Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Days of Destroyer

XIX. W drodze Elebereth, płasko i pusto. Tutaj ludzie giną z mrozu i innych chorób zakaźnych.

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Fusion
Dodany:2010-01-30 11:11:55
Aktualizowany:2010-01-30 11:11:55


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.


Nikt nie wydaje się bardziej obcy niż ktoś, kogo się kiedyś kochało.

Erich Maria Remarque (Paul Remarque)



Słońce miało się ku zachodowi, gdy przyjaciele zebrali się ponownie i ruszyli w stronę równin.

- Niestety, nie możemy tu się dłużej zatrzymywać- powiedział Zelgadis. Popatrzył w stronę gór.

- Wielka szkoda i strata.- Pokręcił głową.

- Jednak musimy ruszać, zanim słońce zajdzie. Przed nami setki kilometrów, a do dworu króla Mefistofelesa musimy dotrzeć jak najszybciej.

Zebrali się i powolnym krokiem ruszyli w dół ku płaskim stepom Eleberethu. Filia szła z tyłu grupy, nie płakała, zastanawiał ją jednak sens postępowania Xellosa. Wiedział co ona ma zamiar zrobić, dopiero teraz to rozumiała. Od momentu kiedy zorientował się, że ona podejrzewa go o zdradę i rozważa wyłączenie go z grupy, nie zrobił nic by zmieniła zdanie. Nawet kiedy chciała uruchomić mechanizm mostu, zwlekał z informacją, że ona nie zginie. Zupełnie jakby wiedział, że nie byłaby w stanie skazać go na śmierć, wiedząc iż sama przeżyje. Nagle, przed oczami stanęły jej obrazy z wyprawy. Kiedy wyruszyli, ten ich niefortunny bal, potem jak znaleźli Undis, doszli do Wąwozu Garoty, Shadowspire, lasy Nieba i Piekła, Morze Drani, Jama Baltazara, Starzec z Wędrownego domu, a wszystko to...a wszędzie, gdzieś przemykały wspomnienia związane z kapłanem. Gdy przypomniała sobie jak się kłócili, potem przepraszali i znowu kłócili, uśmiechnęła się mimowolnie-ile to razy ludzie patrzyli na nich z niedowierzaniem. Z czasem zaczynała lubić tego całego Xellosa, dało się z nim żyć, był pomocny, czasami zabawny no i jako jedyny dobrze ją rozumiał. W sumie, czemu tu się dziwić, zanim nauczyli się blokować połączenia znali już siebie dobrze, żeby nie powiedzieć- za dobrze. A może po prostu teraz tak myślała, bo nie żył, przez nią zresztą przez nią, a przecież zmarłym należy się szacunek? Może po prostu w obliczu okropnej zdrady jakiej się dopuściła, gloryfikowała Xellosa próbując w ten sposób ratować swoje sumienie? Bo przecież zdarzało się, że go nie rozumiała, czasami dziwnie się zachowywał, miał swoje humory, potrafił wystawić ich na niebezpieczeństwo.

Ale nigdy nikogo nie zabił…nie w taki sposób.

Xellos miał rację byli tacy sami.

Nie miała podstaw by twierdzić, że jest w czymkolwiek lepsza od niego. Tak między bogami a prawdą, teraz pośmiertnie on został bohaterem, przynajmniej dla reszty grupy. Dla niej…Filia nie wiedziała kim był dla niej, ale jednego mogła być pewna. Pustka którą teraz odczuwała była jeszcze głębsza i czarniejsza niż po śmierci Agraela. Gdyby tylko bogowie zechcieli zabrać ją z tego niekończącego się koszmaru, w którym każda jej decyzja okazuje się ściągać na nią nieszczęście…

- Za późno.- głos Amelii wyrwał ją z zadumy. Spojrzała na księżniczkę szła teraz za nią i chlipała cicho.

- Co się stało? Amelio?- Przystanęła i spojrzała na księżniczkę.

- Dalej nie mogę uwierzyć w to co się stało.- wyszeptała dziewczyna.

- Ja też.- Powiedziała Filia.

- Chodź, nie zostawaj w tyle.- Wyciągnęła rękę w stronę Amelii. Dziewczyna podeszła i teraz szły obok siebie.

- Ja też nie mogę uwierzyć, że Xellos nie żyje, chyba nawet nie chcę.- powiedziała cicho.

- To wszystko wina, tego, tego CZEGOŚ. Trzeba było od razu uciekać! Albo...albo mogliśmy mu pomóc! To niesprawiedliwe!- Amelia znowu zaczęła chlipać. Filia rąbkiem peleryny wytarła jej łzę. Nie chciała mówić księżniczce, że gdyby nie ten most, gdyby nie ona, Xellos prawdopodobnie zwiałby i to bardzo chętnie, ściągając na nich ten straszny Cień. Jednak teraz, skoro umarł, przez nią, postanowiła przynajmniej naprawić jego zszarganą opinię…tylko tyle teraz mogła dla niego zrobić.

- Amelio, Xellos doskonale wiedział co może się stać gdy wejdziemy do miasta. Był w pełni świadom tego, że może stracić życie stając do walki z Cieniem.- wyszeptała i spróbowała się uśmiechnąć lecz bez skutku.

- To dlaczego to zrobił?!-

- Bo wierzył, że uda nam się powstrzymać Niszczyciela, wierzył, że wykonamy powierzone nam zadanie. I nie możemy pozwolić, żeby jego ofiara poszła na marne. Też jest mi ciężko ale nie będę tutaj siedzieć i rozpaczać, nie po to Xellos walczył z Cieniem żebyśmy teraz się poddali.- Powiedziała, chociaż sama nie wierzyła w ani jedno swoje słowo.

- Idź, zapytaj Zelgadisa czy dzisiaj zatrzymujemy się na postój.- wskazała na czoło kolumny. Księżniczka skinęła głową i poszła w stronę Liny i chimery. Smoczyca raz jeszcze odwróciła się w stronę gór.

- Namagomi.- Powiedziała i szybko, by nikt nie zauważył otarła mokry policzek, poczym odwróciła się i przyśpieszyła kroku.

Zbliżał się zmrok, jednak nikt nie chciał się zatrzymywać, podróżowali jakby pogrążeni w transie rejestrując tylko najważniejsze rzeczy. Teren robił się coraz mniej urozmaicony, tylko gdzie niegdzie zielone łąki były usiane, ledwo widocznym w mroku, kamieniami. Nikt z grupy nie narzekał na głód, czy zmęczenie, każdy chciał oddalić się jak najszybciej od pustyń Ironsand. W ten sposób, przeszli prawie całą noc. Dopiero o wschodzie, Zelgadis zarządził dwugodzinny postoju. Przycupnęli między trzema ogromnymi skałami, tak, że nikt nie widział ich ognia, ani cieni. Filia wtulona w róg, który tworzyły skały, przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół, próbujących zdecydować jaka droga będzie najlepsza. Bez Xellosa byli jak dzieci we mgle.

- Znowu o tobie rozmawiają.- pomyślała, przymknęła oczy i spróbowała usnąć.

- Filia…-

- Filia!- Głos Zelgadisa wyrwał ją z zadumy. Otworzyła powoli oczy.

- Słucham?- zapytała cicho.

- Mogłabyś nam powiedzieć, czy Xellos wspominał ci coś o tym, że zamierza gdzieś iść, coś robić, cokolwiek?- zapytała Lina.

- Nie, a przynajmniej, nie przypominam sobie. Ostatnimi czasy nic nie wspominał, coś go dręczyło...chyba coś przeczuwał.- odpowiedziała. Lina spuściła głowę.

- I co my teraz zrobimy?!- Spojrzała na Zelgadisa. Chimera wydawała się być równie zdezorientowana co ona.

- Musimy jednocześnie, dostać się na dwór króla Mefistofelesa w Akkarze i jak najszybciej donieść Merkabry do Seruun. Nigdzie nie możemy iść razem.- Spojrzał wymownie na dziewczyny. Nagle Filię coś tknęło.

- A czy Xellos nie miał przypadkiem jednej z nich?- Zapytała z niesłychanym jak na powagę tej sytuacji, spokojem. Ku jej zdziwieniu Lina wyciągnęła z kieszeni maleńką piramidkę i pokazała ją wszystkim.

- Dał mi ją dzień przed wejściem na Ironsand. - Poinformowała ich.

- Czyli naprawdę coś przeczuwał.- Westchnęła Filia.

- Mówiłaś coś?

- Nic, nic.

- Wracając do tematu. Musimy się rozdzielić?- Zapytała Lina. Wszyscy popatrzyli na siebie z markotnymi minami.

- Ale jak to, rozdzielić? Nie powinniśmy. - powiedziała smoczyca.

- Musimy! Zrozum jedno Filia, nie mamy żadnych szans zostając razem- gdy się rozdzielimy może zdążymy na czas.- Powiedział Zelgadis.

- Rozumiem, tylko...zobaczcie do czego to doszło. Xellos nie żyje, grupa już się podzieliła…a teraz zupełnie się rozpadnie?.- wyszeptała.

- Musi! Odejdziemy jeszcze tej nocy!- Powiedziała poważnie Lina.

- My, czyli kto?- zapytała ją smoczyca.

- Ja z Gourym, będziemy trzymali pieczęci, pójdziemy krótszą drogą przez Pojezierza i brzegiem morza.

- To blisko siedziby Zellas! Za blisko.-

- Nikt nas nie zauważy! Nie mamy innego wyjścia, tu liczy się czas- a potem, gdy już dojdziemy do Sailune, spróbujemy znaleźć wejście do Kryształu…czy coś.-

- Podobno, kryształ prowadzi do tysięcy wymiarów. Jak znajdziecie właściwy? A jak wam się nie uda, wszystko będzie stracone.-

- No to będzie stracone.- Lina uśmiechnęła się do niej i poszła pakować swoje rzeczy.

- A my?- Zapytała Filia Zelgadisa.

- My ruszamy do Akkary, na dwór króla Mefistofelesa, to jest na razie nasze jedyne zadanie.- Wytłumaczył. Smoczyca skinęła głową i odeszła w stronę Liny.

- Weźcie to. I niech bogowie wam sprzyjają.- podała czarownicy swoją świątynną bransoletę. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej. Następnie oddała Gouremu swoją Merkabę.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.- Powiedziała wiedźma i nałożyła bransoletę na rękę. Smoczyca ciężko usiadła na ziemi. „Wszystko będzie dobrze, czy stać nas na to? „ Zapytała siebie w myślach „Czy potrafimy odwrócić zło o którym wiemy, że nigdy nie powinno powstać? Będziemy próbowali- to, że los jest przeciwko nie znaczy, że poddadzą się bez walki. Będą bronili się do końca.” I z tą myślą- usnęła.

Tej nocy, śnił się jej Agrael. Potem męczyły ją jakieś niewyraźne kształty, głosy i nieprzenikniona ciemność wyciągająca swe macki w jej stronę. Widziała upadające miasta by następnie raz po raz przeżywać straszliwe trzęsienie ziemi, które w wybuchach ognia i okrzykach rozpaczy ludzi, pochłaniało cały świat i niszczyło go w drobny mak.

- Filia!!!! Obudź się!- czyjaś ręką klepała ją po twarzy. Otworzyła oczy.

- Z Zel?- Wyszeptała otwierając oczy i koncentrując wzrok na chimerze.

- Co się dzieje?- Zapytała.

- Ruszamy w drogę, wstawaj!- Facet zaczął siodłać konia.

- Gdzie Lina i Goury?-

- Już wyruszyli, my też musimy. Przed nami trzy dni drogi, dla jakiegoś łowcy czy szpiega, i miejmy nadzieję, że nie spotkamy żadnego z nich.

Dopiero świtało, gdy podzieleni towarzysze wyruszyli. Przemierzali bezkresne stepy Eleberethu idąc coraz dalej na zachód. Wiał przenikliwy wiatr, robiło się coraz zimniej. W ten sposób przeszli cały dzień nie odzywając się do siebie ani jednym słowem. Doszli do doliny Długiej rzeki, zbocza jej porośnięte były niewielkimi drzewami jabłoni, lip i olch. Teraz, pojawił się mrok, który powoli gęstniał. W dole, pośród kamieni i nielicznych drzew zalegała mgła, snując się po bladych brzegach Długiej rzeki. Na niebie jednak, nie było ani jednej chmury. Wzeszły gwiazdy. Malejący już księżyc, żeglował od zachodu, pod skałami kładły się czarne cienie. Wędrowcy dotarli do brzegów rzeki.

- Teraz musimy iść z nurtem. Akkara znajduje się przy jej ujściu do morza.- odezwał się Zelgadis do swoich towarzyszek. Całą noc, troje przyjaciół przedzierało się przez chaszcze, aż w końcu dotarli do miejsca, w którym przejście było możliwe jedynie górą rzeki lub jej środkiem. Tu zatrzymali się, o zimnej godzinie przedświtu, na krótki odpoczynek. Księżyc dawno już zaszedł, niebo iskrzyło się od gwiazd, pierwszy brzask nowego dnia jeszcze nie pokazał się zza czarnych gór, gdy ponownie wyruszyli.

- Jak myślisz, którędy powinniśmy iść?- spytała Filia.

- Górą, gdzie będzie nam łatwiej, ale możemy zgubić drogę; czy rzeką, w której nie utrzyma się koń, a i Amelia może sobie nie poradzić.

- Ej!- krzyknęła rozgniewana księżniczka.

- Musimy zaryzykować drogę górą, nawet jeżeli grozi nam to opóźnieniem i zgubieniem drogi. W rzece nie mamy szans.

Po postoju wdrapali się po stromym zboczu doliny i znaleźli się na górze doliny. Ku swojemu zdziwieniu stwierdzili, że są w lesie.

- Zelgadis? Czy nie mówiłeś przypadkiem, że Elebereth to płasko i pusto?- zapytała go Amelia.

- Mówiłem, ale Długa rzeka przepływa też przez lasy Murmurwoods, miejmy nadzieję, że bóg lasu nas oszczędzi.

- Bóg lasu?- pisnęła Amelia- A dlaczego nie możemy iść stepem?

- A jak chcesz znaleźć tam drogę?- Zapytała ją Filia.- Tutaj nikt się nie zapuszcza, nie uświadczysz wygodnych dróg i drogowskazów. Musimy zmierzyć się z lasem.

- Nie wygląda przyjaźnie.- Amelia przyczepiła się do Zelgadisa.

- Bo nie jest.- odpowiedział odklejając ją od siebie.- trzymajmy się rzeki I NIE DOTYKAJ NICZEGO CO TUTAJ ROŚNIE!- powiedział w chwili gdy Amelia wyciągała rękę po kwiatka.

- Będziemy tutaj przez trzy dni, więc proszę was dziewczyny zachowujcie się rozsądnie, potem tylko dwa dni drogi będą dzieliły nas od Akkary. A teraz ruszamy.

Cała trójka(i koń), kierując się na zachód, szła wraz z brzegiem rzeki, wciąż pod górę, nieuchronnie coraz dalej w głąb Murmurwoods, przyspieszając kroku o tyle o ile pozwalał ciemny, splątany gąszcz. W tym czasie na niebie pojawiło się słońce i zaczęło ogrzewać zmarznięte drzewa. Zrobiło im się duszno, jakby ciepłe powietrze było zanadto rozrzedzone lub jakby dochodziło go zbyt mało w głąb lasu.

Wreszcie Zelgadis przystanął.

- Nie sposób iść dalej.-wysapał. Musimy gdzieś przeczekać ten zaduch.

Wczołgali się na potężny korzeń, który krętym ramieniem owijał skałę. Wdrapali się na olbrzymie drzewo i przez chwilę leżeli w cieniu milcząc i słuchając świergotu ptaków. Drzewa śpiewały piękną melodię, która kołysała znużonych wędrowców. Delikatny wiatr gładził ich włosy, szepcząc magiczne słowa otuchy. Powoli każdy zamykał oczy, zapadając się w cudowny ciężki sen.


Filia obudziła się zmarznięta, z jej ust leciała para, gdy odezwała się do reszty:

- Amelia, Zelgadis, wstawajcie! Wstawajcie! Przespaliśmy cały dzień.- wykrzyknęła. Nagle ku swemu przerażeniu stwierdziła, że nigdzie nie ma Undis

- Zelgadis, Undis zniknęła!- Wszyscy zerwali się na równe nogi. W końcu chimera odnalazła ślady, które prowadziły w głąb lasu.

- Niestety, musimy iść za nią.- westchnął, przyglądając się ziemi.

- Wcale mi się nie uśmiecha wędrówka przez ten las.- nadąsała się Amelia.

- Daj spokój, oprócz paru cierni i gałązek, które może o ciebie zahaczą, nic ci się nie stanie. Undis ma wszystkie nasze zapasy, musimy ją odnaleźć.- odpowiedziała jej Filia. Ruszyli tak więc za śladami spodziewając się, że Undis będzie nieopodal. Okazało się jednak, że są dalej niż przewidywali. Teren wciąż wznosił się stromo i był coraz bardziej zalesiony. W miarę jak zagłębiali się w las robiło się coraz ciemniej.

- Z panem Xellosem to byśmy się tak nie wpakowali.- Ofuknęła Zelgadisa Amelia po kolejnej próbie przedostania się przez krzaki. Zelgadis puścił tę uwagę mimo uszu i tylko przyśpieszył kroku.

W ten sposób znaleźli się w samym sercu lasów Murmurwoods gdzie drzewa były wielkości królewskich pałaców, było tutaj ciemno, duszno, a mimo to dostrzegało się piękno i uroki tego miejsca. Już dawno przestali słyszeć szum Długiej Rzeki, jednak dalej szli w głąb lasu. Po paru godzinach Zelgadis przystanął.

- To bezsensowne, nie odnajdziemy tego konia!- Wypalił w pewnym momencie Zelgadis.

- Musimy.- jęknęła Filia i pociągnęła dwoje przyjaciół za sobą. Szli tak, aż doszli do ogromnej skalnej ściany w której była mała szczelina, z niej zaś wypływał strumyk. Tu ślady Undis urywały się.

- Koniec!- krzyknęła Filia i ukrywszy twarz w dłoniach usiadła na pobliskim kamieniu.

- Wszystko na nic.- powiedział Zelgadis- Straciliśmy dzień drogi, jak nie więcej, odpocznijmy trochę i wrócimy do Długiej rzeki.

- A pamiętasz drogę?- Zagadnęła go Amelia.

- Raczej.- odparł. Nagle Filia zerwała się z miejsca.

- Patrzcie!- wyszeptała, wskazując na coś palcem.

- Co?- Amelia i Zelgadis zerwali się na równe nogi.

- Tam coś jest, wygląda jak koń, ale ktoś z nim jest!-

- Gdzie? Nie każdy ma wzrok smoka.-

- Szzzyy! Wystraszysz ich!- wyszeptała Filia. Teraz i Zelgadis zauważył postać.

- Widzę, ale Filia… to nie jest koń i człowiek…

- Jak to? Przecież widzę.

- Nie to coś innego.- Teraz i Amelia zauważyła śmigającą między drzewami postać. To coś zbliżało się szybko i zwinnie, słychać było tylko ciężkie kroki dużego stworzenia..

- Garm?!- zapytała Amelia.

- Nie wiem. Zelgadisie, Amelia przygotujcie zaklęcia.- Filia także utworzyła kulę zaklęcia.

- Nie, czekaj aż skoczy!- wyszeptała. Zelgadis tworzył fireballa walcząc z oporem jakiejś innej mocy. Miał ręce złożone do zaklęcia, ale go nie wytworzył. Dziewczyny milczały.

- Na co czekasz? O co chodzi?- szepnęła Amelia

- Czekajcie. To nie jest nieprzyjaciel.- Powiedział opuszczając dłonie. W tym momencie stworzenie przyśpieszyło kroku i żwawo do nich podbiegło. Nagle uniosło głowę. Trzej wędrowcy zamarli z oczami utkwionymi w postać nieznajomego. Zapanowała cisza. Nie widzieli twarzy przybysza stojącego w cieniu, ale jego sylwetka była wyraźnie zaznaczona. Przypominał on centaura lecz zamiast końskiego ogona miał lwi, a wzrostem przewyższał wszystkie dotąd im znane konie.

- Bardzo pomyślne spotkanie, jak bym rzekł.- powiedział podchodząc bliżej. Zatrzymał się o krok od trzech przyjaciół, rozmiarami przewyższał dorodnego ogiera, a jego głos przypominał ryk lwa.

- Co robicie w tych stronach?- zapytał władczym tonem, a w jego głosie było coś, co podpowiadało wędrowcom, by mówić tylko prawdę.

- Nie często tu widujemy, takich gości.- Dodał. Zelgadis schylił głowę czując do tego stworzenia jakiś niewyjaśniony respekt.

- Zmierzaliśmy do Akkary wzdłuż Długiej rzeki, jednak usnęliśmy w cieniu starej topoli i przez to nasza klacz nam uciekła. Wybacz, że zakłócamy twój spokój.

- Klacz wam uciekła?- zapytał spokojnie

- Nie. My...nie dopilnowaliśmy jej- Powiedziała powoli Amelia. Stworzenie pokiwało głowa tak, że przez chwilę ujrzeli złoty błysk jego długich włosów.

- Wybacz panie, moją zuchwałość, ale czy zechcesz nam wyjawić swe imię?- wyszeptała Filia stając obok Zelgadisa.- Ranek zaraz, a my mamy przed sobą zadanie. Stworzenie zaśmiało się. Śmiało się tak głośno, donośnie i pięknie, że w serca smoczycy, księżniczki i chimery wstąpiła nagle otucha i sami uśmiechali się do siebie.

- Chcesz poznać moje imię dziecino? Ależ ja nie mam imienia!- uśmiechnął się do Filii.

- Jestem Królem Lasu.- Wystąpił z cienia ukazując się w całej swej potędze i majestacie.

04.12.06 by Skarpeta & korekta by Kórczak :D

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Kamenka : 2010-02-05 19:10:10
    Świąt nie będzie?!!

    No i cholera w bombki strzeliła,a ja cały czas byłam przekonana, że na koniec odświeżonego Destroyera zrobisz nam taki suprise ;P To w takim razie biore ten tytuł do swojej poczekalni anime :)

  • Socki : 2010-02-05 17:40:02
    Lodoss

    http://anime.tanuki.pl/strony/anime/82-kronika-wojny-na-lodoss/rec/82

    Cokolwiek o tym piszą, ja tam Lodoss kocham. Jest gorsze od Slayersów, nie ma tak ciekawych postaci i nie jest tak zabawne ALE ma klimat i chociaż jest na prawdę sklejone z oklepanych motywów, wszystko razem łączy się w fajną całość.

    Rzeczywiście muzyka klimatem do slayers pasuje(chociaż moim zdaniem trochę zbyt balladowa) najprawdopodobniej dlatego że obie serie to fantasy XD

    Ri-chan rozczaruję cię ale Destroyer raczej nie doczeka się swojego openingu :D

  • Kamenka : 2010-02-05 14:10:08

    Offtop walne hihi. Przesłuchałam ta piosenke i rzeczywiście klimat jest dobry do Destroyera. Nie znam tego anime i jak tak patrze to ogólnie też coś w stylu slayersów czy mi sie wydaje?Dość ciekawie wygląda, jeśli jest zabawne i ma wątki romantyczne z chęcią bym obejrzała...:)

  • Ri-chan : 2010-02-05 11:49:51
    :)

    Właśnie mam fazę na Lodoss War i tak sobie pomyślałam, że piosenka z openingu Kiseki no Umi, nadawałaby się też na opening do Destroyera ;3 Ot taka luźna refleksja.

  • Ri-chanH : 2010-01-30 22:08:21
    .

    Czytając ten rozdział odniosłam przedziwne wrażenie, że jest to podsumowanie wszystkich problemów. Dosłownie, rozliczenie z ostatnich XX rozdziałów i wniosek, że są w niezłych tarapatach.

    I jeszcze jedno, już wcześniej wiedziałam, że Twoje postacie nie są kryształowe - w sumie to dobrze bo nikt nie ma stricte złego/dobrego charakteru...ale Twoje przejawiają tak ludzkie zachowania, że czytając to czasami ciężko o rozgraniczenie dobra i zła...właściwie w tym ficu nie powinny pojawiać się te pojęcia, bo wszystko się zmienia w zależności od sytuacji. Najlepszym przykładem jest filia...tylko, że to zabija klimat bajki.

    I uważam, że pozbycie się xellosa jest samobójczym krokiem. I w ogóle strasznie wszystko skomplikowałaś.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu