Opowiadanie
Days of Destroyer
XXIV (...) I dlatego rodzimy się w wodzie, nie zabijamy delfinów i spoglądamy w stronę gwiazd.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2010-03-25 08:00:56 |
Aktualizowany: | 2010-03-25 09:48:56 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
Chodzą Śmiercie po słonecznej stronie,
Trzymający się wzajem za dłonie.
Którą z naszej wybierzesz gromady,
By w cmentarne uprowadzić sady?
Nie chciał pierwszej, że nazbyt miniasta,
Grób, gdy hardy, pokrzywą porasta.
Nie chciał drugiej, że nadmiernie złota,
Nie zna ciszy, kto się tak migota.
Wybrał trzecią, co choć bugulicha,
Lecz tak cicha, że wszystko nacicha.
Coś za jedna, że podobasz mi się
W swym bożystym na ziemi zarysie?
Żal mi, przeżal ptaka, co odlata,
Dla cię umrę z nieżalu do świata.
Blada jesteś, jak to słońce w zimie -
Kędy dom twój i jak ci na imię?
Dom mój stoi na ziemi uboczu,
A na imię nic nie mam, prócz oczu.
Nic w tych oczach nie mam, prócz wieczoru,
Pewna byłam twojego wyboru.
Jeden zowąd śmierć sobie wybiera,
Ale drugi tą śmiercią umiera.
Choć wybrałeś, nie wiedząc dla kogo,
Zawszeć będę pamiętną i drogą.
Jestem śmiercią twej matki, co w chacie
Uśmiechnięta czeka teraz na cię.
Bolesław Leśmian Śmiercie
- Xellos!-
- XELLOS!!!- Tajemniczy kapłan obrócił się wokół własnej osi na dźwięk swojego imienia i wcisną przewodnik do kieszeni. Spojrzał w dół na trzy małe postacie swoich towarzyszy podróży
- Xellos! Musimy już jechać. Sam mówiłeś, że nam się śpieszy! Złaź na dół.- Krzyknęła zirytowana Filia. Chciał nie chciał, kapłan musiał posłusznie pojawić się na ziemi.
- Co tam robiłeś?- Zapytała go od razu Filia, mocując się z popręgiem (to ten pas którym przypina się siodło - bardzo ciężko dopiąć)
- Nic takiego.- Powiedział od niechcenia, zarzucając siodło na swojego konia i podpinając je.
- Nic takiego? Znam twoje „nic takiego”. O czym myślałeś?- Zapytała smoczyca walcząca ze skórzanym paskiem. Xellos westchnął na znak niezadowolenia, ale grzecznie odpowiedział.
- Naprawdę nic...- Nie pytając smoczycy o zdanie wyjął z jej rąk popręg i dopiął go.
- Nic?- Powtórzyła Filia.
- Po prostu zastanawiałem się…
- Nad?
- Nad drogą. Zastanawiałem się czy nie lepiej sprzedać konie i pojechać wozem. Byłoby szybciej i taniej.
- Phi, myślałam, że coś ciekawego. - Mruknęła zawiedziona Filia.
- No przecież ci mówiłem, że nic.- Jękną.
- Ale mówiłeś to w taki sposób, że myślałam, że coś!
- Filia…słyszałaś ty kiedyś przypowieść o blond wilku, który wpadł we wnyki kłusownika?- Zapytał Xellos dając jednocześnie znak Zelgadisowi i Amelii by się pośpieszyli.
- Nie, a co?
- Odgryzł sobie trzy łapy i dalej był uwięziony.
Pogoda była całkiem miła za to atmosfera nie, ponieważ Filia śmiertelnie obraziła się na Xellosa za żart o blond wilku. Jednak nawet z naburmuszoną smoczycą jako kompanem, trudno było zaprzeczyć…było pięknie. Delikatny wietrzyk rozwiewał ich włosy i gładził skórę, wszędzie pojawiały się kępki młodej trawy a niebo miało czysto błękitny kolor. Jakby wczorajsza ulewa obudziła całą krainę do życia*. Pognali konie do galopu wciąż ścigając się z czasem.
- Właśnie przekroczyliśmy granice Elebrethu!- krzyknął Xellos do reszty gdy przejechali przez płytki bród.
Przed nimi rozciągał się płaski teren. Im dalej wjeżdżali w głąb krainy tym bardziej ucywilizowany stawał się krajobraz. Schludne drewniane domki kryte strzechą przysiadły u wybrzeży małych rzeczek i jezior , coraz częściej można było zauważyć świeżo zaorane pola, oraz duże wiśniowe sady. Praktycznie wszędzie krzątali się ludzie zajęci pracą przy naprawie domów, obór czy orką.
- Taką prawdziwą wiosną musi być tutaj niesamowicie pięknie.- rozmarzyła się Amelia, gdy mijali jeden z takich sadów.
- No nie wiem.- Burknął Xellos- Wszystko jest w tych okropnych różowych kwiatach wiśni. I pełno rozwrzeszczanych ptaków siedzi na drzewach. Bachory wyją i biegają z psami.
- Gadasz jak jakiś emeryt. - Filia zwróciła się do kapłana.- Dziwne, że jeszcze nie łupie cię w krzyżu. - Kapłan puścił tą uwagę mimo uszu.
Po chwili wjechali na rynek małej wioski. Zatrzymali się na kamiennym, okrągłym placyku i zeszli z koni. Panował tu lekki chaos, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ludzie krzątali się ustawiając nowe stragany i nawołując dzieci i przerzucając między sobą przeróżne rzeczy. Mimo całej zawieruchy dało się czuć powiew spokojnego wiejskiego życia.
- Niesamowite.- zamyśliła się Filia. -Jak oni tutaj żyją. Jacy są szczęśliwi.
- Ci ludzie nie znają wojny.- Mruknął Xellos przystając obok niej.- Oraz wielu innych rzeczy.
- Ogromna armia skutecznie broni granic Elebrethu, a Akkara nigdy nie została zdobyta przez żadnego wroga. Nie sądzę też, by doszły do nich wieści o Niszczycielu. Dla nich jest to tylko kolejna wiosna.- Powiedziała Amelia, nad którą na chwilę wziął górę polityczny duch.
- Idziemy?- Xellos przerwał księżniczce jej wypowiedź.
- Gdzie?- Zapytała Amelia i zamiast czekać na jakąś odpowiedź całą uwagę poświęciła krokusom kwitnącym na małym skwerku zieleni tuż obok domu wójta.
- Musimy sprzedać konie. I znaleźć nocleg.-
- Co?!- krzyknęła -Mowy nie ma!
- Jest.- mruknął Zel.- Nie mamy już zbyt wiele pieniędzy, a w dalszej podróży już na nic się nam nie przydadzą.
- Ale, ale?- zaczęła Amelia rozglądając się dookoła, jakby miała nadzieję, że na chodniku będzie leżał jakiś argument.
- Wiesz co Zelgadisie? Może powinniśmy je zjeść po drodze? Jak wyczerpią się nam zapasy?- zapytał Xellos. Księżniczka zapowietrzyła się na dźwięk jego słów.
- Prezentów się nie oddaje!- Krzyknęła.
- Amelia, daj spokój zachowujesz się jak dzieciak.- Ofuknęła ją Filia.
- Bo jestem dzieciakiem.
- Już nie.- odparł Xellos kiwając jej palcem przed nosem.
- Przy tobie to na pewno. Stary pierdzielu!!!- Odgryzła się wściekła księżniczka. Kapłana zatkało.
- I zobacz co zrobiłaś.- westchnęła Filia wskazując na małą szarą sylwetkę Xellosa siedzącego w kącie i mruczącego coś do siebie. Załamał się.
- Od kiedy jesteś z Xellosem na ty?- zapytał Amelię Zelgadis kompletnie ignorując załamanie nerwowe demona.
- Odkąd jestem dorosła.- Fuknęła księżniczka i ruszyła przodem. Zelgadis wziął konie i powlókł się za naburmuszoną dziewczyną. Filia wzięła ssącego kciuk Xellosa za rękę i pociągnęła w stronę bocznych ulic.
- Kupis mi cukielka?- wymamrotał
- Opamiętaj się ty popaprańcu bestii! - Syknęła i zdzieliła go ręką po głowie.
- Filia?
- Co znowu!?- krzyknęła wściekła, oczekując kolejnego idiotycznego pytania.
- Dlaczego trzymasz mnie za rękę.- Zapytał spokojnie kapłan wskazując palcem na ich ręce.
- Co? Rany! FUJ! - wypaliła i szybko wypuściła z ręki przegub kapłana- Bo byś się nie ruszył.
- Że co?
- Że nic. Idziemy.- Powiedziała w duchu zastanawiając się dlaczego wszystko musi być aż tak absurdalne.
- Naprawdę Filio, nie rozumiem o co ci chodzi.
Ruszyli w dół ulicami wcześniej wspomnianej i niezwykle malowniczo opisanej niewielkiej wioski. Bardzo szybko znaleźli przyzwoitą, małą stajnię, gdzie starszy człowiek z radością odkupił „wyjątkowo piękne konie”. Sprzedali wszystkie z wyjątkiem Undis, która wykazywała chęć zamordowania wszystkiego co nie było Zelgadisem. Kłopotem też nie było znalezienie jakiejś cichej tawerny, w której przyjaciele wynajęli cztery malutkie pokoje. Pozostał tylko jedynie problem transportu, z początku chcieli jechać wozem ale później uznali, że polecą. Owszem, istniało pewne ryzyko, że ludzie będą chcieli Filię upolować ale jakoś nikt nie wziął tego pod uwagę.
Był wieczór. Xellos wymknął się z gospody z głębokim postanowieniem spędzenia go ze swoją jedyną miłością, herbatą. Musiał ochłonąć. Dopiero co był strzępkiem samego siebie, zaraz później zawierał kontrakt z bogiem by móc odzyskać swą dawną moc a teraz znowu niańczył te dzieciaki. Chyba rzeczywiście się zestarzał. Minęło już tyle dekad, że nawet nie pamiętał ile razy zaprzedał własną duszę. Jednak teraz, wszystko wbrew naturalnemu porządkowi, zamiast się statkować, zaczynało się zmieniać. Nie wiedział dlaczego tak się dzieje, nie koniecznie chciał wszystko wiązać z Filią bo i tak byli już na zbyt niebezpiecznej ścieżce. Mylił się myśląc, że ich drogi przez jakiś czas po prostu będą biegły równolegle, mylił się też myśląc, że się przeplatają. Tak naprawdę to była jedna i ta sama dróżka, ale dokąd ona prowadziła, nie miał zielonego pojęcia. W każdym razie zawsze gdy myślał, że już wie wszystko, zaskakiwała go. Nawet wczoraj, gdy rozmawiał z Filią. Co to było? Czuł się jakby istniała w nim jeszcze inna osoba, która bez jego zgody robiła wszystko na co miała ochotę. Chociaż, trudno zaprzeczyć, że ta osoba w jednym miała rację. On i Filia istnieli w sobie nawzajem a to nie wróżyło nic dobrego. To wróżyło zachwianie każdej istniejącej równowagi, łącznie z jego własną równowagą psychiczną. No a przecież w tej chwili czekało go jeszcze parę spraw do załatwienia. Akkara, Wyspa Wilczej Hordy, Niszczyciel, zachowanie przy życiu tej piątki wariatów…jak to się stało, że dobrowolnie wziął na siebie tyle obowiązków i co ważniejsze, jak to się stało, że je wypełniał? Pokręcił głową. Naprawdę się zestarzał. Nagle poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił się. To był Zelgadis. Zganił się w duchu, że nie wyczuł go wcześniej.
- Coś się stało?- zapytała go chimera.
- Co?- odparł nieprzytomnie
- Coś się stało…- Domyślił się Zel.
- Coś się stało!? Dlaczego mi nie powiedziałeś?- Wypalił Xellos wreszcie zaszczycając chimerę spojrzeniem.
- To ja ciebie pytam!-
- Ale o co?
- Czy coś się stało?
- Ale co?- Wciąż dopytywał się kompletnie nie rozumiejąc Zelgadisa.
- Rany Xellos! Pytam się czy coś się stało bo widzę, że się nad czymś zastanawiasz i nie wiem czy masz zamiar znowu dać się zabić, czy coś?!- Wypalił.
- Nie, dlaczego?- Zdziwił się.
- Xellos co się z tobą dzieje?
- Nic.- Mruknął i chciał wyminąć Zelgadisa, ale ten zaszedł mu drogę.
- Co? Gmork, upiory, Zellas, Lina…no powiedz co się dzieje?
- Wszyscy są daleko- fuknął Xellos i ruszył przed siebie.- Zelgadis uśmiechnął się przekornie.
- Ale ja nie wszystkich wymieniłem.-
Nazajutrz wstali równo ze Słońcem. Mgły jeszcze unosiły się nad małą wioską, kiedy czworo towarzyszy wspięło się na jeden z pobliskich pagórków. Tam Filia przemieniła się w smoka.
- I pamiętaj, ostatni odcinek musimy przejść na piechotę. Złoty smok lądujący na głównym rynku Akkary nie wzbudziłby zaufania.- powiedział Xellos do Filii.
- Jak się znajdziemy?- zapytała go.
- Jak wylądujecie-czekajcie, na pewno was znajdę.- Powiedział kapłan, wziął do ręki wodze konia i zniknął. Smoczyca westchnęła.
- To co, lecimy!- Powiedziała z udawanym entuzjazmem. Tak naprawdę nie miała ani ochoty ani siły na lot. Amelia i Zelgadis wspięli się na złoty grzbiet i przygotowali się do startu.
Lecieli długo. Prawie cały dzień. Amelia z nudów obserwowała wędrówkę Słońca po niebie a potem zaczęła gadać coś o wiośnie i prawie. Filia czasami dla urozmaicenia podróży wznosiła się ponad chmury. Raz Zelgadis odważył się zapytać, czy wie co dzieje się z Xellosem, lecz ta skwitowała jego pytanie kwaśnym „Xellos nigdy nie był normalny”. Mijali ogromne puste przestrzenie pokryte młodą zieloną trawą, gdzieniegdzie upstrzone skałami wielkości sporych kamieni i poprzecinane srebrnymi wstęgami rzek. O zmierzchu wylądowali nad cieniutkim strumykiem i tam rozbili prowizoryczny obóz. Filia, zmęczona podróżą, zaraz ułożyła się do snu zupełnie nie zwracając uwagi na posiłek i towarzyszy. Po krótkim czasie zgodnie ze swoją obietnicą pojawił się Xellos, który od razu zarządził dalszą podróż.
- Ale Filia śpi.- Zaprotestowała Amelia.
- Wyśpi się jeszcze dziś w Akkarze, a my musimy się śpieszyć. - Oświadczył i podszedł do dziewczyny z zamiarem obudzenia jej.
Na niebo wypłynął blady księżyc, oraz pojawiły się pierwsze gwiazdy, które powoli zapalając się jedna po drugiej tworzyły całe konstelacje, gdy przyjaciele ponownie wyruszyli w drogę. Przemierzali równinę w napięciu słuchając odgłosów nocy, gdy nagle poczuli silny podmuch wiatru z nikąd. Miał słonawy, wilgotny zapach. Po chwili ich uszu dobiegł charakterystyczny huk wody liżącej słoną grzywą, ostre skały.
- Morze…- wyszeptała Filia czując w sobie niewyjaśnioną radość.
- Czujecie? Morze!- powiedziała głośniej odwracając się do towarzyszy. Nagle usłyszała tuż nad swoim ramieniem ściszony głos kapłana.
- To nie morze ... To ocean. -
Wspięli się na ostatnie wzniesienie i nagle potężny podmuch wilgotnego wiatru otulił podróżników rozwiewając ich peleryny i plącząc ze sobą włosy. Wstrzymali oddechy oszołomieni nieziemskim pięknem widoku, ciągnącego się aż po horyzont. Przed nimi rozciągał się nieskończony ciemnogranatowy ocean, przypominający bezdenną studnię, w której ktoś uwięził niebo pełne gwiazd. Był wszędzie. Nad horyzontem unosiły się Bramy Niebios prowadzące do innego świata- największa konstelacja na niebie.
Słyszeli śpiew oceanu. Czuli go. A noc sprawiała, że ten widok i te dźwięki wydawały się rzadsze i piękniejsze od wszystkich marzeń snutych, z nadzieja, że może się spełnią. Stali tak wdychając słone powietrze i ciesząc się nieograniczoną wolnością, którą przynosił im ten widok. Teraz, każde z nich wierzyło, że nie ma rzeczy niemożliwych. Tego uczucia nie dało się porównać ani do zaklętej dusznej atmosfery Bukowiny, ani też do ciężkiego, dzikiego klimatu Murmurwoods. Ani do żadnej rzeczy jaką w życiu widzieli. Każde z nich miało wrażenie, że udało im się pochwycić czas.
Wszystko zdawało się nie istnieć. Oprócz tego bezkresnego oceanu, który teraz wypełniał każdy zakątek ich umysłów.
Gdy się otrząsnęli z wrażenia, powoli zaczęło do nich dochodzić, że mają kompletnie przemoczone ubrania, i że marzną. Filia ku własnemu zdziwieniu stwierdziła, że jej dłoń jest niebezpieczne blisko dłoni Xellosa. Szybko odskoczyła i wtedy jej uwagę przykuło coś na co nie zwróciła wcześniej uwagi. Nad dużą okrągłą zatoką, stało siedem jaśniejących wież. Zdziwiła się, że wcześniej nie zauważyła czegoś co tak mocno promieniowało białym światłem. W dodatku wieże były naprawdę przeogromne. W swej potędze i majestacie mogłyby nawet konkurować ze świątyniami smoków. Były tak piękne, że łatwo można było je pomylić z gwiazdami.
- Doszliśmy.- powiedziała Xellos. -To jest Akkara.
Powoli, prowadzeni kamienną drogą, dochodzili do stolicy. Kiedy zbliżali się do miasta zauważyli, że wieże połączone są wieloma mostami i w dodatku same składają się z tysięcy mniejszych wież, pawilonów, domów i mościków.
- Niesamowite…- szepnął Zelgadis zadzierając głowę.
- Akkara to jedyne miasto, które rozrasta się do góry. Tworzy ja siedem wież- miast otaczających zatokę Bajdaradzką. U jej ujścia stoją dwa kolosy pełniące funkcje obronne oraz nawigacyjne. Te sześć wież, które tu widzimy, to łuk zewnętrzny; ostatnia, znajdująca się w środku razem z wybrzeżem i kolosami to łuk wewnętrzny. Dzięki takiemu podziałowi miasto nie potrzebuje grobli. Najwyższe budynki w mieście to biblioteka, pawilon królów i obserwatorium. Najniżej, czyli na ziemi, są warsztaty, zbrojownie etc. Wyżej, budynki mieszkalne, a jeszcze wyżej budynki użytku publicznego i oświaty. Na każdej wysokości znajdują się zabezpieczenia i gniazda dla katapult i łuczników. Dodatkową obronę stanowią mury....
- Eeee Xellos? Skąd ty to wszystko wiesz. Przecież jak byłeś tu ostatni raz Akkara była rybacką wioską.- przerwała mu Filia.
- Kupiłem przewodnik.- oświadczył jakby to była oczywista oczywistość- Jak zwykle zresztą.
- Nie sądzisz, że trochę głupim jest pisanie o wszystkich zabezpieczeniach w przewodniku?- zapytał Zelgadis podnosząc się z ziemi.
- Hmmm, był całkiem dobry. Zresztą, co za dureń atakuje Akkarę?
- No to wygląda na to, że żyjemy w czasach idiotów.- Westchnęła Amelia.
* Tak najprawdopodobniej było. Z racji tego, że tym razem Slayersi wciąż podróżowali na południe ominęli zimę. W momencie gdy oni cieszą się zieloną trawką i innymi cudami wiosny, tam gdzie mieszkają wciąż jest pełno śniegu i sroga zima. .
Rozdział bez zarzutów (Może poza tym,że jak dla mnie za szybko się skończył :P)Miły do poczytania,można było się przy nim uśmiechnąć.Czekam na dalszy rozwoj wydarzeń :)
Schemat
Chyba rozgryzłam twój schemat. Jeden rozdział akcji, jeden taki "przejściowy".
A tu podobał mi się opis morza i Akkary.