Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Days of Destroyer

XIII. Jama Baltazara. Każda rura po obcięciu na wymiar okazuje się zbyt krótka.

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Fusion
Dodany:2009-11-08 00:04:08
Aktualizowany:2009-11-08 00:04:08


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.


-Jesień, jesień złote liście spadają z drzew.- Nuciła Lina

Rzeczywiście, jesień ruszyła pełną parą, nawet tu na Splądrowanych pustkowiach, widać było wyraźne zmiany. Oczywiście bez złotych liści, bo takowych tu nie było, ale poza tym jesień ta, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Te charakterystyczne, krystaliczne chłodne, powietrze o zapachu suchych liści, ostanie ciepłe plamy słońca, krzyki odlatujących ptaków…kapryśna pogoda. To wszystko było aż nazbyt jednoznaczne. Mimo to trzeba przyznać, że ta pora roku ma w sobie coś wyjątkowego i cała grupa z zachwytem obserwowała otaczające ich krajobrazy.

Filii już zupełnie przeszedł syrenowy kac, i teraz była, podobnie jak reszta grupy w wyśmienitym humorze. Nawet to, że już cały dzień szli krętą ścieżką prowadzącą do Jamy Baltazara nikomu nie przeszkadzało.

Zatrzymali się na posiłek na dużym wysuniętym klifie tak, że pod ich stopami rozciągał się ogromny kanion. Właśnie wcinali ostatnie jabłka ze wzgórza Nieba , gdy nagle usłyszeli ryk i huk kopyt.

- Patrzcie! Patrzcie!- Amelia zerwała się na równe nogi i wskazała na dół kanionu.

- Gorgony!-

Rzeczywiście, kanionem biegło całe stado ogromnych byków, wielkości przynajmniej dwóch zwykłych krów. Ich Miedziano-granatowe łuski błyszczały w słońcu sprawiają, że stado wyglądało jak rzeka płynnego metalu.

- Radziłbym wam się przyjrzeć, niewielu śmiertelnych, miało okazję oglądać taki widok.-rzucił Xellos.

- Lepiej stąd chodźmy, zanim nas zwietrzą.- Dodał po chwili.

- Nie mówiłeś, że są groźne.- Powiedziała Lina posyłając mu podejrzliwe spojrzenie.

- Jakoś mi umknęło…chodźcie.-

Po trzech godzinach byli przy jednym z wywietrzników ponieważ główne wejście było zamknięte. Całą grupą pochylili się nad szybem, z którego wydobywał się słup śmierdzącej pary.

- Xel jesteś pewien, że to tu?- Zapytała czarownica a po jej minie wyraźnie było widać, iż chce by kapłan zaprzeczył.

- Niestety Lino, jestem pewien.- Powiedział machnięciem ręki rozganiając dym.

- Puśćcie konia nic tutaj jej się nie stanie, może na nas poczekać.- rozkazał po chwili milczenia. Amelia niechętnie wykonała polecenie i pogoniła Undis na stepy.

- Chyba będzie lepiej jak was przeniosę.- Powiedział Xellos po chwili namysłu i chwycił dłoń Liny. Reszta szybko poszła za jego przykładem i już po chwili byli w ciemnym, ciepłym i wyjątkowo wilgotnym pomieszczeniu.

- Wytłumacz mi, jak to się dzieje, że pomimo tego, iż jesteśmy bohaterami większość swojego czasu spędzamy w kanałach lub innych ciemnych mokrych miejscach?- Zapytała Lina . Po szeleście peleryny zrozumiała, że kapłan wzruszył ramionami.

- Bogowie co za los.-jęknęła Filia.

- Zaryzykujmy trochę światła.- Powiedział Zelgadis nie słuchając narzekań dziewczyn i rozpalił niewielkie zaklęcie świetlne. Stali w niewielkim kamiennym pomieszczeniu, w jednej ze ścian były drzwi z szyldem ”Odźwierny” niedaleko nich znajdowała się potężna kamienna dźwignia. Całe pomieszczenie do kostek zalane było cuchnącą wodą. Poczłapali w stronę drzwi i zapukali.

- Ja wam zaraz pokarze wy mokre paszczaki!!!!- Zza drzwi dobiegł podirytowany głos brzmiący jak mieszanina ryku krowy i głosu człowieka.

- Spokojnie, my nie paszczaki, czymkolwiek to jest!- Lina wydarła się na całe gardło.

- Skąd możesz wiedzieć, że nie jesteś paszczakiem skoro nie wiesz czym jest paszczak?- Drzwi otworzyły się i stanął w nich podstarzały brązowy minotaur. W jednej ręce miał topór a w drugiej rękawicę kuchenną.

- Dlaczego otwierasz mi drzwi nie wiedząc, czy jestem paszczakiem?- spytała

- Umiesz mówić.- Powiedział wpuszczając ich do środka.

- Tamte śmierdziele gulgocą. Weszli do małego pomieszczenia, właściwie groty, z kuchnią w jednym rogu a salonem w drugim. Ściany były wyrzeźbione na kształt większości potrzebnych mebli. Tak więc fotele, stół, półki na książki, kuchenka wszystko wyglądało jakby wyrosło z ziemi. W rogu były jeszcze dwie pary drzwi. Ogólnie pomieszczenie miało miły domowy nastrój.

- Nazywam się Rumpelpumpelnikiel i jestem odźwiernym królestwa Baltazara.- Powiedział minotaur do sparaliżowanej szóstki.

- Eee panie Rumpelpumpelnikiel, myśmy tu przyszli…- Zaczęła Lina

- Po te topory…nich ja sobie przypomnę…zamówienie z przed miesiąca tak?- Przerwał jej odźwierny.

- Nie koniecznie…

- Tarcze?

- Też nie..

- No to halabardy?

- Nie my niczego nie zamawialiśmy.

- To dobrze bo nas zalało.-

- No właśnie…- Jęknęła Lina.

- Zalało ?!- Wypalił zza jej pleców Zelgadis. I wtedy stała się rzecz najmniej oczekiwana. Rumpelpumpelnikiel zamarł w bezruchu widząc chimerę i nagle padł na kolana.

- Czy to możliwe!? O wielki Nanna! Wreszcie wysłuchałeś naszych modłów! Tyle lat modliliśmy się, bez żadnego dowodu, że ktoś nas usłyszy a teraz, zsyłasz nam Hydraulika! O wielki! O dzięki!- Krzyknął i ze łzami w oczach wskazał na Zelgadisa, który to Zel znieruchomiał i pewnie by pozieleniał gdyby nie był niebieski(w wersji opowiadania grafitowy).

- Wreszcie do nas przyszedłeś. Wiedziałem, że ten dzień nastanie.- Kontynuował odźwierny. Zelgadis dalej stał jak słup soli ale całe szczęście Lina jak zwykle posiadała trzeźwy osąd sytuacji i momentalnie wypaliła.

- Tak to on! No tak…a my, my jesteśmy jego świtą.-

- CO?!- Wyjąkał Zelgadis.

- Oh dzięki ci! Dzięki ci Nanna!- Rozpromienił się minotaur patrząc na chimerę.- Nasz zbawiciel!

- Ja nie jestem pewien…-

- Czy tu powinno być tak mokro!- Przerwała chimerze Lina.- Zrozum Zel, w ten sposób oddadzą nam kryształ bez oporów.- Dodała półgębkiem.

- Ale Lina!- Syknął.- Z tego nic dobrego nie wyniknie.

- Jak to nie?! Wzięli cię za boga. Z tego wynikną tylko dobre rzeczy. - Upierała się czarownica.

- Ehh no dobra. Ale ja uważam będą z tego problemy. - Syknął Zelgadis i zwrócił się do minotaura.- Powstań, bo zaraz rozbolą cię kopyta.

- Ah wielkie jest miłosierdzie twoje!- Uradował się Rumpelpumpelnikiel i kłaniając się w pas powstał.

- Dobrze, a więc prowadź nas do króla!- Rozkazała Lina wpychając się przed chimerę.- Dość już się napatrzyłeś na Hydraulika, każda kolejna godzina kosztuje sto sztuk złota.

- Do króla?- Powtórzył Rumpelpumpelnikiel.- Od dwóch miesięcy nasz lud jest więziony na dolnych poziomach, ponieważ Trytony zaatakowały naszą grotę. Są zalani ale to łatwo zmienić używając systemu pomp.

- Dwóch miesięcy?! Oni są tam na dole od dwóch miesięcy?!- krzyknęła Amelia.

- Taa ale są komory powietrzne, gorzej z jedzeniem….- Wytłumaczył odźwierny.

- Z jedzeniem?!- Tym razem krzyknął Goury.

- A no…

- Panie Goury nie możemy pozwolić aby te biedne istoty tak cierpiały!!!-

- Nie możemy!!!-

- Do boju!!!!-

- Do boju!!!- zawtórował szermierz. I wraz z księżniczką wybiegli z izby. Lina wzruszyła ramionami.

- No to ich uwolnimy i wtedy pogadamy z królem. - Powiedziała ruszając w stronę drzwi.

- Będziemy za jakiś czas.- Dodała.

Amelia i Goury czekali już przy pierwszej śluzie, gotowi do ataku.

Zaczniemy od rynku, odblokujemy dzięki temu najwięcej przejść.- Xellos jeździł palcem po mapce przyczepionej do ściany..

- Zelgadisie, pociągnij dźwignię 1 i 3b.- Polecił.

- Przepraszam, teraz to ja jestem Wielkim Hydraulikiem, jak grać to na poważnie…dawaj to.-Oświadczył i wyrwał kapłanowi mapkę.

- Xellos pociągnij dźwignie 1i 3b.- Rozkazał. Potworek obrzucił go nieprzychylnym spojrzeniem ale wykonał polecenie. Nagle usłyszeli chrobot i zgrzyt, a potem odgłos który często słychać przy odtykaniu zlewu. Woda zaczęła powoli opadać. Po dziesięciu minutach można było zejść niżej.

- Angard!!! Banzai!!!- Krzycząc te słowa Amelia i Goury wbiegli do tunelu.

- Uważajcie…- Zaczęła Filia ale wtedy rozległ się krzyk i łoskot. Dwójka zapaleńców leżała na podłodze.

- Na glony.- dokończyła smoczyca.

Weszli na rynek, była to ogromna sala podparta tysiącami kolumn, zmieściłoby się tu spokojnie małe miasteczko. „Rosło” tutaj przynajmniej pięć rzeźbionych pałaców, setka tarasów, i jeszcze więcej schodów, pawilonów, a wszystko wyglądało ja kłębek wełny umieszczony pod ziemią. Wszelkie budowle były wykute z ciemnego i brzoskwiniowego kamienia a wiele z nich przedstawiały różne sceny, a to z wojen i podbojów minotaurów, a to z mitologii, lub też drzewa genologiczne całych dynastii. Przez całe miasto przepływał podziemny strumień nad którym wisiały misternie zdobione kładki. W ścianach były setki drzwi, większych i mniejszych opatrzone odpowiednimi szyldami. A wiec były tam sklepy, świątynie, restauracje, wszystko czego potrzeba do szczęścia. Nawet coś w stylu podziemnego parku, z dziwnymi lekko świecącymi drzewami.

- Zel, światło.- poleciła Lina ale nie przyniosło to żadnego skutku.

- Lina światło.- Usłyszała głos Zela. Czarownica prychnęła i zapaliła zaklęcie.

Nagle zrobiło się jasno jak w dzień, dopiero teraz ujrzeli ogrom minotaurowego imperium. Całe podziemie było wielkości przynajmniej czterech pałaców Amelii wzwyż i z ośmiu wszerz. A watro też wspomnieć, że pod spodem znajdował się jeszcze poziom rzemieślniczy, poziom mieszkalny, poziom usług miasta(oczyszczalnie ścieków itd.) no a na samym środku był pałac Baltazara. Niestety nikogo nie było, pusto, a dwie śluzy wschodnia i zachodnia były dalej zablokowane.

- Eeeeejjj możecie już wyjść!!! Spoko nikogo nie ma!!!- Wydarła się czarownica. Nagle jak na zawołanie usłyszeli trzask, następnie tupot, a potem z większości pomieszczeń, zaczęły wychodzić człekopodobne pokryte łuskami stwory. Wzrostu były przynajmniej Gourego, jak nie większe, oczy ich ziały totalna pustką i tępotą, zresztą całe ich twarze były ucieleśnieniem głupoty. Nawet szermierz wyglądał przy nich inteligentnie. Śmierdziały zgniłymi rybami, większość trytonów dzierżyła trójzęby ale niektóre miały jakieś szable. Gulgotały do siebie i pokazywały na przybyszów.

- Ame, Goury, trytony!!! Okradają z jedzenia i prawa do wolności!!!- Krzyknęła Filia wskazując na potwory.

- W imię sprawiedliwości i ciepłych patatów, gińcie niecne stwory ścieków!!!- Wykrzykując te

słowa księżniczka i szermierz rzucili się na trytony. Wnet rozgromili pierwszy szereg wrogów jednak potwory wypełzały cały czas z najmniej oczekiwanych miejsc. Pomimo tego, że Amelia rozwalała wszystkie młotem sprawiedliwości, to jest Ra Tiltem i innymi wesołymi zaklęciami a Goury siekał wszystkich przeciwników na plastry, ich pracy nie było końca. Reszta grupy jakoś nie miała im ochoty pomagać, ponieważ Trytony, co tu ukrywać, śmierdziały. Lina, Zelgadis, Filia i Xellos siedzieli obserwując wyczyny pozostałej dwójki i komentując to co jakiś czas.

- Eh nie macie wrażenia, że wychodzimy z wprawy?- Zaczęła czarownica.

- Co masz na myśli Lino?-

- No bo zobaczcie, Upiory wykończył las, Syreny Amelia, no a teraz siedzimy sobie zamiast im pomóc.

Jakiś tryton wsadził sobie całą głowę Amelii do paszczy.

- Taaa, ale tam śmierdzi.- Westchnęła Filia.

- Racja…- Cała trójka zgodnie pokiwała głowami.

- A z resztą ja nie przepadam za praniem, a jak na bohatera robię to dosyć często.- Oświadczył kapłan.

- Daleko ci do bohatera Xel.- Rzuciła Lina.

- Mniejsza, ja na ten przykład nie chcę zardzewieć.- Mruknął Zelgadis.

Jeden z trytonów gonił Gourego dźgając go w jego cztery litery.

- Zresztą oni aż rwą się do tej pracy.- Oświadczyła Filia wskazując nonszalanckim ruchem na szermierza i Amelię. Teraz to Goury gonił trytona.

- No a mówili, że są takie straszne, nie do pokonania i w ogóle.- Westchnęła Lina opierając brodę na rękach.

Tryton opluł Amelię zielonym szlamem.

- Mi to wygląda na brak higieny…- Oświadczył Zelgadis.

- I tak straszny.- Dodał.

- Spoko, obcując z Xellosem można się przyzwyczaić.- Zachichotała Filia i szturchnęła kapłana.

- Ej!

- Mówię prawdę.

- Wicie co zachowujecie się jak stare dobre małżeństwo. - Przerwała im Lina.

- Nieprawda!- Krzyknęli momentalnie, i odsunęli się jak najdalej od siebie.

- Mówcie co chcecie ja swoje wiem.

ŁUUUUP

- Amelia!!! Uważaj trochę, to są zabytki!!!- Krzyknęła Lina w stronę księżniczki.

- Sor…- Znowu jakiś tryton wpakował sobie całą głowę Amelii do japy.

- Co one z tym połykaniem głów?- Fuknęła ruda.

- Ja wiem…- Zamyślił się Xellos.- Podobnie zachowują się japiszony…

- Że co?- Zdziwiła się Filia posyłając mu niedowierzające spojrzenie.

- Takie małe puchate stworki które wyglądają jak kotki, a gdy tylko je przytulisz odgryzają ci nos.- Oświadczył kapłan udając, że tuli niewidzialnego japiszona.

- Skąd wiesz?- Zapytał Zelgadis.

- Tydzień siedziałem w astralu zanim mi nos odrósł.- Mruknął.

- A skoro mowa o astralu.- Wypaliła smoczyca.- To miałeś mnie tam kiedyś zabrać.

- Eee nie sadzę żeby ci się spodobało.

- Niby prawda jeżeli coś jest częścią Xellosa na pewno będzie do bani.

- Czyli ty.

- Nie jestem twoją częścią.

- Owszem…zależy z jakiej strony na to patrzysz.

- To ja patrzę z tej drugiej.

Grzmot!

- Bogowie całą halę rozwalą. Szybciej!!! Głodna się robię!!!- Lina ponownie nawrzeszczała na przyjaciół.

- Zaraz!- Odkrzyknął Goury i rozpruł jakiegoś trytona a Amelia z impetem wpadła do jego…dziury….rany? Mniejsza do czego, ważne, że w efekcie na ziemie wypadła jakaś setka zgniłych ryb.

- No nie no Amelia, teraz wszystko śmierdzi!- Lina zatkała nos.

- I ruszcie się jest pora kolacji, a siedzimy tu od czterech godzin.

- Wiecie co? To wszystko zaczyna robić się coraz mniej poważne.- Skomentował to Zelgadis.

- Zel, jak trytony mogą być poważne?- Zapytała go kapłanka.

- O skończyli.-Wypaliła Lina i zerwała się z miejsca W ich stronę szli styrani i ubrudzeni ale szczęśliwi Amelia z Gourym.

- Nie podchodźcie za blisko, strasznie śmierdzicie.- Powiedziała Lina machając ręką przed nosem.- To co wracamy?- Zaproponowała gdy nagle ich uszu dobiegło głuche dudnienie.

- Trytony?- Zdziwiła się Filia.

- Raczej nie, dochodzi zza drzwi świątyni.- Powiedział Zelgadis podchodząc bliżej wrót skąd dobiegało dudnienie i muczenie. .

- Są zaryglowane.- Oświadczył.

- Heeeej jesteście tam?- Krzyknęła ruda.

- Lina nie drzyj mi się do ucha.- Xellos odepchnął czarownicę i rozsadził rygiel.

Drzwi powoli się otworzyły a ze świątyni wyszła jakaś setka Minotaurów, chudych…i wyblakłych, ale wszystkie były całe i zdrowe.

Na czele grupy stał sędziwy siwy Minotaur, w szatach kapłana.

- Nie jesteście trytonami.-stwierdził błyskotliwie. Ten komentarz zwalił całą szóstkę z nóg.

- No nie co za mózg.- Powiedziała Lina podnosząc się z ziemi. Jednak wtedy minotaur zauważył Zelgadisa i tak jak Rumpelpumpelnikiel padł na kolana a za nim całe miasto minotaurów. Zza ich plecami dało dostrzec się wnętrze świątyni, w której stał przynajmniej trzymetrowy posąg boga, który wyglądał identycznie jak Zelgadis.

- Naprawdę cię kochają cię.- Zachichotała wiedźma.

- Gapią się na mnie.- Jęknął.

- Jasne że się na ciebie gapią. O to tu chodzi. - Powiedziała popychając go do przodu.

- Schowaj mnie

- Zelgadis, uspokój się. Masz się uśmiechać i machać.- Poleciła. Chimera zaczęła sztywno ,machać

ręką. W tym momencie tłum ryknął a radość Minotaurów sięgnęła zenitu.

Lina szybko zorientowała się, że Zel to idealny sposób na manipulowanie mieszkańcami Jamy Baltazara. Momentalnie okrzyknęła siebie Wielkim Pomocnikiem Wielkiego Hydraulika i powiedziała, że w obecności pospólstwa to ona będzie za niego przemawiała. Zelgadis nie protestował wciąż starając się zejść z widoku i chyba na dobre to grupie wyszło bo właśnie w tej chwili śpiewano pieśni na ich cześć. Talent czarownicy do okradania i mataczenia był straszniejszy niż jej kule smoka. Udało jej się wrobić najbardziej skąpy lud na świecie.

Cała grupa poszła na posiłek do Rumpelpumpelnikla. Gdy po trzech godzinach ponownie zeszli na pierwszy poziom nie mogli uwierzyć własnym oczom.

Całe górne miasto, było teraz doskonale oświetlone i prawie osuszone. Nie było już trytonów, ani obrzydliwego smrodu ryb. Wszystkie budowle były dokładnie wyczyszczone, miontaury biegały po ulicach niosąc to jakieś paczki z jedzeniem, to jakieś materiały. Miasto żyło….było tak ogromne, i tak piękne, że przez jakiś czas nie mogli się otrząsnąć z wrażenia.

- W końcu podszedł do nich jakiś Minotaur

- Vercyngetoriks, wyższy patriarcha, do usług.- Skłonił się nisko.

- Słucham?- Lina spojrzała z wyższością na sędziwego byka.

- Chciałem tylko państwa poinformować, że pokoje są gotowe.- Powiedział pokornie.

- Wspaniale, przenieście nasze rzeczy, sprowadźcie konia, skombinujcie porządny posiłek i jeszcze ubrania dla całej grupy.-Rozkazała. Minotaur skinął na paru innych.

- Zaraz wszystko będzie, a teraz państwo pozwolą.- Poprowadził ich krętymi uliczkami, schodami mostkami, balkonami tunelami, aż w końcu znaleźli się na dziedzińcu wielkiego wielo piętrowego budynku…zajazdu. Napis nad kryształowymi drzwiami był zrobiony z jakiś świecących liter układających się w słowo „Burl al Rabal ”. Bo obu stronach drzwi rosły egzotyczne drzewa, a cały budynek wyglądał na wykuty z marmuru.

- Burl al. Rabal!!!- krzyknęła Amelia nie mogąc opanować swojego zachwytu.

- Co?!- Zelgadis popatrzył na towarzyszkę.

- Najdroższy, najbardziej ekskluzywny i najpiękniejszy Zajazd na całym Świecie. - Wykrzyknęła. Rzeczywiście, same drzwi musiały kosztować tyle samo co mała wieś.

- Lino jesteś niesamowita.- Powiedział Xellos.- Nie dość, że umiesz okraść same minotaury to jeszcze robisz to w taki sposób, że się do ciebie uśmiechają i przepraszają, że nie dali więcej.

Weszli do środka.

Na początku wszystkich zatkało. Ogromna hala, z marmury, z diamentowym żyrandolem pod sufitem była oświecona przepięknymi lampami ze świetlików i światła gwiazd. Podłoga ułożona z różnych kamieni które tworzyły niepowtarzalną piękną mozaikę wyglądającą jak kwiat. Bo dwóch stronach Sali ogromne drzwi, prowadziły do innych pomieszczeń. W jednej ze ścian znajdował się bardzo ekskluzywny wynalazek…dźwig bezwysiłkowy(taka winda). W drugiej znajdował się bar i recepcja, oraz specjalne siedziska, dla gości oczekujących na pokój. Popatrzyli w górę, sufit tworzyły tysiące oświetlonych łuków i balkonów, tak jak w ogromnej operze, na samej górze zamontowano ogromne okno wychodzące na powierzchnię. Pod sufitem znajdowały się dwie fontanny które wytryskiwały wodę w taki sposób, że ta przelatywała nad gośćmi łukiem, nie spadając na nich. Wszystko było doskonale oświetlone, ozdobione białym, i zwykłym złotem. Niektóre elementy były zrobione z rzadkiego kamienia, Siertalu. Sami goście wyglądali jak ziarenka piasku, w porównaniu do ogromu budynku. Służba rozłożyła czerwony dywan. Minotaur poprowadził przyjaciół najpierw przez cały Hol(a to trochę trwało), potem do dźwigu. Cały czas ktoś wyciągał głowę lub stawał na palcach, żeby lepiej przyjrzeć się wybawicielom. Gdy znaleźli się na 10 piętrze drzwi otworzył im kolejny lokaj który wyprowadził Linę i Gourego.

- Damy państwu najdroższe pokoje, zajmujące całe piętra. Mam nadzieję, że to państwa usatysfakcjonuje. - Poinformował ich Vercyngetoriks.

- Od biedy…- Westchnęła Lima.

Na piętrze jedenastym wysiedli Xellos z Filią, a na ostatnim, dwunastym Amelia i Zelgadis.

- O i o takim traktowaniu mówiłam.- Szepnęła Filia Xellosowi na ucho kiedy lokaj otworzył przed nimi drzwi. Parze kapłanów opadły szczęki.

- T to nasz pokój?- Wydukała z niedowierzaniem smoczyca.

Całe pomieszczenie składało się z trzech pokoi. Ogromnego salonu, z balkonem, cudownej sypialni godnej samego króla, oraz łazienki jakiej nie zbudowałyby nawet Wodopłazy. Salon był okrągły, podparty dwiema kolumnami, w których płynęła woda. Ściany postawiono z brzoskwiniowego marmuru oraz wapiennej zaprawy. Na podłodze leżał ogromny Regeński dywan tkany z najpiękniejszych nici. W jednym z rogów, w specjalnym, eleganckim zagłębieniu stały dwie ogromne, miękkie kanapy z jedwabnymi poduszkami a pomiędzy nimi stał stolik zrobiony z najrzadszego Murmurwoodzkiego drzewa. Nieopodal był niewielki barek a w strategicznych punktach stały lampy, nadające całemu pomieszczeniu bardzo domowy, ciepły, wręcz intymny charakter. Na ścianach wisiały drogie dzieła sztuki sławnych malarzy takich jak Garfield czy Scoby Doo, a w oddzielającej łazienkę od salonu ścianie zamontowano ogromne morskie akwarium, oczywiście tak skonstruowane, że nie było widać wnętrza łazienki( no, słabo je było widać). W doniczkach stały wyjątkowo rzadkie rośliny, ich kwiaty pachniały tak intensywnie, że już u progu poczuli świerzy słodki zapach przywodzący na myśl rajskie plaże a nie podziemia okupowane przez Trytony. Całe pomieszczenie było ozdobione mnóstwem złotych i kryształowych elementów lecz wnętrze utrzymano w błękitno kremowej tonacji w stylu zbliżonym do orientalnego, tak że barwy idealnie się ze sobą komponowały dając wrażenie, przestrzeni i czystości a za zarazem ciepła. Jedwabna ręcznie malowana firanka powiewała na wietrze, który nie wiadomo skąd wziął się pod ziemią.

Jak już narrator wspomniał na lewo znajdowała się łazienka. Całe pomieszczenie było przedzielone na dwie części. W pierwszej, (tej od akwarium) znajdował się zlew, wieszaki, wejście do sauny oraz jakuzi, w drugiej zaś, oddzielonej falowanym szkłem, znajdowała się ogromna wanna do której wpuszczało się wodę małym wodospadem, toaleta i szafeczki…z wyposażeniem!!! Wszystko wyłożone było porcelanowymi płytkami, w niektórych zatopione były prawdziwe muszle.. Na wieszakach wisiały puchate ręczniki i dwa szlafroki. Wszystkie meble były śmiesznie spłaszczone i zaokrąglone, jedynie lustro było prostokątne, ale za to podświetlone diamentowymi lampkami.

Ostatni pokój, sypialnia był chyba najbardziej zadziwiający, zamiast drzwi oddzielała go jedwabna kotara a samo wnętrze było zaprojektowane z taki rozmachem i stylem, że aż trudno było uwierzyć w to co się widzi. Pomieszczenie było prostokątne, ale wszystkie kąty zostały wygładzone dziwną substancją wyglądającą jak galaretka, sufit wyglądał jak parę okręgów wciśnięty jeden w drugi(taka wieża Babel do środka) a każdy z nich był podświetlony, mdłym światłem. Podłoga została zrobiona z Siertalu…najrzadszego kamienia jaki znano, był prawie niemożliwy w obróbce, kolor miał mleczno srebrny i co najdziwniejsze był ciepły, a to było powodem wielu kłótni jeżeli chodzi o klasyfikację. Ściany były przyozdobione krytalionem(jasno błękitnym kryształem). W niewielkiej wnęce stało OGRMNE łóżko, wyrzeźbione z jednego kawałka drewna. Muśliona kotara spuszczona z sufitu, przysłaniała łoże i delikatnie spływała na podłogę. Pościel była ręcznie tkana przez najmniejsze stworzenia jakie znano, Pchłołaki, dzięki temu była niesamowicie gładka i miękka a wzory na niej wyhaftowane były jak żywe. Nawet materac był luksusowy bo zrobiony z morskiej rośliny zwanej materacowcem należał do najwygodniejszy jakie znano. A śliwką na szczycie tortu było pudełko czekoladek leżące na pościeli.

Po obu stronach stały misternie rzeźbione szafeczki z lampkami w których było zamknięte odbicie księżyca w młyńskim stawie. Z jednego z rogów spływał maleńki wodospadzik podlewający niezwykłą roślinę, czy też zwierzę, trudno określić…ale to coś wyjątkowego. Okazało się, że jest tutaj też mała garderoba, z największym zbiorem butów kosmetyków, ubrań i innych bibelotów, jaki w całym swoim życiu widziała Filia, zresztą Xellos też. Ogromne okno miało specjalnie topione błękitne szkło, tak żeby nachalni prości ludzie nie próbowali podglądać, lub robić innych dziwnych rzeczy, które by naruszyły prywatność gości.

Nic dziwnego, że Xellos i Filia poczuli się jak we własnych snach.

- Tu mają państwo dzwoneczek, żeby zawołać służbę.- młody Minotaur wręczył oniemiałemu Xellosowi srebrny dzwoneczek.

- Życzę miłej nocy, dobranoc.- Powiedział szybko i wycofał się, z pokoju.

Xellos i Filia popatrzyli na siebie. Zapadła chwila ciszy po, której nastąpił pisk Filii.

- AAAaaa nie mogę uwierzyć!!! Jesteśmy Burl al. Rabal!!! - W biegła do pokoju i zaczęła wszystko oglądać.

- To jak we śnie!!!- Dodała rzucając w kapłana poduszką, którą zresztą bez słowa złapał.

- No weź!!! Nie psuj mi radochy!!! O ludzie nie mogę uwierzyć!!!- Wypaliła.

- No ja też…- Mruknął demon przyglądając się lampce. - Zawsze zastanawiało mnie jak oni to robią?-

- Oj Xellos, kogo to obchodzi!!! - Zapytała Filia podnosząc ulotkę z stolika.

- Zobacz co oni tutaj mają!!! Nie mogę uwierzyć własnym oczom!!!- Oświadczyła czytając ją.

- A co mają?- Zapytał kapłan zerkając jej przez ramię.

- Salon gier, salon piękności, SPA, fryzjera, własny rynek handlowy, bar, osiem restauracji, salę balową, wiszące ogrody, mini wodospad, teatr, operę, salon rydwanów, stadion, tor wyścigowy, basen, oceanarium, oranżerię, mini zoo, zapewniają ochronę przed mediami…- Czytała.

- Nieźle…- Mruknął kapłan, który pomimo podziwu dla pracy minotaurów potrafił zachować spokój w obliczu zaistniałej sytuacji.

Kolejne pół godziny spędzili na podobnej rozmowie, czyli cały czas mówili jakie to niemożliwe, że się tutaj znaleźli. W tym czasie służba zdążyła już przynieść, szaty odświętne, na ceremonie Powitania, szaty codzienne, oraz repliki ich własnych ubrań.

- Dobra to ja się idę kąpać!- Powiedziała Filia gdy tylko zamknęła się drzwi za lokajem.

- Przecież tu jest łazienka!- Powiedział Xellos zerkając zza książki i widząc, że dziewczyna wychodzi z pokoju.

- Daj spokój, nie będę kąpała się w zwykłej łazience, skoro mogę iść do SPA.- Oświadczyła jakby mówiła o najbardziej oczywistej rzeczy na świecie. Kapłan wytrzeszczył oczy i popatrzył na ich łazienkę.

- A co masz na myśli mówiąc „niezwykła” ?- Zapytał.

- Oj nie łap mnie za słowa, trzeba korzystać…idziemy z Amelią i Liną na pełen cykl.

- Na pełne co?

- Cykl, a zresztą i tak nie załapiesz.

- No jak już zaczęłaś to dokończ.

- No fryzjer, kosmetyczka, manikiur, pedikiur.

- Ty mnie nie obrażasz?

- Ludzie ale ty jesteś durny!!!- Fuknęła Filia.

- A jednak.- Westchnął Xellos.

- To zabiegi.

- Dobra!- Przerwał jej. -Nie znam się na tych wszystkich babskich sprawach

- Zauważyłam.

- A za ile będziesz?- Zapytał starając się zmienić temat rozmowy.

- No nie wiem, cztery do pięciu godzin.- Wypaliła. Kapłan wypuścił książkę z rąk i nawet tego nie zauważył.

- Co?- Wydukał.

- To co słyszałeś.- Oświadczyła i wyszła.

- Do…zobaczenia.- Powiedział do zamkniętych drzwi wciąż przerażony tym co mu powiedziała smoczyca. Pięć godzin?! Co ona tam będzie robiła!? W pięć godzin można cały hotel zwiedzić! Można wybić armię złotych smoków…w pięć godzin! To kupa czasu!

Dla zabicia tej kupy czasu kapłan postanowił coś porobić. Chciał wyjść do miasta ale tłum paparazzi czatujących pod hotelem nie wyglądał zachęcająco. Samo zwiedzanie hotelu też go nie kręciło, więc uznał, że najlepszym wyjściem będzie zmarnowanie tego czasu. Wyciągnął z lodówki wszystko co słodkie i rozłożył się na kanapie przeglądając książki. Odnalazł takie tytuły jak „Wielki Nanna” „Czym się stają się demony gdy przestają wierzyć w bogów?”, „1000 i 1 sposobów na udany makaron, poradnik Baltazara Pompki herbu Zmielona Staruszka”. „Henio Garnek i Kamień dentystyczny”, „Henio Garnek i Łopata zagadek”, „Henio Garnek i Zagon Feliksa”, „Henio Garnek i Pracownik zakładu karnego”, „Henio Garnek i kufel Romka”, „Henio Garnek i Piernik Półkruchy” a także poradnik małżeński i coś z wierzeń minotaurów. Demon westchnął ciężko i odłożył książki na bok. Poradników nie czytywał, historii miał powyżej dziurek w nosie, gotować nie potrafił, małżonki nie posiadał a Henio Garnki dawno już wszystkie przeczytał…no a filozofii nie lubił.

Zajął się więc wpychaniem w siebie wszystkiego co miał pod ręką a gdy skończył zdziwił się, że jego fizyczne ciało mogło tyle w sobie pomieścić. Odczuwanie przyjemności…To był jeden z wielu powodów dla, których nie oddałby tego, jak to kiedyś nazywał, nędznego przebrania. I tak już nie potrafił odróżnić siebie no. 1 od siebie no. 2.

Po dłużej chwili kontemplowania tego co zjadł zwlókł się z kanapy i podążył w stronę sypialni. Przypomniało mu się, że tam zostało jeszcze jedno pudełko czekoladek.

Jednak nim dobrał się do słodyczy podjął poważną decyzję wcześniejszej kąpieli i zmiany stroju, co by czekoladki nie musiały obcować z brudnym demonem.

Pośpiesznie pozbył się pierwszej warstwy brudu, później drugiej a na koniec wziął kąpiel i wbił się w ubrania przygotowane przez minotaury, nawet nie zwracając uwagi na to, że było to coś w rodzaju bardziej zakrytej togi. No dobra, zwrócił uwagę, stwierdził, że jest obciachowa więc nałożył tylko spodnie z zamiarem ubrania reszty tuż przed przyjściem Filii.

- Kto na mnie czekał?- Zamruczał kładąc się obok sporego pudełka.

- Tęskniłaś za mną…- Bardziej stwierdził niż zapytał, przyciągając do siebie kartonik.- Wiem, że tęskniłaś. Wynagrodzę ci to.

- Obiecuję, że będę delikatny.- Zachichotał rozwiązując pierwsze sznureczki.

- Jesteś taka piękna…i tak pięknie pachniesz i …oh!!! Masz nadzienie z owoców Ananab!!! Jesteś spełnieniem wszystkich moich ideałów. - Czule przemawiał do pudełka. Właśnie miał wsadzić do buzi pierwszą czekoladkę gdy zorientował się, że jest obserwowany.

- Długo tu jesteś?- Zapytał niezbyt uprzejmie, nawet się nie odwracając w stronę wejścia.

- Już się tak nie jeż. Nie zjem ci twoich czekoladek.- Odpowiedział mu głos Filii. - A swoją drogą, w życiu nie słyszałam, żebyś do czegokolwiek przemawiał tak czule.

- Ona nie jest czymś!!!- Prychnął i odwrócił się w stronę smoczycy. I wtedy stały się dwie różne

rzeczy. Rzecz pierwsza: Xellosa zatkało. I to porządnie, zgodnie z definicją tego słowa czyli przez chwilę zamarły w nim jakiekolwiek procesy życiowe. Zamrugał i wlepił tępe spojrzenie w stojącą przed nim dziewczynę, która wyglądała tak, że na chwilę zapomniał o czekoladkach. Gdyby teraz zobaczył Filię na ulicy to by jej nie poznał…z rozpuszczonymi, wypielęgnowanymi włosami, zaróżowioną od ciepłej kąpieli skórą, bez sińców pod oczami i innych pozostałości trudnych podróży wyglądała…no…wyglądała tak, że nie mógł się przyczepić!

A rzecz druga to reakcja Filii, która także zamrugała i zaczęła się śmiać.

- Bogowie, Xellos co ci się stało z włosami?! Wyglądasz jakby ktoś podłączył cię do prądu!- Zachichotała. Kapłan niemrawo przygładził grzywkę i zajął się obserwowaniem jasnej halki dziewczyny.

- Xellos, coś się stało?- Zapytała posyłając mu zdumione spojrzenie.- I możesz mi wytłumaczyć dlaczego chodzisz topless, chyba nie rozebrałeś się dla czekoladek?

- Od kiedy nosisz krótkie spódnice?- Zapytał zastanawiając się co go to obchodzi i dochodząc do wniosku, że dużo bo jak tak dalej pójdzie nie będzie mógł dokuczać Filii.

- Od kiedy cię to interesuje?- Odpowiedziała pytaniem na pytanie.- A tak w ogóle to jest sukienka.

- Rany Xellos, ty chyba przedawkowałeś cukier!- Wypaliła zaglądając do salonu i widząc spustoszenie, którego dopuścił się demon.

- Hej, ty rozumiesz co do ciebie mówię?- Zapytała podchodząc do niego i klepiąc go delikatnie w policzek.

- Nie rób tak!- Wypalił Xellos odwracając głowę.

- Że co?

- Nie pochylaj się tak!- Powiedział. Filia szybko się wyprostowała ale po chwili uśmiechnęła się mściwie.

- Co Xellos? Przecież jesteś demonem takie rzeczy nie powinny cię ruszać.

- Możliwe.- Jękną - Ale to nie zmienia faktu, że wciąż pozostaję mężczyzną.

- Mężczyzną, brzmi dumnie. Zaraz…czy ja dobrze rozumiem…- Zaczęła Filia.

- Tak dobrze rozumiesz!- Przerwał jej Xellos modląc się żeby nie powiedziała tego na głos.

- Nie wierzę! Wielki Xellos zawstydzony!- Oświadczyła chichocząc. Demon uniósł brwi w niedowierzaniu. Trzeba być smokiem, żeby nie załapać o co chodzi.

- Nie zawstydzony!- Prychnął dochodząc do wniosku, że z dwojga złego woli być wzięty za samca niż za nibychłopca.- Tylko…

- Tylko?- Ciągnęła Filia.

- To tajemnica!- Warknął stwierdzając, że nie przejdzie mu to przez gardło.

- Czyli wstydasz się.

- Nie! Rany! Jaka baba z ciebie! Zawsze skomplikujesz!- Prychnął zirytowany- Ładnie wyglądasz! Zadowolona!- Wypalił i szybko odwrócił się do dziewczyny plecami. Schwycił czekoladki i zaczął je sobie wpychać do ust czekając na jakieś obelgi, fochy i…

- Dziękuję.- Powiedziała spokojnie smoczyca i rzuciła się na łóżko rozsypując na poduszkach bladozłote włosy. Demon oderwał się od czekoladek i popatrzył na nią z niedowierzaniem.

- Nie przywalisz mi?- Zapytał.

- Po co?

- No…przed chwilą stwierdziłem, że…

- Nie powiedziałeś mi tego, żeby było mi miło. Stwierdziłeś suchy fakt.- Przerwała mu dziewczyna machając dłonią w powietrzu.

- Nie łapię.- Mruknął.

- O rany…Xellos, jesteś bardzo dobrze zbudowany a szczególnie ładnie masz umięśnione plecy.- Powiedziała dziewczyna pukając go delikatnie w skroń. Kapłan wlepił w nią zdziwione spojrzenie.

- Nie powiedziałam tego bo cię lubię. Powiedziałam tylko co zauważyłam.- Oświadczyła wzruszając ramionami.

- Ale mimo wszystko, zwróciłaś na to uwagę.- Zauważył szybko Xellos.

- No pewnych rzeczy nie przeskoczysz…gdybyś nie biegał bez koszuli…

- Nie podobała mi się. - Przerwał jej.- A skoro jesteśmy już przy temacie…

- Daj spokój.- Mruknęła Filia.

- Jednakowoż.

- Xellos, samo zanotowanie, że ktoś dobrze wygląda jeszcze nic nie znaczy. Nie panikuj, nie dzieje się z tobą nic czego byś nie chciał.

- Ale ja…

- Jak zaobserwuję u ciebie niepożądane zachowania to ci powiem.

- Tylko, że ja…

- Xellos, mogę cię o coś prosić?

- No…

- Wyjdź do łazienki i poczekaj tam piętnaście minut, aż zasnę. - Powiedziała Filia a on o dziwo

wstał i wyszedł. Jednak kiedy wyszedł jego mózg odzyskał sprawność i zaczął myśleć. Po pierwsze Xellosa wcale nie martwiło, to, że zanotował, że Filia dobrze wygląda. Bardziej go martwiło, to, że podobało mu się to co widział…no ale to jeszcze dało się zwalić na karwy płci. Jak wiadomo tego przeskoczyć się nie da. Po drugie, zdziwiło go zachowanie Filii i nie chodzi tu o to, że mu powiedziała, że ma dobrą budowę tylko o to z jaką łatwością odgadła co go najbardziej martwi. No ale nie żeby on zaobserwował u siebie jakieś niepokojące zmiany! No co to, to nie! Pokrzepiony tą myślą wrócił do sypialni i zwalił się na łóżko.

- Wcale mi nie chodziło o to o co tobie.- Oświadczył gapiąc się w sufit.

- Cieszę się twoim szczęściem. - Mruknęła Filia i przekręciła się na drugi bok.

- Przypomniało mi się, że nie zaśpiewałaś jeszcze końcówki tej piosenki.- Mruknął.

- Xellos jakiej znowu piosenki?

- Wilków?

- Pieśni wilków?

- No…

- Idź już spać.-

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Oniria-san : 2009-12-11 21:55:31
    Tytuły

    Tytuły książek sprawiły mi niesłychaną radość :) Szczególnie Henio Garnek i Kamień Dentystyczny.


    No i jeszcze miłosne wyznania Xellosa...Xellos/bombonierka tego parringu jeszcze nie było.

  • Socki : 2009-12-02 11:33:01
    XD

    A ja uważam, że to zwykła zapchajdziura i nie powinniście dopatrywać się w tym Bóg wie czego- po prostu kiedyś napisałam to teraz trzeba było wkleić. No całego rozdziału nie wywalę:)

    Pozdrawiam wytrwałych co to czytają :D

  • Juki : 2009-11-29 00:00:06

    Na początku ilość opisów w tym rozdziale mnie zabiła. Rany, opisałaś wszystko! Dlatego na początku to ominęłam, teraz okazuje się, że nie słusznie.

    Sysunia ma rację, widocznie tak to zaplanowałaś.

    A i jeszcze jedno. Fic ma kategorię romansu ale jesteś niesamowicie oszczędna w romansach(wszystkich trzech par). Inna sprawa, że parringi Xellosa i Filii czasami są paskudne i słodkie. Ten za to przegina w drugą stronę, jest aż zbyt rzeczywisty...wierzę, że się rozkręcisz.

  • Sysunia : 2009-11-09 17:58:22

    Pamiętam ten rozdział. Jest dosyć specyficzny. Ma dużo opisów i brakuje mu wyraźnej akcji czym się zdecydowanie wyróżnia. Ktoś by mógł powiedzieć że jest nudny ale ja bym nie ryzykowała tego twierdzenia. Ma swój urok i jest swego rodzaju wytchnieniem przed kolejnymi rozdziałami. Tak trzmaj :3 a napisane jak zwykle lekko i z polotem .

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu