Opowiadanie
Days of Destroyer
XVIII. Zdradę kocham, zdrajców nienawidzę.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2009-01-13 08:00:27 |
Aktualizowany: | 2010-01-09 16:10:27 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
Jestem za blisko, żeby mu się śnić.
- Wisława Szymborska
Było już ciemno. Piaski pustyni przybrały ciemno brunatny kolor. Wędrowcy poruszali się wolno, tylko tyle, na ile pozwalały im zmęczone nogi i wszechobecny piasek, ciągle przesypywany przez lodowaty wiatr. Niektóre silniejsze zrywy sprawiały, że wędrowcy byli uwięzieni w piachu po kolana. Jednak wciąż dziękowali Bogom za to, że jeszcze nie ma burzy, która zamieniłaby ich w kotlety mielone.
- Xellos! Xellos!!!- Zawołała Filia przekrzykując wycie wiatru.- Nie możemy tak dalej iść Xellos!- Kapłan brnął przez burzę szczelnie otulony peleryną.
- Słuchasz, co do ciebie mówię!?- Głos Filii wyrwał go z zadumy.
- S słucham?- Zająknął się, jego myśli powróciły z odległych krain.
- Nie możemy dalej iść, zgubimy się, albo nas zawieje. Wiatr się wzmaga!!!- Krzyczała.
- Musimy!- Odkrzyknął- Musimy znaleźć zejście pod ziemię!
- Xellos, nie mamy siły musimy się zatrzymać inaczej poginiemy!!!
- Filia mieliśmy iść!!! Burza nas zabije!
- Ale nie możemy nie damy rady.- Próbowała mu wytłumaczyć smoczyca. Miejsce, do którego mieli dojść ledwo majaczyło na horyzoncie, nie było szans by się im udało.W tym momencie silny wiatr pchnął Amelię prosto w ramiona Filii.
- W porządku?- Zapytała trzymając dziewczynę
- Jasne.- Odpowiedziała księżniczka, ponownie zasłoniła się płaszczem i zaczęła przedzierać się przez zawieruchę.
- Widzisz. To ludzie, muszę odpocząć!!!- Krzyknęła z wyrzutem. Kapłan przystanął i spojrzał na pobliską górę piaskowca.
- Tam.- Wskazał lagą w stronę masywu.- Możemy wejść w góry wcześniej, ale wtedy nie będę znał drogi!- Powiedział. Filia skinęła głową.
- Wreszcie.- Wydyszała Lina opierając się o ścianę i wysypując piach z buta. Na zewnątrz szalała zawierucha, lodowaty wiatr wył i przesypywał całe hałdy piasku z jednej strony na drugą.
- Nie przyzwyczajajcie się- Mruknął Xellos przechodząc obok niej. -Trzeba rozpalić ognisko, chwilę odpoczniecie i jak tylko odnajdę drogę ruszamy dalej.- Powiedział.
- Jak zawsze zadowolony z życia.- Odburknęła czarownica, poczym naciągając but i podniosła się.
- Ruszamy w drogę, gdzie konkretnie?- Zapytał Zelgadis, który dotychczas przysłuchiwał się rozmowie.
- Cała góra ma setki małych korytarzy prowadzących do jednego głównego, który ciągnie się pod ziemią i prowadzi na drugą stronę pustyni.- Wyjaśnił kapłan wskazując palcem na ginący w mrokach góry tunel.
- Nie wygląda zachęcająco.- Westchnął Goury i wyciągnął z torby prowiant, którym obdzielił towarzyszy.
- Nie mamy wyjścia.- Westchnął demon.- Zresztą, tunel i droga to nie problem…- Dodał jakby do siebie.
- A co w takim razie jest problemem?- Zapytała szybko Lina. Xellos wyglądał jakby się wahał, lecz w końcu odpowiedział.
- Kiedyś tego przejścia pilnowały Trolle, teraz gnieżdżą się tu się całe stada beliali.-
- Beliali? A co to takiego?- Zdziwiła się Amelia.
- Plugawe stwory chętnie hodowane przez różnych władców ciemności.- Wyjaśniła Lina zwracając się w stronę reszty grupy.- Niezbyt silne czy mądre, ale gdy jest ich wiele i prowadzi je silna ręka mogą być groźne. - Zakończyła. Wszyscy popatrzyli na siebie z niepewnością w oczach.
- Przy mnie nie stanowią żadnego zagrożenia.- Powiedział Xellos widząc miny przyjaciół.
- Cenisz siebie za skromność i za to, że jesteś najlepszy, co?- Rzuciła Filia ze złośliwym uśmiechem.
Po zjedzonym posiłku zmęczeni podróżni poukładali się dookoła ogniska i udali się na parogodzinny odpoczynek. Ustalili też warty i zanim ktokolwiek się obejrzał posnęli. Oczywiście nie wszyscy.
Filia nie mogła spać, wylądowała pod ścianą z dala od ogniska, a koc dawał niewiele ciepła. Przewracała się z boku na bok starając się jak najszczelniej owinąć pledem.
„Zimno ci?” Usłyszała w myślach głos kapłana.
„Trochę” Mruknęła ponownie przewracając się z boku na bok.
„Tylko trochę?” Upewnił się lekko rozbawiony głos.
„BARDZO”
„To, czemu wcześniej nie powiedziałaś?”
„A co by to zmieniło?” Zapytała zirytowana. Nie otrzymała odpowiedzi jednak ujrzała jak wysoka postać Xellosa wstaje i ostrożnie przechodzi między przyjaciółmi.
„Chociażby tyle.” Powiedział kapłan ujął w dłoń brzeg jej koca, który zaraz stał się gorący. Filia przymknęła oczy i uśmiechnęła się do siebie.
„Dzięki” Powiedziała czując, że powoli ogarnia ją senność.
„Nie zrobiłem tego dla ciebie. Ale…proszę.”
„Tylko tak mówisz”
„Tak?” Zdziwił się kapłan.
„Czasami mam wrażenie, że ty chcesz być dobry. Chcesz zrobić coś, za co inni będą ci dziękować. Zachować się bohatersko tak by rzeczy, które masz były zasłużone. I nie wiem, czemu ale myślę, że kiedyś coś takiego zrobisz…” Powiedziała powoli.
„To trochę naiwne z twojej strony, mówisz tak, bo podgrzałem ci koc. Dlaczego miałbym zaraz stać się miły?” Zapytał Xellos przyglądając się uważnie smoczycy. Filia odwzajemniła spojrzenie.
„Ciekawość” Odparła. ”Będziesz chciał zobaczyć jak to jest. „
„Może” Zamyślił się Xellos „A może nie. Widzisz Filia, z byciem złym jest ten problem, że oznacza ono możność dokonywania wyborów. Mówiąc prościej, zło zawsze wygrywa, bo dobro jest zwyczajnie głupie.”
„A jednak dopuszczasz do siebie myśl, że mógłbyś zrobić coś dobrego.” Zauważyła dziewczyna. Demon uśmiechnął się i pokręcił głową.
„ Dopuszczam do siebie myśl, że moje uczucia na jedną sekundę zamieniłyby się w emocje i zapanowały nade mną…wtedy mógłbym zrobić coś dziwnego.
„Śmieszny jest. Jeżeli coś jest irracjonalne od razu uznajesz to za przeciwne twojej naturze.”
„Bo tak jest. Owszem, byłoby nieźle, gdyby emocje były odpowiedzialne za racjonalne zachowanie. Ale wtedy nie nazywałyby się emocjami, prawda?” Zachichotał kapłan i zaczął bawić się drzewcem swojej lagi.
„ W takim razie jesteś hipokrytą.” Zauważyła Filia po chwili milczenia.
„ Bo?”
„Jesteś wystarczająco ustawiony by stąd zniknąć, a mimo to pracujesz z ludźmi, których nienawidzisz.”
„ Co czyni mnie wariatem.” Przerwał jej kapłan „Nie hipokrytą”
I na tym skończyła się ich rozmowa. Nawet w chwili takiej jak ta każde słowo Xellosa sprawiało, że Filia czuła, iż wie o nim mniej niż sądziła. Wpatrywali się chwilę w siebie próbując odgadnąć, kto ma co na myśli, lecz po jakimś czasie dziewczyna usnęła.
Kapłan siedział oparty o jedną z ścian pomieszczenia, z nudów czytał wyryte na nich zapiski. Nagle jego wzrok padł na runy przedstawiające połączenia różnych stworzeń.
- Zupełnie jak my- Pomyślał czytając, co ciekawsze fragmenty. Starożytne Trolle znane były z
Wysoko rozwiniętej kultury, która z czasem zapadła w niepamięć i zupełnie zaginęła. Podobno kiedyś miało tu być nawet całe miasto. Już niedługo mieli się przekonać co się z nim stało. W poszukiwaniu dalszych części historii kapłan przeniósł swoje spojrzenie na sufit. Nagle zerwał się na równe nogi.
- Wstawajcie! W tej chwili idziemy!- Rozkazał budząc towarzyszy, którzy jeszcze nieprzytomni, wyplątywali się z kocy.
- Co ci odwaliło?- Zapytała go zaspana Lina, wciągając swojego buta.
- Musimy iść, to ten tunel po prawej.- Powiedział wskazując na korytarze ciągnące się w oddali.
- Jesteś pewien?- Zapytał go Zelgadis, ciągnąc za sobą Undis.
- Na pewno, idźcie mamy mało czasu, a żeby przejść na drugą stronę, do równin Eleberethu potrzebujemy czterech dni.
- Skąd pan to wszystko wie?- Zagadnęła go księżniczka
- Czytałem.- Powiedział wskazując na sufit i ściany pokryte freskami.
- A teraz idźcie.- Ponownie powtórzył rozkaz. Wszedł zaraz za Filią, tym samym zamykając pochód. Reszta zrzędziła i ziewała wlokąc się noga za nogą, ale posłusznie wyruszyli w dalszą podróż..
- Starajcie się być cicho, nie wiadomo, co czyha w mroku, jeżeli będziemy mieli szczęście,
Przejdziemy niezauważeni.- Upomniał ich po jakimś czasie wędrówki w mroku. Filia zauważyła, że kapłan, co jakiś czas przystawał i rozglądał się z niepokojem, to zaś sprawiało, że wciąż przypominał się jej sen, w którym rozmawiała z Vallem. A co jeżeli to prawda? Co jeżeli Cień ściga Xellosa? I co ona powinna zrobić by móc uratować ich wszystkich? Na razie jeszcze o tym nie myślała, ale czuła, że tylko oddzielenie się od Xellosa może ich uratować. Jednak, w jaki sposób to zrobić i czy to będzie konieczne…o tym wolała nie myśleć. Dziewczyna odegnała ręką myśli i skupiła się na dalszej podróży. Szli już od paru godzin i jak dotąd nie natrafili na żadną pułapkę lub ślepą uliczkę.
- Xellos, a tak właściwie to skąd wiedziałeś gdzie mamy iść?- Zagadnęła go po jakimś czasie Filia
- Dym.- Odparł.
- Że, co?-
- Dym. Leci zawsze w stronę wyjścia.
- Faktycznie.- Powiedział do siebie
Szli dalej, z serca gór dochodziły dziwne odgłosy, czasami słychać było szczęk oręża, lub czyjś płacz. Niebezpieczeństwa mnożyły się. Zdawało im się, że idą, idą bez końca, aż do korzeni gór. Zmęczeni byli już bezgranicznie, a jednak nie znajdowali pociechy w myśli o jakimkolwiek odpoczynku. Filia pokrzepiła się trochę myślą, że już niedługo będę mogli podróżować głównym korytarzem i wyjdą na zielone równiny Elberethu. Teraz jednak ogarnął ją wielki niepokój, nieomal lęk.. Zmysły miała wyostrzone, lepiej niż dawniej wyczuwała rzeczy niewidzialne. Wśród różnych zmian, które się w niej dokonały, jedną zauważyła bardzo wcześnie: oto widziała w ciemności lepiej od innych uczestników wyprawy, z wyjątkiem chyba tylko samego Xellosa. W każdym razie ona, a nie, kto inny, była smokiem, w dodatku smokiem spokrewnionym z mazoku. Pewna była, że przed nimi i za nimi czai się groźba, lecz nic nie mówiła. Ściskała tylko mocniej w garści podarunek od Starca i wytrwale szła na przód modląc się do bogów by odegnali Cień, który niemalże na pewno podążał ich tropem.
Towarzysze ciągnący przed nią rzadko się odzywali, a i to jedynie szeptem. W ciszy nic nie było słychać prócz odgłosu stawianych butów(i kopyt). Kiedy zatrzymywali się na chwilę, zalegała zupełna cisza, tylko od czasu do czasu, dolatywał ich uszu szmer niewidocznej wody i kapanie kropel. A jednak Filia dosłyszała, czy może wydawało jej się, że słyszy coś innego: jakby klapanie bosych stóp. Nigdy te odgłosy nie były dość wyraźne, ani dość bliskie, by mogła nabrać pewności, że je słyszy rzeczywiście, ale też nie milkły nigdy, póki drużyna nie stawała w marszu. Nie były echem, bo kiedy się zatrzymywali, przez chwilę się jeszcze odzywały, niezależnie od ich kroków i dopiero potem cichły.
Po jakimś czasie wąski korytarz, którym szli zamienił się w duży tunel, gdzie można było już znaleźć poboczne sale, drzwi, rzeźby i inne elementy wskazujące na to, że idą w dobrym kierunku. Posuwali się przez długie godziny, z krótkimi tylko przerwami, nim Xellos natknął się na pierwszą poważniejszą przeszkodę. Tunele dawno zamieniły się już w pomieszczenia połączone korytarzami, schodami i mostami.
- Tego wcale nie pamiętam.- Jęknął Xellos, stając pod sklepieniem. Podniósł lagę, spodziewał się bowiem w jej blasku dostrzec jakiś znak lub napis, który by ułatwił podjęcie decyzji. Nic jednak nie znalazł.
- Tym razem nie ma tu żadnych hieroglifów, żebym mógł coś z nich wyczytać.- Powiedział kręcąc głową.
- A wy jesteście pewnie równie, albo bardziej wyczerpani. Zatrzymajmy się tutaj na noc . Oczywiście rozumiecie mnie: tu zawsze jest ciemno, ale na świecie Słońce już chyli się ku zachodowi i dawno minęło południe.- Szybko dodał kapłan widząc ucieszone miny przyjaciół marzących o maksymalnie długim śnie.
Zelgadis westchnął zrzucając torby i patrząc na przyjaciół, którzy przygotowywali się do posiłku. Kiedy Goury zdjął z rożna pierwszy kawałek mięsa wszyscy rozpromienili się jak znicze na grobach. Sam nie był zbyt głody, ale zmusił się do przełknięcia paru kęsów, bardziej ze względu na Amelię, która go bacznie obserwowała. Gdy wszyscy przygotowywali się już do spoczynku przypomniał sobie, że należałoby wyznaczyć warty.
- Pociągniemy znowu losy.- Zaproponował podchodząc do przyjaciół z garstką patyków.
- To nie będzie potrzebne.- Przerwał mu Xellos.- Ja wezmę całą wartę.- Zelgadis wytrzeszczył oczy ze zdumienia, no, bo przecież zjawiskiem jest Xellos biorący na siebie wszystkie obowiązki.
- Ale przecież nie spałeś od dwóch nocy.- Powiedziała Filia nie zważając na niezbyt przychylną minę demona.
- To nie ma nic do rzeczy. Śpijcie.- Padła odpowiedź.
Zelgadis usnął szybko, ale ta przeklęta kraina wciąż mamiła jego sny, zamieniając je w koszmary zalegające ciężkim kamieniem na piersi. Widział dziwne, mgliste cienie, odbierające mu przyjaciół, widział Rezo i masakrę u wrót jakiegoś miasta. Chciał krzyczeć, ale jego ciało nie należało do niego…
Zerwał się oddychając ciężko i rozejrzał się dookoła. Z ogniska pozostały już tylko resztki świecące się resztką sił, w których mdłej poświacie dostrzegł przygarbioną sylwetkę demona. Wziął miecz i ruszył w jego stronę. Gdy podszedł Xellos drgnął i przyjrzał mu się uważnie.
- Nie zauważyłem cię. To znaczy zauważyłem, ale zignorowałem.- Powiedział demon. Zelgadis zignorował to.
- Prześpij się parę godzin.- Rzucił kładąc rękę na ramieniu kapłana.
- Nie potrzebuję tego.- Padła odpowiedź.
- Wiemy o carpere tractum, więc nie oszukuj się. Musisz wypocząć…
- Zelgadisie…- Zaczął Xellos.- Jak mam rozumieć twoją troskę?
- Twoje głupie żarty mnie nie ruszają. - Odpowiedział siadając obok demona i przekładając miecz przez ramię.- Po prostu wolałbym byś w razie, czego był wypoczęty i mógł nas bronić przed tymi b…coś tam.
- Belialami. Nie są tak groźne jak ci się wydaje. - Powiedział demon i naciągnął jeszcze mocniej kaptur.
- To, co cię trapi?- Dopytywał się woląc wiedzieć, co może zaprzątać myśli tak potężnego demona jak Xellos.
- Nic…- Odburknął mazoku. Zelgadis pokiwał głową.
- Czyli wszystko…- Powiedział domyślając się, o co może chodzić. - Coś cię martwi.
- Przyszłość mnie martwi.- Prychnął Xellos odwracając głowę.
- A nie powinna…
- Bo?
- Jeszcze się nie wydarzyła.- Mruknął Zelgadis.- Chociaż szczerze mówiąc nie pogardziłbym informacją czy coś nam grozi…no chyba, że chodzi o Filię, to wtedy.
- Rany, co wy z tą Filią?- Zapytał oburzony Xellos. Zel uśmiechnął się do siebie, widząc, że trafił w czuły punkt.
- Czymże by byli ludzie bez miłości?- Zapytał wzdychając. Xellos posłał mu spojrzenie pełne pobłażliwego współczucia.
- Byli by ginącym gatunkiem. I nie chodzi o Filię…- Powiedział ponownie.
- To co cię martwi?- Dopytywał się Zelgadis.
- Może to, że nasz świat ma ulec zniszczeniu, ściga nas Garm, wciąż nie znaleźliśmy odpowiedzi na żadne z pytań i właściwie sprawa wydaje się być beznadziejną?- Ofuknął go zirytowany demon.
- Chyba, że masz jakiś tajny plan, o którym ja nie wiem. Fajnie by było gdybyś mi go wyjawił wtedy mógłbym pójść spać.
- Pokonać Niszczyciela i ocalić świat.- Mruknął Zelgaids wzruszając ramionami.
- To pobożne życzenie, nie plan.- Warknął demon i nagle zerwał się na równe nogi.
- To tu.- Powiedział rozglądając się.
- Co tu?- Zdziwił się Zelgadis, dobrze przecież widząc, że sala, w której się znajdowali była pusta i miała tylko jedne drzwi, te którymi weszli. Jednak Xellos poderwał się i przycisnął się do ściany jakby było tam coś, czego nie dane było dostrzec reszcie. I rzeczywiście nie minęła chwila kiedy demon tryumfalnie krzyknął:
- Jest!!!- I odszedłszy od ściany chwycił swoją lagę, przy pomocy, której ruszył ścianę. Zelgadis z niedowierzaniem obserwował jak ogromne kamienie drgają i ukazują jego oczom mały przesmyk prowadzący dalej. Huk musiał obudzić też resztę grupy, bo teraz siedzieli zaspani i z niedowierzaniem wpatrywali się w kapłana.
- Przez lata przejście musiało się zawalić, dlatego dziś go nie rozpoznałem.- Wytłumaczył Xellos z beztroskim uśmiechem na twarzy.
- I pomyślałeś sobie: Ciekawe co się stanie jak przesunę ścianę? A traf chciał, że akurat było tam przejście.- Mruknął pod nosem Zelgadis, jednak nikt go nie usłyszał, bo wszyscy teraz w pośpiechu zbierali swoje rzeczy i przygotowywali się do dalszej drogi.
Weszli do środka i na nowo ogarnęła ich ciemność, jeszcze gęstsza od poprzedniej o ile to możliwe. Lina pewna była, że ktoś musiał w tym maczać jakieś magiczne palce, ale wolała milczeć. Główny korytarz okazał się być przeogromną równiną, która ciągnęła się przed nimi w nieskończoność, ginąc w ciemnościach i nie dając nadziei na zakończenie tej podziemnej tułaczki.
- Teraz będziemy szli przez cztery dni.- Wyjaśnił Xellos ruszając na przód i oświetlając im drogę mdłym światłem.
- Cztery dni?- Powtórzyła z niedowierzaniem Amelia.- Mamy tu spać?
- Spokojnie, są tu cztery bramy, każda oddzielona od każdej o dzień drogi. Tam będziemy spali. Ostatnia prowadzi do wyjścia jednak poprzedza ją przepaść nazywana Przedsionkiem Piekieł, a to nie jest nic dobrego i chyba stanowi najstraszniejszą przeszkodę.
- Bo?- Dopytywał się Goury. Xellos westchną ciężko wyraźnie już zmęczony tymi pytaniami.
- Jedynie jak można nad nią przejść to zwodzonym mostem, miejmy nadzieję, że dalej tam będzie. - Powiedział. I widząc, że Goury już o coś chce zapytać dodał:- Magia się na nic nie zda, Przedsionek Piekieł tak jak Czarcie Bagna i wiele innych miejsc absorbuje wszelką magię.
- No to kiepsko.- Westchnął szermierz a reszta w milczeniu, kiwając głowami, przyznała mu rację.
Ruszyli więc w drogę niewiele rozmawiając między sobą, błądząc w półmroku rozjaśnianym tylko słabymi zaklęciami. Żadne z przyjaciół nie wiedziało jak pokonali pierwsze trzy bramy. Dochodzili tam, gdzie samotne kamienne wrota witały ich cichym smutkiem i pustką. Tam udawali się na krótki, pełen niespokojnych snów i znowu ruszali w drogę. Lina wyraźnie widziała, że wszystkich coś trapi, ale zwalała to na całe dni spędzone w mrokach gór pustyń Ironsand. Czwartego dnia, gdy zbliżali się do czwartej bramy wszyscy jakoś rozpogodnieli, mrok zdawał się jaśniejszy a chwilami czuli nawet powiew świeżego powietrza. Zdawać się mogło, że chociaż tym razem ich podróż zakończy się szczęśliwie, jednak los bywa przewrotny i właśnie im szykował najgorszą z niespodzianek. Właśnie siedzieli wewnątrz czwartej bramy przygotowując się do snu, gdy nagle usłyszeli jakiś szczęk.
- A co to?- Zapytał Xellos zrywając się z miejsca, wszyscy zamarli w bezruchu. Przez kilka minut nie było słuchać nic, a potem z głębi góry dobiegło ich uszu stłumione pukanie: tom-tap, tap-tom. Pukanie urwało się dopiero kiedy echo ucichło, powtórzyło się znowu: tap-tom, tom-tap. Brzmiało to niepokojąco, jak sygnały. Po pewnym czasie wszystko umilkło, tym razem już na dobre.
- To był stuk młota, głowę daję.- Powiedział Goury biorąc do ręki Ostateczność.
- Tak- przyznał Xellos.- I wcale mi się nie podobał. Być może, nie miało to nic wspólnego z
Naszym przekroczeniem czwartej bramy, ale obawiam się, że ktoś mógł się dowiedzieć o naszej obecności. Nie zostaniemy tu na nocleg, ruszamy w drogę.- Zarządził kapłan. Wszyscy ruszyli w stronę wyjścia i mostu, który znajdował się w niewielkiej odległości, takiej, którą mogliby pokonać biegnąc zaledwie parę minut. Przeszli zaledwie kilka kroków dalej, gdy rozległ się straszliwy dźwięk: grzmiące dudnienie dobiegło jak gdyby z głębin ziemi, aż skała zadrżała pod stopami wędrowców. Wszyscy w przerażeniu rzucili się z powrotem do drzwi. Nowy grzmot przetoczył się, jakby pięści olbrzymów waliły w wydrążone skały góry niby w ogromny bęben. Potem rozniósł się echem głos rogu. W korytarzach ktoś zadął potężnie w róg, a z daleka odpowiedziały mu inne rogi i ochrypłe wrzaski. Korytarze dudniły jakby od spiesznych kroków tysięcy stóp.
- Nadchodzą!- Krzyknęła Amelia.
- Nie ma wyjścia!- Powiedział Zelgadis widząc, że nie zdążą dobiec do mostu.- Musimy zatrzasnąć drzwi i zabarykadować!!!- Powiedział Zelgadis. Znów usłyszeli ochrypły głos rogu, a potem coś jeszcze, przeraźliwy wrzask. Wrzask, który mógł być tylko, okrzykiem wojennym. Z korytarza dobiegł tupot nóg. Szczęknęły i zadzwoniły miecze, gdy je osaczeni dobyli z pochew. Zelgadis podparł ramieniem drzwi
- Nie zamykaj jeszcze!- Powiedział Xellos. Jednym skokiem znalazł się u boku Zelgadis.
- Kto jesteście, że przychodzicie zakłócać spoczynek zmarłych?- Krzyknął donośnie.
W odpowiedzi usłyszał jedynie ochrypły śmiech, który zagrzechotał, jak gruz sypany do studni. Ponad wrzaski wzbiły się głosy komend. Gdzieś w dole grzmiały bębny.
Szybkim ruchem Xellos podsunął się do wąskiej szpary uchylonych drzwi i wytknął przez nią swoją lagę. Oślepiająca błyskawica oświetliła salę i prowadzący do niej korytarz. Kapłan na sekundę wychylił głowę zza drzwi. Jęknęły cięciwy, z głębi korytarza świsnęły strzały, Xellos uskoczył wstecz.
- Beliale…setki beliali.- Krzyknął w stronę przyjaciół.
- Są miedzy nimi olbrzymy i stóręcy, czarni synowie ziemi. Na chwilę ich wstrzymałem, ale idą z nimi jeszcze jakieś inne stwory. Odwrót tędy byłby beznadziejny.
- Wszystko jest beznadziejne, jeżeli idą także drugim korytarzem! Z drugiej strony sali!- Krzyknęła Filia
- Z tej strony, na razie nic nie słychać- odparł Goury, który patrzył w nieprzeniknione mroki miasta
Ciężkie kroki zadudniły w korytarzu. Goury i Zelgadis rzucili się do drzwi i zatrzasnęli je własnym ciężarem, potem zaklinowali odłamkami mieczy i kołkami. Drużyna cofnęła się na bezpieczną odległość, z grupy wystąpili Xellos i Lina zbierając całą moc, jaką posiadali. Pierwsze stuknięcie- drzwi ugięły się pod ciężarem jakiegoś potężnego oręża. Nie mogli się jeszcze cofnąć. Przez szparę z każdą sekundą wsuwała się olbrzymia ręka, potem ramię okryte ciemną skórą i zielonkawą łuską. Wielka płaska pozbawiona palców stopa wdarła się dołem. W korytarzu zaległa cisza.
- Spokojnie, rzucimy zaklęcie ofensywne.- Szepnął Xellos do czarodziejki
Coś ciężkiego huknęło o drzwi raz, i drugi, i trzeci. Tarany i młoty waliły w drzwi z rozmachem. Wrota trzasnęły, zachwiały się i utworzyła się w nich szeroka szpara. Świsnęły strzały, ale opadły na podłogę zniszczone magią Filii. Róg zagrał, wrogowie jeden po drugim wskakiwali do sali.
- TERAZ!- Krzyknął Xellos, i wraz z Liną zwalili na głowy obrzydliwych przeciwników tony kamieni grzebiąc ich w ruinach wspaniałych drzwi i tym samym uniemożliwiając przejście następnych.
- Pięknie!- Krzyknął Zelgadis. Zza gruzu dobiegły ich stłumione okrzyki i warknięcia. Nagle potężne ramiona szarpnęły jeden z kamieni.
- No to po nich!- Krzyknął zadowolony Xellos.
- I po przejściu.- Dorzucił Zelgadis.
- Nie mieliśmy innego wyjścia.
Jeszcze nie skończył mówić, gdy znów rozbrzmiał nieprzyjacielski sygnał, lecz inny niż poprzedni głuchy ryk przetoczył się po sali, że aż filary zadrżały.
-Prędzej to ostatni etap wyścigu, jeżeli słońce nie zaszło jeszcze na świecie możemy wygrać!.
-Uwaga! Most przed nami jest wąski i niebezpieczny, ale widzę, że jest opuszczony!- Krzyknął Xellos.
Nagle Filia zobaczyła ziejącą otchłań. U krańca sali podłoga urywała się nad niezgłębioną przepaścią. Jedyną drogę do drzwi stanowiły kilkuset metrowy most, bez krawężników i poręczy; wygięty w łuk, spinający dwa brzegi czeluści. W ten sposób trolle przed wiekami zabezpieczyły swoją siedzibę od nieprzyjaciół, którzy mogli wedrzeć się do pierwszej sali i zewnętrznych korytarzy, ale nie mogli przejść dalej. Tu można było iść tylko pojedynczą kolumną. Na skraju mostu Xellos zatrzymał się, drużyna skupiła się za jego plecami.
-Idźcie za Zelgadisem- Krzyknął.- Następne pójdą Amelia i Lina. Prosto naprzód, po moście do drzwi. Grupa pobiegła w stronę drzwi a Xellos za nimi zamykając pochód. Stanęli u drugiego końca przepaści tuż przy mechanizmie uruchamianym magią i podnoszącym skrzydła mostu.
Filia obejrzała się: za szczeliną buchającą ogniem tłoczyły się tysiące beliali. Wymachiwali dzidami i krzywymi szablami, które błyszczały krwawo w łunie pożaru, który wybuchł, gdy byli zajęci pokonywaniem wąskiego mostu. Grupa cofnęła się w przerażeniu jednak zaraz miało wydarzyć się coś, czego nie przewidzieli. Za belialami nadchodził ktoś inny. Nie było go jeszcze widać, majaczyła tylko ogromna postać cienia czarna sylwetka z kształtu podobna do przygarbionego człowieka, lecz większa; siła i groza tchnęły od stwora i wyprzedzały go, gdziekolwiek szedł.
Zatrzymał się nad skrajem ognistej czeluści i zaraz łuna przygasła, jakby ją chmura otuliła.
Potem zebrał się i skoczył nad szczeliną. Płomienie strzeliły ku górze jakby na powitanie i oplotły go wieńcem. Czarny dym zawirował w powietrzu. Rozwiana grzywa potwora tliła się iskrami. W prawym ręku trzymał miecz ostry i wąski jak płomienny jęzor. W lewym dzierżył sztylet.
- To niemożliwe!- Jęknęła Lina- Co to na Bogów jest?!
- Cień. - Mruknął Xellos- Co za nieszczęście! A taki jestem zmęczony! - Kapłan obrócił się do przyjaciół i gestem kazał im pozostać po drugiej stronie mostu, sam zszedł z niego i stanął przed oparami i płomieniami, co chwilę przybierającymi ludzką postać.
- Pilnujcie by most się nie otworzył!- Krzyknął do reszty.
Czarna postać w ognistej łunie skoczyła ku niemu. Baliale wśród wrzasków odskoczyli od postaci, która gęstniała z mroków.
Cień już dosięgał mostu. Xellos stał pośrodku, lewą ręka wsparty na ladze w prawej wznosząc kulę energii, która lśniła białym zimnym światłem. Napastnik raz jeszcze przystanął twarzą w twarz z kapłanem. Potwór okazał się w całej swojej potędze. Miał sylwetkę potężnego człowieka, lecz skórę strzaskaną gnijącą skórą przywodzącą na myśl jałowe ziemie pustyni Ironsand. Twarz i ciało chodź podobne do ludzkich nie były nimi. Oczy miał całe czarne, w paszczy dwa rzędy długich jak dłuta potwornych kłów, ciało jego gniło i wydzielało niemiłosierny smród. Ponadto bestia zdawała się jarzyć lodowatym turkusowym blaskiem. Na piersi demona była zawieszona ogromna płyta kamienna, pełniąc funkcję prowizorycznej zbroi, a ogromne błoniaste skrzydła spoczywały na jego plecach.
- Precz - powiedział Xellos.
- Jestem sługą demonów! Władam magią chaosu. Jestem niszczycielem światów, śmiercią kroczącą wśród hałasu astralu, otoczonym ciszą martwych, narastającą we mnie ich krzykiem.- Krzyknął zaczynając inkantację najpotężniejszego zaklęcia. Cień nie odpowiedział. Ogień jego jakby przygasł, lecz ciemność dokoła jeszcze zgęstniała. Z wolna wystąpił przed kapłana i nagle wyrósł na olbrzyma, a rozpostarte skrzydła wypełniły przestrzeń od ściany do ściany.
- Jestem upiornym wędrowcem, wędruję przez czas i przestrzeń, gdziekolwiek spojrzę - trupy gdziekolwiek przejdę - zgliszcza.
Reszta pobiegła dalej, lecz Filia zatrzymała się…jej wzrok padł na mechanizm podnoszący most. Jedno dotknięcie ręki i skrzydła mostu podniosą się, uniemożliwiając Cieniowi zaatakowanie jej przyjaciół.
- Jestem ostatnim banitą, władcą każdego cmentarza. Ostatnim przekleństwem ostatniego miasta. Jedynym z tych, którzy byli.
Jedno dotknięcie ręki i zamknie Xellosa w śmiertelnej pułapce, z której nie ucieknie. Podniosła głowę widząc słabą sylwetkę demona zmagającą się z własnym fatum. Jeden gest, który uczynić musi ona, nie, kto inny i uratuje innych, zabijając jego…jego i siebie. Czy może zabić siebie, by uratować ludzi? Czy może zabić Xellosa…jego…zamordował jej rasę…zamorduje i Linę i resztę. Nie własnoręcznie, ale póki żyje on…żyje i jego Cień, jego śmierć.
- Mym domem Miasto Śmierci, Miasto potęgi i chwały, wymarłej rasy - władców strachu, Mym domem - Niebyt.
Potwór znowu ryknął przeraźliwie i zaprezentował swą potęgę, niewątpliwie był śmiercią na miarę tak potężnej istoty jak kapłan bestii. Lecz Xellos stał wciąż, lśniąc w mroku. Zdawał się mały i bardzo samotny, słaby jak zwiędłe drzewo przygięte pierwszym podmuchem jesiennej burzy.
Z ciemności wybłysnęło lodowate ostrze.
Laga zaświeciła jasno w odpowiedzi.
Szczęknęła stal, mignęła biała błyskawica. Cień padł na wznak, jego ognisty miecz rozpadł się na kawałki. Kapłan chwiał się na środku przejścia. Zrobił krok wstecz i znowu stanął pewnie! Filia jak na zwolnionym filmie widziała jak Xellos odwraca się i kieruje w stronę mostu. Jego Cień był silniejszy od niego nie było wątpliwości, nie mieli najmniejszych szans…a ona i tak zginie razem z nim. Wyciągnęła rękę w stronę mechanizmu, prostej kamiennej płyty. Jeden gest. Ściągnęła rękawiczkę i wtedy napotkała spojrzenie Xellosa, trochę zdziwione, niedowierzające wreszcie pytające. Tak jakby kapłan nie rozumiał o co jej chodzi. A potem, powoli się uśmiechnął w typowy dla siebie sposób, tajemniczo i delikatnie. Wiedział, co ona chce zrobić.
- Przepraszam.- Wyszeptała pobielałymi wargami.- Przepraszam cię…- Krzyknęła, ale jej głos zginął wśród ryków beliali i Cienia.
„Mówiłem ci Filia, jesteśmy tacy sami.” Usłyszała w głowie radosny głos demona.
„Pomagam ci tylko zostać bohaterem” Odpowiedziała hamując łzy i zdobywając się na uśmiech.
„Tacy sami”
„I tak samo zginiemy” Odpowiedziała przykładając rękę do mechanizmu. Skrzydła mostu zaczęły się unosić, lecz w połowie cała maszyneria zajęczała, zadrżała i kamienny most z hukiem runął w czarną przepaść. Xellos ponownie się uśmiechnął.
„Nie, nie zginiemy. Ty nie zginiesz.”
„Co?” Wypaliła.
„Uciekaj”
„A ale”
„UCIEKAJ!!!”
Ale Filia nie mogła uciekać. Nogi wrosły jej w ziemię i z przerażeniem wpatrywała się w Cień, który ponownie rozpostarł skrzydła i przygotował się do ataku. To była sekunda. Xellos raz jeszcze na nią popatrzył i nagle z okrzykiem w języku, którego nie rozumiała walnął z całej siły laską w kamienną posadzkę. Nagle wszystko zaczęło drżeć i trząść się, wszystko co było po drugiej stronie mostu pokryły cienie tak, że Filia nie mogła dostrzec niczego. Mimo to nie ruszyła się z miejsca.
Nagle poczuła szarpnięcie…to Zelgadis, chwycił ja za ramię i pociągnął.
- Gdzie Xellos!?- Krzyknął.
- Został by zwiększyć nasze szanse.- Skłamała czując, że już nie może walczyć z napływającymi do jej oczu łzami.
- Filia chodź!!!- Zelgadis szarpnął ją i pociągnął w stronę wyjścia.
- Gdzie Xellos?!- Krzyknęła Lina, lecz gdy ujrzała płaczącą Filię i napotkała spojrzenie chimery wszystko zrozumiała.
Rzucili się ku schodom, które zaraz za drzwiami sali pięły się w górę. Zelgadis na czele, Goury na końcu kolumny. U szczytu schodów ujrzeli szeroki, dudniący echem korytarz. Tędy pobiegli dalej. Filia tuż obok słyszała szloch Amelii i nagle uświadomiła sobie, że także płacze. Dum...Dum...Dum...Brzmiały bębny, lecz teraz powolnym, żałobnym rytmem.
Biegli bez tchu. Korytarz rozjaśniał się, wykute w stropie kominy doprowadzały tu z góry światło. Przyśpieszyli jeszcze kroku. Znaleźli się w sali pełnej blasku dnia, błyszczącego na wschodzie. Minęli ją pędem, wypadli przez ogromne wyłamane drzwi i nagle ukazała im się Wielka Brama, otwarty wylot ku jaskrawemu światłu.
W cieniu wielkich słupów po obu stronach bramy czaili się beliale stażujący u wyjścia. Brama była jednak rozbita, oba skrzydła leżały strzaskane na ziemi. Zelgadis powalił dowódcę, który mu zastąpił drogę, inni wartownicy rozpierzchli się w panice. Cała drużyna, na nic nie zważając, minęła straże. Za bramą wielkimi krokami zbiegli po ogromnych, zniszczonych zębami czasu schodach, które stanowiły próg Ironsand. Przed nimi rozciągały się zielone równiny Eleberethu. W ten sposób znaleźli się pod jasnym niebem, którego nie spodziewali się już ujrzeć, i poczuli oddech wiatru na twarzach. Nie zatrzymali się, póki nie oddalili się tak od ścian gór, że już nie mogły dosięgnąć ich strzały. Otaczała ich Dolina Szkarłatu. Leżał na niej cień niebezpiecznych pustyń Ironsand, lecz ze wschodu złociło ją światło. Słońce świeciło a po niebie płynęły leniwie białe obłoki.
Spojrzeli za siebie: w cieniu gór czerniał wylot bramy. Spod ziemi dobiegał odległy, stłumiony warkot: dum...Cienką smuga sączył się czarny dym. Poza tym nie było widać nikogo i niczego, dolina zdawała się być pusta.
Dum...Teraz dopiero mogli poddać się rozpaczy i płakali wszyscy: Amelia usiadła zrezygnowana na ziemi, obok niej reszta tylko Filia odeszła na bok dławiąc się łzami. Zrobiła parę kroków w stronę gór, gdy z oddali usłyszała głos Liny.
-Filia? To połączenie, czy Xellos, czy on...- Smoczyca odwróciła się w jej stronę, pokręciła głową. I ledwo dosłyszalnym głosem wyszeptała
-Nie, nie czuje go...- Nagle jakby coś w niej pękło, dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że kapłan ich nie opuścił na chwilę, że to, co było kiedyś jej marzeniem teraz stało się ucieleśnieniem obawy, która gnębiła ją od pewnego czasu.
-On...Nie żyje.- Te słowa ostatecznie pogrzebały jakikolwiek promyk nadziei i boleśnie dały do zrozumienia, że Xellos został zabrany przez mroki starożytnego miasta trolli. Że zginął przez nią…że zabiła go.
-Nie żyje.- Szepnęła po raz ostatni, i ręką wytarła łzę.
Dum...Dum...Bębny ucichły.
Korekta by Kórczak
Oj przecież wiem =P Ale chciałam dodać trochę dramaturgi hehe i się nie zdradzić ze swoją widzą na temat prawdopodobnego dalszego ciągu- milcze jak grób ( albo niech będzie skała- dość już tych żałobnych tonów ;P)
A tak ogólnie to i czytając to poraz drugi to nadal łezka w oku się kręci przy tym rozdziale ;o
Kamenko ale ty zdaje się czytałaś Starego DoD'a(ale skrót wymyśliłam @.@) i wiesz, że to wszystko to nie Twoja wina, tylko miało służyć...no temu czemu służyło w późniejszych rozdziałach no.
Ri- chan wyluzuj, to tylko fic, nawet nie opowiadanie :) Jego prosta budowa aż boli, więc taka szczwana dziewczyna jak ty, przewidzi co się pewnie stanie :)
Albo Czytelników...równouprawnienie jest...faceci wcale nie są gorsi.
A co do Xellosa...powiem tak: Wiedziałam, że tak będzie. Od 15 rozdziału było coś o Cieniu, w 16 Xellos zaczął się zachowywać dziwnie, 17 mówił sam za siebie...a 18 jest jaka jest. Ogólnie pomysł mi się podoba i nie podoba. Po raz pierwszy ujrzałam Filię w takim świetle i nie wiem co o niej myśleć, z drugiej strony jej decyzja to sprawa Vaala.
I to jest ciekawe.
No ale, że tak po prostu zostawili Xellosa? I w ogóle to straszne jak go potraktowałaś. A poza tym lepiej znajdź dobrą wymówkę- znaczy się już ją masz- ale, o matko! Nie wierzę, że to zrobiłaś. O mało co nie zjadłam biurka jak to czytałam, nie mówiąc o paznokciach.
Kamenka...nie martw się ja też obstawałam za takimi pomysłami i teraz mamy za swoje. :( :( ;(
Socki ja z tym łożem śmierci tylko żartowałam O.o No nie teraz chyba wszystko pójdzie na mnie i zostane zabita przez inne czytelniczki T_T