoncie sylwetkami.
Ponownie wędrowali szarym stepem Shadowspire osłaniając się płaszczami przed wilgotnym
cuchnącym wiatrem i szarością otoczenia. Po pewnym czasie wędrówki w ciszy, Lina zagadnęła Gurego.
- Goury skąd znałeś rozwiązanie?
- Znikąd.- Odparł szermierz.
- Więc, skąd wiedziałeś o odpowiedzi?-
- No przecież logiczne, nie?- Zdziwił się i poszedł dalej nie zwracając uwagi na to, że jego towarzyszka zaliczyła glebę.
- Najwyraźniej ma trochę inny system myślenia niż większość ludzi Lino.- Powiedział Xellos podciągając ją za koszulkę ku górze.
- To wiele tłumaczy.- odparła Lina wycierając twarz z błota peleryną kapłana. Nagle wiatr się nasilił i zawył jak zraniony nauczyciel. Czarownica rozejrzała się z niepokojem.
- Nie martw się, są daleko. Złapali trop Zebira.- Mruknął kapłan.
- Zehira.- Poprawiła go Filia.- Powinieneś być wdzięczny.
- Jestem wdzięczny za to, że poszedł na śmierć tak jak obiecał a ty nie będziesz miała z nim nic wspólnego tak jak ja obiecywałem.- Powiedział tak by reszta go nie usłyszała. Po chwili namysłu kapłan przyjrzał się uważnie dziewczynie i spokojny już o swoje uczestniczenie w związkach Filii, rzucił.
- Ale ty masz długi nos.
Komentarze odautorskie part II.
I znowu to samo...zagadki Zanthory są z neta XD Niestety jestem kiepska w wymyślaniu łamigłówek. Umm...jedna wymyślona jest przez Gaimana, druga nie wiem a trzecia to genialny dowcip mojego nauczyciela -.-"
Nie sądzę
Nie sądzę by Destroyer zmienił cokolwiek...zwłaszcza, że kiedy Slayersi byli popularni w sieci krążyło parę na prawdę mocnych ficów...szkoda, że już nie można ich znaleźć ;/
Dzięki za pochwałę XD
Po nie wczasie II
A co do tytułu(mojego) to szkoda tylko, że Destroyer nie powstał w latach świetności Slayersów, na pewno by zredukował liczbę sztampowych paskudztw.
Po nie wczasie
Fic pierwszorzędny, coś w sobie ma. Niby język prosty, niby ale niby robi wielką różnicę. Fabuła ciekawa...klei się wszystko ma swój początek i koniec. Relacje, wspaniałe, bardzo dużo Xellosa i Filli no ale ciężko nie zauważyć walki autorki ze stereotypami i utartymi akcjami w tym parringu. No i fabuła, to coś. No i jeszcze gagi...uchybienia owszem są ale to raczej wina niedopatrzeń. Stawiam 10 !!!!!!!!!!!